Forum Disciples, Disciples 3 on
 
Forum Disciples, Disciples 3  Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples
 FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Regulamin  Zaloguj  Rejestracja   Chat [0]   Discipedia  Download 

Poprzedni temat «» Następny temat
Otwarty przez: Pyriel
2007-08-16, 19:02
Wojny Apostolskie
Autor Wiadomość
Nagash ep Shogu 
Arcywampir
1st Fiddle of Mortis



Wiek: 37
Dołączył: 03 Lut 2007
Posty: 1908
Skąd: Cihael ep Eshar
Wysłany: 2007-07-19, 16:21   

Pyriel zajął się stołem arcywampira na dobre.
- A to co?! - zakrzyknął elfi głos. Demon wyciągał spod stołu skołtuniona głowe jakiejs postaci.
- Zostaw Thelebe w spokoju, jeszcze nie wytrzeźwiał.
Graf zasiadł za stołem i zaczął od niechcenia dziubac widelcem w pasztecie z królika.
- Mamy delikatny impas, co?
- Mhm - zamruczał Pyriel nalewając sobie kolejny kielich. - Nie odpowiedziałeś, co takiego niby wg ciebie widze w R'ed, ze moze byc dla mnie az tak cenna.
Wapierz przygładził czarna czuprynę.
- Nie udawaj głupiego, Pyriel. To ty stałeś za intrygą Imel'la, która nie wypaliła. To ty maczałes palce w przydzieleniu elfce dowództwa nad bandą operującą w Czarnej Puszczy. To pod wpływem opetanych przez ciebie szlachciców Illumielle usunęła ją od dworu, by rozwścieczeni krewni Ime'la jej nie wypatroszyli zywcem. Dlaczego? Jeszcze Ime'la moge zrozumieć - to była próba. Ale reszta?
- A co cie to obchodzi, hem?
- Siedzisz okrakiem na barykadzie, Pyriel. Pozycja wielce niewygodna, bo jestes narazony na pociski kazdej ze stron. Zdecyduj sie. Albo elfy, albo demony. Jesli chodzi o Legion, to nie jest tajemnica, ze macie problemy.
Wampir usmiechnął sie kpiąco, co demon świadomie zignorował.
- Elfy przeszkadzają i nam, i wam. Pomyśl nad tym, Pyriel. I zdecyduj sie co jest dla ciebie wazniejsze. Przeszłość, czy teraźniejszość. Mi możesz powiedzieć, co takiego Legion widzi w R'ed. jak staremu znajomkowi od szklenicy.
Gasiorek z winem brzeknął o krawędź kielicha wampira.
_________________

Księżyc świeci, martwiec leci,
Sukieneczką szach, szach,
Panieneczko, czy nie strach?



Nasz wampirek to smakosz i znawca,
przy tym wcale nie żaden oprawca!
Za ssanie kolacji płaci jak w restauracji,
Chyba, że honorowy krwiodawca...

Sysu, sysu, cmok, cmok, cmok,
Chyba, że honorowy krwiodawca!

 
 
 
Pyriel 
Rycerz piekieł
Wielki Cenzor



Wiek: 38
Dołączył: 13 Gru 2006
Posty: 386
Skąd: zQnów
Wysłany: 2007-07-19, 16:38   

- Czy jak powiem, że po prostu mam sentyment do pyskatych elfek uwierzysz mi :?:
Graf spojrzał znacząco na demona.
- Sam widzisz, a na inną odpowiedź jak na razie nie masz, co liczyć a przynajmniej dopóki podajesz tego cienkusza. Nie obrażaj mnie Shogu, starego towarzysza z pola walki, wiem że masz lepsze wino.
Wtem do komnaty wszedł ubrany w czarny płaszcz białowłosy elf
- Co do :?: :!:
Wampir spoglądał raz na jednego a raz na drugiego Pyriela
- Starzejesz się Shogu, łatwo Cię oszukać a co do Ciebie - przybysz rzekł do trzymającego kielich Pyriela – dziś na pewno urwę Ci głowę, ale jeżeli zaraz nie ruszysz za R’ed i nie dołączysz do B’ethena to urwę Ci najpierw coś innego.
Sobowtór natychmiast odrzucił kielich i rozpoczął transformację. Skóra zaczęła pokrywać się łuską a płaszcz powoli zamieniał się w błonę i odchodził od ciała powoli odzyskując kształt skrzydeł. Tuż po przemianie podszedł do okna odwrócił się do wampira i rzekł jego głosem
- Ach, miał byc ślub, miał byc ślub!...
Po czym wyskoczył z okna i ruszył w pościg.
- Dobra Shogu to podaj mi nowy kielich bo jakoś po tamtym się brzydze
_________________

 
 
Nagash ep Shogu 
Arcywampir
1st Fiddle of Mortis



Wiek: 37
Dołączył: 03 Lut 2007
Posty: 1908
Skąd: Cihael ep Eshar
Wysłany: 2007-07-19, 17:10   

Wampir wskazał na puste naczynia stojące na stole. Palce krwiopicjy poczęły wystukiwać jakąs melodie na oparciu krzesła.

- Sobowtór. Chędożony doppelganger. A ponoć Obława inkwizycji zmiotła z powierzchni ziemi wszystkich przedstawicieli gatunku.

Pyriel wzruszył ramionami, wybrał spośród stojących na stole naczyń najabrdziej okazały kielich i nalał sobie wina. Ciemnoczerwony płyn refleskował w świetle świec.

- W przyrodzie nic nie ginie.
Nagash spojrzał na potępionego znużonym wzrokiem.
- Nie bądź taki cwany, były drovie. Dobrze wiesz, że gdybym nie sciagnął magicznych zabezpieczeń Twój padawan rozsypalby sie w proch, zaś ty sam tak latwo bys do Cytadeli nie wszedł. Nawet zwój sanctuera by ci nie pomógł.
- I co z tego, Shogu? Chciałeś mnie tutaj sciagnąc, więc jestem.
- Słyszałeś Pyriel pytania, jakie zadałem. Słyszałes oferte, jaka złożyłem. Jakby na to nie spojrzeć, nasze interesy są zbieżne. Zarówno nieumarłym, jak i legionom elfy w czarnej Puszczy przeszkadzają. Kwestia jest tylko taka, na ile jestes lojalny Legionowi. To proste Pyriel. Ja nie oferuje pokoju. Ja oferuje chwilowa konfederacje w imię wspólnego celu. Po wszystkim mozemy sie rozejśc i na powrót wyżynać z imieniem Mortis i Bethrezena na ustach.
Demon usmiechnął się.
- Czarna Puszcza jest bardzo mała. My mamy swoich szpiegow u was, wy macie u nas... Mortis tez się marzy Ognisty Gaj?
- Marzenia Mortis to nie moja działka. Ja tylko wykonuję rozkazy, wiesz, jeden z wielu trybikow w perfekcyjnie dzialajacej mchinie. Możemy z osobna zanieśc smierc i zniszczenie do Gaju. Mozemy to zrobic razem. A obaj doskonale sobie zdjamey sprawe, że Legiony nie sa w szczytowej formie. W przeciwieństwie do nas... Ale wpierw musisz wyjasnic kwestie R'ed. To podstawowy warunek.
_________________

Księżyc świeci, martwiec leci,
Sukieneczką szach, szach,
Panieneczko, czy nie strach?



Nasz wampirek to smakosz i znawca,
przy tym wcale nie żaden oprawca!
Za ssanie kolacji płaci jak w restauracji,
Chyba, że honorowy krwiodawca...

Sysu, sysu, cmok, cmok, cmok,
Chyba, że honorowy krwiodawca!

 
 
 
R'edoa Yevonea 
Naczelna Terrorystka
Róża Kurhanów



Wiek: 35
Dołączyła: 28 Maj 2007
Posty: 1560
Skąd: Ner'eeye Maha
Wysłany: 2007-07-19, 17:20   

Darea'teh zatrząsł się z tłumionej złości.
-R'ed, a żeby cię demon porwał, twoja bezczelność jest... jest... R'edoa!!

-Zamknij się, szlachciorku i patrz jak to się robi.

-Ty chyba jesteś nienormalna!

-Powiedziałam ci, żebyś się zamknął?! A jak nas usłyszą!?

Archont spojrzał w stronę schodów

-R'edoa, ale wytłumacz mi jedno. Dlaczego rabujesz tym trupom wino? Przecież to jakieś siuśki, a nie wino. Poza tym - nie łatwiej od ludzi?

Elfka zawiązała worek na supeł i wrzuciła na plecy Darea'teha.

-Wiesz -wzięła się pod boki -ja jestem niepoprawną, wredną watażką z ziemią pod paznokciami. Jestem wrzodem na dupie wszystkich ras na Nevendaarze. I w tej sytuacji nie powinno cię dziwić, że perwersyjną radochę sprawia mi obserwowanie przez twoją szklaną kulę, jak potężny arcywampir Nagash snuje się po własnej piwniczce, szukając klina. Flirt z żadnym facetem nie daje mi tyle radochy, co patrzenie na starającego się upić grafa ep Shogu. -uśmiechnęła się z sentymentem -wiesz, kiedyś nawet chciał po pijaku pisać wiersze, a że nie wziął z gabinetu pióra, to, ostatni romantyk, pisał własną krwią po ścianach. Gdyby go ten nieszczęśnik, Arni, nie znalazł, pewnie wąpierzyna wykrwawiłby się przy piątej zwrotce. No, dość gadania, chwyć ten worek porządniej i wychodzimy.

Jona'ath siedział w cieniu przechylonego pomnika i lekkimi klepnięciami uspokajał gryfa.
-To wszystko?
-Tak. Resztę musiał zanieść na piętra. Darea'teh, ładuj wino na gryfa.

Gryf załopotał skrzydłami i wzleciał, unosząc na grzbiecie trójkę elfich łowców. Po chwili czarna ściana lasu ukryła leśne dzieci.
_________________

 
 
 
Pyriel 
Rycerz piekieł
Wielki Cenzor



Wiek: 38
Dołączył: 13 Gru 2006
Posty: 386
Skąd: zQnów
Wysłany: 2007-07-19, 18:38   

Wcześniej


- Nie siej mi tą propagandą Shogu za długo trwa ten konflikt bym nie potrafił właściwie ocenić waszych sił. Szczyt potęgi :?: Wasza rozleniwiona szlachta nie chce się nawet wychylić poza macierz, a dla każdego z nich nie jesteś niczym lepszym od zwykłego elfa. Czy to nie byłby lepszy cel :?: Obalić wielka rade, przejąć potęgę, jaką dysponują
- Szaleństwo, nie ma istot w Nevendaar, które mogłyby im dorównać siłą a co dopiero pokonać ich wszystkich.
- Masz rację nawet obecni lordowie demonów są słabi każdy potężniejszy stoi teraz przy Bethrezenie by wspomóc regenerację jego sił. To jednak nie przesądza sprawy istote taką można powołać.
- Przez chwilę myślałem, że żartujesz teraz jestem pewien, iż oszalałeś
- Przemyśl to Shogu, a ja przemyślę Twoją propozycje. Co do Twoich pytań o R’ed, wszystko w swoim czasie.
Demon wstał od stołu i wyszedł z cytadeli rzucając ponownie czar niewidzialności

Obecnie


Nagle gryf zaczął lądować, zmiana kierunku była tak gwałtowna, że elfka omal nie spadła z jegogrzbietu.
- Jona'ath uważaj trochę
Lecz ten nie reagował i kierował lot na pobliska polanę gdzie mieniła się jakaś postać, był to elf…
- Pyriel :!:
Gryf wylądował gwałtownie zrzucając dwójkę z trojga jeźdźców na ziemię. Darea'teh z dążył jedynie podnieść się na kolana, gdy wydał z siebie niezrozumiały dźwięk a z jego szyi buchnęła fontanna krwi z przeciętej aorty. R’edoa z niedowierzaniem patrzyła na Jona'atha stojącego nad zwłokami towarzysza i oblizującego z krwi klingę sztyletu.
- Coś ty uczynił, jak mogłeś to był.
- To był robak, taki sam jak Ty – odpowiedział Jona,’ath – Jeżeli tak Ci na nim zależy mogę ci pomóc do niego dołączyć
- Przestań i wracajcie i wracajcie do zamku. Wiesz, co masz robić.
Jona,’ath przytaknął, po czym jego skóra zaczęła szarzeć, a rysy twarzy wyostrzać się po chwili oczom R’ed ukazał się drugi Pyriel. Sobowtór dosiadł gryfa i odleciał, teraz uwaga demona skupiła się na elfie.
- Co z nim zrobiłeś :?: :!:
Demon wpatrywał się w nią, a jego oczy nie pokazywały żadnych emocji.
Gdzie on jest, gdzie Jona,’ath :?: - W ostatnich słowach demon poczół to, czego chciał rozpacz i strach.
- Gdybym Ci powiedział popsułbym zabawę, ale możesz go odzyskać.
Elfka zamarła skupiając wzrok na demonie, wyglądał tak jakby spojrzeniem chciał przebić jego serce i odebrać przeklęty żywot.
- Jedna, może dwie małe przysługi a odzyskasz swojego…, właściwie kim on jest dla Ciebie :?:
_________________

 
 
Nagash ep Shogu 
Arcywampir
1st Fiddle of Mortis



Wiek: 37
Dołączył: 03 Lut 2007
Posty: 1908
Skąd: Cihael ep Eshar
Wysłany: 2007-07-19, 20:07   

Wampir pogładzil podbródek.
- Gustav.
Z wiszącego na scianie komnaty obrazu wychyliła sie poszarpana, pólprzezroczysta postać widma.
- ...
- Słyszałeś wszystko?
- ...
- Jeszcze teraz sporzadzisz trzy raporty. Najpóźniej do nastepnego tygodnia maja trafic do Ras al Kaimah. Jeden dla najwyższego sedziego Semira, drugia dla Ben Nemzi, trzeci... dla wiadomej ci osoby.
- Czy on wie?... - to nie był głos, to było bardziej jak szum wiatru.
- Nie, na szczęście nie. Przecież słyszałeś wszystko. A teraz mozesz odejść.
Widmo schyliło głowe i wróciło w ramy obrazu.

Wtem do komnaty wsunęły sie dwa cienie wampirzych dworzan.
- Grafie?
- Tak?
- Wschodnia piwnica...
Nagash westchnął ciężko.
- Co z nią?
- Zszabrowana przez elfy...
- Zabrały wszystko?
- Wszystko.
- Doskonale, juz obawiałem sie, że nigdy tego sie nie pozbedę.
- Grafie, ale...
- Co ale?
- ...
Wąpierz machnął zniecierpliwiony reką.
- Co sie przejmujecie? Że długouchy zobaczą utopione w tym sikaczu elfie noworodki? Może to ich czegos nauczy. A teraz precz.

Wampiry wycofały sie cichcem w strone drzwi.
Graf podniósł sie z krzesła i podszedł do ściany komnaty, na której widniał wykuty w kamieniu herb ep Shogu; ot tarcza czterodzielna, na której w pierwszym i czwartym polu wąż dusił gryfa, zas w drugim i trzecim czaszka sztyletem przebita widniała. Długie palce poczęły slizgac sie po zimnych zwojach labry.

- Obalić Radę, obalić Radę... Hmmm...
Na twarzy grafa wykwitł ironiczny uśmiech.
- To by było Legionom bardzo na rękę, hah. Pyriel jest mocny w gębie, ale my i tak wiemy wiecej, niż trzeba. Hmmm... Potępiony ogniskuje swoja zawziętość na złym kierunku, a co tam, niech się stanie...
Palec zatrzymał się na wężu duszącym gryfa. Wampir parsknął.
- Czy demoniczny elfiszcz nie rozumie, że szlachta z macierzy nie ma czego szukać na ziemiach znajdujących sie pod auspicjami kontynentalnej arystokracji? My jestesmy doskonała maszynerią, oni wszyscy są rdzą na żelaznych palcach Mortis...
_________________

Księżyc świeci, martwiec leci,
Sukieneczką szach, szach,
Panieneczko, czy nie strach?



Nasz wampirek to smakosz i znawca,
przy tym wcale nie żaden oprawca!
Za ssanie kolacji płaci jak w restauracji,
Chyba, że honorowy krwiodawca...

Sysu, sysu, cmok, cmok, cmok,
Chyba, że honorowy krwiodawca!

 
 
 
R'edoa Yevonea 
Naczelna Terrorystka
Róża Kurhanów



Wiek: 35
Dołączyła: 28 Maj 2007
Posty: 1560
Skąd: Ner'eeye Maha
Wysłany: 2007-07-19, 21:40   

Stała na polanie. Pyriel - Pyriel? Uśmiechał się szeroko, ciało Darea'teha przestało się trząść i zamarło na pooranej ściółce.

-Przysługa? Myślisz, że oddam jakąkolwiek przysługę zdrajcy?!

Pyriel nie odpowiedział. R'edoa jednym zamaszystym ruchem oddarła połowę spódnicy, od kolan w dół i owinęła ją sobie dookoła lewej ręki. W prawej pojawiła się strzała.

Grot strzały pobłyskiwał srebrem.

Nie szła na przód, ale się nie cofała. Szła okręgiem, powoli, patrząc prosto w żółte oczy drova. Chaotyczne, z pozoru niewprawne ruchy miały dezorientować przeciwnika, wybić z rytmu, przekonać, że przeciwnik jest słaby.

Noga w czarnym pantofelku zatrzymała się obok porzuconej na ziemię sakwy z łupem, ale elfka nie przerwała napiętego spaceru. Butelki z cienkiego szkła, sprowadzane z zamorskich kolonii Fardale z trzaskiem pękały pod obcasami.
I nagle noga zapadła się w coś miękkiego, co na pewno nie było ani winem, ani szkłem.
Odruchowo schyliła głowę, przerwała kontakt wzrokowy i tym samym popełniła dwa błędy.

Cienki obcas trzewika wbijał się w coś, co wyglądało jak dziecko. Jak małe, jeszcze nie narodzone elfie dziecko.
Krzyknęła, wyszarpnęła nogę, uniosła wzrok i w ostatniej chwili uchyliła się przed sztyletem. Zrobiła rozchwiany krok do tyłu, upadła, między rozcięty worek, plamy wina, pobite butelki i makabryczną zawartość.

Drov odskoczył w bok, ze zmarszczonymi brwiami patrzył jak elfka zrywa się z ziemi, jak otrząsa się z śmierdzącego krwią i trupem wina, jak w końcu zasłania rękoma usta i powstrzymuje targające ciałem odruchy wymiotne. Zielone oczy patrzą wprost w szkliste, szeroko otwarte czarne oczka jednego z elfich płodów.
_________________

 
 
 
Pyriel 
Rycerz piekieł
Wielki Cenzor



Wiek: 38
Dołączył: 13 Gru 2006
Posty: 386
Skąd: zQnów
Wysłany: 2007-07-19, 23:17   

- Wszystko w imię nauki, tak podobno teraz rozumie się świat. Pomożesz, bo i Ty na tym skorzystasz, ale w jaki sposób to dopiero się dowiesz.
Elfka zdawała się go nie słyszeć. Stała wpatrzona w rodzimy płód. Wykorzystał ten moment i ponowił atak sztyletem i przy pomocy rękojeści ogłuszył R’edoe.

************************************************************************

- Obalić radę :?: jestesz szalony jeżeli myślisz że w to uwierzy.
- Czy musi wierzyć, on, oni wszyscy tego pragną. Elfy nienawidzą szlachty, ludzie też i o dziwo nieumarli mają te same skłonności. Tylko Klanów nie można w ten sposób obrócić przeciw sobie.

Sukkubica spoglądała na Pyriela pełna złości.
- Po co Ci była rozmowa z tą elfka i jeniec :?: Nie prościej dogadać się z grafem miał byś wszystko, czego potrzebujesz.
- On chce armii Sevene, a ja takiej nie mogę wystawić. Teraz, gdy nie ma Kazgah nikt mi się nie sprzeciwi ale gdy powróci, dla nich nadal jestem tylko elfem.
-Poradzisz sobie już to przerabiałeś
- Zabicie pomniejszych demonów to żaden wyczyn, przejęci tych ziem było dziecinnie łatwe, aż dziw że Legiony się tu utrzymały. Nie mogę liczyć na nikogo nikogo dworze, dlatego chowamy się tu a mnie zastępują sobowtóry, nikt o nich nie wie a mi są wierni.
- Wampir wie.

Drow spojrzał na oblubienice
- I co z tego :?: Jeżeli jest mądry zachowa to dla siebie na wypadek sojuszu, sobowtóry dorównają każdej jednostce.
- jednostce co z nim :?:
– Sukkuba skierowała wzrok na klapę lochu
- Na razie jest naszym gościem jeszcze nie zdecydowałem, co z nim zrobić
Pyriel stojąc w koncie obserwował pająka atakującego pasikonika.
- Kohorty podążą za mną już ja się o to postaram, a gdy dotrę do gaju nikt nie stanie na mej drodze.
_________________

 
 
Allemon 
Obrońca Wiary
były inkwizytor



Wiek: 32
Dołączył: 16 Lip 2007
Posty: 549
Skąd: Temperance-Zdrój
Wysłany: 2007-07-19, 23:46   

Tymczasem...

-Jesteśmy na miejscu Sir.
-Cooo? Co to za miejsce? - wrzasnął przepitym głosem Wielki Inkwizytor.
-Znasz rozkazy sir. Mamy przeprowadzić pacyfikacje.
-Pacyfikacje??? :!: Nie znam żadnych rozkazów Cholera... znów mnie spili i wysłali do jakieś puszczy!
<wysiadają z rozpadającej się karety>
-A niech to czuć tu nieumarłych. Jaką armię nam przydzielili?
-Chorągiew doborowej jazdy i oddział strzelców no i nasz łowca. Nie martw się obiecali posiłki
-Powariowali ... No nic rozbijać obóz.
Cóż za żenujące wkroczenie do akcji. Vladyslavie zapędź tą "awangardę" do roboty, przeżyjmy tydzień będzie sukces ... I pomódl się za 'posiłki' bo sądząc po tej okolicy są już martwi lub nawet gorzej.
_________________
Allemon
(-) Z Łaski Wszechojca, Wysoki Komisarz ds. Administracji, Porządku, i Konserwacji Jedynego Słusznego Forum
 
 
 
Nagash ep Shogu 
Arcywampir
1st Fiddle of Mortis



Wiek: 37
Dołączył: 03 Lut 2007
Posty: 1908
Skąd: Cihael ep Eshar
Wysłany: 2007-07-20, 13:43   

- Brawo! Brawo!...

Ospałe dźwieki klaskania rozchodzącego się w nieruchomym powietrzu Równin Nevendaar stanowiły tło dla znużonego głosu. Demon popatrzył z ukosa w strone, z której sączyła się ironia. Wampir siedział na rozwalającym sie nagrobku. Szerokie rondo kapelusza rzucało cień na pergaminową twarz, po której ściekały resztki burej mgły.

- Nie za wczesnie sie aby obudziłeś? - mruknął Pyriel chowając sztylet za pasek.

Wzrok grafa powędrował w stronę chylącego sie ku zachodowi słońca. Zdjął z dłoni skórzana rekawice i wyciagnął ją w strone falujących promieni. Skóra zasyczała, w mgnieniu oka pokryła się bablami po oparzeniu, wokól rozszedł sie swąd spalenizny. Poparzona dłoń szybko została zabrana spod krwiożerczych promieni i schowała sie w cieniu rękawicy.
- Auć - zakpił.

Wzrok krwiopijcy ślizgał się po oguszonym ciale R'ed spoczywającej u stóp Pyriela, skakał po porozbijanych butelkach, bordwoych plamach wina, które zdązyło już wsiaknąć w jałowa ziemię. Spojrzenia zatrzymało sie dopiero na rozbitej beczce, z której kapał wciąż czerwonawy sikacz. Wokół było pełno poskręcanych zawiniątek, wielkości bochenka chleba. Elfie płody.

- Chcąc , nie chcąc, pomogłem Ci dorwać R'ed... - mruknął niezadowolony.

Demon kończył wiązać supeł na skrzyzowanych na plecach rekach elfki. Żółte oczy na chwile zatrzymały się na pobliskim płodzie, w którego miniaturowej, na wpólrozłożonej twarzyczce tkwil odcisk pantofelka.

- Poradziłbym sobie nawet bez tej niespodzianki. Tak mówiąc miedzy nami, jesteście gorszą zarazą od potępionych.

Graf wzruszył ramionami. Spojrzał na przyczajoną do ataku postac sobowtóra. Szkoda by było niszczyc taki cud genetyki jak doppelganger, ciekawe jak smakuje ich krew?...

- Nie jecz Pyriel. I nie próbuj mi wcisnąc kitu, że rusza Cie widok szczurów doświadczalnych. Tak jakby nikt nie wiedział co robicie w podziemnych laboratoriach z embrionami wszystkich ras. Przecież jeden z tych waszych eksperymentów stoi tuz obok Ciebie.

- Przypatrz sie uważnie wampirze, to udany eksperyment, w przeciwieństwie do waszego marnotrastwa.

- Daj spokój Pyriel. U nas nic sie nie marnuje, no chyba że te klony, z których w zasadzie nic nie dało sie posklejać. Ale finalnie i tak skonstruowalismy Mroczne Elfy. Nie wazne są środki i ból jaki temu towarzyszy, wazny jest cel. Poza tym - wampir usmiechnął sie paskudnie - Elfka powiedziała, ze mnie nie nienawidzi. Teraz ma juz powód. To powinno dodac kolorytu sprawie.

Demon gestem dał znac sobowtórowi, który podniósl delikatnie ciało elfki z ziemi. Połyskujące metalem skrzydła rozprostowały się, biomechanizm cichutko zazgrzytał. Chwile później doppelganger szybował z zemdlona R'ed do siedziby demona. Tymczasem Pyriel przysiadł na wcale dobrze zachowanym sarkofagu, naprzeciwko wampira.

- Lubicie bawic się emcojami, co?
- Jesli bedzie mnie nienawidzic, nawet niesłusznie, to popełni więcej błędów. Taka zabawa w kotka i myszkę...
- Tak z ciekawości zapytam, maczałes w tym palce?
Graf rozłożył bezradnie ręce.
- Jestem koronerem, Pyriel. Ja mogę cos Ci opowiedziec o prawie umarłych, ewentualnie anatomii ciała, albo o tym, jak pozbyc się osób nieprzychylnych Mortis, ale genetyka to nie moja działka. A to, że działo sie to w moich laboratoriach? Phi.

Demon począł ryć obcasem w ziemi.

- Do rzeczy, Nagash. Nie narazałbys sie na promienie słońca dla bezzasadnych dysput, na które żaden z nas nie ma czasu.

Graf usmiechnął się.

- Spieszno Ci, Pyriel, co? Jak nam wszystkim... Przemyślałem Twoja propozycję. W Radzie zasiada pare osób, które faktycznie zasługują na wczesniejszą emeryturę. To jeden powód, drugi - teraz mi już nie zełgasz bezczelnie w oczy, ze nie zalezy Ci na pannie Mdlejace Sreberko. A teraz czekam Pyriel na twoje stanowisko w sprawie mojej oferty. Rozumiem, ze biedna R'edzinka ma niebagatelne znaczenie dla Tojej intrygi, hmm? - wampir spojrzał wyzywająco na demona.

Pyriel przestał ryc obcasem w ziemi.
_________________

Księżyc świeci, martwiec leci,
Sukieneczką szach, szach,
Panieneczko, czy nie strach?



Nasz wampirek to smakosz i znawca,
przy tym wcale nie żaden oprawca!
Za ssanie kolacji płaci jak w restauracji,
Chyba, że honorowy krwiodawca...

Sysu, sysu, cmok, cmok, cmok,
Chyba, że honorowy krwiodawca!

 
 
 
Pyriel 
Rycerz piekieł
Wielki Cenzor



Wiek: 38
Dołączył: 13 Gru 2006
Posty: 386
Skąd: zQnów
Wysłany: 2007-07-20, 17:53   

Jest ich niewielu - demon spojrzał za odlatującym Sobowtórem – i wszystkie służą mi, nawet inni lordowie nie wiedzą, że wśród ich świty są moi doppelgangerzy. A wracając do R’ed, wiesz gdzie on ją niesie :?:
Wampir spoglądając na odlatującego demona, był już na tyle daleko by żaden człowiek nie mógł go dostrzec, dla wampira jednak był nadal wyraźny.
- Zgaduje, że do jednej z Twoich komnat sypialnych – Odpowiedział spoglądając na demona i szczerząc okazałe kły w ironicznym uśmiechu. Pyriel jednak nie pojął ironii lub po prostu ja zignorował, nadal patrzył niewzruszony na horyzont.
- Zostawi ją w lesie na szlaku łowieckim centaurów niedaleko gaju.
- Ryzykujesz Pyrielu, wyda nasze plany a wtedy nici z naszego sojuszu i zamiast atakować będziemy się bronić, gdy ściągną tu zastępy dzikich
Dopiero teraz Pyriel spojrzał na towarzyszącego mu wampira.
- Boisz się Grafie :?: Nie, na pewno nie to, czym jesteśmy czyni nas wolnymi od tego uczucia, a z tego, co pamiętam strach może dodać sił. R’ed sama w sobie mnie nie interesuje, ale to co dzięki niej mogę osiągnąć. Zemsta Shogu to pierwsze, co mnie do niej przeciąga. Zemsta, w której mi pomoże bo i ona chce jej dokonać a ja dam jej szanse na dokonanie jej bez narażania się na konsekwencje.
- Powiedziałeś po pierwsze, jaki jest drugi powód :?:

Demon ponownie spojrzał na horyzont.
- O drugiej dowiesz się gdy przyjdzie czas, najpierw muszę zamknąć za sobą przeszłość.
Wstał i podszedł do dużego, nawet jak na te stworzenia, Władcy przestworzy i zatrzymał.
- Ja nie muszę wybierać między Legionem a Przymierzem tak jak Ty nie wybierałeś między Imperium a Hordami. Ten wybór dokonał się już dawno i nikogo nie obchodziło, jakie my mamy na to poglądy.
Powoli dosiadł podniebnego wierchowa
- A na razie Grafie zajmij się tym, co dzieje się na Twoich ziemiach, jazda Imperium popasa na południe od Twojej cytadeli.
Po czym wzbił sie w powietrze i odleciał.
_________________

 
 
Allemon 
Obrońca Wiary
były inkwizytor



Wiek: 32
Dołączył: 16 Lip 2007
Posty: 549
Skąd: Temperance-Zdrój
Wysłany: 2007-07-20, 18:17   

Inkwizytor właśnie budzi się w swoim namiocie

- Przeklęte miejsce ... - warknął wychodząc na zewnątrz i od razu dobiegł go zapach pieczonego na ruszcie mięsa.
-Widzę, że będzie coś na obiad.
- Vladyslavie!!!! - głos dowódcy rozdarł ciszę obozu.
- Tak sir?
- Co takiego gotują moi jeźdźcy :?:
- Twierdzą, że wilkołaka.
- Zaprowadź mnie do paleniska.

Wziął głęboki oddech i pomaszerował ze swoim giermkiem w stronę zapachu. Po paru krokach spostrzegł pijanych rycerzy piekącego na ruszcie psa

- Cholera, po co ja kupowałem sobie ten tytuł? Lepiej było by teraz być imperialnym zabójcą, a nie dowodzić tą bandą idiotów.

Rzuca wielką buławą w krzaki z których po chwili wyłania się zwiadowca; oswojony za młodu przez Imperium Leśny Elf.

- Znalazłeś coś tropicielu?
- Znalazłem, lecz nie to co szukałem, zamiast siedziby zbójców polanę pełną szkła i makabrycznej zawartości ... (Elf powstrzymuje coś w sobie) pełną ELFICH NOWORODKÓW! To nie wszystko. Znalazłem w tym miejscu ślady Elfów, Demonów i Trucheł, byli tam niedawno.
-Dziękuję za tą informację, zaprowadź mnie tam! Strzelcy ze mną. Vladyslav przypilnuj hołotę by zaczęła budować fort!

I weszli do puszczy ...
_________________
Allemon
(-) Z Łaski Wszechojca, Wysoki Komisarz ds. Administracji, Porządku, i Konserwacji Jedynego Słusznego Forum
 
 
 
Athelle 
Pan Lasu
Upadły Władca



Wiek: 33
Dołączył: 05 Sty 2007
Posty: 2124
Skąd: Ognisty Gaj
Wysłany: 2007-07-22, 13:33   

POWRÓT NA SŁUŻBĘ

Nad stolica zapadła juz noc. Ognisty Gaj mienił się teraz światłem tysięcy ulicznych lamp. Panował spokój i cisza, żadnych krzyków, tylko cichy szum wiatru i odgłosy wijących się w mieście strumyków. Niedługo jednak wszystko miało się zmienić.
Sytuacja Przymierza z dnia na dzień stawała się coraz cięższa. Dzikie Elfy zerwały jakiekolwiek kontakty z Płomiennym Gajem. Nie było również żadnych wiadomości od następczyni Tor’acha na tronie Dzikich Elfów R’edoy Serr’ene Very. Losy Przymierza, o które obie strony tak niegdyś ubiegały, wisiały na włosku. Widmo zagłady zawisło nad Szlachetnymi Elfami. Zastępy wrogów z każdym dniem niebezpiecznie zbliżały się ku granicom Elfickich ziemi. Ataki wojsk Imperium na Temperance raz po raz przybierały na sile. Straty były duże. Rosła potęga Nieumarłych. Gaj dochodziły wiadomości o wielkich armiach kierujących się w stronę Stolicy. Elfy są słabe, a Wojny to tylko kwestia czasu.
Tymczasem główną bramę miasta przekroczył tajemniczy wędrowiec. Nikt, a nawet sam przybysz nie był w stanie przewidzieć, jakie dziwne wydarzenia przyjdzie mu przeżyć. Zmierzał ku Królewskim Pałacom. Wezwała go bowiem sam Illumiele. Był on kiedyś wielkim dowódca. Przyszło mu uczestniczyć w wielu ważnych dla Nevendaar wydarzeniach, w wielu wielkich Bitwach. Później jednak oddalił się od swojego ludu i zaczął podróżować po świecie. W dniu potrzeby obiecał jednak powrócić i tak tez się stało. Był to wysoki jegomość uwdziany w postrzępione stare szaty i srebrna wysłużona zbroje. Po zmęczonej twarzy widać było trudy ostatnich dni. Elledan syn Ellehira, bo tak nazywał się owy Elf, zbliżał się szybkimi krokami do bramy pałacu królewskiego. Na widok stojących na straży Gwardzistów Elf zdali kaptur, zsiadł z konia i spokojnym, wolnym krokiem poprowadził go w stronę Strażników.
- Stój!! – Zawołał jeden z nich na widok przybysza, po czym dodał - Nasza Pani nie przyjmuje żadnych posłańców po północy. Odejdź i wróć rano wtedy możesz liczyć na audiencje. Inaczej będę Cię musiał aresztować.
- Przykro mi, nie mogę tyle czekać - odpowiedział spokojnie Elledan - tym bardziej ze rozkazy naszej Pani były wyraźne. Właśnie teraz powinna mnie oczekiwać. Poślij szybko po nią, jeżeli nie chcesz mieć problemów.
Patrząc na Elledan, gwardzista zastanawiał się przez krótką chwile, po czym bez słowa odwrócił i pobiegł wzdłuż szerokiej uliczki prowadzącej do komnat królowej.
Elledan natomiast przeszedł kilka kroków i usiadł na pobliskiej ławce. Tak minęło kolejnych kilka minut. Gwardziści, którzy pozostali na straży nie odezwali się słowem spoglądając tylko raz po raz w stronę przybysza. Ten nie przejmując się całkiem obecnością innych Elfów zaczął nucić pod nosem jakąś spokojna pieśń.
Przerwał dopiero na widok wracającego z Pałacu Elfa.
- Możesz iść – oznajmił patrząc z podziwem na wstającego Elfa - Illuminelle oczekuje Cię. Rozkaże zając się twoim Rumakiem. Będzie czekał na ciebie jak wrócisz.
- Dziękuję - oznajmił Elledan, po czym skierował się w stronę Pałacu.
Przeszedł jakieś dwadzieścia metrów i wreszcie znalazł się u celu swej wyprawy. Illumiele stała u szczytu schodów w swej lśniącej pokrytej szlachetnymi kamieniami zbroi. Nigdy w całym swoim życiu nie dane mu było patrzeć na cos tak doskonałego. Jasna poświata na znak wielkiej potęgi otaczała Królową. I mimo, ze Elledan już raz spotkał się z Panią Gaju to jedynie na polu bitwy gdzie cale piękno zmieniało się w ciemność i nienawiść, jaka Illumiele darzyła wszystkie istoty, które odważyły się stanąć na jej drodze i przeszkodzi woli Galleana.
- Witaj, Elledanie synu Ellehira mój stary dobry przyjacielu – przywitała Elfa - Jestem bardzo szczęśliwa ze zdecydowałeś się wrócić do nas by walczyć za nasze sprawy. Gallean jeszcze raz wystawił nas na próbę. Musimy podołać trudom, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć. Widzę, ze podroż była trudna.
Tu spojrzała na jego podarte szaty. Ten zbliżył się do królowej i uroczyście ukłonił.
- Wybacz o pani za stan, w jakim stawiam się w tych przepięknych komnatach - zaczął zmęczonym głosem Przybysz – Ostatnie dni przyniosły jednak wiele niespodziewanych wydarzeń. Przeprawa przez Królewskie Lasy stała się ostatnio bardzo niebezpieczna.
- To prawda. – westchnęła Illumiele - na pewno jesteś głodny, zaraz pośle po jakąś strawę tymczasem usiądź, na pewno chciałbyś się dowiedzieć, na czym będzie polegać twoja służba dla mnie.
- Dziękuję Królowo - odrzekł, po czym spoczął na wygodnym fotelu podstawionym przez służbę. Iluminelle wcześniej zajęła miejsce naprzeciwko jego.
- Zanim zaczniemy, chciałabym zadać Ci jedno pytanie. – Oznajmiła tym razem już poważniejszym głosem – zastanawiałam się czy nie utrzymywałeś może kontaktów z dawnymi dowódcami Centaurów. Musze przyznać ze ich odejście jest wielka strata.
- Niestety Pani. Nie miałem wiadomości od nikogo. Wiadomo mi tylko, że wielu z nich nie było zadowolone tym jak potraktowaliśmy Gentinela podczas Buntów. Najprawdopodobniej odeszły wraz z Dzikimi Elfami na południe do krain wielkich Puszczy. Jednak to tylko moje przewidywania.
- Z dnia na dzień sprawy wyglądają coraz gorzej. Pozostaje liczyć na to ze Dzikie Elfy przejrzą na oczy i stawia się w obronie Przymierza. Armie Imperium, Nieumarlych, a nawet Legiony...
- Legion?? – Zdziwił się Elledan – wydawało mi się ze Armie Potępionych wycofały się z naszych ziem.
- Wielkie zastępy zbliżają się ku Kraterom Theleny – wytłumaczyła elfowi Illumiele.- na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie obronić tamtejszych Gajów.
Zapadła głucha cisza. Elledan nie wiedział, co powiedzieć, a Illumiele wyglądała na zbyt zamyśloną, wiele było rzeczy, które zaprzątały jej głowę.
- Twoje zadanie - otrząsnęła się po chwili - udasz się na wschód w pobliże Czarnej Puszczy. Dzieją się tam ostatnio bardzo dziwne rzeczy. Nasz zwiad doniósł ze właśnie tam znajduje się R'edoa Srebrna Struna. Musisz się z nią skontaktować i dowiedzieć się jakie są jej zamiary, a także zamiary Dzikich Elfów.
- Nie uważasz chyba Pani, że to dziecko jest w stanie....
- Jest naszą jedyną nadzieją Elledanie – przerwała mu Illumiele – po śmierci Tor’acha została królowa Dzikich Elfów. Tylko ona jest w stanie ocalić nasze królestwo.
- Ale jest także bezmyślna. – Zawołał Elledan, nie widział sensu w planie Królowej – pełną nienawiści. Szlachetne Elfy są dla niej tyle samo warte, co ludzie czy nawet Nieumarli. Zabiłaby nas bez wahania. Nie można jej zaufać.
- Nie mamy wyjścia Synu Ellehira. Musimy zrobić wszystko by zapobiec katastrofie.
- Udam się wiec na wschód – Elledan wiedział ze nie zdoła zmienić decyzji Królowej. Sam nie widział również innego rozwiązania – gdzie postaram się odnaleźć R’edoe. Jestem to winny Przymierzu i tobie Królowo. Jeżeli szczęście będzie mi sprzyjało uda mi się przekonać ją do współpracy.
- Dziękuję za twa pomoc – Illumiele uśmiechnęła się do Elledana – powinieneś wyruszać jak najszybciej. Dostaniesz wypoczętego Rumaka z moich stajni by podroż przebiegała jak najszybciej. U bram powinni już czekać na Ciebie twoi towarzysze. Są dobrze wyszkoleni, biegle władają lukiem i mieczem. Będą Ci dobrze służyć. Zapasy i wszystko, czego potrzebujesz znajduje się już na dole. Myślę ze powinieneś również odwiedzić nasza Zbrojownie.
- Dziękuję o Pani, nie zawiodę tym razem - odrzekł kłaniając się zarazem jasnowłosy Elf.
- Wierze w Ciebie Elledanie synu Ellehira – rzekła Illumiele również wstając. – Niechaj las da Ci schronienie, a gwiazdy wskażą dobra drogę.
Elledan ukłonił się jeszcze raz. Spokojnym krokiem skierował się w stronę Głównej Bramy. Illumiele zniknęła w drzwiach swych komnat.
_________________

Ostatnio zmieniony przez Athelle 2008-05-29, 09:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
R'edoa Yevonea 
Naczelna Terrorystka
Róża Kurhanów



Wiek: 35
Dołączyła: 28 Maj 2007
Posty: 1560
Skąd: Ner'eeye Maha
Wysłany: 2007-07-22, 16:38   

Pardon, malutki przerywnik w Wojnach - jak wam sie podoba Nagash w pixelkach? XD
_________________

 
 
 
R'edoa Yevonea 
Naczelna Terrorystka
Róża Kurhanów



Wiek: 35
Dołączyła: 28 Maj 2007
Posty: 1560
Skąd: Ner'eeye Maha
Wysłany: 2007-07-22, 17:58   

Zakaszlała, obróciła się na plecy i dopiero wtedy otworzyła oczy.

Noc. Szum drzew, zapach żywicy, kłująca iglasta ściółka we włosach, w zakładkach wampirzej sukni, zaschnięta krew na skrzydełku nosa. Porwał i porzucił, chyba dlatego wolę kobiety, pomyślała. Nawet nie rozwiązał mi rąk.

W niemałym trudem podniosła się na nogi, rozejrzała. Ach, to tak, to przecież Temerie Faa, Siódma Ścieżka. Oblizała wargi i zagwizdała, długo, melodyjnie. Nie czekała długo - w pobliskich krzakach zalśnił grot włóczni.

-Eno'ael, ile razy mam ci mówić, żebyś na Ścieżki nie wysyłał nowicjuszy!? -warknęła. -tego młodego po lewej widać jak na dłoni.

Z gąszczu wyszedł centaur. Ruda, poprzetykana kolorowymi rzemieniami i drewnianymi koralikami grzywa poruszała się na lekkim wietrze.

-Perełko, zaszczyt to dla mnie, widzieć cię nocą w negliżu. -zarechotał dobrodusznie -a już nie wspomnę, w jaką euforię wpadam, kiedy na mnie krzyczysz.

-Daruj sobie, Eno'ael. Rozwiąż mnie i prowadź do Ner'eeya Maha.

Ciemne szparki oczy centaura zabłysły.

-Czyżby jakiś problem, Perełko?

-Wręcz przeciwnie. Wszystko układa się zgodnie z planem... Darea'teh nie żyje.

-Szybko ci z nim poszło. -przyznał centaur, potężnymi paluchami rozwiązując liny z nadgarstków elfki

-Rozkaz to rozkaz. Ale to nie ja upaprałam sobie ręce jego krwią... nieważne. Dawaj gryfa, nie będę iść piechotą, zgubiłam buty.

Szkoda trochę, pomyślała, takie ładne, skórzane trzewiki, w puszczy nie do dostania.

-Ależ nie krępuj się, Perełko. Na koń, hehehee -centaur klepnął się po grzbiecie. R'edoa uiosła brew

-Wiesz co mi proponujesz, czy jesteś pijany? Elfom nie wolno ujeżdżać centa...

-Słuchaj, Perełko. Pozwalaliśmy jeździć na sobie twojemu ojcu i pozwalamy i tobie. Tylko nie wyobrażaj sobie, że robimy to z łaski. Z łaski to ty możesz się zgodzić. To co, truchtasz na piechotkę?

***

-Cillen, suknia!
Driada wychynęła zza rzeźbionej kolumny -Słucham?
-Kłopoty z myśleniem? Suknia powiedziałam! I zagrzejcie mi wody do wanny. Gdzie jest jakikolwiek Cień Polany?!
-Tutaj, Perełko.
R'edoa zdmuchnęła z oczu potargany lok -Jeszcze raz mnie ktoś tutaj nazwie "Perełką", to zacznę was wszystkich kastrować. "Perełką" to była księżna Fyrween, dzikusy.
Biały alabaster podłogi rozbrzmiewał donośnym klaskaniem bosych stóp. Wieża Ner'eeya Maha, jeszcze chwilę temu pogrążona w czujnym śnie, teraz rozbłyskiwała światłami magicznych pochodni, kulami zbudzonych świetlików i lampkami patroli.
-Na'vi, informacja do Illumielle Qua Ella, prywatna, tylko do rąk własnych.
Cień Polany usiadł na inkrustowanym zydlu, tyłem do wanny
-Proszę dyktować.
Elfka wsunęła się do parującej kąpieli i przetarła podkrążone oczy.
-Nie... wyjdź Na'vi. Zostaw pióro, pergamin i atrament, sama napiszę. I lakę z pieczęcią też.
Szpieg zawiercił się na zydlu.
-Aż tak poważna sprawa?
Elfka zamknęła oczy i pokręciła głową.
-Po prostu... po prostu napiszę to sama.

***

Eaven Darryl Te poprawił uprząż gryfa. Mędrzec Aenis zdawał się drzemać, oparty o laskę, jednooka driada Cillen Tara siedziała na konarze i nuciła. Na'vi siedział w cieniu, błyszczącymi oczyma patrząc w szarawy mrok bramy.
I w końcu wyszła.
Srebrzysta suknia, z oficjalnym, kwadratowym dekoltem, z trenem zamiast płaszcza, ściągnięta w pasie łańcuszkiem z najczystszego srebra, szeleściła cicho przy każdym kroku. Ciemne włosy, odgarnięte do tyłu przytrzymywał srebrny diadem z maleńkim, szmaragdowym oczkiem. Na ramieniu pobłyskiwał emblemat Przymierza Elfów, emblemat posłańca, znak neutralności w sporach, gwarant między rasowego obowiązku nietykalności.
R'edoa Sereen'e Vera, Srebrna Struna, wyszła z cienia wprost w plamę księżycowego światła.
-Eaven, do Cytadeli Batchyn.
_________________

Ostatnio zmieniony przez R'edoa Yevonea 2007-07-23, 08:28, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Athelle 
Pan Lasu
Upadły Władca



Wiek: 33
Dołączył: 05 Sty 2007
Posty: 2124
Skąd: Ognisty Gaj
Wysłany: 2007-07-22, 18:08   Podroz

PODRÓŻ

Wyprawa trwała juz dobrych kilka godzin. Nie forsując tempa Elfy spokojnie przebijały się przez Królewskie Lasy. Ognisty Gaj powoli ginął w otchłaniach nocy.
Droga była dotychczas bardzo spokojna. Drużynę nie spotkały żadne problemy. Elledan wykorzystując sytuacje przekazał dowodzenie Finraelowi, najstarszemu z Elfów, samemu pogrążając się w sen. Swoim towarzysza zdążył wyjawić tylko kierunek podroży. Bardzo podobny do Elledana Elf znał dobrze pobliskie tereny, już w dzieciństwie wraz ze starszymi Elfami polował i zbierał doświadczenie na tych terenach.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Elledan obudził się kilka godzin później. Od razu zorientował się ze to już nie siodło jego rumaka, a miękkie posłanie przygotowane zapewne przez jednego z towarzyszy. Las powoli budził się do życia. Słonce wyłoniło się już zza gór w stronę których zmierzała Kompania.
Elf nadal bardzo zmęczony układał się właśnie do dalszego wypoczynku gdy do namiotu wszedł jeden z Długouchów.
- Mój panie, niedługo musimy zbierać się do dalszej drogi – oznajmił Ethril – przygotowaliśmy śniadanie.
- Już wstaje – odpowiedział ledwo przytomnym głosem – już wstaje.
Ethril ukłonił się nisko poczym wyszedł z namiotu. Elledan leżał chwile wpatrując się w zgaszoną teraz Hel’eene. Po chwili jednak wstał i wyłonił się z namiotu.
Elfy rozbiły obóz nieopodal małej ścieżki wiodącej przez lasy. Nieopodal przepływał również mały strumyk. Po środku rozpalono małe ognisko. Wokół niego zgromadziła się trojka Elfów która przebywała w obozie.
- Ależ dajcie spokój – odpowiedział Elledan. Na widok swego dowódcy Elfy szybko wstały i zaczęły salutować dowódcy. – to nie będzie potrzebne.
Elfy zdziwione, ale i uspokojone słowami dowódcy opuściły ręce. Elledan potrafił zrozumieć zdenerwowani młodszych towarzyszy. Dla Ethrila i Firlina była to pierwsza tego rodzaju misja wiec nie wiedzieli do końca jak powinni się zachowywać.
- Gdzie reszta?? – zapytał Elledan. Dwóch Elfów brakowało.
- Sprawdzają drogę przed nami – odpowiedział Finrael. – niedługo powinni wrócić.
- Zaraz po tym musimy ruszać dalej – oznajmił Elle przysiadając się do śniadania.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Naldir wraz ze swym bratem Glorionem wrócili kilkanaście minut później. Wszystko wskazywało na to, że tym razem przeprawa przez Królewskie Lasy miała odbyć się be większych problemów.
Po omówieniu sytuacji Druzyna zebrała się do dalszej drogi. Powoli poruszając się naprzód nadarzyła się okazja do rozmów i opowiadań. O wielu bitwach powiedziano, wiele tez rozległo się pieśni. Elledan w szczególności pytał o sytuacje w królestwie. Przebywając poza królestwem posiadał tylko podstawowe informacje. Wiele skorzystał wiec na wiedzy swoich towarzyszy. Przede wszystkim Finrael który często wyruszał wraz z armiami dysponował cennymi informacjami.
- Nie mówisz nic o sobie Elledanie – odezwał się wreszcie Finrael. Wszyscy zamilkli czekając na reakcje Dowódcy.
- Wszystko w swym czasie – Elledan uśmiechnął się tylko, spodziewał się tego pytania o wiele wcześniej – masz jednak racje, nie mogę dalej milczeć. Chciałbym jednak by przy tej rozmowie znaleźli się wszyscy. O wszystkim dowiecie się wieczorem kiedy rozbijemy obóz.
Druzyna nieświadomie lekko przyspieszała. Jechali jeszcze kilka godzin. Nigdzie nie spotkali żywej duszy, co z każda chwila mogło zdawać się coraz bardziej podejrzane. Towarzysze starali się jednak patrzeć na wszystko z lepszej strony. Bądź co bądź wyprawa już niedługo miała stać się o wiele trudniejsza. Każda chwila odpoczynku była ważna.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

- Na dzisiaj wystarczy – oznajmił kompanom Elledan. Zrobiło się już ciemno. – To dobre miejsce na obóz. Przydałoby się sprawdzić okolice...
- Jest czysta – zawołał Firlin – byliśmy tu kilka godzin temu. Nieopodal znajdziemy tez źródło wody.
- Dobra robota.
Wszyscy zabrali się za rozbijanie obozu. Kilku Elfów wysłano po wodę i drewno na ognisko. Kilkanaście minut później wszystko było gotowe i Druzyna zebrała się do posiłku.
Jak już przez cały dzień rozmowy skupiały się głownie na wydarzeniach ostatnich lat. Dużo mówiło się o Wielkich Buntach czy tez atakach Nieumarlych z przed wielu lat.
- A wiec?? – wyrwał się wreszcie Naldir spoglądając w stronę Elledana. Widać było ze wszyscy czekali na ten właśnie moment. – nadszedł chyba czas byś powiedział nam cos o sobie i o naszej misji.
- Tak... – Elledan westchnął tylko. Miał nadzieje ze dzięki dobrej atmosferze Elfy zapomną o jego obietnicy. – widzę ze nie mogę tego więcej odwlekać. Jak już wiecie na imię mi Elledan, tak jak wy pochodzę z Płomiennego Gaju...
I w ten właśnie sposób pogrążyli się w długiej rozmowie. Elfy bardzo uważnie słuchały pragnąć zapamiętać chyba każdy szczegół. Elledan opowiadał głównie o wojnach przeciwko Horda Nieumarlych i śmierci królowej Talandriele, a także sławetnych Buntach i oddziałach pod jego dowodzeniem.
- Zdrady?? – wyrwał się wreszcie jeden z Elfów zdziwiony słowami Dowódcy – o jakiej zdradzi...
- Naldirze – zawołał Finrael – wszystko w swoim czasie.
- Spokojnie Finrael – zaczął ponownie Elledan. – i o tym wam opowiem.
Powoli powróciły wszystkie wspomnienia. Znowu znalazł się na polu bitwy. Jego oddziały przypuściły szturm na miasto. Przymierze miało widoczna przewagę i tylko cud mógł doprowadzić do porażki Elfów. Schwytano wielu jeńców. Kobiety, dzieci, wielu starców. Nie zdolni unieść miecza, nie potrafiący walczyć. Z woli Galleana wszyscy mieli zostać straceni.
- Nie mogłem. Ja... – Elledan zamilkł na chwile. – Oni nie byli żadnym zagrożeniem. Sprzeciwiłem się rozkazom Sepherisa Głównego Dowódcy Armii Królewskich. Zostałem nazwany zdrajca i doprowadzony do Illumiele. Ta jednak zlitowała się nade mną. Mimo tego musiałem opuścić Elfickie ziemie. Udałem się na północ na ziemie Barbarzyńców i tam spędziłem ostatnie miesiące.
Elledan skończył opowiadać. Nastała cisza. Wszyscy spoglądając w dół zastanawiali się jak powinni się zachować. Dopiero po chwili Finrael odważył się spojrzeć Elledanowi w oczy.
- Zaiste wiele żeś przeżył Elledanie synu Ellehira. Teraz rozumiem tez czemu tak zwlekałeś ze swoja historia. Zdobyłeś moje zaufanie. Pójdę z tobą nawet jeżeli czekać na nas będzie tylko śmierć. Dziękuje Ci tez za zaufanie jakim nas obdarzyłeś. Mam nadzieje ze zdołamy pomoc Ci w twoim zadaniu.
- Dziękuję Ci za te słowa Finraelu – odpowiedział Elledan.
- A co z nasza misja?? – zawołał Gloriona widok wstającego dowódcy. – Nie powiedziałeś nam jeszcze dokąd zmierzamy.
- To prawda. Zmierzamy w stronę Cithel Ep Eshiar znanej jako „Cytadel Wampirów” która leży nieopodal Czarnej Puszczy.
- W jakim Celu?? – w glosie Gloriona można było rozpoznać przerażenie.
- Zwiadowcy donieśli ze właśnie tam odnajdziemy R’edoe Srebrna Strunę. Musimy się z nią skontaktować.
- Nie uważasz, ze w szóstkę trudno będzie nam cos zdziałać na ziemiach Nieumarlych?? – Firlin był blady. – Nie uda nam się przedrzeć przez ich straże. A co jeżeli została uwieziona.
- Nie wiem – westchnął Elledan nadal spokojnym głosem. Rozumiał przerażenie drużyny. – Wiem tylko ze musimy spróbować. Jesteście tutaj dobrowolnie. Jeżeli uważacie ze to przerasta wasze możliwości, zawróćcie. Nie będę miał wam tego z złe.
Nikt nie powiedział ani słowa. Elf uśmiechając się do reszty odwrócił się i powędrował w stronę swego namiotu.
_________________

Ostatnio zmieniony przez Athelle 2008-06-02, 10:31, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Pyriel 
Rycerz piekieł
Wielki Cenzor



Wiek: 38
Dołączył: 13 Gru 2006
Posty: 386
Skąd: zQnów
Wysłany: 2007-07-22, 18:28   

- Panie spotkaliśmy go jak klęczał nad ciałem elfa i palił jakieś papiery
Dwóch potężnych Berserkerów rzuciło na ziemię Opętanego.
- Do kogo należysz :?:
- Służę lordowi Thebdaa a Dun, a atak na mnie jest zdradą. Teraz lordowie Cię zmiażdżą elfie.
- Przeczytałeś list :?:
- Nie rozmawiam ze zdra...
Jeden z berserkerów uciszył go ciosem styla od topora
- Możemy go przesłuchać, powie nam wszystko.
- Nie :!: - dopiero teraz białowłosy elf spojrzał na opętanego – Zabierzcie go do piwnic, i dajcie go Slorthowi. Jest głodny, wczoraj zabił mojego Władcę.
- Tak panie
Berserkerzy wynieśli nieprzytomnego potępieńca z komnaty mijając wchodzącą właśnie Sukkubice
- Jesteś nierozważny Nev
- Nie nazywaj mnie tak
W kilka chwil był już obok niej i chwytając za gardło przycisnął do sciany, na co odpowiedział mu uśmiech.
- Wiesz jak rozmawiać z demonicą.
Drov zdjął rękę i odwróciła się odchodząc w stronę zawalonego papierami biurka
- Nie nazywaj mnie tak
- Dlaczego, przecież tak masz na imię :?; Właściwie czemu je zmieniłeś, kim był Pyriel :?:
- Nikim, a teraz odejdź

*******************************************************


llumielle krzyczała. Ból, jaki zadały jej gwozdzie, którymi przybijano ją do koła od wozu był niczym w porównaniu z cierpieniem, jakie rozrywało jej serce na widok płonącego gaju. Demony zaatakowały o zmierzchu miasto mimo solnej obrony nie miało szans, gdy brame strzaskały Włodarze. Poczatkowo była nadzieja, gdy szarza kawalerii odepchnęła pierwszy atak jednak podczas przegrupowania miedzy nimi wyrósł Tiamanth. Elfy kolejno znikały pod ziemia a ranne konie konaly w meczarniach.
Nad krolowa pochylil się elf o szarej twarzy i białych wlosach
- Spójrz, do czego doprowadziłaś swój lud. Ten posłaniec oznacza wasz koniec

************************************************

Strqaznik zaalarmowany krzykiem dowódcy wbiegl do namiotu
- co się stalo panie :?:
Elledan nadal wstrząśnięty wizja nie odpowiedział. Wstal i jakby nie widzac strażnika przeszdl obok niego i wyszedl z namiotu. Podszedł do strumyka i przemyl twarz

Iluee’ee deara non ke lumen Mi tiu’se kalae

W jego świcie nie bylo kobiety, a glos ktoryb slyszal nie mogl nalezec do mężczyzny. Jak zahipnotyzowany podążył do źródła. W mnalym oddaleniu od obozu oparta o drzewo siedziała driada, gdy go zauważyła przestala śpiewać. Nie uciekla jednak wrecz przeciwnie wstala i spoglądała na niego z zaciekawieniem
- Jesteś z oddziałów R’edoy Srebrnej Struny – gdy nie usłyszał odpowiedzi kontynuowal – Jedziemy by do was dołączyć. Tam jest nasz oboz – odwrocil się w kierunku, o którym mowil i poczol ruch powietrza. Tuz obok jego twarzy przemknęła strzala. Odwrocil się i zobaczyl martwa Driade ze sztyletem, w reku i strzala wbita w piers.
- To nie nasza Panie.
- Co :?:
Elf jeden z przydzielonych mu ludzi, którego imienia jeszcze nie znal, podszedł do ciala i rozerwal jej plaszcz na ramieniu. Oczom Elledana ukazal się czerwony symbol opętanych.
Widzac zaskoczenie dowodcy wstal i pokazując na symbol próbował wyjaśnić
- Kiedy Pyriel przeszedl na strone Legionu wraz z nim przezslo wielu naszych, glównie z oddzialu w którym walczyl pod Temperance. Wielu z nich nie przemieniono, a on uczynil z nich swoja gwardie przyboczna. SA wszedzie w gaju, w puszczy Może nawet w tym oddziale
_________________

Ostatnio zmieniony przez Pyriel 2007-07-22, 18:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Nagash ep Shogu 
Arcywampir
1st Fiddle of Mortis



Wiek: 37
Dołączył: 03 Lut 2007
Posty: 1908
Skąd: Cihael ep Eshar
Wysłany: 2007-07-22, 18:40   

Lejtnant pogwizdywał jakąś skoczną melodię, patrząc jak stalowe ostrze brzytwy perfekcyjnie ślizgało się po pergaminowej skórze obersta, ściągając z niej ciemną szczecinę zarostu wraz z szarawą pianą mydlaną. Wampirzy pułkownik dowodzący stacjonującą w Cytadeli Chorągwią Batchyńską syknął przeciągle, gdy ostrze przecięło napiętą tkankę. Na brzytwę trysnęły krople rozrzedzonej posoki.
- Herr Oberst wybaczy, ja, ekhm…
Lejtnant patrzył z skwaszoną miną na grające w przekrwionych oczach obersta ogniki irytacji.
- Jaeger, jeszcze jedno zacięcie, a ręczę ci, zadupie w Amn Thor czeka – syknął przez zaciśnięte zęby oficer, uśmiechając się krzywo.
- Herr Oberst…
- Zamknij się Jaeger i kończ robotę, Yezebel nie będzie na mnie czekać wiecznie.
- A co byś Rodrick powiedział na to, byś sam wylądował w parszywym Amn Thor?
Znużony głos grafa odbijał się echem od wysokiego sufitu kwatery pułkownika. Na widok opierającego się o framugę drzwi arcywampira oberst zerwał się z krzesła. Nagash spojrzał na rozebraną do pasa postać pułkownika. Piana ściekała z szyi na zarośnięty tors i bryczesy wpuszczone w wysokie cholewy błyszczących butów. Koroner podszedł do wyprężonego niczym struna Rodricka, mroczny wzrok prześliznął się z ogolonej do połowy twarzy na sporych rozmiarów kałdun, wylewający się zza pasa.
- Powodzi ci się na Batchynie Rodrick, co?
- Grafie…
- Milcz, gnido – arcywampir przerwał pułkownikowi, nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć.
Graf rzucił okiem na leżący na eleganckiej ławie piernacz, wykonany z brązowego obsydianiu oprawianego w platynę. Począł się nim bawić, jakby od niechcenia uderzając pękatą główką o wewnętrzną część dłoni.
- Przypomnij mi Rodrick, jak to się stało, że trafiłeś na Cytadele?
Pułkownik popatrzył z ukosa na arcywampira, Jaeger powolutku tymczasem wycofywał się w cień. Powietrze aż drżało od rozdrażnienia ep Shogu i lejtnant bynajmniej nie chciał oberwać rykoszetem od wybuchu, jaki ewidentnie zostanie skierowany na obersta.
- Zostałem oddelegowany tutaj na rozkaz lorda Miceusa, wasza eminencja przecież doskonale…
- Ani słowa więcej.
Rodrick ścisnął usta w wąską kreskę. Był przyzwyczajony do połajanek, które dla kaprysu urządzają sobie jego przełożeni, ale Nagash robił taki cyrk po raz pierwszy.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego Mike przysłał mi na miejsce Dietricha, na którym naprawdę można było zawsze polegać, tak indolentnego partacza jak ty?
Odpowiedziało milczenie. Graf westchnął i obrócił się plecami do obersta. Następny ruch trwał ułamki sekund, buława rzucona przez arcywampira cięła powietrze młynkami, kierując się wprost na Rodricka. Gdyby był zwykłym człowiekiem, niechybnie padłby z roztrzaskaną głową na zimną posadzkę, jednak natura wampirza wyposażyła go w o wiele lepszy refleks. Oberst nawet nie drgnął, gdy kawał oprawianego obsydianiu wylądował z miękkim odgłosem w jego ręce.
- Po Równinach Nevendaar pląta się oddział Imperium! Pod moimi oknami! – warknął graf.
- Niemożliwe!
Wykrzywiona irytacją twarz koronera obróciła się w stronę obersta.
- Jesteś niekompetentnym zupakiem, Rodrick. Imperialni grzebią w wschodniej części Cmentarzysk – zgadnij, skąd to wiem? Nie od naszych zwiadowców, ani nie od naszych szpiegów. Absolutnie! Wiem to od cholernego demona! Czy ja naprawdę muszę sam się zajmować wszystkim? Tak bardzo chcesz trafić do Amn Thor, hę?
Oblicze obersta stężało, poczuł, iż tym razem naprawdę zawalił.
- Ten oddział ma zniknąć, Rodrick, rozumiesz? Masz przerobić ich na coś bardziej użytecznego. Dowódcę chcę przesłuchać osobiście. Zanotowałeś to sobie, herr oberst?
Odpowiedziało mu tylko regulaminowe stuknięcie obcasów.

***

Ciszę późnych godzin nocnych przerwało szczęknięcie ciężkich łańcuchów, które z łoskotem poczęły zwijać się na drewnianych bębnach. Masywne wrota Cytadeli rozwarły się szeroko, mroczna paszcza bramy uniosła ostre zębiska kraty, wypuszczając na wolność poszarpane cienie jeźdźców. Wampirza konnica ruszyła na łowy.

***

Na milczącej ścianie nagrobków jarzyły się świetliste plamy ognisk, które otoczone były ciasnym kręgiem pogrążonych w śnie ciał. Gdzieś z mroku dobiegał melancholijny dźwięk bałałajki. Uzbrojone cienie strażników krążyły od ogniska do ogniska, niczym sępy pilnujące swego żeru. W centrum stała pogrążona w półcieniu karoca, otoczona wianuszkiem namiotów należących do gwardii przybocznej. Przed każdą z płóciennych kwater można było dostrzec złożone w kozły piki, których pilnował kiwający się sennie na boki wartownik.
Spowity w czarny całun duch, chowający się za kamieniem krypty, wiedział, że ludzie wybrali na obóz najgorsze miejsce, jakie tylko mogli znaleźć. Bądźmy zresztą szczerzy, na Równinach Nevendaar usianych nekropoliami nie było żadnych dobrych miejsc na obozowiska dla żywych.
W mroku zajarzyły się dwa czerwone węgielki oczu, zza nagrobków dobiegło krótkie warknięcie. Wartownicy krążący po drgającej linii półcienia nie mieli najmniejszych szans na podniesienie alarmu.
Wampiry były niesamowicie szybkie.
Światło ognisk, nim zgasło zadeptane dziesiątkami stóp, zdążyło oświetlić spowite w cień postacie wojowników niosących bezgłośną śmierć na ostrzach elrahibów, dwuręcznych broni przypominających kosy osadzone na sztorc.
W obozie podniósł się lament, zdezorientowani żołnierze, niektórzy w samej bieliźnie, niektórzy na wpół ubrani, z rozwianymi włosami, bezbronni biegali po całym placu, starając się uciec przed ostrzami elrahibów. Oficerowie próbowali zebrać pojedynczych żołnierzy, którym udało się cudem zdobyć broń i zorganizować jakiś sensowny opór, lecz dzika horda kruszyła ich potężnymi ciosami kos, ludzie padali niczym zerżnięte łany dojrzałego zboża.
Postawny wampir w zamkniętym hełmie zdobnym w platynowe wykończenia pierwszy dopadł szeregów gwardii przybocznej, która jako jedyna zdążyła ochłonąć z zaskoczenia i ustawiała się w defensywny czworobok. W mroku nocy rozbłysły układające się w równy rządek posrebrzane ostrza włóczni.
Platynowy pogrążony w amoku walki nie zwrócił na to uwagi, tanecznym krokiem wyminął pojedynczych gwardzistów usiłujących podciąć mu nogi drzewcami, chwilę później gryźli ziemię rozpłatani przez biegnących za nim wampirzych wojowników. Lśniąca ściana srebra skierowała się wprost na nacierających krwiopijców.
Zamknięty hełm zdobny w platynowe wykończenia schylił się w biegu, uskoczył w lewo i ciął szeroko elrahibem w nogi stojących z rogu gwardzistów, trysnęła karminowa posoka, węgieł srebrnego muru ukruszył się. Platynowy poszedł za ciosem, długim skokiem dopadł stojących najbliżej żołnierzy, kosa kiwała się już w pochwie na plecach, w pancernych rękawicach zabłysła krzywa szabla, która poczęła wyrąbywać drogę do środka formacji. Gwardziści byli bezradni jak dzieci, nie mogąc swobodnie operować w ścisku nieporęczną bronią. Krótkie miecze służące do walki z zwarciu, pozbawione srebrnej powłoki, były bezradne wobec krwiopijców, zresztą rzadko kto zdążył ich dobyć, pióra krzywych szabel były szybsze. Niecały kwadrans później wąpierze hordy rozerwały ledwo trzymający się kupy czworobok. Zaczęła się bezpardonowa rzeźba.

***

Wokół karocy broniły się ostatki ludzkiej ekspedycji.
Najeżona włóczniami ściana skutecznie uniemożliwiała krwiopijcom zbliżenie się do żołnierzy, posrebrzane groty zamieniały w kupkę popiołu każdego wampira, jaki tylko próbował podejść do obrońców na długość cięcia krwiopijczego elrahiba. Zza pleców włóczników co rusz dawali znać o sobie snajperzy, zmuszając ożywieńców do chowania się za kamienie nagrobków.
Platynowy ostrzem ociekającego krwią elrahiba wskazał poskręcanej postaci, odzianej w jadowicie zielone szaty, miniaturowy szaniec imperialnych.
- Ash shaegal! – odszczeknął gardłowy głos i postać znikła, chwilę później powietrze wypełnił przeciągły wizg, przeplatany trzaskaniem suchych stawów. Shaegal przybył, a wraz z nim zaraza spływająca kaskadami z skrzydeł latającego kozła.

***

Drzwi karocy otwarły się. Z ciemności wychyliła się rozdygotana głowa inkwizytora, który uznał, iż skoro wokół panuje cisza, to niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
- O matko… - jęknął, gdy zobaczył leżące wokół jego pojazdu zmasakrowane szczątki. W tym samym momencie uderzenie obsydianowej buławy pogrążyło go w wilgotnych objęciach Pani Snu. Nim bezwładne ciało inkwizytora zdążyło upaść w przesiąknięty krwią proch od jednego z nagrobków oderwał się długouchy cień…

***

Rodrick zaczął bębnić palcami po dzwonie zamkniętego hełmu zdobionego platynowymi wykończeniami. Graf wreszcie przestał kiwać się na krześle.
- Więc inkwizytorek przypałętał się na moje ziemie i urządził sobie piknik, akurat tam, gdzie nasza droga elfka raczyła odkryć wcale interesująca zawartość beczek wina.
Oberst podrapał się po podbródku.
- Dziwny typ. Każdy z tych chorych fanatyków jako pierwszy rzuciłby się na nas, choćby miał u boku jeno osikowe kołki, a ten siedział cichutko w karocy i wyszedł, gdy było już po wszystkim.
Graf spojrzał na pokryte ciemną szczeciną kwadratowe oblicze pułkownika.
- Wszystkich wyrżnęliście?
Rodrick uśmiechnął się delikatnie.
- Musieliśmy dwa razy wracać po zwłoki, brakowało wozów, by ich wszystkich zabrać od razu. Wszelako w lochu oczekuje na audiencje sam inkwizytor, ba, wielki inkwizytor, niejaki Allenom oraz jeszcze jeden człowieczy parch, wabi się Vladyslav. Pocieszne żyjątko, gdy skończyły mu się posrebrzane strzały chciał nas nabijać na kawał zeschłej dębowej gałęzi.
Arcywampir uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Oszczędziłem go tylko dlatego, że nosił szamerunki adiutanta.
- Dobrze. Chodźmy zatem do naszego dostojnego gościa. Może ja właściwie powinienem otworzyć zajazd, hem? Co o tym sądzisz, herr oberst? – parsknął Nagash – Najpierw elfka, potem ex drov, obecny demon, a teraz na dokładkę jeden z tych durnych pachołków Wszechojca. Nie ma co owijać w bawełnę, Cytadela Batchyn to całkiem popularne zamczysko, jak na Równiny Nevendaar, iście rajski kurort!
Rodrick skwitował kąśliwą uwagę grafa szerokim uśmiechem, odsłaniającym pełny garnitur uzębienia. W migoczącym blasku świec można było dostrzec, jak po długich kłach pułkownika ścieka jeszcze świeża ludzka hemoglobina.

***

- Wielki Inkwizytor, sir Allenom! Jakże miło mi powitać w skromnych, acz gościnnych wszak progach Cytadeli Batchyn, tak dostojnego gościa, wysłannika Świętego Oficjum, Oświeconego Sędziego, etc, etc. Żywię nadzieję, iż warunki są znośne dla waszej ekscelencji, hmm?
Gardłowa ironia grafa wibrowała między wilgotnymi ścianami lochów. Allenom był rozkrzyżowany na porośniętej grzybem ścianie. Towarzyszący koronerowi Rodrick sprawdził jeszcze, czy aby żelazne kajdany zostały dobrze zamknięte.
- Bądź przeklęty, trupi kacyku – mruknął przedstawiciel Świętego Oficjum. Nagash uśmiechnął się rozbawiony.
- A to waść nie słyszał o takiej zasadzie, jak lex retro non agit? Tłumacząc to na wasz prosty język znaczy to tyle, co „prawo nie działa wstecz”, ergo skoro już raz nas, skromnych sług Mortis, waści Wszechojciec przekląć raczył, to drugi raz tego samego uczynić nie może, dlatego wasza ekscelencja raczy przestać bełkotać. Ba! Ja waszej ekscelencji zresztą udzielę dobrej rady na przyszłość: zaraz zacznę zadawać waści pytania i chcę usłyszeć na nie krótką, konkretną odpowiedź, taki już ze mnie wścibski typ… Więc lepiej dla acana na te pytania właśnie tak odpowiadać i nie mijać się z prawdą.
- Nie wyciągniesz ze mnie ani słowa – syknął więzień przez zaciśnięte zęby.
Graf westchnął zrezygnowany.
- Cóż, a chciałem z kulturą, miło, bez krzyków i niepotrzebnej krwi… Armiusie?
Z mroku wychyliła się wysoka postać spowita w bury płaszcz. Jej twarz szczelnie zasłaniał cień rzucany przez obszerny kaptur. Oberst spojrzał zdumiony na grafa.
- Innym razem Rodrick… Armi, masz wolną rękę.

***

- No, no – mruknął Nagash – więc tytuł wielkiego inkwizytora kupiliśmy za pieniądze. Powiedz mi więc, Allenom, co może mnie powstrzymać przed zabiciem oszusta?...

***

- Ras al Kaimah przemówiło.
Szum wiatru… Nie, głos Gustava. Graf ciągle nie mógł się przyzwyczaić. Rozgorączkowane oczy skakały po równych rządkach czarnego, runicznego pisma.
- Oto i moje błogosławieństwo!...
Wargi uniosły się w tryumfalnym uśmiechu, odsłaniając pełen garnitur uzębienia.

***

Oberst ponuro spoglądał na ołtarz.
Poszczerbione ostrze kindżału czekało, pogrążone w martwej ciszy.
- Herr oberst.
Gardłowy głos wyrwał go z zamyślenia. Zakończone długimi paznokciami dłonie sięgnęły po broń. Obok błyszczały osadzone w oczodołach zżółkłej czaszki szmaragdy.
- W twe ręce, Mortis – mruknął Rodrick. Kindżał z impetem wbił się w żółtą kość, szlachetne kamienie rozbłysły jadowitą zielenią.
- Brawo, herr oberst. Witam w Loży.
Pułkownik spojrzał na grafa wzrokiem pełnym zrezygnowania. Zrobił to dobrowolnie. Koniec z jakąkolwiek lojalnością wobec dawnych przełożonych. Teraz bezgranicznie należał do grafa i Loży. Zrobił to dla sprawy. Zrobił to dla siebie.

***

Do piszącego list koronera podpłynęła brunatna postać. Nagash odłożył pióro, spojrzenie mrocznych oczy było pełne rozbawienia.
- Wiesz Armius, że nawet lepiej wyglądasz, niż przedtem?
- Hmmm…
- No dobrze, dobrze, przedtem przynajmniej mogłeś pokazywać swoje oblicze. Trzeba było nie skakać jak ostatni idiota za elfką…
- Ekhmmm.
Graf rozłożył ręce w akcie udanej bezradności.
- Ale bez garbu jest naprawdę w porządku… Yezebel musi cię naprawdę lubić, skoro poświęciła tyle czasu na poskładanie do kupy twoich porozwieszanych po okolicznych nagrobkach bebechów. Urocza nekromantka, nieprawdaż, Armius?
Niezależny sługa, ponownie przywrócony do mrocznego nie-życia, nie odparł nic. Milczał ponuro, świadom ohydy, jaką skrywa brunatny płaszcz.
- Pani R'edoa Sereen'e Vera, Srebrna Struna, zmierza tutaj z oficjalną wizytą…
Bas Armiego tłukł się w pustej piersi, jakby ktoś wrzucił do cynowego garnka kamień i zaczął nim potrząsać. Graf uniósł brwi.
- Znowu zebrało ci się na czarny humor? Dopiero co uciekła, rozbijając w pył jeden z moich najdroższych witraży, pozwoliła złapać się Pyrielowi, który, z tego co mówił, kazał zostawić ją na jakiejś zakichanej elfiej ścieżce, a teraz ona znowu tutaj wraca? Trupy, przecież to pojęcie wszelkie przechodzi!
Graf zamilkł, mroczny wzrok począł ślizgać się po kamiennym herbie ep Shogu, wmurowanym w ścianę.
- Pani R’ed z oficjalnym poselstwem… - mruknął do siebie.
- Podejrzewasz, grafie, o co może chodzić Przymierzu?
Nagash skrzywił twarz w grymasie złośliwości.
- Zapewne przyjdzie wrzeszczeć w imieniu długouchów, że wytępi całą Cytadele w akcie sprawiedliwej vendetty za elfie embriony, które sama wydobyła z mych piwnic. Poza tym daję sto alkmaarskich oboli do jednego, iż pojawiając się tutaj, skorzysta z okazji by zabłysnąć najnowszą elfią kreacją i tym samym zagrać moim wampirzycom na nosie. Że o jej ukochanych błyskotkach nie wspomnę. Chcesz się założyć o antałek L’Chenonceau, że włoży na siebie przynajmniej tonę srebra?
- Elfka lubi kosztowności…
Graf popatrzył krzywo na niezależnego trupa.
- Rozkaż przygotować Cytadelę na przyjęcie poselstwa od Przymierza. Mam przedziwne wrażenie, że panna R’edoa przyniesie całkiem interesujące informacje.

***

Masywne wrota auli zgrzytnęły, gdy pancerne ręce wampirzej gwardii otwierały je na oścież. W potokach światła, filtrowanego przez barwne witraże, zafalowała zbita masa krwiopijczych dworzan. Szeroki korytarz utworzony z gwardzistów prowadził wprost do hebanowego siedziska, na którym zasiadał graf. Po lewej stronie stała trzepocąca wachlarzem z czarnych piór nekromantka Yezebel, zaś po prawicy widniał ponury oberst Rodrick, opierający dłoń na głowicy szabli. Zielona bezczelność wzroku ogarnęła gotycki przepych auli, wybiegła naprzeciw wyzywającego spojrzenia Yezebel, prześliznęła się po skupionym obliczu Rodricka i zatrzymała na kpiących oczach Nagasha. Na twarzy elfki wykwitł kurtuazyjny uśmiech. Odgłos mosiężnych surm uciszył dworzan, a zarazem dał znak, iż część oficjalna posłuchania zaczyna się. Kroki drobnych stóp obutych w czarne pantofelki wybijały rytm na marmurowej posadzce w absolutnej ciszy.
_________________

Księżyc świeci, martwiec leci,
Sukieneczką szach, szach,
Panieneczko, czy nie strach?



Nasz wampirek to smakosz i znawca,
przy tym wcale nie żaden oprawca!
Za ssanie kolacji płaci jak w restauracji,
Chyba, że honorowy krwiodawca...

Sysu, sysu, cmok, cmok, cmok,
Chyba, że honorowy krwiodawca!

Ostatnio zmieniony przez Nagash ep Shogu 2007-07-22, 19:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
R'edoa Yevonea 
Naczelna Terrorystka
Róża Kurhanów



Wiek: 35
Dołączyła: 28 Maj 2007
Posty: 1560
Skąd: Ner'eeye Maha
Wysłany: 2007-07-22, 18:56   

Szpaler krwiopijców falował, pałające czerwienią oczy jarzyły się w zielonkawym, przesyconym nikłym zapachem krwi mroku. Graf siedział na hebanowym, lśniącym na łukach fotelu, z podbródkiem niedbale opartym na dłoni.

Szła. Końcami palców przytrzymywała szeleszczący jedwab sukni, odgłosy jej kroków zwielokrotniało echo. Zatrzymała się, w przepisowej odległości i nie spuszczając wzroku, a jednak nie uchybiając dworskiej etyce dygnęła.
-Od wschodu słońca aż do zachodu, tak długo, jak Dwaj Bracia będą mieli w opiece noce Nevendaaru, niech będzie pochwalone imię Świetlistego Galleana...
Nieumarli zaszemrali.
-...i jego boskiej małżonki. -uśmiech znikł ze szczupłej twarzy, ale kąciki bladych ust wciąż były uniesione. Nieumarli otwarcie warknęli.
-Na chwałę Pani Śmierci -skinął krótko głową wampir.
Poczuła jak delikatny dreszcz przechodzi jej po plecach. A więc kordon wampirów z tyłu już odciął jej drogę do wyjścia.
-Przybywam jako oficjalny wysłannik Illumielle Qua Ella...
-Obwieszona srebrem jak jodła szyszkami -przerwał jej. W pozornie dobrodusznym geście przymknęła oczy
-Elfy zdobiły się w srebro zanim Sollonielle oszalała.
Wampiry za jej plecami znów zaszemrały, ale wystarczył jeden oszczędny gest grafa, żeby w sali znów zapanowała absolutna cisza.
-Domyślam się, w jakiej sprawie zostaliśmy zaszczyceni twymi odwiedzinami, Sereen'e Vera.
-Ależ grafie, niedawno byłam dla ciebie Re'dzinką, nic nie znaczącą watażką z brudem za paznokciami, kolokwializując, wrzodem na dupie, a teraz po nazwisku i to jeszcze nienagannym elfickim... czy to priorytety twojej polityki tak łatwo się zmieniają, czy robisz mi po prostu łaskę i nie chcesz mnie ośmieszać przy wszystkich twoich podwładnych?
-Zatem, jeśli tylko przestanę być dla ciebie grafem, a zostanę upijającym się porankami dekadentem, będziemy mogli wreszcie przejść do interesów.
-Z najwyższą przyjemnością... grafie.

***

Gabinet rozświetlały błękitne płomyki Trupich Ogarków. Nagash dyskretnie podrapał się po nadgarstku - srebro na elfce musiało być najlepszej próby, nawet nie można było się do niej za bardzo zbliżyć.
-Spocznij, proszę.
Usiadła, wygładzając suknię na kolanach, pozwoliła nalać sobie wysoki kieliszek wina.
-Nagash, nie obrażę się, jak sobie siądziesz w drugim końcu salki. Widzę, że masz pęcherze na dłoniach.
Spojrzał na swoje ręce i odsunął się od fotela gościa.
-R'edoa, konkrety proszę. Po coś tu wróciła, obwieszona srebrem, w towarzystwie generałów polowych Przymierza i to jeszcze jako posłaniec? Chcesz, żeby mnie z szoku szlag trafił?
Przestała przypatrywać się czerwieni wina i uniosła ciemną brew.
-Nie liczyłam na to zbyt mocno, ale skoro chcesz poprawić mi humor, to proszę, nie krępuj się.
-Przyszłaś wściekać się na elfie płody, zgadłem? Pyriel mówił, jak wyglądałaś, kiedy to zobaczyłaś, szok, prawda?
Zmrużyła oczy, wygięła usta.
-Co ty możesz o tym wiedzieć? Abstrahując już od twojego braku jakichkolwiek emocji, jesteś mężczyzną, a więc istotą biologicznie nie predestynowaną do rodzenia i opiekowania się dziećmi, więc jedyne wyjaśnienie TWOJEGO szoku, to zmarnowanie tylu litrów świeżej, elfiej krwi i paru beczek trunku. -prychnęła -Ach, zapomniałam jeszcze o nienawiści rasowej. Nie zszokowała cię aby zbyt mała ilość elfich truchełek?
Przewrócił oczyma.
-Nie przyszłam robić ci o to awantury. My nie lepiej traktujemy inne rasy i dobrze wiemy, co inne rasy robią z naszymi jeńcami. Ja tu przyszłam ubić z tobą interes, mój drogi grafie. I to interes nie jako wysłannik Illumielle, choć królowa przyklasnęła mojemu pomysłowi, ale jako nieoficjalny dowódca dzikich elfów.
-Dowódca dzikich elfów? Dziecinko...
-Nie nazywaj mnie dziecinką, chłopcze. Byłam już gwardzistką w Ognistym Gaju, kiedy ty jeszcze z procą po kałużach biegałeś. Koneksje rodzinne zobowiązują, jeszcze trochę siedziałabym z założonymi rękoma, to tatuś zacząłby się w grobie przewracać. Że nie wspomnę o mamusi, ale to już jest jej prywatny, moralny problem, z kim poszła do namiotu, kiedy królowa nie patrzyła. Domyślasz się już, w czym problem?
Nagash uśmiechnął się, pokręcił głową i zaczął się śmiać.
-Księżna Fyrween, Perła Puszczy?
-Tak właśnie, mój domyślny wampirze, chodzi mi o zagarnięty przez ludzi las For'neyr, gdzie w niewoli przebywa Księżna Fyrween. -elfka wstała - była niemal dwie głowy niższa od wampira -muszę się dostać do Nepheris. A ty mi w tym pomożesz.


______________________________________

Nag, czekam na rozwinięcie. Sorry, że tak dziwnie napisane, ale z gorączką nie można było niestety nic więcej zrobić.
_________________

 
 
 
Allemon 
Obrońca Wiary
były inkwizytor



Wiek: 32
Dołączył: 16 Lip 2007
Posty: 549
Skąd: Temperance-Zdrój
Wysłany: 2007-07-22, 22:25   

Allenom odzyskuje świadomość, ledwo otwiera swoje lewe oko. Ukazuje się ma wręcz karmazynowa ściana lochu. Każdy ruch sprawia ból, pobity dowódca nie jest nawet w stanie ocenić w jakim stanie jest jego ciało. W umyśle świtają mu różne myśli, dwie są silniejsze od innych. Pierwsza to "Umarłem?" Jednak straszliwe uczucie jakie ogarnęło jego ciało podpowiadało mu, że jednak wciąż jest na świecie żywych. Druga równie niepokojąca kwestia brzmiała: "Co się stało?". Zmasakrowany rojalista wytężył swój umysł, by przypomnieć sobie jak się tu znalazł.
Wreszcie obrazy zaczęły układać się w spójną całość.

~~

Widział siebie prowadzonego przez zwiadowcę na czele grupy strzelców. Na swojej twarzy widział znużenie, a w głębi strach przed nieznanym wszak pieszy raz dowodził swoim własnym oddziałem i to jeszcze w tym zakątku Nevendaar o którym tak naprawdę nic nie wiedział. Następny obraz; polana pełna dowodów czyichś chorych eksperymentów wśród szkła, a pośrodku zagubiona postać w białym płaszczu która 2 dni wcześniej beztrosko bawiła się na suto zakrapianej alkoholem uczcie u Rogina. Przypomina sobie rozmowę ze strzelcem
- Sir mamy wykopać dół i zakopać te elfie noworodki? Może i są to Elfy, ale powinniśmy złożyć hołd tym nienarodzonym - dalej głoś strzelca załamał się i ucichł.
- Nie musimy wracać - odparował dowódca - jeśli przy tym zobaczą nas Elfy to stwierdzą, że to, tooo coś jest naszym dziełem - Jednak jest to tylko chęć wyrwania się byłego zabójcy nieprzyzwyczajonego do okrucieństw Równin, a tylko do honorowych pojedynków Górali.
- Na odchodne rzekł do elfa - przewodnika: Ci z miasta oni nas oszukali, musisz odłączyć się od armii i szykować drogę by odwrót przebiegł gładko, jutro z samego rana mamy zarządzę wymarsz, armia jest wyczerpana musi się wyspać. Nadchodził wieczór, przerażony wódz nie mógł się doczekać powrotu do swej karocy. Widząc z oddali światła obozu i topornie ociosaną palisadę z jednej części obozowiska poczuł się bezpieczniej nieświadom piekła jaki wydarzy się tej nocy. Nadszedł czas pokuty za korupcję i hulanki ostatniego tygodnia.

~~

Sięgnął pamięcią nieco dalej. Zgiełk. Przerażenie wybudzonego potwornymi krzykami i odgłosami walki. Wszystko działo się szybko, niedoszły pacyfikator tych ziem według rozkazów bandy chłopów, efich zbójów i kryjących się w lasach opętańców.
Koń odłączył się od przyczepy uciekając w popłochu wraz z resztą kuców kawalerii, szarpiąc karetą tak, że znajdujący się w niej pasażer przewrócił się na ziemie, w momencie kiedy szukał swojej szabli. Kiedy podniósł się na ziemię wszystko ucichło. Pijaństwo zrobiło z nim swoje nie był w stanie zrobić jakiegokolwiek rozsądnego ruchu. Zamiast chwycić za srebrną buławę i przez tylne okno ocenić sytuację, popełnił błąd, postanowił wyjść. Drzwi karocy otwarły się. Z ciemności wychyliła się głowa inkwizytora, kątem oka zobaczył leżące na ziemi wśród posoki włócznie, ostatnie chwile dzielnej lecz upadłej i złamanej chorągwi imperialnej jazdy. Proporzec pułku strzelców był broniony przez Vladyslava. Potem ułamek sekundy przeszywającego bólu i ciemność.

~~

Trzecia seria obrazów, Paskudny loch skąpany w wątłym świetle płomieni pochodni.
Ciężkie kajdany uniemożliwiały ruch. Błądził oczami po suficie uzyskując powili coraz większą ostrość widzenia. Z głębi lochu wydobył się głos postaci która weszła właśnie z 2 innymi istotami w jego strefę widzenia.
"- Wielki Inkwizytor, sir Allenom! Jakże miło mi powitać w skromnych, (...)"
Więzień resztki utraconego honoru.
"- Bądź przeklęty, trupi kacyku (...)"
Jego umysł zwykle logicznie myślący, lecz skutecznie tłumiony w ostatnim czasie alkoholem podpowiadał mu te rozwiązanie jako jedyne i niedopuszczając do siebie skutków uporu w milczeniu. Nieumarli mieli szeroki wachlarz środków zmuszających do szczerości, bezcelowy upór nie zdał się na nic pod wpływem zastosowanej pewnej perswazji najważniejsze fakty zostały ujawnione wampirzemu słudze. Przesłuchany powraca do teraźniejszości.

~~

Tymczasem do pomieszczenia bezszelestnie wsunął się wampir poinformowany przez pachołka o informacja wydobytych od przetrzymywanego.
- No, no więc tytuł wielkiego inkwizytora kupiliśmy za pieniądze. Powiedz mi więc, Allenom, co może mnie powstrzymać przed zabiciem oszusta?
Źrenice ... rozszerzają się chcąc ujrzeć oprawcę , Tym razem otrzeźwiony nareszcie umysł postanowił zmienić swój tok rozumowania.
Więzień cicho syknął.
- Dobrze powiem ci teraz wszystko co mam do powiedzenia, nie jestem bohaterem i nie chcę ginąć, ale zdaję sobie sprawę jak niewiele mógłbym ci zaproponować za wolność, jako członek Świętego Officium, mogę dostać się do najwyższych władz Imperium, równie skorumpowanych jak ja. Mógłbym przekonać władze do uwolnienia kogoś z więzienia lub wpłynąć na budowniczych nowego wału obronnego, by chronił Imperium od potępieńców, zamiast od armii Mortis. Zapewne nie słyszałeś o tym pomyśle, bogatych kupców nie stać na opłacenie armii która jest rozbijana co chwile przez demony, elfy, orki. Chcą zapewnić sobie ochronę z jednej ze stron. Uwierz mi transport srebra doskonałej jakości może przyjść z gór szybciej niż myślisz.

...
_________________
Allemon
(-) Z Łaski Wszechojca, Wysoki Komisarz ds. Administracji, Porządku, i Konserwacji Jedynego Słusznego Forum
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   

Podobne Tematy
 
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
theme by michaczos.net & UnholyTeam
Tajemnice Antagarichu :: Heroes of Might & Magic 1,2,3,4,5,6 Forum