- Milcz psie ! – niski ton wyrwał się z gardła nowonawordzonego. Niewiedzieć kiedy złote ostrze pojawiło się tuż przy szyi Aen Nigguratha. Po jego połyskliwej klindze zaczął pełzać złakniony krwi płomień
– Jeszcze jedno słowo kozia parodio, a rozpłatam ci gardło... Czy to ojciec podobny jest do swych dzieci, czy też to one noszą jego znamiona? Ja jestem władcą płomienia i wojny, tym który jako pierwszy zasiał życie na tych ziemiach, nie śmiej odnosić się do mnie tym tonem – nie dbał o reakcję pozostałych bogów, chciał go ukarać by raz na zawsze popamietał jego imię.
„To niedopomyślenia… czym ja się zajmuję? Rozmawiam z tą bandą, której tytuł boski powinno się raz na zawsze odebrać, a pamięć o nich wymazać z dziejów historii. Jak mogłem na to pozwolić?!”
***
Tymczasem w armii nowonarodzonego zapanował niepokój, mędrcy zebrali się by uzgodnić plan działania, stwierdzono, że nieobecność ojca nie zwiastuje niczego dobrego, jeśli nie wróci w ciągu najbliższych dwóch dni będą musieli wyruszyć… dwa dni to jednak dużo, już teraz nowonarodzony dostał się w pułapkę, z której na chwilę obecną nie było wyjścia.
Sprawy przybrały zdecydowanie zły obrót, stwierdziłam w myślach, szukając sposobu na zatrzymanie nadciągającego sporu. Kotowata boginka potrafiła panować nad nerwami, co musiałam jej przyznać, jednak mimo to wyglądała na nieco zbyt żywiołową. Pochyliłam głowę, wysłuchawszy słów kobiety, z częścią jak najbardziej się zgadzałam.
- Pani, nie musisz drwić, nazywając moją małą współpracę z Faryziosem zaszczytem, w końcu każdy, prócz ciebie, miał okazję... złożyć hołd mojemu panu - mruknęłam. - Duma to zły doradca - dodałam od niechcenia.
"Dobrze wiesz, że nie chcę rozlewu krwi. Niczyjej" wysłałam delikatny szept mentalny w jej stronę.
- Faryziosie - podjęłam po chwili, chcąc załagodzić złość boga i skłonić go, by przestał się zachowywać niczym szaleniec - nie widzisz, że nasz drogi Aen Niggurath wyraźnie ci zazdrości? W końcu pewnie nie miał okazji przykuwać żadnej bogini do łóżka, ba, nawet ściany - celowo nie zwracałam się bezpośrednio do rogatego mężczyzny. - Powinieneś raczej szukać wsparcia, a nie grozić potencjalnym sojusznikom podrzynaniem gardła. - Wbiłam w amhellskiego boga wzrok, zmrużyłam oczy, wydymając wargi z niezadowoleniem.
Asija spojrzała na Yshagrall bezradnie, nie mogąc jej zaoferować niczego więcej ponad swoją troskliwą opiekę i skromną pomoc. Ufała jednak, że jej bogini uda się utrzymać równowagę, której zachwiania odczuwała każdą komórką swojego ciała. Podeszła do satyrzycy, ujęła delikatnie jej dłonie w swoje.
- Zostań tutaj, dopóki nie wydobrzejesz. Osłabiona możesz się stać łatwą ofiarą, wyrządzisz więcej szkody niż dobrego - rzekła łagodnie. - Odpoczywaj, tutaj jesteś bezpieczna. I bynajmniej nie bezradna.
_________________ 20% bardziej musztardowa
Ostatnio zmieniony przez Fedra ep Shogu 2011-09-08, 17:49, w całości zmieniany 1 raz
Wszyscy to poczuli, nagły impuls zwiastujący boską obecność. Moc była zbyt słaba jakby pochodziła z bardzo daleka przeczyło jednak temu ciągle wrażenie bycia obserwowanym. Aen Niggurath miał już z tym do czynienia dlatego najszybciej pojął kto lub co przybyło na zebranie.
*****
- Narzew, Patrin i Gelanko to trzy najbliższe miasta graniczne. - Niedawny doradca barona uginał się nad mapą - wszystkie one leżą nad rzeką i z niej czerpią swoje zasoby wodne. Studnie zaopatrują tylko najwyższą szlachtę.
Bóg nocy stał nad mapą zdając się nieobecny, jego zakryte bielmem oczy nie pozwalały odczytać gdzie kieruje spojrzenie.
- Dobrze, wyruszysz natychmiast do tych miast zabierając ze sobą trzy wozy - Gestem reki uciął pytanie jakie chciano mu zadać. - Nie wejdziesz w obręb żadnego a jedynie znajdziesz posłańca i karzesz mu o świcie dostarczyć do zarządcy list. Nie wolno Ci rozmawiać z nikim w drodze, ani o niczym innym niż moje polecenia. Oni tego dopilnują, jak na komendę kilka ze znajdujących się w sali likantropów obnażyło kły.
- Alez panie przecież każdy się zorientuje ze te bestie...
- Zobaczy ich tylko ten komu powiesz choć jedno słowo za dużo. - bóstwo podeszło do okna - Wozy są gotowe, każdy z nich pozostawisz w wyższej części rzekli niż odwiedzane miasto, do żadnego nie zaglądaj i nikomu na to nie pozwól. A teraz idź.
Aen Niggurath nie drgnął ani o milimetr kiedy Faryzios wysunął w jego stronę miecz. Nie mrugnął nawet powieką. Mierzył amhelskiego boga wzrokiem. Pan umysłu górował tu nad wszystkimi wzrostem co podkreślały rogi na jego głowie. Gdyby nie one wyglądałby niczym zwyczajny, dobrze zbudowany człowiek. Z jego twarzy zniknął rozbawiony wyraz i nagle zmieniła się w stoicką, maskę wyrażającą jedynie rozczarowanie.
- Potwierdzasz tylko to o czym mówię broniąc się mieczem. Po za tym jak chcesz mnie tym zabić głupcze? - odtrącił ostrze nagłym ruchem ręki zacinając się przy tym w dłoń jednak nie wyglądał jakby zrobiło to na nim jakiekolwiek wrażenie - Schowaj ten miecz bo wrażę Ci go w rzyć gówniarzu. - skomentował to odwracając się do zgromadzonych plecami i odchodząc kilka kroków w stronę lasu jakby chciał już ich opuścić. Jego zachowanie zmieniło się diametralnie. Zatrzymał się jednak kierując głowę w stronę znajomej bogini.
- Zawsze doceniałem twoje poczucie humoru Naamo. Trzymaj swojego psa na krótszej smyczy bo w końcu ktoś mu zrobi krzywdę. - posłał jej uprzejmy, taki jakiego używał wcześniej, uśmiech i skinął głową.
Aen Niggurath był bogiem zagadką. Jego zachowania i działania często były dla innych niezrozumiałe w dodatku nikt nigdy nie był pewien czy jest on właściwie po jego stronie czy też po przeciwnej. Taki już los bóstwa, który swym umysłem musi obejmować niewyobrażalne przestrzenie a jedną z jego domen jest szaleństwo.
_________________
Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
Ostatnio zmieniony przez Raven 2011-09-09, 19:25, w całości zmieniany 1 raz
Sor-Gek nie skomentował paranoicznych wybuchów egotycznego bożka, w każdym razie nie słowami - pozwolił sobie tylko na nie niezdradzający uśmiech.
Ważniejsze było to, co kotowaty powiedział wśród zeźlonych poszczekiwań.
- Słuchając tego, jak się tytułujesz, dojść można do wniosku, że nasza dwójka jest... redundantna - powiedział spokojnie, nie zmieniając postawy na agresywną. Jakkolwiek nie miał wątpliwości, że właściwe poczucie honoru jest Faryziosowi obce, to jednak wierzył jeszcze, że nie ma do czynienia z głupcem. A przynajmniej nie takim, który będzie chciał mierzyć się z przeważającymi siłami.
- Mam zatem propozycję tak dla ciebie, jak i wszystkich - kontynuował. - Jutro, na tej równinie - tu wskazał obszar położony dość daleko przed obozem ournów, by nie zostać posądzonym o układanie planu zdradzieckiego ataku - na oczach naszych ludów zmierzymy się w rytualnym pojedynku. Każdy wspierając się jedynie swoją mocą. Oraz orężem jaki ze sobą przyniesie - dodał, przypominając sobie o śmiertelniczych upodobaniach potencjalnego rywala. Następnie wyłożył pokrótce zasady, które mogły nie być oczywiste dla mieszkańców tego świata. - Walka dopóki nie pozostanie tylko jeden zdolny do jej kontynuowania lub nie złoży broni, uznając wyższość drugiego. Wszystko w obrębie zamkniętego okręgu, absolutny zakaz jakiegokolwiek wpływania na wszystko co poza nim jak i korzystania z cudzej pomocy. Lud i bogowie na świadków.
Teraz czas był na najważniejszą kwestię.
- Oto stawka: ten który przegra nie wesprze swojego ludu słowem, czynem, inspiracją ni ideą w wojnie. Jako, że beztrosko dopuszczasz się tak dalekiej ingerencji w sprawy śmiertelnych, której ja unikam, złożysz Faryziosie, jeśli to mi przyjdzie wyjść z walki zwycięskim, na ręce bogów-świadków przysięgę w której zobowiążesz się całkowicie zrezygnować z takiego postępowania.
Tak, to już było wszystko. Na moment zapanowała piękna cisza.
Zmrużyła oczy, zaskoczona propozycją jeleniowatego, zaraz jednak spojrzała na niego podejrzliwie - Kto twoim zdaniem ma grać udział w tej walce? Ty? Czy każdy kto chce? bo zdaje się zamieszanych w tą wojnę jest więcej niż tylko wasza dwójka. I jeśli będzie więcej chętnych, czy walczy tylko jeden wybrany przez nas, czy ustalamy jakąś kolejność? Jeśli kolejność to według czego? - Mimo woli, na jej usta wypełzł łagodny uśmiech, tak odmienny od dotychczasowego grymasu. To byłoby dobre rozwiązanie, bez rozlewu niewinnej krwi. Trzeba by tylko przypilnować, żeby warunki zakładu zostały spełnione. Spojrzała pogodnie, niemal prosząco, na Faryziosa, oczekując twierdzącej odpowiedzi bez względu na ustalone szczegóły. W końcu czy rezygnacja nie byłaby powyżej jego godności? Nadal jednak nie opuszczała jej odruchowa czujność, zwłaszcza w obliczu obnażonej broni.
- Propozycja wyszła ode mnie, Liadro, dlatego też poczuwam się do bycia rywalem Faryziosa - odpowiedział Rogaty. - Wojna dotknęła wielu bogów i śmiertelnych, w tym dotkliwie moich podopiecznych. Ponadto - tu spojrzał znacząco na amhellskiego boga - tam skąd pochodzę byłem opiekunem ognia rozpraszającego ciemności i ratującego od zguby, a także wojny sprawiedliwej. Tak czczą mnie nadal ournowie.
Po dłuższej pauzie zakończył poważnym tonem:
- Jest moim nemezis, podniósł także rękę na tych, którymi się opiekuję. Pragnę się z nim zmierzyć, jeżeli mi na to pozwolicie.
Płomień okalający miecz wygasł, aż dziwne jak bardzo był on zgrany z emocjami nowonarodzonego. Kolejny raz twarz boga słońca zmieniła swój wyraz. Tego się nie spodziewał, ich domeny były wręcz bliźniacze, a jednak sposób działania różnił się znacznie. Rozdrażniony wcześniejszym występem rogatego bożka wyraźnie nie mógł pozbierać myśli, był tak bliski śmiertelnikom… a może to oni przypominali go? Spojrzał w stronę Sor-Geka. Pierwszy raz w jego oczach pojawiło się coś zupełnie innego, coś co nie wyrażało buty i dumy, był to szacunek. Schował miecz do pochwy, następnie skrzyżował na piersi dłonie – Zaskoczyłeś mnie Sor-Geku… - dziwny uśmiech pojawił się na jego twarzy - Na tle wszystkich śmiesznych bóstewek tego świata ty naprawdę odznaczasz się potencjałem – parsknął na myśl o srebrnych smokach Mitochii i ciętej gadce Aen Nigguratha– Doprawdy nigdy nie powiedziałbym że Ournowie czczą boga wojny…. wszystko wskazuje na to, że nie ma tutaj miejsca dla dwóch podobnych sił – przez chwilę panowało milczenie, podczas którego obydwoje mierzyli się spojrzeniami – chcę czegoś jeszcze Sor-Geku, pragnę by porażka oznaczała zapomnienie – ostatnie słowo wypowiedział ze szczególnym akcentem – pokonany oddaje swych potomków zwycięscy, jeśli wygram Ournowie porzucają Cie i staną się moimi wyznawcami… to samo dotyczy Amhaell gdy zostanę pokonany… - po tych słowach ponownie zapanowała cisza, Faryzios czekał na odpowiedź wpatrując się w oblicze jeleniego boga.
- To niemożliwe, Faryziosie - padła stanowcza odpowiedź. Dla Rogatego stojący przed nim bóg nie stanowił już równego sobie, nie jeżeli rozumował tak jak mówił, jednak raz rzuconego wyzwania nie należy cofać. - Nie tylko dlatego, że nie są to moje dzieci a stworzenia nad którymi roztoczyłem opiekę i zobowiązałem się nigdy ich nie opuszczać.
- Bóg jest bogiem ludu, nie zaś lud ludem boga - przytoczył liczącą sobie całe eony maksymę. - Nie mam ja władzy nad sercami swych podopiecznych, podążają za mną i ufają mi dlatego, że taka jest ich wola. Nie mogę kupczyć tym, co ode mnie nie zależy, dlatego też twój warunek nie ma racji bytu. Być może, jeśli mnie pokonasz, część zapragnie zostać twoimi wyznawcami.
Na więcej z mej strony nie licz.
Faryzios odwrócił się tyłem do zebranych bogów – Dobrze więc – wycedził przez zaciśnięte zęby - szkoda czasu na dalsze wywody, jutro w południe w umówionym miejscu… żegnam – ponownie przybrał postać skąpanego w kłębach czarnego dymu płomienia sunąc w stronę południa.
Stawka była wysoka, Amhaell miało niepewny sojusz z boginką podziemi, kobietą zdradliwą niczym noc.
A jeśli przegra? Co wtedy?
Szkarłatne chmury okryły już cały nieboskłon niczym poły boskiej peleryny, żarząc się złotem i purpurą.
Powrót ojca wywołał ogromne poruszenie, pan słońca nie tracił jednak czasu na wyjaśnienia, musiał się przygotować, obudzić siły z dawna zapomniane, moce drzemiące w niebycie. Czas powrócić tam gdzie wszystko się zaczęło, do Rhaos…
Ostatnio zmieniony przez Arosal 2011-10-05, 13:54, w całości zmieniany 1 raz
Czyli nasza rola póki co sprowadza się do czekania - Powiedziała, nieco jakby zawiedziona - Chyba że masz jakiś pomysł, co możemy zrobić żeby ułatwić ci zadanie? - Spytała Sor-Geka z powątpiewaniem. Zawinęła ogon wokół talii i podeszła do pozostałej dwójki bóstw i ukłoniła się, żartobliwie naśladując dworskie zachowania większości znanych jej ludów. - Witajcie, zdaje się że nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. Zwą mnie Liadra, jak pewnie już słyszeliście, i jestem na tyle bezczelna, żeby będąc gościem mieszać się w wasze sprawy - Uśmiechnęła się szeroko, nie zawierając tym razem w uśmiechu groźby i przypatrując się obojgu z ciekawością
Z ciekawością słuchałam wymiany zdań, nie wtrącając się niepotrzebnie w dyskuję. Często słowa bywają zbędne, a tym razem, wyjątkowo, nie miałam co do tego wątpliwości. Analizowałam każde słowo, czytając także z mowy ciała obecnych uczestników spotkania. Faryzios opuścił nas, będąc przy okazji mało przyjemnym. Jednak, kiedy w grę wchodziło tyle istnień, nie dbałam zbytnio o jego - zazwyczaj i tak niezbyt dobry - humor.
Kocia boginka zwróciła się do nas przyjaźnie, bystre oczy nie skrywały, jak mi się zdawało, fałszu czy drwiny, mimo zabawnego sposobu powitania. Z ciekawością obserwowałam każdy ruch jej, nieco dziwnego jak na tutejsze standardy, ciała.
- Witamy, kocia bogini Liadro, moje imię brzmi Naama i jestem, w tej chwili przynajmniej, sojuszniczką pewnego niekonwencjonalnego osobnika. - Pochyliłam przed kobietą głowę, a następnie wymownie spojrzałam na niebo w stronę, z której zniknął Faryzios. - Nie będę bezpośrednio się mieszać w to starcie, co musisz mi, Sor-Geku, wybaczyć - te słowa skierowałam do boga ourunów - sądzę jednak, że wcale a wcale ci to nie przeszkadza. Moje dalsze poczynania zależą od jego wyniku. - Uśmiechnęłam się, ponownie kierując wzrok na Liadrę. - Zastanawia mnie tylko cel twojej wizyty. Nie zrozum mnie źle, pani, ale pozostaje on dla mnie niejasny. Jedynie dobro obcego ci ludu? Mówisz, że jesteś tu w gościnie, to bardzo ogólnikowe określenie. Chętnie zaprosiłabym cię do swojej stolicy, ale okoliczności nie sprzyjają beztroskim wycieczkom. Wybrałaś zdecydowanie nie najlepszy moment na pojawienie się w naszym lesie. - Mój uśmiech stał się przepraszający i nieco gorzki. - Aen Niggurath raczej się ze mną zgodzi.
Nie udzielał się więcej słuchając raczej tego co inne bóstwa mają do powiedzenia. Pojedynek... to takie ciekawe wydarzenie. Dawno nie miał okazji czegoś takiego oglądać na własne oczy. Na pewno nie walczących na śmierć i życie bogów. Ale w Wielkim Wszechświecie działy się takie rzeczy. W końcu nie byli samotni jako potężne byty nazywane przez śmiertelników bóstwami. Kto inny powinien wiedzieć o tym lepiej niż on, który mieścił w swym umyśle niezmierzone, zimne przestrzenie uniwersum.
- I ja cię witam pani. Me imię Aen Niggurath i jestem raczej osobą przypatrującą się temu wszystkiemu póki co. Mój lud również jest zagrożony przez zapędy Faryziosa jednak wierzę, że sobie poradzi nawet jeśli zdecyduję się do tego nie mieszać. A nie chciałbym tego robić gdyż mam dużo lepszych rzeczy do roboty niż dawać się wciągać w gierki tego szczeniaka... - ukłonił się dwornie przykładając pięść do muskularnej piersi. Dlaczego nazywał amhellskiego bożka szczeniakiem? Pan Umysłu mógł pochwalić się na prawdę długim stażem we wszechświecie, nie tylko na tym ale i na wielu innych planach.
- Jak zawsze masz rację moja droga. - skomentował słowa Naamy z nonszalanckim uśmiechem - Nasi goście nie poznają tego świata ze zbyt dobrej strony. Niestety.
_________________
Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
Nowonarodzony stanął na skraju monumentalnej latarni. Wierzchołek budowli nadal tkwił u jej stóp stercząc żałośnie pośród leniwych fal Starego Morza.
„Przekaż mi swą moc ojcze, oddaj mi resztki swych sił Faryziosie”
Kłamstwo młodego bożka musiało wkońcu wyjść na jaw, choć nie mogło stać się to teraz, chwila ta zbliżała się nieubłaganie.
Szkarłatne chmury rozstąpiły się ukazując złotą tarczę słońca, naznaczona czarnymi plamami twarz najstarszego rzuciła blask w stronę swego potomka. Całemu wydarzeniu wtórowały głębokie tony błyskawic przeskakujących pomiędzy zwałami gęstych chmur. Szmaragdowy słowik ponownie przysiadł na ramieniu młodego boga, tuż obok pojawiła się Adell.
- Ojcze, krąg jest niepełny, nie możemy rozpocząć ceremonii – odezwała się. Nawonarodzony zerknął w bok obserwując ją kątem oka.
- Możesz zastąpić Enaasha - odparł spoglądając na mieniącą się srebrną koronę kapłanki. Była taka piękna…
- Panie ? – nieśmiało wydobyło się z ust Adell
- Tak ?
- Potrzebny nam twój miecz
- Ach... oczywiście, weź go – podał jej złote ostrze, kobieta chwyciła za rękojeść broni obchodząc się z nią z niebywałą ostrożnością i czcią.
- Spokojnie Adell, nie jest taki delikatny – zaśmiał się. Kapłanka zrobiła ukłon poczym bez słowa udała się w stronę schodów.
Młody bożek ponownie spojrzał w stronę naznaczonej czarnymi plamami złotej tarczy.
„Nie masz wyboru, musisz mnie wesprzeć… Ojcze”
***
Schodząc po kamiennych stopniach Adell zatopiła się w myślach.
"Ty głupcze… nie jesteś nawet jego cieniem. Przekazałeś mi broń, zaufałeś jak dziecko, cóż ci z tego przyjdzie?„
Poranione oblicze słońca ukazało się wszystkim śmiertelnikom, niektórzy snuli na ten temat liczne teorie, wielu poczuło strach, lęk przed nieznanym. Mała grupka kapłanek zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie na darmo Mitochia przebudziła się, choć nie potrafiła zrozumieć owego zjawiska była jedną z pieszych sił w których odrodzenie się bóstwa wywołało niepokój. Odratowany przez Thana zwój pergaminu który przyczynił się do śmierci Starego Króla zawierał fresk przedstawiający dwie złote tarcze, tekst pod obrazem traktował o narodzinach Inawiasza. Miał on przygotować świat do nadejścia ojca. Druga część przypowieści stanowiła jednak zaprzeczenie pierwszej. Inawiasz miał bowiem stać się przekleństwem Faryziosa. Zakończenie mitu było niejasne, do dzisiaj Adell starała się przewidzieć dalszy ciąg historii. To ona była autorką owej przepowiedni, oskarżona o herezję i skarcona przez radę mędrców udała się na wschód wraz z niewielką grupką wiernych jej Amhellczyków. Tak powstał Szmaragdowy Gaj i rozłam w zakonie kapłanek. Latami przygotowywała się do owego wydarzenia, wkońcu nadeszła ta chwila. Inawiasz dopuścił się rzeczy strasznych, mordował potomków ojca, nadawał sobie tytuły śmiertelników. Tylko głupiec mógł dostrzec w nim Faryziosa, mimo to niewielu znalazło się Amhellan zadających sobie pytanie "Dlaczego?" Może przyczyniła się do tego postawa ich młodego króla, a może strach jaki skuł serce narodu nie pozwalał na sprzeciw?
Ostry ból niczym potężne uderzenie zwaliło boga na kolana. Wszystkie Likantropy obnażyły kły i cofnęły się przestraszone niezwykłym widokiem. Oto klękającym stwórcą stała półprzeźroczysta postać trzymająca oburącz miecz oparty na karku ich stwórcy.
***
Bestia do tej pory ostrożnie obserwująca zebranych nagle z rykiem pognała w ich kierunku. Dodatkowo moc jaka z niej emitowała zupełnie się zmieniła jakby to była zupełnie inna istota. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund nim bies gwałtownie zatrzymał się, zaledwie kilka kroków przed zebranymi, zostawiając za sobą głębokie bruzdy. Nim tajemnicza moc zniknęła wracając do poprzedniego stanu wszyscy odebrali impuls "pomóż". Teraz zupełnie zdezorientowana potrząsała łbem rozglądając się i próbując zrozumieć co się stało, gdy wzrok spoczął na bóstwach obnażyła kły i zaczęła powoli się wycofywać.
***
Powoli podnosił się z kolan, wściekły na siebie iż pozwolił by do tego doszło. Walka nadal trwała a jego przewaga nie była zbyt wielka. Pchany wściekłością pierwsze kroki skierował do najbliższej bestii i potężnym ciosem posłał ją na ścianę. Bezwładne truchło z wystającymi z klatki piersiowej połamanymi żebrami padło na podłogę, pozostali likantropi usunęli się z drogi spuszczając łby, żaden jednak nie zareagował choćby warknięciem.
Zhertper stanął nad zwłokami przyglądając się zniszczeniu jakiego dokonał z taka przecież łatwością, był zmęczony i głodny ...
Dobrą stronę świata mogłam poznać i u siebie, równie dokładnie jak względność określenia "dobry". Cel i dla mnie samej nie jest jasny, poszukuję wiedzy, rozwiązań odpowiednich dla mojego świata. - Odpowiedziała wzruszając ramionami. Uśmiechnęła się, widząc powitanie Pana Umysłu i podeszła bliżej niego, delikatnie muskając ogonem, który odwinięty z talii powiewał, subtelnie wygięty na wysokości kolan. - Więc też nie będę się mieszała w konflikt, zwłaszcza teraz, kiedy rozwiązanie zostało ustalone. Oczywiście jeśli będziecie chcieli ode mnie pomocy, chętnie pomogę - Zignorowała nagły wybuch mocy, podobnej do mocy Faryziosa, nie mogła zostawić wszystkich i pobiec w jego kierunku, choć miała złe przeczucia. Miała zamiar sprawdzić co może, kiedy zostanie sama. Zrzuci formę fizyczną i zobaczy, czy dowie się czegoś o tym zjawisku. Drugi błysk mocy, z innego kierunku, jeszcze bardziej ją zaskoczył, tak samo jak następująca po nim szarża bestii. Odruchowo przyjęła postawę bojową, gotowa zarówno do skoku w przód jak i uniku. Gdy stworzenie się wycofało, boginka rozluźniła się, ze zdziwieniem zauważając, że odruchowo przysunęła się do Pana Umysłu. Dumnie unosząc głowę, ostentacyjnie odsunęła się od niego - Wie ktoś o co chodziło?
- Absolutnie żadnego - nie było też czasu teraz na rozpraszanie swej uwagi kolejnymi sprawami, jutrzejszy dzień miał zmienić wiele, bardzo wiele.
- Rad będę, jeżeli jutro się stawicie; nie jestem w stanie przekonać sam siebie co do uczciwości Faryziosa, a każda nieprawidłowość może być zbyt niebezpieczna bym mógł sam jeden opanować sytuację.
Po chwili namysłu dodał jeszcze:
- Za waszym przyzwoleniem, nie zostanę z wami długo. Wygląda na to, że muszę jeszcze coś uczynić zanim wyruszę wszystko szykować - zaraz po wypowiedzeniu tych słów stropił się ledwo zauważalnie; mówił teraz przecież o czymś stanowczo sprzecznym z jego zasadami.
Ten świat nie był dobry. Popychał go od mniejszej ingerencji do większej, ta jednak to coś znacznie poważniejszego niż objawianie woli.
Miałam ochotę roześmiać się głośno, widząc, co też boginka wyprawia ze swoim rogatym rozmówcą. Byłby naprawdę głupi, gdyby nie zrozumiał, o co Liadrze chodzi.
Nagły napływ mocy lekko poruszył moimi włosami, sprawił, że skraj szkarłatnej szaty delikatnie zafalował. Zmrużyłam oczy, obserwując nowo przybyłą bestię. Zachowywała się z pozoru niczym wściekłe, głupie zwierzę, ale na pewno nie była tworem tutejszej natury, o czym w szczególności świadczył przekazany impuls. Lekko zdziwiłam się, rozpoznając energię dziwnego, mrocznego boga, wbijając wzrok we wściekłe oczy wilka. Zhertper nie wyglądał na kogoś, komu potrzebna jest pomoc.
- Nie mam pojęcia, jakich wieści ten wilk jest posłańcem - stwierdziłam zgodnie z prawdą, poprawiając włosy. Spojrzałam przelotnie na ourńskiego boga. - W kwestii wszelkiego rodzaju walki Faryzios wykazuje nadzwyczajną pedantyczność, o to akurat nie musisz się obawiać, Sor-Geku - rzuciłam od niechcenia. - Mimo wszystko życzę ci powodzenia, obawiam się, że będzie potrzebne - mruknęłam.
Moim ciałem owładnęła lekka żądza krwi, wyczułam widmo nadciągających nieszczęść. Delikatny, ale bardzo kuszący zapach krwi uderzył w moje nozdrza, a w oczach pociemniało. Z roztargnieniem dotknęłam chłodną dłonią rozpalonego nagle czoła.
Ayla uważnie kontrolowała każdy etap prac budowlanych. Właśnie wróciła z przeszpiegów, powodowanych zwyczajną, kobiecą ciekawością. Była zdumiona, że bogowie zniżają się do metod śmiertelników, by rozstrzygać spory. Miała nadzieję, że plan jej bogini się powiedzie, co prawda nie wiedziała, jaki cel ma ona w tworzeniu nowej sieci, w dodatku oddalonej od pierwotnej, jednak ufała swojej pani.
Istota krytycznie spojrzała na podobiznę Naamy, drżąca rzeźbiarka obserwowała niecierpliwie jej poczynania. Tkaczka istot musiała przyznać, że dziewczyna jak na swój wiek posiadała ogromny talent, jednak nawet legendarna Lamija miała problem z odwzorowaniem boskiego piękna na obrazie. Spojrzała na śliczną, bogatą w szczegóły podobiznę swojej bogini, którą trzymała w dłoni i porównała z marmurowym posągiem naturalnej wysokości. Skrzywiła z zastanowieniem usta, zerkając raz na jedno, raz na drugie dzieło.
- Świetne włosy, tutaj nie trzeba poprawek. Co do figury, malutka, popraw piersi, nasza bogini nie ma takich... wielkich walorów. A co do twarzy - podetknęła artystce rycinę prosto pod nos - czy widzisz, coś narobiła?! Pani nie ma tak dyniowatej twarzy, natychmiast poprawiaj mi te kości policzkowe, szczękę, podbródek i, o bogini moja, nos! Ma być bardziej zadarty, usta też wymagają poprawek, pełniejsze, nie takie wąskie. - Ayla pokręciła głową, wciskając obraz w ręce pomocnicy rzeźbiarki.
Tkaczka stanęła na skraju świątyni, wodząc znużonym wzrokiem po ścianach i sklepieniu groty. Pełzające dookoła robaczki nie były zbyt fascynujące, a sztuka wymaga nieco czasu, czuła znudzenie. Jednakże budowa dobiegała końca, wtedy mogła zająć się ciekawszymi rzeczami niż doglądanie prac.
_________________ 20% bardziej musztardowa
Ostatnio zmieniony przez Fedra ep Shogu 2011-10-09, 14:12, w całości zmieniany 1 raz
Blade promienie słońca padły na smukłą twarz nowonarodzonego. Powietrze dookoła drgało smagane gorącym dotykiem boskiej mocy.
„Nadszedł czas… nim jednak udam się w na umówione miejsce chcę coś jeszcze sprawdzić „
Metalową pokrywę wiodącą do podziemi odsunięto zgodnie z życzeniem młodego bożka. Na placu zebrała się niewielka grupka wojsk.
- Nie będziecie mi potrzebni- rzekł na widok gotowych do eskorty wojów. Rozżarzone źrenice spojrzały w głąb czarnej przepaści. Boski miecz zastąpiła włócznia, złoty grot wystarczył by rozświetlić zaległy w tunelu mrok.
- Niech jeźdźcy zmierzają już w stronę równin, przekażcie Tristanowi i Cassi, że mają wyprowadzić oddziały ze wschodniego grodu, wszyscy kierujcie się w stronę północy… dogonię was – rzekł, po czym zanurzył się w ciemnościach podziemnego królestwa. Wyczuwał drobne linie mocy, stróżki energii smagały jego ciało, magia śmiertelnych nie była jednak w stanie wyrządzić mu krzywdy, przekazał jedynie impuls, by zapowiedzieć swoje przybycie. Pewnym krokiem posuwał się naprzód, licząc że choć jedna z istot Naamy wyjdzie mu na spotkanie.
***
Adell, Ithill i Shayrin zebrały się w miejscu gdzie kiedyś mieściło się obozowisko Ournów. Czarne niczym smoła pantery czuwały tuż przy nich gotowe na każdy sygnał.
-Zdajecie sobie zapewne sprawę, że tutaj musimy się rozdzielić. Shayrin, ty podążysz na północ. Weź ze sobą jego ostrze, Ithill znajdź Naamę, podejrzewam że wie gdzie przebywa Nanok i jego rogata towarzyszka –
- A co z tobą pani ? – zapytała nieśmiało Shayrin
Adell spojrzała w górę obserwując przysłaniające niebo chmury – Czas ugasić płomień zdrajcy, dam Ci znak... licz się z ryzykiem siostro, tę misję możesz okupić życiem – Shayrin zamilkła, bez słowa udała się w stronę swego czarnego wierzchowca. Ostatni raz spojrzała na arcykapłankę, Adell lekko skinęła głową, - Ruszaj… – krzyknęła uśmiechając się na pożegnanie.
Być może było to ich ostatnie spotkanie. Ithill również szykowała się do drogi. Wszystko zostało ustalone, teraz pozostało już tylko działać.
Koci ogonek bogini przesunął się delikatnie po odsłoniętym kawałku skóry Aen Nigguratha na co uśmiechnął się nonszalancko do jego właścicielki.
- Masz bardzo gładkie i miłe w dotyku futerko, pani. Musisz zapewne poświęcać dużo czasu na jego pielęgnację...
Przyglądał się chwilę jej z niezmiennym uśmiechem kiedy wyczuł impuls i usłyszał szarżującego na nich potwora. Monstrum to zapamiętał ze spotkania z Synem Księżyca jednak nie wiedział jakie ma zamiary a z całą pewnością na przyjaźnie nastawioną nie wyglądała.
Pan umysłu pochylił się lekko jakby gotując się do zadania ciosu, jego dłonie zapłonęły zimnym, błękitnym płomieniem a z oczu wydobywał się ten sam blask. Bestia jednak nie zaatakowała. Pomóż?
Aen Niggurath wygaszając zupełnie swój magiczny ogień obserwował wycofywanie się pupila swego niedawnego rozmówcy.
- Niestety nawet ja nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie moja pani... - odwrócił się do Liadry gdy zadała pytanie. Znany był właśnie z tego, że posiadał na prawdę rozległą wiedzę. O przeszłości, teraźniejszości i częściowo o przyszłości. Na to pytanie jednak nie znał odpowiedzi.
- Jeśli będziecie mnie potrzebować zapraszam do mej siedziby. Postaram się też nie przegapić pojedynku.
Po tych słowach w umyśle każdego z obecnych bóstw pojawił się obraz domeny Aen Nigguratha oraz jak można do niej dotrzeć. Każdego oprócz Naamy gdyż ona jako tutejsza boginka wiedziała jak tam trafić.
***
Po posileniu się i porządnym odpoczynku wiedźma pokazywała swoje czary młodym Midian przebywając w towarzystwie roześmianej na widok rozradowanych twarzyczek Asiji. Po odejściu Naamy nie odstępowały się na krok a jeśli już musiały się rozstać to starały się by nie trwało to zbyt długo. Yshagrall tworzyła małe, tańczące płomyki, kolorowe światełka, mówiła do dzieci posługując się telepatią lub unosiła je siłą woli w powietrze zupełnie jakby potrafiły latać.
_________________
Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum