Forum Disciples, Disciples 3 on
 
Forum Disciples, Disciples 3  Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples
 FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Regulamin  Zaloguj  Rejestracja   Chat [0]   Discipedia  Download 

Poprzedni temat «» Następny temat
Wojna Światów
Autor Wiadomość
Waskos 
Patriarcha
Kapłan Spamu



Wiek: 30
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 595
Skąd: Masłowy Bród
Wysłany: 2011-08-07, 16:10   

A więc to o to chodzi. Waskos uspokoił się nieco, ale nadal był niezwykle czujny i gotowy na wszystko. Wywiad tak? Ładne nazwanie szpiegostwa, zastraszeń i przekupstwa. Więc i ja postaram ci ładnie powiedzieć, że ode mnie gówno się dowiesz.
- Wybacz, lecz składam raporty jedynie moim dowódcą. Putaj więc ich jeżeli, masz pytać kogokolwiek. Z resztą i tak zdajesz się wiedzieć więcej niż ja i niejedna osoba wplątana w tą kabałę. Ja nie potrzebuje wiedzieć więcej, będę walczył z wrogiem i wykonywał rozkazy. A teraz muszę się przygotować do wykonania rozkazu. Wiec jeżeli nie masz do mnie więcej pytań, to się oddalę.
_________________
I lubię patrzeć, jak w panice
Pospólstwo z mieniem pierzcha drogą,
A po ich piętach wojownicy
Depcą i ławą suną mnogą.
Lubię to sercem całym!
 
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2011-08-07, 18:03   

Gestem dał znac że już koniec i spokojnie przyglądał się odchodzącemu wojownikowi. Jeszcze rok temu inaczej byśmy pogadali.
**************
Chwilę po tym jak bandyci zniknęli w krzakach dało się z nich słyszeć krzyki i szczęk oręża. Chwilę później z zarośli wyłoniły się sylwetki jeźdźców. Czterech z nich było elfami choć nosili się po imperialnemu, za nimi wyjechał chłopiec i najwyraźniej dowódca o dziwnych różnokolorowych oczach. Ci dwaj podjechali do paladyna. Jeździec przygadał się, po czym wyciągnął zza płaszcza, na chwile odsłaniając emblemat inkwizycji, małe drewniane pudełko, z którego wyciągnął jakieś szkiełko i przyłożył do oka. Kiedy po raz kolejny spojrzał w stronę paladyna oboje oczu były już brązowe.
- Strasznie drogie to cholerstwo ale znacząco ułatwia kontakty z ludźmi. - uważnie przyglądał się rozmówcy - Ładnie to tak panie rycerzu zbójów puszczać wolno? Żeby dalej baby gwałcili, bydło porywali albo co gorsze na odwrót?
Kiwnął ręką na konnych elfów którzy natychmiast się oddalili znikając za wzniesieniem.
_________________
Hańba tym, którzy nazywają nas okrutnikami, odwracają oczy od stosu i zasłaniają uszy broniąc się przed krzykiem heretyka.
Albowiem smród jaki czują jest zapachem grzechu opuszczającym jego ciało, czując go poznajemy chorobę jaka toczy naszą duszę i pomaga się z niej wyzwolić.
Słuchając poznajemy ogrom łaski jaką kieruje ku nam Wszechojciec, albowiem nie jest to krzyk bólu a ekstazy przekraczającego wrota niebios.
 
 
 
Nagash ep Shogu 
Arcywampir
1st Fiddle of Mortis



Wiek: 37
Dołączył: 03 Lut 2007
Posty: 1908
Skąd: Cihael ep Eshar
Wysłany: 2011-08-07, 20:07   

Gotfryd na widok inkwizycyjnego znaku parsknął wesoło, szczecinę potarł.
- Gdyby był tu jaki człek przełożony, to i ja rad byłbym się zapytać, czy ładnie to tak elfy pod inkwizycji sztandary zaciągać, miast równiutkim rzędem wieszać na przydrożnych topolach. Pod tymże samym sztandarem. Cóż. Znać czasy takie.
Elf uśmiechnął się brzydko. Tymczasem Julien półtoraka od paladyn zabrał wraz z pochwą, do siodła przytroczył.
- O zbirów pytacie, mości elfie - kontynuował de Rocheton wsadziwszy kciuki za pas rycerski - to wam odpowiem. Jam Gotfryd de Rocheton, paladyńskiego zakonu wychowanek, możeście o mnie słyszeli, może nie, łajno mnie to obchodzi. W zakonie zaś swego czasu nauczał mistrz Dorogirn, Wszetatuś, świec nad jego duszą. Otóż wyobraźcie sobie, że wbijał nam do łba i to skutecznie, bo nahajką, że paladyn to ma demony, a trupy niszczyć, osobliwie Wszechtaty wrogów. To jest, Kocham Legiony, paladyńskie kredo i tego trza nam się trzymać. Paladyni zajmują się paladyńskimi sprawami, komesi - komeskimi, a kurwy, co by dalej wyliczać, kurewskimi. I może jest to powód, dla którego lepiej nam idzie walka z wrogami Imperium, niźli inkwizycji, bo miast intrygi snuć i o władzy śnic robimy to, do czego nas powołano.
Na widok krzywego spojrzenia uniósł ręce w górę, uśmiechnął się półgębkiem.
- Nic ja do inkwizycji nie mam, wy Wszechtacie służycie, my też. On sam widzi kto lepiej. Niech się zbirami komes zajmie, na jego konto wszystkie grabieże i gwałty idą, z tego go rozliczać będzie książę pan. Ja sekciarzy szukam. Tuszę, że i wy też, bo jeszczem nie spotkał inkwizycyjnego szwadronu, zwłaszcza elfiego, co by na gwałcicielach, osobliwie zbójcach, pomsty szukał i w milicję się bawił.
_________________

Księżyc świeci, martwiec leci,
Sukieneczką szach, szach,
Panieneczko, czy nie strach?



Nasz wampirek to smakosz i znawca,
przy tym wcale nie żaden oprawca!
Za ssanie kolacji płaci jak w restauracji,
Chyba, że honorowy krwiodawca...

Sysu, sysu, cmok, cmok, cmok,
Chyba, że honorowy krwiodawca!

 
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2011-08-07, 21:19   

Chłodne, niebo przemierzał samotnie dorodny kruk, smagany silnym wiatrem dmącym od północy. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, który zdradzałby jego obecność. Tylko delikatny szelest czarnych niczym noc piór łączył się z odgłosami natury i życia tak wstrętnych sługom Bezcielesnej Bogini.
Ptak przysiadł na gałęzi drzewa obok, którego nieopodal rozbity był namiot elfiego dowództwa. Jego szkarłatne ślepia mrugały dodatkową, mglistą powieką łypiąc bacznie w stronę siedziby wodzów tajemniczych elfich najeźdźców. W środku toczyła się jakaś rozmowa. Kruk skubnął się dziobem w swędzący bok.
Słyszał wszystko doskonale ale cóż mógł zrobić z taką wiedzą zwykły ptak? Bo był zwykłym ptakiem prawda...?
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2011-08-08, 11:23   

Skrzywił się na nazwanie go elfem.
- Komes za zbira uważa chłopa, który z dziesięciną spóźni - skupił wzrok na bukłaku - I nie nazywaj mnie elfem, choć to moja wina bo się nie przedstawiłem. Jestem Vogel Harap Serapel w służbie Inkwizycji i takie tam dalej, a elfy które tak Cie kują w oczy są najlepszymi imperialnymi łowcami długouchów. Ludzie zwłaszcza zbrojni - Tu na chwile spojrzał paladynowi w oczy, po czym znów przeniósł wzrok na niewątpliwie zacny trunek - w lesie zbyt często okazywali się bezużyteczni.
Zeskoczył z konia gestem powstrzymując giermka od zrobienia tego samego.
- Szukacie sekciarzy mówicie a wiecie coś o nich konkretnego?
_________________
Hańba tym, którzy nazywają nas okrutnikami, odwracają oczy od stosu i zasłaniają uszy broniąc się przed krzykiem heretyka.
Albowiem smród jaki czują jest zapachem grzechu opuszczającym jego ciało, czując go poznajemy chorobę jaka toczy naszą duszę i pomaga się z niej wyzwolić.
Słuchając poznajemy ogrom łaski jaką kieruje ku nam Wszechojciec, albowiem nie jest to krzyk bólu a ekstazy przekraczającego wrota niebios.
 
 
 
Waskos 
Patriarcha
Kapłan Spamu



Wiek: 30
Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 595
Skąd: Masłowy Bród
Wysłany: 2011-08-12, 22:47   

Victimo Sorn od dziecka żeglował na niebezpiecznych i pięknych wodach Nevendaar, jedynie mieszkańcy mórz znali je lepiej od niego. Czarnoskóry wilk morski zwiedził archipelag Lunnarka, Wyspy Yldram i wiele innych obszarów znanych jedynie moroludziom. Wielokrotnie atakowany był przez piratów, jednak oni wiedzieli jakiego człowieka statek atakują. Był ostatni raz, w którym mogli okazać swą niewiedzę. Jednak te czasy już minęły, sława podróżnika, rejsy na nieznane wody z trudem mogły wykarmić jedną gębę, a Victimo miał ich do wykarmienia o wiele więcej. Podboje miłosne niezrównanego kapitana nie ustępowały jego morskim przygodom, a pech chciał, że jego towarzyszki zawsze, podczas wspólnego rejsu w dobrze zbadane łoża wielu karczm były w okresie owulacji. Chociaż Victimo nigdy nie uważał się za człeka szlachetnego, a do matek swych dzieci nie czuł absoltunie nic, nie mógł sobie pozwolić by jego dzieci umierały z głodu. Musiał więc porzucić swe beztroskie życie i zaciągnął się do pracy dla gildii kupieckiej. Od tej pory jego rejsy miały wyznaczone szlaki, a jedynymi przygodami i przeciwnościami losu stali się celnicy, Victimo nie wiedział czy gorsi oni, czy piraci. Praca była bezpieczna i dobrze płatna, jednak morze wciąż wołało go ku sobie, jednak burczenie brzuchów jego dzieci trzymały go w miejscu. Znalazł on jednak sposób by zagłuszyć wołanie morza, lekiem tym był rum. Jednak życie jego miało się zmienić.

Victimo zszedł z pokładu w porcie miasta Waldfierd. Załoga zajmowała się rozładowaniem przewożonych towarów. Victimo rozejrzał się.
- Kolejny dzień i znowu to samo. Ech….
Victimo nosił się jak rasowy wilk morski, nosił białą koszulę głębokim wcięciem odsłaniającym umięśnioną i owłosioną pierś, czarne spodnie przewiązane skórzanym pasem i czarne skórzane buty. U boku zwisał mu krótki kordelas a głowę miał zasłoniętą czerwoną chustą. Jednak ubiór nie przywróci mu starych dni i dobrze o tym wiedział. Zrezygnowanym krokiem ruszył do karczmy. Normalnie spiłby się do nieprzytomności, wstał rano i walcząc z kacem ruszył w kolejną trasę handlową. Jednak nie tym razem, w karczmie zaczepił go wysoki, silnie zbudowany mężczyzna z rudymi włosami i wielkimi wąsami, a u jego boku zwisał długi, ciężki miecz. Victimo poznał go od razu.
_________________
I lubię patrzeć, jak w panice
Pospólstwo z mieniem pierzcha drogą,
A po ich piętach wojownicy
Depcą i ławą suną mnogą.
Lubię to sercem całym!
 
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2011-08-16, 10:34   

„A więc wyruszyliście… cóż mi pozostało, muszę udać się w stronę Płomiennego Gaju”
Takie myśli tłukły się w głowie Arosala. Misja była ważna, nie mógł mówić głośno jaki cel przyswiecał jego wizycie.

Widział braci szykujący się do walki, obserwował ich miny. Pogrążone w niepewności twarze tęskniły za domem, miejscem jakże pięknym, jakże przyjaznym.
Kierując się na wschód Arosal cały czas zastanawiał się nad znaczeniem znaków przesłanych im przez królową, o czym mówią? gdzie podążył Shayrin?

Czarne chmury zaległy nad Nevendaar, podobne widywał gdy Mortis budziła swe sługi
„Czyżby znowu czegoś zapragnęła?”
„Jak przyjmą mnie moi starsi bracia gdy już przekroczę próg dawnej stolicy?”
Odpowiedzi na te pytania miały się wkrótce pojawić…
 
 
Verthiss 
Wiedźmiarz
The Nameless One



Wiek: 32
Dołączył: 03 Kwi 2010
Posty: 329
Skąd: Alzonia
Wysłany: 2011-08-17, 02:11   

Lisz stał nad ujściem wzburzonej rzeki Nelva'es. Był nad krawędzią świata. Olbrzymia delta rozciągała się na wiele kilometrów, kończąc się kilkunastoma wodospadami. Te od wieków niosły wodę, która spadała w pustkę.... teraz jednak coś się zmieniło. Życiodajna ciecz rozbijała się o świat leżący poniżej i formowała koryto nowej strugi. Skazana na stracenie, odnalazła miejsce w nowym świecie, który ciągle zmieniał się i w któym panował chaos. Verthiss obserwował gigantyczne głazy, które wyłaniały się z pustki i rozbijały o ten kontynent, stając się jego częścią.
Ta kraina powiększa się z każdą chwilą, powiedział do swojego towarzysza, Dasheena.
A jej macki usiłują wgryźć się w naszą ojczyznę, odparła postać. Tak też rzeczywiście było. Rusendaar z lotu ptaka przypominał pień ściętego dębu, z korzeniami wyrastającymi po bokach. Owe korzenie poruszały się jak żywe i drążyły krawędź Nevendaaru, chcąc zagłębić się w skałach ją tworzących.
Verthiss obserwował widoczne w dole sylwetki elfów, które zdecydowały się podjąć trud wspinaczki po macce i migrowały do starego świata. Teraz było to z pewnością znacznie łatwiejsze niż na początku, gdyż kraina dążyła wciąż ku górze, by ostatecznie kontynenty znalazły się na jednej płaszczyźnie. Wciąż jednak wspięcie się stanowiło wyzwanie, którego podjąć się mogli jedynie zręczne jednostki.
Jak myślisz, ilu mogło dostać się już na górę, odkąd pierwsza z macek dotknęła tego lądu?
W odpowiedzi usłyszał jedynie syknięcie i głuchy łoskot sierpów, zatapiających się w ciele. Odwróciwszy się spostrzegł walące się na ziemię zwłoki Doradcy, jednego z mistrzów zwiadu potępieńców.
Kolejny sekciarz, zaczął lisz
Dasheen odpowiedział skinięciem głową. Z jakichś powodów chciał zlecieć z powrotem na dół...
...Jednakże nie jest łatwo latać, gdy skrzydła porozdzierane masz przez wcieloną Śmierć, dokończył za niego Vert szczerząc zęby w swym wiecznym uśmiechu.
Wyjął z dłoni trupa mocno trzymany zwój i rozwinął go, zainteresowany znaleziskiem. Począł oglądać naniesione nań rysunki i czytać towarzyszące im opisy. Wszystko wskazywało na to, iż były to plany budowy statku....
Zafajdańce najwyraźniej w końcu pomyślały o tym, że nie jest łatwo atakować stojąc na mostach i kiedyś w końcu będą musieli pokonać rzekę w inny sposób. Verthiss kopnął truchło, które stoczyło się z krawędzi i zaczęło spadać.
Ale nim to zrobią, będą musiały znaleźć kolejnego ochotnika do kradzieży planów statku, skoro sami nie potrafią go zbudować, odparł nieco rozbawiony potwór. Głuchy łoskot zakomunikował nieumarłym, iż Doradca został ponownie przyjęty przez swą ojczyznę.
_________________
Masz trochę niespożytkowanego czasu? Myślisz, że małe dziewczynki i chomiki z zasady nie są niebezpieczne? Chcesz osiągnąć wyższy stopień nerdostwa? Zagraj z nami w LoLa! :D
http://signup.leagueofleg...ea06b8464041734
 
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2012-07-27, 11:04   

- Rozumiesz coś z tego Vozu? Bo ja ni w ząb.
- Szczerze mówiąc nie wiele. Jesteś pewien, że to autentyczne?
Wampir siedział myśląc intensywnie i wpatrywał się szkarłatnymi ślepiami w ciemność otaczającej ich sali. Równo przyciętymi szponami wystukiwał nerwowo rytm na podłokietniku swego krzesła.
Pergamin, nad którego treścią tak się głowili leżał teraz zwinięty na jego kolanach.
- Alfredzie! - zawołał wąpierz donośnie a jego poirytowany, zniecierpliwiony głos rozniósł się po fortecy odbijając się od kamiennych, zimnych murów i rozlewając się w ponurych, mrocznych korytarzach.
- Alfred? Skąd żeś takiego cudaka wytrzasnął? - cień zakotłował się rozbawiony i zawirował wokół wampirzego siedziska.
- Przejeżdżałem kiedyś przez pewną małą mieścinę. Go... Go... cóż nie przypomnę sobie nazwy. Ważne, że był tam pewien wampir, który zabawiał się w bohatera. Walka ze zbójcami, ratowanie ludzi z opresji i inne takie bzdety. Alfred był jego kamerdynerem. Kolczugę łatał, powóz zaprzęgał, miecze ostrzył.
- Odkupiłeś go?
- Skądże. Owy bohater natrafił w końcu na bandę naprutych jak krasnoludzcy weselnicy osiłków. To był jego ostatni wyczyn. Alfredowi zaproponowałem posadę i od tamtej pory mi służy. Całkiem nieźle chciałbym dodać.
Cień słuchając nieco dziwnej opowieści nie zauważył sługi wchodzącego do sali. Elegancko ubrany, schludnie przystrzyżony wąs, białe rękawiczki. Kamerdyner jak w mordę strzelił.
- Gdzie jest Shurlien?
- Zdaje się, że aktualnie jest doprowadzany do szewskiej pasji przez panienkę Fedrę hrabio.
- Fedra? Nie miała czasem pomagać Gnarlowi w tym jego całym nowym eksperymencie? - jedna brew wampira uniosła się nieznacznie do góry.
- Nie dalej jak wczoraj widziałem gdy wychodziła z laboratorium z ogniem w oczach. Warczała coś o starym zboczeńcu, panie.
- Czy tutaj nic nie może funkcjonować normalnie?! - warknął zeźlony hrabia waląc pięścią w poręcz krzesła – Przełomowe odkrycie! Wynalazek stulecia! Za młodymi dupami by się tylko oglądał psia jego jucha!
- Panie?
- Sprowadź Shurliena. Natychmiast – wycedził już przez zaciśnięte kły co bardzo bawiło jego astralnego gościa.
Nie minęła minuta i już słyszeli jakiś huk na schodach jak gdyby ktoś zrzucił z nich ciężki tobół. Głośna litania przekleństw we wszystkich znanych i nieznanych językach Nevendaaru rozniosła się po pustym korytarzu. Otrzepując się z kurzu, brzęcząc pierdyliardem złotych ozdóbek przy jadowicie zielonej szacie pojawił się czarownik.
- Czego sobie życzysz panie?
- Obeznany jesteś w językach. Mam tu list od Arosala i za cholerę nie jestem w stanie go rozszyfrować.
- Emm... przecież biegle posługujesz się elfickim panie. Może to wina pisma? Ciężko się rozczytać?
- Nie. Napisane wielkimi literami. Bardzo wyraźnie – wtrącił Vozu.
- W każdym bądź razie – wampir rozwinął pergamin ponownie i pokazał czarownikowi zapisaną jego stronę. Cztery wielkie, napisane ładnym, równym pismem litery układające się w jeden tajemniczy wyraz zakończony wykrzyknikiem.
- Co może oznaczać słowo „FOCH” Shurlien?
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2013-07-02, 18:41   

Wieża po raz kolejny zatrzęsła się w posadach.
Na tym etapie żaden sprzęt, który nie był w stanie przejść konfrontacji z typowym orkiem, nie miał prawa pozostawać w jednym kawałku. Tak przynajmniej zakładał.

Cień kłębił się bowiem spokojnie pod sufitem, w czasie gdy znany i niekoniecznie lubiany wampir Raven wypełniał powietrze nieprzeliczonymi klątwami, przy okazji próbując się wygrzebać spod Shurliena i Zgniłka. W zasadzie, powinien się teraz śmiać, był jednak mały szkopuł - po tuzinie podobnych sytuacji zaczynało być to już nudne.

- Jeszcze raz, bo nie wierzę: co się dzieje? - zapytał wampir, odzyskując powoli kontrolę nad sobą, gdyż i on zaczynał przyzwyczajać się do abnormalnej sytuacji. Ale nie do jej przyczyny.
- Zapytałem - podjęło temat widziadło, z obowiązkowym teatralnym westchnieniem - Jak byś zareagował dowiedziawszy się, że Armius połknął Talizman Trzęsienia Ziemi i ma czkawkę...
_________________
 
 
Raven 
Nosferat
Wieczny Bluźnierca



Wiek: 30
Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 784
Skąd: Tar Al'naihme
Wysłany: 2013-07-02, 21:01   

- Allemon nie mógłby zrobić mu jakiejś lewatywy czy czegoś w tym guście? Płukania żołądka? Czegokolwiek? - wąpierz mnąc w ustach kolejne klątwy otrzepywał swe odzienie z kurzu oraz tynku, który posypał się z sufitu po kolejnym wstrząsie. Jeśli tak dalej pójdzie to z jego dworu, jak i wielu innych budowli Nevendaaru, nie zostanie nawet kamień na kamieniu.
- Słyszałem, że jest jego opiekunem. A może treserem...? Gdzie mi z tymi łapami?! - rozmyślania hrabiego przerwała paskudna zgniłkowa dłoń chwytająca się poły wampirzego płaszcza. Nieporadny ożywieniec chciał się wspomóc przy podnoszeniu z posadzki. Jego starania zakończył jednak solidny kopniak w twarz.
- Słodka Mortis... Nie wytrzymam. Musimy coś z tym przeklętym Armim zrobić i to jak najszybciej...
_________________


Jam jest Hermes
Który własne skrzydła pożerając
Oswojon zostałem
 
 
Arosal 
Bandyta



Wiek: 33
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 873
Skąd: Wolsztyn
Ostrzeżeń:
 3/3/6
Wysłany: 2013-07-03, 11:15   

Zmarnowane elfisko siedziało oparte o zbutwiały pień dębu popijając jakiś czarny płyn niewiadomego pochodzenia, czkając i chlipiąc na przemian.
- Foch… wszędzie fochy… – powtarzał w chwilach wytchnienia.
Pokaźne już brzuszysko znaczyło elfią sylwetkę wywołując zdziwienie nawet u zwierząt, którym zdarzało się od czasu do czasu nawiedzić leśną polankę.
- Mieć armię… zadanie od królowej i porzucić je dla focha, być bogiem ognia, mieć złoty rydwan i milion kobiet… zostawić wszystko przez jakiegoś jelonka… - wyliczając tak elf coraz mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że byt tak marny i kuriozalny jak on, taka nędzna forma życia, albo w końcu stanie na swoich cienkich nóżkach, albo skoczy z jakiegoś drzewa. Może będzie miał tyle szczęścia by zejść od razu. Jedno było pewne, Arosal w końcu musiał podjąć decyzję.
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2013-07-04, 21:52   

Zniecierpliwiony pozostawił sprawy niższej randze, oddalając się od zgiełku otworzył ciążąca u boku flaszeczkę. Jak to często bywa wśród osób ceniących zabawę nie zauważył gdy dzień przeszedł w wieczór, a sierpień w lipiec gdy przeklinając suce dno manierki stanął na wprost ogromnego drzewa. Okolica była mu całkowicie obca, rzecz normalna przy takich okazjach, niestety coś przyprawiało go o niesamowity ból głowy. Głos typowy dla kastrata, dziewki której ktoś pokazał iż to nie cnota utrzymuje ją przy życiu lub elfiego mężczyzny. Gdy udało mu się ustalić gdzie jest pion i wbrew sobie wysłuchał elfiego monologu postanowił se odezwać.
Wbrew ciekawości nie zapytał jaka data, wbrew rozsądkowi nie zapytał gdzie się znajduje jedyne co był z siebie wykrztusił to...
- SKACZ, BŁAGAM CIE SKACZ!!! Bo kolejnego takiego FOCHA mogą ludzie nie wytrzymać!
_________________
Hańba tym, którzy nazywają nas okrutnikami, odwracają oczy od stosu i zasłaniają uszy broniąc się przed krzykiem heretyka.
Albowiem smród jaki czują jest zapachem grzechu opuszczającym jego ciało, czując go poznajemy chorobę jaka toczy naszą duszę i pomaga się z niej wyzwolić.
Słuchając poznajemy ogrom łaski jaką kieruje ku nam Wszechojciec, albowiem nie jest to krzyk bólu a ekstazy przekraczającego wrota niebios.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   

Podobne Tematy
 
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
theme by michaczos.net & UnholyTeam
Tajemnice Antagarichu :: Heroes of Might & Magic 1,2,3,4,5,6 Forum