Forum Disciples, Disciples 3 on
 
Forum Disciples, Disciples 3  Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples
 FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Regulamin  Zaloguj  Rejestracja   Chat [0]   Discipedia  Download 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: Vogel
2011-09-05, 09:53
Płótno Bogów
Autor Wiadomość
MachaK 
Barbarzyńca
Mojra Nevendaaru



Wiek: 111
Dołączyła: 27 Maj 2007
Posty: 936
Skąd: Popielisty wschód
Wysłany: 2011-08-19, 09:28   

Muszka to mój najbardziej prymitywny zwiadowca. Nie posiada własnej inteligencji, żadnej siły nie posiada nawet autodestrukcji. Strata z tytułu pożarcia przez jakiegoś gada, płaza czy ptaka była niewielka, tak samo w sytuacji przejęcia przez stronę zainteresowaną. Rogaty bóg przejął jedną z muszek i się jej pyta czym jest. Gdyby model był bardziej rozwinięty, to mógłby zadać jakąkolwiek odpowiedź, od najbardziej bzdetnych aż do jakiś genialnych. Ale to jest tylko muszka, która potrafi tylko zanieść jedno z moich oczu hen daleko w świat oraz schować się pomiędzy tymi najzwyczajniejszymi stworkami. Oczywiście jest zawsze pewne niewielkie prawdopodobieństwo na to, że ktoś wypatrzy jej inność, jak przy każdej innej technice szpiegowskiej.

Zatem przechwycenie nie stanowiło żadnego problemu. Aby jednak nowy bożek czuł jakieś samozadowolenie i stracił czujność, niechaj ma odpowiedź. Chociaż muszka sama z siebie nie potrafi nieść dźwięków od Mitochii, to ona sama potrafi otworzyć portal dotyczący ogólności lub szczególności, a w tym wypadku tą szczególnością będzie zmysł dźwięku. Bogini, wiedząc że skrzypienie jej kończyn jest bardzo szkodliwym, denerwującym oraz złym dźwiękiem, poprzez tę muszkę wysłała właśnie bezpośrednie połączenie dźwiękowe z jej pałacu i w tym momencie dokonała jednego kroku do przodu, po czym urwała sygnał. Pozycja muszki, a w tym i rogatego boga, będzie znana dla wszystkich istot rodzimych w okolicy. Jako, że to jest dźwięk pojedynczy to większość powinna się domyśleć, że to nie jest osobiste zejście, tylko "coś innego". Tak czy siak, wszyscy rodzimi powinni się przerazić, że ta, która nieruchomo siedzi na tronie, dokonała ruchu.

A dlaczego nie użyła portalu by wyrwać muszę z rąk rogatego bożka? Bo to byłaby zbyt wielka zmiana, a bogini nie lubi zmian, które nie są konieczne. Zresztą, to byłoby zagranie tchórza, a bogini się nie bo.

Ciekawy impuls poszedł od trzeciej muszki, która poszła na miejsce interesującego zjawiska na niebie. Tamtejsza istota, uznana na początku jako bóg nowy, okazuje się być bogiem starym, który opuścił ten świat i poszedł sobie w rajzę. I teraz powrócił raz jeszcze, co za głupota. Tak czy siak, pozostałe dwie muszki powinny wrócić do swoich siedzib w pałacu. Oczywiście ich przejęcie nic nie będzie znaczyło dla pani, ale lepiej dalej być w ukryciu.

-DI#13, DI#15. Wracać natychmiast. OG#10 przybyć do mnie- gdyby śmiertelni potrafili nagrywać i majstrować przy nagranym dźwięku mogliby zrobić naprawdę dobrą muzykę.
Przybył jeden z jej stworków, służący do niszczenia. Miał gdzieś tam półtora metra wysokości, głowę w kształcie stożka z oczyma po czterech stronach głowy. Cztery ręce, ułożone też po czterech stronach ciała, zakończone były masywną, kulistą konstrukcją ze stali.
-Idź do ludu, który podlegał niegdyś bogowi, który był szpiegowany przez DI#15. Dokonaj takich zniszczeń jakich zdołasz w ciągu pięciu minut, po czym wrócisz tutaj. W przypadku schwytania w niewolę, dokonaj autodestrukcji
OG#10 wykonał skłon i wyruszył przez pustynię. Za trzecim wzniesieniem wszedł powietrze wokół niego zaczęło się marszczyć, zaś sam OG#10 zaczynał znikać. Opuszczał tą sferę i wyruszał do świata materialnego. Na skraju pustyni jest właśnie umieszczony taki portal ogólny, którego kierunek i w ogóle możliwość działania determinował rozkaz bogini.
_________________
Szaleństwo jest bramą, po której znajduje się nieśmiertelność. Nieśmiertelni mają wgląd na czas i przeznaczenie, a mając wgląd ma się też wpływ. Poddaj się władzy Mojrom, byś się nie rozpadł.
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-19, 10:22   

Morze odbijało szkarłat nieba, po jego lustrzanej tafli sunął smukły okręt. Cała przystań obserwowała jak powoli oddalał się w stronę północy. Na jego pokładzie spoczywał zaś sam Theron.
Ciche pomruki kobiet i westchnienia mężczyzn wypełniły przestrzeń. Dwunastu mędrców stało na najdalszym moście. Pogrążeni w milczeniu starcy wyraźnie na coś czekali.
Okręt był już w pobliżu latarni Rhaos gdy zajął się ogniem.
Nagle zerwał się wiatr, ulokowane na przystani statki zakołysały się niespokojnie uderzając o wysoki brzeg. Ognisko płonące na szczycie latarni przygasło. Tańczące dookoła płaczki zamarły, nieoczekiwanie płomień wzmógł się wyrzucając w powietrze kapłanki i zabijając je. Niczym kometa wystrzelił w górę zostawiając za sobą warkocz czarnego dymu. Sam ogień przybrał postać dłoni. Chmury górujące nad latarnią przeobraziły się w lej, wieńczył go podobny kształt. Z ogromną prędkością podążał w stronę sunącego w górę ognia. Płomień i wiatr połączyły się w niezwykłym uścisku, by w przeciągu sekundy powrócić do dawnej formy. Opadająca siła zniszczył górną część latarni. Monument zachwiał się w posadach.

- Nareszcie- westchnął młody bóg.
Jego jarzące się oczy spojrzały w stronę przystani. Faryzios zrobił głęboki wdech, napawając się wszystkimi swoimi zmysłami. Zdjął metalową rękawicę z dłoni i pomacał smukłą twarz.
- Narrreszcie- powtórzył z jeszcze większą mocą.
Podszedł na skraj latarni. Oderwany wierzchołek budowli leżał u jej stóp.
Jego zbroja barwy miedzi odbijała blask słońca, szkarłatna peleryna i pióra tej samej barwy wieńczące trzymany przez niego w rękach hełm poruszały się majestatycznie na wietrze. Wszyscy zgromadzeni na przystani Amhellanie ujrzeli go. Zrobił się szum, synowie i córki Faryziosa padli na twarz na znak oddania. Dwunastu mędrców z wzniesionymi w górę dłońmi rozpoczęło pieśń pochwalną na cześć Bóstwa.


***



Than wraz ze swą świtą podążał leśną droga. Nadszedł czas by dowiedzieć się czego szukają tutaj potomkowie Sor-Geka.
Młody Król niósł ze sobą rozkazy od samego Boga.
Dręczyły go jednak liczne rozterki. Czy te jeleniowate istoty zechcą przyjąć ich warunki? Czy będą na tyle uległe by służyć potomkom Faryziosa?
Ushul zatrzymał konia. Mędrzec który uzdrowił Ithill służył tutaj za przewodnika.
- Teraz zachowujcie się cicho – rzekł – okażcie im pełny szacunek, nie są to bowiem zwykłe zwierzęta.
Than zeskoczył z konia. Odziany w szkarłat i złoto zupełnie niepodobny do siebie chłopak ruszył za starcem.
Za sprawą mędrca napotkane po drodze zarośla rozstępowały się, a drzewa z głębokim trzaskiem odsuwały swe konary i pnie torując przed nimi drogę.
Kryjówka potomków Sor-Geka znajdowała się w pobliżu. Przyjemny dla ucha śpiew wypełnił przestrzeń , co ciekawe jego język był bardzo podobny do Amhellskiego.
Than i kompania znaleźli się na niewielkiej polanie. Niespodziewanie stanęli twarzą w twarz z synami nieznanego im Boga.
Ostatnio zmieniony przez Arosal 2011-08-30, 19:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-19, 13:14   

Skrzypienie? Zdecydowanie nie zachęcało to do dalszej rozmowy, czy pytań.
Wypuścił muchę, dalsze jej trzymanie nie miałoby sensu.
Zwłaszcza, że coś zaczynało się dziać...

* * *


Nou na chwilę zgłupiał. Tylko na chwilę - dbanie o bezpieczeństwo współbraci wymagało szybkiego myślenia i zdolności oceny sytuacji. Jeszcze żył i nie musiał walczyć, zatem chodziło im o coś więcej.
Błyskawicznie wystukał sygnał; pokryta mchem i nieudeptana ziemia nie przenosiła dźwięków zbyt dobrze, w lesie jednak pod dostatkiem było korzeni. Natychmiast od jednego z drzew oderwał się jeden z jego podwładnych, pędem zmierzając ku osadzie.
Nie wykorzystały chwili dekoncentracji - wyglądało na to, że nie dojdzie do walki, przynajmniej na razie. Poczuł się nieco bezpieczniej.
- Panie... mam nadzieję, że mogą panie poczekać - powiedział niepewnie. Przynajmniej mógł mieć nadzieję, że rozumieją go tak samo, jak on je - Posłaniec właśnie wyruszył, niedługo powinien sprowadzić kogoś odpowiedniego do takich rozmów.
W sumie była to prawda. Ani on, chociaż doświadczony już zwiadowca, ani żaden z pobratymców jacy znajdowali się po jego komendą nie byli przyuczani do brania odpowiedzialności za stado.

* * *


Tej nocy jednak, wiele nici dyplomatycznych było napiętych.

Wkroczenie nieznanych istot przerwało zwyczajową, wieczorną pieśń do ognia. Zgromadzeni wokół ogni zamarli, by po krótkiej chwili koniecznej do rozeznania się w sytuacji wycofać z kręgu światła, na którego granicy raptownie znaleźli się inni, gotowi o obrony, jak można było odczytać z ich postawy. Głównie mężczyźni, choć wśród cieni kryły się także kobiety, lub były to tylko urojenia umysłu, zdezorientowanego różnicą oświetlenia.
Zza nich jeszcze, z obszaru który nawet dla kocich oczu był ciężki do obserwacji, odezwał się głos stanowczy, z brzmienia pasujący do osoby zmierzającej już ku starości.
- Witam was, nieznajomi. Ufam, że nasza reakcja na wasze przybycie jest dla was zrozumiała. Cóż was tu sprowadza?
Zapadła cisza, wśród której dało się w cieniu usłyszeć prędkie uderzenia racic o miękkie podłoże. Gdy tylko ucichły, wywiązała się dosyć krótka, acz cicha rozmowa. Z jedynie dosłyszalnego tonu głosów można było się zorientować, że ktoś młodszy od przed chwilą przemawiającego z dużym niezadowoleniem przyjął jakąś jego decyzję. Po chwili znów dało się słyszeć bieg.
Tym razem były to dwie pary racic.

* * *


Typowe. Zawsze, kiedy dzieje się coś ważnego, to robi to w dwukrotnie większej ilości niż trzeba. Szczęście, jeżeli nie okazuje się później, że to przysłowiowa para nieszczęść.
Przynajmniej powiedział ojcu, żeby na nich uważał - czuć było to samo, czego doświadczył podczas dozorowania zbieraczy.

Śmignął nad kolejnym obalonym konarem. Niestety, nie mógł się zrelaksować biegiem, wysłano go przecież z zadaniem. A raczej drobnym sprawunkiem, gdyby się nad tym zastanowić, ale to już osobna sprawa.

* * *


Z wrażenia opadło mu ucho. Musiał teraz wyglądać głupio, ale spotkanie z kolejnymi, podobnie wyglądającymi istotami zbiło go z tropu. Zwłaszcza, że te wyglądały jeszcze bardziej... jak istoty których nigdy nie widział.
Właściwie, tamci wyglądali jakby do tych dodać trochę z kotów. Właśnie, czy na tym świecie nie było prawdziwych kotów? Widział tu tylko ich "małych braci", tak samo jak swoich.

"Skup się, Nanok! skarcił się w duchu. Trzeba było odezwać się do tych... samic? Tak, wyglądały jak samice, trochę podobne do tych z jego ludu.
-Um... ojciec nakazał mi przekazać paniom przeprosiny. Osadę nawiedził ktoś... - zaczął zastanawiać się jak właściwie to ubrać w słowa, ale potem wzruszył ramionami. Nie miał być przecież jakiś bardzo dyplomatyczny, prawda? - Ktoś odstrojony do tego stopnia, że pewnie nie wytrzymałby gdyby kazać mu dłużej czekać. - prychnąłby, ale był w towarzystwie.
- Ojciec przykazał dotrzymać paniom towarzystwa dopóki nie załatwi tamtej sprawy, wtedy przyjdzie tu albo zaprosi panie do siebie. Mam nadzieję, że to nic złego - nie mając pomysłu na to, co zrobić dalej, po prostu się uśmiechnął. To podobno pomaga w kontaktach, a zaszkodzić chyba nie mogło.
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-19, 13:38   

Jeleniowaci nie zachowywali się agresywnie, co mnie dosyć mocno ucieszyło. Nie spieszyłam się do rozstania z tym dobrym, świeżym ciałem. Uśmiech wskazywał na to, że nie zależy im na sporze czy obrażaniu nas. Mowa była zdecydowanie pokojowa i ugodowa. Dygnęłam elegancko, ujmując delikatnie poły białej sukienki.
- Ależ oczywiście, nie ma z tym żadnego problemu - stwierdziłam, kładąc nacisk na słowo "żadnego". Powstrzymałam się przed mało eleganckim strojeniem niezadowolonych min, przybysze najwyraźniej znali podstawy kultury i mogliby takie zachowanie uznać za obrazę. Dyskretnie, tak, by nie poczuł badałam myśli jeleniowatego. - Ah, rozumiem, nasi słodcy sąsiedzi, kociaki. Te stworzenia potrafią być doprawdy upierdliwe, jeśli dacie im wejść sobie na głowy - stwierdziłam od niechcenia. - W takim razie życzyłabym sobie zaznać odpoczynku wraz z moimi niepierworodnymi córkami. Długa droga za nami, a i miłym towarzystwem nie pogardzę - chciałam dać do zrozumienia, że nasze terytoria nie kolidują ze sobą. Mam nadzieję, że to nie jest pułapka. - Później chętnie z waszym... ojcem zamienię kilka słów.
 
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2011-08-19, 13:50   

Burza... jak lud kochał burze. Zadziwiający pokaz siły i potęgi matki natury przed, którym nic ani nikt się nie uchroni. Człowiek czy zwierze. Była też z drugiej strony błogosławieństwem, nawadniała ziemię, oczyszczała powietrze, jednocześnie będąc w stanie zabijać w przypływie swej oślepiającej furii.

***
W sercu lasu, tam gdzie nawet dzienne światło nie może się przebić żył lud. Ich domy we wnętrzu wielkich drzew, które same otwierały się by dać im schronienie oświetlane były przez małe, blade świetliki lub zimne, błękitne płomienie wytwarzane za pomocą magicznej iskry, którą każdy przedstawiciel ludu posiadał.
Najważniejsi przedstawiciele społeczeństwa mieli swe siedziby w twardych skałach, które podobnie do drzew same się oferowały na domostwa.
Osada była spora a jednak cicha. Niebieskie płomienie zwisające na misternych lampionach, uwięzione w lampach lub wolno płonące na ziemi nadawały niesamowitej aury temu miejscu. Nocne Kwiaty oplatały dosłownie wszystko fosforyzując delikatnie i wydając z siebie nieziemski zapach tak kojący dla ludu a wręcz otumaniający i narkotyczny dla innych mieszkańców świata.

***
Ołtarze i kapliczki znów tętniły życiem, znaki jaśniały radośnie. "Pan powrócił" - przyniosła nowinę czarodziejka Yshagrall, która pobłogosławiona przez stwórcę stała się pośrednikiem między światem astralnym a materialnym. Stała się potężna. Była wybraną przez Niego. I dzisiejszej burzliwej nocy kiedy siedziała na misternych, kamiennych schodkach nad strumykiem jej bóg zesłał jej swój głos... Słuchała bardzo uważnie lekko zdziwiona, że przemawia do niej tak bezpośrednio. Zazwyczaj manifestował tylko swoją obecność a swe żądania przekazywał za pomocą symboli lub niewyraźnych wizji sennych.
Jego głos układał się w jej umyśle w bardzo wyraźną wizję. Widziała tajemniczego potwora nieprzypominającego niczego co poznała do tej pory. Pojawiał się w środku osady kiedy wszyscy zbierali się na modły przed wschodem słońca i udaniem się na spoczynek... Musieli być gotowi.
Lud był obdarzony boską iskierką mocy dzięki czemu każdy z nich posiadał zdolności magiczne. Ci jednak, którzy potrafili wykrzesać z siebie więcej potrafili wznieć się na wyżyny potęgi. Taka właśnie teraz była Yshagrall jako awatar Starego Boga.

Przygotowano się na przybycie dziwacznego stwora. Widziała w wizji gdzie się pojawi.
Portal, trochę dymu i już był wysłannik skrzypiącej bogini chcąc siać chaos i zniszczenie. Sparaliżowany jednak zaklęciem dwóch kapłanów został spalony przez kilku innych. Na dobre.

***
Starszyzna zebrała się w Szarym Zamku. Błękitne płomienie rzucały przyćmiony blask na zgromadzone satyry i wielkie lustro opatrzone w piękną, wykonaną z nieobrobionych w żaden sposób gałęzi ramę przyozdobiona jedynie kilkoma pękami Nocnych Kwiatów.
- Co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji? Nie wiemy co to była za istota... - odezwał się najstarszy, cały siwy już faun z bielem na oczach.
- Myślę, że to sprawka tych nowych jeleniowatych istot. - wtrącł przedstawiciel kręgu maginów, dość młody przedstawiciel ludu z lekkim pasmem siwizny na czarnej bródce.
- Powinniśmy skontaktować się z Khajii't. Oni są tutaj prawie tyle samo co my. Może wiedzą coś więcej na temat tych jeleniowatych...
- Mieliśmy wiele zwad z kocim ludem jednak od lat panuje na tych ziemiach pokój. Powinniśmy spróbować się z nimi porozumieć...
Ysagrall do tej pory milcząca westchnęła tylko siadając przed lustrem i zaczynając inkantację zaklęcia. Dokonywała próby połączenia się z amhellskim lustrem...
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-19, 14:34   

Nanok spojrzał na kobietę ogłupiały, ale chwilę później dotarło do niego co miała na myśli. To było zabawne, ale sam pozwolił na nieporozumienie nie wyjaśniając wszystkiego.
- Ah, nie-nie - odpowiedział zakłopotany - Miałem na myśli mojego ojca, pani. Opiekuje się on stadem.
Zaciekawiła go uwaga o tych kotowatych, ale też utwierdziła w przekonaniu, że ten świat nie znał prawdziwych kotów - przecież nazywałaby ich wtedy inaczej, prawda?
W którymś momencie miał wrażenie, że ta kobieta była jego osobą jakoś bardzo zainteresowana, ale musiało mu się wydawać. Patrzyła przecież na nich tak, jak każdy by oglądał nieznane stworzenia.
- Co się zaś tyczy odpoczynku... - zaczął, łapiąc za dwie pobliskie gałęzie i rozchylając je na tyle, by ukazać przejście w gęstwinie na małą polankę, najpewniej miejsce do odpoczynku dla wartowników. A przynajmniej tak kazał sądzić zdrowy rozsądek, gdy zobaczyło się jednego z jeleni śpiącego w "kącie". - ... to nie powinno być problemu - zakończył z zapraszającym uśmiechem. Stanął tak, żeby móc je wszystkie przepuścić.
Szczęściem, nie było tu żadnych cierni ani nic w tym guście. Najgłupszym co mogło by mu się teraz przytrafić byłoby zahaczenie przepaski o jakieś kolce albo inne takie...
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-19, 15:12   

Zatrzepotałam rzęsami do młodzieniaszka, doceniając jego kurtuazję. W końcu wyciągnięcie się na chwilę w miękkiej trawie było lepsze niż spanie na gołej skale, jak to istoty miały z zwyczaju czynić.
- Oczywiście, przyjmuję zaproszenie - stwierdziłam wielkodusznie, zerkając przy okazji na stroje jeleniowatych. - Ładna opaska, nasze samce noszą podobnie - rzekłam, mając nadzieję, że nie urażę tym strażnika. Zaciekawiły mnie te istoty, ich sposób życia i wzajemne relacje. Oraz przywódca. Ciekawiło mnie czy jest bogiem, czy to tylko swojego rodzaju przewodnik, przywódca. - Rino, Sanyo, nie macie nic przeciwko? - Nie czekając na ich odpowiedź dumnie i z gracją ruszyłam ku zachęcająco zielonej polance. Po drodze niby przypadkiem musnęłam ramię niezwykłego stworzenia. Sierść była miękka w dotyku i delikatna. Osobnik musiał być młody, wskazywał na to wygląd, postawa, średnio rozgarnięty wzrok. Miałam nad nim przewagę wielu lat, co postaram się skrzętnie wykorzystać. Usadowiłam się między swoimi rudymi towarzyszkami, we wdzięcznej półleżącej pozycji. Chciałam sprawiać wrażenie jak najbardziej przyjaznej, aby wyciągnąć z obserwujących ją osobników więcej informacji. Wiedziałam, że jeszcze nam nie zaufali. - Skąd przybywacie i jaki macie cel, Nanoku? - zapytała niewinnym głosem.
_________________
20% bardziej musztardowa
 
 
 
MachaK 
Barbarzyńca
Mojra Nevendaaru



Wiek: 111
Dołączyła: 27 Maj 2007
Posty: 936
Skąd: Popielisty wschód
Wysłany: 2011-08-19, 15:39   

Muszki wróciły, wszystkie trzy co dziwota. Trzecia po wypuszczeniu się przeraziła i powróciła samoistnie do pałacu. Grzecznie usiadły na dłoni bogini a po chwili ona wyjęła z nich oczy i włożyła do swoich gromad. Tuż po chwili powrócił duch OG#10, co oznacza że misja skończyła się całkowitą klapą. Bogini zbytnio nie wiedziała, co zaszło i jakie tego skutki, bo wycofała muszki. Trudno się mówi. Odesłała jego ducha do budowy zapory, bo do niczego innego się już nie nadawał. Kiedy powstaje taka luka w szeregach sług Mitochii to słudzy, których imiona zaczynają się na AA# i AB# po prostu robią nowego, podobnego do poprzedniego. Podobnego, ale nie takiego samego.

Cóż, bogini stwierdziła, że nie ma sensu teraz podejmować jakiś działań i po prostu poszła i usiadła na swoim tronie po czym zapadła w stan poprzedni. Jutro się zawiadomi innych o chęci zrobienia zebrania i wówczas się zobaczy.
_________________
Szaleństwo jest bramą, po której znajduje się nieśmiertelność. Nieśmiertelni mają wgląd na czas i przeznaczenie, a mając wgląd ma się też wpływ. Poddaj się władzy Mojrom, byś się nie rozpadł.
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-19, 22:34   

Zwierciadło Sivir od dawna już nie wykazywało swych magicznych zdolności. Kaplica w której było ukryte znajdowała się na środku morza Akashy. Noc wpełzła do jej komnat zsyłając na kapłanów sen. Umiejscowione w centralnej części świątyni lustro wydawało się być martwe.

Moment w którym odrodził się Faryziosa zachwiał równowagą świata do tego stopnia, iż pogrążone w ciemności zakątki globu nagle oświetlił blask. Słońce wstało w środku nocy, a jego promienie wdzierające się przez wysokie okna kaplicy wyrywały kapłanów z głębokiego snu. Zadziwiający był fakt z jaką precyzją wydarzenie to zgrało się z aktywacją zwierciadła. Smuga srebrzystego blasku oślepiła przebywających w jego pobliżu kapłanów. Lustro to ponownie po wieli latach połączyło się z tajemną siecią.

***


Mędrzec pokłonił się potomkowi Sor-Geka. Uczynili to również pozostali członkowie kompanii. Jedynie Than jako władca pozostał niewzruszony. Spojrzał na przemawiającą do nich wcześniej istotkę, robiąc przy tym kilka kroków w jej stronę.
Jelenie poczęły się instynktownie cofać. Than wyciągnął dłoń chcąc uścisnąć istotę na znak pokoju. Jeleń był wyraźnie zdezorientowany. Spoglądał niepewnym wzrokiem na księcia. Nie potrzebował jednak zbyt wiele czasu do namysłu, by ów gest zinterpretować. Powoli wysunął pokrytą futrem dłoń
„Zadziwiające… wygląda zupełnie jak nasza„ pomyślał wtedy młody władca. Than uścisną go po czym przemówił.
- Przybywamy tu na polecenia naszego boga. Chcemy wiedzieć jakie macie zamiary. Faryziosa trapi wasza obecność, pragnie jednak zapobiec rozlewowi krwi i w pokojowy sposób rozwiać wszelkie wątpliwości. Mieszkamy tutaj od lat, nazwaliśmy tę ziemię swoim domem. Możemy się nim z wami podzielić, jednak bez wspólnego dialogu jest to niemożliwe.




***


Czy bogowie mogą śnić?


Ciężkie tony wypełniły dal.


Czy oni czują tak jak my?


Śniadym ciałem nowo narodzonego wstrząsną dreszcz…



Jedna z pośród tysiąca ognistych lanc rozcięła mrok. Jarząca się płomieniami kula mogła by tak lecieć w nieskończoność mijając ukrywający się w dole pejzaż. Niespodziewanie zniżyła lot by w przeciągu chwili ukazać obraz skąpany w czerni dymu i blasku ognia. Uderzając i rozbryzgując się o mur miasta pochłonęła sporą jego część. Setki podobnych zalały gród. Ziemia zatrzęsła się w posadach, a huk zawtórował spadającym z głuchym świtem gazą. Nie było tam życia, pozostała jedynie śmierć.

Czy oni istnieją?


Nowo narodzony ocknął się. Zlana potem pierś poruszała się w szybkim rytmie. Rozjarzone oczy poczęły błądzić nie mogąc odnaleźć spokoju.

- To niemożliwe ! - wrzasnął niczym opętany.
Ostatnio zmieniony przez Arosal 2011-08-30, 19:22, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-20, 09:52   

- Zatem zapraszam - rzekł starszy jeleń, wskazując drewnianą laską na przestrzeń wokół ogniska - czy też raczej ognia, jako, że płomień unosił się nad ziemią, nie paląc niczego co by się na niej znajdowało.
Mężczyzna usiadł wprost na trawie, spojrzeniem i gestem zachęcając przybyłych, by zrobili to samo. W świetle, jakie rzucał ogień, można było dokładnie mu się przyjrzeć: nie miał na sobie wiele więcej odzienia, niż inni przedstawiciele tego ludu, jedynie przepaskę biodrową i zarzucony na ramiona płaszcz, pokryty wzorami kojarzącymi się z ogniem, jednak wykonanymi na bazie ściemniania i rozjaśniania materiału w różnych miejscach. Do dzierżonej przez niego laski przywiązano wykonane z drewna, kamienia i kości niewielkie przedmioty, zapewne amulety. Jeden, wykonany bez wątpienia z większą dokładnością, zawiesił sobie na szyi.
Futro jelenia płowiało - widoma oznaka starzenia się, które to można było dostrzec w jego oczach, życzliwych i znacznie spokojniejszych niż u młodzieży. Nie wyglądało jednak na to, aby sprawnością miał ustępować pobratymcom którzy spędzili na świecie mniej czasu.
- Ran'tuk to me imię, jestem opiekunem tego stada i upoważnionym przez pozostałe do kontaktowania się z nieznajomymi, gdy takie sytuacje zaistnieją.
Lud nasz zowie się Ourn, bogiem nam Sor-Gek, za którego przyczyną dane nam jest teraz rozmawiać wśród światła, w tym zaś lesie znaleźliśmy spokój i schronienie, o które zawsze zabiegaliśmy. O zamiarach wiele do powiedzenia nie mam: mamy, czego nam potrzeba, o więcej nie zabiegamy.

Po wstępie tym zrobił krótką pauzę, w czasie której spojrzał w ogień, jak gdyby szukając wskazówki.
- Powiadają, że nie bez gotowej wiadomości przychodzi ten, kto chce rozmawiać - podjął po chwili, spoglądając na Thana - Podejrzewam, że ten przypadek nie jest wyjątkiem. Cóż zatem chcecie nam przedłożyć?

* * *


Uwaga o opasce wydała mu się zabawna - to przecież zwykły kawałek materiału służący do okrycia się. Ale patrząc na rodzaj odzienia w jakim przybyły przynajmniej dowiedział się, że nie będą ich uważać za jakichś "gorszych" przez to ile na sobie noszą.
Siedzenie na trawie było zdecydowanie milsze od stania w gąszczu, ale pytanie nieznajomej zbiło go z tropu. Zastrzygł uszami.
- Um... - mruknął zbity z tropu. Najgorsze było to, że przecież trudno mu było to wyjaśnić, skoro nie wszystko pamiętał. "O Rogaty, żebyś wiedział w jakie bagna nas czasem wkopujesz...", zapsioczył w myślach.
- Postaram się to wyjaśnić, ale nie wszystko jest nam... "dostępne" - powiedział, próbując ukryć zakłopotanie pod uśmiechem. Nie wyszło, pewnie jeszcze wyglądał głupio. No nic, przecież coś powiedzieć musi, zaczął, nie? Podjął temat - Jesteśmy z... innego świata. Tak, właśnie, tak to się mówiło -wymsknęło mu się - Tu wszystko jest inne, ten czerwony las po którym biegają 'mali bracia', te stworzenia które przyszły do nas i tylko trochę przypominają koty... Czy tutaj nie ma normalnych kotów?
Futro bywa błogosławieństwem, zwłaszcza, kiedy może ukryć rumieniec mający w zwyczaju wyskakiwać po głupim zachowaniu. Zupełnie zszedł z tematu i to jeszcze na rzeczy których nie miały przecież jak rozumieć! "Głupi-głupi-głupi-głupi..."
Spróbował odzyskać normalną minę, na miejsce tej, przez którą wspomniana właściwość futra nie miała najmniejszego znaczenia.
- Nasz bóg zabrał nas ze starego świata. Coś nam groziło, niestety, nie pamiętam co... - nie wiedział, czy to lepiej czy gorzej, ale jednak podróż w jaką zabrał ich wszystkich znacznie nadwyrężyła tego typu wspomnienia - A skoro tu jesteśmy, to najwyraźniej uznał, że będziemy tu bezpieczni. Albo, że teraz już musi nas wypuścić. Albo oba - nie był zbyt mocny w takiej "boskiej" tematyce. I zaraz znowu odejdzie od tematu - Szukamy po prostu spokoju, a ten las jest piękny i nam go daje...
Skończył. To znaczy przerwał, chciał wiedzieć czy mówi właściwie coś co by ją interesowało. W zasadzie przez cały czas patrzył gdzieś indziej, dopiero teraz, czekając na reakcję, spojrzał na rozmówczynię, z niewyraźnym uśmiechem na twarzy.
"Zanim ojciec po nas pośle, zdążę się ze dwa razy ze wstydu spalić. I jakoś skompromitować, albo gorzej."; nie mogąc fizycznie, skrzywił się mentalnie.
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-20, 12:15   

Chyba wprawiłam go w spore zakłopotanie swoimi pytaniami. Młody jelonek tracił wątek, zaczynał się plątać, jego uszy drgały z zakłopotaniem. Bawiłoby mnie to i nie miałabym oporów przed roześmianiem się, gdyby nie fakt, że cel wizyty był jak najbardziej poważny. Z trudnością zachowywałam poważną minę, aby nie kompromitować Nanoka w oczach reszty otaczających nas stworów. W końcu skończył swoją mało spójną mowę, patrząc na mnie błagalnie. Kątek oka widziałam, że kąciki ust Sanyi drgają ledwo dostrzegalnie, miałam ochotę trzepnąć ją po głowie. Gdybym zaczęła się śmiać - ja również nie mogłabym zachować powagi.

- Koty? Ależ są tutaj normalne koty, tylko dobrze się ukrywają. Żbiki, rysie, pumy... Nie dziwię się, że nie chcą się do was zbliżyć, w końcu ludzie dali im się we znaki i straciły ufność wobec wszystkiego, co przyjmuje pozycję pionową oraz używa mowy - stwierdziłam niefrasobliwie, bez mrugnięcia okiem odwzajemniając spojrzenie Nanoka. - Oh... Chyba zapomniałam, że nie macie niektórych z naszych możliwości. Nazywam się Naama, a to moje strażniczki, co już w sumie wiesz. Nasza rasa żywi się krwią ludzką - przemilczałam fakt, że zwierzęcą także. Nie chciałam niepokoić rozmówcy, a informacja, że mogłabym w tej chwili zdegradować go do roli posiłku raczej nie dodałaby my śmiałości. Ciekawiło mnie czy ta dziwna bogini, którą odkryłam kilka lat temu już wie o ich obecności. Widziałam ją, pogrążoną w letargu, ale jeleniowaci i ich nowa energia życiowa, całkiem spora zresztą, mogli ją z niego wyrwać. Miałam nadzieję, że nie będzie miała wobec tych sympatycznych istot złych zamiarów. - Nasz las jest wyjątkowo piękny, tutaj wasz bóg wybrał bezbłędnie. Ale i tak powinniście uważać - dorzuciła mimochodem. - Mam straszną ochotę podenerwować kotowatych. To chyba nie byłoby najlepszym pomysłem, jak sądzisz? - zapytałam, patrząc w oczy jeleniowatego i testując na nim sztuczkę z wprowadzaniem w trans.

W sumie nie interesowało mnie zbytnio, skąd przybyli. Aby się tego dowiedzieć musiałabym porozmawiać z ich bogiem. Miałam mnóstwo czasu na realizację tego celu jako istota nieśmiertelna.
_________________
20% bardziej musztardowa
 
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2011-08-20, 13:07   

- Jest połączenie, lustra się połączyły. - ogłosiła Yshagrall wywołując małe poruszenie wśród zebranej starszyzny plemienia. Czarodziejka wykonała kilka intuicyjnych gestów dłońmi i wymruczała tajemne słowa zaklęcia. Mieli wizje, z lustra powoli wylewało się mętne światło. Kilka energetycznych trzasków w połączeniu i już widzieli osobę za drugim komunikatorem.
Yshagrall uniosła swoją smukłą dłoń w powitalnym, pokojowym geście.
- Witajcie ludu Amhell. Dawno się nie kontaktowaliśmy, jednak mamy nadzieję, że pokój jaki dawno temu zawarliśmy po latach kłótni i konfliktów nadal jest przez was respektowany. - rozpoczęła oficjalne powitanie - Lud B'uccari zwraca się do was z pytaniem. Czy wy też zauważyliście nowo przybyły do naszego świata lud przypominający jelenie na dwóch nogach? - czarodziejka przemawiała swobodnie w imieniu całej społeczności. W końcu została wybrana na awatara Pana.

***

Aran'duul biegł za swą ofiarą wymijając z gracją krzewy, drzewa, przeskakując skały i powalone pnie. Z lewej usłyszał charakterystyczny odgłos rogu. Starał się zapędzić ofiarę w pułapkę zastawioną już wcześniej. Sygnał doszedł go też z prawej, wszyscy byli gotowi. Coś... coś jednak doszło ich nozdrzy. Coś pachnącego metalicznie. Krwią. A mimo to jakoś słodko. Łowcy zatrzymali się pozwalając ofierze uciec. Zastrzygli uszami i węsząc w powietrzu starali się rozpoznać lub zlokalizować tajemniczą woń.
- Czujecie to? - głos wojownika rozniósł się lekko w nocnym powietrzu. Z zarośli po jego obu stronach wyszło czterech pozostałych łowców uzbrojonych w łuki i włócznie.
- Coś jak jelenie? Yshagrall mówiła o nich. Nie powinniśmy się do nich zbliżać.
- Wydaje się, że są z nimi Midiam. Czyżby się nimi posilały?
- Powinniśmy to sprawdzić. Dowiedzieć się czegoś. - Aran'dull stracił zwierze któe tropili całą noc, przez ogromne połacie lasu ale nie chciał wracać do osady z pustymi rękami. Może nie przyniesie zwierzyny, którą obiecał ale z przydatnymi informacjami.
Pozostali myśliwi zgodzili się kiwając tylko rogatymi głowami. Kierując się swym czułym węchem i wyostrzonym słuchem zmierzali powoli w stronę obozu dzieci Sor-Geka, w którym rozmawiały z Naamą.
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-20, 15:38   

Cała Amhellska kompania rozsiadła się dookoła tańczącego płomienia, podziwiając przy okazji niezwykłe zjawisko.
- Chcemy was ze sobą zasymilować – zaczął Than, po chwili namysłu dodał - Liczymy na wzajemną współpracę -
Wiedział, że nie ma się już czego obawiać, istoty te były wyjątkowo spokojne, otwarte z pewnością nie planowały ataku. Mimo to bacznie obserwował wszystkich zgromadzonych, szczególny nacisk kładąc na ich reakcje, widoczne gołym okiem emocje.
Mędrzec chrząknął głośno, chcąc zabrać głos.
- Musicie wiedzieć, że ziemie te zamieszkują nie tylko Amhellanie. Są tu też istoty potrafiące zniewolić samym swym wdziękiem, przypominają ludzkie kobiety, obdarzone niezwykłą urodą i inteligencją. W rzeczywistości są to potwory żerujące na niewinnej krwi. Chcemy was przed nimi ostrzec – Mędrzec był wyraźnie niespokojny, rozglądał się dookoła wsłuchując w las, w jego głosie dawało się wyczuć nerwową nutę.
- Mamy wielkie plany – wtrącił Than – Nasz Ojciec powrócił i chce zjednoczyć ludy zamieszkujące Szkarłatny Gaj pod jednym sztandarem. Być może nie powinniśmy Wam o tym mówić, ale - młody król spojrzał w stronę mędrca, wahając się. Starzec kiwnął głową – ale nasz Bóg – kontynuował niepewnym głosem – wyczuwa jakieś niebezpieczeństwo – zakończył. W obozie zapanowała krótka cisza. Than wpatrzył się w tańczące płomienie czekając na odpowiedź jelenia.

***

Liczne pomruki wypełniły bursztynową salę. Zgromadzeni tam kapłani z niedowierzaniem spoglądali w stronę jarzącego się lustra. Niespodziewanie ktoś krzyknął – Wezwać wyrocznię !- dało się słyszeć trzask otwieranych i zamykanych drzwi, ktoś wybiegł w pospiechu. Nagle przestrzeń wypełnił głos Yshagrall. Wszyscy zamarli.
W tym samym momencie wrota komnaty rozwarły się, wyrywając zgromadzonych z amoku. Wprowadzono wieszczkę. Wysoka, smukła kobieta o płomienno rudych włosach i krwistych źrenicach pewnym krokiem podążyła w stronę lustra. Zdawało się, że jest pogrążona w transie. Żyła na jej skroni posłowała, twarz naznaczona było kropelkami potu.
- Amhaell jest świadome obecności potomków Sor-Geka - przemówiła, a jej krwiste oczy rozjarzyły się żywym ogniem - Stare przymierze nie wygasło, ale potrzebuje odnowy. Jakaś groźba zawisła nad tym światem. Wzywam was do siebie na wiec. Przybądźcie do złotego grodu. Na szczycie góry Teel odbędzie się zebranie - Głos kapłanki wyraźnie do niej nie pasował. Pełne gniewu źrenice wbiły się w srebrną taflę zwierciadła. Ktoś przez nią przemawiał. Wszystko wskazywało na to, że mógł być to sam Faryzios.
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-20, 16:31   

Ran'tuk pozwolił słowom przybyłych opaść w otchłań ciszy. Nocną porą ta część lasu wyjątkowo rzadko gościła jakiekolwiek dźwięki. Dał sobie chwilę na przemyślenie tego, co usłyszał. Jak powiadali, należy ostrożnie wybierać miejsce, w które się uderzy, gdyż kolejnej okazji może braknąć.
- Powiedzieliście wiele - zaczął powoli i z rozwagą, wiedząc jednak, że kolejne jego słowa mogą zostać uznane za obraźliwe - Przedmioty mogą rzucać cień, same pozostając w świetle, słowa zaś odsłaniać wiele, nie mniej zaciemniając. Powiedzieliście wiele, jak mówiłem, jednak nie wyjaśniliście rzeczy najważniejszej.
Co dokładnie kryje się w waszych myślach, gdy mówicie "zasymilować"?


* * *


- Oh, no tak... - powiedział chłopak zamyślony - Dla was to wszystko jest normalne. Jelenie chodzące na czterech nogach, koty i... wilki... - dodał już smutniej. Przeklęte wspomnienia, nie dawały o sobie zapomnieć. Ten świat był taki... inny od domu. Taki strasznie inny. Poczuł się melancholijnie, ale nie mógł tak po prostu zająć się swoimi myślami.
- Nie znam tych "kotów" - powiedział skrzywiony. Nie zwracał obecnie uwagi na to, czy widać po nim cokolwiek - Nie wiem czego od nas chcą, co tu robią i jakie są. Nie wiem też czym są ci... ludzie o których pani mówiła.
Spojrzał na nią przepraszająco. Niepotrzebnie zaczynał o kotach, przez bałagan myślowy dał się sam sobie przybić. Nawet nie zauważył próby złapania go w trans.
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-20, 16:49   

"Myśl o tym, myśl, mój słodki... Jak cudownie byłoby nas zaprowadzić do kotów i twojego pana, prawda? Nikt nie miałby za złe, że chcemy się włączyć do obrad, czyż nie? Jesteśmy takie bezbronne, nic nikomu nie zrobimy... Jak tak niewinne istoty mogłyby przeszkadzać komukolwiek? Przecież mamy tyle ciekawych rzeczy do powiedzenia... Chcemy pokoju, starczą nam nasze jaskinie i krew. Byłbyś tak dobrym i kochanym byczkiem, prawda?" intensywnie przekazywałam mu swoje myśli, nakłaniałam, perswadowałam, argumentowałam, ingerując w jego wolę. Miałam nadzieję, że nowi przybysze nie są odporniejsi psychicznie niż koty, nad którymi sporo się trzeba było namęczyć nim zawładnęło ich myślami. Jeleń patrzył na mnie jak urzeczony, wszystko szło... po mojej myśli.

Uśmiechnęłam się nieznacznie i zatrzepotałam rzęsami, aby sprawdzić czy sztuczka zadziałała. Rude siostry doskonale wiedziały, co robię, promieniowała z nich intensywna ciekawość. Wydęłam wargi, uniosłam podbródek, poprawiłam bujną kaskadę ciemnych włosów i spojrzałam pytająco na młodego osobnika, ciekawa, jaki będzie jego następny ruch.
_________________
20% bardziej musztardowa
 
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2011-08-20, 17:15   

Co z tym zrobimy? - Przedstawiciel łowczych zapytał nieco zdębiały. Wszyscy byli zdezorientowani. Nagle po tylu latach koci lud wzywa ich na wiec. Nie zdarzyło się to od na prawdę dawna.
- Nie wiem do cholery... Chcą odnowić przymierze póki co. A czy dysponują większą wiedzę o tych jeleniach od nas? Nazwała ich potomkami Sor-Geka, musieli się już z nimi spotkać...
Na sali zapanowała cisza. Góra Tell była pociągającą perspektywą na poznanie nowego i wzmocnienia starych więzów z ludem Amhaell.
- Ty tu rządzisz jako awatar Yshagrall. Jaka jest Twoja decyzja? - najstarszy z faunów zachrypiał w stronę młodej czarodziejki.
- Ruszamy.

***

Aran'duul słuchał. Słuchał czujnie będąc ukrytym w cieniu. On i jego bracia łowcy byli mistrzami w podchodach i czajeniu się na zwierzynę dlatego byli praktycznie niewykrywalni dla Midian a to one stanowiły większe zagrożenie. Znane były ze swojej zdolności do walki i zaskakiwania przeciwnika tak więc jedynym wyjściem było zaskoczyć je pierwsze. Co one robiły tak blisko ich szlaku łowieckiego? Przecież ktoś z jego kręgu mógł łatwo paść ich ofiarą jeśli przebywały w tak niewielkiej odległości.
Tu jednak nie chodziło o walkę. Aran'duul nie chciał walczyć. Zbierał informacje strzygąc uszami i patrząc bardzo uważnie.
Jeleniowaty rozmawiał z trzema Midian.
I nagle stała się najgorsza z możliwych rzeczy... Wiatr zaczął wiać od ich strony niosąc ich zapach prosto w stronę obserwowanych.
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2011-08-20, 17:36   

Nanok rozejrzał się niezbyt przytomnie. Niebo było już całkowicie ciemne, a on czuł się tak.. dziwnie. Zupełnie jakby dopiero teraz sobie zdał sprawę z tego co się dookoła działo i co chciał zrobić, powiedzieć.
- Robi się już późno, a oni nadal nie dali żadnego znaku... - powiedział cicho. Zupełnie tego nie rozumiał, czy ojciec zapomniał wysłać kogoś tutaj? Ileż czasu można rozmawiać z jakimiś kotami? - Może chciałyby panie ze mną pó...
Zamarł. Wiatr przyniósł jakiś nowy zapach, zupełnie inny niż te, które do tej pory poznał w lesie. Czyżby... nie, jakże to, jeszcze inne stworzenia miałyby odwiedzić ich tej nocy? Cóż to za szaleństwo?
Wciągnął powietrze, by upewnić się, że nie zna tej woni. Miał rację. Spojrzał na nieznajome:
- Co to za zapach?
_________________
 
 
Fedra ep Shogu 
Leśny Duszek
Zgniłuszek Tatusiny



Wiek: 29
Dołączyła: 03 Lip 2011
Posty: 177
Skąd: dalece mobilnie
Wysłany: 2011-08-20, 17:54   

Wyczułam nową woń, jeleniowaty także. Przerwał wypowiedź wpół słowa. Wiatr przyniósł w nasze nozdrza dziwny, korzenno-zwierzęcy zapach. Co gorsza zamącił w głowie mojemu rozmówcy. Błyskawicznie podniosłam się na nogi ze swojej dotychczasowej, kuszącej pozycji.

"Cóż za zwierz czy stwór śmie ingerować moje plany?!" pomyślałam zirytowana. Moje córki obnażyły na chwilę kły, ale zgromiłam je spojrzeniem i w jednej chwili odzyskały spokój. Niewinność wcielona nie wygląda jak złakniony krwi potwór.

- Mój drogi, to miejsce nie jest, jak widać, najlepsze na poufne rozmowy - powiedziałam delikatnie, ale i zdecydowanie. Ujęłam swojego rozmówcę pod ramię, nie spuszczając z niego ciemnych oczu. Spojrzałam na jeleniowatego smutno i prosząco.
_________________
20% bardziej musztardowa
 
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-20, 19:08   

- Zasymilować? W naszym języku słowo to oznacza połączenie. Ojciec marzy o zjednoczeniu mieszkańców tych ziem tworząc jeden wspólny kraj. Mamy być silni, zdyscyplinowani i wierni – wyjaśniał Aethos brązowowłosy Amhellczyk, będący dowódcą jeźdźców sokołów.
- Faryzios cały czas mówi o niebezpieczeństwie. Coś nam zagraża, zjednoczeni możemy zwyciężyć, pozostając w rozsypce i niezgodzie sami siebie wymordujemy – dodał mędrzec.
Obserwujący go Than powstał
- Czekamy na waszą odpowiedź, chcemy wiedzieć czy przyłączycie się do nas – przemówił król.
Nadszedł wreszcie czas na decyzję Synów Sor- Geka.
Ostatnio zmieniony przez Arosal 2011-08-20, 19:44, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2011-08-20, 19:36   

Zdradziecki wiatr poniósł ich trop prosto do krwiożerczych, zdradzieckich paszcz Midian. Były urzekająco piękne i śmiertelnie niebezpieczne. Dlatego musieli podjąć szybą decyzję. Albo podjąć walkę, skoro już o nich wiedzą albo wycofać się w głąb puszczy i donieść o wszystkim co tutaj zobaczyli.
Aran'duul myślał intensywnie. Są w stanie ustrzelić dwie jednocześnie chociaż potworzyce doskonale wiedziały gdzie się znajdują. Co z resztą? Po za tym satyry nie widziały jak jeleniowaci zareagują. Wyglądało to jakby już byli w mocy ich szponów. Głupie, stworzenia dały zamanipulować swoim umysłem.
Ale nie każdy mógł pochwalić się tak jak lud błogosławieństwem Pana Otchłani!
Widząc jak jedna z pijawek ujmuje rogacza pod ramię satyr fuknął i skrzywił się mimowolnie. Jak można tak dać się podejść, pozwolić na taką manipulację...
- Berythos, Armael, Thorhal ruszajcie do osady przodem. Sprawdźcie drogę, może być tu więcej Midian. Unikać kłopotów, w razie jakby się nie dało dajcie nam znać.
Troje wojowników przyłożyło pięść prawej ręki do serca i ruszyło w ciemność.
- My będziemy osłaniać tyły Ferr'elu. Jedna z tych potworzyc wyglądała na potężną. Kto wie czy nie podejmą pościgu.
Fauny puściły się biegiem przez las z gracją górskich kozic pokonując wszelkie przeszkody. W takim tempie kilka chwil zajmie im dotarcie do bezpiecznej osady. Tam dowiedzą się o wyprawie ich wieszczki, Yshagrall na górę, gdzie odbędzie się spotkanie z Amhael.
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   

Podobne Tematy
 
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
theme by michaczos.net & UnholyTeam
Tajemnice Antagarichu :: Heroes of Might & Magic 1,2,3,4,5,6 Forum