Forum Disciples, Disciples 3 on
 
Forum Disciples, Disciples 3  Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples
 FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Regulamin  Zaloguj  Rejestracja   Chat [0]   Discipedia  Download 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: Vogel
2011-09-05, 09:53
Płótno Bogów
Autor Wiadomość
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-20, 19:43   

- Silni, zjednoczeni i wierni... Faryzios... - mruknął starszy jeleń. Przez pewien czas rozważał wszystko, co usłyszał, po czym podjął - Co jednak z...
Zamarł. Do kręgu światła zbliżały się cztery osoby; jego syn prowadził pod ramię jakąś kobietę, a za nimi szła dwójka innych. Coś było nie tak, ournowie nie znali tego gestu, a ta kobieta...
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-20, 20:34   

Twarz mędrca wydłużyła się. Than energicznie odwrócił się w stronę pojawiających się w blasku ognia kobiet. Cała kompania postała.
- Co one tu robią !– młody król ryknął na całe gardło. Z głośnym świstem wyciągnął z pochwy miecz. To samo uczynili też jego pobratymcy. Już chciał ruszyć w stronę kobiet lecz silna ręką starca powstrzymała go.
- Uspokój się głupcze! - zagrzmiał donośnym głosem.
Mędrzec spojrzał na Naamę, doskonale wiedział że nie jest to zwykła przedstawicielka tej rasy. W jego oczach pojawiły się złowieszcze ogniki.
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-20, 20:46   

Ujrzałam ogłupiałą minę jeleniowatego starca i uśmiechnęłam się do niego, jak gdyby nigdy nic. Przystanęłam, Nanok zrobił to samo - w końcu nie dało się ukryć, że to ja prowadziłam w tej parze. Opuściłam młodzieńca i zbliżyłam się jeszcze o krok, stając w zasięgu blasku ognia wraz z towarzyszkami. Pierwsze wrażenie zawsze się liczy.

- Witajcie, panowie i panie, szanowny Ran'tuku - rzekłam oficjalnym tonem. Ukłoniłam się dwornie, nie zważając na kiepskie maniery kotowatych. Widziałam w ich gestach, słowach i oczach wrogość, ale wcale się nią nie przejmowałam. - Czy godzi się rozstrzygać losy naszego pięknego lasu bez jednej z jego najstarszych ras?

Ogień trzaskał wesoło, jakiś ptak darł się niedaleko między drzewami, pachniało wiosną.
_________________
20% bardziej musztardowa
 
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-20, 21:17   

Nanok osunął się na ziemię, jego umysł stopniowo się rozjaśniał. Nie pamiętał, że szli do osady, tylko tamten zapach, a potem myśli, natarczywe myśli i zapach tej samicy. A teraz był tutaj, kotowaci nadal z ojcem przy ogniu, on na ziemi, ta kobieta, miecze...
Ojciec go zabije!
Chłopak skulił się, chciał skurczyć, ale bardziej się już nie dało.
"Głupi-głupi-głupi..."

Ran'tuk wstał i pokłonił się tej istocie. Bogini, kto by pomyślał. Przybrała ziemskie ciało, ale dało się to wyczuć. A przynajmniej on mógł, jako wyświęcony kapłan.
Sprawy niestety się skomplikowały - najwyraźniej ci kotowaci nie byli z nimi w dobrych stosunkach. Z drugiej jednak strony, to mogło być interesujące; słyszał wiele zdań z imieniem Faryziosa, teraz zaś miał szansę dowiedzieć się czegoś poprzez obserwację konfrontacji.
- Czy to są kobiety o których mówiłeś? - Zapytał starszego towarzysza Thana. Przed tym upewnił się, że bogini miała okazję do odczytania z jego myśli dokładnej treści tej wypowiedzi. Następnie zamknął swój umysł; pokaże tylko to, co zechce.
_________________
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-20, 21:31   

Mędrzec spojrzał na Ran'tuka.
- Tak to one... jest z nimi również ich Bogini – zagrzmiał. Cały czas trzymał za pierś Thana. Dopiero gdy młody władca usłyszał wzmiankę o bóstwie odzyskał zdrowy rozsądek i cofnął się w stronę ogniska. Starzec podszedł do Ran'tuka.
- Zdecyduj po której chcesz stanąć stronie potomku Sor-Geka. Nie przystaniemy na sojusz z tymi istotami - rzekł krzyżując na piersi dłonie, nie działały na niego pozory, doskonale wiedział co kryje się za tymi wszystkimi grzecznościowymi gestami.
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-20, 21:47   

Wydęłam z niezadowoleniem usta. Tak bezczelnych i wypranych z szacunku słów nie słyszałam od dawna.
- Jak widzę panowie tutaj znają naszą naturę lepiej od nas samych - stwierdziłam chłodno. - I lubią stawiać sprawę na ostrzu noża. Nie pochwalam ludzi, którzy szukają konfliktów. Sądziłam, koci mędrcze, że okażesz więcej szacunku rasie równie wiekowej jak twoja, biorąc pod uwagę, że jestem kobietą. I mam dumę oraz uczucia, które możesz zranić. Wiesz, co to są uczucia, mój drogi? - Wbiłam w niego przenikliwy i zimny jak lód wzrok. - Stawiasz naszych nowych sąsiadów przed prostym acz trudnym wyborem - stwierdziłam cynicznie - sojusz albo wojna. - Bezczelnie popatrzyłam na twarz smarkatego amhellskiego króla.

Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami przy ogniu, nie robiąc sobie nic z prychnięć, którymi skwitowano moje słowa. Znacznie spokojniejszy już wzrok skierowałam na Ran'tuka. Pytająco uniosłam brwi.
_________________
20% bardziej musztardowa
 
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-20, 22:44   

Tak więc byli pod ścianą. Znowu.
Wieczór był obiecujący, noc przyniosła konflikt i rozczarowanie, zmuszając do trudnego wyboru, wyboru, do którego nie był uprawniony. Ran'tuk spojrzał w ogień. "Tak, Rogaty, wiem. Moja część dobiega końca. Ciekawym jedynie, czy to, co jest twoją wolą jest słuszne również dla innych."
Stado rozeszło się. Noc była późna, kolejnego dnia czekały ich obowiązki. A decyzje i tak poznają. Czas było zbadać grunt przed następnym krokiem, przed krokiem ostatnim.
- Thanie - powiedział niewzruszony - Mówiłeś o jednoczeniu ludów lasu. Czy jest zatem ich więcej? A jeśli tak, to czy błędnie postępuję zgadując, że zbierzesz je wszystkie, by wspólnie się rozmówić?
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-20, 23:03   

"Ach... tego chcieliśmy uniknąć" pomyślał mędrzec. Niestety w owej chwili, nie miał już wyboru. Musiał zaprosić synów Sor-Geka na wiec.
Powoli odwrócił się w stronę Ran'tuka.
- Tak, będziecie mieli okazję spotkać się z innymi mieszkańcami tych ziem i przedstawić im swoje racje... Juto o świcie udajcie się w stronę Złotego Grodu, znajdziecie go na południu w pobliżu Góry Tell. To największy szczyt w okolicy.
Mędrzec był wyraźnie zrezygnowany. Dał znak braciom, by szykowali się już do powrotu.
- Uważaj - rzekł na odchodne robiąc kilka kroków w stronę jelenia. - Uważaj na nie, już pokazały co potrafią wprowadzając w trans tego młodzika, mam nadzieję że was tu nie wymordują jeszcze zanim ujrzycie świt... Żegnaj Synu Sor-Geka i pamiętaj o naszej propozycji. Nasz świat się zmienia... niestety nie wszystkim jego potęgom to odpowiada -

Wkroczyli w leśny gąszcz, znikając jeleniowi z oczu.
Ostatnio zmieniony przez Arosal 2011-08-21, 11:47, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-20, 23:34   

"To była już prawie ostatnia rzecz" z pewną dozą melancholii pomyślał Ran'tuk. Nowa myśl, absurdalna, bo przecież nie o to chodziło w ostatnim jego zadaniu, zmroziła go - teraz musiał już tylko dokonać żywota.

Obrócił się do Nanoka, tego, którego nazywał synem. Nie do uwierzenia, że już niebawem śmiać się będzie z tego, co teraz prawie go zniszczyło. Prawie. Rogaty nigdy nie był typem boga, który chciałby przesadnie ingerować w życie swych podopiecznych, zawsze robił tylko tyle, ile było trzeba. No, może poza kilkoma wyjątkami...
Ran'tuk wbił laskę w ziemię, niedaleko ognia, po czym odwrócił się do młodzieńca.
- Chłopcze -rzekł - Czas ci nareszcie stać się na powrót sobą.

Nanok uniósł na mężczyznę wzrok pełen ciemności niezrozumienia, który szybko jednak rozświetliła iskra, płomyczek świadomości. Wstał, nieporadnie, jakby czynił to po raz pierwszy w życiu, złamany dzisiejszym dniem.
Te kilka kroków było dla niego długą wędrówką, wśród rozszalałej burzy obrazów z przeszłości, bijących gromów olśnienia i wyraźnie jak nigdy przedtem dmącego z pustki wichru, jaka pozostała po części jego umysłu, do której mozolnie zmierzał.
- Tak... tak, oczywiście... - szeptał. Potknął się, na tak prostej, krótkiej ścieżce. To wszystko go oślepiło. Stanął naprzeciw ojca, ręka sama powędrowała do sztyletu. Piękny, kościany sztylet, dar z tego dnia. Jak dogodnie.
- Bo ty przecież nigdy nie istniałeś.
Świst. Niesłyszalny dźwięk rozcinania szyi. Struga krwi w powietrzu, rozpostarta nad nim płachtą .
Opadło na niego tylko światło. Ciało nie uderzyło o ziemię, zamiast tego z szelestem opadał płaszcz, skąpany w feerii barw radośnie bieżących do chłopca, wnikających w jego ciało.
Tak.
To znów był on.
Nareszcie był w pełni Nanokiem.
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-21, 01:11   

Kotowaci odchodzili, jak zwykle mając nas sobie za nic i dając popis braku manier. Nie wiedziałam, dlaczego nas tak nienawidzą, w końcu, póki trzymali się daleka od naszych siedzib, nie groziło im nic niebezpieczniejszego niż rozmowa z którąś z rasy istot. Zastanawiałam się czasem, czemu budzimy taką odrazę. Pożywiałyśmy się jak każde inne stworzenie, zazwyczaj nie zabijając żywiciela, co wyraźnie zaznaczyłam w kodeksie. Westchnęłam z rezygnacją.

Wtem coś zaczęło się dziać. Ten młodzik, Nanok, i jego ojciec... Oni odprawiali jakiś skomplikowany rytuał. Światła igrające dookoła postaci chłopaka odbijały się w moich ciemnych oczach. W porę osłoniłam tarczą antymagiczną stojące najbliżej osoby. Słusznie przypuszczałam, że nagłe uwolnienie, a następnie skumulowanie energii w jednym ciele mogło pozostawić ślady w ich delikatnych organizmach. Doprawdy dziwne myśli miał w tamtej chwili Nanok, pogmatwane, nieodgadnione i zupełnie chaotyczne. Zupełnie nieludzkie.

Skinęłam na siostry. Postanowiłyśmy skorzystać z opieki, jaką oferował obóz łagodnych, jeleniowatych stworzeń. Musiałyśmy przetrwać tę noc w letargu, aby zregenerować siły i o świcie ruszyć ku Tell. Delikatnie i bezszelestnie oddaliłyśmy się ku wielkiemu drzewu, znajdującemu się niedaleko.

- Będziemy czuwać na zmianę. Sanyo, obudź mnie, gdy uznasz to za stosowne. - Wyrzekłszy te słowa położyłam się na ziemi, twarzą ku niebu. Zamknęłam oczy i starałam się wyłączyć myśli, co nie było łatwe po burzliwym dniu. W końcu zapadłam w ciemność, pełną dziwnych szeptów.
 
 
 
MachaK 
Barbarzyńca
Mojra Nevendaaru



Wiek: 111
Dołączyła: 27 Maj 2007
Posty: 936
Skąd: Popielisty wschód
Wysłany: 2011-08-21, 09:58   

Bogini siedziała długie godziny na swoim tronie. Wtem jednak wyczuła, że ktoś wchodzi do jej wymiaru, tam gdzie była jej pustynia i pałac. Powoli i niechętnie wstała z tronu (skrzypiąc przy tym niemiłosiernie) i skierowała się do okien. Z oddali ujrzała Leszego, boga który był stwórcą tego świata materialnego. Szedł ów powoli przez moją pustynię, złożoną z idealnie okrągłych ziarenek metalu. Ktoś mógłby się zastanowić, dlaczego zrobiła Mitochia sobie tutaj pustynię? Przecież każdy krok na pustyni powoduje zmianę, niszczy ład i porządek, tak przez nią upragniony. Właśnie sprawa druga leżała w tym, że ten widok jest piękny. Bo ład i porządek są pięknem i kiedy się jej ostatecznie uda wszystkie koncepcje to by piękno nigdy nie zniknęło.

Mitochia otworzyła drzwi frontowe i stanęła w nich na powitanie gościa. Kiedy ów przybył zaprosiła go do stołu. Stół był wielki, marmurowy, przymocowany do podłogi. Siedzenia dookoła też były przytwierdzone do podłogi, a każde krzesło było innego rozmiaru, by każdy mógł znaleźć miejsce dobre dla niego. Mitochia, jako najwyższa wzrostem usiadła na głównym miejscu, na najwyższym krześle.
-Słucham - zaczęła -Z jakiej to okazji witam tak zacnego gościa w moich progach? Wprawdzie miałam wysłać jutro do was poselstwo, ale widzę że sami do mnie przybyliście. Z tytułu gościnności pozwolę, byście pierwsi przedstawili swoją sprawę. Zatem... słucham
_________________
Szaleństwo jest bramą, po której znajduje się nieśmiertelność. Nieśmiertelni mają wgląd na czas i przeznaczenie, a mając wgląd ma się też wpływ. Poddaj się władzy Mojrom, byś się nie rozpadł.
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-21, 10:44   

Nadszedł czas.
Z wysokiego szczytu ozwał się sokoli zew. Na grzbiecie gigantycznego ptaka siedział dowódca podniebnej gwardii. Spoglądając w dół Amhellczyk podziwiał rozciągający się przed nim widok.

Rozpięty na mocarnych łańcuchach gigantyczny gong odbijał promienie budzącego się słońca. W jego stronę po wykutych w skale stopniach podążał sam Fazyzios. Dzierżył w dłoni młot mający zapewne uaktywnić niezwykły instrument. Sokoli zew ponownie wypełnił przestrzeń. Pan odwrócił się w stronę swego ludu. Dziesiątki tysięcy Amhellczyków zgromadziły się w pobliżu góry Tell, mieszkańcy państwa świtu chcieli powitać wiec z pełną czcią i ujrzeć po raz kolejny swego ukochanego Boga. Przy okazji zaprezentować też potęgę i majestat rasy.

Tuż pod ołtarzem ustawiły się odziane w pierzaste stroje kapłanki. Wysokie, szkarłatne pióropusze i półnagie sylwetki zastygły w oczekiwaniu na ten jedyny moment. Faryzios spojrzał z uwielbieniem na złotą tarcze gongu. Freski zdobiące jego powierzchnię przedstawiały mitologiczną scenę pierwszych narodzin boga.
Na wprost ołtarza znajdował się szczyt Tell, to właśnie tutaj pośród kolumn gdzie taniec swój rozpoczęła Ithill, zgromadzili się przedstawiciele leśnych ludów. Zaciekawione twarze spoglądały w dół na sylwetkę nowo narodzonego. Wysokie kamienne krzesła ustawione w kręgu opustoszały. Wszyscy stali na skraju rotundy oczekując na sygnał.
Faryzios powoli wzniósł młot w górę. Wschodni wiatr owiał jego szkarłatną pelerynę, igrając w krwistych piórach boskiego hełmu pognał dalej niosąc za sobą woń lasu.
Tylko istota o takiej mocy mogła wprawić w drżenie tak gigantyczny instrument. Głęboki ton rozszedł się po okolicy. Aethos dał znak, setki sokołów wzbiły się w powietrze kołując tuż nad ołtarzem. Stojące pod nim kapłanki zapoczątkowały swój energiczny taniec, wydając przy tym wysoki okrzyk, doskonale zgrały się z tubalnym męskim głosem, który wtórował im nadając widowisku rytm.
Z tysięcy Amhellskiich Gardeł wydobył się okrzyk na część Nowo narodzonego. Nadszedł czas by rozpocząć obrady.

Członkowie zebrania pozajmowali już swoje miejsca.
Ów krąg był jednak niepełny, dwa krzesła pozostały puste. Jedno należało do zmierzającego w tę stronę Faryziosa. Pozostawała jednak kwestia drugiego…
- Zebraliśmy się tutaj by połączyć nasze rasy trwałymi więzami - rozpoczął Than wodząc wzrokiem po zebranych – Pragniemy powitać was w naszych skromnych progach – słowo skromnych zabrzmiało tutaj wyjątkowo naiwnie – Mamy nadzieję, że pozostaniecie z nami do samego końca, dzisiaj bowiem świętujemy. Tańcem i jadłem pragniemy uhonorować powrót naszego Boga.
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-21, 13:12   

Rankiem obudziła mnie Rina. Byłam zła na przyboczne, ponieważ nie obudziły mnie, gdy nadeszła moja kolej na pełnienie warty.
- Rino, Sanyo, wracajcie do naszych jaskiń - wydałam rozkaz.
- Ależ, pani... - chciała mi przerwać starsza z sióstr, robiąc przy okazji zdziwioną i oburzoną minę.
- Nie będę was narażać na niebezpieczeństwo, a musimy wiedzieć jak się sprawy mają. Wracajcie do gniazda, bez dyskusji - ucięłam. Wstały, patrząc na siebie znacząco. Wiedziałam, co knują i chciałam temu zapobiec. - Ruszajcie w tej chwili. - Spojrzałam na nie wyczekująco.

Ruszyły z ociąganiem w stronę domu. Młode jeleniostwory patrzyły na nie z zaciekawieniem, wojowniczki nie zwracały jednak uwagi na obce dzieci.

Rozejrzałam się dookoła. Stworzenia patrzyły na mnie z ciekawością, jednak nie było to przeszkodą. Stanęłam i wyciągnęłam przed siebie przedramię. Zaczęłam cicho śpiewać, dźwięki wznosiły się i opadały. Zamknęłam oczy, snując opowieść bez słów.
Nie musiałam długo czekać na efekty. Młody myszołów przyfrunął i wylądował na moim wyciągniętym przedramieniu. Pogłaskałam go po kształtnym łebku. Rozłożyłam zgrabne skrzydło drapieżnego ptaka i zbliżyłam do niego usta. Uspokoiłam spojrzeniem popiskujące stworzenie. Delikatnie naruszyłam skórę zwierzęcia, aby zaczerpnąć nieco krwi. Nie uszczupliłam jego zapasów.
Delikatnie posadziłam myszołowa na najbliższej gałęzi, głaszcząc delikatne pióra.

Chwila koncentracji, starałam się wyczuć swoje wewnętrzne skrzydła. Przemiana nastąpiła dosyć szybko, w następnej chwili już mogłam wzbić się w powietrze pod postacią myszołowa. Energicznie mąciłam powietrze piórami, wznosiłam coraz wyżej. W końcu odnalazłam prąd ciepłego powietrza i mogłam na nim spokojnie szybować ku Górze Tell.

Droga była długa, ale na ptasich skrzydłach mogłam przemieszczać się bardzo szybko, uważając jedynie na większe drapieżniki. Powietrze przyjemnie łaskotało moje pióra, mocne mięśnie utrzymywały kurs lotu.

Góra, jako najwyższy szczyt, była niezwykle łatwa do wypatrzenia. Ptasi wzrok ułatwił mi zadanie. Dzięki niemu też ujrzałam z wielkiej odległości jak miejsce to jest teraz zatłoczone. Stłumiłam swoją moc, aby nie wzbudzać zainteresowania. Zwinnie wymijałam latające sokoły, szukając odpowiedniego miejsca do lądowania. W końcu przysiadłam na gałęzi nieopodal zbieraniny. Zbliżyłam się nieco, ryzykując i zaczęłam obserwować, słuchać i analizować.
Ostatnio zmieniony przez Fedra ep Shogu 2011-08-21, 16:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-21, 14:00   

Dla skromnej reprezentacji ournów koniec wrzaskliwego i ponad potrzebę nadętego ceremoniału był powodem do chwilowej ulgi. Jak na istoty tytułujące się ludem leśnym, amhellanie nie mieli żadnego szacunku dla ciszy i subtelnej gry naturalnych dźwięków, którą z zupełnie niezrozumiałą dla jeleni werwą mordowali dźwiękiem gongu i krzykami.

Najdziwaczniejsze były jednak te całe... krzesła. Były niesamowicie niewygodne, ukształtowane do trzymania w jednej, sztywnej pozycji, wrogie wręcz swobodzie - nawet skały były serdeczniejsze pod tym względem.
Mimo całej powagi sytuacji, Nanok nie mógł przestać się wiercić - nie był zupełnie przyzwyczajony do spoczywania na czymś takim, zwłaszcza, że same meble nie były z kolei przystosowane do goszczenia istot obdarzonych, małym bo małym, ale jednak ogonkiem. Dwie jelenie pary, jedna dość młoda, druga już starzejąca się, również miały problemy w tej sytuacji - przynajmniej nie wychodziło na to, że nie umie się zachować przez zbyt małe doświadczenie i wiek.

Doradcy przybyli z nim głównie dla okazania pewnego szacunku kotowatym gdyż wszystkie ważniejsze figury z jeleniego ludu były przekonane, że sytuacja tak napięta może znaleźć swoje rozwiązanie tylko w dwóch przypadkach, to jest gdy każde wyjście będzie złym, lub jedyne dobre okaże się oczywistym.
Nanok dałby radę decydować sam, zwłaszcza po wydarzeniach dnia poprzedniego - był teraz już kompletny, z całym bagażem dawnych, znów jawnych dla niego doświadczeń z przeszłości. Widać to było w jego oczach - nadal młodzieńczych, lecz od czasu do czasu połyskujących ostrzejszym, zimniejszym tonem, kontrastującym z miękkim spojrzeniem jakim zazwyczaj obdarzał świat. Same zamiary jego boga były dla niego nadal zagadką, zapewne jednak krył się w tym wszystkim jakiś sens.

Czas był najwyższy, by się odezwać; wprawdzie, jeżeli amhellanie i te rogate stworzenia wartościują świat podobnie jak ournowie, to zostanie zgromiony za odzywanie się przed, zdaje się starszą, przedstawicielką trzeciego ludu.
Tego typu "potknięcie" nie mogło zaważyć na zbyt wielu rzeczach, a coś by mu powiedziało...
Wstał. Teraz każdy ze zgromadzonych mógł go zobaczyć. Średniego wzrostu jak na jelenia, a zatem mierzący nieco ponad półtora metra, o budowie dalekiej od bycia imponującą, raczej dość chłopięcej, a jednak postawą wyraźnie dający wyraz pewności siebie, Nanok pochwalić mógł się pięknym, szlachetnie lśniącym w promieniach słońca futrem i głębokimi, ufnie spoglądającymi oczyma.
Za całość odzienia służyła mu przepaska biodrowa oraz oznaka zwierzchności - płaszcz, który Than na Ran'tuku, noszony był przez młodzieńca w sposób całkowicie odmienny: zawiązany bowiem wokół szyi, wisiał z tyłu niczym zarzucony na plecy szal. Ponieważ materiał zasłaniałby talizmany zawieszone w sposób tradycyjny, amulety Nanoka, w formie najróżniejszych paciorków nawleczonych na pojedynczy rzemień oplecione zostały wokół przedramienia.
Pierwszym skojarzeniem, jakie nasuwało się na jego widok było raczej "młodociany watażka dzikusów" niż "młody wódz leśnej rasy".
- Radzi jesteśmy z przychylnego powitania - rozpoczął, świadom dwuznaczności jakie zawierało to zdanie i tych, które miał zawrzeć w kolejnych - Mam osobistą nadzieję, iż dzień dzisiejszy będzie owocny w decyzje i odsłoni jasny obraz przyszłości, w szczególności dla mojego ludu. Jak bowiem wszystkim zgromadzonym zapewne wiadomo, ournowie jak do tej pory nie przyjęli, ale też nie odrzucili propozycji zjednoczenia.
Skłoniwszy nieco głowę, usiadł na powrót. Teraz należało słuchać.
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-22, 09:25   

- Poza naszymi granicami zbierają się siły, z którymi nie sposób walczyć pozostając w rozsypce – ozwał się głos.
Than i reszta Amhellczyków powstali. Pomiędzy smukłymi kolumnami rotundy pojawił się Faryzios.
- Nim odzyskałem ciało wdziałem rzeczy o których wielu z Was nawet nie śniło – powiedział siadając, uczynili to również jego wyznawcy.
- Groźba zyskuje na sile. Mitochia zdobywa sojuszników – ciągnął, zdejmując z głowy upstrzony szkarłatnym pióropuszem hełm. Smukła twarz odwróciła się w stronę Nanoka i jego pobratymców.
- Ponad wszelką miarę cenicie sobie wolność i pokój. Mogę wam to dać, musicie jednak zadecydować po której chcecie stanąć stronie. Posiadacie zdolności, które mogą dopomóc nam w starciu z wrogiem –Zamilkł, wewnątrz kolumnady pojawiła się Ithill niosąc w dłoniach złotą czarę, za nią podążyły pozostałe kapłanki. W wkrótce przed każdym uczestnikiem stanął wypełniony winem puchar. Ithill ustawiła się za tronem Faryziosa. Reszta kobiet po bokach, gotowa usługiwać zabranym.
Niespodziewanie Faryzios spojrzał w stronę gałęzi jednego z pobliskich drzew. Smukły konar upstrzony szkarłatnym listowiem wdzierał się do wnętrza rotundy. Przysiadł na nim niewielki ptak.
- Naamo… skoro już tu jesteś… bądź tak miła i uracz nas swą ludzką formą – Na jego twarzy pojawił się ulotny uśmiech - Przynieś nam jeszcze jeden puchar wina. Mamy niespodziewanego gościa - zwrócił się do Ithil, szczególnie akcentując przy tym słowo "niespodziewanego".
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2011-08-22, 10:14   

Całe to zamieszanie, tysiące Amhellczyków, wielka pompa z jaką zorganizowano to wszystko również nie przemawiała do ludu. Za dużo hałasu, zbyt wiele szumu.
Na naradzie zjawiła Yshagrall, jako przedstawicielka wszystkich satyrów i awatar Pana, Aran'duul mówiący w imieniu wojowników i młody Fyr, któremu przypadło reprezentowanie czarodziejów. Patrzyli uważnie na to co działo się w sali. Nie spodziewano się obecności jeleniowatych, którzy przecież mieli zostać tutaj omówieni przez dwie starsze rasy.

- Patrz tylko... - mruknął wprost do ucha czarodziejki, rozbawiony Aran'dull. Wskazał dyskretnie palcem na ourny wiercące się cały czas na krzesłach. Kobieta spiorunowała go tylko spojrzeniem i słuchała tego co do powiedzenia mieli przedstawiciele dwóch pozostałych ras. Nowa rasa, zjednoczenie i tajemniczy wróg, o którym mówił Faryzios były dla niej jak na razie pojęciami owianymi tajemnicą. Niewiadomą.
- O jakim wrogu mówisz? Mitochia podejmie działania tak sprzeczne z jej naturą? - zapytała - I co mam rozumieć poprzez połączenie się? Jak mniemam pod Amhellańskim sztandarem? - mówiła wprost co ma na myśli bez zbędnego owijania w bawełnę. Nie była politykiem czy dyplomatą.

Kiedy bóg zwrócił się do myszołowa imieniem bogini Midian sierść lekko zjeżyła się na karku Aran'duula lecz nie dał nic po sobie poznać. Nie darzył sympatią tych stworzeń. Pełen był uprzedzeń i lęku dlatego zawsze wolał trzymać się od nich z daleka, ewentualnie pozbyć się odpowiednio ciśniętą włócznią lub strzałą z łuku. Teraz jedna z nich miała zasiąść na naradzie razem z nimi.
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-22, 11:58   

Zirytowałam się na samą siebie. Jak mogłam nie wziąć pod uwagę obecności bogów na tej fecie? Z irytacją zamachałam skrzydłami i wzbiłam się ponownie w powietrze.

Demonstracyjnie zatoczyłam krąg nad głowami zebranych, lot kończąc na siedzisku obok nowego, dziwnego Nanoka. Napuszyłam piórka, poprawiłam między nimi co trzeba i przybrałam swoją zwykłą postać. Usiadłam grzecznie, zakładając nogę na nogę, powiodłam wzrokiem po zebranych.

Uznałam, że lepszego miejsca wybrać nie mogłam, bo tylko tutaj nie patrzono na mnie z kpiną, odrazą oraz pewną dozą strachliwego szacunku. Nieładnie byłoby komentować fakt, że moi sąsiedzi z trudem wytrzymywali bez wiercenia się, bo, tak właściwie, nie wytrzymywali.
- Dziękuję, wina nie trawię - stwierdziłam tylko.
 
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-22, 12:17   

-Znam twoje gusta Nammo… to wino z całą pewnością przetrawisz – odparł Faryzios spoglądając w piękną twarz Bogini. Raczył się jej widokiem. Doskonale wiedział, że im mocniej zaakcentuje niechęć do jej obecności tym pewniej ujrzy jej osobę pośród zgromadzonych .

- Mówię o pracy organicznej Yshagrall – powoli, jakby z niechęcią odwrócił się w stronę czarodziejki – Każda z zebranych tutaj ras ma własne unikalne zdolności, razem możemy utworzyć jedno ciało będące w stanie podporządkować sobie każdego kto będzie na tyle głupi by nam się przeciwstawić. Mitochia ma swoją chorą ideę, w głowie tej bogini zrodziła się myśl wedle której zakłócamy niezrozumiały mi ład. Prędzej czy później ruszy machina mogące zmącić nasz spokój. Zagrożenie jest realne, już wypuściła zwiadowców, to przedsmak burzy która przetoczy się przez te ziemie -
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-22, 12:53   

Atmosfera wyraźnie się zagęszczała.
Z każdym nowym słowem nad wiecem zbierały się konfliktowe chmury, burza wisiała w powietrzu, a jednak nic nie pozwalało na powiedzenie czegoś, co przyniosłoby chociaż odrobinę słońca.

Ale nie to było największym zmartwieniem Nanoka; dziwiła go natura tych bóstw. Pojawiali się wśród żywych jak gdyby nigdy nic - Rogaty tak nie robił, możliwe nawet, że nie umiał. Przebywał na tym samym świecie, ale jakby innej płaszczyźnie.
Były to rozważania w normalnych warunkach niebezpieczne, zasłonił je jednak przez ewentualnym czytaniem w myślach; dla bezpieczeństwa, tylko je i kilka innych - całkowite odcięcie się wzbudziłoby zapewne podejrzenia.

Towarzystwo bogini nie było dla niego problemem, chociaż wspomnienie o tym, jak wykorzystała go dla własnego planu bolało. Nie tego się spodziewał po serdeczności z jaką do niej podszedł.

- Prawdą jest, że pokój i wolność są nam drogie, z tym większym też dystansem słucham twych słów - jeżeli młodość miała jakieś zalety, to jedną z nich na pewno była gotowość do bycia bezczelnym nawet wobec bóstwa - Słowa które do nas kierujesz mają pozornie wyrażać lęk o przyszłość narodów, podczas gdy razem z nimi sączy się z twych ust wraz z nimi tyrański jad.
Przerwał na chwilę, po czym donośniej niż poprzednio podjął:
- Twój lud prędki jest do oczerniania innych, sam zaś mówiąc niewiele i zmuszając do wyborów, gdy brak do nich należytej wiedzy. Czy na pewno mówisz prawdę? Gdzież są dowody na poparcie twych słów, gdzież zwiadowcy przed którymi przestrzegasz, a co najważniejsze, gdzie troska i chęć pokoju w obietnicach podporządkowywania sobie każdego kto stawiałby opór?
Zamilkł. Dyplomacja to bardzo delikatny i subtelny sposób walki, a raczej wstępu do niej - źle poprowadzona, doprowadzi do konfliktu tam, gdzie nie był konieczny. A on właśnie napiął strunę wyjątkowo mocno.
"Jeśli myślisz, że do czynienia masz z naiwnym młodzikiem to głęboko się mylisz, bożku. Pamiętam czas, gdy pozostawiono mi jedynie lewy róg - nikt z mych braci nie doświadczy tego, co było wtedy moim udziałem. Nikt."
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2011-08-22, 13:41   

Dokładnie takiej odpowiedzi jakiej udzielił jej Faryzios spodziewała się czarodziejka. Nie zaskoczył jej w niczym. Wojownik siedzący obok niej tylko prychnął pod nosem.
- Do naszej osady również zawitał dziwny stwór ze stożkowatą głową. Na początku podejrzenia padły na naszych nowych sąsiadów. Jak widzę niesłusznie. Możliwe, że to zwiadowcy, o których mówisz. - mówiła spokojnie, nie dając po sobie niczego poznać.
Nagle głos zabrał młody przedstawiciel ournów co zwróciło powszechną uwagę poselstwa ludu. Skomentowała jego słowa tylko nieznacznym uśmiechem po czym jej jadowicie zielone oczy zwróciły się na Midian
- Może Ty zabierzesz teraz głos pani Naamo. - zwróciła się do niej grzecznie pochylając głowę z wyrazem szacunku dla bogini.
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   

Podobne Tematy
 
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
theme by michaczos.net & UnholyTeam
Tajemnice Antagarichu :: Heroes of Might & Magic 1,2,3,4,5,6 Forum