Forum Disciples, Disciples 3
Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples

Biblioteka - Wojna Światów

Arosal - 2011-07-26, 14:30

Cóż się dzieje? cóż to słychać ?

Grają trąby, bębny huczą...

Toż to armia jakiej nie widział świat !

Czas rozpocząć oblężenie bracia!

Nagash ep Shogu - 2011-07-26, 18:36

- No wyduś to z siebie wreszcie. Stoisz jak to ciele w progu i mruczysz pod nosem niczym upośledzony. Jak masz coś do powiedzenia, to mów. Inaczej precz do garnizonu.
Oberst warknął rozeźlony i wszedł do środka.
- Drzwi, baranie. Ogon masz, czy jak?
Oberst warknął znowu pod nosem, zamknął drzwi.
- No? Długo mam jeszcze czekać, aż powiesz co cię do mnie sprowadza? Dobra Mortis, za dużo Rodrick z Armim przebywasz, bo idiociejesz.
- A bo ja nic z tego grafie nie rozumiem! - wybuchnął wreszcie, wyrzucając przy tym ręce w powietrze, jakby to miało pomóc mu uwolnić się od kipiącej weń złej energii.
Krwiopijca przestał mocować się z naciągiem strun skrzypiec, spojrzał uważniej na pułkownika wampirzej chorągwi.
- Ale o co ci Rodrick chodzi?
Wampir zagryzł wargę, potarł dłonią zarośnięty policzek.
- Dobrze graf zna reputacje moją i chłopaków. Potrafimy dorwać każdego. Inkwizytora, żądlca, mistrza run. Bez znaczenia. Dopaść i krew upuścić tak, że przez tydzień się lać będzie. Ale walczyć z czymś, co nie istnieje? Dopaść nieistniejące? Nie. Nic z tego nie rozumiem.
Arcywampir odsunął skrzypce na bok, zastukał palcami po blacie sekretarzyka.
- A sekta Rodrick to jak? Istnieje, czy nie?
Pułkownik skrzywił się.
- Istnieje.
- A widzisz. Dopadnij sektę, to dopadniesz też nieistniejący Nevendaar, który głoszą.
- Ale po co, grafie? Wstyd to jak diabli... Mamy uganiać się za garstką schizofreników? Ani z tego chwały, ani zabawy… Po co, grafie…
Nagash spojrzał spode łba na swego pułkownika.
- W imię zasad, herr oberst. W imię zasad. A poza tym elf im przewodzi, trza mu majtki skopać i bratków nasadzić.
Rodrick van Eckenhausen westchnął ciężko, grzmotnął pancerną dłonią w szeroką pierś i wyszedł. Po chwili wrócił i domknął drzwi.
Z obleczonego mrokiem rogu komnaty wychylił się Gustav.
Graf pokiwał głowa na widok jego gestów.
- Wiem, wiem. Głupio tak kopać leżącego, ale skoro sami tego chcą? No sam Gustav powiedz. Co oni chcą i co mogą zaoferować temu światu? Od lat budowaliśmy Nevendaar i niszczyli, zaludniali i wycinali w pień zamieszkujące go istoty. Setki zapisanych kart historii! To my. A oni? Żenujące apokryfy o anielicach, demonicznych elfach i tandetnych łowcach czarownic. Co to ma do cholery być, Gustav?!
Dwa krótkie gesty.
- Postęp - mruknął graf. - Pieprzysz, Gustav. Wiesz, jak według tych postępowców wyglądasz?
Widmo wzdrygnęło się.
- No właśnie. Postęp... Tfu! Regres, Gustav. Pies ich trącał. Przynajmniej Rodrick będzie miał zajęcie na jakiś czas.

Arosal - 2011-07-26, 19:54

Arosal spoglądał ze skalnego urwiska w dół doliny..
- To tutaj miały rozstrzygnąć się losy Nevendaar… - westchnął. Załamany nieudolnością ludzi których uważał za sprzymierzeńców pogrążył się w żalu… sięgnął po leżącą na ziemi chorągiew
-Teraz to ja sobie mogę pomachać – pomyślał. Niespodziewanie otaczającą go ciszę przerwał szelest dobywający się z pobliskich zarośli.
- Arion? – zawołał w ciemność, z pomiędzy wysokich krzewów bzu wynurzył się dowódca elfickiej gwardii.
- Czas się zbierać książę – powiedział na przywitanie. Również spojrzał w dal, nietknięte pola Khainar budziły podziw. Miejsce, w którym mieliśmy udowodnić jak wielką siłę stanowimy stało się świadkiem naszej porażki.
Arosal powstał, cisnął proporcem przed siebie po czym ruszył za jedynym wiernym mu kąpaniem, osobą która tak jak on potrafiła zachować dystans i pojęła zamysł całej tej wyprawy..

i mam to już w nosie

Arosal - 2011-07-26, 20:36

Niczego nieświadomy wampir opuścił pola, lecz cóż to? kometa? diabeł jaki?
Szary nieboskłon rozcięła ognista lanca. Pierwsza spośród śmiałkowych strzał wylądowała na dachu cytadeli.
Tak to on… Dzielny Leman prowadzi jeźdźców, Arian dowodzi łucznikom. Lecz gdzie w tym wszystkim podział się Arosal? Czyżby starał szukał sprzymierzeńców? Czy nadal wierzy?
Potężny ryk drzewca zdawał się wstrząsną krajobrazem, góry zadrżały w posadach. Nowy Nevendaar właśnie wkroczył na stare ziemie by zaprowadzić porządek.

W imię Białej Pani! Za Illumielle ! – Tysiące elfów krzyknęło z dumą.

Raven - 2011-07-26, 22:14

Wampir stał na małym wzniesieniu i mruczał jakieś Alkmaarskie klątwy pod nosem.
- Ile będziesz się gapił przez tą cholerną lunetę Großshwert? - warknął do swego adiutanta obserwującego całe zajście przez okular, zdobycznej krasnoludzkiej lunety.
- Nie widzę dokładnie co tam się dzieje. Elf, kłóci się z inkwizytorem i grafem ep Shogu.
- Oż w Kocham Legiony, albo znowu się spóźniłem albo przyjechaliśmy za wcześnie... Jakby coś się działo, daj znać przez komunikator Isabelle żeby przysłała tu kilku wampirów na zmorach. I niech Shurlien ruszy tu swoją, magiczną, obleczoną jedwabiami rzyć... - wydał kilka poleceń i niedbałym gestem poprawił okulary na swym szlacheckim nosie.
- Jawohl mein Herr!

Vozu - 2011-07-26, 22:22

Gdzieś w nocnym powietrzu zmaterializowała się "twarz" cienia.
- No tak, brakowało nam w tym całym bajzlu jedynie podróbki grafa ep Shogu - przestrzeń wokół twarzy zafalowała, nieporadnie prezentując uciechę - Ravenie, czy wy, krwiopijcy, cierpicie na brak wyobraźni, Nagash jest twoim umiłowanym idolem, czy też zachodzi tu jakaś inna okoliczność?

Raven - 2011-07-26, 22:35

- To, że ma zaopatrzoną piwniczkę to jedno... Po za tym czy wampir nie może posiadać swoich własnych dworzan by nie zostać posądzony o plagiat? -,- - odburknął cieniowi prychając i obnażając kły. Sięgnął po fajkę i odpalił pykając i zerkając urażonym wzrokiem na cień.
- Shurlien przybył mein Herr! - obwieścił adiutant szczerząc twarz pooraną bliznami.
- Gdzie Ty byłeś czarowniku? Długo na ciebie czekać trzeba? - syknął rozdrażniony na ubranego w jedwabie i złoto człowieka.
- Wybacz... Nie mogłem znaleźć odpowiednich zwojów w tym bajzlu w bibliotece. Zatrudniłbyś jakieś skrybę, który by się tym opiekował... panie.
Spojrzenie wąpierza uciszyło jego gadatliwą świtę.
- Będzie ta bitka z Arosalem czy nie? - Raven już się niecierpliwił.

Vozu - 2011-07-26, 22:51

- I pomyśleć, że forma którą przyjąłem jest wyrazem mojego obrzydzenia powtarzalnością i brakiem oryginalności - prychnęło ciemne zawirowanie - Moje szczęście, że MachaK jest zbyt walnięta by być do mnie podobną, chociaż czasem można by doszukiwać się analogii...
Bawcie się dalej, wąpierzątka, a ja skoczę zobaczyć co się dzieje gdzieś indziej... - co rzekłwszy, rozwiał się.

* * *

Na napierśniku Arosala otwarło się oko, z przewrotną satysfakcją omiatające okolice, gdy po chwili dołączyły do niego usta, sfabrykowane do oddawania wyrazu prześmiewczego szczerzenia się.
- No, no, jednak ktoś miał rzeczywiście tupet ściągać tu tę nieudaną rzeczywistość alternatywną - wykonał jeszcze kilka spojrzeń na wszystkie strony - powiedz mi jeno, elfiątko moje, co ty robisz w krzakach z innym chłopaczkiem gdy tamci się leją? Nie wiem czy jest ci wiadome, ale środek bitwy to nie najlepsza pora na uciechy cielesne w zaroślach - dorzucił z paskudnym uśmiechem, najpewniej równie sztucznym co poprzedni; cień w końcu zazwyczaj nie materializował ust.

Arosal - 2011-07-26, 22:58

-Nie widać ? - krzyknął - czas nauczyć tego elfa co oznacza wierności wobec białej królowej - dodał
-A masz ty parszywcu, masz zakało mej rasy - wrzeszczał, a głuche odgłosy witki smagającej tyłek młodego elfa co jakiś czas przerywały mu monolog.
-młodzik się zbuntował to tez trza go naprostować - dodał nerwowo.

Vozu - 2011-07-26, 23:02

- Rozumiem... nie wiedziałem, że elfiki to tacy mali fetyszyści - zachichotała emanacja na pancerzu zajętego smaganiem elfa - Pozwolę sobie popatrzeć, wampiry i tak nadal stoją w polu i chwila minie zanim zdecydują się w którą stronę w ogóle trzeba gnać...
Arosal - 2011-07-26, 23:07

Dziękuję ci kimkolwiek jesteś, dezorientacja krwiopijców działa na naszą korzyść... czas wezwać Lemuana.

Faktycznie by się jakaś mapa przydała bo bez tego jesteśmy w du-pie za przperoszeniam.

Raven - 2011-07-27, 09:53

Yezebell - Isabell podobieństwo imion faktycznie nazbyt rażące :-P Się czarownicę przechrzci (jak się powinno mówić na żeńską wersję czarownika? Bo czarownica to u Legionu...)

- Dawaj tą lunetę! - wampir wyrwał przyrząd templariuszowi i sam spojrzał co tam się dzieje - Arosal wyprawia jakieś swoje dziwne dewiacje seksualne okładając nahajem tyłek jakiegoś elfa... Na takie elfy to wampiry nie wystarczą. Kilka ghuli niech przyślą... przynajmniej zgwałcone nie zostaną...
Templariusz zasalutował mając ubaw po pachy.

EDIT: Z resztą i tak muszę zreformować swoją świtę i ogół bo rzeczywiście zbyt podobne do Nagashowych...

EDIT 2: Cholera, przeczytałem swój wpis w WA 1,5 i przypomniało mi się założenie tej postaci. Nie ma jak zrobić taki falstart -___-

A więc... zaczynając od początku. Tamto się nie liczy :mrgreen:
Wampir szedł pospiesznym krokiem wspinając się na wzniesienie by rozeznać się czy walka już rozgorzała czy też wszyscy dopiero do niej się szykują.
- Za szybko... idziemy. Możemy trochę zwolnić? - zasapał się towarzyszący mu czarownik pobrzękując z każdym krokiem złotymi ozdóbkami na jadowicie zielonej szacie. Upuścił kilka zwojów pergaminów więc zatrzymał się i zaczął zbierać je z ziemi, która pewnie niedługo zostanie nakarmiona Arosalową krwią.
- Nie możemy! Znowu przez ciebie wleczemy się jak krasnolud z kulawą nową... Ostatnio mało mnie przez ciebie nie złapał patrol templariuszy! Jeśli jeszcze na bitkę z elfem się przez, twoją leniwą rzyć spóźnię to przysięgam na jadowity oddech Mortis, że ci z niej nogi powyrywam! - warknął i pogonił magika kuksańcami. W końcu na wzniesieniu sięgnął po lunetę, zdjął okulary i przyłożył wampirze oko do okularu krasnoludzkiego wynalazku.
- Jeszcze nic się nie wydarzyło. Małe zamieszanie.
- Myślisz, że jak pomożesz w walce z tymi sekciarskimi elfami to wrócisz do łask Rady?
- Nie, ale nikt nie odbierze mi radości z kopania Arosalowej rzyci... - wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.

Arosal - 2011-07-27, 11:40

Lemuan czekał na powrót księcia. Arosal miał przywieźć ze sobą odpowiedz cesarza. Elf usiadł na rozgrzanym przez słonce kamieniu, wysoki dąb o który oparł obolałe plecy zaszeleścił rozkosznie złocistym listowiem, a ostatnie śpiewy jesiennych ptaków uzupełniły mu rozchodzącą się dookoła pustkę. Lemuan wiedział co trawi jego armię, znał siłę Nagashowych popleczników.
Niespodziewanie ciszę zakłóciły czyjeś kroki. Lemuan powstał, na oświetloną promieniami zachodzącego słońca polanę wystąpił zwiadowca .
-panie – rzek, dotykając prawą dłonią piersi na znak wierności.
-Mów- ponaglił Lemuan.
-Wśród nich jest jeszcze jeden krwiopijca, widziałem go w towarzystwie czarownika – wyrecytował.
-Jest w sojuszu z Nagashem ?– zapytał zaintrygowany wieścią Książę.
-Tego nie udało nam się wybadać, driada Isuell do teraz nie daje znaków życia, miała… -
- dość! nie chce tego słuchać, nie żyje jak połowa działu wywiadowczego, puściliśmy ich bezmyślnie w teren… nie znając tych ziem, musimy byś ostrożniejsi. Wyślij podjazd w stronę nowego świata, obawiam się o Arosala, nic nie jest pewne, w okolicy zbierają się imperialni.

Vozu - 2011-07-27, 11:53

- Powiedz mi, ep Shogu - zagaił cień, do połowy materializując się, niby dżin jakowyś chędożony, z butelki trunku - ty jesteś leniwy czy masz w rzyci te elfy? Ja wiem, że te ich patrole znikają (a ja przecież wcale nie mam z tym nic wspólnego) ale rzępolenie przy bimbrze nie jest najlepszą taktyką. Z drugiej strony pasujecie z Arosalem do siebie, ty pogrywasz na skrzypkach a tamten w krzakach baraszkuje z młodocianym podwładnym - zachichotał.
Nagash ep Shogu - 2011-07-27, 11:56

Graf poczochrał grzywę kruczych włosów.
- Nie zrzędź Vozu, plan obmyślam jak tu dopaść tego elfiego sodomitę przy minimalnym wysiłku. A tak w ogóle to doznałem olśnienia. Michał Szpak odgapił ode mnie fryz!

Raven - 2011-07-27, 12:08

Wampir nieco się już niecierpliwił po za tym zostali już zauważeni przez elfy.
- Czy ja dobrze widzę, czy tam jest graf ep Shogu? Jeśli tak to mam nadzieję, że włączy się do walki.
- Na Twoim miejscu miałbym nadzieję, że nie postanowi Cię zakuć w kajdany i oddać w łapy templariuszy mistrzu... - mruknął czarownik siadając na powalonym pniu i rozwijając zwitek pergaminu.
- Jeśli mnie dorwą Ci kretyni z zakonu Ty także nie będziesz miał miodnego życia... I rusz, że się w końcu z tym zaklęciem bo zdechnę tutaj z nudów. - odwarknął swemu wiernemu słudze odrywając oko od lunety. Włożył okulary.
- Potrzebuję jeszcze chwili, czarowanie to nie taka prosta sztuka... - naburmuszył się czarownik studiując Alkmaarskie pismo na zwoju.

Vozu - 2011-07-27, 14:34

- Nah, nuda, skoczę gdzieś indziej. Nie przegrzej się, grafie.

* * *

Elfy były jednak pociesznymi stworzonkami, stwierdził, przemykając wśród zarośli w swej najnowszej i rzadko jeszcze używanej formie. Ładowały się z innego świata na nieznane sobie tereny, pchały zwiadowców i jeszcze im się zdawało, że żadne niebezpieczeństwo na nich nie czyha.

Ale i tak nic nie mogło równać się z szokiem na twarzach tych, których dopadł - w końcu jaki elf spodziewałby się, że gardło poderżnie mu jeleń?

Ukontentowany samym wspomnieniem, ruszył dalej.

Arosal - 2011-07-27, 15:11

Srebrzysty szron pokrył liście drzew, lód z trzaskiem przemknął po powierzchni jeziora ujarzmiając jego niestabilne oblicze. Nad brzegiem stał Arosal, za nim rozciągał się żałosny pejzaż. Promienie zachodzącego słońca przyćmiewał dym dobywający z pobliskiej twierdzy którą elfy dzień temu oblegały.
- Jesteś wreszcie – odrzekł elf, zdawałoby się, że książę mówi sam do siebie, jednak już po chwili z wody wynurzyła się elficka kobieta. Najpiękniejsze części jej smukłego ciała ukryte były pod atramentową tkaniną, która ciasno okalała jej niezwykłe kształty.
- Athar jest tu coś czego nie mogę zrozumieć, to duch lub jakieś inne stworzenie, nie mające stabilnej formy… -
-Widma Mortis nie powinny stanowić zagrożenia… po cóż miałabym zajmować się czymś co urąga mej randze–odrzekła.
- Mówiłem Ci, ze to nie jest zwykła zjawa… to coś znacznie silniejszego – szepnął książę.
Sylfida minęła go, jej wzrok podążył w stronę płonącej cytadeli. Złożyła dłonie na piersi i pomacał swój łokieć tak jak czynią to osoby odczuwające chłód.
- Po cóż wam to? O co walczycie? Ten świat nie jest nam potrzebny, niech gnije, niech umiera… nie powinno nas to obchodzić – dodała po chwili milczenia.
- Wezwałem cie tu w konkretnej sprawie, dlaczego nie chcesz się tym zając? – zapytał książę, nadal obserwował zamrożoną powierzchnie jeziora.
Sylfida odwróciła twarz w bok, nie spojrzała w stronę elfa, jej wzrok zdawał się podążać gdzieś gdzie nikt z nas nie miał dostępu.
- Nie znamy sił zamieszkujących te ziemie. Z wieloma istotami przyszło mi walczyć, jednak to wszystko tutaj jest mi zbyt obce –
- Przestań – przerwał jej Arosal, machnął nerwowo ręką uderzając o metalową zbroję – dość tego bełkotu… zajmij się tym, czymkolwiek to jest, zaczyna być niewygodne – zakończył po czym energicznym krokiem ruszył w stronę płonącego zamku.
Sylfida stała tak jeszcze przez jaki czas po czy zrobiła płynny krok w przód, jej ciało przybrało etyczną formę z każdym krokiem stawała się coraz mnie wyraźna, aż w końcu przemknęła przez przestrzeń znikając z pola widzenia.

Nagash ep Shogu - 2011-07-27, 15:53

Krokiew zwaliła się z impetem na Bodricka wzbijając wokół snopy iskier i dymu.
Dola ledwo uskoczył, niestety stopa ześlizgnęła się z kociego łba, którymi wybrukowana była uliczka. Nie miał szans złapać równowagi, w sposób daleki od zgrabności wyrżnął się na plecy. Wiadro, które niósł, poturlało się gdzieś pod ścianę chlapiąc wokół wodą. Obok niego przebiegło jeszcze kilku z gaszących pożar. Żaden nie zwrócił uwagi, ani na niego, a tym bardziej płonącego Bodricka, który wrzeszczał wniebogłosy nie mogąc wydostać się spod krokwi.
Nagle ktoś złapał go za kołnierz, podniósł, wcisnął do ręki uchwyt pustego wiadra, coś krzyczał.
- Że co, Kocham Legiony?! - sapnął wreszcie Dola.
- Zapieprzaj durniu po wodę, bo jak zajmie się skład alchemika to wszystkich nas razem z tą cytadelą do Wszechtaty wypiździ!
- A komes i jego zuchy to nie łaska pomóc gasić?! I tak zasrańce nic nie robią!
Dola przepuścił jeszcze dwóch biegnących w stronę pożaru strażników i kilka uciekających z przeciwnego kierunku bab z dziećmi na rękach. Dopiero teraz spojrzał nieco przytomniej na swego rozmówcę, który na tle falującej ściany ognia i dymu przybierał kształty, których wyobraźnia Doli w życiu by nie wymyśliła, choć wyobraźnię to Dola miał jak dziecko.
Bodrick przestał wrzeszczeć. Najwyraźniej odszedł do Wszechojca.
- Proszę szanowne GTW o osta ! ci do komesa, on teraz z rezydentem radzi jak długouchom flaki wytargać. Po wodę, mówię, obszczymurku zafajdany!
Dola nawet jęknąć nie zdążył, tak fachowo nieznajomy złapał go za kark, w miejscu obrócił i solidnym kopniakiem w rzyć wymierzonym posłał prosto do studni, gdzie mrowił się lud z wiadrami, stągwiami i cebrzykami wszelakimi.
A przyznać trzeba, że po sile kopniaka wreszcie rozpoznał Dola nieznajomego, bo nikt tak w rzyć kopnąć nie potrafi jak aptekarz van Otryl, co to ma aptekę na przeciwko alchemicznego składzika.
- Ja... to tylko... Kocham Legiony jestem ciekaw... kiedy wreszcie... ktoś te zasrane elfy do nogi wybije - wystękał Dola biegnąc z wypełnionym wodą wiadrem w stronę epicentrum pożogi.
Imperialni z wolna zaczynali opanowywać bezczelny żywioł.
A komes z rezydentem radził dalej.

Vozu - 2011-07-27, 18:12

Na ramieniu nadzwyczajnie punktualnego wampira wylądował beztrosko kruk. Jak można się było spodziewać, nie był to okaz naturalny, czego najlepszym dowodem były usta na jego tułowiu:
- Daje słowo, Ravenie, że już wiem dlaczego chcą cie sprzątnąć; łazisz, żresz, ciągasz jakiegoś cudaka za sobą a twoja wydajność jest bliska zeru - ludzka czy nie, paszczęka nieprzyjemnie skrzeczała, co tylko sprawiało, iż zrzędzenie było bardziej irytujące - Planujesz tę Arosalową rzyć kopać jak już będzie piastował prawnuki czy jednak trochę wcześniej?

Raven - 2011-07-27, 18:44

- Oż, Kocham Legiony nie strasz mnie tak na jadowity oddech Mortis! - żachnął się czarownik gdy kruk dość, że wylądował na ramieniu jego pana to jeszcze zaczął mówić paszczęką wyrastająca mu z tułowia.
- Nie strasz mi czarownika Vozu. Ja się tylko zastanawiam czy mi się cała akcja opłaci. Po za tym czekam aż ten nierób Shurlien wyduka wreszcie co jest napisane na tym zwoju... - odpowiedział wampir wzdychając ciężko i poprawiając odruchowo okulary, które ani trochę się nie przekrzywiły.
- Wypraszam sobie! Doskonale wiem co na zwoju jest napisane! Próbuję obliczyć dokładne trajektorie lotu zaklęcia oraz przewidzieć jego skutki! - wybuchnął czarownik czerwieniejąc na twarzy.
- Jakąś fortecę długouchy podpaliły... Wal w nich czym tam masz na podorędziu... A Ty Vozu zamiast skrzeczeć mi do ucha powinieneś też się czymś zająć. - wyszczerzył się złośliwie wampir.
Czarownik stanął na nogi i wyciągając rękę w stronę Arosalowych wojsk wypowiedział kilka słów mocy. Gesty, tonacja głosu i insze bajery.
Pod nogami elfich sekciarzy zatrzęsła się ziemia. Cóż to za czar? Zniszczenie Smoka moi państwo.
Wampir ucieszony patrzył przez lunetę jak długouchy w panice rzucają się do ucieczki tratując się nawzajem lub giną od śmiercionośnego efektu zaklęcia.
- Ciekawe czy Arosal podejmie rękawicę... - mruknął sam do siebie pocierając podbródek.

R'edoa Yevonea - 2011-07-27, 19:29

-Sieeeedź na dupie, mówię. Ani mi się waż ruszyć, Vierhanienn!
-Ale kiedy...
-Powiedziałam, siedź!? Niewyraźnie mówię?
-Ale kiedy nasi elfi bracia się właśnie biją... poświęcają swoje życia dla wyższych idei... R'edoa, tak nie można!
-Wyższych idei? Dziewczyno, gdzieś tu się chowała przez ostatnie parę lat? Ty weź i zerknij sobie w kulę albo lustro, zobacz na własne oczy o co w tym chodzi i dopiero bierz się na dyskusje! Ja tymczasem odezwę się do Lituhanienn... Litka, to ty, skarbie? Widzisz to co ja? Komedia, nie uważasz? Co? Nieee, gdzie tam, siedzę w Ner'eeye Maha, stąd mam świetny widok. No mówię ci, lepszy niźli w tych zapyziałych lustrach. Wsiadaj na gryfa i wbijaj, mam nowe Mandolin Hero i trochę trunków od wampira. Nie, tym razem bez wkładek mięsnych. Vierhanienn? A, u niej wszystko okej. Właśnie wali głową w ścianę.
-O ja głupia... o ja naiwna...
-To co, do wieczorka zajedziesz? Czekamy, kochana. Ach, nie zapomnij wziąć ze sobą depilatora, Athelle wyprowadził się tydzień temu i zabrał swój ze sobą ;-)

Arosal - 2011-07-27, 19:42

W obozie elfów zapanowała panika. Wysokie płomienie zajęły jego centralną część, ale cóż to? Jedni uciekają drudzy biegną prosto w rozszalały ognień? Czarnowłosa kobieta odziana w powłóczystą szatę barwy miedzi stanęła na skraju pożaru, to samo uczyniły pozostałe bliźniaczo podobne elfki.
One tańczą?
Uciekające wcześniej elfy stanęły jak wryte, niektóre klękały inne tłukły czołem o ziemię. Majestatyczny płomień skupił się w jednym miejscu przybierając postać smoka skąpanego w zwałach czarnego dymu. Uformowana tak bestia wzbiła się z rykiem w niebo po czym pomknęła w stronę Revena i jego przydupasa pozostawiając za sobą jedynie szkarłatną łunę.

Vozu - 2011-07-27, 20:10

- Uhm, taaaa... - beztrosko mruknął cień, obserwując przecinającą niebo pożogę, której smoczy kształt nieuchronnie zbliżał się do nich - nie wiem jak to z wami, panowie, ale mnie to nie zabije. Macie coś na podorędziu, czy znowu to ja muszę ratować dzień?
Nagash ep Shogu - 2011-07-27, 21:35

- Wygląda na to, że mamy szczęście.
- Szczęście to jest Tuszenberk jak ci resztka papieru w ustępie starczy, by dupsko utrzeć i nie trzeba służby posyłać po więcej.
Komes żachnął się gniewnie.
- Dudy smalone bredzisz magiku. Umarlaki długouchów czarami smażą i po naszej jest to myśli, bo elfy o mało co cytadeli z dymem nie puścili, a teraz uciekają w krzaki, aż miło popatrzeć.
- Będziesz miał to swoje szczęście, jak ci truposze do cytadeli przenikną i jelita przez gardło wywłóczą! Nic dla nas dobrego nie wynika z faktu, że tutaj są i elfy biją! Daleko to stąd jest do Amn Thor?! A nóż Galleana pomioty przeganiają, by tutaj swoją domenę postawić , a nas w niewolników obrócić. Trza do Fortu Nutta’r’ia posłać!
Tuszenberk walnął pięścią w stół, w odpowiedzi na co zabrzęczały z oburzeniem szklenice, a ułożone na krawędzi rulony map posypały się na posadzkę. Siedzący po drugiej stronie grododzierżca posłał stojącemu pod oknem kapitanowi znaczące spojrzenie.
- Słałem! Siedem posłańców już poszło! Żaden nie wrócił!
- Jak umrzyki elfy biją, to może łacniej się będzie przekraść…
- Srają muszki, będzie wiosna, grododzierżco – mruknął kapitan. – Przekraść można się prędzej przez elfie wartownie, niźli pierścień trupich wojsk. Co nie oznacza, że nie powinniśmy próbować.
- Następnych na pewną śmierć posyłać?
- A odkąd to tacyście humanitarni, komesie – skrzywił się rezydent.
- Odkąd śmierdzące grzybem dziadygi, magami się mieniące, co to nic nie robią, tylko żreją na potęgę, nie są w stanie zaradzić ani elfim czarom, ani magicznej blokadzie!
- To się niegodzi, komesie, czarodziej dzielnie stawał przeciw zaklęciom elfów, a że sam jeden na taką przemoc nie poradził… nie jego wina…
- Nie pozwoliłem wam gadać, kapitanie, wyście też swoją drogą piękną laurkę sobie wystawili! Tak się dać podejść!...
- Spokój! – wrzasnął magik. – Spokój, psia mać, bo inaczej elfy nas na bigos przerobią, a my nawet palcem nie ruszymy! Nie ma siły komesie, trzeba posłać następnego gońca! Imperium musi nam pomóc!
- Słuszna uwaga.
Na dźwięk głosu komes obrócił się gwałtownie w krześle, kapitan złapał za rękojeść miecza, a grododzierżca otworzył szeroko usta, co bynajmniej nie dodawało mądrości jego małpiej fizjonomii. Jedynie magik potrafił ukryć zaskoczenie.
- Coś ty za jeden? – wykrztusił komes, łypiąc okiem w stronę kapitana. Dowódca na ten widok kiwnął głową, wysunął miecz z pochwy o kilka cali.
- To nie będzie konieczne, kapitanie – odparł przybysz wychodząc z obleczonego mrokiem kąta komnaty. Ubrany był dziwacznie.
- Czasu mam niewiele, dlatego przejdę od razu do sedna. Po pierwsze nie elfy was napadły, a przynajmniej nie te, o których myślicie. To sekciarze.
- Niemożliwe – wyszeptał czarodziej.
- A jednak. Sekciarze jak malowani. Nieumarli mają z nimi na pieńku tak samo, jak i wy. Nie musicie się obawiać, że słudzy Mortis zajmą waszą ruinę dla perwery cytadelą zwaną. Zaś co do posiłków Imperium… Hm. Powiedzmy, że są już w drodze.
Komes pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Ty ich zawiadomiłeś?! Czemu mamy ci ufać? Nawet nie wiem coś za jeden. A może ty z sekciarzami trzymasz, he?
- Nudniście, komesie – żachnął się nieznajomy, poprawiając wiszący u pasa sztylet o wąskiej, długiej klindze – Jak by to rzekł mój przyjaciel de Rocheton – dupa, nie żołnierz. Dlatego radze wam przygotować skuteczną obronę i czekać na posiłki. Tymczasem żegnam, mam do pogadania z pewną sekciarską elfką.
Nieznajomy wziął rozbieg i nim ktokolwiek zdążył zaprotestować wyskoczył przez okno, ciągnąc za sobą warkocze szkła.
Kapitan jako pierwszy podbiegł do okna, rozejrzał się.
- Nie ma, sukinsyna. Zniknął!

***

-Czegoś szukasz?
Sylfida odwróciła się. Za wolno.
Nieznajomy błysnął jej kłami przed twarzą, kątem oka zauważyła biegnący w jej stronę sztylet o długiej, wąskiej klindze. Odruchowo zasłoniła się przed ciosem.
Który nigdy nie padł.
- Jesteś piękną córką swego ludu. Te regularne rysy, krucze włosy… Jest w tobie coś. Pewna estetyka. A ja lubię estetykę…
Elfka rozejrzała się niepewnie, wreszcie spojrzała w górę, w stronę leśnej gęstwiny. Nieznajomy siedział na gałęzi rozłożystego dębu, beztrosko majtając przy tym nogami.
- Nie jesteś Nevendaarczykiem.
- To prawda. Nie jestem też sekciarzem.
Sylfida prychnęła pogardliwie, przyjęła pozycję, strzepnęła palcami. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Będziemy czarować? Tak od razu? A ja miałem nadzieję na miłą rozmowę…
Było w nim coś ujmującego i tajemniczego. W jego dziwnym stroju, chrapliwym, twardym akcencie.
- Nie mamy o czym rozmawiać – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Opuszki palców pokryły się już szronem. Była gotowa.
Mężczyzna przełożył sztylet z lewej do prawej ręki.
- Zaniechaj ducha. – powiedział miękko. – Zaniechaj i żyj dalej. Szkoda byłoby…
- Za dużo gadasz, dziwaku.
Uderzyła szybko, wkładając w zaklęcie całą moc, jaką zdołała zmobilizować. Mróz w mgnieniu oka przeżarł dąb i pobliskie drzewa. Teraz wystarczył tylko lekki dotyk, by wszystko rozleciało się w drobny, szklisty pył. Razem z jej prześladowcą…
- A przecież prosiłem…
Sylfida na dźwięk chrapliwego głosu skamieniała. On nie może być taki szybki, nie mógł…
Mogło jej się tylko wydawać, ale coś cichutko śpiewało jakąś radosną pieśń, wręcz piało ze szczęścia, gdzieś za jej plecami… Choć nie była to pora, bardzo chciała poznać słowa pieśni, słowa, które przybierały na sile.
Wkrótce miały zagrać w samym jej sercu.

***

Arosal stał, niczym skamieniały.
Nieznajomy wzruszył ramionami.
- Wiesz, to nic osobistego. – wskazał na leżącą u stóp elfa głowę sylfidy z wetkniętym w jej usta woreczkiem piachu.
- Wojna – kontynuował - dobry elfie, to paskudna rzecz, a na wojnie dzieją się paskudne rzeczy. Przynajmniej w moich stronach, bo jak można zauważyć Nevendaarczykiem nie jestem. Zresztą ty także. Uważam to za rzecz wybitnie sprawiedliwą zresztą, bo zauważ, że łatwiej będzie mi pacyfikować twoje elfy, niż na przykład tutejszym długouchom. Wyobrażasz sobie starcie tutejszej sylfidy i sekciarskiej? Straszny galimatias by powstał. A tak… jest ciekawie. Nie, nie otwieraj swojej gąbki. To już koniec naszej rozmowy. Jeszcze będziesz miał okazje, by mnie poznać. Bo ja cię znam doskonale.
Arosal porwał za rękojeść sejmitara, nim jednak go dobył nieznajomy przedzierzgnął się w nietoperza i uleciał w noc.

Arosal - 2011-07-27, 22:34

Stojąc tak książę przywoływał w myślach ostatnie chwile spędzone z Sylfidą – Jak ? - zapytał, odpowiedziała mu jedynie cisza.
- cóż to za brednie, o czym on mówił? - mamrotał - zaczynam zastanawiać się nad odwrotem. Nowy świat mnie zawiódł, a ten tutaj wystawia jakiegoś dziwaka z którym nie sposób się mierzyć...-
Książę przycupnął na d brzegiem jeziora gdzie powitał Sylfidę.
-Siostro... wybacz - szepnął, nie mógł się odwrócić, nie chciał oglądac jej oszpeconej twarzy, niegdyś tak pięknej.
"Stary Nevendaar zaskoczył nas swą nieudolnością, możemy czuć się zwycięzcami, mimo wszystko czas wracać, nie potrzeba nam kolejnych ofiar"
-Miałaś rację siostro !- krzyknął - niech gniją niech umierają... to nie nasza sprawa... -

Raven - 2011-07-27, 22:42

- Na parchy i krosty na rzyci Wotana! - ryknął wampir widząc jak ognista burza jaką wywołał Shurlien przeobraziła się w smoczy pocisk pędzący teraz w ich stronę wyjąc potępieńczo - Shurlien! Zrób, że coś do cholery!
Czarownik nie ruszył się z miejsca. Jego oczy zabłysły ogniście gdy czytał magiczną inkantację ze zwoju. Słowa, które padały z jego ust nie powinny padać z ust śmiertelnika. Były plugawe i przesiąknięte nienawiścią. Nad polem pojawiły się trzy latające demony, krążące w pierścieniu, zostawiające za sobą strugi piekielnego ognia. Prędkość demonicznych istot była tak ogromna iż wywołały prawdziwe tornado płomieni.
Zaklęcie odwrócone przez elfów rozbiło się o czar czarownika i zostało wchłonięte całkowicie. Postać odziana w zieleń i złoto klapnęła znów na pniu by chwilę odsapnąć. Jak ci magowie szybko się męczyli...
- Zdekoncentrowałeś mnie przeklęty cieniu! Przez Ciebie spalili by nas żywcem! - syknął jadowicie w stronę Voza.
- Ooo zamknij się Shurlien! - odetchnął wampir ocierając czoło z frustracją - Vozu gdyby nie to, że jesteś ektoplazmą jak Mortis kocham dałbym Ci takiego kopa, że byś do wszechpapy doleciał na spowiedź coniedzielną...
- Powinniśmy znaleźć jakąś lepszą pozycję.
- Gratuluję, geniuszu. Rusz swoje magiczne dupsko i złazimy z tego przeklętego wzgórza... - warknął Raven niezbyt zadowolony z obrotu sytuacji. Że też zapomniał o tych tancerkach słońca. To i one do sekty przystały?

Vozu - 2011-07-27, 23:08

- 'Zdekoncentrowałeś!', 'Zdekoncentrowałeś!' - zaskrzeczał bardziej niczym papuga niż kruk którego formę przyoblekł - Nieumarłej baletnicy wadzą śmiertelni biesiadnicy, ot co! Następnym razem naucz się zaklęć, zamiast mruczeć ze zwojów, Shurlatanie.
Cień wzniósł się w powietrze, znad głów obu niewydarzonych wojaków rzucając jeszcze:
- Poza tym, tylko jeden z was może usmażyć się żywcem - po tych słowach zniknął.

* * *

Zajęty wykrzykiwaniem śmiertelniczych bredni elf nie mógł zauważyć, jak cień pokrył taflę jeziora swoim obmierzłym jestestwem, osadem o tyle paskudnym, że obdarzonym mową.
- Pozdrowienia, najeźdźco. Tuszę, że twój zapał począł stygnąć niczym ciała zwiadowców waszych, co to ich godzina ostatnia wybiła? Czy też raczej, wypadałoby powiedzieć, przyszła do nich - zakończył, nie omieszkawszy osadzić na swej powierzchni tak oka jak i ust; prawdopodobnie do końca konfliktu obie strony będą dostawać na ich widok białej gorączki.

Waskos - 2011-07-28, 12:58

Tymczasem w ruinach fortecy wznoszącej się nad leśnym gościńcem stacjonowała grupa ludzi. Forteca, która niegdyś widziała krew wielu dzielnych wojów, która pogrzebywała pod sobą poległych, która opierała się atakom barbarzyńców, dziś była niewarta spojrzenia przechodnych. Właśnie w tym miejscu znajdował się Waskos, opierając się o pozostałości murów, podziwiał niedawną burzę płomieni na nieboskłonie.
- Panie!- rozmyślania Waskosa przerwał gruby, łysy mężczyzna.
- Czego się drzesz, Janoszka, przecie słyszę!
- Bo, ten tego, tak się zastanawiałem... Może pozwoliłby nam pan do chałupy wrócić. stara mi patelnią w łeb przygrzmoci jak się dowie, że po lesie się uganiam miast krów pilnować.
- Nie ruszy mi się stąd choćby na krok! Jesteście za durni aby pojąć, że jesteśmy na patrolu? Jest wojna, nie stacjonujesz tu dla mnie, stacjonujesz tu dla króla, dla Imperium!
- *mówi szeptem* Chędożyć króla.
- Cóż żeś powiedział?
- Nic panie!
- No ja myślę. Acha, i jescze jedno. Wbij se wreście do tego głupiego łba, lepiej dostać z patelni po łbie, niźli z mego miecza po gardle.
Janoszka wrócił na stanowisko klnąc pod nosem. Waskos wrócił do rozmyślań.Trafiła mi się kompanija, chłopi, farmerzy, rolnicy, szewczyki i kowale. Srają na królestwo i wojnę. A przecież to oni mają najlepsze powody by walczyć. Ta wojna nie będzie się toczyć po pałacach szlachciców, to chłopi zapłacą za ten konflikt, to ich dzieci i żony będą ginąć od przypadkowych strzał, to ich domy zostaną zrabowane. Z resztą czego im się dziwić? Bo jak możni im się odpłacą? Powiedzą, że ubolewają nad losem poddanych. Ta, będą ubolewać wyzyskiem chłopów. Ech, nie ważne, która to strona konfliktu, wielkie szychy siedzą w swych pałacach i chłepczą wińsko śmiejąc się z tego konfliktu, a tym czasem krew się będzie lać strumieniami. Ech, świata nie zmienimy.
Głos młodego chłopaka przerwał rozmyślania Waskosa
- Panie!
- Co jest Młody, widzisz coś?!
- Jeździec się zbliża!
- Człowiek?
- Ni, kuń ma, fiu.. znaczy róg na czole. Pewno elf
- Zwiadowca lub posłaniec. Janoszka, podaj mi kuszę! To jego ostatnie zwiady.
- Panie, oszalał pan?! Tyć to elf, on z drzewami gada, tu go nie ukatrupim!- Wykrzyknął Janoszka
- Gadanie, dawaj kuszę.- Może w swoim gaju by nas wypatrzył, ale tu wojna się toczy. Nawet elfy się domyślają jak ważny jest szybki poseł czy zwiadowca. Nie mają czasu aby się wsłuchiwać w las, taki zwiadowca nie różni się bardzo od ludzkiego. No podjedź trochę bliżej.
Gdy jeździec znalazł się w zasięgu strzału, Waskos zobaczył jego twarz. Była to kobieta, piękna, z czarnymi włosami, młoda nawet jak na elfie standardy. Jednak to nie miało znaczenia. Ręce Waskosa były jak z kamienia, wycelował bezbłędnie.

Arosal - 2011-07-28, 13:14

Słowa wypowiedziane przez intruza wyrwały Arosala z letargu, który niemal całkowicie go pochłonął...
- Kim..? Czym jesteś? - Krzyknął.
W tym momencie czuł, że może to być jego ostatnia chwila, wiedział bowiem iż ma doczynienia z siłą odpowiedzialną za śmierć zwiadowców, obawiał się również że mogła przyczynić się do śmierci jego siostry. Trzymał się rękojeści miecza, choć wiedział, że w starciu z intruzem jest on jedynie nędzną imitacją broni, bowiem jak walczyć z czyś czego niema? istotą nie mającą ciała?

Raven - 2011-07-28, 13:45

Po skontaktowaniu się przez wizjer z ostatnimi ze swych wiernych sług Raven, a co za tym idzie Shurlien, ruszył w miejsce gdzie pojawić miało się małe wsparcie. Tak na początek.
Kamienny krąg, zmurszałych, starożytnych głazów ukryty głęboko w leśnych ostępach, był idealnym miejscem do utworzenia połączenia i teleportacji nawet z tak odległego miejsca jak jego utracony dwór w Tar Al'naihme. Podobno jego nadworny magus otrzymał zaszczyt opiekowania się jego majątkiem do czasu aż Rada nie wybierze kogoś kto mógłby go przejąć. Za pewne trochę to potrwa gdyż było o co się spierać.
Wampir stał niecierpliwiąc się lekko i patrząc na kamienny krąg.
- Ile to moż... - jego słowa zostały zagłuszone przez potężny grzmot. Zimne, jasne ostrze błyskawicy uderzyło w sam środek obiektu. Shurlien cofnął się zasłaniając oczy przed rażącym błyskiem.
Po chwili w dymie i w oparach spalenizny pojawiły się ich posiłki. Wampir patrzył na nie z niedowierzaniem.
- Spodziewałem się oddziału szkieletów, może wiwerny albo smoka zagłady...
- Mistrz Gnarl ma na prawdę specyficzne poczucie humoru... - skomentował czarownik starając się ukryć rozbawienie.
- Czy ten stary pierdoła sobie ze mnie kpi?! Przysyła mi dwóch nędznych ożywieńców i skrzynię z ekwipunkiem?! - warknął wampir na prawdę zeźlony.
- To nie zwykli ożywieńcy panie. To Podrób i Zgniłek, ulubieńcy mistrza Gnarla. Nie pamiętasz ich? Bardziej mobilni, mają odrobinę rozumu no i nie gniją. Mistrz potraktował ich odwróconym zaklęciem rozkładu dodając do tego...
- Milcz! Wystarczy mi wiedzieć, że nie będą cuchnąć i nie rozpadną się po kilku dniach... - syknął wampir masując sobie skronie. Za jakie grzechy Mortis skazała go na współpracę z takimi kretynami...?
- Żyyyj dłużej... żyyyj leeepij... żyyyj taak jaak Zgniłeeek... - wydał z siebie jeden z ożywieńców na co drugi zacharczał obrzydliwie co w jego mniemaniu miało być chyba śmiechem.
- Założę się, że ten stary trupojebca uczył go tego przez cały dzień...
- Spójrz na to z dobrej strony panie. Będzie miał kto nieść skrzynię z zaopatrzeniem. Wydaje się być ciężka, po godzinie taszczenia tego pewnie ręce by mi odpadły. - starał się jakoś poprawić nastrój wampirowi Shurlien.
- Uwierz, że potrafię sprawić by ręce ci odpadły i byś nie zaznał za szybko ulgi przed bólem jawiącą się w utracie przytomności... - Raven obnażył kły. Robiło się na prawdę niebezpiecznie.
- Zgniłku! Podrobie! Weźcie tę skrzynię dla pana. Musimy wyjść z tego lasu i rozeznać się w sytuacji. - wydał polecenia czarownik i już ruszył za oddalającym się kształtem wampira znikającym w ciemnościach.
- Maaam wrażenie, że paaan się nie ucieszył na nasz widoook Podroobie... - wyharczał zombie podnosząc ciężki kufer z jednej strony.
- A ja tak ża nim tęskniłeeem... Lubiłeeem jak rzucaaał we mnieee krzeeesłami i wykopyyywał z główneeej sali... - odparł drugi i pomagając Zgniłkowi ze skrzynią. Ruszyli za swoim panem.

Vozu - 2011-07-28, 16:00

Woda zabulgotała do wtóru zniesmaczonego mlaśnięcia.
- Nie jesteś zbyt odważny jak na kogoś kto atakuje cudzy świat - skomentował cień z nieukrywanym żalem w głosie. Z toni uniosła się ciemna jak noc macka, którą wieńczyło oko, bacznie oglądające elfa ze wszystkich stron - Moja dokładna... definicja nie powinna być obiektem twego zainteresowania, przybyszu - ciągnął głosem w którego niskich tonach czaiło się coś zaświatowego - Właściwym natomiast pytaniem jest, czy zauważyłeś już, jak głupią jest wasza wyprawa? Poprzednio odwiedziłem cię by zakpić, teraz zaś sprawdzam, czy dojrzeliście już do poważnego traktowania.

Arosal - 2011-07-28, 16:10

Elf szybko oprzytomniał, nie czuł już lęku choć widok tak niezwykły niejednego wojownika doprowadziłby do skrajnej paniki.
- Nazywasz to głupstwem? – warknął – już dawno zauważyliśmy, że obydwa światy nie chcą się połączyć … droga dyplomacji nie jest w stanie ich scalić dlatego też obraliśmy ścieżkę walki – ciągnął. Starał się nie patrzeć w stronę macki. Przysiadł nad brzegiem jeziora i szybkim zamaszystym ruchem dobył miecza. Ustawił go pionowo w lewej ręce, palcami prawej dłoni przebiegł po jego srebrzystym ostrzu.
- Chcesz mnie zabić ? – zapytał spokojnie.

Waskos - 2011-07-28, 17:24

Waskos jako pierwszy zbliżył się do nieruszającej się elfki.
- Ech, latka lecą, oko nie te co kiedyś. Jeszcze żyje
- Ha, nawet lepiej- Powiedział Janoszka- Będzie se można pochędożyć.
Potężny cios Waskosa zwalił Janoszkę z nóg.
- A to k*rwa za co!?
- Zamknij się! Nie jesteśmy durnymi barbarzyńcami, mamy szacunek dla wrogów.
Waskos popatrzył na elfkę, ostatkiem sił zdołała wyszeptać: "dobij".
- Nie bój nic- powiedział Waskos wyjmując sztylet- nie będzie bolało- Nie bolało.
- Głupie marnotrawstwo- odezwał się znów Janoszka- popatrzcie tylko, cyce jak donice, ech.
- Nie żałuj Janoszka- odezwał się chłop zwany Wiaderkiem- licho wie po jakich krzakach się te dzikusy pętają, jeszcze by ci kuśka odrętwiała.
Waskos nie miał siły ani ochoty słuchać wykładów traktujących o skutkach aktu seksualnego na lini człowiek- elfka. Zauważył, że Młody wpatruje się w ciało elfki ze smutkiem w oczach. Waskos znał ten wzrok, wzrok człowieka, który zobaczył zbyt wcześnie zbyt wiele. Pewnie się obwinia, gdyby nic nie mówił elfka by żyła. Jednak spełnił swój obowiązek wobec Imperium. Obowiązek, za który nikt go nie nagrodzi, ani nie pochwali, ani nie zapamięta. A widok martwej elfki na zawsze pozostanie mu przed oczyma Waskos podszedł i poklepał go po ramieniu.
Do Waskosa podszedł kolejny chłop
- Panie!
- Słucham Cioto.
- Nie jestem Ciota- odpowiedział ze wzburzeniem- tylko Bartosz
- Sram na to jak się nazywacie, dla mnie jesteście Ciotą i właśnie tak was będę nazywał. A teraz mów czego głowę zawracasz?
- *mruknął gniewnie* Posiłki z Imperium przybywają.
- Co? Więc ludzie komesa zdołali się przedostać przez blokadę nieumarłych i elfów? Jestem pod wrażeniem. Nie podejrzewałem, że przemkną obok starego barana.
- Uwielbiam baraninę- wtrącił się Janoszka.
- Ech, no nic. Panowie zbijamy się, chcę się zameldować u dowódcy posiłków. No ruszać się!

R'edoa Yevonea - 2011-07-28, 17:26

-Cicho, R'ed!
-Ale ja nic nie mówię. Nic, a nic. Zupełnie. Absolut... ała!
-Cicho, powiedziałam. Muszę się skupić.
-Skupienie nic ci tu nie da, Lituhanienn. Archontką to może i jesteś dobrą, ale strzelec z ciebie jak z Nagasha asceta. Nie tak się trzyma strzałę. Ten palec tu, ten zegnij... no prawie dobrze. Celować, jak mniemam, potrafisz?
-R'ed, jak pragnę zdrowia, przestań. Sama powiedziałaś, że każdy elf umie strzelać. Muszę się tylko... eee, przyzwyczaić do twojego łuku.
-Łuku-sruku, magiczko. Strzelaj, proszę, choć będę szczerze zdziwiona jak w cokolwiek trafisz.
-Udław się, dzikusko.
-Strzała ci w rzyć, szlachciurko.

Vierhanienn, do tej pory grzecznie i cicho siedząca na balustradzie najwyższego tarasu w Ne'reeye Maha, odkaszlnęła.
-Dziewczyny, bez rękoczynów, co?
R'edoa odwróciła się do niej z promiennym uśmiechem -Nie przejmuj się, Viera, to takie nasze pieszczotki słowne tylko. Uwielbiamy sobie słodzić, nie, Litka? -to mówiąc, afektownie szczypnęła archontkę w zgrabny tyłek.
-Ażesz, zaraza! -pisnęła magiczka -zepsułam strzał przez ciebie! Gdzie ta cholerna strzała poleciała?

Elfki wychyliły się z balkoniku, nasłuchując. Wtem, w ich czujne, długie uszy wpadł charakterystyczny, nie do pomylenia z niczym innym, okrzyk.
-O Wszechtato, moja dupa! Ożeszkarrrrrrrrwia mać... pieprzone elfy! Wiedziałżem, żeby tędy nie leźć! A żeby wam te kłapcate uszy podpadały, liściożery!
R'edoa z niejakim szacunkiem spojrzała na Lituhanienn -No, no. Strzał moja droga, pierwsza klasa. Normalnie jestem z ciebie dumna, szlachciurko.
-No ba -Lituhanienn odrzuciła z czoła włosy w geście pełnym samozadowolenia -ma się te, no. Talenty.
Vierhanienn i R'edoa pokiwały zgodnie głowami.
-Nie ma co, trzeba to oblać. Itared! Wyłaź z kąta i polej nam jeszcze! Z życiem! No już, nie ma się co wstydzić, twój szlachetny tyłek wygląda uroczo w świetle księżyca... :->

Vozu - 2011-07-28, 17:52

Istota momentalnie porzuciła poważny ton.
- Ciebie? A cóż ty możesz? Niee, poczekam aż zmądrzejesz.... - dalszą część wypowiedzi doprawił paskudnym uśmiechem - Poczekam aż dotrze do ciebie ilu z twych pobratymców tu padnie. Nawiasem, powinniście nauczyć ich co robić, gdy ręka która sięga do ich gardła wyłania się z ich własnego pancerza, może nie zostawałaby im po śmierci tak kretyńsko zaskoczona mina na twarzy - zaśmiał się, choć niewesoło, to przekornie.

Arosal - 2011-07-29, 21:01

-Zastanawiam się… - zaczął – cały czas zdaje mi się, że jesteś jakąś cząstką mojego świata, że przywędrowałeś tutaj w ślad za nami – przerwał, zastanawiając się nad wypowiedzianymi słowami.
Postanowił wyzbyć się wszystkich obaw, w owej chwili liczył się dla niego jedynie motyw prześladowcy. Koniecznie chciał go poznać…
-Uważasz siebie, za istotę wyższą, ale miast nas poznać, bezmyślnie mordujesz – dodał po chwili.
Najwyraźniej uznał swój pierwszy wywód za głupotę…
Powstał, schował miecz do pochwy i spojrzał prosto w upiorne oko wieńczące czarną mackę.
- Chcesz poznać nasz motyw? A może uważasz, że już go znasz? Wasz świat dotychczas upajał się deptaniem naszego, nie zdając sobie sprawy z faktu własnej powolnej śmierci. Im zacieklej bronicie się przed prawdą tym mocniej toczy was zgnilizna. Nie pozwalając na przejęcia spuścizny tego dzieła wydajecie wyrak na samych siebie. To niegodne, chce by Nevendaar przetrwał próbę czasu , lecz jego mieszkańcy pogrążeni we własnej głupocie nie dostrzegają tego – zakończył.
Całe to wyznanie przypominało recytację wiersza, był spokojny, wierzył w to co mówił, liczył na zrozumienie…

Waskos - 2011-07-29, 21:48

Waskos wracał ze swoją kompanią bohaterskich wojów, której nie powstydziłby się nawet cesarz. Dwóch, z jego bohaterskich żołnierzy, prowadzili fascynującą rozmowę.
- Ku*wa, dupa mnie swędzi- powiedział Janoszka.
- Mówiłem, żebyś nie jadł tych dzikich jagód.- odpowiadział Wiaderko
- A niby co ku*wa miałem jeść?! Mamy przy sobie tylko chleb, a ja nie kuń żeby suchy chlep wpierdzielać.
- Zamknijcie się obydwoje, jescze nie wyszliśmy z lasu. Młody, tu w pobliżu jest jezioro, leć i przynieś mi trochę wody.
Młody pobiegł w kierunku wodopoju, jednak wrócił zbyt wcześnie by mieć szansę dotrzeć do jeziora.
- Panie- powiedział- nad jeziorem stoi elf!
- Kolejny elf? Ech, no cóż. Wojna to wojna, idziemy panowie.
Zajęli miejsce na niewiwlkim pagórku wznoszącym się koło jeziora. Waskos wyjął niewielką lunetę i przyjrzał się elfowi.
-Hmm... To nie jest zwykły wojownik. Tego weźmiemy żywcem, bełt w nogi powinien ułatwić nam robotę. Janoszka, ty leniwy skur*ielu, podaj kuszę.
- Yyy... ale pan potrzebował jej w starym zamczysku.
- No i co z tego?
- Zostawiłem ją tam, zazwyczaj tylko tam jej pan używa.
- Janoszka, czasem zastanawiam się czy jesteś poprostu debilem, czy masz w rodzie jakiegoś tępego orka. No nic- powiedział podnosząc kamień- To go też unieruchomi, ale muszę podejść bliżej. Wy tu zostańcie.
zaczął skradać się do elfa. Pewno rozmyśla o miłości, świecie i nnych pierdołach, jak to elf. Tym lepiej dla mnie. Elf był w zasięgu rzutu Waskosa. Jednak w cwili gdy zabierał się do rzutu, z wody wyłoniła się przerażająca macka z jeszcze bardziej przerażającym okiem. Co to Kocham Legiony jest?! Waskos ukrył się w krzakach. Słyszał rozmowę między elfem, a dziwnym zjawiskiem wyłaniającym się z powierzchni wody. O czym oni mówią, inne światy? No cóż, chyba mnie nie zuważyli. Lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. Waskos nasłuchiwał rozmowy dalej.

Vozu - 2011-07-29, 22:11

- Tyle dobrego, że większe bzdury zamieniasz na mniejsze - podsumował. Macka momentalnie się cofnęła, a większość cienistej materii opuściła powierzchnię wody, by w powietrzu uformować sylwetkę ze szlachecka odzianego człowieka. Nawet elfie oczy wyłapać mogły jedynie nieliczne detale postaci ze zbitej ciemności, o gładkiej, pozbawionej rysów twarzy, z której spoglądały czystobiałe oczy.
- To nie są bezmyślne mordy. Ja służę - skrzyżował ręce - Twoje przeczucia są błędne. Jestem psem jednej z potęg tego świata, a jej życzeniem jest wasza śmierć.

Arosal - 2011-07-29, 22:35

-Myślisz głupcze, że ja nie nosze w sobie cząstki nadprzyrodzonej? Czegoś co jest w stanie zmieść taki nędzny pomiot? - Jego głos nabrał niebywałej mocy, zrobił kilka kroków w stronę intruza, w jego prawej dłoni coś błysnęło, pojawił się szklisty punkt powiększający się z każdą chwilą, towarzyszył temu dźwięk przywodzący na myśl pękający lód.
Tak uformowała się tarcza, ozdobiona srebrzystą łuną powstałą przez połączenie mrozu z ciepłem jesiennego wieczora. W tym samym momencie lodowe ostrze znalazło się w jego lewej dłoni.
- Jestem sługą Białej Królowej. Nic nie znaczą wasze obelgi i cne pogróżki, taka głupota zasługuje na karę... -

Raven - 2011-07-29, 22:39

Zbliżali się nieuchronnie do miejsca nieopodal tego gdzie po raz ostatni widzieli wrogich elfów. Szli przez las niemal w całkowitej ciszy, czasem tylko wąpierz wymienił zdanie czy dwa z Shurlienem. Złość wymieszana z irytacją powoli mu przechodziły. Byłoby lepiej gdyby mógł się napić świeżej hemoglobiny.
- W wizjerze widzę mały oddział ludzi. Nie wyglądają groźnie. Jakaś banda wiejskich patałachów. Pewnie zbójcy. - zameldował magus oświetlany, zimno niebieskim światłem rzucanym przez szklaną kulę.
- Dobra okazja by się pożywić. Pewnie mają też konie. Przydadzą nam się. - Raven uśmiechnął się do siebie w myślach już obmyślając plan...

***

Dwie postaci odziane w płaszcze ze zmęczeniem malującym się na twarzach taszczyły wielką, okutą metalem skrzynie.
- Szlachetni panooowie! Pomooczy! - zakrzyknął jeden z kształtów - Elfy napadły na nasz wóóóz i wszysztko rozdupcyły. A my z czennym ładunkiem do tej twierdży czo podpalona. Pooomóżcie.
Dwoje ludzi z ogromnym ładunkiem zbliżyło się stawiając skrzynie i łapiąc ciężko oddech. Musieli taszczyć ze sobą ładunek długą drogę.
Zajęli Waskosowych żołdaków na na tyle długo by postać odziana w jadowicie zieloną szatę przetykaną złotem mogła podejść na odpowiednią odległość.
- Paraseus! - mruknął tylko paraliżując zaklęciem czterech z jeźdźców. Zgniłek i Podrób spod fałdów płaszczy wyjęli małe kusze strącając parę chłopów pozbawiając ich tym samym życia. Bełt w głowie to nic miłego. Korzystając z zaskoczenia ściągnęli z koni dwóch kolejnych na ziemię zrzucając z koni i przybijając do ziemi długimi, ząbkowanymi ostrzami.
W tym samym czasie z mgły, tuż obok zaskoczonych ostatnich wojowników zdolnych do walki zmaterializował się wampir wykonując swym piekielnie szybkim ostrzem taniec śmierci pozbawiając ich głów, które z głupim wyrazem twarzy potoczyły się po leśnej ściółce tuż przy drodze.
- No i po kłopocie... - rzekł zadowolony czarownik wyjmując sztylet o wijącym się niczym wąż ostrzu - Zgniłku! Podrobie! Zrzućcie tych sparaliżowanych z koni. Tylko delikatnie proszę...
Sposób sprowadzenia ludzi do parteru daleki był od delikatności jednak nie zginęli. Najwyżej trochę się potłukli. Wampir pożywił się jednym ze skamieniałych wysysając z niego życiodajną krew.
- Co z końmi panie?
- Bierzemy cztery. Resztę zabij.
Po całym procederze koniobójstwa między wierzchowcami ożywieńców utworzono prowizoryczną lektykę, na której umieszczono skrzynię z zaopatrzeniem.
- Cóż... komu w drogę... - mruknął wampir i ruszyli przed siebie zostawiając za sobą nie mogących się ruszać ludzi. Za kilkanaście minut powinni odzyskać czucie.

Vozu - 2011-07-29, 23:11

Cień nie poruszył się, spoglądając chłodno na elfa.
- To był komunikat. Nic z kategorii pogróżek czy podniosłych formuł którymi, jak widać, szczyci się twój lud - przerwał, ale tylko na chwilę której śmiertelnik potrzebowałby do przełknięcia śliny - Twoja pewność siebie wzrasta. Chcesz mnie wyzwać mimo serca pełnego strachu, z jakim rozpoczynałeś to spotkanie. Nie nazwałbym tego rozwagą, tym niemniej jednak jeśli taka twoja wola... - postawa widma nieomal nie uległa zmianie, różnica była jednak w jakiś sposób odczuwalna; był podobny do drapieżnika tuż przed skokiem.

Arosal - 2011-07-30, 14:53

Szyderczy uśmiech wykrzywił twarz księcia.
-Moglibyśmy długo walczyć. Ręczę, że nie było by to takie proste jak w przypadku mojej siostry czy zwiadowców… ale –
Tutaj przerwał na chwilę. Spojrzał gdzieś w dal… Trwało to kilka sekund po czym ponownie wbił wzrok w beznamiętne oblicze wroga.
-… nie mamy już sobie nic więcej do powiedzenia – rzekł – nie chcę z tobą walczyć. Jeszcze nie czas, pamiętaj jednak, że nadejdzie taka chwila gdy staniemy naprzeciwko siebie gotowi na śmierć… -
Mówiąc to krążył dookoła prześladowcy. Nagle przystanął, szybkim ruchem przyłożył diamentowe ostrze do twarzy istoty zgarniając przy tym pukiel jej włosów, co dziwne owy gest nie wywołał najmniejszej reakcji wroga.
- Czas się pożegnać –
Zdawało się, że jego rozmówca szykuje się do ataku.
Trwało to ułamek sekundy. Wysoki ton przerwał ciszę, szkarłatny ptak runął z nieba, w tym samym momencie książę zwrócił tarczę ku słońcu, jego odbite promienie oślepiły istotę. To wystarczyło by wskoczyć na grzbiet feniksa. Gdy tylko prześladowca odzyskał wzrok zrozumiał co się stało. Podniósł głowę, na tle błękitnego nieba przemknął ciemny punkt, zaś na jego grzbiecie coś połyskiwało srebrem.

Vozu - 2011-07-30, 15:20

- Chyba tylko goblinom natura bardziej poskąpiła możliwości rozwoju - podsumowała istota patrząc za oddalającym się na grzebiecie... hm, czegoś nowego, elfem - Nigdy się nie nauczą, że zmarli nie są tacy, jak żywi.
Powiódł wzrokiem po jeziorze. Może to i lepiej; dziś miałby tylko jednego asa w rękawie, a gdyby on zawiódł, koniecznie musiałby uciekać.
Ta cisza trwała już wystarczająco długo.

- A ty jak uważasz, człowieku: o co mu chodziło z tą siostrą? Czyżbyście jakąś elfkę sprzątnęli? - rzucił w kierunku krzaków, w których siedziało coś ewidentnie żywego. I nie dość ruchawego jak na zwierzątka leśne.

Waskos - 2011-07-30, 17:24

Ku*wa, wpadłem.
- Nigdy nie lubiłem się skradać- Waskos powoli wyszedł z krzaków i stanął przed istotą.- Owszem, masz rację, zabiłem jedną elfkę, czy mu siostrą była nie wiem. Ale dość już o tym, mów lepiej o czym mówiliście z tym elfem? O co chodzi z tymi różnymi światami? Jaka jest w tym całym gó*nie twoja rola?

Vozu - 2011-07-30, 19:41

Cień prychnął, sam nie wiedząc czy jest bardziej zirytowany czy znużony.
- Ten elf nie był jednym z naszych elfów. Nic co najeżdża teraz ziemie Nevendaaru nie jest nasze, nie jest stąd - nie bez znudzenia wykładał człowiekowi; swoją drogą, trafił z określeniem rasy. Tak naprawdę nie wiedział kto właściwie podsłuchiwał - I lepiej dla nas by nie zagarnęli naszego świata i połączyli ze swoim wykoślawionym jego obrazem.
Powierzchnia jego ciała zafalowała i straciła spójność, raz za razem odrywał się od niej cienisty kruk. Znikały nogi, tułów.
- Ja ich tylko zabijam; też powinieneś się na tym skupić, to bardzo pożyteczne zajęcie, zważywszy na sytuację - dorzucił na chwilę przed tym jak jego głowa, samotnie już unosząca się w powietrzu, przekształciła się w ptaka.
Stado odleciało w zapadający mrok

Waskos - 2011-07-30, 20:30

Odleciał, liczyłem na coś więcej. No nic, ta cała sprawa o innych światach, to nie na moją głowę, jestem w końcu prostym żołnierzem. Jeżeli jednak zagrażają Imperium, będę z nimi walczył i ich zabijał, w końcu robię to prawie od zawsze. Waskos pogładził rękojeść miecza. Dobrze, ze nie wywiązała się miedzy nami walka, mój wzmocniony krasnoludzkimi runami miecz pewnie by sobie z nim poradził, ale po co? Skoro morduje elfickich zwiadowców, to czemu miałbym przerywać jego działalność? A jeżeli bym padł, to kto zajmie się tymi gamoniami? Doniosę o nim komesowi i jego doradcom z bożej łaski. Niech oni się nim przejmują. Szkoda, że ten elf czmychnął, mógłby mi sporo powiedzieć. No trudno, czas wracać do moich "bohaterskich" żołnierzy.
******

Waskos stał z krzyżowanymi rękoma nad miejscem jatki niepokojąco tupiąc prawą stopą, Mlody siedział cicho pod drzewem z opuszczoną głową, Janoszka krążył w kółko klnąc w niebogłosy, Wiaderko klęczał, zbladł i zdawał się modlić.
- Na owłosione dupsko Wszechojca! Widzieliście to Kocham Legiony?! Trupy, chodzące trupy! W cóż ja się wplątałem?! Powinienem zostać w domu, żaden lis co mi kury podpiernicza nie jest gorszy od tego!- Wypowiedział się Janoszka.
- Zła się nie ulęknę, zła się nie ulęknę, zła się nie ulęknę…- stękał cicho Wiaderko
- Popatrzcie na nich! Łeb im urwało!- znów odezwał się Janoszka.
Przynajmniej nie stracili zbyt wiele. Pomyślał Waskos. Gdyby nie wiedział, że byli oni gwałcicielami, rozbójnikami i moczymordami to może by się ich śmiercią przejął, ale o tym wiedział. Cholera, niepokoi mnie ciało Cioty, rany wskazują na jedno… wampir. Rwał jego mać, przypadkowi truposze to jedno, ale wampir jest nie pokojący. Do tego te bełty w ciałach Świstaka i Kiszki. Ci nieumarci z całą pewnością nie przybyli tu przypadkiem. [/i]- Zbieramy się, przed nami sporo drogi, a koni nie mamy.
- *Janoszka splunął* Już idę, dość mam tego przeklętego lasu. Czart by to wszystko- Janoszka i Wiaderko wstali i szykowali się do drogi
- Wstawaj Młody, zbieramy się.- powiedział Waskos. Młody usłuchał.
Waskos popatrzył na Młodego. Przynajmniej raz los okazał się sprawiedliwy. Młody z cała pewnością zasługiwał na życie. Waskos, w czasie krótkiego czasu spędzonego z tym chłopakiem, nauczył go czytać, pisać, i liczyć. W życiu nie spotkałem osoby tak bystrej, a spotkałem nie jedną. Gdyby nie wojna to Młody mógłby stać się najmądrzejszym z mądrych lub sprytnym kupcem. Jednak wojna trwa, a Młody spotka na niej jedynie łzy, krew i śmierć. Bo na chwałę, syn pastucha nie ma co liczyć. Ech, szkoda gadać, świata nie zmienimy.

Raven - 2011-07-30, 22:40

Już dawno zapadł zmrok. Nawet najbardziej odległe gwiazdy przeniknęły już zimną ciemność ogarniającą Nevendaarskie niebo każdej nocy. Wampir zaspokoiwszy swój przeklęty, palący głód krwi na ten dzień siedział w miękkim fotelu przy kominku. Zajął jako tymczasowy posterunek mały, drewniany dworek, w którym żył kupiec ze swoją żoną i dziećmi.
Najstarsza, dorosła już córka leżała u jego stóp przytulając się do jego nóg. Była w pięknej, koronkowej koszuli nocnej, przylegającej do jej kształtnego ciała. Długie pukle jej rudych włosów rozsypały się na połach jego ubrania i opadały wdzięcznie na jej ramiona. Była pod wpływem jego uroku. Tylko dlatego się nie bała...
Shurlien zamknął się pokoju na piętrze przeprowadzając jakieś bluźniercze eksperymenty zasypany stertą ksiąg, zwojów, eliksirów i inszego paskudztwa zwierzęcego lub sama Mortis wie jakiego pochodzenia.
Dworek nie był duży. Sień, duży salon, piwniczka, kuchnia i pokoje na piętrze. Ot, większa chata sklecona skromnie ale solidnie z drewnianych bali, wyposażona w okiennice, kominek i dach pomalowany fikuśnie na zielono. Całkiem przytulne miejsce.
Przed drzwiami stali odziani w płaszcze dwaj ożywieńcy skryci w cieniu i gotowi do zabicia z zimną krwią każdego intruza. Raven nie życzył sobie by mu przeszkadzano kiedy zastanawia się nad dalszymi posunięciami. Nie chodziło tylko o najazd tajemniczych elfich odszczepieńców. Chodziło o przetrwanie. Ecern van Oster i jego psy z zakonu dyszeli mu już zza pleców na kark.
Noc wypełniało ciche zgrzytanie nocnych owadów, szum okolicznych drzew i melodia wydawana przez obijające się o siebie, wiszące na sznurach ciała martwych kupieckich dzieci...

Arosal - 2011-07-31, 10:22

- Jesteś nareszcie – zawołał Lemuan. W jego stronę hardym krokiem podążał Arosal. W spojrzeniu księcia było coś niepokojącego.
Elfy przywitały się przykładając dłonie do piersi, następnie udały się w stronę wysokiego namiotu gdzie przesiadywało dowództwo. Po drodze nie zamienili nawet słowa…
Wnętrze tego materiałowego gmachu zdobiły różnobarwne chorągwie, na środku paliło się ognisko naokoło, którego porozsiadali się Archonci i Archontki. Wszystkie twarze przepełnione nadzieją i oczekiwaniem zwróciły się w stronę księcia...
- Eli Shinoriol – przywitał się z nimi Arosal. Odpowiedzieli tłumem – Ash emen-
- Wieści nie są dobre, prócz grasującego tutaj widma, pojawiło się kolejne zagrożenie. Do Nevendaar przeniknęło coś czego nie jestem w stanie pojąć – zaczął książę.
Jedna z Archontek powstała.
-Wiatr snuł opowieści o nieustępliwym duchu, rzeka mówiła mi o niebezpieczeństwie, które zagraża obydwóm światom – wyrecytowała.
Lemuan do tej pory trzymał się z boku z założonymi na piersi rękami słuchał uważnie.
- Nie powinniśmy wezwać królowej? – zapytał nieśmiało
- Oszalałeś? – warknął Arosal – Może przyzwijmy tu jeszcze samego Galleana?... nie nie… po co mielibyśmy ją tutaj sprowadzać, wystarczy, że czuwa nad nami jej feniks-
Płynny dźwięk rozszedł się po namiocie, u samej góry na złotej żerdzi siedział szkarłatny ptak, przyprószone złotem pióra mieniły się w promieniach słońca wdzierających się przez świetlik nad ogniskiem. Wszyscy spojrzeli w górę, Shayrin upuściła pióro, które spadając zajęło się ogniem, popiół opadał powoli przybierając niezwykła kształty, najpierw zatańczył im przed oczami szary nietoperz, potem kształt nie mający formy, będący czymś bliżej nieokreślonym , następnie twarz elfki o zaciętej twarzy, jako ostatni pojawił się sztylet. Szary popiół opadł na ziemię wypalając maskę Ojca symbol przymierza…
Przez chwilę panowała cisza. Nikt nie śmiał jej przerwać.
- To przestroga – krzyknęła w końcu jedna z Archontek.
- To sygnał! Czas działać! – ryknął Lemuan. Jakieś hałasy dobiegające z poza namiotu przerwały ich letarg. Nie zastanawiając się wybiegli z na zewnątrz. Dookoła rozchodziły się dzięki trąb i stukot bębnów, na wprost nich rozciągał się niesamowity widok. Dwóch paladynów niosących na ciężkim posrebrzanym drzewcu Imperialna chorągiew prowadziło za sobą całą armię, dostojni kapłani i kapłanki siedzące po damsku na białych koniach, sędziwi czarodzieje i rycerze. Dowodził nimi Lambert dozgonny przyjaciel Przymierza.
- A jednak! - zawołał Arosal , uśmiech ponownie zagościła na jego twarzy.
Lamber zeskoczył z konia, hardym krokiem ruszył w stronę księcia.
- Meredor zezwolił jedynie mojej ciżbie na wymarsz, szlachta zaprotestowała, nie otrzymacie wsparcia cesarskiej armii – powiedział na przywitanie. Po czym padł w ramiona elfickiego księcia.
Czysty wysoki ton ponownie rozszedł się po okolicy, feniks przeleciał tuż nad nimi podążając na południe…
- Cóż to znaczy ?– szepną Arosal odprowadzając wzrokiem ptaka…

Vozu - 2011-07-31, 14:41

Bez wątpienia apetyczne dla padlinożerców ścierwa wywieszone przed "dworkiem" zwabiły liczne ptaszyska. Nie wszystkie jednak były zainteresowane pożywianiem się...
Mimo zamkniętego okna do komnaty wpadła cała chmara kruków, z wrzaskiem kołując po pokoju. Światło rzucane przez strzelający w kominku ogień zniekształciło imitacje żywych stworzeń, skierowały się więc w ciemniejszy kąt pomieszczenia, by zlać się w humanoidalną formę. Jakkolwiek dawno jej nie widział, była Ravenowi znana.
Białe ślepia zaiskrzyły w półmroku. Niezbyt zwrócił uwagę na wywołany zamęt.

- Pijawki to jednak bez dwóch zdań chędożeni hedoniści - skonstatował - Sytuacja zarówno upraszcza się jak i komplikuje, juchożłopie. W każdym razie, robi się coraz ciekawiej - zagaił, poważniej niż przy poprzednich wizytach które w ostatnim czasie zdarzyło mu się składać wampirowi.

Raven - 2011-07-31, 17:31

Ptaszyska skrzeczały potępieńczo wlatując do salonu przez uchylone okiennice.
Wampir siedział spokojnie przyglądając się jak ciemne kształty zbijają się w humanoidalną postać i głaszcząc rudowłosą kobietę po włosach wywołując na jej pełnych ustach zadowolony uśmiech.
- Może i hedoniści jednak na pewno nie chędożeni... - odpowiedział na przytyk z kamienną twarzą. Widział, że cień nie pojawił się tu by podyskutować z kim wampiry do łożnicy chodzą.
- Upraszcza i komplikuje powiadasz. Coś mnie ominęło kiedy szukałem odpowiedniego miejsca na tymczasową siedzibę? - zapytał wlepiając szkarłatne oczy w niematerialnego rozmówcę - Wiadomo już co to za elfy i czego chcą?

Vozu - 2011-08-01, 12:35

Cień zmrużył oczy - przyzwyczaił się do okazywania w ten sposób swej irytacji, gdyż sam odruch zaniknął u niego krótko po śmierci.
- Owszem, w czasie kiedy szukałeś miejsca do usadzenia swej rzyci i s.. hm, samicy do nóg, miałem małe 'randez vous' z elfem który zdaje się być cokolwiek prominentny - osobiście drażniło go całe to pomieszczenie, tandetna próba naśladowania szlacheckiego dobrobytu. Na szczęście po zjawach zdenerwowania zazwyczaj nie widać, więc nie musiał się martwić o to, że wąpierz coś zauważy - Zdają się być powiązani z magią lodu, w przeciwieństwie do naszych elfów także gdy chodzi o walkę wręcz. Niemniej jednak... Właśnie, jest coś, czego nie rozumiem. Uciekł na stworzeniu którego nigdy nie widziałem w Nevendaarze, ptak emanujący magią, silną magią... Do tej pory to my byliśmy dla nich niewiadomą. Nie podoba mi się, że w tej materii sami stawiają pierwsze kroki.

Waskos - 2011-08-01, 22:40

Po dwóch dniach wędrówki w lesie przetrzebiona drużyna Waskosa wróciła do cytadeli. Waskos zdał raport dowódcy garnizonu, jednak nie powiedział o dziwnym spotkaniu nad jeziorem. To miało być przeznaczone dla uszu komesa i jego doradców. Następnego dnia został wezwany przed obliczę komesa, do tego czasu zdążył ocenić liczebność posiłków, które przybyły podczas jego nieobecności. Cholera, to za mało. Liczyłem na więcej, muszę wypytać dowódcę posiłków. Swoją drogą ciekawe kto nim jest. Waskos wszedł do komnaty komesa, prócz niego w komnacie był jeszcze magik, grododzierżca oraz kapitan. Ostatnią osobą był wysoki, około czterdziestoletni mężczyzna z brunatnymi włosami uczesanymi do tyłu i niedługimi lecz widocznymi wąsikami. Waskos poznał go od razu. Hrabia Robert Lazar z Siegbur, przynajmniej raz uśmiechnęło się do nas szczęście. Taki wódz z pewnością nam się przyda. Waskos nie przesadził ani trochę. Robert Lazar był ideałem imperialnego szlachcica. Pochodzi ze znanej i szanowanej rodziny, jest osobą niezwykle wykształconą i rozważną, jest zażartym rojalistą i wiernym obrońcą ideałów Imperium. Jednak jego największą zaletą, która obecnie miała największe znaczenie, jest kunszt wojenny. Wielokrotnie wygrywał bitwy przy minimalnych stratach własnych, doceniał zalety taktycznego odwrotu, a podczas wojny z elfami był jedynym dowódcą, który nie dał się pokonać elfiemu wojsku. Takiego dowódcy ze świecą szukać, ale on sam nie zdziała nic, potrzebujemy więcej ludzi.
- Panie komesie, hrabio.- powiedział wyraźnie Waskos
- Tak, tak, witaj. Chciałeś coś mi zaraportować tak? Mów szybko, nie mamy czasu na zbędne gdybanie. Z resztą pan hrabia ma dla Ciebie nowe zadanie- powiedział lekceważąco komes.
- Wydaję mi się, że mogę mówić za siebie.- odezwał się surowo hrabia- znam pana Waskosa i wiem, że jeżeli mówi, że ma coś ważnego do powiedzenia to tak jest. Proszę mówić.
- Dziękuje panie hrabio.- odparł głośno Waskos i szczegółowo opisał wydarzenia znad jeziora.
- Już drugi podejrzany byt ostrzega nas przed tym samym, więc to musi być prawda, mamy do czynienia z sektą.- mówił cicho i bardziej do siebie niż do zebranych mag.
- Słucham?- powiedział Waskos.
- Cóż, to zjawisko znad jeziora mówiło prawdę, może nieco skrótowo i bez szczegółów, ale prawdę. Nie mogę powiedzieć ci nic co by mogłoby być przydatne. Nasze położenie się jednak nie zmienia, elfy nam zagrażają i trzeba je powstrzymać. Resztę proszę zostawić magom i inkwizycji, prosiłbym również o dyskrecję, panie Waskos.
- Tak jest.- Waskosowi nie trzeba było tego tłumaczyć, był żołnierzem od bardzo dawna i nauczył się, ze nie musi wiedzieć więcej niż to konieczne i nie wsadzać nosa w sprawy, które wykraczały poza jego kompetencje.
- Tym czasem- odezwał się hrabia- mam dla Ciebie inne zadanie. Pewnie zauważyłeś, że nie mamy wystarczającej liczby żołnierzy. Do obronienia cytadeli wystarczy nam sił, jednak do ewentualnego kontrataku już nie. Możemy utworzyć nowe oddziały z chłopstwa, przybędzie niebawem jeszcze jeden konwój żołnierzy, ale brakuje nam doświadczonych oficerów. Imperium nie przyśle nam więcej dowódców.- Robert pochylił się nad mapą leżącą na stole.- musimy więc poszukać poza Imperium. -hrabia wskazał palcem na księstwo Kahr, niezależne od Imperium, nie wielkie, ale dość liczne i bardzo bogate państewko. Kahr to potęga handlowa, wielu potężnych, wpływowych i bogatych kupców mieszka i pochodzi właśnie stamtąd. - Kahr nie ma stałej armii, ale kupcy utrzymują małe, prywatne armie złożone z doświadczonych najemników. Imperium starało się nakłonić ich do współpracy, jednakże bez skutku. Na tym polega twoje zadanie. Udasz się do Kahr i ściągniesz jak najwięcej oficerów, cena nie gra roli, oczywiście w granicach rozsądku. Pamiętaj, kupcy nie mogą się dowiedzieć, że pracujesz dla Imperium, mogłoby dojść do sporów z kupcami, a to nam nie jest potrzebne.
- Rozumiem, znam Kahr bardzo dobrze. Nie powinno sprawić mi problemów znalezienie doświadczonych oficerów nie związanych z kupcami. Oni mogliby zareagować dość nerwowo jeżeli zacznę werbować ich oficerów. Najszybciej będzie się tam dostać statkiem, mój przyjaciel ma statek w porcie w Waldfried.
- Droga konno do portu zajmie pięć dni, droga morska kolejne cztery. Przydałaby ci się jakaś druzyna, jednak nie mogę przydzielić ci żadnego żołnierza.
- Nie martw się hrabio.- powiedział z uśmiechem Waskos- Znam tutaj ludzi, którzy bardzo chętnie zgodzą mi się towarzyszyć.

Vogel - 2011-08-03, 21:22

- Witaj panie. - Waskos obejrzał się i ujrzał młodego, może dwunastoletniego, giermka. - Czy raczysz udać się ze mną przed gród, mój pan życzy sobie rozmowy.
Normalnie rycerz pogoniłby gówniarza kopniakiem w obecnej sytuacji jednak nie chciał ryzykować. Może któryś z przybyłych miał dla niego propozycję.
********************

Była wściekła na niego za to, że wysłał ją na tą samobójczą misje i na siebie, za to że nie kazała mu wsadzić tych rozkazów w dupę. Ale najgorsze było to, iż była tylko eskortą. Ona, która przewodziła tylu nagonkom i nigdy nie zawiodła zaufania teraz w roli pachołka. Kim właściwie on był? Tajemniczy pojawił się przed tygodniem i od razu zajął jej miejsce przy boku dowódcy, skąd te względy u Vogela? Jadąc przysięgała wszystkim bóstwom, że uzyska te odpowiedzi nawet jeśli będzie je musiała wyrwać mu z gardła, o ile tylko wielcy pozwolą jej tego dożyć.
Gniew powoli słabł ustępując zachwytowi który z kolei toczył bój ze strachem. Oto przed nimi pojawiły się wieże Ner'eeye Maha. To musiał być sen, ten ostatni jaki ma się w chwili śmierci. Nie mogli tu dotrzeć, nie ona a jednak jedna z najstarszych i tajemniczych elfich twierdz przyjęła ich.
Zsiedli z koni zostawiając je pod opieką pachołków i skierowali się w stronę pałacu, wciąż nie niepokojeni jednak bacznie obserwowani, Yaskra czuła wręcz ukłucia wycelowanych w nią grotów.
Młoda elfka i towarzyszący jej poseł zatrzymali się pod balkonem, na którym dostrzegła przywódczynię dzikich elfów, niedawnego wroga, wkrótce być może sojusznika.
Śmiechy na balkonie ucichły a twarz R'edoy zbladła, i skrzywiła grymasem bólu - "Jona'ath"
- Witaj o pani - To nie on, nie ten głos - Przybywamy z rozkazu wielkiego inkwizytora Vogela Serapel, by rozmówić się o zagrożeniu jakie zawitało w te strony.
"Podobny niczym odbicie w lustrze ale to nie on Jona'ath odszed"ł, a wraz z ta myślą i bój jaki zadawała. Na twarz elfki wrócił usmiech.
- Czy zechcesz nas przyjąć?
********************

Od razu zrozumiał, że popełnił błąd. Osobnik, który na niego czekał nie mógłby oficerem, takich jak on nawet nie wcielali do armii. Jedno oko brązowe drugie niebieski, nieludzkie zdradzały mieszaną krew, choć kto wie straty jakie zadała niedawna wojna z Przymierzem mogły zmusić do obniżenia wymagań, tu pomyślał o własnej kompanii.
- Czego? - Włożył w to słowo możliwie najwięcej pogardy na ile było go w tej chwili stać.
- Chcę porozmawiać - Nieznajomy odpiął płaszcz odsłaniając medalion "Kocham Legiony!" złoty znak inkwizycji "wielki inkwizytor" - mogę liczyć na twoje towarzystwo?

Arosal - 2011-08-03, 22:16

„Bez wsparcia cesarza jesteśmy skazani na porażkę” taka wiadomość obiegła armię przymierza. Wojsko Lamberta mogło stanowić twardy trzon, ale pod żadnym względem nie przechylało szaly zwycięstwa.
Arosal siedział w namiocie dowódców, towarzyszył mu jedynie Leman.
- Co zamierzasz ?- zapytał bacznie obserwując księcia.
-Nie możemy dłużej czekać, impet z jakim zaatakowaliśmy działał na naszą korzyść, teraz jednak powoziliśmy wrogom przygotować się na nasze kolejne kroki – odparł nerwowo
-Wiesz dokąd poleciał Shayrin?, wszyscy to widzieliśmy – To pytanie musiało paść, moment odlotu strażnika był nieoczekiwanym wydarzeniem, szczególnie dla Lemuana najbliższego poddanego królowej.
-Nie mam pojęcia, cokolwiek robi, robi to na polecenie Illumielle– mruknął Arosal.
Zapanowała krótka cisza.
-Opuścił nas – westchnął w końcu Lemuan, brzmiało to jakby pozbywał się jakiegoś ciężaru mówił o czymś czego strasznie się bał. Arosal spojrzał na niego badawczo i rzekł.
-Przedtem zdążył mnie uratować … i przekazać nam znaki . To mało prawdopodobne by z rozkazu królowej zostawił nas na pastwę losu –
- Masz pojęcie co to wszystko oznacz ?-
-Co do połowy mam przeczucia, ale nie jestem pewny niczego –
-Boisz się –
- Nie… nigdy – odparł nerwowo książę
- Nie obawiaj się tych emocji… nasi wrogowie tłamszą je w sobie, my jesteśmy inni –
Rozmawiali tak długo, tymczasem niespodziewanie do namiotu wszedł Lambert.
Arosal I Lemuan powstali.
- Jesteś gotowy by poprowadzić jeźdźców ? – zapytał na przywitanie książę .
- Jak zawsze, mam nadzieję, że wasi wojownicy zechcą mnie wysłuchać– odpowiedział dziarsko Lambert.
- Dziś po ostatniej naradzie rozdam tytuły. Ruszacie na południe Lambercie, czas działa na naszą niekorzyść-
- A ty – zapytał druha przyglądając mu się uważnie – co z tobą ?-
- Nie będę wam towarzyszył w trakcie natarcia, mam zadanie do wykonania… wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.. –
Rozmowę przerwał kolejny gość. Do namiotu weszła kobieta, młódka odziana w piękną zbroję. Owa dziewczyna od roku dowodziła lewym skrzydłem nacierających, córka Lamberta z krwi i kości, pod każdym niemal względem podobna była do ojca.
- Yasmin ? – zapytał ojciec.
- Melduję – zaczęła stanowczo– przechwyciliśmy niewielki oddział imperialnych kierujący się na południe. Czekają na przesłuchanie w namiocie dla jeńców – wyrecytowała na wydechu.
-Doskonale, trzeba się tym zając , na razie musze was opuścić panowie – westchnął Lambert, jakby nierad z wzywających go obowiązków, cały czas obserwował Arosal… Czyżby się czegoś stary druh przeczuwał jakieś niebezpieczeństwo?

Vozu - 2011-08-04, 11:04

Echo odgłosu stawianej na planszy figury rozbrzmiało wśród ciemności, by w subtelnym tańcu zanikania osiągnąć pułap, na którym ludzkie ucho nie byłoby w stanie go wychwycić. A potem umarło.
Oczy omiotły skomplikowaną, wielopłaszczyznową planszę, zaadaptowaną z gry upadłej już cywilizacji. Pozorny nieład i chaos jaki charakteryzował ustawienie figur był tak naprawdę wynikiem wszystkiego, co ostatnio się działo, a on to widział. Każdy wybór, każdy krok, każdy cios - to wszystko doprowadziło Nevendaar do tej chwili.
Nieludzka ręka uniosła się znad ustawionego pionka, by obserwować jak plastyczna substancja przybiera formę nieco już podstarzałego wojownika. Pojawił się niedawno, ale trzeba mieć na niego baczenie.
Trzeba mieć baczenie na wszystko.
Inaczej jego pionek straci na znaczeniu, nie będzie mógł robić tego, co będzie potrzebne.

Cienie figur falowały w migoczącym blasku świecy.

Waskos - 2011-08-04, 14:57

<Vogel, moja postać nie jest rycerzem, edytuj swój post>

Waskos nie zdradzał tego po sobie, ale czuł wielki niepokój. Nie miałem do czynienia z inkwizycją od czasu mojej ucieczki. Myślałem, że dali sobie spokój. Ale może chodzi o co innego? Cóż, muszę zachować spokój, obecnie pracuje dla hrabiego, inkwizycja nie odważy się chyba z nim zadrzeć.
- Czym sobie zasłużyłem na zainteresowanie wielkiego inkwizytora?- Waskos nie poznawał swego rozmówcy, liczył na to, że on też go nie zna.- Nie mam zbyt dużo czasu na pogaduszki, muszę się przygotować na wyprawę, z rozkazu hrabiego, pozwolę sobie dodać.

Nagash ep Shogu - 2011-08-04, 15:13

- O la boga, ale chłop...
- Noooo...
Opierające się na grabiach baby z otwartymi ustami przyglądały się jadącemu między polami rycerzowi. Podążającego za nim giermka, wręcz oseska ledwo od ziemi odrosłego, dla którego nawet muł byłby niezgorszym dextrariusem, zdawały się nie zauważać.
Rycerz zaś baby solennie ignorował, wpatrując się chabrowymi oczętami w bezchmurne niebo. Znać po nim było, że znacznie więcej, niźli wieku jest średniego. Rude włosy miał szlacheckim sposobem podgolone, a krótko ścięty czub zwisał smętnie nad prawym uchem. Tunikę miał zniszczoną niemiłosiernie, rdzawymi plamami i odciskami od zbroi poznaczoną tak, że nijak nie szło odczytać co też to za herb ma na szerokiej piersi wyhaftowany. Co ciekawsi wraz by wzrok obrócili na tarczę, bo z niej może by łacniej odczytali co to za rycerzyk i skąd jest, ale i tutaj by się zawiedli. Tarczę rycerz przytroczył lustrem do konia, jakby znaku rodowego bał się ujawnić, lub infamia na nim jakowaś ciążyła.
Tak, czy siak, wojak był to niezwykły, co łacno z zarośniętej, zawadiackiej twarzy można było wyczytać, jak i z całej postury jego, o zacnym koniu nie wspominając.
Tymczasem rycerz minął pola świeżo skoszonego zboża, na których obok żółtych snopków co rusz wykwitały białe, czerwone i niebieskie spódnice chłopek, a wjechał w zagajnik lipowy, pachnący, a chłodny, przez który płynął wartki potoczek.
Zatrzymał się w samym jego środku, rozejrzał dokoła i splunął soczyście, jakby akuratnie podjętą decyzję chciał przypieczętować.
- Julien, rozkulbacz konie, nad wodę zaprowadź. Odpoczynek się im należy.
- Jako rzeczecie, panie de Rocheton - krzyknął łamiącym się falsecikiem giermek, błyskawicznie schodząc z konia.
De Rocheton pokiwał rudą głową, odprowadził wzrokiem Juliena, sam zaś usiadł z półtorakiem pod lipą i w zamyśleniu począł gładzić wypolerowaną stal ostrza, po której znać było, że nie raz już krew żłopała.
- Wot paladyńska dola - mruknął do siebie. - Już czwarty dzień jak po rubieży wędruję i ni umrzyka, ni demona, ni nawet sekciarza żem nie napotkał. A Wszechtacie się przeca obiecało, główki wszystkiemu kurewstwu ścinać, co przeciw niemu bluźni... Łatwiej by było, jakby jakiś ślad, sprzymierzeńca znaleźć... Tylko jak, gdzie?! Ech, Kocham Legiony mać, co za życie... A mogłem zostać pisarczykiem u księcia pana, jak tatuś kazał.
Wtem nagle zza wonnych krzaków bzu, za lipek młodych, znad potoczka wyprysnęły postacie obszarpane. Julien krzyknął coś, dobył ostrza, konie własnym ciałem zasłonił.
De Rocheton wzniósł na ten widok uśmiechnięte oczy do nieba, splunął soczyście.
- Kawalarz z ciebie, Wszechtatuś. Kawalarz, nie ma co.
Paru zbirów po krótkiej szamotaninie i wymianie ciosów obezwładniło giermka, największy z nich, w jakieś stare tuniki i żaboty przybrany zbliżył się do paladyna. A de Rocheton stał, półtoraka pod pachą trzymał i uśmiechał się.
- Konie, złoto i broń. Dyrdokiem! To z życiem puścimy.
- Pewnyś jest aby, synku, że chcesz mnie okraść? Bacz, że miecza w pochwie nie trzymam, a dziadostwo jak w pochwie nie siedzi, to wraz juchę by chłeptało.
- Nie chcesz po dobroci, to sami weźmiemy - błysnął rycerzowi przed oczyma zakrzywionym sztyletem, reszta jego kompanionów zaszemrała, otoczyła ciasnym kręgiem de Rochetona.
- Słuchaj, synku. Zdrożony jestem podróżą, zjadłbym co, popił. Nie chce mi się za mordowanie brać, zwłaszcza, że nic mnie zbiry zwykłe nie obchodzą, to komesa zmartwienie nie moje. Nie czuć od was demonem i trupem, na sekciarzy nie wyglądacie. Zaniecham was. Na mądrego wyglądasz, to sam zrozumiesz jakie szczęście was dziś spotyka, zajrzyj no jeno na tarczę do konia przytroczoną, znak powinieneś przecież rozpoznać. Jak nie, to będziem mordować, bo co innego...
- Znaczny mi się widzi, weźmiem okup za suczego syna - sapnął stojący za nadzbirem bandzior.
- O ile wart coś jest. Mórna, zajrzyj na tarczę. Spętamy dziadygę, Groniec go weźmie i gotówkę wypłaci. O ile faktycznie znacznyś, rycerzyku - syknął w stronę de Rochetona.
- Szefie, znaku ja tu żadnego nie widzę. Czarne pole jeno i maczkiem nadziubdziane jakoweś pisma... Nie przeczytam...
Nadzbir zamrugał powiekami, powiódł wzrokiem od uśmiechniętej gęby de Rochetona do trzymającego tarczę kompana i z powrotem.
- Znikamy, chłopaki. Nic tu po nas.
- No ale! On jeden, a nas ilu! - zaszemrało towarzystwo!
- O Gotfrydzie de Rocheton nie słyszeliście?! Idziemy!
- Rozumnyś, herszcie.
- Bom już raz ci pod miecz lazł, drugi raz nie będę - syknął nadzbir i z resztą ferajny zniknął w okolicznych zaroślach.
De Rocheton splunął na ziemię. Zaraza i mór na tutejszego komesa, że też rady sobie z taką swołoczą nie potrafi dać! Gdyby to on był komesem... Oooo, zaraz by się tu porządek zrobił, równiutki szereg szubienic, kilka katowskich pieńków... Byłby porządek.
Na razie jednak trzeba bajzel po demonach i umrzykach posprzątać. I sekciarzach wszetecznych, gamratka ich mać.
Tylko jak ich znaleźć?!

Vogel - 2011-08-07, 11:42

Już miał powiedzieć co myśli o wszelkiego rodzaju hrabiach, baronach czy innych wielkich z urodzenia, zawsze pierwsi do koryta ostatni do miecza. Powstrzymał się jednak nie wiedząc z kim właściwie rozmawia i oczywiście po rewolcie Croleya Inkwizycja utraciła nieco ze swoich przywilejów.
- Jestem Vogel Harap Serapel w służbie inkwizycji z patronu królowej Ambrielle - Nie cierpiał tego typu formułek ale uwielbiał reakcje rozmówców na te słowa, tak może i straciliśmy sporo władzy za to teraz boją się bardziej. - ponoć macie tu problem z sekciarskimi długouchami? Zrobiłem mały wywiad i wiem że zajmowałeś się ich kurierami, chciałbym wiedzieć czy zdobyłeś jakieś informacje od nich i czy zechciałbyś się nimi podzielić?
Cały czas pilnie przyglądał się wojownikowi, gdzie ja Cie już widziałem

Verthiss - 2011-08-07, 15:11

Martwe jeszcze przed momentem oczy zapłonęły teraz zielonym blaskiem. Głowa poruszyła się nieznacznie, wyczuwając ciężar gleby ją przykrywającej. Postać poczęła grzebać się z miejsca swojego niedawnego pochówku. Fragmenty przegniłego mięsa całymi płatami odpadały od ciała, ich rozkład katalizowany był mocą magii śmierci. Cichy szept wydobył się z miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą było gardło i w dłoni lisza zmaterializował się zdobiony motywem cierni kostur wyrzeźbiony z hebanu. Drugą ręką nieumarły sięgnął do swej czaszki i z prychnięciem pogardy złamał bełt sterczący z potylicy.
Gdzie podziały się czasy, gdy Hordy wędrowały w kierunku swych ofiar niewzruszone strzałami przebijającymi ich trzewia? Niegdyś nieuległe tchórzliwym natarciom z dystansu, teraz same faszerują ludzi bełtami tak jak Ci czynią to z przeciwnikami, których się boją. - przeszło przez myśl licha, pamiętającego ostatnie chwile szkieletu, w którym powrócił do nie-życia.
Puste oczodoły rozglądały się po okolicy. Minęło już wiele lat od momentu, gdy tchnienie Bezcielesnej opuściło jego zwłoki, a te rozsypały się w proch tuż obok truchła zmasakrowanego króla krasnoludów, Sturmira. Wyrwany ponownie z niebytu Verthiss w jakiś sposób pamiętał historię, która go ominęła.
Słodka Mortis, nie byłem Ci potrzebny w czasie, gdy nowe oblicze Nevedaar wdzierało się do tego świata z nastaniem drugich Wielkich Wojen, po cóż więc wzywasz mego imienia teraz?
Odpowiedź krążyła w jego głowie nim jeszcze skończył wypowiadać myśl.

Waskos - 2011-08-07, 16:10

A więc to o to chodzi. Waskos uspokoił się nieco, ale nadal był niezwykle czujny i gotowy na wszystko. Wywiad tak? Ładne nazwanie szpiegostwa, zastraszeń i przekupstwa. Więc i ja postaram ci ładnie powiedzieć, że ode mnie gówno się dowiesz.
- Wybacz, lecz składam raporty jedynie moim dowódcą. Putaj więc ich jeżeli, masz pytać kogokolwiek. Z resztą i tak zdajesz się wiedzieć więcej niż ja i niejedna osoba wplątana w tą kabałę. Ja nie potrzebuje wiedzieć więcej, będę walczył z wrogiem i wykonywał rozkazy. A teraz muszę się przygotować do wykonania rozkazu. Wiec jeżeli nie masz do mnie więcej pytań, to się oddalę.

Vogel - 2011-08-07, 18:03

Gestem dał znac że już koniec i spokojnie przyglądał się odchodzącemu wojownikowi. Jeszcze rok temu inaczej byśmy pogadali.
**************
Chwilę po tym jak bandyci zniknęli w krzakach dało się z nich słyszeć krzyki i szczęk oręża. Chwilę później z zarośli wyłoniły się sylwetki jeźdźców. Czterech z nich było elfami choć nosili się po imperialnemu, za nimi wyjechał chłopiec i najwyraźniej dowódca o dziwnych różnokolorowych oczach. Ci dwaj podjechali do paladyna. Jeździec przygadał się, po czym wyciągnął zza płaszcza, na chwile odsłaniając emblemat inkwizycji, małe drewniane pudełko, z którego wyciągnął jakieś szkiełko i przyłożył do oka. Kiedy po raz kolejny spojrzał w stronę paladyna oboje oczu były już brązowe.
- Strasznie drogie to cholerstwo ale znacząco ułatwia kontakty z ludźmi. - uważnie przyglądał się rozmówcy - Ładnie to tak panie rycerzu zbójów puszczać wolno? Żeby dalej baby gwałcili, bydło porywali albo co gorsze na odwrót?
Kiwnął ręką na konnych elfów którzy natychmiast się oddalili znikając za wzniesieniem.

Nagash ep Shogu - 2011-08-07, 20:07

Gotfryd na widok inkwizycyjnego znaku parsknął wesoło, szczecinę potarł.
- Gdyby był tu jaki człek przełożony, to i ja rad byłbym się zapytać, czy ładnie to tak elfy pod inkwizycji sztandary zaciągać, miast równiutkim rzędem wieszać na przydrożnych topolach. Pod tymże samym sztandarem. Cóż. Znać czasy takie.
Elf uśmiechnął się brzydko. Tymczasem Julien półtoraka od paladyn zabrał wraz z pochwą, do siodła przytroczył.
- O zbirów pytacie, mości elfie - kontynuował de Rocheton wsadziwszy kciuki za pas rycerski - to wam odpowiem. Jam Gotfryd de Rocheton, paladyńskiego zakonu wychowanek, możeście o mnie słyszeli, może nie, łajno mnie to obchodzi. W zakonie zaś swego czasu nauczał mistrz Dorogirn, Wszetatuś, świec nad jego duszą. Otóż wyobraźcie sobie, że wbijał nam do łba i to skutecznie, bo nahajką, że paladyn to ma demony, a trupy niszczyć, osobliwie Wszechtaty wrogów. To jest, Kocham Legiony, paladyńskie kredo i tego trza nam się trzymać. Paladyni zajmują się paladyńskimi sprawami, komesi - komeskimi, a kurwy, co by dalej wyliczać, kurewskimi. I może jest to powód, dla którego lepiej nam idzie walka z wrogami Imperium, niźli inkwizycji, bo miast intrygi snuć i o władzy śnic robimy to, do czego nas powołano.
Na widok krzywego spojrzenia uniósł ręce w górę, uśmiechnął się półgębkiem.
- Nic ja do inkwizycji nie mam, wy Wszechtacie służycie, my też. On sam widzi kto lepiej. Niech się zbirami komes zajmie, na jego konto wszystkie grabieże i gwałty idą, z tego go rozliczać będzie książę pan. Ja sekciarzy szukam. Tuszę, że i wy też, bo jeszczem nie spotkał inkwizycyjnego szwadronu, zwłaszcza elfiego, co by na gwałcicielach, osobliwie zbójcach, pomsty szukał i w milicję się bawił.

Raven - 2011-08-07, 21:19

Chłodne, niebo przemierzał samotnie dorodny kruk, smagany silnym wiatrem dmącym od północy. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, który zdradzałby jego obecność. Tylko delikatny szelest czarnych niczym noc piór łączył się z odgłosami natury i życia tak wstrętnych sługom Bezcielesnej Bogini.
Ptak przysiadł na gałęzi drzewa obok, którego nieopodal rozbity był namiot elfiego dowództwa. Jego szkarłatne ślepia mrugały dodatkową, mglistą powieką łypiąc bacznie w stronę siedziby wodzów tajemniczych elfich najeźdźców. W środku toczyła się jakaś rozmowa. Kruk skubnął się dziobem w swędzący bok.
Słyszał wszystko doskonale ale cóż mógł zrobić z taką wiedzą zwykły ptak? Bo był zwykłym ptakiem prawda...?

Vogel - 2011-08-08, 11:23

Skrzywił się na nazwanie go elfem.
- Komes za zbira uważa chłopa, który z dziesięciną spóźni - skupił wzrok na bukłaku - I nie nazywaj mnie elfem, choć to moja wina bo się nie przedstawiłem. Jestem Vogel Harap Serapel w służbie Inkwizycji i takie tam dalej, a elfy które tak Cie kują w oczy są najlepszymi imperialnymi łowcami długouchów. Ludzie zwłaszcza zbrojni - Tu na chwile spojrzał paladynowi w oczy, po czym znów przeniósł wzrok na niewątpliwie zacny trunek - w lesie zbyt często okazywali się bezużyteczni.
Zeskoczył z konia gestem powstrzymując giermka od zrobienia tego samego.
- Szukacie sekciarzy mówicie a wiecie coś o nich konkretnego?

Waskos - 2011-08-12, 22:47

Victimo Sorn od dziecka żeglował na niebezpiecznych i pięknych wodach Nevendaar, jedynie mieszkańcy mórz znali je lepiej od niego. Czarnoskóry wilk morski zwiedził archipelag Lunnarka, Wyspy Yldram i wiele innych obszarów znanych jedynie moroludziom. Wielokrotnie atakowany był przez piratów, jednak oni wiedzieli jakiego człowieka statek atakują. Był ostatni raz, w którym mogli okazać swą niewiedzę. Jednak te czasy już minęły, sława podróżnika, rejsy na nieznane wody z trudem mogły wykarmić jedną gębę, a Victimo miał ich do wykarmienia o wiele więcej. Podboje miłosne niezrównanego kapitana nie ustępowały jego morskim przygodom, a pech chciał, że jego towarzyszki zawsze, podczas wspólnego rejsu w dobrze zbadane łoża wielu karczm były w okresie owulacji. Chociaż Victimo nigdy nie uważał się za człeka szlachetnego, a do matek swych dzieci nie czuł absoltunie nic, nie mógł sobie pozwolić by jego dzieci umierały z głodu. Musiał więc porzucić swe beztroskie życie i zaciągnął się do pracy dla gildii kupieckiej. Od tej pory jego rejsy miały wyznaczone szlaki, a jedynymi przygodami i przeciwnościami losu stali się celnicy, Victimo nie wiedział czy gorsi oni, czy piraci. Praca była bezpieczna i dobrze płatna, jednak morze wciąż wołało go ku sobie, jednak burczenie brzuchów jego dzieci trzymały go w miejscu. Znalazł on jednak sposób by zagłuszyć wołanie morza, lekiem tym był rum. Jednak życie jego miało się zmienić.

Victimo zszedł z pokładu w porcie miasta Waldfierd. Załoga zajmowała się rozładowaniem przewożonych towarów. Victimo rozejrzał się.
- Kolejny dzień i znowu to samo. Ech….
Victimo nosił się jak rasowy wilk morski, nosił białą koszulę głębokim wcięciem odsłaniającym umięśnioną i owłosioną pierś, czarne spodnie przewiązane skórzanym pasem i czarne skórzane buty. U boku zwisał mu krótki kordelas a głowę miał zasłoniętą czerwoną chustą. Jednak ubiór nie przywróci mu starych dni i dobrze o tym wiedział. Zrezygnowanym krokiem ruszył do karczmy. Normalnie spiłby się do nieprzytomności, wstał rano i walcząc z kacem ruszył w kolejną trasę handlową. Jednak nie tym razem, w karczmie zaczepił go wysoki, silnie zbudowany mężczyzna z rudymi włosami i wielkimi wąsami, a u jego boku zwisał długi, ciężki miecz. Victimo poznał go od razu.

Arosal - 2011-08-16, 10:34

„A więc wyruszyliście… cóż mi pozostało, muszę udać się w stronę Płomiennego Gaju”
Takie myśli tłukły się w głowie Arosala. Misja była ważna, nie mógł mówić głośno jaki cel przyswiecał jego wizycie.

Widział braci szykujący się do walki, obserwował ich miny. Pogrążone w niepewności twarze tęskniły za domem, miejscem jakże pięknym, jakże przyjaznym.
Kierując się na wschód Arosal cały czas zastanawiał się nad znaczeniem znaków przesłanych im przez królową, o czym mówią? gdzie podążył Shayrin?

Czarne chmury zaległy nad Nevendaar, podobne widywał gdy Mortis budziła swe sługi
„Czyżby znowu czegoś zapragnęła?”
„Jak przyjmą mnie moi starsi bracia gdy już przekroczę próg dawnej stolicy?”
Odpowiedzi na te pytania miały się wkrótce pojawić…

Verthiss - 2011-08-17, 02:11

Lisz stał nad ujściem wzburzonej rzeki Nelva'es. Był nad krawędzią świata. Olbrzymia delta rozciągała się na wiele kilometrów, kończąc się kilkunastoma wodospadami. Te od wieków niosły wodę, która spadała w pustkę.... teraz jednak coś się zmieniło. Życiodajna ciecz rozbijała się o świat leżący poniżej i formowała koryto nowej strugi. Skazana na stracenie, odnalazła miejsce w nowym świecie, który ciągle zmieniał się i w któym panował chaos. Verthiss obserwował gigantyczne głazy, które wyłaniały się z pustki i rozbijały o ten kontynent, stając się jego częścią.
Ta kraina powiększa się z każdą chwilą, powiedział do swojego towarzysza, Dasheena.
A jej macki usiłują wgryźć się w naszą ojczyznę, odparła postać. Tak też rzeczywiście było. Rusendaar z lotu ptaka przypominał pień ściętego dębu, z korzeniami wyrastającymi po bokach. Owe korzenie poruszały się jak żywe i drążyły krawędź Nevendaaru, chcąc zagłębić się w skałach ją tworzących.
Verthiss obserwował widoczne w dole sylwetki elfów, które zdecydowały się podjąć trud wspinaczki po macce i migrowały do starego świata. Teraz było to z pewnością znacznie łatwiejsze niż na początku, gdyż kraina dążyła wciąż ku górze, by ostatecznie kontynenty znalazły się na jednej płaszczyźnie. Wciąż jednak wspięcie się stanowiło wyzwanie, którego podjąć się mogli jedynie zręczne jednostki.
Jak myślisz, ilu mogło dostać się już na górę, odkąd pierwsza z macek dotknęła tego lądu?
W odpowiedzi usłyszał jedynie syknięcie i głuchy łoskot sierpów, zatapiających się w ciele. Odwróciwszy się spostrzegł walące się na ziemię zwłoki Doradcy, jednego z mistrzów zwiadu potępieńców.
Kolejny sekciarz, zaczął lisz
Dasheen odpowiedział skinięciem głową. Z jakichś powodów chciał zlecieć z powrotem na dół...
...Jednakże nie jest łatwo latać, gdy skrzydła porozdzierane masz przez wcieloną Śmierć, dokończył za niego Vert szczerząc zęby w swym wiecznym uśmiechu.
Wyjął z dłoni trupa mocno trzymany zwój i rozwinął go, zainteresowany znaleziskiem. Począł oglądać naniesione nań rysunki i czytać towarzyszące im opisy. Wszystko wskazywało na to, iż były to plany budowy statku....
Zafajdańce najwyraźniej w końcu pomyślały o tym, że nie jest łatwo atakować stojąc na mostach i kiedyś w końcu będą musieli pokonać rzekę w inny sposób. Verthiss kopnął truchło, które stoczyło się z krawędzi i zaczęło spadać.
Ale nim to zrobią, będą musiały znaleźć kolejnego ochotnika do kradzieży planów statku, skoro sami nie potrafią go zbudować, odparł nieco rozbawiony potwór. Głuchy łoskot zakomunikował nieumarłym, iż Doradca został ponownie przyjęty przez swą ojczyznę.

Raven - 2012-07-27, 11:04

- Rozumiesz coś z tego Vozu? Bo ja ni w ząb.
- Szczerze mówiąc nie wiele. Jesteś pewien, że to autentyczne?
Wampir siedział myśląc intensywnie i wpatrywał się szkarłatnymi ślepiami w ciemność otaczającej ich sali. Równo przyciętymi szponami wystukiwał nerwowo rytm na podłokietniku swego krzesła.
Pergamin, nad którego treścią tak się głowili leżał teraz zwinięty na jego kolanach.
- Alfredzie! - zawołał wąpierz donośnie a jego poirytowany, zniecierpliwiony głos rozniósł się po fortecy odbijając się od kamiennych, zimnych murów i rozlewając się w ponurych, mrocznych korytarzach.
- Alfred? Skąd żeś takiego cudaka wytrzasnął? - cień zakotłował się rozbawiony i zawirował wokół wampirzego siedziska.
- Przejeżdżałem kiedyś przez pewną małą mieścinę. Go... Go... cóż nie przypomnę sobie nazwy. Ważne, że był tam pewien wampir, który zabawiał się w bohatera. Walka ze zbójcami, ratowanie ludzi z opresji i inne takie bzdety. Alfred był jego kamerdynerem. Kolczugę łatał, powóz zaprzęgał, miecze ostrzył.
- Odkupiłeś go?
- Skądże. Owy bohater natrafił w końcu na bandę naprutych jak krasnoludzcy weselnicy osiłków. To był jego ostatni wyczyn. Alfredowi zaproponowałem posadę i od tamtej pory mi służy. Całkiem nieźle chciałbym dodać.
Cień słuchając nieco dziwnej opowieści nie zauważył sługi wchodzącego do sali. Elegancko ubrany, schludnie przystrzyżony wąs, białe rękawiczki. Kamerdyner jak w mordę strzelił.
- Gdzie jest Shurlien?
- Zdaje się, że aktualnie jest doprowadzany do szewskiej pasji przez panienkę Fedrę hrabio.
- Fedra? Nie miała czasem pomagać Gnarlowi w tym jego całym nowym eksperymencie? - jedna brew wampira uniosła się nieznacznie do góry.
- Nie dalej jak wczoraj widziałem gdy wychodziła z laboratorium z ogniem w oczach. Warczała coś o starym zboczeńcu, panie.
- Czy tutaj nic nie może funkcjonować normalnie?! - warknął zeźlony hrabia waląc pięścią w poręcz krzesła – Przełomowe odkrycie! Wynalazek stulecia! Za młodymi dupami by się tylko oglądał psia jego jucha!
- Panie?
- Sprowadź Shurliena. Natychmiast – wycedził już przez zaciśnięte kły co bardzo bawiło jego astralnego gościa.
Nie minęła minuta i już słyszeli jakiś huk na schodach jak gdyby ktoś zrzucił z nich ciężki tobół. Głośna litania przekleństw we wszystkich znanych i nieznanych językach Nevendaaru rozniosła się po pustym korytarzu. Otrzepując się z kurzu, brzęcząc pierdyliardem złotych ozdóbek przy jadowicie zielonej szacie pojawił się czarownik.
- Czego sobie życzysz panie?
- Obeznany jesteś w językach. Mam tu list od Arosala i za cholerę nie jestem w stanie go rozszyfrować.
- Emm... przecież biegle posługujesz się elfickim panie. Może to wina pisma? Ciężko się rozczytać?
- Nie. Napisane wielkimi literami. Bardzo wyraźnie – wtrącił Vozu.
- W każdym bądź razie – wampir rozwinął pergamin ponownie i pokazał czarownikowi zapisaną jego stronę. Cztery wielkie, napisane ładnym, równym pismem litery układające się w jeden tajemniczy wyraz zakończony wykrzyknikiem.
- Co może oznaczać słowo „FOCH” Shurlien?

Vozu - 2013-07-02, 18:41

Wieża po raz kolejny zatrzęsła się w posadach.
Na tym etapie żaden sprzęt, który nie był w stanie przejść konfrontacji z typowym orkiem, nie miał prawa pozostawać w jednym kawałku. Tak przynajmniej zakładał.

Cień kłębił się bowiem spokojnie pod sufitem, w czasie gdy znany i niekoniecznie lubiany wampir Raven wypełniał powietrze nieprzeliczonymi klątwami, przy okazji próbując się wygrzebać spod Shurliena i Zgniłka. W zasadzie, powinien się teraz śmiać, był jednak mały szkopuł - po tuzinie podobnych sytuacji zaczynało być to już nudne.

- Jeszcze raz, bo nie wierzę: co się dzieje? - zapytał wampir, odzyskując powoli kontrolę nad sobą, gdyż i on zaczynał przyzwyczajać się do abnormalnej sytuacji. Ale nie do jej przyczyny.
- Zapytałem - podjęło temat widziadło, z obowiązkowym teatralnym westchnieniem - Jak byś zareagował dowiedziawszy się, że Armius połknął Talizman Trzęsienia Ziemi i ma czkawkę...

Raven - 2013-07-02, 21:01

- Allemon nie mógłby zrobić mu jakiejś lewatywy czy czegoś w tym guście? Płukania żołądka? Czegokolwiek? - wąpierz mnąc w ustach kolejne klątwy otrzepywał swe odzienie z kurzu oraz tynku, który posypał się z sufitu po kolejnym wstrząsie. Jeśli tak dalej pójdzie to z jego dworu, jak i wielu innych budowli Nevendaaru, nie zostanie nawet kamień na kamieniu.
- Słyszałem, że jest jego opiekunem. A może treserem...? Gdzie mi z tymi łapami?! - rozmyślania hrabiego przerwała paskudna zgniłkowa dłoń chwytająca się poły wampirzego płaszcza. Nieporadny ożywieniec chciał się wspomóc przy podnoszeniu z posadzki. Jego starania zakończył jednak solidny kopniak w twarz.
- Słodka Mortis... Nie wytrzymam. Musimy coś z tym przeklętym Armim zrobić i to jak najszybciej...

Arosal - 2013-07-03, 11:15

Zmarnowane elfisko siedziało oparte o zbutwiały pień dębu popijając jakiś czarny płyn niewiadomego pochodzenia, czkając i chlipiąc na przemian.
- Foch… wszędzie fochy… – powtarzał w chwilach wytchnienia.
Pokaźne już brzuszysko znaczyło elfią sylwetkę wywołując zdziwienie nawet u zwierząt, którym zdarzało się od czasu do czasu nawiedzić leśną polankę.
- Mieć armię… zadanie od królowej i porzucić je dla focha, być bogiem ognia, mieć złoty rydwan i milion kobiet… zostawić wszystko przez jakiegoś jelonka… - wyliczając tak elf coraz mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że byt tak marny i kuriozalny jak on, taka nędzna forma życia, albo w końcu stanie na swoich cienkich nóżkach, albo skoczy z jakiegoś drzewa. Może będzie miał tyle szczęścia by zejść od razu. Jedno było pewne, Arosal w końcu musiał podjąć decyzję.

Vogel - 2013-07-04, 21:52

Zniecierpliwiony pozostawił sprawy niższej randze, oddalając się od zgiełku otworzył ciążąca u boku flaszeczkę. Jak to często bywa wśród osób ceniących zabawę nie zauważył gdy dzień przeszedł w wieczór, a sierpień w lipiec gdy przeklinając suce dno manierki stanął na wprost ogromnego drzewa. Okolica była mu całkowicie obca, rzecz normalna przy takich okazjach, niestety coś przyprawiało go o niesamowity ból głowy. Głos typowy dla kastrata, dziewki której ktoś pokazał iż to nie cnota utrzymuje ją przy życiu lub elfiego mężczyzny. Gdy udało mu się ustalić gdzie jest pion i wbrew sobie wysłuchał elfiego monologu postanowił se odezwać.
Wbrew ciekawości nie zapytał jaka data, wbrew rozsądkowi nie zapytał gdzie się znajduje jedyne co był z siebie wykrztusił to...
- SKACZ, BŁAGAM CIE SKACZ!!! Bo kolejnego takiego FOCHA mogą ludzie nie wytrzymać!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group