Forum Disciples, Disciples 3 on
 
Forum Disciples, Disciples 3  Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples
 FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Regulamin  Zaloguj  Rejestracja   Chat [0]   Discipedia  Download 

Poprzedni temat «» Następny temat
Ot takie cóś
Autor Wiadomość
Elendu 
Leśny Duszek
driada



Wiek: 35
Dołączyła: 21 Gru 2009
Posty: 158
Skąd: zewsząd
Wysłany: 2011-08-30, 21:02   Ot takie cóś

Jako że w dniu dzisiejszym ujrzałam, jak wielką przyjemność sprawia nam krytyka pewnych dzieł, tedy dam i swoje opowiadanie jako rozrywkę dla gawiedzi :D Pisałam je dawno i nie jestem w stanie obiektywnie ocenić, ale liczę na dobrą rozrywkę przy komentarzach :)





Ciemne, grudniowe chmury wisiały nisko nad horyzontem. Ponurą ulicą, rozglądając się na boki, szedł mężczyzna w czarnym płaszczu. Jego pospieszny krok zdradzał niepokój. Ulica, w której się znalazł , była ślepym zaułkiem, lecz on zdawał się nie zwracać na to uwagi. Zatrzymał się dopiero krok przed ścianą kończącą zaułek.
- Długo cię nie było. Ładnie tak kazać mi czekać?- Głos dobiegający z ciemności przywodził na myśl zimowy mróz i ciemność najczarniejszej nocy.
- Wybacz, musiałem coś załatwić.
- Nikt cię nie śledził? Sprawdziłeś?
- Tak, możemy spokojnie rozmawiać.
- A co tu jest do gadania? Dostałeś zadanie! Czemu go nie wykonałeś?
- Ten idiota Walter znowu wlazł mi w drogę. Jeszcze sekunda i byłoby po wszystkim, ale nie, musiał przechodzić akurat tą uliczką!
- Trzeba było zrobić z nim porządek, raz a dobrze! Zbyt często wchodzi nam w drogę! Zwykły człowiek a wyobraża sobie że może rzucić nam wyzwanie!
- A jednak zabił już kilku naszych. Musi być niebezpieczny, lepiej być ostrożnym.
- To tylko jeden człowiek! Co on nam może zrobić?!
- Lepiej go nie niedoceniać, pozory mogą być bardzo mylące. A my nie możemy pozwolić sobie nawet na najmniejszy błąd!
- Nie jesteśmy słabi! Nic nam się nie…
- Ale silni też nie jesteśmy! Możesz tego nie zauważać, ale osłabliśmy przez te wszystkie lata! Już nie jesteśmy w stanie zmusić do posłuszeństwa ludzi. Gorzej, musimy się ukrywać aby przetrwać! Zmieniliśmy się! Dlaczego nie chcesz tego dostrzec!
- Zmieniliśmy się, ale nadal nie jesteśmy słabi! Zawsze będziemy silniejsi od ludzi!
- Ale nie liczniejsi. Coraz mniej zarażonych przeżywa, coraz więcej umiera, zanikają nasze umiejętności. Jeśli tak dalej pójdzie nie będziemy silniejsi od ludzi! Musimy coś zrobić, musimy uważać, każda kolejna śmierć zmniejsza nasze szanse na przetrwanie!
- I kto tu mówi o braku siły? Nie potrafiłeś dorwać głupiego człowieka! Wystraszyłeś się maniaka, który walczy językiem, a broni nie potrafiłby nawet utrzymać w ręku!
- Nasi potrafili, a jednak przegrali.
- Bo byli słabi! Nie potrzebujemy słabeuszy, nie będę po nich płakał ani teraz, ani nigdy!
- Żyj w swoich złudzeniach jak chcesz, ja wolę wyciągnąć wnioski z tego co widzę. Siła to nie wszystko, potrzeba jeszcze rozumu.
- Oślepiono cię całym tym gadaniem o rozumie! Straciłeś swoją jasność widzenia. Rób co chcesz, ale na mnie nie licz. I nie wołaj mnie na pomoc, jak tylko przestraszysz się jakiegoś człowieka.
- No już, skończmy z tymi kłótniami, to nic nie da. Wiesz przecież dobrze. Do zobaczenia jutro u Marina.
- Coś cię martwi?
- Nie, czemu?
- Jesteś jakiś nieobecny, nawet w kłótnię się za bardzo nie wmieszałeś…
- To nic takiego, tylko się zastanawiam…
- Zobaczyłeś coś i nie wiesz co to znaczy?
- Właśnie. No nic, do jutra!
Cisza, która zapadła, była głębsza niż przedtem. Zaułek był pusty, cienie nie kryły już nikogo. Nawet najmniejszy powiew wiatru nie zakłócał bezruchu. A jednak w powietrzu wokół samotnego mężczyzny czuło się niepokój, a w tym bezruchu zawarta była cała walka, na jaką stać życie, walka o przetrwanie…

***
Czemu wokół tyle jest pośpiechu? Czy ludzie nie potrafią po prostu usiąść i cieszyć się atmosferą? Zbliżają się święta, wszędzie pełno jest świateł, kolory przyciągają oczy do każdej wystawy, gwiazdy, mikołaje, bąbki, światełka, kokardy…
Eireen wracała do domu, nie spiesząc się zbytnio. W domu znowu czeka zamieszanie, przedświąteczny chaos, ojciec rzucający palenie i pusty pokój, w którym trzeba by w końcu posprzątać. Tymczasem tu jest tak pięknie! Padający śnieg rozbłyskuje w świetle latarni ulicznych. No ale nie można włóczyć się po ulicach w nieskończoność! Jeszcze jedna uliczka i będzie w domu.
Uliczka była dziwnie cicha po zgiełku miasta, mimo że była tuż obok jednej z głównych ulic. Stanowiło to pewną ulgę dla oczu i uszu, choć żal było zostawiać te widoki za sobą. No cóż, czas wracać. Cisza panująca w uliczce zastanowiła dziewczynę. Zawsze było tu spokojnie, ale żeby aż tak? Całkowity bezruch nadawał temu miejscu dziwnego uroku, jakby nie pochodziło ono z tego świata. Mogłoby to być piękne, gdyby nie groza towarzysząca ciszy.
Pchnięta nagłym impulsem, Eireen odwróciła się, tylko po to, by zobaczyć wysokiego mężczyznę stojącego krok za nią. Skąd on się tam wziął? Jeszcze przed chwilą nikogo za nią nie było, a nie słyszała żadnych kroków! Mężczyzna uśmiechał się łagodnie, lecz uśmiech nie objął oczu. Oczy… Te oczy były niesamowite, przyciągały wzrok, z niezwykłą siłą szukały kontaktu. „Nie patrz w nie!” Przeszło dziewczynie przez myśl, lecz za późno! Już tonęła w ich czerni (Czy człowiek może mieć tak czarne oczy?) Już… Już je gdzieś widziała! Kiedy to było? Gdzie? We śnie. O czym? Poprzez ogarniające ją zmęczenie nieśmiało przebijały się myśli. To był dziwny sen, niepokojący. Choć śnił jej się już dawno temu, nadal pamiętała te oczy. I kto był ich właścicielem. Wampir…

Czuła, że sen nie kłamał. Czyli to jest to. Wielokrotnie zastanawiała się jak umrze. Teraz już wiedziała. Cofnęła się tylko po to, żeby oprzeć się plecami o ścianę. Właściwe w czym ten sposób umierania był gorszy od jakiegokolwiek innego? Czemu nie teraz? Przecież nie chciała żyć bez końca, to nie miało sensu. Czy się bała? Na pewno, człowiek zawsze boi się nieznanego. A śmierć jest najgorszą niewiadomą ze wszystkich. Żal jej było tego wszystkiego, co mogłaby przeżyć, lecz wiedziała, że nie będzie musiała męczyć się z tym wszystkim, co byłoby złe. Szkoda było tylko rodziny, ale cóż zrobić, walka nic nie da, a uciekać nie miała siły. Cały czas patrząc mu w oczy, przechyliła głowę w bok i odrzuciła włosy za ramię, odsłaniając szyję.
To go nieco zaskoczyło. Podszedł o krok, objął jedną ręką jej głowę, odsuwając włosy nieco bardziej. Drugą przytrzymał delikatnie jej ramię. Zadrżała.
- Nie bój się. Zrobię to delikatnie.
- Łatwo ci powiedzieć…
- Skąd wiedziałaś, że…
- Śniłeś mi się kiedyś. Zapamiętałam oczy. Proszę, zrób to szybko.
- Wybacz, nie mam wyboru.
- Wiem.
-Rozluźnij się.
Pochylił się nad nią. Gdy poczuła jego oddech na szyi, zamknęła oczy. Przygotowała się na ukłucie, ból, cokolwiek, lecz oprócz powiewu wiatru nic nie nadeszło. Chwilę jeszcze stała z zamkniętymi oczami, a gdy je otworzyła, nikogo przy niej nie było. Poczuła falę zmęczenia. Drżąc, osunęła się po ścianie na ziemię. Na końcu uliczki zabrzmiały pospieszne kroki, ale wysokiego mężczyzny nigdzie nie było. W jej stronę zbliżał się mały, siwy człowieczek. Wydawałby się śmieszny, gdyby nie wściekłość malująca się na jego twarzy.
- Coś się panience stało?- zapytał, widząc dziewczynę siedzącą na ziemi.
- Nie, nic. Słabo się poczułam, to wszystko- choć sama nie rozumiała dlaczego, Eireen nie miała zamiaru nic mówić człowieczkowi.
- Nie widziałaś tu może kogoś?
- Nie, nie widziałam tu żadnego człowieka. Niewielu ich tutaj chodzi.
- To jak nie człowiek, to może wampir? Był tu?- Mówił to łypiąc podejrzliwie okiem.
- Przecież wampiry nie istnieją- Odpowiedziała Eireen lekko, choć słowa obcego zmroziły ją. W jakiś sposób czuła, że nie może mu ufać, choć dziwne wydało jej się bronienie przed nim wampira.
-Czemu go chronisz?- zawołał, jakby czytając w jej myślach. Ten nagły wybuch zaskoczył ją
-Przecież to pasożyt, drapieżnik! Nie miałby skrupułów zabić cię tylko dlatego że zachciało mu się napić twojej krwi! Wiesz o tym równie dobrze jak ja! Musisz mi powiedzieć wszystko co wiesz! A może jesteś z nim w zmowie?! Nie jesteś jedną z nich, to pewne, ale jeżeli zgodziłaś się mu służyć wiedz, że zabije cię jak tylko przestaniesz mu być potrzebna. Powiedz mi wszystko co wiesz a będę cię chronić. Jeśli mi nie powiesz…
Tyradę przerwał mu dzwonek komórki. Przez chwilę mrugał oczami zaskoczony, po czym mruknął coś w stylu „później porozmawiamy”, odwrócił się i odszedł. Chwilę trwało zanim Eireen otrząsnęła się z zaskoczenia. Wstała i jak najszybciej ruszyła w stronę domu, choć w jej krokach brakowało już wcześniejszej pewności siebie…

***

- Masz zamiar na nią jeszcze raz zapolować?
- Chyba nie będę miał wyboru. Choć z drugiej strony Walter będzie jej pilnował, a i ją ciężko będzie przyłapać samą.
- Może spróbujemy wykorzystać ją, żeby dorwać tego drania?
- Możemy spróbować, ale nie wiem, czy to się uda. Od naszego spotkania nie wiedzieć czemu zmieniła drogę powrotu ze szkoły i stara się nie wychodzić nigdzie w nocy, a już na pewno nie sama.
- He he, rzeczywiście, nie wiedzieć czemu. Czyli myślisz, że nie da rady?
- Na pewno nie da rady wyprowadzić większej akcji, nie w tej chwili, ale możemy wysłać szpiegów żeby zorientowali się w sytuacji.
- Gorzej, jeśli Walter ich wyczuje. Słyszałem, że ma do tego nosa.
-Nie wiem, będę się musiał nad tym zastanowić…

***

„Znowu się spóźniłaś, czemu zawsze ktoś musi cię odprowadzać, czemu nigdzie nie chodzisz sama, poszłabyś po zakupy zamiast siedzieć w domu!”. Czy oni nie mogą zrozumieć? Czy nie widzą jak niebezpieczne mogą być ciemności, zwłaszcza w wyludnionych uliczkach? Czemu tak bardzo ich drażni jej zachowanie? Czy to takie dziwne że ich córka zmieniła się właśnie teraz? Że z niczego się nie bojącej dziewczyny zmieniła się w… No właśnie, w co? Czym teraz była? Wariatką? W końcu nie mogła być pewna, czy to, co widziała, wydarzyło się naprawdę. Miała zwidy? A co jeśli nie? Czy lepiej przełamać strach i zachowywać się jakby nic się nie stało, czy też zachować ostrożność i wejść w konflikt z rodzicami?
Eireen nie radziła sobie z tymi myślami. Bała się wychodzić, zwłaszcza po zmroku. Nawet jak odważyła się opuścić dom, miała wrażenie, że jest obserwowana. Trzeba było coś z tym zrobić, bo inaczej zwariuje. Oczywiście założywszy, że jeszcze nie zwariowała. Tak czy siak zapowiadały się wspaniałe święta, nie ma co…

***

Co jest snem a co jawą? Po czym poznać czy to, co według nas się zdarzyło, nie było tylko realistycznym snem? Ile razy zdarzyło się, że sen był tak realistyczny, że został zapamiętany jako prawda? Owszem, niewiele, ale jednak. Mając wybór między wiarą w to, że jest wariatką, a strachem przed mrokiem, Eireen znalazła trzecie wyjście. Sen zawsze jest alternatywą.

***

Wiosna przyszła nagle. Nic nie zapowiadało jej przyjścia, tylko ptaki śpiewały coraz głośniej. Dnie robiły się coraz dłuższe, a noce pachniały świeżą trawą. Mijający czas upewnił Eireen w przekonaniu, że incydent w zaułku nie miał tak naprawdę miejsca. Od tego czasu nie widziała ani razu siwego człowieka, ani, oczywiście, czarnookiego wampira. Strach stopniowo mijał, tylko uczucie bycia obserwowanym nie chciało jej opuścić. Ale widać uraz pozostanie jeszcze na jakiś czas. Na szczęście dnie stawały się coraz dłuższe i noc nie zaskakiwała jej już w drodze ze szkoły.
Jednak wraz z zanikiem strachu narastało w niej nowe uczucie, uczucie zawodu. Fakt istnienia wampira kłócił się z jej logiką, lecz jednocześnie fascynował ją, tak jak odkrywcę fascynuje ujrzenie nowego lądu, i nawet świadomość, że prawdopodobnie nie wróci już z wyprawy, nie umniejsza jego satysfakcji.
Przedświąteczne przeżycia zmieniły ją w jakiś dziwny sposób. Choć nie potrafiła określić natury tych zmian, czuła je, tak samo jak wszyscy wokół. Nie stała się lepsza ani gorsza, po prostu inna. Była zmęczona dociekaniami innych osób na temat przyczyn tych zmian, które mimo upływu czasu nie wygasały. Tego dnia miała ochotę tylko umyć się i jak najszybciej położyć. A fakt, że rodziców miało nie być przez całą noc, wyjątkowo ją ucieszył. Oznaczało to, że nikt nie będzie jej się dziwił, jeśli położy się wcześniej spać, nikt nie będzie chodził po domu i hałasował.
Czysta, rozgrzana kąpielą z radością skierowała się w stronę pokoju. No, nareszcie sama! Otworzyła drzwi, przeszła kilka kroków dzielących ją od łóżka, i rzuciła się na nie z westchnieniem ulgi. Ale nim zdążyła upaść, poczuła, że chwyta ją czyjaś ręka i z niezwykłą siłą przyciska do ściany. Eireen próbowała odwrócić głowę, lecz ktokolwiek ją trzymał, robił to niezwykle umiejętnie. Udało jej się tylko dostrzec fragment twarzy napastnika i jedno niebieskie oko zaćmione szaleństwem i czymś jeszcze, czego nie rozpoznawała
- I co, mój robaczku?- syknął jej do ucha obcy głos – Nie udało ci się zwabić rybki na którą czekaliśmy. A ja mam dość czekania. Nie będę gapił się bezczynnie jak taki przysmak przechadza mi się przed nosem. Taaak, widziałem cię, moja słodka. Obserwowałem cię, ale już nigdy więcej. Taka delikatna szyjka, taka cieniutka skórka, tak wyraźnie widoczne żyły, a mnie nie wolno się napić? Ale powiem ci coś. Nie obchodzą mnie zakazy. A oprócz krwi mogę od ciebie dostać coś jeszcze, coś, czego od dawna sobie odmawiałem.
Choć teraz napastnik trzymał ją jedną ręką, Eireen nie mogła nawet drgnąć. Druga ręka powędrowała do spodni dziewczyny. Dopiero teraz stało się jasne, co to było za uczucie, ukryte w oczach wampira, bo że mężczyzna był wampirem nie mogło być wątpliwości. Żądza obezwładniła go w stopniu wystarczającym, aby pozbawić go panowania nad sobą. Obcy przycisnął dziewczynę jeszcze mocniej swoim ciałem, jedną ręką zakrył jej usta, a druga powędrowała do jej podbrzusza i dalej w dół. Z jej ust wyrwał się jęk strachu, lecz nic nie mogła zrobić. Napastnik rozpiął sobie spodnie i zsunął w dół, po czym przytrzymując ją znowu obiema rękami odsunął biodra, jakby chcąc nabrać rozpędu. Eireen zamknęła pełne łez oczy, czekając na uderzenie. I faktycznie, uderzenie nadeszło, lecz nie takie, jakiego spodziewała się dziewczyna. Wampir został od niej odrzucony i z impetem uderzył o ścianę. Gdy Eireen udało się w końcu z powrotem zakryć wszystko, co zostało siłą odkryte, i uniosła wzrok, ujrzała napastnika bełkoczącego coś pod nosem i ze strachem w oczach patrzącego na stojącego nad nim mężczyznę. Tego wampira Eireen poznała od razu, był to ów czarnooki nieznajomy.
- Nie usłuchałeś rozkazu. Miałeś tylko obserwować. – stwierdził czarnooki, pozornie lekko, lecz w tym tonie ukryte było ostrze
- Ależ, pa…panie! Ja… ja nie chciałem! To… to… to ona…
- Tak, może mi powiesz, że ona tego chciała? Że zaprosiła was do siebie i grzecznie poprosiła?
- Nie! Ja… ja nie…
- Zamknij się, odpowiesz za to przed radą.
- Nie! Proszę, nie…
- Wszystko w porządku?- zapytał i Eireen zrozumiała, że pytanie skierowane było do niej, nie do niebieskookiego.
- Tak… chyba…- Głos trząsł się jej zbyt mocno, by mówić, jednak tłumiony był głównie przez ulgę, już nie przez strach.
- Chodź, napij się czegoś, poczujesz się lepiej.
- Tak, obecność dwóch wampirów w moim domu na pewno poprawi mi samopoczucie- odparła znacznie bardziej gorzko niż zamierzała. Rozumiała, że napastnik był tu właśnie na polecenie czarnookiego, a to, że miał tylko obserwować, niewiele zmieniało.
- Nie bój się, on ci już nic nie zrobi- to mówiąc rzucił wściekłe spojrzenie na swego podwładnego, który przezornie wolał nie ruszać się spod ściany.
- On nie- mówiąc to, zdobyła się nawet na lekki uśmiech, może nieco ironiczny, ale zawsze coś.
- No tak- roześmiał się wampir- O tym nie pomyślałem- choć mówił swobodnym tonem, słowa te zmroziły dziewczynę. Nie próbował zaprzeczać, a to nie wróżyło nic dobrego. Niemniej cisza się przedłużała i wypadało coś powiedzieć.
- To… może byś się czegoś napił?- Rzuciła zanim zdążyła ugryźć się w język- To znaczy… miałam na myśli jakiś napój albo coś ciepłego… Kawę, znaczy się… albo herbatę.
- Nie, dziękuję- wydawał się rozbawiony zmieszaniem dziewczyny- Ale jeśli ty masz ochotę, to się nie krępuj.
Eireen wyminęła leżącego pod ścianą wampira i poszła do kuchni. Cały czas czuła, że czarnooki jest o krok za nią.
- Jak ty właściwie masz na imię?- rzuciła przez ramię.
-Lorinamiel, ale możesz mówić mi Lor.
- Czego ode mnie chcesz, czemu kazałeś mnie śledzić?
- Jak ty możesz żyć w tak małym mieszkanku?
- A więc mi nie odpowiesz?
- Nie-słowu temu towarzyszył rozbrajający uśmiech.
- A co z tym tam- wskazała głową drzwi do swojego pokoju
- Nic mu się nie stanie jak chwilę zaczeka.
- Czy masz zamiar unikać wszystkich moich pytań?
- A czy ja czegoś unikam? Poza tym zadajesz zbyt dużo pytań
Tym razem uśmiech rozświetlił również jego oczy, paradoksalnie podkreślając ich czerń. Zaparzyła sobie herbatę, cały czas kątem oka patrząc, co on robi. A była to dosyć ciekawa obserwacja. Przedmioty codziennego użytku wydawały się go bawić, a dźwięk czajnika był dla niego chyba czymś zupełnie nowym. Zastanawiała się, jak to możliwe, że, żyjąc tak długo, nie znał podstawowych osiągnięć technicznych. Oczywiście zakładając, że podania dotyczące długości życia wampirów są prawdziwe.
- Wyglądasz na rozdrażnioną – zagaił, uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy.
- Nie, jestem tylko padnięta. Chciałam położyć się spać, kiedy wasz znajomek zaczepił mnie
w ten jakże delikatny sposób.- Faktycznie, była rozdrażniona, ale nie chciała przyznać mu racji. Nigdy nie wyrosła do końca z tego dziecięcego uporu.
- To idź spać, co ty tu jeszcze robisz? – zapytał, jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem, że powinna się położyć.
- Tak się składa, że mój pokój jest chwilowo przez kogoś zajęty.- To chyba nieco go zmieszało, ale tylko na krótką chwilkę.
- Łatwo da się to załatwić.- wyszedł z kuchni. Po krótkiej chwili wrócił tylko po to, żeby oświadczyć, że pokój jest już wolny. Mimo woli, Eireen uśmiechnęła się lekko. Choć nie czuła się pewnie odwracając do niego plecami, właśnie to zrobiła, ruszając do pokoju. Nie mogła przecież pokazać, że się boi. On poszedł za nią, a potem usiadł w progu, kątem oka obserwując szykującą się do snu dziewczynę.
- Nie musisz już iść? - zapytała Eireen z nadzieją
- Nie, dziś mam wolny wieczór, nie muszę się nigdzie spieszyć- I znowu ten roześmiany ton, jakby był beztroskim chłopcem płatającym figla.
- I zamierzasz tu siedzieć aż nie zasnę?
- Może nawet jeszcze trochę dłużej. Słodko wyglądasz jak śpisz.
Bosko, tego jeszcze brakowało. Można sobie tylko wyobrazić jak trudno jest zasnąć w takiej sytuacji. Jednak zmęczenie w końcu wzięło górę i dziewczyna odpłynęła w sen. Parę razy jeszcze budziła się w nocy, by zobaczyć błyszczące w progu pokoju oczy.

***

Gdy obudziła się rano, po wampirach nie było śladu. Wszystkie drzwi i okna były pozamykane, a o tym, że to nie był sen, świadczył jedynie pusty kubek po herbacie na kuchennym stole. Ładne parę minut spędziła siedząc w miejscu i wpatrując się w kubek, myśląc o tym, co się wczoraj stało. Jedyne, do czego doszła, to że siedzenie w domu nic nie da. Nie było to tak jak w amerykańskich filmach, nie musiała zapraszać wampirów do siebie, żeby czuły się u niej jak w domu. Szybko się ubrała i wyszła na zewnątrz, chcąc nacieszyć się ciepłą wiosenną pogodą, dopóki jeszcze może.
- Znowu się im wywinęłaś, co, panienko? – Głos zza pleców wydał jej się znajomy. Gdy się odwróciła, zobaczyła niepozornego siwego człowieczka, tego samego, który przepłoszył Lorinamiela w uliczce.
- Przepraszam, ale nie wiem o czym pan mówi
- Wiesz doskonale. Na kilometr czuć od ciebie wampirem, i to nie jednym. Mów, co cię z nimi łączy.
- Już panu mówiłam, wampiry nie istnieją – Nie musiała udawać zmieszania. Jego bezpośredniość nieco ją zaskoczyła.
- A ja ci mówiłem, żebyś ich nie broniła. Zabiją cię, wiesz o tym. I nie pleć mi tu że nie istnieją, zabijałem je już zanim ty nauczyłaś się chodzić!
- Przepraszam, ale nie mogę panu w niczym pomóc. Wczoraj ktoś napadł mnie w domu, nie mam ochoty siedzieć w miejscu. Proszę wybaczyć, ale na pana towarzystwo także nie mam nastroju.
- Napadł cię? W mieszkaniu? I jak się wybroniłaś?
- Uciekłam – Zmieszała się nieco, słysząc to pytanie, podała więc pierwszą odpowiedź, jaka jej przyszła do głowy.
- Ach tak, uciekłaś – Staruszek pokiwał głową w udawanym zrozumieniu – I nie ścigał cię, nie był szybszy? Ciekawe po co przyszedł, skoro nie obrabował mieszkania.
- Czemu sądzi pan, że nie obrabował?
- Bo inaczej byś szła na policję, a nie spacer. Uważaj na nich, będę miał cię na oku.
Patrzyła z mieszanymi uczuciami, jak staruszek odchodził. Wiedziała, że nie może mu ufać, ale nie podobała jej się ta gra, którą toczyły z nią wampiry. Być może ten nieznajomy da jej szansę na zwycięstwo? A przynajmniej przeżycie…

Rodzice po powrocie oczywiście niczego nie zauważyli. Cieszyli się ze zmiany zachowania córki, która przestała bać się wychodzić po ciemku. Nie robiło jej to już różnicy, skoro wampiry mogły wejść do jej domu kiedy chciały. Coraz częściej udawało jej się też uchwycić kątem oka ruch, jakiś przemykający cień, wiedziała więc, że nadal jest pod obserwacją. Nie rozumiała czego od niej chcą, skoro krew mogą wziąć kiedy chcą, ale cieszyła ją ich zwłoka.

***

- Czy naprawdę uważasz, że karanie go z tak błahego powodu jest konieczne?
- Nie usłuchał rozkazu. Czy to jest błahe?
- Chciał się tylko napić. To nie grzech, skoro przynęta nie działała!
- Wiedział że jest moja, wyraźnie zaznaczyłem, żeby jej nie ruszać. Zresztą zdaje się że zaczęła wreszcie działać.
- Skoro jest twoja to czemu się z niej nie napiłeś?
- Nie byłem głodny. A ona nie stanowi niebezpieczeństwa. Podda się, jeśli tylko tego zażądam
- Obyś miał rację. Jeśli zgada się z Walterem, to możemy mieć poważny problem.
- Nie bój się, przypilnuję jej. Poza tym czy to nie ty mówiłeś, że nie możemy się bać jednego marnego człowieka?
- Ten jeden marny człowiek zabił od tego czasu czterech moich wysłanników. W walce! Zdaje się że ten jeden raz muszę ci przyznać rację, musimy być wobec niego bardziej ostrożni. Myślisz, że śledzenie młodej coś nam da?
- Mam taką nadzieję…

***

Nie lubiła wracać tak późno. Ulice były niemal puste, a te kilka zaułków, które musiała pokonać, zdawały się zawsze ciemne i niebezpieczne. Świat w ogóle wydawał się od jakiegoś czasu bardziej niebezpieczny, czaiło się w nim więcej drapieżników niż wcześniej myślała. A spośród drapieżców dwaj szczególnie ją niepokoili. Wampiry. I ludzie. Właśnie w tym momencie jeden z tych drugich zastąpił jej drogę.
- Hej mała, co tu robisz o tej porze?
- Wracam do siebie. A co, nie można? – zaczęła się cofać, chcąc skorzystać z innej uliczki, ale za plecami usłyszała ruch i zdała sobie sprawę, że facet stojący naprzeciwko nie jest sam.
- Można, nikt ci nie zabroni. Ale to niebezpieczne. Szczególnie, jeśli masz przy sobie coś cennego. Ale wiesz, możemy ci pomóc. Jeśli oddasz spokojnie pieniądze i telefon, nic nie będzie ci grozić.
Eireen przycisnęła swoją torbę bliżej do siebie. Nie wiedziała, co zrobić. Bezpieczniej byłoby oddać wszystko, ale nie chciała tak łatwo rezygnować ze swoich rzeczy. Zanim zdążyła podjąć decyzję, za plecami usłyszała ruch. Spodziewając się ciosu, uskoczyła w bok. Wprawdzie była przez to przyparta do ściany, ale widziała obydwu napastników. W tej chwili ten, który pierwszy ją zaskoczył, wpatrywał się z przerażeniem w drugiego. Jego towarzysz stał jak skamieniały w ramionach jakiegoś mężczyzny. Eireen wiedziała, że jest to kolejny wampir, choć nie potrafiła powiedzieć co odróżnia ich od ludzi. Patrzyła, niezdolna do ruchu, jak przechyla głowę swojej ofiary na bok, bez pośpiechu nachyla się i odsłania kły. Jak wbija je w szyję ofiary, która nawet nie drgnęła. Przez dłuższą chwilę stali bez ruchu, jedynie grdyka wampira poruszała się, kiedy przełykał. Skóra ofiary stawała się coraz bardziej blada, aż w końcu wampir pozwolił osunąć się ofierze na ziemię. Z rany wypłynęło jeszcze zaledwie parę kropel krwi, zastygając na krawędzi. Dziewczyna była przerażona. Nie spodziewała się tego, co zobaczyła, nigdy wcześniej nie widziała też śmierci, nie tak nagłej. Wampir obserwował ją z nieco złośliwym uśmieszkiem, założył ręce na piersi i najwyraźniej czekał na jej reakcję. Gdy oderwała wzrok od niego i jego posiłku, przekonała się, że drugi napastnik zdążył uciec. Odepchnęła się od ściany i nieco chwiejnie podeszła krok w stronę wampira, starając się jednocześnie trzymać z dala od ciała.
- Wydaje mi się że powinnam ci podziękować. Ale naprawdę, nie musiałeś tego robić – Powiedziała, a jej głos nie trząsł się bardziej niż powinien. Wewnątrz niej wszystko krzyczało, miała ochotę zerwać się do ucieczki. Jak on mógł kogoś zabić i w ogóle się tym nie przejąć?
- Nie musiałem. Ale byłem głodny. – Wzruszył ramionami, nadal uśmiechając się nieco kpiąco. Następnie odwrócił się i gestem kazał jej iść za nim. Wiedziała, że tłumaczenie że czekają na nią w domu nic nie da, ruszyła więc posłusznie jego śladem. Nie zaprowadził jej daleko, paręset metrów dalej jedna z uliczek zaprowadziła ich na mały placyk, ze wszystkich stron otoczony budynkami. Na środku placu, na jakimś pudle, siedział Lor, patrząc na nią z uśmiechem, którego nie potrafiła odczytać. Jej przewodnik ukłonił się mu i wycofał, zostawiając ją sam na sam z wampirem.
- O co chodzi? – Zapytała wprost, chcąc wrócić do siebie zanim ktoś zacznie się o nią martwić. Zamiast odpowiedzieć, Lor wstał i podszedł do niej. Wyciągnął rękę i delikatnym, niemal pieszczotliwym ruchem, odsunął jej włosy z szyi. Jej oddech przyspieszył, serce waliło jak młotem, powstrzymała jednak odruch, żeby się cofnąć. Co by to dało? Pamiętając pierwsze spotkanie z wampirem, przechyliła lekko głowę w bok i opuściła ramię, jeszcze bardziej odsłaniając szyję. Lor uśmiechnął się z aprobatą i zbliżył twarz do jej szyi, jednak nie ugryzł. Stał tak przez kilka uderzeń serca, jakby chcąc jak najdokładniej poczuć jej zapach, po czym cofnął się o krok, cały czas uśmiechnięty. Kiedy Eireen zrozumiała, że nie ma zamiaru dzisiaj jej ugryźć, ugięły się pod nią nogi. Zniknęła mieszanka strachu i podniecenia, która dotąd trzymała ją na nogach, a razem z nią zniknęła większość jej energii. Patrzyła na niego, zdając sobie sprawę, że musi wyglądać w tej chwili żałośnie.
- O co chodzi? – Powtórzyła, tym razem jej głos trząsł się znacznie mocniej. – Czego ode mnie chcecie? Po co mnie tutaj sprowadziłeś?
- Chciałem sprawdzić, czy posłuchasz. I czy będziesz potrafiła zwalczyć strach. Gratulacje, idzie ci naprawdę świetnie – Uśmiechnął się cieplej i wyciągnął do niej rękę, pomagając jej wstać. Podtrzymał ją, dopóki nie upewniła się, że utrzyma się na nogach, po czym usiadł z powrotem na swoim miejscu.
- A jaki miałam wybór? – Zapytała gorzko. Widziała tylko dwa inne wyjścia, mogła przyjąć opiekę staruszka, albo sprzeciwić się i prawdopodobnie zginąć. Żadna z opcji nie podobała jej się w najmniejszym stopniu.
- Zawsze jest jakiś wybór. Dokonałaś go, ukrywając to co wiesz przed Walterem. Dokonałaś go, przychodząc tutaj. I dokonałaś go, nie cofając się przede mną. Wiem, że chcesz żyć, a jednak potrafisz stawić czoła śmierci.
- Po co mnie sprawdzasz? I czemu cały czas każesz mnie śledzić? Kim jest Walter? O co chodzi?
- Czy wiesz, że zadajesz mi to pytanie już trzeci raz? Ach tak, wiesz. No więc odpowiem ci. Walter jest łowcą wampirów, którego, jeśli się nie mylę, już raz spotkałaś.
- Dwa – odpowiedziała mechanicznie.
- A tak, racja, dwa – Jego uśmiech miał w sobie coraz więcej aprobaty. – Zdaje się, że ten łowca ma do mnie jakiś dziwny żal. Nie podoba mi się to i muszę sobie z nim uciąć pogawędkę. A ty mi to umożliwisz.
- Ja? Ale jak?
- Widzisz, wampiry mają specyficzny zapach. A on ma na nas niezwykle wyczulony węch. Będzie wiedział, że się ze mną spotkałaś, i być może będzie cię śledził, żeby trafić do mnie.
- I dlatego kazałeś mnie śledzić? Żeby znaleźć łowcę?
- No patrzcie, jaka bystra dziewczynka. Ale nie myśl nawet o wydaniu nas w jego ręce. Jest równie bezlitosny, a może nawet bardziej niż my. Dopóki nie jest pewien twojej w tym roli, nic ci nie zrobi. Ale jeśli dowie się, że choćby ze mną rozmawiałaś, zrobi wszystko, żeby wyciągnąć z ciebie więcej informacji. Wierz mi, nie chcesz tego – W miarę przemowy jego uśmiech znikał, pod koniec wydawał się śmiertelnie wręcz poważny. – Poza tym nic ci to nie da, za mało wiesz.
- Nie musiałeś mi tego mówić – ironia w jej głosie była tylko lekko wyczuwalna. Pozwalała jej poradzić sobie z emocjami – Tak samo jak tego, że kiedy przestanę być potrzebna, zrobisz sobie ze mnie przekąskę, ty albo jakiś twój znajomy.
- Nie przekąskę, masz dobrą krew. Myślę, że lepiej nada się na danie główne. I oczywiście nie będę się tobą dzielił z podwładnymi, szkoda by mi było. – Zabrzmiało to nieco jak komplement, albo jakby się z nią przekomarzał – ale nie martw się, jeszcze trochę pożyjesz. A do tego czasu nie musisz się niczego bać, oczywiście o ile nie zaczniesz działać przeciw nam. Nie pozwolimy, żeby stało się cokolwiek, co by mi ciebie zabrało. – Jego uśmiech był w tym momencie pewny siebie, swobodny, ale oczy zimne. Słowa te były w równym stopniu obietnicą, jak i groźbą, a ona nie zamierzała sprawdzać, jak prawdziwa jest to groźba. Gestem dał jej znać, że może odejść. Odwróciła się do niego plecami, czując na sobie jego wzrok. Starała się nie kulić ramion, nie dać mu poznać, jak bardzo się boi. Przy wyjściu z dziedzińca coś jej się przypomniało.
- A co z tym drugim wampirem, tym który mnie zaatakował?
- Dostał należytą karę. Nie będzie cię już niepokoić – Wyraz jego twarzy nie należał do przyjemnych. Podpowiedział dziewczynie, że nie chce znać szczegółów.

***

- A więc jednak będzie posłuszna?
- Raczej tak. Boi się nas, ale nie ufa Walterowi na tyle, żeby nas zdradzić. I w jakiś dziwny sposób zdaje się mi ufać.
- No tak, kobiety zawsze cię lubiły. Masz zamiar pozwolić jej na coś więcej?
- Nie sądzę żeby czegoś próbowała. Nie wygląda na zakochaną, ale jednocześnie jest wobec mnie uległa. Gdyby nie to, że zachowywała się tak już przy pierwszym spotkaniu, pomyślałbym, że to z wdzięczności za uratowanie życia, a przynajmniej cnoty.
- Nie mówiła czegoś co mogłoby ci to wyjaśnić? Nie wspominała o niczym?
- Mówiła o śnie. Czemu tak na mnie patrzysz? Mówiła że kiedyś, dawno, widziała mnie we śnie. I zapamiętała oczy. Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć?
- Nie jestem pewny, ale o czymś mi przypomniałeś. Muszę to sprawdzić, ale kto wie, może ta mała jest warta więcej, niż się wydaje…

***

- Znowu się z nim spotkałaś? – głos zza pleców tym razem jej nie zaskoczył. Spodziewała się go po wczorajszym wieczorze. Zgodnie z przewidywaniami, słowa te należały do siwego człowieczka, Waltera – I nadal żyjesz? Chyba jesteś dla nich lepszą zabawką niż myślałem.
- Dla nikogo nie jestem zabawką. I nie wiem o kim mówisz.
- O wampirze! Czarnookim!
- On? Wampirem? Prędzej bym ciebie o to podejrzewała. Gdyby oczywiście wampiry istniały – Zachowywała obojętny ton, idąc dalej i nie oglądając się za siebie.
- Doskonale wiesz, kim on jest. Wiesz, że cię zabije, tak jak wczoraj jego sługa zabił chłopaka. Chcesz tak skończyć?
- Nie chcę. I dlatego nie będę się mieszała w tą głupią wojnę między wami. Nie wiem, co masz przeciwko niemu, ale ten sposób zrażania do niego ludzi jest co najmniej… dziwny.
- Czy ty naprawdę nie wiesz? – po raz pierwszy do tonu łowcy zakradło się zwątpienie – Naprawdę tego nie widzisz?
- Widzę wyraźnie wszystko, co powinnam widzieć. W tym i to, że twoje towarzystwo może się okazać bardziej niebezpieczne niż tego mężczyzny.
- Zastanów się chociaż. Czy kiedykolwiek widziałaś go za dnia? Czy widziałaś żeby coś jadł albo spał?
- Widziałam go trzy razy w życiu, co w tym dziwnego że nie widziałam jak coś je? Ciebie spotykam równie często, a też tego nie widziałam. A teraz, jeśli wybaczysz, chyba jestem już spóźniona.
Pobiegła w stronę przystanku, z którego właśnie miał odjechać autobus. W ostatnim momencie wsunęła się do środka. Walter nadal stał w miejscu, w którym go zostawiła, a minę miał wyraźnie zmartwioną. Jeśli ona naprawdę nic nie wie, to nie dość że nie uzyska od niej informacji, to jeszcze będzie miał obowiązek ją chronić. Nie mógł wysłać do tego żadnego młodszego łowcy. Nie znał mocy Lorinamiela, ale mógł spodziewać się po nim wszystkiego.

***

- Jak idzie, Lor? Wszystko zgodnie z planem?
- Na to wygląda. Młoda odbyła kolejną rozmowę z łowcą, ale chyba wreszcie podziałało. Szpiedzy mówią, że nie powiedziała mu nic, co by nam zagroziło. Od czasu rozmowy nie spuszcza jej z oka. Prawdopodobnie po zmroku nadal będzie stał na straży. Wtedy go dopadniemy.
- Ale jak? Nie chcesz chyba wchodzić do jej domu, kiedy jest tam jej rodzina?
- Kusiłoby mnie takie rozwiązanie, ale nie. Przygotujcie wszystkich. Podrzucę jej liścik. Jeśli nic jej nie powstrzyma, przyjdzie na plac krwi. A łowca za nią. Szkoda, że tak szybko, ale nie mogę ryzykować, przedłużając zabawę.
- Co z nią potem zrobisz?
- Chyba będę musiał ją zabić. Zbyt dużo widziała, zbyt dużo wie. Może i jest posłuszna, ale nie wiem na jak długo.
- Chyba? I co z tą miną? Wahasz się?
- Zdaje się, że ją polubiłem. Jest spokojna i poważna, ale potrafi zażartować. Niewiele takich jest, nie kiedy dowiedzą się kim my jesteśmy.
- A co byś powiedział na to, żeby jej nie zabijać?
- To byłoby wbrew prawu. Wiesz o tym. A kto jak kto, ale ty, jako zarządca, musisz przestrzegać prawa.
- A co jeśli jest pewien wyjątek? Słyszałeś kiedyś o regule wybrańca?
- Nie, nigdy. Ale też nie jestem tak biegły w prawach jak ty.
- To bardzo stare prawo, niewiele wampirów w ogóle o nim słyszało, a jeszcze mniej pamięta. Mówi ono że…

***

Eireen weszła do domu wściekła. Przez cały dzień łaził za nią ten łowca. Myślał, że się dobrze ukrywa, ale co pewien czas udawało się jej go dostrzec. Poczuła ulgę będąc wreszcie u siebie. Na biurku leżało kilka listów, pewnie jak zwykle bezużyteczne reklamy. Wśród nich jeden zwrócił jej uwagę.
Nie miał znaczków ani stempli, a więc prawdopodobnie ktoś podrzucił go bezpośrednio do skrzynki. Gdy go otworzyła, zaskoczył ją niezwykle ozdobny charakter pisma, który jednak dało się dość łatwo odczytać. Zamarła, kiedy zrozumiała, czego się od niej oczekuje. Z jednej strony cieszyłaby się, gdyby złapali łowcę. Oznaczałoby to koniec śledzenia, koniec noszenia masek, koniec strachu przed wszystkimi. Jedynym jej zmartwieniem zostałyby wampiry. Z drugiej strony jednak oznaczałoby także koniec jej zadania, a więc prawdopodobnie i życia. Wiedziała jednak, że i tak prędzej czy później musi to zrobić, ubrała się więc z powrotem i wyszła z domu, postępując zgodnie ze wskazówkami.
- Witaj. Trochę ci zajęło dojście tutaj – Rozpoznała głos Lora. Dobiegał on z przeciwnego końca wielkiego placu. Skierowała się w tamtą stronę z lekkim oporem, a kiedy wskazał jej miejsce obok siebie, usiadła. To, co wyglądało na jakieś stare pudło, okazało się być od środka wyściełane miękkim materiałem. W efekcie powstawało całkiem wygodne siedzisko, a przy tym nikt patrząc z zewnątrz nie miał by żadnych podejrzeń.
- Zajęłoby mniej, gdyby list nie był ostatni. Poza tym wróciłam później z zajęć. Nie wiedzieć czemu miałam wrażenie, że ktoś za mną cały czas idzie. – Wampir uśmiechnął się ciepło, słysząc ironię, jednak jego oczy nadal były zimne.
- Tak, trzeba będzie coś z tym zrobić. Jestem pewien, że nie mogę mu pozwolić wszędzie za tobą łazić, prawda? – W tym samym momencie rozległ się huk wystrzału. Pocisk, wycelowany najwyraźniej w serce wampira, odbił się od czegoś niewidzialnego i spadł na ziemię u ich stóp. Uśmiech Lora stał się nagle zimny i złowrogi. Lekko zmrużone oczy świadczyły, że wszystko poszło tak jak zaplanował. I faktycznie, już po chwili dwójka wampirów ciągnęła za sobą wyrywającego się Waltera. – Czy to on tak cię niepokoił? Najwyższy czas zadbać, żeby więcej tego nie zrobił, ani tobie, ani nikomu innemu.
Z cienia za plecami Lora wyszedł kolejny wampir. Nosił długi czarny płaszcz, a wokół niego unosiła się aura potęgi. Eireen obserwowała go nieufnie, wiedząc, ze nie chciała by być jego wrogiem. Walter na jego widok aż się najeżył.
- A więc to ty nasłałeś na mnie swoje pieski, Marcet? Bałeś się stanąć ze mną twarzą w twarz?
- Zarządco Marcet, to po pierwsze. Po drugie nie zasługujesz, żeby się ze mną zmierzyć. Prędzej byś zwiał niż wydał mi walkę, jesteś zbyt dużym tchórzem, wiesz o tym. Nawet Lorowi bałeś się wyjść naprzeciw. – Głos mężczyzny był spokojny, jakby nieco znudzony. Patrzył na łowcę obojętnie, jakby zastanawiając się, co z nim zrobić. Gdy cisza przedłużała się, wzruszył ramionami i podszedł do łowcy, a jeden z wampirów go trzymających odchylił głowę Waltera na bok.
- Nie! – Ten okrzyk wyrwał się z gardła Eireen, zanim zdążyła go powstrzymać. Zarządca podniósł się i spojrzał na nią pytającym wzrokiem. – Proszę, skoro już musicie to zrobić, to przynajmniej nie przy mnie – W oczach miała łzy. Wiedziała, że to ona przyprowadziła tego człowieka na śmierć i sama nie potrafiła zrozumieć, czemu to zrobiła. Spuściła głowę, nie będąc w stanie spojrzeć w oczy ani Marcetowi, ani tym bardziej łowcy. Wiedziała, że człowiek jej się przypatruje.
- A więc jednak wiedziałaś – Mruknął – Wiedziałaś kim są od początku, prawda? Cieszysz się? Teraz zabiją mnie, a zaraz później ciebie. – Napięła mięśnie, łzy popłynęły z jej oczu większym strumieniem, ale się nie odezwała. Poczuła, jak Lor obejmuje ją i przyciska lekko do siebie, w jakże ludzkim geście pocieszenia.
- Lor, czy mógłbyś zabrać stąd swoją towarzyszkę? Zdaje się, że widok naszego gościa jest jej przykry – W głosie zarządcy słychać było tłumiony gniew, ale gdy rzuciła na niego okiem, okazało się że gniew jest skierowany na łowcę, a nie na nią. Lorinamiel potaknął krótko, po czym wstał i poprowadził ją za sobą.
- On cię zabije! Wiesz o tym. Takie jest ich prawo, człowiek nie może wiedzieć i żyć! – Zawołał za nią Walter, ale nie odwróciła się
- Nie musisz się męczyć, wie o tym doskonale. Wiedziała od początku. – Głosy zaczęły cichnąć w oddali, kiedy Lor prowadził ją znowu uliczkami miasta. Była wyczerpana emocjami, jakie dzisiaj przeżyła, i strachem przed tym, co ją jeszcze czeka, ale wampir trzymał ją mocno, nie pozwalając jej upaść. Zaprowadził ją do dziwnego domu, budowanego w starym stylu. Drzwi wydawały się ogromne, prowadziły do nich niewysokie schody, których poręcze rzeźbione były w wymyślne kształty. Było za ciemno, żeby mogła dojrzeć ogród po obu stronach schodów. Gdy drzwi uchyliły się przed nimi, ujrzała niewielki hall. Wzdłuż bocznej ściany na górę wiodły wąskie schody, zaś po drugiej stronie i naprzeciwko wejścia znajdowały się drzwi do pomieszczeń. Lor skierował się z początku na schody, zawahał, spojrzał na nią i najwyraźniej zmienił zdanie. Wybrał drzwi w bocznej ścianie, prowadzące do przestronnego pokoiku.
Pokoik urządzony był dość skromnie, pod zasłoniętym ciężkimi zasłonami oknem stał mały stolik, a przy nim dwa krzesła. Naprzeciwko okien ściana zabudowana była przez szafę i kilka regałów, w tym momencie pustych. Niedaleko szafy, na ścianie naprzeciwko wejścia, znajdowała się jeszcze jedna para drzwi, zapewne prowadząca do łazienki. Dominującym meblem było jednak łóżko w starym stylu, ogromne, z kotarami, stojące na środku pokoju. Wszystko utrzymane było w ciemnych tonacjach czerwieni i czerni, rozświetlanych gdzieniegdzie jasnymi akcentami drewna lub złota.
Wampir wszedł do pokoju, kierując się w stronę łóżka. Posadził ją na krawędzi, sam usiadł obok. Przez chwilę siedziała nieruchomo, ze spuszczonym wzrokiem. Zaczęła powoli zdejmować buty, które zdawały się teraz niesamowicie ciężkie. Gospodarz zdjął swoje i odwrócił się w jej stronę, a gdy nie podniosła wzroku, chwycił ją pod brodę, zmuszając do spojrzenia mu w oczy. Tym razem były ciepłe, jakby nieco smutne lub współczujące. Uśmiechnął się delikatnie, próbując dodać jej otuchy.
- Nie bój się, nie będzie bolało, może tylko z początku. Zobaczysz, to nawet przyjemne. – Delikatnie popchnął ją, a gdy położyła się, oparta o poduszki, położył się obok, częściowo przyciskając ją i przytrzymując. Każdy jego ruch był spokojny i delikatny, każde dotknięcie zdawało się pieszczotą, kiedy po raz trzeci odsuwał jej włosy z szyi, odchylał głowę lekko na bok, pochylał się nad nią. Kiedy otarł policzkiem o jej twarz, poczuła dreszcz przebiegający przez całe ciało. Odchyliła głowę jeszcze bardziej w bok i w tył, a jej oddech przyspieszył, choć nie sądziła, że jeszcze mógł. Przez kilka uderzeń serca zatrzymał twarz przy jej szyi, zupełnie jak poprzednio, po czym przeszył ją nagły spazm bólu. Jęknęła cicho, kiedy wbił zęby w jej szyję, po chwili jednak zmusiła mięśnie do rozluźnienia. Czuła jego oddech na szyi, równie szybki co i jej. Czuła, jak wysysa z niej krew, i uczucie to przyprawiło ją o dreszcz. Zamknęła oczy, czując jak strach i smutek przysłania dziwne uczucie, dające jej przyjemność. Jej ciało poruszyło się, szukało kontaktu z jego. Kiedy to wyczuł, przesunął się na nią, przyciskając ją, ale też dając poczucie ciepła i, paradoksalnie, bezpieczeństwa. Zacisnęła ręce w pięści objęła go i przycisnęła do siebie najmocniej jak potrafiła. Stopniowo jednak jej siła zanikała. Mięśnie zaczynały mrowić i odmawiać posłuszeństwa, w głowie się kręciło, powieki stawały się cięższe. Uśmiechnęła się lekko. Jak na umieranie, to nie jest tak źle. Czuła łzy pod powiekami, nie miała już siły nic z nimi zrobić. Oplotła ją ciemność, ciepła i bezpieczna.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   

Podobne Tematy
 
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
theme by michaczos.net & UnholyTeam
Tajemnice Antagarichu :: Heroes of Might & Magic 1,2,3,4,5,6 Forum