Pokręciła lekko głową, jakby z niedowierzaniem. - Czyli jedyny argument, jakim dysponujesz, to przewaga na wielu frontach? Przewagi się zmieniają, sojusze bywają zawodne, sprzymierzeńcy niestali. Więc twoje słowa, zamiast konkretnej oferty, stanowią po prostu prośbę o pokój. Oczekujesz od nas zerwania umów, które wiążą nas ze skrzydlatymi, zaryzykowania własną reputacją i honorem, jako żołnierzy lub najemników, strasząc nas nadchodzącą walką. My także nie pragniemy rozlewu krwi, nikt nie pragnie, ale proszę nie znieważaj nas uważając za tchórzy, co na pierwszy znak niebezpieczeństwa uciekają. - Nie miała zamiaru zajmować głosu, ale oferta nekromanty zakrawała w jej oczach na kpinę, a tego, zmęczona po podróży i wysiłku podjętym, żeby w ogóle być obecną na rozmowie, nie mogła tak łatwo przyjąć. Mimo to głos pozostał łagodny i jakby zmęczony, był to prosty, pozbawiony większych emocji przekaz.
Nekromanta wyglądał jak gdyby wybuchnąć miał śmiechem, w porę się jednak opanował.
- To całkiem awangardowe, planować atak na hordę nieumarłych zamiast czekać na nich wśród umocnień, panie the Layle. Ludzie tu zostaną, kiedy opuszczę miasto mogą znowu pozajmować swoje nory, na razie tu stacjonuję zgodnie z planem. Zdobyłem je by na was zaczekać - dorzucił, po czym zwrócił się do Eirii - Przepraszam, jeżeli cię uraziłem, panienko, chciałem przedstawić sytuację jasno, korzyści wymierne już podałem, niewymierne, jakie stanowić może część, zakulisowych wręcz, informacji, pominąłem, gdyż jedyne do czego się jak na razie nam przydały to do prowadzenia teoretycznych rozważań.
Bynajmniej nie uważam państwa za tchórzy, szczególnie po napomknieniu pana the Layle o waszym ataku na mnie - uśmiechnął się dość dziwnie - To naprawdę paradne, musicie mieć sporą fantazję, nie to co ci których zazwyczaj miałem okazję pokonywać...
Aurelia razem z swoim 'pisarzem' wyraźnie się uśmiechnęła na odpowiedź Eirii, również odpowiedź nekromanty zaczęła wreszcie brzmieć jak zaproszenie do rozmowy.
- W naszym mieście stacjonuje mnóstwo Sidhe, i przecież o tym wiesz. Przekonaj ludzi, a stracisz ich tak szybko jak zyskałeś, a przynajmniej w pewnej 'bladej' części, coś takiego jak przewaga liczb na pewno nie jest argumentem za który można wykupić honor. Sidhe są neutralni w boju tak długo, aż ktoś namówi nas na walkę dla swojej sprawy, jednak, jak sam już wspomniałeś...Informacje zza kulis...Od jakiegoś czasu podejrzewam ich istnienie, jeżeli ukażesz że Volirae faktycznie nie są lojalni wobec innych ras, nie jest to bowiem sprawa wyłącznie sidhe, możesz liczyć na wsparcie tak długo, jak chcesz ich zgnieść. - uśmiechnęła się w dwulicowy sposób.
Szermierz
strażnik namiotu Aruxa gdy tylko spostrzegł poruszającego się członka oddziałów Albrehta szybko go do siebie zawołał.
- Hej! Wybacz jeżeli nie doszła cię informacja, ale ludzie mają zakaz zbliżania się do bramy w tej części miasta, zwłaszcza ci z oddziałów Luciusa. Proszono mnie abym takie osoby kierował do drugiej części miasta, w oddziałach Eirii są nawet magowie, więc obrona tutaj nie będzie stanowiła problemów...chcemy uniknął rasowego nieporozumienia... - zerknął kontem oka w stronę namiotu - pan Arblith jest zajęty...
//wybaczcie no, z innego kompa stacjonuję.
_________________
Cytat:
Every theory of love, from Plato down, teaches that each individual loves in the other sex what he lacks in himself.
G. Stanley Hall
- Cieszy mnie twe rozbawienie bo to rozwiało kilka mrocznych tez jakie słyszałem o waszej profesji. Nie mniej jednak jest to nieuzasadnione albowiem wynika ze złej interpretacji mojej wypowiedzi. Chodziło mi o to, że niezależnie co z nimi zrobisz nie zaryzykuję ataku na tą osadę.
Rozsiadł się wygodnie na fotelu i spojrzał po zebranych zatrzymując wzrok na Aurelii. Czyżby wiedziała coś o czym on nie ma pojęcia W zasadzie nie zdziwiłoby go to wcale.
- Niestety ale chyba nie unikniemy konfrontacji choć obaj zdajemy się być jej niechętni. - Ponownie przemówił do nekromanty przenosząc nań wzrok. - Wasza przewaga sił jest imponująca w teorii jednak ilość się nie liczy. A niestety ale poza straszeniem nas nie zaoferowałeś niczego co przebiłoby mój głodowy żołd. Zapytam więc w imieniu wszystkich - Jego głos spoważniał - jaką kartą zagrasz przeciw stryczkowi za zdradę
- Ah, wybacz, trudno się skupić na kilku rzeczach na raz - mruknął - Co się zaś tyczy zdrady, a raczej tego, jak można was uchronić od jej konsekwencji... Powiem tak: jesteście jednymi z bardzo wielu najemników, nietrudno sprawić by uznano was za martwych a wasze dokumenta zniknęły z archiwów...
- Tak moi towarzysze to najemnicy, ja jednak należę do regularnej armii papieskiej i mojej śmierci nie będzie wcale tak łatwo sfingować, uwierz mi coś o tym wiem. Poza tym nie boję się kary za zdradę bo zginąć mogę na stryszku, w bitwie przeciw lub po Twojej stronie mi to za jedno. Pytam czym zrównoważysz piękno zdrajcy jakim obarczę swe nazwisko, co samo w sobie jest nieco kuszące - W tym momencie na jego twarzy pojawił się uśmiech na wspomnienie o ojcu, samo w sobie niezbyt przyjemne.
Nekromanta wstał, z widocznymi oznakami zdenerwowania, podszedł do jednej ze ścian, nerwowo się obrócił i spojrzał na was.
- Mogę wam powiedzieć o co w tym wszystkim naprawdę chodzi, co jest daleko ważniejsze niż jakieś wasze "piętna zdrajcy"... Ale musicie przyrzec, że nie powiecie nikomu, że zdradziłem ten sekret, to zbyt ważne.
Wykonał gest nakazujący milczenie
- Powiesz nam to przed podjęciem decyzji Jeśli bowiem mamy się opierać na samej obietnicy równie dobrze mogłeś nawet o tym nie wspominać.
Lucious był spokojny, taka irytacja u rozmówcy wydawała się dobrym znakiem.
Lan-Duul parsknął.
- Oczywiście, że teraz. W obu przypadkach macie identycznie zerowe prawo żeby to wiedzieć, ale to jak przejmujecie się honorem kiedy stawka jest znacznie wyższa niż się spodziewacie... przeklęta niewiedza.
- Zatem wysłuchamy Cię choć brak nam godności do takiego zaszczytu - Nawet nie starał ukrywać ironii, niestety nekromanta uderzył w czuła nutę - Być może słowa, które tu padną powstrzymają rozlew krwi.
Wiek: 29 Dołączył: 31 Maj 2009 Posty: 188 Skąd: Czy to ważne?
Wysłany: 2010-09-15, 17:14
Skelter
"Ok, mogło być gorzej...", pomyślał albinos, zastanawiając się nad jeszcze jakimś pytaniem. Po krótkiej chwili doszedł do wniosku, że to chyba wszystko.
- No dobra... Wasze informacje z pewnością pomogą nam w jakimś stopniu... - Skelter niedbałym ruchem rzucił złotą monetę owemu pomocnemu obdartusowi. - Za fatygę, dobry człowieku. I jeszcze jedna sprawa: Prosiłbym, byście nie zdradzali nikomu szczegółów tej rozmowy, bo być może uniemożliwi nam to odratowanie miasta i was... Niech was bogowie mają w opiece - Ukłoniwszy się lekko, albinos wycofał się.
Helter
Starszy z albinosów wzruszył ramionami, po czym odszedł w stronę bramy ludzi. Nie żeby przeszkadzała mu taka informacja: Mógł ponownie walnąć się do góry brzuchem na kupie słomy gdzieś w stajni. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że De La Pole nie zlokalizuje beztroskiego albinosa.
Albrecht
Kaiser nie był jakimś tam tchórzem, który boi się własnego cienia. Jednakże ten człowiek, który zaprosił ich do - chwilowo - swojego miasta mógłby poprowadzić pochód żywych trupów prosto na Torg i wyrżnąć ich wszystkich w pień. Z jego sylwetki biła charyzma i czysta moc. Mimo to zaczął się denerwować.
Albrecht z pewnym podziwem uznał, że Lucious równie dobrze mógłby być wielkopańskim arystokratą, wygadanym ambasadorem i zwiewnym niczym wiatr dyplomatą. Mimo to wybrał twarde, żołnierskie i z grubsza bardziej niebezpieczne życie. Ale jakie to miało znaczenie? Albrecht postanowił podjąć decyzję. Gdyby mógł, dołączyłby do nekromantów i być może ugrałby więcej niż na służbie u Skrzydlaków. Mimo to postanowił zaczekać. Jeżeli Lan - Duul użyje jakiegoś sensownego argumentu, być może przekona Sidhe(Którzy wyglądali na lekko już zdezorientowanych zaistniałymi rozmowami) oraz Luciousa... Z drugiej strony, Albrecht dawno nie miał okazji do urwania sobie kawałka uda jakiegoś papisty...
Skinął głową na znak, że akceptuje te warunki. To mogło być ciekawe.
_________________ Your hope ends here... And your meaningless existence with it!
Nekromanta usiadł na powrót w swoim fotelu.
- Oczywiście nie wiecie, czemu demony się pojawiły, mam rację? Zapewne mam. Pochodzą z innego świata, w którym obecnie dzieje się to, co nazwać można końcem świata, zdecydowali się więc na ucieczkę, którą umożliwia stopień w jakim poznali magię zakrzywiającą czasoprzestrzeń. Pojawił się tylko jeden problem... połączenie jest trwałe, co oznacza... - tu pozwolił sobie na wymowną pauzę.
- Jesteśmy następni w kolejce.
Wiek: 29 Dołączył: 31 Maj 2009 Posty: 188 Skąd: Czy to ważne?
Wysłany: 2010-09-16, 19:10
Albrecht
"Czy ja właśnie usłyszałem, że za jakiś czas nastąpi koniec świata, jaki znamy?", zapytał sam siebie Albrecht, jakby nie do końca pewny, czy może zaufać nekromancie. Przecież to brzmiało jak totalne wariactwo! Koniec świata? Deszcze ognia, potopy, trzęsienia ziemi? A on mówi o tym tak spokojnie, jakby rozmawiał o pogodzie.
- Mam rozumieć, że to zwyczajny dowcip lub sztuczka mająca na celu obniżenie naszego morale? - Zapytał powoli, w jego oczach pojawił się niepokój. - Prawda?
_________________ Your hope ends here... And your meaningless existence with it!
- A więc nastąpi koniec świata. W jaki sposób ma nas to przekonać do zmiany stron. To daemo sprowadzili to na nas, być może niechcący, ale jednak. Nie mogą, jak sam powiedziałeś, nic na to poradzić. Jaki sens ma więc walka po ich stronie? Bo mogą otworzyć kolejny portal? I co dalej? Zniszczyć wszystkie światy? Czy masz jeszcze jakieś informacje, czy to tym miałeś się z nami podzielić? - Spytała spokojnie. Jakoś nie ruszał jej koniec świata. W tej chwili była najemnikiem, mogła zginąć w pierwszej lepszej walce, nie czekając na koniec świata.
- Z drugiej strony, kto prędzej dojdzie do tego jak go zamknąć? Jego stwórca, czy ktoś kto twierdzi że likwidacja wygasłej przyczyny usunie skutek? Jeżeli uwierzymy w ten bezsens to nie będzie miało najmniejszej różnicy czy walczymy po jednej czy po drugiej stronie, a nawet, czy walczymy w ogóle. - zastanowiła się przez chwilę - I dla tego chciałeś abyśmy po prostu odeszli, bez walki? - zaśmiała się lekko. Gdy mówi się o tym, że świat ma się skończyć nic nie ma sensu, i można robić byle co. Ale z drugiej strony, nie bardzo chciało się jej wierzyć w prawdziwość słów nekromanty.
_________________
Cytat:
Every theory of love, from Plato down, teaches that each individual loves in the other sex what he lacks in himself.
G. Stanley Hall
- Ma pan rozumieć, panie Kaiser, że jeżeli demony zostaną wybite to nasze szanse spadają mniej-więcej do zera. Wprawdzie mamy zakulisowe informacje, wedle których papiestwo prowadzi własne badania nad tym problemem, ale nie da się powiedzieć czy to prawda i jak daleko w tym zaszli...
Nekromanta wzruszył ramionami, na poły beztrosko.
- Dalsza ucieczka to jedyna metoda przetrwania tego kataklizmu, panno Hidegencroi. Mamy oczywiście kilka teorii...
Do tej pory milczał czekając na jakieś konkretne informacje od nekromanty niestety nie zanosiło się na to by jakieś podał.
- Zatem mamy uwierzyć że demony, dla których jedyną szansą na ocalenie było uciec z własnego świata na inny skazując go na podobny los, to nasza jedyna szansa Jak mamy uwierzyć, że te istoty uczynią tu coś czego nie potrafiły zrobić u siebie, a do tego przekonuje nas o tym człowiek upatrujący wielkości w bezczeszczeniu zwłok. - Przerwał na chwilę spoglądając na pozostałych - Jak dla mnie bardziej interesująca jest Twoja wzmianka o pracach prowadzonych przez papistów. Czy to wszystko co masz nam do powiedzenia, czy tylko przedłużasz wstęp starając się nas kupić jak najmniejszym kosztem
Lan-Duul splótł ręce palcami.
-W zasadzie to wszystko. Nie należę do osób które starają się uzyskiwać piorunujący efekt za pomocą sztuczek takich jak przedłużanie i nieudzielanie informacji przez dłuższy czas.
Wysłany: 2010-09-19, 18:41 To, że mnie nie ma nie znaczy, iż wy możecie sie obijać :P
Lucious the Lalye
- Pozwól jednak, że zapytam o jeszcze jedna rzecz nim ogłosimy decyzję, ile czasu zostało temu światu
*** *** *** *** *** *** *** ***
???
Jeździec obserwował miasto już od godziny. Wyglądało na to że wojska w nim są podzielone i bronią innych jego części, zastanawiał się którędy powinien wejść. Był ciekaw sił zimnych jakimi dysponuje Lucious jednak nie uniknąłby pytań, których ludzie nie ośmielą się zadać. Ostatecznie skierował konia w kierunku ludzi i został dość szybko zatrzymany.
- Stój - Z zarośli obok drogi wyskoczyło trzech mieczników, a jeździec podejrzewał że co najmniej jeden nadal się tam czai w razie potrzeby - Zdejmij kaptur i mów czego tu szukasz, miasto jest zamknięte.
W wyobraźni widział go już na szafocie, ale będzie jeszcze okazja pomyślał, pożałujesz kmiocie tego. Podniósł jedna rękę druga powoli włożył pod płaszcz i wyciągnął list z pieczęcią, która na pierwszy rzut oka nic żołnierzom nie mówiła, i gdy już strażnik miał to wygarnąć dostrzegł niewielki papieski znak umieszczony w herbowej tarczy, jaki miały tylko wysokie rody.
- Wybacz panie ale każdego pytamy, naszego dowódcy nie ma komenda jest przy wodzy najemnych w drugiej części miasta.
- A kto wam bezpośrednio przewodzi - Tak psie znacznie lepiej, ale nie zapomnę - gdzie oficer
Rycerz spuścił głowę i lekko drżąco odpowiedział.
- Oficer pojechał z panem obecnie komenderuje Gorazd ale on chłop jak my..
Czegoś takiego należało się spodziewać po Luciousie, jego prawdziwa natura wychodzi coraz bardziej, a przecież proponował by nie dać dojrzeć temu robakowi.
- Zaprowadź mnie do namiotu Luciousa i przyprowadź tego Gorazda, powiedz że lepiej dla niego bym nie musiał czekać.
Prowadzony przez miecznika wjechał do miasta, lecz gdy pokazano mu namiot tylko pogonił przewodnika po czym ruszył w kierunku formacji zimnych zatrzymując się dopiero przy granicy ich obszaru miasta.
*** *** *** *** *** *** *** ***
Arbert
Młody rycerz objeżdżał miasto w poszukiwaniu nekromantów, a właściwie jednej adeptki tej mrocznej sztuki.
Nekromanta obdarzył Luciousa spojrzeniem w którym przeważało niedowierzanie, ale można też było doszukać się pewnego niepokoju.
- Sęk w tym, że nie wiemy. Nie mamy dość informacji żeby ustalić od czego jest zależne tempo zagłady.
Po chwili namysłu dodał:
- Może stulecie. Może dekada. Może rok. A może tydzień...
Arbert Ani nekromantki która pełniła funkcje posła, ani żadnej innej żywej istoty związanej z nieumarłymi młodzik nie był w stanie wypatrzeć. Niemniej jednak w okolicach budynku w którym dowódcy mieli spotkać się z czarnoksiężnikiem szeregi nieumarłej straży gęstniały, nie dopuszczając absolutnie nikogo niepowołanego do budynków w tej okolicy. Być może gdzieś tam właśnie była.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum