Forum Disciples, Disciples 3 on
 
Forum Disciples, Disciples 3  Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples
 FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Regulamin  Zaloguj  Rejestracja   Chat [0]   Discipedia  Download 

Poprzedni temat «» Następny temat
Pot, krew i kupa złota
Autor Wiadomość
Waskos 
Patriarcha
Kapłan Spamu



Wiek: 30
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 595
Skąd: Masłowy Bród
Wysłany: 2013-03-06, 00:57   

O tym zajściu pod karawanserajem plotkować się będzie jeszcze długo, może nawet tydzień, wtedy przekupy powinny znaleźć nowy, interesujący temat. Ibrahim sytuację obserwował dyskretnie z bezpiecznej odległości i wolał nie zmniejszać, dopóki trochę się nie uspokoi. Sam fakt, że Gressil wrócił pod koniec dnia można zrozumieć, przecież na pustyni pracował ciężko, odpoczynek mu się należał. Wybaczyć też można było, że najemnicy nie wyglądali na zapracowanych, czyż naturą myszy nie jest harcowanie pod nieobecność kota? Ale to, że kapitan obrony jego karawany wraca nagi i schłostany? Tak, to była rzecz zdecydowanie warta wyjaśnienia. Ledwo Ibrahim zbliżył się do wozów, a odkrył drugą rzecz wartą dochodzenia. Dlaczego jego karawanę nawiedzali… no właśnie. Człowiek, który musiał mieć chociaż ćwierć elfiej krwi, o to Ibrahim szedł we zakłady świata, i potworek, który nie mógł mieć nawet ćwierci krwi ludzkiej. Kupiec popatrzył na Gressila, jego przypadek mógł zdecydowanie poczekać, przynajmniej na tyle, aby nowa medyczka karawany, bo jej obecność dowodzi, że na współpracę się zgodziła, doprowadziła najemnika do stanu nie wskazującego na zapasy ze wszystkimi arabami sułtańskich stajni. Podszedł tedy Ibrahim do cudacznej pary.
- Raczycie mi wybaczyć ten niemiły spektakl, o synowie wyrozumiałości. Gospodarz, a za takiego się uważam w pobliżu tych wozów, nie powinien dopuścić do takiej sytuacji na oczach miłych gości, nawet niezapowiedzianych. Pozwólcie więc, że zaczniemy jeszcze raz, jestem Ibrahim Omar ibn Djadir i jestem mistrzem tej skromnej karawany, nie będę ukrywał, że zżera mnie ciekawość, czego oczekuje ode mnie zarówno syn elfów i ludzi, oraz… djinnt, jeśli mój wzrok mnie nie zwodzi.
_________________
I lubię patrzeć, jak w panice
Pospólstwo z mieniem pierzcha drogą,
A po ich piętach wojownicy
Depcą i ławą suną mnogą.
Lubię to sercem całym!
 
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2013-03-06, 10:43   

Ostatnie kilkanaście minut przepełnione było dziwacznymi zdarzeniami, z których najzabawniejszym był sposób postawienia sprawy przez elfkę. Djinnitowi na myśl nasunęli się przybysze z chłodniejszych krain, którzy poza egzotycznymi towarami oferowali też pełne absurdu powiastki, prezentowane przez nich samych lub kukły. Lubił je oglądać z bezpiecznej, a przy tym bezpłatnej odległości, jednak pomysł, że znalazł się właśnie w jednej z nich nie był już tak zabawny.

Rozmyślania przerwało nadejście człowieka, który, jak wnosił z niewielkiej ilości przydatnych informacji zaplątanych w puste słowa, był właścicielem karawany. Djinnit ledwo powstrzymał się, od wygłoszenia komentarza dotyczącego sposobu wysławiania się kupca, tyrada była jednak dostatecznie krótka, by ją przetrzymać. Jakoś.
- Darlath - przedstawił się kolejny dziś raz, przebiegając wzrokiem po sylwetce kupca. Wyglądał niegroźnie, co w przypadku jego profesji mogło oznaczać wszystko. Najpewniej to, że na swój sposób mógł być groźny - Nie mam oczekiwań, kupcze, spodziewam się ich raczej po tobie - postanowił nie zważać na dziwaczne skłonności do mówienia długo i bez sensu, jakie przejawiał Ibrahim, za to poczęstować go krótkim, zwięzłym postawieniem sprawy, jak natura przykazała gdy potrzebujesz czegoś od kogoś. Jedynym problemem było to, że sytuacja i niewątpliwa, choć irytująca, elokwencja rozmówcy zbiły go z tropu, toteż mowa jego nie należała do najskładniejszych - Wydajesz się być gotowym do szybkiego powrotu na szlak, ja zaś potrzebuję zatrudnienia; dlatego też oczekiwałem cię tutaj, Ibrahimie.
_________________
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2013-03-06, 16:26   

Nagi, poobijany facet kroczący bez pardonu między zaszokowanymi tym widokiem przechodniów stał się główną atrakcją na dobrą chwilę. W końcu takie sceny nie zdarzają się tu codziennie pomimo tego, że Ahmared było dość liberalnym miejscem. Z całą pewnością przekupki i gawiedź będzie miała o czym opowiadać jeszcze przez kilka najbliższych dni zanim znów nie zdarzy się coś niecodziennego. Dziś jednak karawanseraj mógł śmiało zostać nazwany atrakcją dla plebsu. Humanoidalny gad a chwilę później goły tak jak go bogowie stworzyli facet.
- Niezły cyrk - skomentował raczej nie oczekując odpowiedzi od swego jaszczurzego rozmówcy.
Wtem zauważył zmierzającego w ich stronę wąsatego mężczyznę, jak się domyślał właściciela tego całego majdanu. Wysłuchał tego co miał im do powiedzenia po czym powitał go grzecznym, wyuczonym przez lata ukłonem.
- Rozkosz sprawia mi poznanie cię Ibrahimie Omar ibn Djadir. Mówiąc szczerze oczekiwałem tu ciebie i nie śmiałem liczyć na to, że zjawisz się tak szybko by zamienić ze mną kilka słów - głos barda brzmiał w uszach większości ludzi niczym czysta melodia. Wychował się w tym mieście tak więc doskonale znał tutejsze zwyczaje, etykietę jak i nieoficjalny dekalog rozmów z kimś ważnym. Kto jak kto ale dla Asima ten kupiec był w tej chwili najważniejszą osobą na świecie. Jedyną, która mogła dać mu nadzieję na uratowanie skóry.
- Z całą pewnością jesteś człowiekiem wyrozumiałym jednak mimo to postaram się nie owijać w bawełnę i nie marnować twego cennego czasu. Pragnę poprosić cię o zabranie mnie swoją karawaną. Miasto zmienia się ostatnimi czasy i co gorsze nie ma już w nim dla mnie miejsca. Na zachętę mogę dodać, że posiadam umiejętności, którymi żaden z twoich ochroniarzy nie może się pochwalić. Potrafię poruszać się w cieniu niczym czarna pantera z dzikich i niezbadanych dżungli Kusht. Pułapki nie są dla mnie najmniejszym problemem a więc ze mną nie będziesz musiał się ich obawiać. Do tego jak sam widzisz jestem również bardem. Mogę poręczyć, że w czasie podróży docenisz mój talent Ibrahimie. To tylko kilka z wielu moich umiejętności, których być może poznasz więcej.
Asim przedstawił mężczyźnie swoją propozycję i oczekiwał na odpowiedź. Modlił się tylko w duchu by kupiec zgodził się przyjąć go do swojej karawany.
Umyślnie nie zaproponował kontraktu by wąsacz sam mógł zdecydować czy zabierze go z sobą jako pasażera czy też w roli najemnika.
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Waskos 
Patriarcha
Kapłan Spamu



Wiek: 30
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 595
Skąd: Masłowy Bród
Wysłany: 2013-03-06, 17:54   

Słowa człowieka z co najmniej ćwiercią elfickiej krwi były tajemnicze, bard wyraźnie nie chciał pochwalić się swoją przeszłością i umiejętnościami.
- A więc, synu wielu talentów, nie sądzę, aby moja karawana była ziemią obiecaną dla twych godnych pozazdroszczenia umiejętności. Ale udowodniłeś już, że potrafisz posługiwać się językiem, to dla ludzi mojej profesji ważna rzecz. Czasami trzeba udowodnić bardziej upartemu klientowi, że jego informacje na temat kosztów samej produkcji naszych towarów, a co dopiero transportu, są nieaktualne. Znajdzie się więc dla ciebie miejsce, oczywiście jeżeli sytuacja do tego zmusi, będziesz musiał użyć swych innych talentów. Oto standardowy kontrakt przewidziany dla… pomocnika mistrza. Przeczytaj go dokładnie, wyruszamy gdy tylko słońce ponownie zawładnie nad nieboskłonem.

Ibrahim zostawił barda z lekturą i zwrócił się do djinnta.
- Dobrze więc, synu cierpliwości. Racz miły gościu zwrócić uwagę, że tylko raz miałem do czynienia z innym przedstawicielem twej mało znanej, lecz zapewne bardzo sympatycznej, rasy. Niezwykle miło wspominam tamto spotkanie, więc radbym cię przyjąć. Musisz jednak przyznać, synu skrytych myśli, że wspólna potrzeba opuszczenia gościnnego Ahmared nie może być warunkiem dostatecznym, na którym budować będziemy naszą współpracę. Zdradź mi więc, jakimi talentami zostałeś nagrodzony?
_________________
I lubię patrzeć, jak w panice
Pospólstwo z mieniem pierzcha drogą,
A po ich piętach wojownicy
Depcą i ławą suną mnogą.
Lubię to sercem całym!
 
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2013-03-06, 19:23   

Darl mimowolnie przyjął zirytowany wyraz twarzy, słysząc, jak z ust kupca lała się słodycz, co do której fałszywości nie miał większych złudzeń. Dziwny to człowiek, nawet jak na tych, z którymi już przyszło mu się użerać. Młodzieniec otrząsnął się już z pierwszego oszołomienia, cała sytuacja rysowała się więc przed nim wyraźniej, dalej jednak niepewnie stąpał po ścieżkach retoryki.
- Twój brak obycia z mym gatunkiem mnie nie dziwi, Ibrahimie, ale też wyjaśnia, czemu moja oferta jest ci niejasną - podjął po chwili ważenia słów, nie chcąc zaprzepaścić jedynej na ten moment szansy, jaką oferowało mu to przeklęte miasto - Djinnity to stworzenia pustyni, zrodzone, by przeżyć wśród morza piasków. Nie ma człowieka, który wiedziałby więcej niż my o jej zdradliwej naturze, a jeżeli takiego spotkasz, będzie to sędziwy starzec - Darlath był dumny z tej przewagi, jaką jego rodzaj miał nad rozrzuconym po świecie rodzajem ludzkim, który owszem, był wszędzie, ale zawsze tworząc swoje, przeczące naturze warunki - Na usługi oddaję wszystko, co wiem o dziczy i sztuce łowieckiej. Tak na zwierza, jak człowieka - dodał mając w oczach cień przeszłości, lecz na ustach wykwitł pełen zawistnej satysfakcji uśmiech. Wszystko to trwało jedynie chwilę.
_________________
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2013-03-07, 14:55   

Zmierzył ja wzrokiem i uśmiechnął się. Znał tą postawę i wiedział, że łatwo się jej nie pozbędzie.
- Posłuchaj Lobelia - Szybko przywołał wypatrzone w kontrakcie imię - cenię sobie Twoją profesję ale w moim fachu koniecznością jest by potrafić się sobą zająć. - Odkorkował i skierował w jej kierunku trzymany bukłak, z którego uderzył ją intensywny bliżej nieokreślony zapach - Mądrość ludowa mówi, że coś co tak cuchnie musi dobrze leczyć więc raczej śmierć mi nie zagrozi. Poza tym tamtemu Twoja pomoc przydałaby się bardziej - Wskazał w kierunku Ibrachima i menażerii - jeśli masz w żyłach odrobinę szlacheckiej krwi może pocałunek przemieni go w księcia?
 
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2013-03-07, 16:42   

W obozie robiło się cicho. Spora część pustynnej hałastry pochowała się już w namiotach uciekając przed chłodem. Ogień powoli wygasał pozwalając nocy ogarnąć obóz.
Herszt milczał, ja zresztą też. siedział na wprost przyglądając się mojej osobie. Dla pewności rozkazał przywiązać mnie do łuskowatego pnia palmy.
- Czego ode mnie chcecie? – postanowiłem to przerwać.
- Gdzie jest wasz ładunek? - zapytał mówiąc przy tym bardzo cicho, właściwie szepcząc.
Osłupiałem. Ładunek? Przecież mieliśmy go przy sobie. Znowu zapadła cisza. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Pożałowałem, że w ogóle przerwałem milczenie. Przywódca bandy zbliżył się.
- Pytam Cię po raz ostatni. Gdzie jest ładunek, który mieliście dostarczyć do Fennis? – Nadal przemawiał dość cicho choć w mowie tej pojawiła się już wyraźna groźba. Albo to pomyłka, albo wpadłem w nie lada kłopoty.
- Mieliśmy przewieźć posążek Ashnu do świątyni w Fennis. Resztę towarów stanowiło jedzenie, woda i kapłańskie pachnidła… Czy mam rozumieć, że nie znaleźliście żadnej z tych rzeczy? – starałem się zachować spokój, obawiałem się jednak, że mój rozmówca straci go nie zależnie od mojej postawy.
- Słyszałem, że czcicie żuki… - dygresja z jego strony nie wróżyła niczego dobrego… - zresztą, Wy modlicie się do wielu… stworzeń. Powiedz mi, kim jest dla was zwykły skorpion? Ot, taki jak ten – Podniósł rękę po której wspinał się czarny jak smoła pajęczak.
Znałem ten gatunek. Buthidae uchodziły za najjadowitsze. Świat kapłanów jednak różnił się nieco od świata zwyczajnych zjadaczy chleba. Uodparnialiśmy się na jad tych stworzeń. Czysta improwizacja przy ludziach mojego pokroju to samobójstwo.
Ostatnio zmieniony przez Arosal 2013-03-07, 23:33, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2013-03-07, 18:18   

- Wielką radość sprawiasz mi swą jakże hojną ofertą Ibrahimie. Właśnie zyskałeś rzecz, której cenę ktoś twojego pokroju powinien potrafić docenić. Masz moją dozgonną wdzięczność. Jeśli bogowie pozwolą spotkamy się tu o wschodzie słońca - bard przyjął od kupca umowę, którą elegancko zrolował i wsunął za pazuchę swojego ciemnego płaszcza. Ukłonił się raz jeszcze, tym razem na pożegnanie po czym ruszył w stronę zatłoczonych uliczek.
A więc nie będzie mu dane opuścić Ahmared dzisiaj zgodnie z jego planem. No cóż, zaletą ludzi jego pokroju było to, że potrafili improwizować jak nikt inny. Już podczas rozmowy z Ibrahimem układał mu się w głowie plan jak przeżyć do kolejnego świtu nie opuszczając murów miasta.
Wśród gromady przechodniów rozpłynął się niczym cień i podążył swoimi ścieżkami.

W drodze do kryjówki zdążył nawiązać kontakt z jednym ze swoich znajomych, który jeszcze nie otrzymał ultimatum od Khana. Poprosił go o dostarczenie mu kilku rzeczy w możliwie jak najkrótszym czasie.
Będąc już w jednej z obskurnych kryjówek służących zazwyczaj do tego by przeczekać pościg straży miejskiej, spotkać się z innym człowiekiem Bractwa lub włożyć stosowne na akcję przebranie. I właśnie w tym celu tutaj przybył.
Ukryte w ścianie przejście prowadziło kamiennymi stopniami do małej, murowanej klitki, w której mieściło się tylko kilka kufrów, mały stolik i dwa krzesła. Było tu zupełnie ciemno a gęsty, wilgotny mrok rozświetlał tylko niewielki zapalony przezeń wcześniej ogarek.
Na skrzyni leżało ubranie i akcesoria dzięki którym będzie mógł swobodnie dostać się do dzielnicy świątyń a tam do zajazdu dla pielgrzymów. Miejsce niewygodne, ciasne, duszne od kadzideł wszelkiej maści a tamtejsza strawa przeznaczona była raczej dla ascetów niż dla normalnych ludzi. Nie miał zamiaru jednak tam wypoczywać a tylko przeczekać. Póki co Khan i jego zbiry nie mieli tam żadnego dojścia.
Przyjrzał się ubraniu po czym z ciężkim westchnięciem począł się przebierać.

Owinięty w jasną żółtą szatę, tegoż samego koloru turban, z twarzą naznaczoną niebieskimi symbolami religijnymi i z dużymi zielonymi koralami na szyi wyglądał niczym rodowity barahaminn. Swoje wierzchnie odzienie spakował do plecaka wraz z kilkoma innymi niezbędnymi drobiazgami. Resztą jego rzeczy do karawany dostarczą opłaceni wcześniej pachołkowie o ile oczywiście jego znajomy wywiąże się z drugiej części powierzonego mu zadania.

Gdy wyszedł na ulicę nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Ot, barahaminn jak każdy inny. Brak mu było tylko ciemnej karnacji i brody. Nic to jednak. W końcu wielu spośród wyznawców tego kultu nie urodziło się barahaminnem a dopiero nawróciło się na "jedyną słuszną drogę".
- No to Ramahajaja... - bard skrzywił usta w ironicznym uśmiechu po czym ruszył w stronę dzielnicy świątyń.
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2013-03-07, 18:26   

Zażenowanie, upór i złość. To uczucia, które w tej chwili ogarnęły elfkę i stały się motorem napędowym jej siły. Powstrzymała chęć skonfiskowania pacjentowi, którego już widziała w najemniku, butelki ze śmierdzącym spirytusem. Zapach uderzył elfkę w nozdrza i odrzucił, gdyż posiadała węch pozwalający jej rozpoznać każdy poszczególny składnik substancji, co czyniło ją jeszcze cenniejszą autorką lekarstw.
- Obawiam się, że dla pana Ibrachima nie ma ratunku, gdyż nie posiadam krztyny magicznych umiejętności - stwierdziła zjadliwie, biorąc się pod boki. - Ale tobie i żadnemu innemu choremu nie odpuszczę, możesz zachować swoje blizny, ale daj mi chociaż oczyścić rany.

Sytuacja zaczęła mu ciążyć.
- Gdzie te czasy, gdy kobietom nie pozwalano studiować medycyny? Nie chciałem tego mówić, by nie pogarszać pierwszego wrażenia .... - Przybrał groźną minę. - Jako elfka jesteś istotą nieczystą i nie mogę pozwolić byś miała kontakt z moją krwią. - Na twarzy ponownie zagościł uśmiech - Nie żebym był jakoś przesadnie religijny, ale wolę nie ryzykować z powodu kilku zadrapań. - To mówiąc wylał sobie na głowę zawartość bukłaka, i choć piec musiało to piekielnie nie dał tego po sobie poznać. - Obiecuję, że gdy tylko poczuję się gorzej sam się do Ciebie zgłoszę i w razie zaryzykuje wieczne potępienie.

Tak głupiej wymówki Lobelia nie słyszała od dawna. Na ile znała ludzkie religie, większość, która nie zdążyła wymrzeć, nie zabraniała kontaktu z przedstawicielami innych ras, niektóre pozwalały wyznawcom na znacznie bliższe z nimi stosunki, mężczyzn wręcz do tego zachęcały. Elfka poczuła ukłucie wściekłości, co odzwierciedlała jej drobna, blada twarzyczka, przywodząca na myśl rozdrażnionego kota.
- Tym razem ci daruję, ryzykancie - parsknęła. - Ten alkohol był wystarczająco mocny, by odkazić rany. Jednak następnym razem nie licz na to, że zdołasz mnie zbyć w jakikolwiek sposób. Przyodziej coś czystego, straszysz nie tylko wyglądem, ale i zapachem.

Podniósł ręce w obronnym geście.
- Me ciało należy do Ciebie, jak zginę możesz je nawet pokroić czy co wy tam wyprawiacie ze zwłokami. A co do zapachu, rano ruszamy w drogę i nie będzie to najgorszy z towarzyszących karawanie. - Ukłonił się głęboko, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku adeptów swej gildii, lżąc ich na wszystkie możliwe sposoby.

Elfka żachnęła się, ale machnęła ręką na ostentacyjne zachowanie Gressila. Jednak musiała go prosić o jeszcze jedno.
- Udostępnij mi jednego ze swoich ludzi, najlepiej trzeźwo myślącego, potrzeba kogoś do brudnej roboty - rzuciła. Z niedbałego gestu mężczyzny wywnioskowała, że daje jej wolną rękę w wyborze pomocnika.
Dwa kwadranse później woda wesoło bulgotała w kotle, w którym Lobelia wygotowywała z brudu materiały znalezione na wozie przeznaczonym do celów medycznych. Jeden z najemników z gildii Gressila, wyraźnie niezadowolony z przydzielonego mu zadania, szorował deski wehikułu z brudu i zakrzepów. Elfka zapowiedziała, że będzie na bieżąco kontrolować jego poczynania i nie zwolni chłopaka, dopóki czystość nie osiągnie satysfakcjonującego ją poziomu. Przysiadłszy na koźle, nucąc coś pod nosem, Lobelia czyściła i dezynfekowała narzędzia medyczne, dopóki nie mogła zobaczyć w nich swojego nieskazitelnego odbicia.
_________________
20% bardziej musztardowa
 
 
 
Waskos 
Patriarcha
Kapłan Spamu



Wiek: 30
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 595
Skąd: Masłowy Bród
Wysłany: 2013-03-07, 19:48   

- Aj aj aj… Dlaczego wszyscy mili ludzie, których interesy splatają się z moimi, prezentują umiejętności, których celem jest krzywdzenie innych miłych ludzi? Musisz przyznać, synu rasy, której przeznaczeniem jest przetrwać wśród gorących piasków i zdradliwych wydm, że sława kupca targującego się nie słowem, a nożem, daleka jest od pokojowej zasady uczciwego handlu, której osoba stojąca przed tobą wierna była przez całe dorosłe życie.- W tym miejscu Ibrahim zatrzymał się przez chwilę, choć zdawać by się mogło, że zdoła wypowiedzieć wszystkie zasady uczciwego handlu jednym tylko wydechem. Djinnt nie był widać w nastroju do długich pogawędek, co mogłoby wskazywać, że niezbyt często przebywał w towarzystwie, bądź też jest chamem i bucem. W to drugie Ibrahim powątpiewał, na taki luksus pozwolić mogły sobie w Ahmared tylko osoby o pewnej, stałej pracy, a djinnt na takiego nie wyglądał. Rozmówca deklarował się jako łowczy, i w to Ibrahim był skłonny uwierzyć. - Nie dostrzegasz wśród ludzi konkurentów, którzy będą w stanie dorównać ci w czasie pustynnych wędrówek, synu podróży. Zrozum jednak, że ja, nie chwaląc się, również jestem człowiekiem piasku i przeprawienie karawany szybko i bezpiecznie przez ten niegościnny teren nie jest sztuką mi obcą. Aczkolwiek szanuję twą wiedzę, tylko głupiec by jej u szanował, to nie znajdę dla niej zastosowania w mej podróży, tym bardziej, że moje interesy rozkazują mi przekroczyć granicę sułtanatu. Tam natomiast znalazłbym zastosowanie dla twych talentów, o ojcze polowań. Nie będę kłamał, że nie dane mi było wędrować wśród zielonych lasów na północy, czułbym się więc pewniej, mając takiego, doświadczonego zapewne łowczego przy swoim boku. Oto kontrakt, którego podpisanie zapoczątkuje naszą współpracę. Pozwól teraz, synu skupienia, że się oddalę, sprawa schłostania osoby, której silne ramię zadba o bezpieczeństwo tych wozów, wymaga mojej uwagi.

Darlath widocznie speszył się, otrzymując spisane warunki pracy. O występującej u bogaczy tendencji do załatwiania spraw w ten konkretny sposób zupełnie zapomniał. Uniósł niepewnie dłoń, w geście proszącym o pozostanie.
- Niestety, wkroczyliśmy na tereny mi nieznane - przyznał młodzieniec z wyraźnym zażenowaniem - W przeciwieństwie do tropów, litery nie odkrywają przede mną nic. Jeślibyś zatem mógł przybliżyć mi ich przekaz... - zwrócił się do kupca z nieśmiałą prośbą. Kolejny powód, by nie cierpieć miast - Lub też wskazać kogoś odpowiedniego, skoro sprawy twoje są pilne.

Ibrahim się zatrzymał, brwi mimowolnie powędrowały mu do góry. Nie zamierzał jednak oceniać inteligencji djinnta bazując tylko na tym. Sam fakt, że nie podpisuje dokumentu, którego nie rozumie wskazuje na wrodzony spryt. A ponoć, jak mawiali filozofowie, zaakceptowanie swej niewiedzy to klucz do zdobycia jakiejkolwiek mądrości.
- Och wybacz mi synu wyrozumiałości. Człowiek tyle czasu spędza wśród sterty dokumentów, że zapomina, że nie jest to elementarny wynalazek, który tworzy ten piękny świat. Więc pytałeś o swe obowiązki, synu pracowitości? Nie jest ich wiele i nie są ciężkie, ale oczekuje, że będziesz wykonywał je sumiennie. Od tropiciela oczekuje się, że ostrzeże swych towarzyszy przed ewentualnym niebezpieczeństwem, czasem zwiad wykonać każę, a w wyjątkowych sytuacjach użyjesz instynktu łowcy i uchronisz towarzyszy od głodu. Poza tym, synu fizycznej sprawności, nie uważam za wskazane, abyś w chwili niebezpieczeństwa opuścił swych kamratów, obrona ramię w ramię byłaby milej widziana. Wszystko to, jest zapisane w kontrakcie, jeżeli jednak nie znajdujesz powodu by ufać mym słowom, zgłoś się do skryby w karawanseraju. Tylko nie powołuj się na me imię, skryba jest mi przyjacielem i mógłby chcieć pójść na rękę swojemu druhowi, łamiąc zasady zawodowej uczciwości. Pozostaje jeszcze kwestia twego wynagrodzenia, synu zaradności. Miesięczny żołd najemników wynosi 150 dinarów sułtańskich, nie widzę powodu, aby tobie płacić mniej.

- Dziękuję - odpowiedział, lekko pochylając głowę. Jakkolwiek reakcja kupca mogła być zarówno prześmiewcza jak i nie, na pewno nie była najgorszą, jaka mogła się przydarzyć. Wymagania były jasne i oczywiste, chociaż zadziwiająca zdała się Darlathowi potrzeba wspomnienia o nie porzucaniu towarzyszy. Najemni musieli być strasznym ścierwem.
Nie chcąc przedłużać, użył swych ostrych kłów do lekkiego nadgryzienia palca wskazującego, by pozyskanym "atramentem" w kilku płynnych ruchach nakreślić znak, przypisany mu za młodu jako osobisty symbol.
- Muszę udać się po swe wyposażenie - rzekł do kupca, podając mu podpisany kontrakt - Wrócę niebawem. I dziekuję, za zaufanie - po tych słowach ruszył pełnym pędem przed siebie, a przyznać było trzeba, że budowa kończyn pozwalała mu być szybszym, niż typowy człowiek.

Kupiec stał jeszcze przez chwilę z podpisanym kontraktem, krew oczywiście nie wydała mu się najlepszym atramentem, ale nie powinno być problemu. Djinnt mu uwierzył, chyba Ahmared nie okazał się dlań zbyt łaskawy. Ibrahim bynajmniej nie kłamał, pozyskanie usług Darlatha miało jeszcze jedną zaletę. Djinnty, jakkolwiek mało poznane, mogły wzbudzać szacunek samym tylko groźnym wyglądem. Kupiec, który ma na swych usługach kogoś takiego, natychmiast zyskuje w oczach klienteli pewnego rodzaju podziw, co wpływa korzystnie na interesy. Ibrahim miał prawo czuć zadowolenie, w ciągu dnia zebrał imponującą drużynę, oby tylko okazała się skuteczna. Schował papier i ruszył do Gressila, był mu przecież winny wyjaśnienia, kupiec jednak szybko zrezygnował z tego przesłuchania. Najemnik odmówił opieki nowej uczestniczki karawany, zastąpił ją starym, sprawdzonym lekarstwem, którym ludzie od wieków leczą zarówno ciało jak i ducha, co niestety odbijało się na zapachu. Ibrahim na pewno nie zamierzał rozmawiać z najemnikiem w tym stanie, poza tym był już zmęczony. Kupiec obiecał jednak sobie, że nie odpuści Gressilowi składania wyjaśnień, następnie udał się do swego pokoju w karawanseraju i poddał się kojącemu działaniu snu, jutro zapowiadał się dzień nie mniej pracowity.
_________________
I lubię patrzeć, jak w panice
Pospólstwo z mieniem pierzcha drogą,
A po ich piętach wojownicy
Depcą i ławą suną mnogą.
Lubię to sercem całym!
 
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2013-03-08, 22:18   

Djinnit z każdym skokiem zbliżał się do wynajętej kwatery. Nastroje prezentowane przez sporą część miasta nauczyły go, że przemieszczanie się po budynkach było znacznie lepszym wyjściem, niż kluczenie w uliczkach między nimi. Przy okazji, Skree miała do niego łatwiejszy dostęp tutaj, niż tam na dole.
Zawarcie układu, czy jak to ludzie zwykli byli nazywać, napełniło młodzika nową energią, co odbijało się w każdym jego ruchu - nieczęsto znajdował się ktoś, kto chętny był zlecić mu robotę, a podróżowanie za opłatą było już prawdziwą poezją. Przynajmniej w jego mniemaniu.

Dotarł wreszcie "do siebie", nie czuł się jednak "wyrażony" samym biegiem. Podróż otwierała tyle możliwości, a kupiec wspominał coś o krainach poza pustynią. To było na więcej, niż się spodziewał, a wizja egzotycznych dla niego miejsc a kto wie, może nawet wyróżniających się na tle reszty grupy dokonań sprawiła, że nawet nie zauważył, gdy podjął chaotyczny, podekscytowany marsz po płaskim dachu.
- O, niech tylko Skree się dowie! - powiedział sam do siebie, zapominając o ich dzisiejszych utarczkach. Przecież mieli wreszcie wyrwać się z tego parszywego miasta.

* * *


Bezsensowna, z logicznego punktu widzenia, radość nie pozwoliła Darlathowi zmrużyć oka, przy okazji sprawiając też, że "niebawem" znacznie rozciągnęło się w czasie. Stawił się, wraz z towarzyszką, gotowy do drogi na góra godzinę przed świtaniem, cały swój dorobek mając na sobie.

Nie poprawiało to jego prezencji znacznie, jednak osłaniający lewą pierś pancerzyk wraz z naramiennikiem i zwisającymi u pasa niewielkimi sakwami sprawiały, że wyglądał mniej jak dzieciak, a bardziej jak... cóż, po prawdzie to jak niedoświadczony, młody awanturnik.
Sam siebie, naturalnie, widział zupełnie inaczej.
_________________
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2013-03-09, 01:28   

Dopilnowała wszystkiego. Kiedy najemnik, okrutnie zmaltretowany i odrętwiały, został przez elfkę odprawiony wraz z nastaniem wieczoru, mogła nareszcie zostać sama. Nie miała dokąd wracać, nie chciała także pokazywać się nikomu przed dostaniem poza obręb miasta, toteż powzięła decyzję o spędzeniu nocy w karawanseraju. Na deskach wozu rozłożyła posłanie, następnie otuliła się połami obszernej, wzorzystej szaty, przywiezionej przez nią z dalekich, elfich krain. Mogła czuwać aż do świtu, pogrążona w półśnie, jeszcze wrażliwsza na dźwięki po zmroku. W razie potrzeby potrafiła sobie poradzić z intruzami, szczególnie, gdy ich oczy niewiele dostrzegały w mroku, ona zaś orientację zawdzięczała słuchowi i wzrokowi, który potrzebował znacznie mniejszej ilości światła niż ludzki. Lobelia nie należała do twardych wojowniczek swojej rasy, które siłą równały się albo i przewyższały ludzkich mężczyzn, jednak szybkości, zwinności i gibkości mogły jej pozazdrościć akrobatki, zaś elfce te umiejętności pozwoliły przetrwać.
Postanowiła wykorzystać godziny pozostałe do świtu, by przygotować się fizycznie do podróży - dać odpocząć ciału, podczas, gdy umysł, nadal czujny, zawieszony był między jawą a zniekształconymi przez pamięć wspomnieniami.
_________________
20% bardziej musztardowa
 
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2013-03-09, 13:16   

Jakiś czas przed świtem do karawanseraju zawitało kilku pachołków niosących kufry, mniejsze i większe. Nie było tego wiele, tylko najważniejsze rzeczy spakowane z wielką dokładnością. Rzecz jasna nie mogli wiedzieć co zawiera ładunek jaki niosą jednak skoro otrzymali pozwolenie na normalne poruszanie się po ulicach nie mogło to być nic nielegalnego. Tak więc spokojnie i bez nerwów przynieśli wszystko na wyznaczone miejsce. Byli zawczasu opłaceni tak więc nie mając tu już nic do roboty ruszyli do jakiegoś zajazdu.

Niedługo później zjawił się i sam właściciel bagażu. Bard odziany w wygodne, podróżne ubranie i okryty ciemnym płaszczem z kapturem ziewnął lekko zakrywając usta dłonią. Poprawił skórzany pas, do którego przytroczonych było kilka sakw z różną zawartością, oraz instrument jaki nosił u boku. Była to przepiękna lutnia wykonana bez wątpienia przez jedno z elfich plemion zamieszkujących krainy północy. Wykonana była z czarnego, polerowanego drewna i ozdobiona srebrnymi motywami mitologicznymi takimi jak smoki, drzewo życia, a także księżycem i gwiazdami.
- Witaj Darlath - przywitał się z djinnitem, którego poznał wczoraj - Z twojej obecności tutaj wnioskuję się, że udało ci się dogadać z kupcem i otrzymać zatrudnienie - na twarzy półelfa zagościł lekki uśmiech.
Nie pozostało nic jak tylko czekać do wyjazdu.
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2013-03-09, 19:05   

Spojrzał na przybyszów, o ile jaszczur prezentował się w miarę znośnie, tak mieszaniec spełnił jego obawy. Ilość ekwipunku jaki ze sobą zabierał był typowy raczej dla dam dworu, choć minstrele przeważnie niczym się od nich nie różnili, dlatego w walce liczyć będzie musiał raczej na gadzinę. Jako że nowe nabytki karawany zbytnio nie palili się by podejść skierował kroki w stronę kadetów.
- No chłopaki słońce zaraz wzejdzie więc jesteście wolni, przy okazji gdy was nie będzie może tamte panienki odważą się podejść.
Cała czwórka z głośnym śmiechem ruszyła w miasto, ostentacyjnie kłaniając się bardowi i Darlathowi. Gressil natomiast postanowił poszukać Ibrachima by dowiedzieć się czegoś o tych dwóch a przy okazji wyjaśnić wczorajsze zajście.
......
Ale najpierw....... rzucony kamień z głośnym hukiem odbił się od burty wozu medyczki
 
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2013-03-09, 21:06   

Od dłuższego czasu siedziała ze skrzyżowanymi nogami, pochylona nad niewielkim naczynkiem trzymanym w dłoniach. Po plecach i ramionach postaci, sięgając aż do talii, kaskadą spływały fale czarnych włosów. Elfka wdychała smużkę wonnego dymu, który unosił się z garstki ziół, a jej nozdrza poruszały się w rytm spokojnego oddechu. Oczy miała zamknięte. Zewsząd dobiegały rozmowy i inne dźwięki, na które elfka nie zwracała uwagi.
Jednak odgłosu kamienia uderzającego o drewno nie mogła zignorować, gdyż boleśnie wwiercił się wgłąb jej czaszki. Zgrzytnęła zębami, rozchylając powieki, a następnie niespiesznie wstała i poprawiła na sobie lekką tunikę. Wychyliła się z wozu i rozejrzała w poszukiwaniu winnego zakłócania jej spokoju. Ujrzawszy go, wyprostowała się, krzyżując ręce na piersi. Oczy Lobelii były nienaturalnie błyszczące.
- Czyżbyś jednak poszedł po rozum do głowy i postanowił zaufać umiejętnościom osoby, na którą skazany jesteś przez najbliższe miesiące? - zapytała aksamitnym tonem.
_________________
20% bardziej musztardowa
 
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2013-03-09, 21:15   

Uśmiechnął się czując na sobie sztylety rzucane spojrzeniem, w odpowiedzi na ciepłe powitanie ukłonił się głęboko.
- Witaj pani, niestety ma samcza duma nadal wzbrania się przed poddaniem Twej opiece. Nie mniej jednak uważam, że powinnaś poznać i przywitać nasze mniej śmiałe koleżanki. - Wskazał dwójkę nadal trzymających się na uboczu wojowników. Przybrał już swój neutralny, skrzypiący ton głosu - Wkrótce ruszamy.
 
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2013-03-09, 23:19   

Lobelia pokręciła głową nad niepoprawnością Gressila i zeskoczyła z wozu. Lekkim krokiem zbliżyła się do dwójki stojącej nieopodal, przybierając obojętny, ale nie wrogi wyraz twarzy. Ciekawa była ich stosunku do obelżywych określeń najemnika, sądziła, że tak napięte relacje wpłyną znacząco na przebieg nadchodzącej wielkimi krokami podróży. Spodziewała się utarczek między osobnikami, w których gołym okiem widać było buzujący testosteron, i jednocześnie obawiała represji, które mogły dosięgnąć i jej.
- Witajcie, panowie - na drugie słowo elfka położyła szczególny nacisk. - W jego słowach jest racja, powinniśmy zerwać z barierą obcości między nami. Nazywam się Lobelia D'ortmanna, a moim zadaniem jest trzymanie pieczy nad waszym zdrowiem. - Przeniosła wzrok z półelfa na gadziego chłopca, który był teraz źródłem jej zaciekawienia.

- Darlath - rzekł pod naciskiem wzroku elfki, który uznał za sygnał, że oczekuje się od niego przedstawienia się. Odruchowo sięgnął prawą dłonią do głowy swego sokoła, głaszcząc ją pod dziobem. Miał mało do czynienia z elfami, zazwyczaj były dość bogate, więc ścieżki jego i przedstawicieli tej rasy nie miały okazji się krzyżować.
- Czy znajomość imion znaczy dla ciebie aż tyle? - spytał, badawczo patrząc na twarz elfki.

Półelf obserwował swoimi arktycznymi oczami pogrążony w mroku karawanseraj. Po przywitaniu się ze swoim gadzim znajomym nie miał zbyt wiele do roboty tak więc oparł się plecami o słup i wpatrywał się w wozy, którymi już niedługo mieli wyruszyć w podróż. Od razu zwrócił uwagę na wysokiego, chudego mężczyznę, który rzucił kamieniem w wóz jakby próbował zbudzić kogoś śpiącego wewnątrz. Ten facet miał być dowódcą oddziału chroniącego karawanę? Szczerze powiedziawszy nie wyglądał zbyt imponująco. Przywodził bardowi na myśl raczej mendę barową niż wojownika. Ale nie ocenia się książki po okładce prawda?
Wkrótce pokazała się niewysoka, młoda elfka, która wymieniła z tamtym osobnikiem kilka słów. Najwyraźniej się znali choć nie wyglądało na to by darzyli się szczególną sympatią. Asim pracując w swoim fachu nauczył się wiele o ludzkich zachowaniach i tym jak rozpoznaje się ich stosunek do otaczających osób. Gdy kobieta zbliżała się w ich stronę nie omieszkał po samczemu się jej przyjrzeć jednak mało prawdopodobne było by mogła to spostrzec. Jego fach wymagał dyskrecji.
- Niezmiernie miło mi poznać pannę Lobelię i serce me się raduje na myśl, że będziemy towarzyszami podróży - półelf ukłonił się po swojemu. Nieco oszczędnie jednak nikt nie mógł mu zarzucić, że było to niedbałe czy niegrzeczne - Znają mnie tu pod imieniem Asim i jestem człowiekiem o wielu talentach, które z pewnością nie są tak potrzebne jak twoje umiejętności. Mam jednak nadzieję, że będę miał szansę udowodnić ich przydatność.
Słowa gada nie bardzo spodobały się wygadanemu mężczyźnie tak więc skrzywił nieznacznie usta lecz postanowił darować sobie komentarz.
Elfka nie chciała być zbyt natarczywa, więc ograniczyła swoją ciekawość do szybkiego zlustrowania chłopca przy zbliżaniu się, teraz natomiast uparcie patrzyła w jego niezwykłe oczy.
- Odpowiadając, Darlathcie, lubię wiedzieć, jak mam się do kogoś zwracać. "Ty" nie jest zbyt użytecznym zwrotem w szerszym gronie - rzekła, uśmiechając się na widok delikatnej pieszczoty, jaką dijnnit obdarzał swojego ptasiego przyjaciela. - Wnioskuję, że jesteś zwiadowcą albo łowczym - rzuciła, przekrzywiając głowę. - Choć nie znam twojej rasy, wnioskuję po atrybutach. Czy raczej jednym, ale wiele mówiącym. Liczę, że nie dasz się nikomu zaskoczyć - skończyła dwuznacznie, mając na myśli bezpieczeństwo zarówno dijnnita, jak i reszty karawany.
Pierwszym wnioskiem, jakim nasunął się jej po słowach półelfa, Asima, była jego pewność siebie, kontrastująca z płochością gadziego młodzika, a także umiłowanie do kwiecistych mów. Lobelia nie mogła nie zwrócić uwagi na jego wyszukany strój i instrument, dumnie świadczący o profesji mieszańca. Spojrzała na niego przychylnym okiem, był zapowiedzią urozmaiconych wieczorów.
- Asimie, liczę, że, jako posiadający w sobie elfią krew muzyk, zadbasz o naszą rozrywkę i nie pozwolisz schamieć kompanom w trakcie podróży. - Rzeczywiście, widać, że miał elfich przodków, przyznała w duchu Lobelia. Nie mogła odmówić mu urody.

- Mam wielką nadzieję, że nie zawiodę twoich oczekiwań Lobelio - półkrwi elf skłonił lekko głowę odpowiadając kobiecie. To miłe, że ktoś potrafił docenić to co był w stanie zrobić dla całej karawany za pomocą swej niemal czarodziejskiej lutni. Pod jego palcami wydawała się grać samodzielnie a jej dźwięki odpowiednio oddziaływały na słuchających. Koiły i usypiały kiedy trzeba było, podnosiły na duchu, dodawały sił a także bawiły.
- Radość sprawi mi jeśli będę mógł sprawić ci przyjemność moją grą.
To akurat była prawda. Nic nie sprawiało mu większej radości niż to gdy jego muzyka zadowalała słuchaczy i była doceniana. Szczególnie jego własne utwory, które jednak zachowywał tylko na specjalne okazje.
Pomimo pozornej pokory, w oczach jak i melodyjnym głosie barda bez większego wysiłku można było zauważyć pewność siebie i swoich umiejętności.

Półelf odezwał się szybciej i to w taki... taki “ich sposób”. Nie umiał tego lepiej nazwać, ale wszyscy dookoła rozmawiali ze sobą, jakby to była jakaś ceremonia. Skree chyba też miała takie wrażenie, co chwila przekrzywiała komicznie głowę.
- Za szybko połączyłem jedno z drugim - wyjaśnił swoje poprzednie pytanie, kiwając głową na znak zrozumienia przekazu elfki. Przy okazji uciekł gdzieś wzrokiem, po chwili jednak wracając. Męczyło go, gdy patrzono mu prosto w oczy - Atry... masz na myśli Skree? - ta część zaciekawiła go bardziej, może dlatego, że “atrybut” brzmiało, jak gdyby mówiła o przedmiocie.

Lobelia zmrużyła oczy, rozkoszując się tonem i barwą głosu barda. Były one niezwykle obiecujące i elfka wiedziała, że w tej kwestii Asim nie przesadza. Kochała piękno w każdej postaci i umiała docenić artystę, będącego jednym z jej rozmówców. Miała cichą nadzieję, że muzyk w swoim repertuarze posiada także elfie ballady, do których odczuwała słabość. W milczącej wdzięczności za dobre chęci elfka skłoniła głowę przed Asimem, szybkim, wdzięcznym ruchem, przywodzącym na myśl zwierzę. Zaniepokoiło ją lekko zachowanie dijnnita, był spłoszony, więc postanowiła zatrzymać wzrok na towarzyszącym mu sokole, aby nie peszyć młodzieńca nadto.
- Ładne imię - stwierdziła zgodnie z prawdą. - Nie przywiązuj uwagi do określeń, młody towarzyszu, one często nie oddają prawdziwej natury rzeczy. Skree jest niewątpliwie twoim atrybutem, a dla wszystkich przydatnym towarzyszem w terenie. Panowie, wybaczcie, jednak muszę jeszcze coś zrobić, zanim wyruszymy. - Jej myśli wróciły do, dopalającej się już zapewne, dawki ziół. Według elfich receptur miały one pobudzać ciało i zwiększać koncentrację. - Nasz szef niedługo powinien wrócić - rzuciła na odchodnym, obdarzając rozmówców ostatnim, powłóczystym spojrzeniem.
_________________
 
 
Waskos 
Patriarcha
Kapłan Spamu



Wiek: 30
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 595
Skąd: Masłowy Bród
Wysłany: 2013-03-10, 17:20   

- Ależ proszę zaczekaj jeszcze, córko prędkich działań.- Ibrahim, zgodnie z obietnicami elfi, pojawił się szybko.- Ach, serce rośnie patrząc na tak sumiennych i punktualnych pracowników. Zapewne nigdy nie zdołam się odwdzięczyć za wasze oddanie, ani odpokutować za własny brak szacunku. Tak, mistrzowi karawany zdecydowanie nie przystoi ostatniemu pojawiać się w tak ważnym dniu. Spodziewam się, że żaden rodzaj zadośćuczynienia nie będzie adekwatny do takiej zbrodni, toteż żadnego nie proponuje. Chciałbym jednak uniknąć dalszego marnotrawstwa waszego czasu i powiedzieć to, co potrzeba właśnie teraz, gdy wasze uszy znajdują się w jednym miejscu. Musi was zapewne dręczyć pytanie, o dzieci ciekawości, jaki jest cel naszej wędrówki. Otóż nasze drogi wiodą nas na północ, do miejsc gdzie gorące piaski ustępują zielonym halom, do kraju Berwendczyków. Niewiele wschodów dzieli nas od stoków, ale z podróżą nie wolno zwlekać. Pozostaje nam więc jedynie zmówić ostatnie modły ku bogom kupców i wędrowców.

***

Ahmared opuścili sprawnie, karawana nie należała przecież do największych. Dziwne, ale Ibrahim odczuwał ulgę nawet większą, niż gdy szukał tu schronienia po pustynnej wędrówce, ale miał ku temu dobre powody. Gdyby był wróżbitą, to pewnie ptasie wnętrzności przepowiedziałyby mu niespokojne czasy czekające na Ahmared, ale był kupcem i taką przyszłość przepowiedział mu rynek. Ostatnio ceny czerwonego pieprzu były dziwnie wysokie, niby nic nadzwyczajnego, ale przeczyły one prawom rynku w Ahmared. Ceny owe zawsze powiązane były z innymi przyprawami sprowadzanymi przez okręty, a one nie zanotowały dziwnych skoków. Teraz wystarczyła niewielka znajomość półświatka, a z tego i innych cudów na rynku można było dostrzec listę składników do słynnych trucizn ahmaredzkiej gildii złodziei. Ibrahim nie chwalił się oczywiście tą wiedzą, ściągnęła by na niego zainteresowanie alchemików kartelu, a takie zainteresowanie trwa zazwyczaj bardzo krótko, ale wniosek był jasny, gildia zbierała zapasy, a to oznaczać mogło tylko jedno, wojnę w półświatku. Nie były one niczym nowym, zazwyczaj związane z przejęciem władzy w kartelu, lub po drugiej stronie, w sułtańskich pałacach. Tylko gruby Kalid i jego pieniądze mogły zapewnić równowagę między dworem a dokami, problem w tym, że jego czas, jako osoby stanowiącej pomost między tymi stronami, był już rekordowo długi, a tacy ludzie ginęli właśnie podczas takich wydarzeń. W końcu zawsze zapanowywał spokój, i po pewnym czasie Ahmared powracał do ładu. Tak, Ahmared przerabiał takie wydarzenia co jakiś czas, ale tym czasie lepiej nie być w mieście sułtana.
Ibrahim przerwał przemyślenia, jego zadanie zatrzyma go poza Ahmared w najbliższej przyszłości. Nie zapomniał o swym wczorajszym postanowieniu. Rozkazał woźniczemu zbliżyć się do Gressila, jadącego z przodu.
- Rad jestem widzieć cię w zdrowiu, ojcze walecznego ostrza. Łezka może się zakręcić w oku, gdy opuszczamy przepiękny Ahmared, prawda? Wiesz, o synu odwagi czego będzie mi najbardziej brakować? Wrodzonej mądrości i cennych porad mieszkańców. Na przykład gdy nadzorowałem wybór tych wspaniałych wierzchowców, koniuszy udzielił mi pewnej życiowej rady. Rzekł do mnie tak, „pamiętaj, panie kupcze, że poganiacz ma swoje plany, a koń swoje”. Prawda, że przydatna wiedza? Zapewne zgodzisz się ze mną, synu awanturniczej przeszłości, że najlepiej dla jeźdźca i konia będzie, jeżeli ich drogi nie będą się rozwidlać. Zdecydowanie dla jeźdźca pożyteczniejszy byłby bowiem posłuszny, kulawy osioł, niż najwspanialszy ogier zmierzający w ciernie. – Najemnik zdecydowanie nie należał do głupich i zrozumiał aluzję, nad którą cały czas głowił się woźnica.
_________________
I lubię patrzeć, jak w panice
Pospólstwo z mieniem pierzcha drogą,
A po ich piętach wojownicy
Depcą i ławą suną mnogą.
Lubię to sercem całym!
 
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2013-03-11, 15:10   

Widząc iż elfka ruszyła w kierunku przybyszów sam zajął się kończeniem przygotowań. Sprawdził kusze jakie przydzielono, każdemu po dwie, woźnicom jak i upewnił się do ogólnego stanu samych wozów. Wszystko wyglądało jak należy i było gotowe do wyjazdu poza oczywiście nim samym.
Jako broń wybrał zwykła szable nabytą kiedyś od jednego z kupców, była lekka i idealnie nadawała się do walki z przeciwnikami napotykanymi na pustyni. Dla ochrony założył lekką kolczugę i całość ukrył pod białym płaszczem a do siodła przypiął niewielki puklerz, łuk i kołczan wypełniony strzałami o najróżniejszych grotach często zakazanych w poszczególnych miastach.
Jako pierwszy wyruszył z miasta by sprawdzić jak wygląda szlak przez co okazja do rozmówienia się z Ibrachimem nadarzyła się dopiero po opuszczenia murów przez cała karawanę. Widząc zbliżający się wóz kupca spowolnił konia i zrównał się z pracodawcą by wysłuchać pouczenia wygłoszonego zbyt kwieciście i obszernie jak na zawartość treści jaką ze sobą niesie.
- Tak jak Ci mówiłem panie w dniu podpisania kontraktu twoje interesy stały się mymi a moje prywatne zobowiązania czekają, aż wypełnię warunki naszej umowy. A co do wczorajszego zajścia to tylko braterski spór, oskarżono mnie o posiadanie pewnego przedmiotu i z niewiadomych mi zupełnie przyczyn, nie uwierzono w me zapewnienia o niewinności. - Zlustrował wzrokiem Ibrachima – Cieszy mnie, że nie zignorowałeś panie mej prośby i miałeś go ze sobą, ale skoro opuściliśmy już Ahmared czy mogę prosić o zwrot amuletu?
 
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2013-03-11, 17:41   

Pazury djinnita rytmicznie zagłębiały się w ciało pustyni, pozostawiając rany, które po chwili goiły nieprzeliczone ziarna piasku. Karawana, jak to typowa ekspedycja handlowa, nie poruszała się nadmiernie szybko, zaś leżenie plackiem na dachach wozów i wygrzewanie się nie było... no dobrze, było bardzo przyjemną opcją, ale musiałby się porządnie zmęczyć, nad czym zresztą pracował, zdecydowawszy się na przebieżkę. Dopóki pozostawał w odpowiedniej odległości od karawany, nie było problemu, żeby dostał się do niej dostatecznie szybko w razie niespodziewanych zajść.
Tak blisko miasta zwiad nie był potrzebny, ale gdy trafią poza pustynie, może być różnie. Wiedział, czym są dżungle i lasy, o ile ciężej i mniej beztrosko trzeba się w nich poruszać, ale nie miał pojęcia, czym są wspomniane prze kupca "hale". Znając życie będą brzydsze niż to, co mają tutaj.

Z krótkiego wyskoku dla rozruszania, zmieniło się to w trwające już dobre pół godziny napawanie się słońcem, dawno nie odwiedzaną przez Darlatha pustynią i rozkoszowaniem się resztkami wilgoci w niesionym od morza powietrzu. Zdecydowanie zbyt długo gnił we wzniesionym przez ludzi labiryncie uliczek. Tutaj czuł się jak w domu.
Tak samo jak Skree, z którą chwilę jeszcze sprawdzał, czy jest w stanie złapać podrzuconą monetę w locie tak sprawnie, jak dopada lądowe zwierzątka. Jego ptasia towarzyszka szybowała teraz gdzieś wysoko nad nim, podczas gdy on sam kierował się ku niedużemu wzniesieniu, ot tak, żeby popatrzeć szerzej.

Zanim tam jednak dotarł, sokolica drastycznie obniżyła swój lot i wylądowała młodzikowi na ramieniu. Łuskowata skóra dawała opcję lądowania miejscami na gołym ciele, ale wybrała lewe ramię, przykryte naramiennikiem, którego nieduże wyżłobienia przygotowane były specjalnie dla niej.
- Nie ma sensu teraz im mówić. Później się przyjrzymy - odpowiedział na żywiołową, acz krótką, relację - Masz ochotę zapolować na monetę?
_________________
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   

Podobne Tematy
 
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
theme by michaczos.net & UnholyTeam
Tajemnice Antagarichu :: Heroes of Might & Magic 1,2,3,4,5,6 Forum