Forum Disciples, Disciples 3 on
 
Forum Disciples, Disciples 3  Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples
 FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Regulamin  Zaloguj  Rejestracja   Chat [0]   Discipedia  Download 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: Vogel
2014-02-19, 18:29
Rozdział I: Rzeka Krwi
Autor Wiadomość
Wisz 
Weteran


Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 732
Ostrzeżeń:
 1/3/6
Wysłany: 2010-05-20, 17:23   

Zniknięcie demonów wzbudziły u Azraela mieszane uczucia. Z jednej strony był wściekły, zarówno z powodu, że wróg uciekł, jak też z tego, że ta bitwa miała tylko odwrócić ich uwagę od innych, być może ważniejszych działań wroga. Z drugiej jednak strony poczuł swego rodzaju ulgę, że to już koniec, gdyż pokonanie żniwiarzy wydawało się niemożliwe. Zaczął rozglądać się po polu bitwy. Ciała zabitych tworzyły swego rodzaju mozaikę, po układzie której można było poznać, gdzie walczyły dane oddziały. W tym czasie podeszli do niego dowódcy poszczególnych jednostek niebian.
- Wróg uciekł, Azraelu - przed innych Volirae wystąpił Michał. Reszta zerkała za jego pleców, nie będąc pewnymi reakcji kapłana na ucieczkę wroga.
- Tak, wiem. Okazaliśmy się niegodni. Nie dość, że daliśmy im uciec, to ci żniwiarze jeszcze nas upokorzyli. Nie zdziwię, się, jeśli za to spotka nas kara od Inkwizycji. Zresztą... Zasłużyliśmy na nią.
- A co mieliśmy zrobić! - wykrzyknął tymczasowy dowódca kapłanów. Mieliśmy za mało wojska, by móc sprostać temu przeciwnikowi. Jeśli inkwizytorzy są tacy mądrzy, to nie sami staną do walki!
- Nie bluźnij Michale - przerwał mu Azrael, wiedząc, że jego towarzysz może w gniewie wykrzyczeć rzeczy, za które będzie musiał ponieść konsekwencje. Całej sytuacji z boku przyglądał się z ukrywaną obojętnością Roze. - Wina leży przede wszystkim w nas samych. Zaś do Inkwizycji należą inne zadania niż bezpośrednia walka z wrogiem. A teraz się opanuj. Musimy przeczesać pole bitwy w poszukiwaniu rannych i dodatkowych jeńców. Udaje się do swojego oddziału. Michale, chciałbym, byś mi towarzysz.
.......................................................
- Widzisz, są rzeczy, o których nie wiesz przyjacielu. Bo skąd zresztą masz wiedzieć, że w naszych szeregach jest wysłannik Inkwizycji? -spojrzał na Michała. - Obawiam się, że Twój wybuch nie zostanie nieodnotowany.
- Kto jest tym szpiegiem?
- Nie szpiegiem, tylko wysłannikiem - poprawił go Azrael. Tą informacje zostawię dla siebie, będzie Cię to motywowało do większej pracy nad sobą.
........................................................
- Bracia, bitwa dobiegła końca, czas, byśmy rozpoczęli swą posługę. Azrael przemawiał do tych kapłanów, którzy przeżyli i mieli siły jeszcze stać. - Pamiętajcie, przede wszystkim leczymy naszych, dopiero potem, jeśli będziecie mieli siły, możecie pomóc najemnikom. A teraz do dzieła.
 
 
Elendu 
Leśny Duszek
driada



Wiek: 34
Dołączyła: 21 Gru 2009
Posty: 158
Skąd: zewsząd
Wysłany: 2010-05-20, 17:23   

Opóściła broń, zdezorientowana. Zwiali? Ot tak? Kiedy przez nieporozumienia dowódców mogli wszyscy poginąć? Rozejrzała się po swoich oddziałach. Nie było źle, kilkoro rannych, powinni łatwo się wylizać. Mieli szczęście, w przeciwieństwie do jednostek innych dowódców. Za jej plecami rozległy się kroki. Ucieszyła się, widząc Christine. - Chodź - Powiedziała do niej spokojnie doradczyni, po czym odprowadziła poza zasięg słuchu żołnierzy - Ty idiotko - Zaczęła zimnym, pozornie spokojnym głosem - Wiesz coś ty zrobiła? Widziałaś w ogóle do czego doprowadził twój lekkomyślny atak? Mogliśmy to wygrać, ale nie! Ty i nasz rodak wszystko zaprzepaściliście swoją lekkomyślnością. Obserwuj! Zastanów się!
- Przynajmniej próbowałam walczyć, nie to co niektórzy - mruknęła naburmuszona
- I tą swoją próbą odsłoniłaś całkowicie dowódcę ludzi. Bardzo mądrze. gdybyś zaatakowała drugi oddział, wystawiłabyć przeciwnika na widelcu, zamiast serwować danie ze sprzymierzeńców. - Strofowana dowódczyni zwiesiła głowę, walcząc z gniewem, wstydem i poczuciem winy - Co ty robisz? Głowa w górę, wzrok przed siebie. Chcesz jeszcze bardziej zniechęcić swoich podwładnych? Nie masz się dołować, ale uczyć! Wyciągnij wnioski z tego co się dzisiaj stało i zastosuj na przyszłość. Acha, i roześlij zdrowe dziewczyny do pomocy, moje już mają pełne ręce roboty. I uśmiech na twarz. Niech wszyscy wierzą, że wszystko idzie zgodnie z planem. Najgłupsi może się nabiorą - Uśmiechnęła się ironicznie, patrząc na rannych, zdezorientowanych i zmęczonych żołnierzy różnych ras. Zdrowe brzytwy, na rozkaz dowódczyni, dołączyły do kordonu pilnującego więźniów. Mistycy krążyli po polu bitwy, udzielając pomocy tym, którzy tego potrzebowali
 
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2010-05-20, 17:25   

- NIEEE!!!!!! - Krzyk przerwał ciszę która zapadła po zniknięciu demonów. Przywódca ludzi rozejrzał się po polu bitwy patrząc na zbezczeszczone ciała swych żołnierzy, był gotów ślepo rzucić się w pogoń gdyby była taka możliwość wiedział jednak iż nie ma na to szans.
- Gorazd :!: - Stary włócznik po chwili pojawił się przy dowódcy - Ranni niech udadzą się do skrzydlatych kapłanów po leczeni Ci którzy maja dość sił niech zaczną zbierać poległych nie możemy ich tak zostawić nie zasłużyli na to.
- Racz wybaczyć panie alt Ty także powinieneś udać się do medyków.
- Nic mi nie jest - Schował do pochwy miecz na którym jego własna krew, spływająca z ramienia, pokrywa warstwą tą należąca do demonów. - Są tu pilniej potrzebujący pomocy.
- Panie...
- Gorazd wydałem już rozkazy odejdź je wykonać.
Włócznik ukłonił się niechętnie opuszczając dowódce.
_________________
Hańba tym, którzy nazywają nas okrutnikami, odwracają oczy od stosu i zasłaniają uszy broniąc się przed krzykiem heretyka.
Albowiem smród jaki czują jest zapachem grzechu opuszczającym jego ciało, czując go poznajemy chorobę jaka toczy naszą duszę i pomaga się z niej wyzwolić.
Słuchając poznajemy ogrom łaski jaką kieruje ku nam Wszechojciec, albowiem nie jest to krzyk bólu a ekstazy przekraczającego wrota niebios.
 
 
 
Reyned 
Wojownik Szkieletów



Dołączył: 20 Wrz 2008
Posty: 666
Wysłany: 2010-05-20, 17:46   

Oglądając jak wszyscy się zbierali, powoli rozmyślał nad tym, jak poszły ich działania. W pewnym momencie stwierdził, że ochłonął już w pełni, a napięcie opadło, z swojego niebezpiecznie wysokiego poziomu.
Najpierw postanowił pójść do dowodzącej drugich oddziałów sidhe. Gdy tylko się zbliżył, kiwną głową w jej stronę. Po czym przemówił
- Nie wiem czy już wiesz, ale oddziały bratobójców zostały dobite, gdy przegrywały walkę z moimi oddziałami przez oddziały Volirae. Byłaś daleko od wroga, staraj się nie zdradzić, że wiedziałaś iż ich obecność ma miejsce, oraz nie wahaj się od kontry, gdyby zaczepił cię jakiś skrzydlaty. Łamią nam honor przez naginanie wartości, pozwól że ja pierwszy porozmawiam z dowódcą jako osoba która najbardziej została urażona. Przekażę ci wynik rozmowy i zrobisz co uważasz. Wybacz, ale muszę już iść siostro. – skinął ponownie głową i odszedł w stronę dowódcy Volirae

***

Gdy dowódca Sidhe odszedł jeden z szermierzy w barwach Arblitha podszedł do Eiri
- Wybacz, panno. Czy jest miejsce w twoich oddziałach…znaczy…Może i Aureanu są jednym z głównych rodów na terenach z których się wywodzą ale…Nie rozumiem dlaczego Arblith w pełni przestrzegał rozkazów od ludzi, no i…Ogólnie to bezsensowne, popełnił masę błędów wpadając w furię gdy Volirae tak bardzo nami wzgardzili, patrząc po tym jak Aureanu zostali poszkodowani przez ludzi, na tyle nimi gardzą, że na rodzinę zbyt pilnującą swego honoru, na pewno nie będzie w stanie nawet przeprosić słowem Luciusa, co oznacza że niedługo nasze oddziały zostaną stąd wypisane, a żołd mamy tu najlepszy…no i nie chce aby potem traktowano mnie, jako żołnierza głupca który nie wie kiedy skończyć wojnę… - szermierz był zdecydowanie zakłopotany, po chwili skinął głową mówiąc – nieważne, proszę o wybaczenie – po czym wręcz odbiegł.

***

W końcu Arblith doszedł do Azraela.
- Chcę otrzymać wyjaśnienia w sprawie czynu twoich oddziałów, dlaczego dobito przegrywające z nami oddziały bratobójców? Rozumiesz chyba, że nie mogę zostawić tej sprawy w milczeniu, a potem może nie być więcej okazji, na stoczenie tej rozmowy – stał prosto, a jego twarz, nie wyrażała najmniejszych uczuć.
_________________
Cytat:
Every theory of love, from Plato down, teaches that each individual loves in the other sex what he lacks in himself.
G. Stanley Hall

That's why love theories are bad.
 
 
 
Elendu 
Leśny Duszek
driada



Wiek: 34
Dołączyła: 21 Gru 2009
Posty: 158
Skąd: zewsząd
Wysłany: 2010-05-20, 18:04   

Słowa Arblitha zaskoczyły ją. Nie wiedziała co dokładnie stało się z zdradzieckimi Sidhe, nie miało to jednak dla niej znaczenia tak długo, jak długo poniosili karę. Wiedziała, skąd wynikało takie a nie inne zachowanie jej rodaka, martwił ją jednak potencjalny jego efekt. Nie życzyła mu źle, nie chciała, żeby stracił tak intratne zajęcie i w konsekwencji okrył się hańba większą niż niezabicie zdrajcy.
Jej zaskoczenie zostalo pogłębione przybyciem samotnego żołnierza. gdy mówił, przez myśl przebiegały jej rozmaite myśli, wiedziała jednak dwie rzeczy. Że nie może przyjąć biedaka i że musi porozmawiać poważnie z męskim dowódcą Sidhe.
Czemu nie mogła go przyjąć? Bo byłaby to zdrada wobec rodaka, pchnięcie w plecy. Mogłoby sprowokować pozostałe jego wojska do zmiany dowódcy, a to by go jeszcze bardziej pognębiło. Drugi powód był bardziej prozaiczny. W oddziale miała same dziewczyny, przyzwyczajone do kobiecego towarzystwa. Wprowadzenie do oddziału mężczyzn podczas misji mogło mieć fatalny wpływ na morale, moralność lub jedno i drugie. Trzeci powód mignął jej tylko przez chwilę, jednak szybko odgoniła tę myśl. A co jeśli mężczyzna jest szpiegiem, mającym wybadać jej reakcję? Nie chciała doprowadzać do konfliktu. A już na pewno musiała przekazać Aureanu, żeby zwrócił większą uwagę na podkomendnych. Rozejrzała się, zastanawiając, gdzie byłaby najbardziej potrzebna. Po chwili wahania ruszyła w kieruku, w którym spodziewała się znaleźć przywódcę ludzi. W myślach przygotowała się na krytykę, musiała jednak wcześniej czy później stanąć z nim twarzą w twarz, a wolała teraz, póki był osłabiony walką, choć pewnie czas zagłuszyłby część jego emocji.
 
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2010-05-20, 18:28   

Stał przed rosnącym stosem ciał, w większości rozczłonkowanych, zmasakrowanych nie do rozpoznania. Nie czuł już gniewu zobojętniał na sytuację, osłabiony pozwolił się w końcu patrzeć odmówił jednak odpoczynku, do czasu ukończenia pochówku choć zdawał sobie sprawę, iż potrwa to zapewne jeszcze cały kolejny dzień czego on nie jest w stanie wytrzymać. Nagle poczuł szarpniecie i silny ból w szczęce, Yaskra usiadła na piersi dowódcy i ponownie zamierzyła się uzbrojoną w kastet pięścią. Łzy spływające z jej oczu kapały mu na twarz gdyby mogła mówić zapewne zrugałaby go najplugawiej jak potrafiła.
- Rozwiązuje Twój oddział - Kolejny cios spadł na jego twarz tym razem znacznie słabszy, desperacji - Wracasz do domu.
Yaskra zerwała się i pobiegła w stronę lasu mijając łuczników którzy powrócili usłyszawszy o zakończeniu walk przybyli pomóc. Lucious nie był w stanie sam wstać więc dwóch żołnierzy chwytając go pod pachy zaciągnęło go pod pobliskie drzewo zapewniające cień i widok na powstający kurhan.
_________________
Hańba tym, którzy nazywają nas okrutnikami, odwracają oczy od stosu i zasłaniają uszy broniąc się przed krzykiem heretyka.
Albowiem smród jaki czują jest zapachem grzechu opuszczającym jego ciało, czując go poznajemy chorobę jaka toczy naszą duszę i pomaga się z niej wyzwolić.
Słuchając poznajemy ogrom łaski jaką kieruje ku nam Wszechojciec, albowiem nie jest to krzyk bólu a ekstazy przekraczającego wrota niebios.
 
 
 
Wisz 
Weteran


Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 732
Ostrzeżeń:
 1/3/6
Wysłany: 2010-05-20, 19:07   

Próbował ogarnąć sytuację i zaprowadzić porządek w szeregach po bitwie. Dzięki karności Volirae nie było to dużym problemem. Ciała poległych niebian były układane na stosy, wokół których zaczęto układać drewno. Ścierwa demonów układano na oddzielnej gromadzie. Pochwytani jeńcy byli pilnowani przez strzelców. Słońce zaczynało świecić coraz bardziej. - Poślijcie po dowódcę szybowników - nakazał jednemu z kapłanów.
.............................................
- Czego żądasz, bracie Azraelu?
- Wyślij kilku swoich najsprawniejszych ludzi do naszego obozu. Niech przekażą informację o tym, co się stało, jak też obecnej sytuacji.
.............................................
Stał przed nim Arblith. Domagał się wyjaśnień. To samo w sobie było dla Azraela zabawną sytuacją.
- A kim Ty jesteś, najemniku, by domagać się ode mnie, przedstawiciela Inkwizycji, jakichkolwiek wyjaśnień? Mimo, iż nie spędził dużo czasu z Sidhe (i miał nadzieję, że to się nie zmieni), to już mu przeszkadzał ten ich zimny wyraz twarzy, pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Zimni. Dużo bardziej pasowałoby do nich określenie obślizgli.
- Wydałem rozkaz, który był najwłaściwszy w danym momencie. Bo w czasie, gdy wy bawiliście się ze swymi pobratymcami - spojrzał ze złością na Arblitha - my musieliśmy odpierać ataki demonów, ponosząc przy tym duże straty. Nie zapominać, kto Ci płaci. A jeśli już ktoś ma prawo wymagać wyjaśnień, to ja. Czemu nie dostosowaliście się do wydanego rozkazu?
_________________
Piszę poprawnie po polsku.
 
 
Reyned 
Wojownik Szkieletów



Dołączył: 20 Wrz 2008
Posty: 666
Wysłany: 2010-05-20, 19:28   

- Tamci Sidhe byli najemnikami wroga, zaliczali się do jego wojsk. Poza tym, podporządkowałeś mnie pod dowódcę ludzi, a jego rozkazem było rozpoczęcie walki od pozycji w lesie, nie dostałem żadnych późniejszych poleceń. – Odparł, po czym spytał – a co powoduje, iż uważasz się za wyżej postawionego ode mnie? Płacą na obu frontach, a same pieniądze są dla mnie wynagrodzeniem, co najmniej trzeciorzędnym, więc nie jest to stosowny argument. Póki prowadzimy dyskusję, mam nadzieję, że nie będziesz się zbędnie wywyższał. – Taki był fakt. Żaden z nich nie był postawiony wyżej od drugiego, lecz wciąż, Arblith został potwornie urażony. Właściwie nie on sam. – Przełożę to na przykład, który zrozumiesz:
Przyjmijmy, że komuś z twoich Volirae Daemon opanował rozum, nie wiesz o tym, jednak on obraża Ciebie, Twoją rodzinę, Znajomych, Żołnierzy, Oraz Boga. Czy gdybyś walczył z nim, a ktoś inny od ciebie, na dodatek nie z twojej rasy, wymierzył mu ostateczny cios tuż przed tobą, po czym zaczął się unosić gardząc twą dumą, przyjąłbyś to z radością? Żądamy tylko dwóch rzeczy: Informacji, kto wydał rozkaz, oraz dlaczego. A chcę wyłącznie jednej: Przeprosin od osoby, która to zrobiła, jeżeli jej powód nie będzie dla niej wystarczającym wytłumaczeniem. – stał wciąż tak samo, może nie na baczność, lecz wciąż wzniośle. Mówił spokojnie, oraz głosem, który raczej nie był głośny, ale również nie specjalnie cichy.
Urokiem tej postawy było to, iż uczą się jej wszyscy Sidhe, gdy tylko zrozumieją jakie ideały ma ich rasa, dzięki czemu nabędą swą dumę i godność.
- Chciałbym jeszcze zaznaczyć, iż nie tylko ja jestem urażony. Sidhe z moich oddziałów, którzy brali udział w walce mogą zacząć wami gardzić, a jeżeli się okaże, że dowódca drugiego oddziału wojsk sidhe wiedział o tych wydarzeniach, również może się domagać uhonorowania, bądź rozpocząć konflikt za to, iż nie dopełniłem z waszej winy obowiązku. Twoje wojska czeka długi i monotonny postój, jak przed tą walką, jeżeli zajdzie potrzeba wymiany oddziałów z tymi z innych frontów. Jeżeli nie chcemy, aby cała wojna przeszła nam koło nosa, starajmy się przynajmniej pokojowo współistnieć, lub omijać bez przesadnych wojen.
_________________
Cytat:
Every theory of love, from Plato down, teaches that each individual loves in the other sex what he lacks in himself.
G. Stanley Hall

That's why love theories are bad.
Ostatnio zmieniony przez Reyned 2010-05-20, 20:00, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Elendu 
Leśny Duszek
driada



Wiek: 34
Dołączyła: 21 Gru 2009
Posty: 158
Skąd: zewsząd
Wysłany: 2010-05-20, 19:40   

Widząc płonący stos i wpatrującego się weń oficera, zatrzymała się. Stała w pewnej odległości, nieco ukryta w cieniu. Jej wojska nie mogły jej tutaj widzieć, nie musiała więc udawać. Pochyliła głowę w milczącej modlitwie za zmarłych, jej oczy zalśniły, jednak nie wypłynęła z nich ani kropla. Nie płacz, nie okazuj emocji, bądź zimna. Nie było to łatwe, nie, kiedy wiedziała, że nie musieli ginąć, że jej lekkomyślność do tego doprowadziła. I nie ona na tym ucierpiała. Była jednak dowódcą Sidhe, kiedy stos zaczął przygasać, wślad za wzlatującym dymem i z jej duszy uniósł się ciężar poczucia winy, zostawiając tylko cichą determinację. To się nie powtórzy. Zrobi wszystko, żeby nie popełnić więcej tego typu błędu. Podniosła twarz, przyozdobioną idealną maską Sidhe, nieprzeniknioną dla nikogo spoza ludu.
***

Młoda Sidhe podeszła do dowódcy ludzi, ignorując jego wojska, i z wahaniem położyła mu rękę na ramieniu, nie patrząc na niego, ale na przygasający stos. W jej postawie coś się zmieniło. Była wyprostowana, jakby nieporuszona tą tragedią, ale jednocześnie poważna i jakby zamyślona. Nie powiedziała ani słowa, czekając najpierw na reakcję Luciousa. Ręka paliła ją od dotyku, nie przywykła do wyrażania emocji w taki sposób, nie cofnęła jej jednak.
 
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2010-05-22, 10:59   

Nie zareagował, nie wiedział jak. Klęska jakiej doznał była w dużej mierze jej winą a mimo to nie chciał a może nie potrafił jej nienawidzić. Była tez inna przyczyna, nastroje panujące wśród ludzi nie były najlepsze, widok naskakującego dowódcy na oficera najemników mógłby wywołać zamieszki i zwiększyć niepotrzebnie ilość ofiar.
- Panie - Gorazd ukłonił się po czym spojrzał na Eiri wkładając w to tyle nienawiści ile było możliwe. - Nie rozumiem czemu odsyłasz Yaskrę, może w tej bitwie jej łucznicy nie mogli nam pomóc ale to dobry oficer i ma poważanie wśród ludzi.
- Pomóż mi wstać - Włócznik chwycił wyciągniętą dłoń i pomógł wstać oficerowi, po czym odwrócił się do Eiri i spojrzał jej prosto w oczy - Yaskra jest młoda, porywcza i nierozważna. Armia to nie miejsce dla smarkul pragnących akceptacji tatusia, są zbyt niebezpieczne dla siebie a zwłaszcza dla innych.
_________________
Hańba tym, którzy nazywają nas okrutnikami, odwracają oczy od stosu i zasłaniają uszy broniąc się przed krzykiem heretyka.
Albowiem smród jaki czują jest zapachem grzechu opuszczającym jego ciało, czując go poznajemy chorobę jaka toczy naszą duszę i pomaga się z niej wyzwolić.
Słuchając poznajemy ogrom łaski jaką kieruje ku nam Wszechojciec, albowiem nie jest to krzyk bólu a ekstazy przekraczającego wrota niebios.
 
 
 
Elendu 
Leśny Duszek
driada



Wiek: 34
Dołączyła: 21 Gru 2009
Posty: 158
Skąd: zewsząd
Wysłany: 2010-05-22, 11:41   

W mimice i postawie młodej Sidhe nic się nie zmieniło, choć słowa zraniły ją równie mocno jak stal. Skłoniła lekko głowę, nie w geście poddania, ale w prostym potwierdzeniu że przyjęła i zrozumiała przekaz zawarty w tych słowach. - Każdy kiedyś jest młody, każdy kiedyś się uczy. Najważniejsznie, żeby nauka nie poszła na marne. Co się stało, to się nie odstanie. - Powiedziała spokojnie. Spojrzała w oczy Gorazda, zmuszając go do odwrócenia wzroku. - Każdy błąd opłacony jest cierpieniem, każda lekcja jest trudna. Zwłaszcza, jeśli za czyjś błąd cierpią inni - Powiedziała na tyle cicho, żeby tylko najbliżej stojący mogli usłyszeć. - Wiem, że słowa nie znaczą wiele, ale przynajmniej jeden z winnych przyznaje się do błędu i błaga o jego wybaczenie. Zrobi wszystko, żeby sytuacja się nie powtórzyła - Pod koniec jej głos jeszcze bardziej ścichł, w oczach coś zalśniło wilgocią, szybko jednak zniknęło. Nie czekając na odpowiedź odwróciła się i odeszła, nadal pozornie nie poruszona, jakby jedynie przekazała wiadomość.
 
 
 
Wisz 
Weteran


Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 732
Ostrzeżeń:
 1/3/6
Wysłany: 2010-05-23, 18:43   

- Więc jeśli nie zależy Ci na pieniądzach, to na czym? Posiadanie innych motywów u najemnika wydało się Azraelowi co najmniej dziwne. - Co do Twojej potrzeby równości. Widzisz, mi sytuacja wydaje się prosta i klarowna. Jestem tu osobą reprezentującą interesy Inkwizycji, która to prowadzi tą krucjatę, jak i wypłaca Ci i Twoim ludziom złoto. Ty zaś jesteś tylko jednym z najemnych dowódców. Wymagam od Ciebie jedynie byś wykonywał rozkazy i nie sprawiał problemów, to chyba nie jest zbyt dużo? Zaś na czas bitwy podlegałeś panu Luciousowi, ponieważ moje oddziały były daleko, zaś Lucious również należy do sił papieskich, co stawia go w szeregu za mną, chyba, że moi przełożeni postanowią inaczej. Zresztą osobiście rozesłałem swoich ludzi z rozkazami, widać posłaniec padł przed przekazaniem rozkazów. Postanowił, że od teraz będzie wysyłał co najmniej dwóch posłańców, by uniknąć takich niezręcznych sytuacji. Jeśli zaś chodzi chodzi o twe pytania odnośnie zemsty i zdrajcy. Osobiście satysfakcjonowała by mnie myśl, że ktoś taki nie żyje. A kto go zabił, gdzie i jak, byłoby dla mnie co najmniej mało istotne. Zresztą w czasie bitwy nie ma czasu na tego typu rozterki, co Tobie jako bardziej ode mnie doświadczonemu dowódcy powinno być wiadome. Do Azraela podszedł jeden z kapłanów chcący zdać raport z działań po bitwie. - Jak widzisz, wzywają mnie ważniejsze sprawy niż czcze pogaduszki. Mam nadzieję, że odpowiedziałem już na wszystkie twe pytania. Zresztą przewiduje spotkanie dowódców, jak tylko każdy z nas doprowadzi się do porządku.
_________________
Piszę poprawnie po polsku.
 
 
Reyned 
Wojownik Szkieletów



Dołączył: 20 Wrz 2008
Posty: 666
Wysłany: 2010-05-23, 19:13   

Arblith, Arux andre Aureanu ringte Sneachta

W pewnym momencie Arblith po prostu zaczął się śmiać.
- Myślisz, że co robię na posterunku z dala od frontu, na którym ciężej jest zginąć? Jak tu trafiłem? Bo chciałem. Ciebie po prostu przydzielili, bo oni tak chcieli. Czujesz różnicę? – Spytał powoli – ma tu swoje sprawy, a z inkwizycją mojej rodzinie układało się na tyle dobrze, że nie martwiłem się zbytnio o jej zdanie. Rozumiem też o twoje dowodzenie, ale jedno musisz zrozumieć – cały czas lekko się uśmiechał – nasze obyczaje i wartości. To właśnie wedle nich większość z nas się obraziła, i jeżeli w przyszłości inne wojska mojej rasy, zaatakują któryś z moich oddziałów, mam jedną prośbę: przegrupuj oddziały i uderz gdzie indziej. W przeciwnym wypadku módl się aby z twojej ręki nie padł cios decydujący. – Przeczesał ręką włosy – nie martw się, uspokoję chłopaków, pewnie nie wiedzieli, że wy również nie mieliście z takimi jak my wcześniej znajomości.
Z tyłu zaczynało dobiegać wołanie imienia Arblitha, więc ten ukłonił się tylko lekko
- mnie też wołają, porozmawiamy później, jak już wydostaniemy się z tego żałobnego miejsca.
Po tym zdaniu zaczął wracać do oddziałów. Zdecydowanie Azrael poprawił mu teraz humor. Chociaż z drugiej strony to będzie irytujące, zarazem skrzydlaci jak i ludzie nie znali ich obyczajów, toteż, będzie ich trzeba w całości wyedukować i przymknąć oko na parę błędów. Co prawda nie wiedział, co z posłusznością Volirae, skoro ich dowódca jest tak wzniosły, może zacząć twierdzić że obyczaje sidhe mało go obchodzą?
Arblith stanął na moment i pomasował z tyłu kark. Jeżeli dojdzie do pojedynku między nim a skrzydlatym, na pewno go stąd przeniosą, na inną rękę jest fakt, że jego siostra zapowiedziała przybycie, a jej metody są na tyle radykalne, że jak spuści ją z oczu, to w tej brygadzie zabraknie kandydatów do stanowisk dowódców. Brzuch rozbolał go od tej myśli, już widzi jak jego siostra policzkuje każdego człowieka, który będzie na tyle śmiały aby odezwać się do członka rodziny Aureanu, już widzi jak pluje na święte księgi Volirae gdy ci zapominają bądź nigdy nie słyszeli o jakiejś z zasad Sidhe, już żałuje jak by wyglądało udzielanie reprymendy Eiri za jej nierozważny atak na chordę wroga…Oraz jak kończy się jego żywot za to, że chociaż jeden z Daemo nie skończył w niewoli, mimo iż według niej, zapewne cały obóz powinni mieć w garści. To by było bolesne…ale przecież mówili iż szanse na znalezienie nowego obozu będą niewielkie, z racji jego przemieszczania się…

W pewnym momencie doszedł do swojego sługi, ten wręczył mu plik zapisanych kart. Przejrzał je po kolei
- Bałem się że będzie więcej – odetchnął z ulgą – chociaż najbliższa noc miła nie będzie…zaraz – wyjął z pliku jedną z kart – jeden z trojaków rodu Yatsiganii zmarł w pierwszej bitwie? Oby nie odebrali tego zbyt boleśnie, są zbyt ważni, jeżeli chodzi o pozyskiwanie dodatkowej broni dla oddziałów… - przejrzał je do reszty, po czym schował za swoją skórzaną szatą. – Gdzie ciała?

Gdy doszli na miejsce, zatrzymał się chwilę w ciszy, po czym machnął ręką. Cały stos zapłoną od razu, a on stał i wpatrywał się szklistymi oczami. Najważniejsze, aby nie uronić ani łzy…w innym wypadku, dusza może się obrazić, za to, że uważamy ją godną pożałowania…
- Daj mi swój sztylet. – Powiedział do zabójcy który wciąż był z nim. Następnie ową bronią odciął sobie ‘ogon’ z włosów i wrzucił go do ognia. – Wiem, to stary zwyczaj – rzekł lekko się uśmiechając, po czym oddał sztylet, – Ale niektóre, dają wyraźną ulgę – był to jeden z naprawdę starych zwyczajów, dowódcy spalali jakąś z ich należności, w grupowym grobie ofair z ich armii. – Poza tym, i tak nie domyłbym ich z tej krwi. – Patrzył w ogień i gwiazdy. – co z tobą zrobić…Luciousie the Layle?

//ostatnia akcja tłumaczy dlaczego na portrecie-chibi Arblith ma krótkie włosy, i takie one już zostaną.
Jestem gotowy do przejścia timeskipu do obozu przed następną misją
_________________
Cytat:
Every theory of love, from Plato down, teaches that each individual loves in the other sex what he lacks in himself.
G. Stanley Hall

That's why love theories are bad.
 
 
 
Wisz 
Weteran


Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 732
Ostrzeżeń:
 1/3/6
Wysłany: 2010-05-24, 09:55   

Azrael

"- Nie martw się, uspokoję chłopaków." Tych najemników sidhe trzeba sprowadzić na ziemie, bo chyba zapomnieli kto tu słucha rozkazów - pomyślał. Ale chwilowo nie to było jego największym problemem. - Roze, pozwól na chwilę. Wysłannik Inkwizycji akurat "przypadkiem spacerował wokół Azraela w czasie rozmowy.
- Tak, bracie Azraelu, stało się coś?
- Nie, nic, mam tylko nadzieję, że jeśli będziesz zdawał raport Inkwizycji, nie zapomnisz wpomnieć o tym, że z jednej strony muszę walczyć z wrogiem i wykonywał rozkazy Oficjum, zaś z drugiej muszę użerać się z sidhowskimi najemnikami we własnych szeregach.
- Przekaże to, co widziałem i słyszałem, nic poza tym.
- Mam nadzieję, Roze, mam nadzieje. Teraz wybacz, chce wziąć udział w obrzędzie za poległych braci w wierze. Trzeba oddać cześć poległym.
- Rozumiem, bracie Azraelu.
.................................
Też już mogę kończyć.
_________________
Piszę poprawnie po polsku.
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2010-05-24, 15:33   

Długo po obrzędach pogrzebowych, znacznie później, niż przyjechały tabory, przybyli wysłannicy Inkwizycji. Oficjum znane było ze swej tendencji do niespodziewanego pojawiania się w różnych miejscach, sprawnego załatwiania swych spraw i ponownego znikania w czeluściach portali.
Tak było i tym razem: dumna gwardia Inkwizycji wychynęła z magicznych wrót, akompaniowana przez tłum najemnych dozorców, burych i pospolitych przy świetlanej dostojności członków Oficjum, którzy pilnowali porządku przy przejmowaniu jeńców.
Nadzorujący wszystko inkwizytor w oficjalnych, niebojowych szatach przykazał oficerom dopilnowanie porządku, sam zaś udał się do Azraela, przed którym zjawił się z wyrazem twarzy, jakiej nie powstydziliby się aniołowie słusznego gniewu.
_________________
Ostatnio zmieniony przez Vozu 2010-05-25, 13:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Vogel 
Ochrzczony Ogniem
Disciples of evil



Wiek: 38
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 2981
Skąd: Temperance
Wysłany: 2010-05-25, 08:55   

Trudno było zmyć z siebie taka warstwę skrzepłej krwi mając do dyspozycji jedyne zimna wodę z rzeki.
- Nadal uważam, że to błąd ją odsyłać - Stosunek Gorazda do dowódcy uległ sporej przemianie z początkowo uniżonego sługi stał się pewnym siebie wojownikiem wyrażającym i potrafiącym bronic własnego zdania, idealny kandydat na oficera.
- Nawet jeśli dzięki temu Ty awansujesz? - Lucious uważnie obserwował twarz rozmówcy, ta jednak nie drgnęła, nie pojawił się nawet znikomy błysk w oku. Gorazdowi nie zależało na statusie co także podnosiło jego wartość. - Słuchaj - Dowódca ludzi zdjął już zbroję oddając ją dwóm młodzikom w celu wyczyszczenia, co pomimo ich starań nie było łatwą rzeczą. - Yaskra jest ochotniczka powołaną przeze mnie i ja ja mogę ze służby zwolnić, to nie jest jej wojna jej miejsce.
- A czyje jest? - Zapadła cisza, włócznik zastanawiał się co sam powinien zrobić ze swoją tuniką, nie dysponował zapasową a wizja spędzenia nocy nago lub w mokrym ubraniu wcale co nie cieszyła.
- Gorazd rozkazy są gotowe Yaskra wraca, zgarnia żołd i jest wolna dla Ciebie natomiast przygotowałem już nominację oficerską, a za te głowy które straciłeś w bitwie awans to tylko formalność. - Poprawił ubranie, pozbawione insygniów, które nosił przed wyruszeniem do boju. Poklepał i kieszenie i znalazł to czego szukał sakiewkę z silnie aromatycznym ziołem szczyptę którego wziął do ust. - No teraz jestem gotów na spotkanie z jaśnie oświeconymi.
Skierował się w stronę obecnego obozu skrzydlatych.
_________________
Hańba tym, którzy nazywają nas okrutnikami, odwracają oczy od stosu i zasłaniają uszy broniąc się przed krzykiem heretyka.
Albowiem smród jaki czują jest zapachem grzechu opuszczającym jego ciało, czując go poznajemy chorobę jaka toczy naszą duszę i pomaga się z niej wyzwolić.
Słuchając poznajemy ogrom łaski jaką kieruje ku nam Wszechojciec, albowiem nie jest to krzyk bólu a ekstazy przekraczającego wrota niebios.
 
 
 
Wisz 
Weteran


Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 732
Ostrzeżeń:
 1/3/6
Wysłany: 2010-05-25, 13:09   

Azrael

Zauważył idącego w jego stronę Inkwizytora. Zarówno po jego wyrazie twarzy, jak też gwałtownych ruchach można było się spodziewać, że Azraela czeka kolejna już dziś niemiła wymiana zdań. Tyle problemów i przeszkód stanęło ostatnio na drodze młodego kapłana.
- Ale mimo to nie poddać się, Stworzycielu i nigdy się nie złamię - powiedział cicho sam do siebie. Inkwizytor był już na wyciągnięcie ręki.
_________________
Piszę poprawnie po polsku.
 
 
Vozu 
Mara
The Deergineer



Wiek: 32
Dołączył: 09 Kwi 2008
Posty: 2265
Skąd: Witchwood
Wysłany: 2010-05-25, 13:48   

-Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo zawiodłeś Oficjum i Jego Świątobliwość-powiedział z gorzkim wyrzutem, gdy już podszedł do kapłana. Inkwizytor wyglądał na typowego oficjalistę, zadzierającego nosa i patrzącego na wszystkich z góry, jednak nie można było niczego być pewnym: w Inkwizycji często takie osoby pamiętały doskonale naprawdę okrutne boje.
-Nie zatrzymałeś sił morskich od zabrania stąd tych plugawych demonów, nawet nie widziałeś jednego natudea! Wystawiając mizerne siły, nad którymi trzymałeś przewagę liczby, wyszkolenia i karności, zdołali cię zatrzymać i uciec; nie podołałeś nawet przetrzebieniu tych odwracających uwagę sił, też ci uciekli! A z raportu który otrzymałem jasno wynika, że cały ciężar bitwy leżał na barkach najemników.
Inkwizytor wziął głęboki oddech i zmierzył Azraela wzrokiem.
-Aby przenosić góry, trzeba najpierw podnosić kamienie. Jak chcesz służyć sprawie, jeżeli nie podołałeś nawet z drobiną piasku?
_________________
 
 
Wisz 
Weteran


Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 732
Ostrzeżeń:
 1/3/6
Wysłany: 2010-05-25, 14:52   

Azrael

- Cały ciężar bitwy leżał na barkach najemników - powtórzył i uśmiechnął się posępnie, stojąc przy tym na baczność. - Jeśli to na tych zdradliwych i nic nie wartych heretyckich najemnikach spoczął ciężar bitwy, to czemu moje oddziały poniosły największe straty i jako jedyne starały się wykonać rozkaz pojmania jak największej liczby wrogów? Czemu to ja, nie zaś inni dowódcy odniosłem rany i ledwo uszedłem z życiem, stawiając czoła oddziałowi żniwiarzy, który reszta omijała w obawie o straty i porażkę? Ja tu, zamiast zajmować się dowodzeniem, muszę tracić czas na śmiesznych rozmowach o obyczajach sidhe, zaś każdemu z pozostałych dowódców wydaje się, że to on i jego oddziały są najważniejsze, ośmielając się ignorować moje rozkazy oraz groził moim posłańcom. Zaatakowaliśmy miejsce, które było oznaczone na mapie. Zaś na to, że jakiś idiota źle je umiejscowił i główne siły wroga były gdzieś indziej, to już nie mam wpływu. A wróg nie wystawił żadnych marnych sił, tylko wojsko niewiele liczniejsze i nieustępujące walecznością oraz umiejętnościami naszym i z którego pokonaniem nasze połączone siły miały problem, zaś jeszcze dodatkowo siły najemnika Arblitha zostały wciągnięte w zasadzkę. W obecnych okolicznościach sam fakt, że nasze oddziały nie poszły w rozsypkę można zaliczać jako pewien sukces. Mówił coraz szybciej i głośniej, zaś dłonie zaciskały się coraz mocniej na kosturze. Azrael wiedział, że wina za obecną sytuację głównie leży po jego stronie jako dowódcy, lecz komentarze Inkwizytora doprowadziły go do wściekłości. W tej chwili wyraz jego twarzy nie różnił się wiele od twarzy wysłannika Oficjum. "Ciężar bitwy leżał na barkach najemników". To nawet na miano kpiny nie zasługiwało. Był ciekaw, czy to Roze sporządził ten raport, czy może ktoś inny. Obiecał sobie, że dojdzie tego i "podziękuje" tej osobie osobiście. Teraz już widział, że był zbyt miękki wobec podległych mu wojsk. Ale więcej błędów nie zamierzał popełnić.
_________________
Piszę poprawnie po polsku.
 
 
Reyned 
Wojownik Szkieletów



Dołączył: 20 Wrz 2008
Posty: 666
Wysłany: 2010-05-25, 15:29   

Sidhe również zdołały rozbić sobie mały posterunek. Obecnie Arblith miał już całe problemy za sobą, kilka bandaży go nie ominęło, lecz nie było to aż tak poważne jak wydawało się podczas bitwy, zwłaszcza przy uzdrowicielach Volirae, którzy mimo wszystko chyba leczyli już ludzi z każdego odłamu sił dowodzenia.
Wpatrując się, co jakiś czas na skrzynie w której leżał teraz skórzany płaszcz bojowy (nazwijmy go tak, bo z kolczugi, obłożony był lekko wyłącznie wewnątrz) a co jakiś czas na stół, wypełniał mnóstwo papierów listami, każdy list zwijał potem w rulon, związywał sznurem, a sznur pieczętował, tylko po to aby za sam sznur włożyć kartę z imieniem i nazwiskiem, a potem odłożyć na listę.
Ciężko było oznajmić kto będzie miał bardziej żmudną robotę, Arblith, wybierając tych martwych, do rodzin których, chciał wysłać nie tylko samą kartę, ale i list, czy może sidhe który z racji najmniejszych osiągów w walce, będzie musiał je wszystkie dostarczyć.
Moment ten przerwało jednak wejście do namiotu sidhe w stroju zwiadowcy.
- Zauważony zbliżające się jednostki sidhe w stronę obozu
- Znowuż tamci bratobójcy!? – Spytał
- Nie. Wraz z kompanią podróżną, składającą się z woźnicy i strażnika, jedzie do nas Lejdy Aurelia Endrue Andreanu ri-
- Stój! Do wieczora nam nie starczy czasu, gdybyś chciał wyrecytować każdy jej przydomek, jakiego się nabawiła. Będzie miała swoją okazję, aby wybrać te, którymi chce się pochwalić wśród innych. – Odparł wstając z miejsca. – Z drugiej strony to nie za przyjemna sytuacja. – „Muszę to załatwić nim ona się wtrąci, potem mogę nie mieć prawa głosu, bądź też całość niemiłosiernie się odwlecze, a myślenie i tak sprowadza się do jednego.” Podszedł do skrzyni, wziął najpierw rapiery z skrzyni, jego własny, zdobiony symbolami lodu, oraz odziedziczony po ojcu, pełen znaków wiatru, na całej klindze. Jeżeli tak to wygląda, to właściwie mógł ich nie ściągać.
- Idź po dowódcę ludzi, Luciusa the Layle, i powiedz, że będę czekał na wzniesieniu koło wiatraka, na pewno widział to miejsce w trakcie walki, a jak nie, to go tam zaprowadź. Niech weźmie kilku wybranych ludzi, zwłaszcza dowódców oddziałów, najlepiej każdego jednego, bez wyjątków, ruchy! – Zwiadowca skinął tylko głową i wybiegł. Arblith teraz otworzył skrzynię, nie wziął z niej ani zbroi ani małego płaszczyka od niej, ale wielki zdobny płaszcz, który miał służyć jako odświętny element ubioru podczas jego posiedzenia w wojsku, nie jest w końcu kobietą, aby nosić nie wiadomo ile ubrań. Zarzucił płaszcz na barki, lekko przy tym zmiatając pył z podłogi, po czym wyszedł z namiotu nie zapinając go nawet.
- Sirvid, Edgar, Gilbert, Yannald, Earl, Clavie, do mnie. – Kilka osób na te hasła przyszło do swojego dowódcy, byli to, sumując tak jak ich wymieniał: obie brzytwy, trzech szermierzy, i jeden zwiadowca. Były to osoby, które najlepiej wykazały się podczas poprzedniej bitwy w jego oddziałach. – Biorę was na świadków. – Ruszyli w stronę tartaku.

Tym czasem, w lesie podczas drogi do obozowiska oddziałów.
- Panno, konie powoli się męczą…
- Milcz idioto, odpoczną jak dojedziemy, był tu zwiadowca, więc obóz jest niedaleko. – Kobieta krzyczała donośnie, na swojego woźnice. Choć z drugiej strony, zmieniła nieco zdanie. – Albo zatrzymaj to, pójdę już dalej sama, złoto dostałeś z góry, mój ochroniarz zostaje z tobą, potem niech się uda do posiadłości. – Odrzekła opuszczając miejsce posiedzenia. Przerzuciła tobół z racjami, które jej pozostały przez plecy, i ruszyła do obozu.
_________________
Cytat:
Every theory of love, from Plato down, teaches that each individual loves in the other sex what he lacks in himself.
G. Stanley Hall

That's why love theories are bad.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   

Podobne Tematy
 
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
theme by michaczos.net & UnholyTeam
Tajemnice Antagarichu :: Heroes of Might & Magic 1,2,3,4,5,6 Forum