Mroczna, mamiąca wzrok ciemność. Las, który ich otaczał był ponury i nienaturalnie cichy. Chłodny wiatr szeleścił suchym listowiem i wprawiał powykręcane gałęzie przypominające szponiaste łapy w ruch. Co jakiś czas gdzieś wśród mroków dało się słyszeć jakieś nocne zwierzęta. Jedynym źródłem światła było trzaskające ognisko poruszające cieniami i wlewające ciepło w ich zmarznięte kończyny.
Siedzieli blisko siebie, opatuleni w płaszcze i koce i w ciszy spoglądali w głodne języki, powoli pożerające suche drewno.
Ich znużone twarze i ospałe spojrzenia wyrażały więcej niż jakiekolwiek słowa. Musieli przebyć długą drogę.
Wszechogarniający spokój i ciszę przerwał nagle odgłos ludzkich kroków wśród listowia. Jedni odruchowo położyli dłonie na rękojeściach broni inni poczęli wpatrywać się w miejsce skąd doszedł ich owy dźwięk. Dostrzegli tam pokaźnie zbudowaną, szczelnie okrytą ciemnym płaszczem postać ukrywającą swą twarz pod głębokim kapturem. Jedyne co byli w stanie rozpoznać to płeć niespodziewanego gościa. Rosła sylwetka i bujna broda wylewająca się spod nakrycia głowy jasno mówiły, że to mężczyzna.
- Spokojnie. Jestem nieuzbrojony i nie mam złych zamiarów. Wybaczcie, że was przestraszyłem. Zobaczyłem w oddali ognisko i chciałem prosić o gościnę - jego głos był niski i głęboki jak gdyby wydobywał się spod ziemi. Mimo to nie wyczuli w nim wrogości czy złych zamiarów.
- Jestem tylko strudzonym wędrowcem - odpowiedział na ich pytające spojrzenia - Udzielicie mi gościny i pozwolicie bym ogrzał swe stare ciało przy waszym ogniu?
Traktując milczenie jako zgodę zbliżył się a światło ogniska rozlało się po jego burym, brudnym i wielokrotnie połatanym ubraniu. Zasiadł na wskazanym miejscu i westchnął z ulgą kogoś kto nie miał szansy spocząć od wielu godzin.
Wędrowiec sięgnął za pazuchę i wyjął drewnianą fajkę.
- Nie mam nic czym mógłbym się wam odwdzięczyć. Jedyne co mogę zrobić to urozmaicić wam czas jakąś opowieścią - mówił w międzyczasie odpalając - A tych znam wiele. Mógłbym opowiedzieć wam o upadku Imperium Limerii, Władcy Jaskiń albo Hagogu, zabójcy ostatniego krasnoludzkiego króla... - pokaźna chmura tytoniowego dymu uniosła się przy jego wydechu. Wyglądał jakby bardzo głęboko myślał - Ale opowiem wam o pewnej wojnie. Była to wojna wywołana z chciwości i spowodowała sporo zamieszania na świecie...
Wszyscy bez wyjątku zwrócili swe oczy ku starcowi ciekawi tego co ma im do powiedzenia. Zaciekawienie wygrało ze znużeniem i sennością. Wsłuchali się w opowieść.
- Było to pięćdziesiąt pięć lat temu, kiedy Północne Królestwa odbiły Półwysep Limeryjski z rąk sułtana. Postanowiono wtedy oddać władzę nad tamtymi ziemiami potomkowi imperialnych królów. Część wysp nie weszła jednak w skład granic odnowionej Limerii, tworząc samodzielne państwa-polis, nazwane później Wolnymi Marchiami - przerwał na chwilę by zaciągnąć się fajką - Władcą Aterii był wtedy ojciec dzisiaj nam panującego Finrona Wielkiego, Ferdynand IV. Wyczuł okazję i wraz z Ottonem II, królem Censelt wysłał swe wojska z limeryjskich portów na północne wybrzeże Loth. Biorąc, po niedawnym zwycięstwie, Sułtanat za kolosa na glinianych nogach wyruszyli by grabić i podbijać. Jak się skończyła owa wyprawa zapytacie... Cóż... dowiecie się wraz z biegiem opowieści...
***
Promienie słońca odbijały się na błękitnych, morskich falach układających się niczym nieskończenie długie płótno drogiego materiału. Krzyki mew mieszały się z szumem słonej wody i głosami marynarzy kierujących statkami. Pływające fortece Aterii dumnie wypinały swe śnieżnobiałe żagle, na wietrze powiewały szlacheckie sztandary i proporce. Wojownicy pomimo, że zostawili swe domy daleko za sobą, na kontynencie, z niecierpliwością czekali aż w końcu przycumują i będą mogli wskoczyć na piaszczysty brzeg. Motywowały ich wizje nieprzebranych bogactw i egzotycznych kobiet, z których słynęły ziemie sułtana. Nikt nie brał pod uwagę klęski całej wyprawy. Okrętów było wiele, te z Censelt miały dopłynąć na miejsce nieco później jednak nikt nie miał zamiaru czekać na sprzymierzeńców. Każdy chciał zarobić jak najwięcej i nie musieć się tym później dzielić. Żołnierze porykiwali więc sprośne piosenki i śmiali się, pełni optymizmu i wiary w zwycięstwo.
Jednym z mniej pozytywnie nastawionych był Brzytwa. Siedział na bocianim gnieździe wypatrując przez lunetę jakiś oznak życia na brzegu, niczego jednak nie dostrzegł. Żadnych rybaków, wiosek ani wrażych wojsk czekających by ich powitać. To ani trochę nie uspokajało jego wątpliwości.
- Za chwilę będziemy mogli cumować i przesiąść się do łodzi - zakomunikował jednemu z pomagierów okrętowych by ten zszedł na dół i powtórzył jego słowa oficerowi.
Wielkolud złożył krasnoludzki wynalazek i schował za pazuchą swej skórzanej kamizelki. Spojrzał na niebo. Południe.
Wkrótce po tym jego stopy zadudniły o pokład.
- No darmozjady. Zaraz schodzimy. Przygotować się na desant panienki - wyszczerzył się po swojemu. Ostatni raz poprawił pas, do którego przytroczony był pokaźny miecz dwuręczny zwisający na jego plecach i czekał aż kotwica zostanie zrzucona.
Był oficerem niskiego szczebla mimo to posiadał spory posłuch wśród żołnierzy. Może ze względu na jego olbrzymią posturę a może przez swoje doświadczenie.
Spoglądał bystrymi oczami na ludzi przygotowujących się do udania się na suchy ląd. Wiedział, że wielu z nich prawdopodobnie nie dożyje jutrzejszego dnia.
_________________
Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
Ostatnio zmieniony przez Raven 2013-05-10, 14:08, w całości zmieniany 1 raz
Im bliżej byli celu, tym śpiewy i krzyki przyszłych wojaków coraz skuteczniej zagłuszały szumienie wiatru i skrzeczenie mew. Prawie wszyscy żołnierze wybiegali już myślami w przyszłość bogatą w wielkie bitwy i jeszcze większe łupy. Ale niemalże wszyscy zdawali się zapomnieć o czymś bardzo ważnym, wszyscy, ale nie on. Tak, tylko Vuldrat zadał sobie pytanie, jak odprowadzić podatek z tych wszystkich skarbów? Podczas bitwy nikt nigdy nie patrzy co kto wziął i ile tego wziął. A jak nauczał ojczulek w rodzinnym grodzie vaneryjskiego wielkoluda, „ci z was, którzy obracają pieniądzem, a nie płacą podatków, wywołują gniew niebios”. Rozmyślał więc strapiony jak rozwiązać ten problem, zrobił to wcale szybko. Przecież zdobyte złoto wyda, a kupcy prędzej czy później zapłacą podatki, więc nie musi się niczego obawiać. Dumny z siebie Vuldrat wziął pod pachę wielki, katowski topór, niewielki worek paskudnych sucharów i bukłak kwasu chlebowego i zszedł do pierwszej łodzi, która dopłynęła do okrętu.
Okolice nie podobały mu się, wszędzie gdzie nie spojrzeć sam piach. Vuldrat zatęsknił za rodzimymi górami i lasami, obiecał też sobie, że za nic nie zginie w tej przeklętej krainie, gdzie nie ma na czym zaczepić oka.
_________________ I lubię patrzeć, jak w panice
Pospólstwo z mieniem pierzcha drogą,
A po ich piętach wojownicy
Depcą i ławą suną mnogą.
Lubię to sercem całym!
Kobiet wśród wojaków zawsze było mało, ale kiedy się już jakieś trafiały... cóż, dość powiedzieć, że niejednego przybłędę marzącego o łupach i gwałtach każda z nich mogła zastąpić.
Tak było też z nią, a przynajmniej taką chciała być. Wątpliwości miały w zwyczaju nadchodzić akurat wtedy, gdy tajemniczym zbiegiem okoliczności trafiał się jakiś podchmielony kretyn. Idealna forma zaprzeczenia. I rozładowania napięcia.
Smukła figura najemniczki wystrzeliła z tylnych partii statku, otoczona aureolą rozwianych, ognistych włosów. Mogła iść wolno, napawać się pełnym przestrachu podziwem, jaki zdążyła poczuć do niej część tych bezużytecznych protez wojaków, miała ich wszystkich jednak serdecznie dość - rejs nie rejs, bezczelne spojrzenia w których odbijają się obleśne myśli kiedyś muszą się znudzić. Lub doprowadzić do szału, a w zamkniętej przestrzeni to byłoby najgorsze.
Mijając pędem wielkiego oficera rzuciła równie serdecznym, co prześmiewczym "To miało obrazić ich, czy mnie, wielkoludzie?", po czym odepchnęła od lin jednego z chętnych do zejścia i sama opuściła się do łodzi.
Dla "bezdusznej diablicy" liczyło się teraz to, że niebawem znowu będzie w samym środku wojennej zawieruchy.Od kiedy stało się to treścią jej życia, nigdy nie czuła znużenia tańcem na balach samej Wojny.
Mijały go coraz to liczniejsze grupy wojaków chcących się wpakować na jedną z łodzi i jak najszybciej dotrzeć do brzegu. Nie wszyscy lubili podróże morskie i dobrze je znosili. Po za tym spieszyło im się do jakiejś akcji. Jeśli faktycznie ich głód wrażeń zostanie dziś zaspokojony to dość szybko zatęsknią za sielankowym spokojem jaki miał miejsce podczas rejsu. Nic tak nie zmienia postaci rzeczy jak strzały świstające nad głową i padające wszędzie do koła trupy towarzyszy broni. Póki co jednak każdy z nich trwał w przekonaniu, że jest nieśmiertelny i śmierć na polu bitwy na pewno go nie dosięgnie.
- Sama zdecyduj Ruda - odpowiedział na zaczepkę rudowłosej wojowniczki biegnącej ku relingowi - Nie pędź tak bo w drzewo walniesz - dodał jeszcze widząc jak się przepycha wśród innych żołnierzy.
A więc i tą diablicę dopadła fala entuzjazmu? Jego rozmyślania zostały jednak przerwane przez kroki oficera, który zbliżał się ku niemu.
- Jak się mają sprawy Hex? - jego głos był nieprzyjemny a wyniosła postawa sprawiała tylko antypatyczne wrażenie. Wielkolud służył jednak pod nim od wielu lat i wiedział, że to tylko pozory. Hrabia Rennard był surowym jednak bardzo konkretnym i bystrym człowiekiem. Potrafił odnaleźć się w różnych sytuacjach jakie mogą mieć miejsce na froncie i dbał o swoich ludzi.
- Rozbiegli się jak szczury panie więc trudno dojść do ładu. Będziemy musieli zorganizować się na brzegu o ile czas na to pozwoli. Póki co nie widziano żadnych oznak obecności wojsk sułtana
- Bardzo dobrze. Setnicy doprowadzą ten burdel do jakiegoś porządku w czasie kiedy reszta zajmie się przenoszeniem prowiantu - szlachcic pokiwał lekko głową po czym ruszył w kierunku swojej kajuty.
Wojska pod jego sztandarem przedstawiającym szarego wilka na niebieskim polu liczyły jakieś pięć setek ludzi. Nie było to wiele jednak reszta armii musiała pozostać na półwyspie by zająć się porządkowaniem powojennego chaosu.
Całość królewskich sił to około jedenaście i pół tysiąca szlachty, zawodowych żołnierzy i najemników. Nie wiadomo jeszcze jak liczne będą okręty Censelt.
Mrowie mniejszych łodzi opuszczało potężne okręty kierując się ku piaszczystemu brzegowi gdzie zebrała się już pokaźna liczba ludzi. Z tej perspektywy cała ta rzesza wojowników faktycznie wydawała się niepokonana.
Z westchnięciem wsiadł do łodzi, która zaraz miała zostać zwodowana.
***
- Było ich mrowie. Całe tłumy odziane w kolczugi, kaftany i zbroje wysypywały się na brzeg lasem włóczni i mieczy. Łomotały na morskim wietrze aterskie sztandary i proporce dumnie wykrzykując "Przybył Ferdynand IV by objąć we władanie te ziemie!". Nikt nie wiedział, że desant był obserwowany - wędrowiec zaciągnął się mocno swą fajką i wypuścił z płuc wielką chmurę dymu. Wszyscy wpatrywali się w niego wyczekując podjęcia opowieści jednak on nic sobie z tego nie robiąc, chcąc stopniowo wprowadzać ich w historię, nie spieszył się - Za dalekim wzgórzem porośniętym rzadko suchymi, kolczastymi krzewami skryło się kilku sułtańskich zwiadowców. Kiedy oficerowie najeźdźców zabierali się za zaprowadzenie porządku w swych szeregach, smagli ludzie w turbanach pognali na swych jasnych rumakach w pustynię...
_________________
Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
Vuldrat, już w pełnym opierunku, stał w drugim szeregu ochotniczej brygady piechoty. Apel był długi i nużący, a upał nie czynił go lżejszym. Do tego oficer niemiłosiernie wydzierał mordę. Vuldrat zdążył mu już podpaść, oficer zbrugał go za nieodpowiednie dbanie o wojskowy sprzęt i nie oddanie należnego szacunku dowodzącemu. Głupek, pomyślał Vaneryjczyk. Przecież przebył całe morze, a zamoczył tylko buty. A oficera najzwyczajniej nie poznał, jak miał to zrobić, gdy ten nie nosił długiej brody, jak bojarzy w Vanerii, a na barwach i wzorkach, które zdobią oficerów w Aterii, się nie znał. Oczywiście porucznik, bo taka była jego ranga, nie przyjął żelaznych argumentów Vaneryjczyka i zwymyślał go od najgorszych i obiecał odesłać do karnej kompanii. Vuldrat obiecał sobie, że będzie miał go na oku, bardzo przypominał mu vismeryjskich diabłów.
*
Pędzili tak, jakby ścigali się z wiatrem. Kilkakrotnie zmieniali już konie, edykt nieżyjącego już sułtana Lakhema nakazujący rozmieszczenie na szlakach posterunków, gdzie posłowie mieli uzupełniać wodę i wymieniać konie, po raz kolejny okazał się zbawienny. Oczywiście sułtan zakładał, że zapewni to szybką i bezpieczną drogę posłom, nigdy nie mógł pomyśleć, że posłuży to do ratowania sułtanatu. Zwiadowcy mieli niebawem dotrzeć do celu, a następstwa ich raportu, jak się mieli przekonać wkrótce najeźdźcy, raz jeszcze miały przypomnieć światu, że lekceważenie wroga to najgorszy błąd, jaki można popełnić planując wojny i który rzadko daje się naprawić.
_________________ I lubię patrzeć, jak w panice
Pospólstwo z mieniem pierzcha drogą,
A po ich piętach wojownicy
Depcą i ławą suną mnogą.
Lubię to sercem całym!
Pierwszy szereg zdecydowanie nie był wymarzonym miejscem, ale jako kobieta, naturalnie niższa, niż większość wojaków, którzy byli przecież mężczyznami, nie mogła liczyć na nic innego. Miała świetną pozycję do obserwowania oficerów, którzy swoim zwyczajem gadali od rzeczy w sposób, który ich zdaniem miał ustawić wszystkich do porządku.
Cóż, bez rękoczynów lub wrzawy właściwej bitwy się nie da, a wydzieranie na takich, jak wielkolud który zdążył już usłyszeć wygrażanie karną, było jak najbardziej daremne. Tak było zawsze. Na niekorzyść świata, wielu wyższych stażem nie dożywało końca wojny, by w kolejnej zrobić użytek z tego, czego się nauczyli.
Po głowie chodziły jej inne rzeczy, odrywając od tego, co wykrzykiwano wojsku - czy naprawdę Sułtanat, przed którym nie tak dawno wszyscy drżeli ze strachu, miał być tak słaby, by ich nędzne siły oraz niezbyt okazałe, ale zapowiedziane na później, miały dać mu radę? Wiele razy śniła o tej kampanii, ale zawsze widziała ją z większym rozmachem.
Jeżeli mieli rację, zanosiło się na wielkie rozczarowanie...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum