Inkwizytor z kamiennym spokojem patrzył na gotującego się Azraela. Szczere oburzenie młodego kapłana nie robiło na nim większego wrażenia.
-Nowe dyrektywy dla ciebie zdają się być odpowiednie do nastroju-powiedział zgryźliwie-Jestem pewien, że na dalekiej północy, z dala od frontu, ostygniesz, a przy okazji nie wpłyniesz negatywnie na działania frontowe, które już dostatecznie skomplikowałeś*...
*Wskutek długiej historii zmagań w regionach północnych, terytoria tamtejsze zostały podporządkowane Państwu Kościelnemu, jednak istniało okresowe zagrożenie ze strony konsyliów nekromanckich. Ziemie te są na tyle daleko od obecnych regionów zapalnych, że nie ma logicznego powodu by przypuszczać, iż ktokolwiek z nowych wrogów się tam pojawi.
Regiony północne. Te wytyczne naprawdę ostudziły go. Równie dobrze mógłby zostać zdegradowany do roli zwykłego żołnierza. Ale szczerze powiedziawszy, spodziewał się surowszej kary. W każdym bądź razie jego wzburzenie zaczęło się ulatniać, zaś Azrael począł myśleć o cieplejszym habicie.
- Inkwizytorze, mam prośbę. Jako, że ta porażka jest wyłącznie moją winą według raportu, zaś ci "dzielni" najemnicy praktycznie sami toczyli bitwę i pewnie tylko dzięki nim ja i moje oddziały jeszcze żyjemy, proszę ich nie karać i nie wysyłać ich razem ze mną winnym na to wygnanie. Swoimi umiejętnościami na pewno lepiej przysłużą się na froncie walki z demonami.
Wysoko postawiony niebianin wyglądał, jakby miał wybuchnąć śmiechem po usłyszeniu absurdalnego żartu.
-Nie sil się na żarty. Wszyscy skrewiliście, więc wszyscy zostajecie wysłani na północ. Może zasłużycie sobie na powrót na front. O ile przeżyjecie. Czarnoksiężnicy nigdy nie ruszali się w lecie...
Wychodził już , zostawił tylko sakwę ze złotem i rzucił na odchodnym:
-Należność za jeńców, do podziału wedle twego uznania. Uprzątnijcie pobojowisko i przygotujcie się do wymarszu, jutro. Roze doprowadzi was do najbliższej wojskowej bazy zaopatrzeniowej. A potem na północ, tym razem nic nie zepsujcie.
W kilkanaście minut później, w okolicy nie było już ani jednego przedstawiciela inkwizycji.
Poza Roze`m.
Widząc zbliżającego się zimnego barwach Aruxa przyśpieszył kroku, nie miał ochoty na rozmowę z oficerem tym bardziej przez pośredników. Zwiadowca go jednak dogonił i stanął na drodze.
- Pan Arblith, Arux andre...
Zająknął się gdy dowódca ludzi ignorując go ominął nawet nie spoglądając. Ponownie ruszył za nim tym razem jednak zrównał się krokiem Pan Arblith, Arux andre Aureanu ringte Sneachta każe przekazać iż czeka na wzniesieniu koło wiatraka i prosi się o stawienie w asyście zaufanych oficerów.
Lucious zatrzymał się i spojrzał na zwiadowcę jakby go dopiero zauważył.
- Przekaż tą wiadomość przewodzącemu moim Włócznikom Gorazdowi on będzie wiedział co zrobić. Swemu panu tym czasem przekaż, iż stawię się na wzgórzu gdy tylko zakończę rozmowę z Bratem Azraelem.
Po czym ruszył w stronę namiotu skrzydlatych nie czekając na odpowiedź.
****
Uważnie przyjrzał się poselstwu inkwizycji oddalającemu się od namiotu, nikogo jednak nie rozpoznał co w sumie dla siebie uznał za dobrą wróżbę.
****
- Witaj Bracie Azazelu w ten smuty dzień - Mina dowódcy skrzydlatych mówiła sporo o tym co przed chwilą go spotkało i co myśli o swoim rozmówcy - Racz wybaczyć to jak potraktowałem Twego posłańca jednak zjawił się w najmniej odpowiednim momencie. W każdym razie bitwa przegrana a ja nie mam stryczka na szyi więc mają co do nas inne plany, niekoniecznie lepsze.
- ahh…idioto, on już mnie zna… - spojrzał znudzonym wzrokiem na posłańca, który wrócił z nowiną, że każdy kto miał dostać wiadomość, już ją otrzymał, oraz z informacją od Luciusa. – no nic, poczekamy. A ty zachowuj się na przyszłość normalnie, zrozumiesz, gdy sam otrzymasz tytuł, to strasznie nuży…* - Wracaj do obozu, popilnujesz aby wszystko było jak należy, a jeżeli moja siostra pojawi się nim zakończymy sprawy, kryj wszystko jak trzeba.
Żołnierz przytakną, po czym odmaszerował do obozu. Arblith żałował teraz, że pozwolił sobie na po prostu zawołanie tu Luciusa, gdyby wcześniej kazał mu się tu udać na konkretną godzinę, dając uprzednio jakiś zapas czasu, nie czekałby teraz nieokreślenie jak długo, w obecnym bowiem przypadku, jak długo by człowiek na siebie czekać nie kazał, Arblith nie ma nic do powiedzenia, bo z własnej winy czekać musi.
Tymczasem
Zwiadowcy Arblitha, którzy pilnowali obecnie obozowiska stanęli na baczności widząc kobietę sidhe, uważaną za najznamienitszą pośród głów rodu Andreau, i jakoby nazywaną, ‘głową nad głową’, co oznaczało, iż mimo to Arblith dostał w spadku rapier swego ojca, jako dowód, iż panowanie nad rodem spoczywa teraz na nim, to ze strachu przed Aurelią, wszyscy słuchali jej na równi z nim, a czasami nawet, słuchali jej zamiast jego.
Gdy kobieta-ogień ominęła ich jednak bez słowa, cała trójka odetchnęła z ulgą.
*- Sidhe posiadają wiele różnorodnych tytułów nadawanych przez głowy rodów innym, z racji jednak że ich kolekcjonowanie jak najbardziej poszerza sferę wpływów, zwykle zdradza się je tylko podczas poznania, a potem, mówi po imieniu.
_________________
Cytat:
Every theory of love, from Plato down, teaches that each individual loves in the other sex what he lacks in himself.
G. Stanley Hall
- Witam panie Lalye. Kolejna osoba, która miała do niego sprawę. Choć przynajmniej Lucious umiał się zachować i znał swoje miejsce w obecnej hierarchi, w odróżnieniu od butnych sidhe. Mimo to zaczynał tęsknić za swoją samotnią w klasztorze, za dniami, kiedy nikt mu nie przeszkadzał w medytacji. Teraz musiał się jednak przyzwyczaić do swojej nowej roli.
- Jeśli chodzi o mojego posłańca mam nadzieję, że podobna sytuacja już nie będzie miała miejsca. A co do naszych dalszych poczynań, mam nadzieję, że pan i pańskie oddziały macie na stanie jakieś ciepłe ubrania. Za karę, że tu zawiedliśmy, zostajemy oddelegowani do służby w regionach północnych, byśmy już nie szkodzili naszym w wojnie przeciw demonom i niewiernym. Odbiegając od tematu, pozwolicie, że zadam wam pytanie? Ostatnie zdanie wypowiedział zauważalnie ciszej w porównaniu z poprzednim tonem.
Odruchowo spojrzał w kierunku wyjścia po czym zbliżył się o dwa kroki do rozmówcy.
- Pytajcie, w razie potrzeby możesz bracie liczyć na pełnie dyskrecji.
***
-Gdzież jest ta dziewucha.
Gorazd przeszukał już całość obozu i teraz zapuścił się w las licząc na to, że nie oddaliła się zbyt daleko. Na szczęście już po chwili usłyszał tępe odgłosy zdradzające jej obecność.
Strzała za strzałą wbijały się w pień przytulone do siebie żadna nie była dalej niż na grubość palca od poprzedniczki.
- Panno Yaskro jesteś potrzebna w obozie - Zignorowała go puszczając kolejną strzałę ta jednak wylądowała nieco dalej od poprzednich. - Luciosa czeka przeprawa z drugim i chyba nie obejdzie się bez krwi - Kolejna strzała poszybowała, o ile Gorazd zakładał że poprzednie trafiały w wyimaginowaną pierś celu tak ta trafiła znacznie niżej. - Potrzebuje świadków przyprowadź jeszcze któregoś ze swoich zaufanych spotkamy się na wzgórzu przy wiatraku.
Skinęła głową po czym zaczęła wyciągać z pnia strzały po obejrzeniu chowając je do kołczana, wbitą najniżej zostawiła.
- W co wierzycie, panie Layle? Obserwował człowieka dokładnie, by wychwycić każdy grymas czy też gest wskazujący, że Lucious może nie odpowiadać szczerze.
- Chcesz mnie nawracać Bracie Azraelu, pytasz o to czy wyznaje Prawą Wiarę Uznaję zwierzchnictwo papieża i popieram jego poczynania na świecie. Jeśli chodzi o wiarę w to czego nie mogę dotknąć skupiam się na bardziej przyziemnych duchach przyjaźń, honor i zaufanie. - Spojrzał w oczy kapłana - Niestety gdy chodzi o naszych sojuszników nie jest z tym łatwo.
Widać było, że odpowiedzieć Luciousa go choć w części satysfakcjonuje. Jak na człowieka, wydawał się oddany Wierze.
- Naszych sojuszników? A to my mamy jakiś sojuszników? Przecież nawet część Twej rasy odwróciła się od Prawdziwej Wiary, a gdzie tu mówić o reszcie niewiernych. Bo chyba nie chodziło Ci o sidhańskich najemników? Mówiąc to parsknął śmiechem.
I na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Gdy nie wystawiają naszych na śmierć potrafią być użyteczni, poza tym jesteśmy na nich skazani. Co do mojej rasy, to ich wola gdzie pragną swe dusze posłać i w razie potrzeby bez oporu pomogę im się przeprawić na drugą stronę.
- Może…?
- Nie, schowaj to i to tak, aby nikt nie widział, wiwaty potem. W końcu nic nam nie mówi że do nich dojdzie…choć powinno. – Odparł do swego szermierza. – Choć widzę że się radujesz. A mimo to nie powinieneś, jeden cię widział, nie odwalaj takich kretynizmów, co byś robił jako jedyny facet w wojskach Eirii? Wyglądałbyś jak kretyn, a skończył jak zboczeniec…
- Rozumiem, proszę o wybaczenie.
- Stój twardo, prędzej czy później nadejdą.
Tymczasem w obozie
Kobieta stanęła naprzeciwko bram obozu i pokazała pewien zwój, migiem zawołano po jednego z żołnierzy sidhe, i zaprowadzono ją pod jego przewodnictwem do namiotu dowódcy Volirae, Azraela, nie słysząc żadnych głosów z środka, chyba że to wianie stanowiły szepty, weszła do namiotu.
Stała teraz przed Luciusem i Azraelem, wysoka, o błękitnej skórze jaśniejszej od skóry Arblitha, białych pustych oczach o dumnym błysku, jej włosy o kolorze ciemnego fiolety były ogromnie długie, sięgały bowiem aż do jej pasa...Tego ostatniego. Maiła bowiem założone na siebie cztery pasy skórzane, za którymi wisał w pochwie miecz, nadający się równie do walki, co do pracy na wycince dębów. Sama panna miała na sobie skórzany pancerz, przypominający nieco ten Arblitha, różnicą był brak metalowych elementów. W dziw wprawiało też groteskowe obuwie, były to bowiem buty na obcasie, wykonane z metalu, lub podobnego stopu, zapinane pasami o złotych klamrach.
Kobieta ukłoniła się jak mężczyzna, mimo iż powinna dygnąć jak normalna kobieta, zwłaszcza dlatego, że jej ponad przeciętne kształty były ciężkie do ukrycia, gdy tłów znajdował się w pionie.
- Aurelia Endrue Aureanu righte Terrie Verrend* – przedstawiła się, po czym wyprostowała. – Jako iż przychodzę do tego obozu, nie chcąc siać paniki w obozie powinnam wytłumaczyć swoją obecność dowódcy obozu, proszę mnie wołać, gdy panowie skończą rozmowę. Będę czekała nieopodal. – Mimo iż powiedziała „panowie” patrzyła wyłącznie na Azraela, a sam Lucius bez problemu mógł odczuć od niej chłód. Zaraz po tym tajemnicza kobieta wyszła, i poczęła czekać w takiej odległości, że była widoczna z punktu dwójki tylko jej sylwetka, toteż rozmowie nie przeszkodzi.
Oprócz tego, w niewielkiej odległości, stał sidhe, który doręczył wcześniej wiadomość, miał teraz następną. Za żadną cenę nie może się wydać spotkanie Luciusa z Arblithem, jeżeli do tego dojdzie, Aurelia może im wejść w paradę, a to skończy się na pewno śmiercią jednej ze stron, dalszym skutkiem byłoby oznaczenie najemników jako zdrajców…nie można dopuścić do śmierci czegoś innego, oprócz honoru.
*- Aurelia, trzecia córka Aure, zwana wyższą ponad rasę. (jej przedstawicieli z otoczenia z którego się wywodzi)
_________________
Cytat:
Every theory of love, from Plato down, teaches that each individual loves in the other sex what he lacks in himself.
G. Stanley Hall
- Nasi sidhe nie rozumieją po prostu, że to oni są najemnikami i mają wykonywać nasze rozkazy, a nie na odwrót. Zresztą nie wiem kto był na tyle głupi, by przyjmować przedstawicieli tej rasy na żołd. Może i umieją walczyć, ale wyobraża sobie pan, że jeden z ich dowódców przybył do mnie żądając przeprosin za to, że moi szybownicy wybili jeden z oddziały tych drugich sidhe? Że niby tym sposobem uraziłem ich honor. Bo w czasie bitwy nie ma ważniejszych spraw niż ich honor. W każdym bądź razie wolę mieć ich przed niż za sobą, by przypadkiem nie dostać mieczem w plecy, gdybym znów ich "zhańbił. A teraz pan wybaczy, ale chciałbym zostać sam, by przemyśleć dzisiejszy dzień i ogarnąć jakoś to wszystko.
Słonił głowę rzucając jawne spojrzenie za sakwę ze złotem leżąca na stole po czym opuścił namiot, zatrzymując się przy nowo przybyłej Sidhe.
- Pani Brat Azrael jest wolny. - W odpowiedzi na jej zimne spojrzenie posłał jej ciepły uśmiech.
****
Na wzgórzu wszyscy już czekali. Gorazd wraz z jednym swoim pomocnikiem, Yaskra z najstarszym myśliwym oraz dwóch mieczników wymieniali się pełnymi nienawiści spojrzeniami ze świtą Aruxa. O ile wszyscy najwymowniejsze spojrzenia posyłali stronie przeciwnej tak jego uderzył wzrok młodej oficer powodujący ból w kilku wrażliwych miejscach.
- Przekazano mi, iż chcesz się ze mną widzieć więc jestem. - Na twarzy zamalował się grymas bólu, rana na ramieniu domagała się nowej porcji znieczulenia - Poznałem Twoją siostrę i muszę przyznać iż choć zna mnie znacznie krócej niż Ty darzy mnie chyba większą nienawiścią.
- Nie mogę wpłynąć na to uczucie, niestety ale z nią będziesz prowadził prywatną bitwę. Choć…zawsze możesz prosić o pomoc. – Uniósł w górę rękę, a wszystkie oddziały otoczyły go półokręgiem, po bokach miał brzytwy, a za sobą naprzemiennie jednostki szermierzy i zwiadowców, odległość między nimi wynosiła kilka kroków. Owi sidhe zaprezentowali swą dumę w miarę wyraźnie, Szermierze wbili miecze w ziemie i oparli na nie obie dłonie, zwiadowcy zakryli się płaszczami do reszty, choć mieli ściągnięte kaptury, a brzytwy krzyżując ręce na piersi obserwowali…wzrok każdego sidhe spoczywał właśnie na Arblithu, nie interesowali się oni ludźmi i wszyscy znowu mieli swój poważny wyraz twarzy. Ten właśnie wyraz i te podobne postawy sprawiały, iż byli oni szarży i pokrywali się w tle, ciężko było zawiesić wzrok na tak pustym zgrupowaniu, oni byli tacy sami, bez wyrazu, niczym posągi wykute w skale z lodu. Arblith obniżył rękę, i poprawił pelerynę.
- Jak się spodziewasz nie przywołałem cię tutaj z błahych pobudek, wysłuchaj mnie.
Powolnymi krokami podszedł wyjmując jedną z broni, zatrzymał się na odległości trzech kroków.
- O to miecz mego dziadka i znak mego rodu, korona w formie błyskawicy, - zdobienia na broni były nietypowe, wykonane z starannością, i faktycznie, przypominały błyskawice. Arblith wbił to ostrze w ziemi obok siebie, po czym wyciągnął drugą z broni, tym razem tą, której używał podczas walki w ostatniej bitwie, zdobioną niczym drobina śniegu
- To zaś, wykute w metalu żądło lodu jest moim symbolem i ostrzem mej dumy i honoru, i ono właśnie ma zbierać plamy, jakie spadną na mój ród, za mego panowania. – Wbił je po drugiej stronie w porównaniu z pierwszym. Następnie obejrzał się po twarzy każdego z obecnych, a jego twarz wciąż, nie mówiła o niczym.
- Dwa symbole: mój ród i mój honor, poplecznicy którzy walcząc pod moim sztandarem właśnie z powodu tego honoru, który powierzył mi mój ród. Ty, człowiek i twoi najbardziej zaufani pobratymcy, przedstawiciele rasy która doprowadziła do rozłamu mej rodziny, wbijając zdradzieckie ostrze w nasze plecy, za czasów świetności. Zatem co i dlaczego sprowadziło cię w to miejsce? Odpowiesz na to pytanie sam…
Arblith opadł na jedno kolano i schylił głowę ku ziemi. Donośnie mówiąc.
- Ja, Arblith Arux, głowa rodu synów i córek Aure, błagam cię o wybaczenie mej pomyłki wobec oceny twojej osoby, oraz zachowania jakiego z powodu tej błędnej oceny dokonałem. Jeżeli wciąż raczysz mnie słuchać, błagam również o amnezję za błędy przedstawicielki mej rasy, Eirii, za bezmyślny atak, do którego by nie doszło, gdybym nie zmienił strony oblężenia. Takoż mówiąc na mój ród i honor w obramowaniu, oczekuję twej odpowiedzi.
Tymczasem w obozie
Kobieta sidhe wróciła do namiotu Azraela, ukłoniła się ponownie, po czym przemówiła
- Witaj. Człowiek który stąd wychodził powiedział że skończyliście. – Jakkolwiek w słowie ‘człowiek’ znajdowało się mnóstwo pogardy. Wyciągnęła zapieczętowany dokument i wyciągnęła dłoń z nim w stronę Azraela – nie ma potrzeby abym przedstawiała się ponownie. Ten dokument został wypisany przez święte oficjum, tłumaczy że pochodzę z rodziny Aureanu i jestem tutaj, jako członkini oddziałów Arblitha, jako osoba mu podległa. Wysłucham pytań, a jeżeli nie ma żadnych, z chęcią udam się do obozu mego brata rodu.
_________________
Cytat:
Every theory of love, from Plato down, teaches that each individual loves in the other sex what he lacks in himself.
G. Stanley Hall
Spojrzał w górę zamglonymi oczami. - Panie, czemu karzesz mnie kolejnym sidhe, czym sobie zasłużyłem na to? - pomyślał. Niestety, nie otrzymał żadnej odpowiedzi na swe pytanie. Przeniósł więc wzrok na kobietę. Przyglądał jej się chwilę w milczeniu, zastanawiając się, jak można walczyć w takim stroju. Sidhe pewnie jeszcze nie raz go zaskoczą swymi zwyczajami. Przyjął dokument, otwierając go i tylko pobieżnie przelatując wzrokiem po piśmie.
- Nie, pani Aurelio, nie mam żadnych pytań. Sprawy personalne wojsk pani brata nie leżą w zakresie moich obowiązków. Może pani się udać do waszego obozu.
Odwrócił się, szukając wolnego krzesła, by wreszcie usiąść.
Po powrocie z bitwy i rozdysponowaniu żołnierzy, zarówno tych, co mają pełnić wartę jak i tych, co mogą udać się na spoczynek, poszła do swojego namiotu. W środku zastała już Christine, która najwyraźniej wróciła z pola walki wcześniej. Na stole spoczywała mapka, na której widok młoda Sidhe jęknęła. Chciała jedynie odpocząć, nie miała ochotę na powtórkę lekcji taktyki, którą najwyraźniej miała jej zafundować jej doradczyni.
- Ty mi tu nie jęcz, mogłaś się tego spodziewać. Szybko, przebierz się, nie musisz siedzieć w zakrwawionych ciuchach, i chodź tutaj. - Eiria, nie mając wielkiego wyboru, szybko opłukała się w wodzie, którą ktoś przemyslnie przyniósł jej do namiotu, i zmieniła zakrwawione ubranie na wygodną tunikę, miękkie nogawice z wytłaczanymi na dole symbolami, dyktowanymi tradycją rodu, oraz krótki płaszczyk, zasłaniający podobnie zdobiony pas, przy którym powiesiła swoją nieodłączną szablę. Wszystko utrzymane było w kolorystyce czerni i srebra, różniło się nieco od zwykle dość kolorowych strojów, ale lepiej pasowało do jej nastroju.
- Jestem gotowa - Powiedziała zrezygnowana, siadając na przeciwko i szykując się na ponowne przeżycie tej bitwy w różnych wariantach i możliwościach, z uwzględnieniem różnych czynników.
***
- Co to za zamieszanie? - Spytała Eiria, widząc poruszenie w obozie.Nie bacząc na sprzeciwy Gwiazdy wstała od nie wiadomo której wersji bitwy i wyszła na zewnątrz. - Co się dzieje? - Spytała pierwszą lepsą Sidhe, jaką spotkała.
- Coś się dzieje w namiocie dowódcy, najpierw przyszła delegacja skrzydlatych, byli wyraźnie niezadowoleni. Potem ludzki i pierzasty dowódca rozmawiali o czymś, tak, żeby nikt nie słyszał. Teraz jest tam jakaś Sidhe, której w życiu nie widziałam, pani.
- Dziękuję - Powiedziała, zainteresowana. Ruszyła w stronę namiotu, zawahała się jednak, nie chcąc wchodzić w niewłaściwym momencie rozmowy. Stanęła poza zasięgiem słuchu, bedąc jednak widoczna dla każdego, kto opuści namiot i obserwując uważnie otoczenie.
To była ostatnia rzecz jakiej spodziewał się po dowódcy Sidhe, gotował się raczej do pojedynku miedzy nimi i pogrzebania szans na prawdziwą współpracę. Przyjrzał się towarzyszącym mu adiutantom lecz ich twarze nie wyrażały nic, zastanawiał się czy są równie zaskoczeni a może nawet wściekli widząc swego dowódce na kolanach.
- Wstań Aruxie bo nie mam pozycji ani zasług na takie honory. Mam nadzieję, że nasze spory zakończą się tu pod tym wiatrakiem i nie będą więcej dzielić naszych wojsk ku uciesze wrogów. - Wyciągnął dłoń w stronę dowódcy Sidhe. - Zatem pokój między nami
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum