Forum Disciples, Disciples 3
Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples

Biblioteka - Rozdział I: Rzeka Krwi

Vozu - 2010-02-28, 16:01
Temat postu: Rozdział I: Rzeka Krwi
Krucjata, ogłoszona z wielkim szumem, nierychło się zaczęła; organizowanie oddziałów, grup operacyjnych i negocjowanie z najemnikami nie były czynnościami, które można było szybko przeprowadzić. Toteż wpierw przyszykowano siły uderzeniowe, które wedrzeć się miały jak najdalej w głąb ziem dotkniętych herezją i skażonych bluźnierstwami.

Rychło po ich wyprawieniu przyszła kolej na formowanie Głównych Sił Puryfikacyjnych, których zadaniem było uformowanie szerokiego linii rozciągniętej w poprzek ziem i przelanie się przez nie powoli i metodycznie, niczym magma, zostawiając po sobie tylko obficie zroszone krwią i nawożone truchłem odstępców pobojowiska. Szybko jednak zdano sobie w najwyższych urzędach Kościoła, że jest to w gruncie rzeczy niemożliwe: przygotowanie takich sił wymagałoby gigantycznych środków, których nie było. Zamiast jednej więc fali magmowej, wypuszczano pojedyncze strumyki lawy tam, gdzie się kratery już przepełniały.

Takim kraterem był obóz wojskowy na południowo-zachodnich rubieżach Marchii Melkara. Stacjonowały w nim siły przymierza, reprezentowane przez oddziały volirae pod wodzą brata Azraela oraz ludzkie siły Luciousa the Layle; wojska obu tych oficerów przycupnęły wokół znajdującego się w centrum obozu namiotu przeznaczonego dla dowódców. Wsparcie dla sił sojuszu miało formę dwóch grup wojska najemnego sidhe, opłacanego ze skarbca papieskiego. Na ich czele stali młodzi przywódcy,
Eiria Hidegencroi i Arblith Aurenau, oboje z rodzin szanowanych i ze swej solidności tak w rzemiośle wojennym, jak i dotrzymywania umów znanych. Siły tej dwójki stanowiły zewnętrzny krąg, otaczając tak namiot dowodzenia, jak i wojska przymierza.
Jakkolwiek w owym namiocie odbywać się miały narady dotyczące podejmowanych działań, szybko stał się po prostu "budynkiem" w którym można było mitrężyć czas - wymarsz nie mógł nastąpić przed otrzymaniem dyrektyw od jednego ze Świętych Inkwizytorów, odpowiadających za powodzenie krucjat, a zatem także obecnej, XIII. Żołnierze zatem, tak jak i ich dowódcy, zmuszeni byli do gnuśnienia w oczekiwaniu na rozkazy.

W ostatnich jednak dniach nastąpiło pewne ożywienie - wśród wojska rozeszła się plotka, której wiarygodności dodawał krótki pobyt posłańca u Azraela, że lada dzień upragnione dyrektywy zostaną przysłane. Warto wspomnieć, że owa pogłoska początek swój miała w ustach Aneona, sędziwego już niebianina, którego znajomość topografii i umiejętności logistyczne sprawiły, że został przysłany jako doradca dla niedoświadczonego sztabu tej niewielkiej armii. I że był obecny podczas wysłuchiwania przez młodego kapłana wiadomości.

Vogel - 2010-02-28, 16:26

To namiotu dowodzenia weszła młoda zaledwie siedemnastoletnia dziewczyna o czarnych i prostych włosach sięgających niemal do jej pasa. Przyjrzała się zebranym i szybkimi krokami zbliżyła się do ludzkiego oficera, gdy ten nie zwrócił na nią uwagi z całą siłą kopnęła stołek na którym drzemał łamiąc jedną z nóg tak, iż dowódca wylądował na podłodze.
- Co do ... - urwał widząc swą oficer gestykulującą rękami jej jedynym sposobem komunikacji - Właśnie miałem iść na ten przegląd - odpowiedział gdy skończyła - Wystarczyło tylko powiedzieć.
Młoda oficer wykonała jeszcze jeden gest tym razem zrozumiały dla wszystkich zebranych. po czym wyszła nie czekając na niego.

Reyned - 2010-02-28, 16:46

Tymczasem
Arblith siedział na krześle czytając jakąś książkę, prawdę mówiąc znalazł ją po prostu na ziemi, nie wiedział, czym zając czas nudnych dni. Podszedł do niego jeden z członków oddziału mieczników, przemówił dosyć spokojnie – Panie Arux, proszę mi wybaczyć, chciałem z panem przedyskutować…
- Sprawę książki ‘jak rozpoznać dobrego oficera’ czy może dokumenty twoich zasług, które ostatnio znalazłem? – Przerwał mu.
- e..m…no skoro już pan wie mości jedyny Lordzie Aureanu, cóż pan sądzi o moim awansie?
- Nie ma póki, co na to funduszy, poza tym twoje sztuczki mnie wręcz męczą, któżby tego nie rozpoznał? Daj mi spokój… - stwierdził, po czym rozłożył się najwygodniej jak się dało, (mimo iż nie było tego w instrukcji krzesła) i zasłonił twarz otwartą książką przed słońcem, póki, co została mu tylko jedna sprawa – aha, wiesz czy to prawda, co mówią o tej panience? To naprawdę jakiś odszczepieniec?
- Nie mam pojęcia, czemuż pan pyta?
- Ludzi mi tu nie mało, jeszcze taki pomiot do parady strasznie utrudniłby mi życie…

Vogel - 2010-02-28, 19:40

Vogel w towarzystwie swojej oficer przyglądał się krytycznie swoim oddziałom, wczoraj dotarły zamówione dla mieczników tarcze i pozostawało mieć nadzieję że chłopaki będą potrafili się z nimi obchodzić, nie wystarczy wiedzieć, która stroną miecza kierujemy na przeciwnika. Powoli przeszedł do oddziału włóczników, nie był do końca z nich zadowolony nadal nie widział kandydata na oficera, który by ich prowadził po prostu zbyt krótko był z nimi. Gdy zbliżali się do ostatniej formacji Yaskra wyprzedziła swego dowódce i dołączyła do formacji stając na baczność w pierwszym szeregu. Łucznicy stali idealnie równymi szeregami niczym posągi, choć większość z nich dwukrotnie przewyższali wiekiem swojego oficera ta młoda panna zyskała ich szacunek, posłuch i strach.
Po zakończonej inspekcji Vogel odszedł ze swoją oficer na bok i gdy był pewien, że nikt ich nie usłyszy wydał rozkazy.
- Bardzo dobrze a teraz wystaw straże nie możemy polegać na Sidhe gotowi są przepuścić swoich rodaków by pourzynali nam łby a ja jestem do swojego bardzo przywiązany. Gdy wydasz rozkazy zarządź inspekcje namiotów włóczników jak juz znajdziecie dostateczną ilość gorzały to wróć do namiotu dowództwa.

Wisz - 2010-02-28, 21:10

Azrael próbował oddać się modlitwie, jednak zupełnie nie mógł się na tym skupić. Był zbyt poruszony informacjami od posłańca, że lada dzień mają zacząć ofensywę. Za dużo czasu już tu stracili, cennego czasu. Nie mógł się doczekać pierwszej bitwy. Jednocześnie wiedział, że niebianinowi nie wypada być niecierpliwym. Świadomość, że być może gdzieś w okolicy mogą się znajdować siły heretyków, napawały go wstrętem oraz obrzydzeniem, zaś bezczynność frustrowała go... Usiadł przy stole, sprawdzając mapy terenu.
- Wezwijcie do mnie dowódcę szybowników - powiedział do swego adiutanta Israfela. - I poproś do mojego namiotu również Aneona. Czekając na swych podwładnych, sięgnął po "Słuszny gniew", który zwisał przyczepiony do sznura służącego mu za pas i począł czytać swój ulubiony, ostatni rozdział, opisujący samobójczą szarże Inkwizytorów, na których czele stał święty brat Azrael Krwawy na główne siły pierwszych ludzkich heretyków.

Elendu - 2010-02-28, 23:12

Eiria, widząc wchodzącą oficer, zerwała się z miejsca, zaraz jednak opanowała się i usiadła z powrotem, siląc się na spkój. - Jakie wieści? - Spytała tonem, w którym aż wrzało od ciekawości, choć jakimś cudem udawało jej się utrzymać obojętną twarz. - Czy to prawda że ruszamy? Kiedy? Gdzie dokładniej? Kiedy dowiemy się czegoś więcej?
- Jak mam odpowiedzieć, skoro nie mogę dojść do słowa? - Zapytała Christina z naganą w głosie. - Prawdopodobnie niedlugo ruszamy, ale nadal powinniśmy czekać na dokładniejsze instrukcje.
- A nasze oddziały? Są w pełni gotowe? - Młoda Sidhe porzuciła najwyraźniej pozę, podbiegła do Saphire Vedette, wpatrując się w nią z podnieceniem.
- Najlepiej by było dla pani sprawdzić samodzielnie. Tylko proszę poza namiotem bardziej nad sobą panować, nie chcemy zrazić do siebie wszystkich Sidhe w okolicy, o godności własnej już nie mówiąc. Tak, nie musi pani tak na mnie patrzeć, też pójdę. - Westchnęła i kręcąc głową wyszła za swoją podopieczną, której postawa szczęśliwie nie wyrażała w tej chwili ani krztyny emocji. Za co pokarano ją misją niańczenia tego bahora?!

Vozu - 2010-03-01, 14:57

Po jakimś czasie w namiocie Azraela stawił się zawezwany przez niego Aneon, starzec doświadczony i rozsądny. Widać było, że wiek mu ciąży - zdawał się całą swoją postawą wyrażać postrzeganie konieczności wspierania się na lasce za swego rodzaju hańbę. Mimo to, zachowywał możliwie wyprostowaną i dumną postawę.
Ujrzawszy dowódcę zagłębionego w lekturze księgi, stanął spokojnie nieopodal wejścia i czekał, aż przełożony wyjaśni w jakim celu go wezwał.

Wisz - 2010-03-01, 22:05

- Witam Cię, bracie Aneonie - rzekł odrywając się od lektury i wstając od stołu. - Jako, że jesteś bez porównania starszy i brałeś udział w niejednej walce przeciw herezji, chciałbym się Ciebie spytać, co byś zrobił na moim miejscu? Pewnie niedługo dostaniemy zezwolenie na rozpoczęcie ofensywy i chciałbym poznać Twoje zdanie. Sam osobiście mam zamiar rozpocząć od dokładnego zwiadu terenu w promieniu co najmniej 10 km, by przeklęci nie byli w stanie zaskoczyć naszej armii. Następnie musimy jak najszybciej zająć miasto jako punkt, w którym będzie my mogli się umocnić, gdyby wrogie siły okazały się zbyt silne dla nas. Rozejrzał się nerwowo po namiocie. Dowódca szybowników powinien się już stawić, nie podobał mu się taki brak dyscypliny i posłuchu. Pomyślał, że będzie musiał zastanowić się nad jakoś karą jako przykład dla innych.
- Zbaczając z tematu, muszę Ci bracie wyznać, że martwi mnie trochę mieszany skład naszej kompanii. Jak doskonale wiesz, nie możemy do końca ufać ludziom ze względu na ich podatność na herezję, a co dopiero mówić o najemnych sidhe... Musimy patrzyć im na ręce, by nie zaszkodzili naszej misji. Przede wszystkim dobrze byłoby ich poznać. Może dobrze byłoby zrobić dziś wieczorem naradę z dowódcami oddziałów?

Vogel - 2010-03-01, 22:52

Wchodząc do namiotu miała przy sobie dwa dość pokaźne bukłaki na widok których zapłonęła iskra w oczach dowódcy. Vogel wskazał stojące na stoliku kielichy które bez zwłoki napełniła i podała jeden z nich.
- Yaskra na koi masz pełnomocnictwo i od tej chwili mnie zastępujesz z pełnymi honorami ja muszę chwilowo opuścić obóz. - Jednym haustem opróżnił kielich, młoda oficer nie została w tyle. - Jeśli ktoś będzie pytał nic nie mów - Na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek a na jej dłoni typowy dla oddziałów łuczniczych gest - Pokażesz glejt i powinni dać spokój, ja znajdę was nawet gdybyście ruszyli podczas mojej nieobecności.
Dowódca oddziału ludzi wstał i przypiął pełen bukłak do pasa.
- I zapnij koszule pod samą szyje nie chcemy zgorszyć skrzydlatych braci
Znów zobaczył dwa wyprostowane palce ale tym razem towarzyszył im uroczy uśmiech.
"Jest piekna cholera"

Vozu - 2010-03-02, 09:13

Starzec dał sobie chwilę do namysłu, po czym rozpoczął swą wypowiedź od znanego cytatu z rozpraw filozoficznych:
-Cóż zatem lepsze; obdarzyć zaufaniem i polec z ręki "sojusznika", czy też zbędną nieufnością zabić szczery zapał? Miej zaufanie do ludzi tak długo, jak długo nie masz podstaw do wątpliwości. Gdy się jednak takie pojawią, sprawdź je równie dogłębnie co potajemnie....
Z zimnymi zaś postępować inaczej należy, bo choć nie są prawowierni, to uczciwie dotrzymują swoich zobowiązań. To, co dla nas teraz jest zagrożeniem, poza polami bitwy jest ich chlubą - w braterstwie swym granic nie znają, przeto kieruj ich tam tylko, gdzie wiesz, że rodzaj ich się nie pojawi. Walki ze sobą nie podejmą, ale nie przeszkodzą też innym do niej stanąć. Pewni są więc zawsze, ale nie istnieje sposób, który by ich skłonił do obnażenia ostrza przeciw sobie podobnym.
Aneon przerwał wypowiedź aby złapać kilka głębszych oddechów.
-Dowódców zaś poznaj, gdyż nieroztropnie jest walczyć u czyjegoś boku nie znając jego sił i słabości. Ten na wojnie wygrywa, kto wie kim i czym może się posłużyć w danej sytuacji...
Cieszy mnie twa ostrożność, plan jednak postępowania ułożyć najlepiej, gdy dyrektywy poznamy. Postawił Papież Inkwizycję nad nami, aby oko jej własne i jej posługaczy, które ogarnia całe kraje prowadziło nas tam, gdzie potrzebni najbardziej będziemy i w sposób, jaki będzie najodpowiedniejszy. Ale pamiętaj, że czujność zachować należy zawsze - przeto tak w czasie marszów jak i obozowania dbaj, byś wiedział co się dokoła dzieje. Wiedza uratować może setki żołnierzy.

Wisz - 2010-03-02, 16:13

- Mam nadzieję, bracie Aneonie, że dożyje takiego wieku, by posiąść mądrość równo Tobie, zaś za radę o zimnych dzięki Ci, gdyż sam nie miałem z nimi kontaktu do tej pory. Jednak widzę, że me planu nie stoją w sprzeczności z tym, co prawisz, co mnie niezmiernie raduje. Również dotychczasowe rozkazy nie zakazywały zwiadu, który roześlę zaraz. Co do spotkania, takie pewnie będzie nawet konieczne, jak tylko dostaniemy dalsze wytyczne. W każdym razie, dziękuje Ci za poświęcony czas, możesz odejść. Chwale Stworzycielowi!
Aneon opuścił namiot. Natomiast Azrael był zdenerwowany, że do tej pory w namiocie nie stawił się dowódca szybowników, a i adiutant Israfel nie wracał. Postanowił sam zobaczyć, co jest powodem tej niesubordynacji. Wziął swój kostur, zarzucił kaptur na głowę i opuścił swój namiot, kierując się w stronę obozowania oddziałów volirae.

Elendu - 2010-03-02, 16:58

Po upewnieniu się, że wśród żołnierzy panuje porządek, młoda Sidhe nie wróciła do swego namiotu, choć pozwoliła na to Christine. Nie było sensu ciągać jej za sobą, kiedy jedyne, co miała w planach, to rozejrzeć się po obozie. Może i była lekkomyślna, ale wolała wiedzieć, jak rozmieszczone są siły obronne i jakie plotki się wśród nich rozchodzą. Póki co, nie spieszyła się na spotkanie z dowódcą skrzydlatych. Wolała lepiej zorientować się w sytuacji.
Reyned - 2010-03-02, 17:23

Arblith, Arux andre Aureanu ringte Sneachta

Sen z twarzą zasłoniętą otwartą książką o wątpliwej wartości w tekście przerwał Arblithowi kurier, który przyszedł ni stąd ni zowąd i delikatnie go obudził. Sidhe zdjął z twarzy książkę i z naburmuszoną, zaspaną miną wziął od kuriera list, w całości bez słowa, a także gestem go odprawił. Oprócz listu otrzymał też wino, co było dosyć ciekawym urozmaiceniem do samej wiadomości, budziłoby zapewne przeczucie o przyjaznej treści wiadomości, niestety, tylko jedna osoba na świecie, jaką drugi syn Aure zna, a nie przysyła mu nigdy upodobanego wina białego. Była to również jedyna osoba, która była wstanie natłuc mu tak, jak cały batalion wrogów podczas niecałej godzinnej bójki rodzinnej. Podejrzliwie Arblith otworzył list

Cytat:
Aruxie.
Z racji, iż obawiam się, że uszkodzisz miano naszej rodziny oraz iż wiem, że nie jesteś wart za grosz zaufania w sprawach wyższej rangi, twoja leniwość zapewne już przyprawiła cię o sen, gdy potencjalni inni generałowie sprawdzali stan swoich armii. Ku twojemu najgłębszemu koszmarze, mam zamiar wpaść do ciebie na kontrolną wizytę w najbliższym czasie, jeżeli oddziały, które ujrzę nie będą twarde, niezłomne, szczytne i zabójcze poczujesz mój gniew na własnej skórze, wyrzuciłam cię z domu, to wyrzucę także i z wojska, jeżeli i o nie, nie będziesz w stanie zadbać poprawnie. Mam ochotę przekonać się czy nadany ci tytuł ringte Sneachta odchodzi od szybkości równej wiatru, z jaką uciekasz czy może zimnego podmuchu chłodu, jakim mnie obarczysz na powitanie. Wino jest w prezencie, wiem, że je uwielbiasz.


Arblith w pierwszej kolejności cisnął się tym listę w czoło* jej wizyta w tym momencie nie mogła być niczym godnym akceptacji, patrząc jeszcze po tym, iż przysłane wino ma za sobą niecały rok leżenia. Na dodatek nie wiedziała nawet, iż tytuł chłodnego wiatru odnosi się do jego broni, rapier drugiej woli posiada wielką ilość śnieżnych odwzorowań, zaś rapier woli drugiego jest pełen motywów błyskawic i kolców, gdy walczy nimi dwoma mawia się, że jego ręce oznaczają mróz i wiatr…a przynajmniej mawiał tak szlachcic, który rozsławił ten tytuł po nadaniu go Arblithowi. Nagle ten ujrzał również post scriptum wiadomości…
Cytat:

Dorobiłam się synów, jeden to, Auri po naszym szlachetnym ojcu, drugi zaś, to Atcaen.
Obaj już od dawna są potężniejsi od ciebie, mimo iż mają raptem po 6 lat, ty niedorobiona ofiaro losu.


Cały stosunek rodzinnego odnoszenia się do siebie wydał się teraz Arblithowi zabawny, w końcu i tak skoczyłby za siostrą w ogień, tak jak ona za nim w lód**….
Nie wiedząc, co robić wszedł do namiotu po kieliszek, po czym znów wyszedł i usiadł przed nim, w tym samym miejscu, co poprzednio. „Przejrzeć własne wojsko? Wczoraj to robiłem, myślę, że dzisiaj nie ma potrzeby…”

*-czyt. Wykonał faceplam
**-Jeżeli przedstawię npc siostrę Arblitha zostanie to wytłumaczone.

Vozu - 2010-03-02, 18:36

Azrael
Wojsko było rozluźnione przeciągającą się bezczynnością - od dawna jedynymi obowiązkami jakie mieli, były okresowe przeglądy i regularne modły, gdyż kapłani pilnowali skrupulatnie celebracji wszelkich obrzędów. Stanowili najpokorniejszą część twych pobratymców, którym niewiele tylko ustępowali szybownicy.
Jakkolwiek świeccy, ci specjaliści od pikowania zdawali się w dużym stopniu z własnej woli interesować sprawami duchowymi: część zaczepiała kapłanów i toczyła z nimi dyskusje bądź wysłuchiwała dodatkowych nauk. Niektórzy, biegli w sztuce czytania, posiadali księgi, których lekturze się oddawali.
Rojno było wszędzie, głównie zaś wokół popiołów po nocnych ogniskach, które skupiały wokół siebie życie obozowe. Wszędzie ktoś chodził, biegał, pokrzykiwał - wszyscy starali się zająć czas, który tak niemiłosiernie wolno mijał.
Byli jednak tacy, którym nie brakowało zajęcia - strzelcy, sępy pola bitwy, których metodą nie była otwarta walka, a krótkie wypady, w czasie których łupili pojedyncze życia, umieli zająć się sobą i zapewnić rozrywkę. Na tle pobożnych kapłanów i przykładnych szybowników mogli śmiało być uznani za degeneratów. Po prawdzie mieli w sobie coś z rzezimieszków, a rozrywki też wynajdywali sobie z podobnych kategorii. Nie przesadzali może z alkoholem, w obawie przed karą zapewne, jednak nieprzystojne dowcipy słychać było z kilkunastu już kroków, a kości, karty i inne hazardowe "akcesoria" były w ruchu.
Tak, strzelcy czuli wolność i lubowali się nią tak w pokoju jak i na wojnie.


Eiria
Śmiało można było rzec, że obóz był niczym nagrzana fiolka alchemika - w środku gorąca, ruchliwa i głośna ciecz, z zewnątrz ograniczona statycznym i zwartym szkłem; rojny i gwarny środek obozy, zajmowany przez, szczególnie hałaśliwych, ludzi oraz ich "współbraci", volirae byli żywym srebrem życia obozowego. Tam było najwięcej rozrywek, rozgardiaszu, stamtąd dochodziły głośne modły, a także głośniejsze jeszcze przyśpiewki i śmiechy. Można tam też było usłyszeć głośne utyskiwania na bezczynność, choć te szybko cichły, gdy dostrzeżony został w pobliżu ktoś, do kogo uszu nie powinny one dotrzeć. A taką osobą z pewnością był przemierzający właśnie obóz Azrael.
Wyraźna była jednak różnica między żywą zawartością "fiolki", a nią samą - rozłożone po zewnętrznej wojska twoje, jak i nieznanego ci jeszcze pobratymca w porównaniu z siłami zleceniodawców stanowiły przykład całkowitego spokoju. Chociaż, znając charakter waszego rodzaju, był to tylko subtelny sposób okazania pogardy. I upewnienia się, że żadne nieprzychylne poglądy wyznawane przez kogokolwiek z podległych ci żołnierzy nie dojdą do twoich uszu.

Wisz - 2010-03-04, 16:19

- Baczność!
Obraz, który zobaczył w obozie wyprowadził go z równowagi. Zachowanie strzelców nie przystoiło wojskom Niebian.
- Oddziałami ustawić się w szeregu!
Podszedł do dowódcy strzelców. Był dość wysoki jak na volirae. Azrael mówiąc do niego musiał patrzeć w górę. Na oko wyglądał na trzydzieści parę lat.
- Jak Cię zwą?
- Kapral Ramiel.
- A więc kapralu, czy uważasz, że zachowanie Twoje i Twoich ludzi przystoi nam niebianom?
- Nie, nie przystoi, bracie Azraelu.
- A więc skoro wiecie, że nie, to czemu się tak zachowujecie?
Ramiel spuścił wzrok na ziemie, wiedząc, że każda odpowiedź na te pytanie będzie zła. Zastanawiał się równocześnie, jakie będą konsekwencje ich zachowania.
- Widzę kapralu, że nie chcecie udzielić mi odpowiedzi, co mnie naprawdę smuci.
Rozejrzał się po pozostałych oddziałach.
- Więc ogłaszam teraz i niech każdy to zapamięta, że tak długo jak ja jestem dowódcą, w naszych szeregach ma być dyscyplina i porządek. Wszelka niesubordynacja będzie surowo karana. Zaś za przykład posłuży kapral Ramiel i jego oddział. Ramiel ma dostać 30 batów, natomiast jego oddział do jutra do wieczora ma nie dostawać swoich porcji żywnościowych. Jeśli zaś ktoś zechce się z nimi podzielić jedzeniem, jego oddział również będzie miał wstrzymane racje na dwa dni. Mam nadzieję, że się rozumiemy. Rozejść się.
W tłumie spostrzegł twarz dowódcy szybowników.
- Wasze imię i stopień?
- Sierżant Gabriel.
- Czemu nie zjawiliście się sierżancie w moim namiocie? Wzywałem po was.
- Wybacz bracie Azraelu, ale nikt mnie o tym nie poinformował.
- Jak to nie, wysłałem po was swojego adiutanta.
- Proszę mi wybaczyć, ale nikt do mnie nie przychodził, moim żołnierze mogą potwierdzić.
- Nie, to nie będzie konieczne, wierze wam. Możecie zająć się swoimi obowiązkami.
Rozejrzał się po obozie, nigdzie nie zauważył Israfela. Niepokoiło go to, że znikł tak bez śladu.
- Czas rozruszać skrzydła - powiedział sam do siebie i wzbił się w powietrze.

Vozu - 2010-03-04, 16:31

-Świętość radości szkodzi - rzucił jeden ze strzelców patrząc za odlatującym dowódcą - może ze strzałą w skrzydle latałoby mu się lepiej.
Po tych słowach odszedł z miejsca zdarzenia, najspokojniej w świecie zanurzając się w anonimowy tłum wszelkiego żołnierstwa. Jego spokoju nie zmąciły nawet odgłosy batożenia - znać, że za wykonywanie rozkazów Azraela wzięto się od razu.

Vogel - 2010-03-04, 21:12

Gorzała albo raczej specyfik zapobiegający rdzewieniu zbroi palił gardło przełyk i omal nie rozrywał żołądka. Dużo wysiłku kosztowało go utrzymanie specyfiku wewnątrz go na tyle długo by zaczął działać, ku własnej radości rozpaczy organizmu udawało się mu to nad wyraz dobrze. Rano widział posłańca zmierzającego do namiotu Azazela a to mogło oznaczać, że już niedługo skończy się czas beztroski. To właśnie wypędziło go z obozu w ogólnym hałasie nie miał jak zebrać myśli a tu nad spokojnie płynąca rzeka jakoś nie chciało mu się myśleć o nadchodzących wydarzeniach.
Oddział którym dowodził był świeżo zebrany i nikogo nie znał podobnie było z reszta wojsk którymi dowodził. Jedynie Yaskry, którą poznał gdy wylądowali w jednej celi miejskiego wiezienia, mógł być pewny choć nie do końca był pewien czy chce ryzykować jej życia.
Wziął kolejnego łyka nieznanego pochodzenia cieczy i tym razem udało mu się utrzymać go w żołądku. Rozłożył się na trawie woląc na razie nie ryzykować procederu.

Elendu - 2010-03-04, 21:31

Obeszła obóz dookoła, notując w pamięci rozkład czujek, ot, na wszelki wypadek. W pewnym momencie kątem oka dostrzegła cień przemykający się poza obóz, nie mogła jednak od razu za nim pójść. Dopiero gdy skończyła obchód, wróciła do tego miejsca, po czym minęła straże, kierując się poza obóz, w kierunku, w którym wydawało jej się że poszła dziwna postać. Po niezbyt długim czasie poczuła dziwny zapach, jakby alkoholu, poszła więc ostrożnie tym śladem, pozostając w cieniu.
Vogel - 2010-03-05, 17:50

Teraz by ł już pewien że słyszy kroki, były ciche typowe dla skradającej się osoby. Normalnie postanowiłby ubiec przeciwnika i rzucić się pierwszym jednak dźwięk zbliżał się od strony obozu mogła wiec to być Yaskra.
Oparł się plecami o drzewo dla pewności tylko odkładając bukłak a uwolnioną dłoń wygodnie ułożył na rękojeści miecza. Po chwili jednak postanowił nie czekać i przynajmniej stworzyć pozory pełnienia służby.
- Nie musisz się skradać - krzyknął - podejdź śmiało i mów z czym przychodzisz.
Jeśli to będzie Yaskra to oberwę za to, że się obijam jeśli któryś z żołnierzy zawsze będzie można odwrócić konia ogonem i zbesztać go za brak kompetencji.

Elendu - 2010-03-05, 18:17

Wyszła z cienia, przekrzywiając nieco głowę. Widząc dowódcę ludzi, uśmiechnęła się lekko, ostrożna, żeby zębów nie odsłonić. - Witam pana dowódcę. Cóż to sprowadza pana w to nietypowe miejsce? - Zapytała spokojnie, ale z nutką radosnego śmiechu w głosie.
Vogel - 2010-03-05, 18:58

Słysząc kroki myślał o wielu osobach między innymi o bracie Azazelu szykującym mu pokutę za picie na służbie, nawet jeśli brał pod uwagę Sithe to na pewno nie oficera. Kobieta stała przed nim świdrując swymi czarnymi oczami, które jednak nie były puste.
Szybko odłożył oręż jednocześnie szybkim ruchem chowając bukłak pod płaszcz.
- Brakowało mi spokoju, w obozie panuje ciągły ruch a ja musiałem pomyśleć wkrótce może nie być na to czasu. - Nie trudził się by wstać co zresztą w jego obecnym stanie mogło mieć przykre konsekwencje - Wybacz, że sadzę jednak z tonu Twojej wypowiedzi zgaduje iż nie jesteś tu służbowo.
Z pod płaszcza wyciągnął czerwone jabłko i zaczął je obierać sztyletem
- Na imię mi Lucious jak pewnie wiesz dowodzę kontyngentem ludzi z tego obozu - Po chwili namysłu wyciągnął drugie jabłko i zaproponował gestem - A pani jeśli mogę zapytać bo nie miałem przyjemności poznać :?:

Elendu - 2010-03-05, 19:16

Zastanawiała się przez chwilę, ze wzrokiem utkwionym w owocu, po czym podjęła decyzję, podeszła i ostrożnie wzięła jabłko. - Dziękuję - Powiedziała z szerokim uśmiechem, figlarnie przekrzywiając głowę i obserwując reakcję człowieka na widok jej ząbków. Następnie sprężystym ruchem usiadła na ziemi naprzeciwko Luciousa, w odległości pozwalającej na wygodną rozmowę. - Eiria. Miło mi - Przedstawiła się, popatrując z powątpiewaniem na owoc. Wsunęła go ostrożnie do ust, próbując znaleźć sposób, żeby wygodnie go ugryźć, ale nie bardzo jej się udało. Najwyraźniej nigdy wcześniej nie jadła jabłek. Po namyśle wysunęła z pochwy na prawym boku nóż, otarła go o ubranie i zaczęła ostrożnie obierać jabłko. Ślady na broni wyraźnie świadczyły, że nie do takich rzeczy była zazwyczaj używana.
Vogel - 2010-03-05, 19:56

Widok ostrych zębów, nadających jej teraz nieco upiorny wyraz, przypomniał mu o preferowanej diecie Zimnych, widząc jak dziewczyna nie bardzo wie co z owocem zrobić uśmiechnął się lekko.
- Wybacz zapomniałem ze owoce wam nie służą, nie musisz go jeść jeśli nie chcesz - Przerwał na chwile pochłaniając spiralną skórkę jabłka zwisająca z ostrza - Po prostu nie wszystkie maniery wytrzęsła ze mnie wojaczka, a jeść samemu w towarzystwie damy i nie poczęstować to zwykłe prostactwo.
Przez chwile milczał pochłaniając swoje jabłko wraz z ogryzkiem zostawiając jedynie ogonek, który przygryzał zębami podobnie jak niektórzy robili ze źdźbłami trawy.
- A co Ciebie tu przyprowadziło Eria bo chyba nie na zwiad się wybrałaś :?:

Elendu - 2010-03-05, 20:06

Sidhe zdawała się całkowicie zaaferowana owocem. W końcu udało jej się go obrać, choć ilość owocu przy tym stracona była dość spora. Odkroiła kawałek miąższu i ostrożnie wsadziła do ust, starając się pogryźć jak najdokładniej, czując smak jednak skrzywiła się i odłożyła jabłko na bok. - W sumie można by to tak określić. Robiłam obchód obozu, ot na wszelki wypadek, zobaczyłam jak się wymykasz, pomyślałam, sprawdzę co się dzieje. I nadal nie wiem co się dzieje. Ani co to za zapach - Zmarszczyła nos i prychnęła, próbując pozbyć się dość intensywnej woni alkoholu. Potrząsnęła głową, po czym najwidoczniej zrezygnowała z walki z powonieniem. Podczas ruchu jej wzrok trafił na jabłko. Jakby wbrew sobie odcięła jeszcze kawałek i zaczęła go przeżuwać.
Vogel - 2010-03-05, 20:25

- Wiesz że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła :?:
Wybuchnął śmiechem po czym wyciągnął z spod płaszcza niemal pusty bukłak.
- Przyłapałaś mnie, byłem tak zajęty unikaniem swoich że nie zwracałem uwagi na Twoje wojska. Niestety mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie powiedzieć Ci co się w tym znajduje, sam wącham się miedzy odrdzewiaczem do zbroi a destylatem z bogowie wiedza czego, ale głowę dam że nie z czegoś co ku tym celon stworzyli. Może jakieś stare sznurówki :?:
Znów wybuchnął śmiechem spoglądając na towarzyszkę rozmowy czy rozbawił ja ten dość oklepany żart.
- A z poważniejszych tematów do dowództwa skrzydlatych przybywają posłańcy wymarsz może być bliski trzeba czerpać życia póki jest na to czas. Brak dowódcy w obozie sprawi, że ludzie się rozluźnią, odprężą ta chwila wytchnienia bardzo się im przyda. Większość z nich jeszcze nie brała udziału w walkach, wielu nie wróci z pierwszej potyczki niech trochę podskoczy im morale.
Przechylił bukłak i dopił zawartość, tym razem nie zamierzał proponować poczęstunku widząc jak odrzucał ja sam aromat. Po przezwyciężeniu odruchu wymiotnego z kieszeni wyjął sakiewkę z której wyjął jakieś zioła i zaczął je gryźć. Woń alkoholu jeszcze przed chwila unoszącą się w powietrzu znikła zastąpiona inną znacznie mniej uciążliwa.

Elendu - 2010-03-05, 20:40

Słysząc komentarz towarzysza uśmiechnęła się lekko, jakby wymuszenie. Najwyraźniej nie do końca wiedziała, z czego powinno się to smierdzące coś robić. Przekrzywiła lekko głowę, jakby nie do końca zrozumiała też komentarz o morale - Wydaje mi się że obecność dowódcy działa na ludzi dość dobrze. Wiedzą, że ktoś jest z nimi, nie będą walczyć sami. Ale może wasze oddziały działają inaczej? - Uśmiechneła się, już swobodniej, kiedy zapach alkoholu został złagodzony - Po co to pijesz, skoro najwyraźniej nie smakuje? - Wydawała się szczerze zdziwiona.
Vogel - 2010-03-05, 21:10

- Bo to nie po to jest by smakować... - Przerwał wiedząc że ona i tak nie zrozumie a dalsze tłumaczenie prowadzić będzie zapewne tylko do kolejnych pytań.
- W walce nie odstępuję moich ludzi ale poza nią jest inaczej. Aura dowódcy tak pozytywnie działająca w bitwie w czasie pokoju może dusić ducha. Od czasu do czasu rozluźnienie dyscypliny jest ludziom potrzebne.
Zaczął obierać kolejne jabłko.

Elendu - 2010-03-05, 21:17

Zastanawiała się przez chwilę nad jego słowami, przechylając głowę na bok. - Chyba faktycznie nasze oddziały nieco inaczej działają. Czy jestem w obozie czy nie, moi ludzie nie pozwolą sobie na rozprzęgnięcie żadne, zwłaszcza jeśli podejrzewają bliską bitwę. Z tego co wiem ból głowy nie wpływa na zdolności bojowe zbyt pozytywnie? - Uśmiech stał się nieco ostry, kiedy obserwowała reakcję rozmówcy. Miała nadzieję, że dobrze zrozumiała to co słyszała o skutkach picia dziwnych płynów tego typu. - A tak poza tym, czy wiesz może co się dzieje? Dla skrzydlatego najwyraźniej fakt, że jesteśmy najemnikami, upoważnia do nie udzielania nam żadnych informacji. - Dodała tonem rozkapryszonego dziecka
Reyned - 2010-03-05, 21:31

Po pewnym czasie namysłu odstawił wino i poszedł zebrać wszystkich podległych mu żołnierzy, gdy tylko ustawili w odpowiednich szeregach, sztywni i dumni jakby kije w plecach mieli rozpoczął przemowę
– Moja szanowna siostra, oraz za razem główna osoba przewodząca rodem Aureanu, w czasie najbliższym, choć w głębi nieokreślonym, przyjdzie z wizytą. – Głos jego nie był nawet krzykiem, nie potrzebował hałasować jak istoty w wewnętrznych kręgach, i tak było go słychać – Jest ona kobietą, dumną, silną i odważną, nie jest zmysłowa i podstępna jak moja szanowna matka, to inny rodzaj kobiety, mówi się, że hiacynty oznaczają kobiecość. Podarowując je jej w prezencie ujrzycie je w najbliższym płomieniu, w czasie wojny to ona jest osobą, która najchętniej wzięłaby się za dowodzenie zespołem katapult i taranów. Lecz nie jest to w pełni osobnik płci męskiej pokryty żeńską skórą. – Jego głos brzmiał teraz dosyć podsycenie, – jeżeli spotkacie ją, gdy jej mundur zostanie zdjęty będzie delikatna i bezbronna, tak długo jak stanowicie jednych z Sidhe. Idźcie z nią przez ognie i za nią w głębiny lodowe, jeżeli ktoś z was się jej spodoba, macie gwarantowane o niebo lepsze zajęcie niż pod moim dowództwem. Do czasu jej wizyty pilnujcie się uważnie, może zareagować nieprzychylnie, jeżeli ujrzy tutaj chaotyczną armię. To wszystko rozejść się. – Gdy skończył monolog odetchnął z ulgą. Obawiał się, że wpadnie ona lada moment, a teraz potrzebował pieniędzy. Jest pewien, że jeżeli dobrze wszystko rozegra, będzie miał potężnego asa w rękawie, a nawet coś więcej, niż tylko przyboczną kartę, jaką stanowiły asy…

Zaraz po zakończeniu rozmowy udał się z swojego obozu do głównodowodzącego Volirae, miał zamiar zadać mu parę pytań, nie znał go, lecz widział już jego błękitny płaszcz i księgę, z którą się nie rozstawał. Szukał go po obozie, przechodząc obok ludzi ledwo się powstrzymywał, aby nie splunąć im na twarz, koło Volirae dziwił się, że posunięto się aż do batożenia, gdy nadchodzi pierwsza walka i zagrożenie życia, oni bezmyślnie osłabiają żołnierzy w formie kary za reprymendy, może typowa budowa Sidhe miała gracje, ale Volirae byli potwornie delikatni i drobnej postury, blizna za każdy batog pozostanie na ich ciałach na bardzo długo, a przynajmniej takie odniósł wrażenie. Ostrożnie wszedł do namiotu, lecz nie zastał w nim Azraela, toteż wyszedł i poczekał chwile przed nim.

Vogel - 2010-03-05, 21:33

- Przywilej wieku, zresztą po co słowa. - Przerwał na chwile by ugryźć jabłko - Skrzydlaci poruszają się po obozie dość swobodnie czyli żadnych konkretnych rozkazów nie przysłano a sądząc po błogim spokoju jakim się w tej chwili cieszymy sytuacja nadal się nie zmieniła. Jesteś młoda z czasem nauczysz się obchodzić bez prowadzenia za rączkę. - Na twarzy żołnierza pojawił się uśmiech po celnej ripoście za aluzje do jego drobnej słabości. - Panuje zatem wszech i wobec zwykła wszechobecna nuda.
Kolejny ogryzek znikł w jego ustach a ogonek poszybował między źdźbła trawy.

Elendu - 2010-03-05, 21:50

Naburmuszyła się lekko, słysząc ripostę, i podniosła się z ziemi. - Jeśli uważasz rozmowę z takim dzieciakiem za stratę czasu to mogę sobie pójść - Powiedziała, odwracając się do niego plecami, odeszła jeden krok, po czym zatrzymała się. - Co ty właściwie tu robisz? Nie jesteś tu dla pieniędzy, na fanatyka też mi nie wyglądasz... - Zawiesiła głos, nadal w połowie odwrócona plecami do Luciousa.
Vogel - 2010-03-05, 21:55

- Wybacz jeśli przesadziłem widocznie ból głowy to nie jedyny skutek uboczny mojego "lekarstwa" - Ostatnie słowo powiedział na tyle ironicznie by nie odczytała tego dosłownie ponownie zasypując pytaniami. - Poza tym nie często dyskutuje z przedstawicielami szlachty, usiądziesz ze mną ponownie bo ja raczej nie wstanę a do pleców nie zwykłem przemawiać.
Elendu - 2010-03-05, 21:58

Odwróciła się do niego z powrotem, uwalając się wygodnie na trawie i wpatrując wielkimi oczami w człowieka - Nadal mi nie odpowiedziałeś - Powiedziała ze słodkim uśmiechem ostrych ząbków
Vogel - 2010-03-05, 22:11

Poklepał się po kieszeniach w poszukiwaniu kolejnego jabłka przypomniał sobie jednak, że oddał jedno Eiri skończyło się zatem na pogryzaniu źdźbła trawy.
- Dla ludzi o moim statusie nie ma zbyt wielu opcji. Na dworze mnie nie chcą, do ulicy jakoś nie pasuje a w wojsku miejsce jest dla każdego. Ostatnia przysługa ojca i dostałem się do szkoły oficerskiej a stamtąd prosto tu na zatracenie.
Wyrzucił źdźbło i zastąpił je porcją zioła innego niż poprzednio, po chwili źrenice jego oczu rozszerzyły się upodabniając do jej własnych.
- A co zapędziło młodą dobrze wychowaną panienkę między takich obszarpańców jak ja :?:

Elendu - 2010-03-05, 22:21

- Myślę że nie wszyscy zgodzili by się co do tego wychowania - Zaśmiała się, przkeręcając się na brzuch i machając nogami. - Walka to jedna z niewielu rzeczy cenionych u szlachty, w których byłam dobra. Dobrze dogadywałam się z żołnierzami, postanowiono więc wysłać mnie jako dowódcę, dla chwały i portfela rodziny - Mówiła o tym beztrosko, choć sytuacja nie była dla niej łatwa. - W ten sposób mogę robić to, co lubię, bez ciągłej krytyki wszystkich wokół.
Vogel - 2010-03-05, 22:32

Przyglądał się jej, poza kolorem skóry i zębami Sithe nie różnili się wiele od ludzi. Jej białe włosy u ludzi towarzyszące starości dziwnie komponowały się z młodziutką twarzą. Musiała być mniej więcej w wieku Yaskry lecz w niczym jej nie przypominała lecz czego innego mógł się spodziewać Eirie wychowywano na dworze jego oficer całe życie spędziła na ulicy lub w więzieniach.
- A co takiego można tu lubić :?:

Elendu - 2010-03-05, 22:46

- Poczucie wolności, twarda stal w ręku, jej śpiew, gdy przecina powietrze. Świadomość że wokół ciebie inni tańczą w tym samym rytmie do muzyki bitwy. To straszne, ale na swój sposób niesamowite. Do tego zaufanie, jakim obdarzamy towarzyszy broni, chroniących nasze plecy. To wszystko jest czymś, czego nie znajdziesz nigdzie indziej - Przez chwilę zdawała się nieobecna duchem, po czym otrząsnęła się i znów spojrzała trzeźwo dookoła - Przepraszam, że nudzę. - Zaśmiała się znowu. Zdawała się czuć coraz bardziej swobodnie.
Vogel - 2010-03-05, 23:20

- Śpiew i muzyka bitwy - Wstał podpierając się o drzewo, alkohol już niemal przestał na niego działać oddając go całkowicie działaniu narkotycznego ziela - Zgrzyt metalu, wrzask rannych i jęki umierających, osobiście wole tańczyć przy lutni czy skrzypcach.
Uśmiechnął się szczerze i ciepło, mówiła jak najemnik a on nim nie był i wiedział że nie chce nim zostać.
Zajęci rozmową nie zauważyli gdy podchodził, wysoki i mocno zbudowany rycerz zatrzymał się bez słowa kilka kroków od nich nie chcąc przeszkadzać w rozmowie oficerów. Trzymał w rękach piękny łuk wykonany z rogów jakiegoś zwierzęcia i pełen strzał kołczan.
- Spóźniłeś się - Vogel Szybkimi krokami podszedł do niego i odebrał broń.
- Przepraszam panie - Jego skrucha wyglądała prawdziwie choć poznał po tonie głosu że jest nawet zbyt wcześnie. Żołnierza los to wykonywać polecenia i choć z daleka dostrzegł, że dowódca jest zajęty i nie chciał przeszkadzać to jednak rozkaz jest rozkaz.
- Jaka sytuacja w obozie :?:
- Oficer Yaskra dokonała zmiany warty i ponownego przeglądu wojsk wraz z rekwizycją kontrabandy. Nadal nie otrzymaliśmy rozkazów ze sztabu.
- A mniej oficjalnie :?: - Odprowadził żołnierza nieco w bok i szeptał by rozmowa pozostała między nimi.
- Jeden z dowódców Sithe był w namiocie Azazela ale go nie spotkał a po drodze wyglądał jakby to przeciw nam zamierzał walczyć a nie z nami. Skrzydlaci linczowali jakiegoś ze swoich a ich dowódca odleciał szukać kogoś, zapewne tez chcąc oddać go pod batog.
- Dobrze wracaj do obozu i przekaż Yaskrze, że niedługo wrócę. Rozumiesz jej znaki :?:
- Nie - w głosie żołnierza słychać było zakłopotanie.
- To dobrze przekaz tylko to co powiedziałem nie mów z kim i gdzie byłem a gdyby o cokolwiek próbowała pytać udaj głupiego. A teraz zabierz mój miecz i torby zostawisz w moim namiocie, odejdź.
Odwrócił sie i powoli podszedł do leżącej Sithe.
- Bardzo miło się mi rozmawiało niestety musimy to zakończyć. Niedługo będę bardzo głodny, kolejny efekt uboczny mojego odpoczynku. Może zainteresuje Cie, że dowódca drugiej formacji Sithe oczekuje Azazela pod jego namiotem być może tam dowiesz się czegoś konkretnego o naszej sytuacji. Tymczasem prosze o wybaczenie pani - Ukłonił się nisko - I mam nadzieje, iż zaszczycisz mnie ponownie rozmową w możliwie bliskim terminie.

Wisz - 2010-03-05, 23:34

Azrael po raz trzeci oblatywał obóz. Zdziwiły go trochę jego rozmiary, gdyż do tej pory uważał, że ich armia nie należy do największych. Tymczasem z góry wyglądało na to, że się pomylił w swoich osądach. Jednak to, że dalej nie mógł wypatrzeć Israfela, napawało go niepokojem. Skoro jestem już w powietrzu - pomyślał - wybiorę się na zwiad okolicy. Raczej nikt nie powinien robić problemu z mojej nieobecności, a do czasu, kiedy wrócę, może znajdzie się Israfel. Udał się w kierunku wrogiego terytorium.
Elendu - 2010-03-06, 11:16

Słysząc zbliżające się kroki zerwała się, widząc jednak reakcję człowieka rozluźniła się, utrzymywała jednak dystans, pozwalając mężczyznom na spokojną rozmowę. Słysząc informacje na temat dowódcy drugiej połowy Sidhe podziękowała, pożegnała się krótko i chwilę jeszcze stała w miejscu, zastanawiając się nad dalszym krokiem. Obawiała się nieco spotkania z drugim Sidhe, nie mogła jednak odwlekać tego w nieskończoność. Powoli, niechętnie, skierowała się do obozu. Prześlizgnęła się między liniami straży, ciekawa czy ją zauważyli strażnicy inni niż Sidhe, i ruszyła w stronę namiotu dowódcy.
Reyned - 2010-03-06, 12:58

Sidhe…czyste klejnoty w koronie papieskiego zjednoczenia, na froncie wrogim heretykom wiary skrzydlatych to do nich należą oszukańcze fortele, zmyślne przejście i szybkie ataki, nie w drogę im bojowe szturmy bloków żelaza. Płynne, prędkie i uważne ruchy, wbijające szermiercze ostrze prosto w odsłonięty punkt niemal idealnej ochrony wroga, mające na cel rozbić go przez wprowadzany chaos. Lojalni wobec siebie, i niekłamanych obietnicy, nieodpowiedzialni przy spotkaniach z samym sobą, niezłomni umysłowo, słabi fizycznie, czyści i złoci…Ludzie…Istoty tak proste, że nie warte nawet uwagi, metal pomalowany srebrem, aby zasłonić rdzę. Bardziej kosztowni niźli użyteczni, puści, słabi, niezłomne bloki mające uzupełnić miejsca w szeregach idących na straty, naiwni…A Volirae? Odziani w skrzydła, pełni dumy i oślepienia. Gdy stworzenie patrzy w słońce, jego wzrok zostaje stłamszony blaskiem. Gdy Volirae to robią, to słońce ugina się przed ich niezłomną wiarą, zdejmuje blokady i pozwala objąć przestworza, które jakby rozświetlało specjalnie dla nich…
Pewnego razu był sobie człowiek, spotkał on innego. Owy drugi był od niego wyraźnie słabszy, delikatniejszy, lecz stał majestatycznie i wytrzymałe, z skrzydłami, i w mało warte płótno odziany, na pewno nie chciał się załamać, przed owym twardym człowiekiem, który go spotkał. Człowiek ten usłyszał z ust skrzydlatego
–Chodź a pokażę ci naszego boga, który osłabi twoje lęki, on pozwoli ci żyć bez twoich zmartwień. – Człowiek zaś mu odpowiedział:
-Czym mogę ci zaufać? Nie wiem, dokąd możesz mnie zaprowadzić, mogę zginąć!
-Powiedział on „zabijać nie będziesz, osób, które we mnie uwierzą”
-Okradniesz mnie bądź oszukasz!
-„kradł nie będziesz przed osobą w grodzie twoim” „ani oszczerstw zimnokrwistych nie wymówisz”
I tak człowiek ten udał się za skrzydlatym, i został pierwszym ich wiernym, tak też zaciągał on następnych, a przez następne stulecia kolejni ludzie myśleli „nie chcę zostać okradzionym” „nie chcę zginąć” „nie chcę paść ofiarą oszusta” „nie mam zamiaru skończyć zdradzony w miłości” „nie chcę oglądać zazdrosnego wzroku mych sąsiadów” tak też myśląc posiadali jedno rozwiązanie – Słowa papieża.
Era ta ciemna była i długotrwała, człowiek ślepo podążał, mimo iż był w stanie stać na własnych nogach i osobiście dopuścić, aby jego zmartwienia się nie ziściły. Po czasie pewnym, zaczął się odłamywać, tak stał się heretykiem, a jego tarcza, zmieniła się w miecz, który chce go pogrzebać.

Czy taka jest prawda tej historii? – Kto wie – westchnął przypadkiem słyszalnie sidhe w swoich zamyśleniach, rozejrzał się spokojnie, ujrzał jakąś postać niedaleko, generałowa sidhe? A może dowodząca z drugiego namiotu? Nie chciał się przyglądać, zapomniał nawet, kiedy siadł na ławce przy stole niedaleko namiotu. Widać był mało dzisiaj pobudzony…

Elendu - 2010-03-06, 14:38

Widząc drugiego dowódcę swojej rasy zawahała się, po chwili jednak ruszyła w jego stronę. Po jego miejscu na zewnątrz namiotu domyśliła się, że skrzydlatego jeszcze nie ma. Stanęła przed Arblithem i oficjalnie skinęła głową, witając go jak osobę o równej pozycji, do której jednak czuła szacunek. Chociażby przez to, że zdawał się starszy - Witaj. - Powiedziała, po czym zawahała się. Nie miała pojęcia jaka była jego sytuacja, zarówno społeczna, wojskowa jak i osobista. Miała ochotę powitać go jako brata w mieczu, nie wiedziała jednak czy nie zostanie to odebrane jako obraza. - Jestem Eiria Hedegencroi. - Wykonała pytający gest w stronę ławki, niepewna czy białooki ma ochotę na jej towarzystwo.
Vozu - 2010-03-06, 17:35

Azrael
Otwierał się przed tobą widok na tereny graniczące z Marchią - zielone, bujnie zalesione połacie terenu, niewielka rzeczka o wodach połyskujących w słońcu, przecinające lasy wydeptane ścieżki... Widomym po tym krajobrazie było, że wojna nie toczy się przy samych granicach, jej płomień szaleje znacznie dalej, blisko wschodniego brzegu. Trudno byłoby uwierzyć, że jakikolwiek konflikt ma miejsce gdyby nie...
...gdyby nie strzała którą poczułeś nagle w prawym skrzydle; napastnik musiał kryć się w lasach, na ziemi, a jednak trafił bezbłędnie, przebijając ciało.
Wyraźnie poczułeś, że unoszenie się w powietrzu zaczyna być trudne....

Wisz - 2010-03-06, 19:15

- Na Stworzyciela, co za ból - syknął przez zaciśnięte zęby. Azrael próbował za wszelką cenę zmniejszyć szybkość spadania, gdyż upadek z tej wysokości skończyłby się śmiercią lub jeszcze gorzej kalectwem. Rozpostarł skrzydła tak szeroko, jak tylko dał radę w swoim obecnym stanie. Jednocześnie próbował skierować się w stronę obozu, jak najdalej o miejsca, gdzie mogli się kryć napastnicy. Najważniejsze dla niego było bezpiecznie wylądować, gdy będzie już na ziemi, powinien spokojnie zatamować krwawienie i wstępnie uleczyć swoją ranę.
Vozu - 2010-03-06, 20:09

Azrael
Opadanie nie było tak kontrolowane, jak mógłbyś chcieć - straciłeś panowania nad lotem w lesie, na niewielkiej wysokości, co przysporzyło ci nieco dodatkowych stłuczeń. Na twoje szczęście, jest to sam skraj lasu, od obozu dzieli cię może kilkaset metrów, ale znajduje się on za wzniesieniem, więc nie możesz liczyć na to, że ktokolwiek cie stamtąd zauważy.

Wisz - 2010-03-06, 20:35

W końcu znalazł się na ziemi, mimo, że nie wszystko poszło tak jak planował. Był cały poobijany, zaś prawe skrzydło krwawiło coraz mocniej. Musiał działać szybko. Strzała przeszła na wylot. Z trudem złapał za jej koniec i złamał ostrze, po czym szybkim ruchem wyciągnął ją. W czasie tej "operacji" z trudem się powstrzymywał, by nie krzyczeć, zaś świat w oczach mu zawirował. Gdy tylko wyciągnął strzałę, położył rękę na razie. Wymówił krótkie zaklęcie. - Przynajmniej przestało krwawić - mruknął. Odwrócił się w stronę, gdzie według jego rachuby powinien znajdował się obóz i ruszysz jak tylko mógł w swoim stanie przedzierać się przez zarośla, mając nadzieję, że tajemniczy napastnicy nie ruszyli na jego poszukiwania.
Reyned - 2010-03-07, 07:59

-hm? – Mruknął spoglądając na Eirię przymkniętymi oczyma, po czym wstał otwierając je szerzej. – Nazywam się Arblith, Arux z rodu Aureanu, drugi syn, zwany ringte Sneachta – Odparł wykonując dostojny ukłon. Aureanu było rodem młodym, mającym obecnie dopiero drugie pokolenie, nawet, jeżeli przed założeniem nosili zwykłe nazwisko bogatszych sidhe, dopiero niedawno wznieśli się do wyższej klasy. Gdy tylko skończył ukłon spytał – cóż panią sprowadza? – po tonie pytania łatwo można było stwierdzić iż Arblith nie zadaje go wyłącznie z grzeczności, gdyby nie chciał zapewne rozmowy w ogóle by nie prowadził, nie zważając czy rozmówczyni ma na sobie jakieś większe zaszczyty.
Elendu - 2010-03-07, 21:35

Jedynie chęć uzyskania dokładniejszych informacji na temat aktualnej sytuacji od dowódcy volirae - Odpowiedziała, jednocześnie oddając ukłon. W prawdzie nie słyszała o jego rodzie, nie znała jednak wszystkich rodów, nigdy nie lubiła uczyć się na pamięć wszystkich koneksji. Podeszła do ławeczki i usiadła, domyślając się że Sidhe nie usiądzie pierwszy w obecności kobiety. Domyślała się, że powinna jakoś rozpocząć rozmowę, nie wiedziała jednak jak zacząć.
Vogel - 2010-03-09, 13:24

Narkotyk niemal całkiem przestał już działać i powoli zaczęło ogarniać go znużenie. Obolałe ręce od ciągłego trzymania strzały na cięciwie krzyczało bólem o odpoczynek. Żadne zwierze nadające się na odpowiednia wymówkę dla jego ucieczki z obozu nie wyszło mu na spotkanie. Był tez nieco zdezorientowany nie do końca wiedząc jak głęboko w las się zapuścił na szczęście Yaskra nauczyła go kilku sztuczek dzięki którym mógł określić kierunek w którym mniej więcej znajduje się obóz i możliwie szybkim krokiem skierował się tam.
Vozu - 2010-03-09, 16:00

Arbilith i Eiria
Zbliżył się do was starzec, volirae, o którym dane już wam było słyszeć - Aneon, przeznaczony do wspierania radą niedoświadczonego jeszcze dowódcy wojska, Azraela. Towarzyszył mu inny niebianin, młody i odziany w błękit.
Aneon wydał się zdziwiony tym, że jesteście przed namiotem:

-Czyżby brata Azraela nie było w środku?

Elendu - 2010-03-09, 18:32

Podniosła się, nie chcąc rozmawiać na siedząco z kimś, komu prawdopodobnie wiek i doświadczenie dawały większe prawo spoczynku niż jej. - Nie, nie ma. Słyszałam że opuścił obóz, ale nie wiem ani w którym kierunku się udał ani na jak długo. - Powiedziała spokojnie, przyglądając się starcowi i jego towarzyszowi dokładnie, choć nie natrętnie.
Reyned - 2010-03-09, 19:54

Westchnął rad, że w końcu ktoś przerwał to niezręczne milczenie, niestety nie był tak wychowany z zachowania jak Eiria, zamiast wstać usadowił się wygodniej, wolał okazywać pewność siebie. Nie był tutaj jako oficjalny czciciel religii Volirae, stanowił tylko dodatkowe wsparcie. Nie znaczyło to jednak, iż chciał jakkolwiek starca urazić, co łatwo można było poznać po jego słowach – Niestety jest on nieobecny, a przykre to, gdy chciałem mu zadać kilka pytań. Mógłbym za to poprosić o odpowiedź na nie ciebie? Jeżeli odmówisz nie musisz zdradzać powodu.
Wisz - 2010-03-09, 20:00

Przedzierał się z trudem przez chaszcze. Był cały poobijany i pokaleczony. Mimo, że opatrzył swoje skrzydło i rana już nie krwawiła, to cały czas nieznośnie bolała, a stracona ilość krwi bardzo osłabiała Azraela. Do tego musiał iść jak najciszej i przy tym najszybciej, by napastnicy go nie wypatrzyli. Mimo wszystkich tych trudności, nie wydawał prawie żadnych jęków. W myślach oddawał się modlitwie do Stworzyciela i w miejsce, gdzie jego umysł nie odczuwałby bólu. Zdawało mu się, że słyszy w oddali odgłosy obozu, ale mogło mu się tylko wydawać, choć i knieje się przerzedzały. Pocieszyła go myśl, że idzie najpewniej w dobrym kierunku, co motywowało go do szybszego marszu.
Vogel - 2010-03-09, 20:28

Drzewa były coraz rzadsze, zmysły jeszcze niedawno przytępione walką z narkotykiem wróciły już do pełni władz. Obóz musiał być już niedaleko a przynajmniej taką miał nadzieję.
Nim dotarł do skraju lasu jego uwagę przykuł dźwięk deptanych liści, widocznie szczęście mu jednak dopisze szybko napiął łuk i zamarł w bezruchu czekając na zdobycz. Dźwięk był coraz wyraźniejszy co go ratowało jeśli nie zmieni kierunku wyjdzie prosto na niego.
Jednak to co wyłoniło się zza krzewów nie było zwierzęciem, na wprost łowcy stał teraz ranny w skrzydło skrzydlaty i to nie byle jaki ale sam Azazel dowódca wojsk Volirae. Lucious szybko zarzucił łuk na plecy i podtrzymał słabnącego kapłana.
- Co się stało bracie Azazelu :?: Gdzie Twoje wojska :?:

Wisz - 2010-03-09, 22:02

- Chwała Stworzycielowi, wreszcie swój - powiedział z nieukrywaną ulgą. Obecność żołnierza musi wskazywać, że obóz jest blisko. - Jaka jest wasza godność żołnierzu - spytał, przyglądając się człowiekowi. - I czy obóz jest daleko stąd? Bo jak pewnie zauważyliście, nie najlepiej ze mną.
Vogel - 2010-03-09, 22:17

Zdziwiło go to pytanie jednak po chwili przypomniał sobie że na czas polowania wszelkie insygnia schował a strojem niczym się od swoich ludzi nie wyróżniał.
- Lucious the Lalye dowódca oddziałów ludzi, wybrałem się na polowanie inaczej nie spotkałbyś tu raczej nikogo. Obóz jest za tym wzgórzem widać już nawet dym z ognisk - powiedział gdy zbliżyli się do skraju lasu - Jak kaczki, wątpię by ten kto to zrobił szedł za Tobą aż tu ale na wszelki wypadek pójdziemy lasem, a za wzgórzem skierujemy się prosto na obóz. A Tym czasem bracie może skrócisz mi co takiego Ci się przydarzyło :?:

Vozu - 2010-03-10, 10:04

Eiria i Arbilith
Starszy niebianin na wieść o nieobecności dowódcy zamyślił się na chwilę, jednak szybko do rzeczywistości przywróciły go słowa Aure`a:
-Jeżeli tylko będę w stanie, postaram się na nie odpowiedzieć. Ale pozwólcie, że wpierw spocznę-to mówiąc usiadł, zwracając się niezwłocznie do młodzieńca w błękicie-wiem, że nie należysz do wyprawy, ale prosiłbym cię abyś udał się do oddziału kapłanów i nakazał im ode mnie, aby poszukali Azraela. Ostatecznie, jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
Młody volirae skinął głową poruszając bezgłośnie ustami i ruszył sprężystym krokiem do wskazanej jednostki.
-Usiądź, dziecko-zwrócił się Aneon do Eirii-O czym chcieliście tedy ze mną rozmawiać?

Vogel - 2010-03-10, 10:32

Wracając od swojego oddziału Yaskra zobaczyła zebranie przez namiotem dowódcy skrzydlatych i natychmiast ruszyła w jego stronę mijając się z odzianym w błękit niebianinem. Kiedy już dotarła do zebranych oficerów ukłoniła się z szacunkiem podając skrzydlatemu swoje pełnomocnictwo do udziału we wszelkich zebraniach na równych prawach jakie posiadał Luciuos the Lalye. Była tam także wzmianka o przyczynie małomówności młodej oficer.
Wisz - 2010-03-10, 10:55

- Ah, dowódca oddziałów ludzkich. Szkoda, że poznajemy się w tak niesprzyjających okolicznościach. Jednak nigdy nie wiadomo, jaka będzie wola Stworzyciela - mówiąc to, podniósł głowę i próbował przez gałęzie drzew dostrzec niebo, niestety, nieskutecznie. - Mam nadzieję Luciousie, że nie będzie miał mi za złe, jeśli skorzystam z Twojej eskorty do obozu? A jeśli chodzi o to, co mi się stało... Wybrałem się na pobieżny zwiad i w jego czasie zostałem postrzelony przez nieznanego przeciwnika. Musiałem lądować i na piechotę spróbować dotrzeć do obozu. Na szczęście spotkałem Ciebie. A teraz zaś nalegałbym, byśmy już udali się w drogę powrotną, gdyż nikomu nie powiedziałem o swych planach i nie wiadomo, co się w obozowisku dzieje teraz.
Vogel - 2010-03-10, 12:47

Ruszyli na tyle szybkim krokiem na ile pozwalał stan rannego. Na szczęście skrzydlaci z natury byli znacznie lżejsi od ludzi dzięki czemu podtrzymywany niebianin tylko nieznacznie spowalniał marsz.
- Jak tylko dotrzemy do obozu zbiorę ludzi i ruszę na zwiad, to najprawdopodobniej tylko jakiś mały podjazd i pewnie już opuścili tamto miejsce ale lepiej się upewnić.
Minęli wzniesienie i przed oczami mieli już widok na obozujących Sithe przyspieszając kroku wyszli z lasu i skierowali sie bezpośrednio do wewnętrznych formacji ludzi i niebian.

Reyned - 2010-03-10, 14:17

- Cóż…pierwsze pytanie będzie dotyczyło plotek, które wyłowiłem spośród wielu żartów – powiedział – jak się domyślasz chodzi o rozkaz wymarszu, czy to prawda? A jeżeli tak jak szybko zwiniemy obóz?- Po tych pytaniach zamyślił się na chwilę, wkładając rękę do kieszeni, po czym dodał – i ile czasu minie zanim sprzymierzeńcy krucjaty spoza obozu dowiedzą się o naszej nowej lokacji po wymarszu…? – Spojrzał na starca podświadomie zgniatając drugą ręką list trzymany wewnątrz kieszeni
Vozu - 2010-03-15, 12:31

Eiria, Yaskra, Arbilith
Aneon przeczytał uważnie przedstawione przez Yaskrę pełnomocnictwo, po czym zwrócił jej dokument, kiwając głową ze zrozumieniem.
-O wymarszu radzić będziemy, gdy tylko wróci brat Azrael. Ten bowiem młodzieniec którego mieliście okazję ujrzeć u mego boku jest posłańcem, przynosi pilne wieści i rozkazy dla naszego wojska. Jednak przedłożyć je może tylko dowódcy wyprawy, a zatem właśnie Azraelowi. Nie wiem czemu pytasz o sprzymierzeńców, jednak sądzę iż nieprędko; zostaliśmy wyznaczeni do samodzielnych działań, jednak będziemy nadzorowani przez Świętą Inkwizycję, gdyż w jej interesie leży kierowanie nas w ważne okolice gdy coś się wydarzy. Nikt poza nimi bezpośrednich informacji mieć nie będzie...
W czasie gdy Aneon mówił, ponownie dołączył do was odziany w błękit młodzieniec.

Lucious, Azrael
W części obozowiska zajmowanej przez niebian panowało poruszenie - gdy tylko was spostrzeżono, jeden z szybowników podbiegł, stanął na baczność i zameldował:
- Bracie-dowódco, wszędzie was szukaliśmy; przybył posłaniec z rozkazami, jesteście oczekiwani przy namiocie dowodzenia.-po chwili refleksji dodał-czy przysłać do pana medyka?

Wisz - 2010-03-15, 17:09

- Nie, nie potrzebuje medyka - odparł. - Zresztą mój stan jest teraz nieistotny. Spojrzał na dowódcę ludzi. - Zapraszam pana do mojego namiotu, wygląda na to, że w końcu ruszymy do walki - powiedział do Luciousa i nie czekając na odpowiedź zwrócił się do szybownika. - Zaś wy żołnierzu zadbajcie o to, by pozostali dowódcy również stawili się w moim namiocie.
Vogel - 2010-03-15, 20:55

-Żołnierzu - krzyknął za odchodzącym szybownikiem - sprowadź medyka niech od razu kieruje się do namiotu dowódcy. Niech dostarczą też wodę i coś do jedzenia - Gdy skrzydlaty odszedł zwrócił się do kapłana - W walce będziesz potrzebował obu skrzydeł bracie.
Ta forma bardziej mu odpowiadała nic zwroty typu Pan, Pani a dobrze wiedział,. iż formę te względem siebie stosowali skrzydlaci
- Wygląda na to że jesteśmy ostatni - Odsunął się od niebianina na tyle powoli by ten nie stracił równowagi - Lepiej będzie gdy podejdziesz o własnych siłach, nie powinniśmy okazywać słabości przy Sithe.
Mówiąc to skierował się w stronę siedzących tam już oficerów na tyle wolno by Azazel za nim nadążył.

Elendu - 2010-03-15, 21:01

Już miała usiąść, kiedy nagłe poruszenie w obozie zwróciło jej uwagę. Wyprostowała się, próbując wypatrzeć źródło zamieszania, jednak stało się to dopiero po jakimś czasie. Widząc niewyraźne jeszcze sylwetki dwójki dowódców uśmiechnęła się radośnie, zaraz jednak opanowała swoją mimikę. - Zdaje się że niedługo gowiemy się czegoś więcej - Stwierdziła, zastanawiając się nad przyczyną jakże wolnego tempa obranego przez człowieka i skrzydlatego.
Vogel - 2010-03-19, 16:51

Po podejściu do zebranych Vogel wskazał niebianinowi wolne miejsce na ławce uśmiechając do młodej sithe. Po chwili spoważniał i zwrócił się do swojej oficer.
- Yaskra natychmiast wszyscy maja być gotowi do wymarszu.
Oficer zasalutowała i bez żadnych pytań skierowała się do części obozu zajmowanej przez ludzi gdzie po chwili wybuchło małe zamieszanie.
Po chwili zwrócił się do zebranych

- Witam wszystkich dla tych, którzy mnie nie znają jestem Lucious the Lalye dowódca tutejszych wojsk ludzi.

Vozu - 2010-03-19, 20:03

-Dobrze, że już przyszliście-powitał was Adeon. Nie miał czasu na dłuższe przemówienie, gdyż do Azraela podszedł niebianin spoza obozu, ów odziany w błękit młodzieniec i przyklękając wyciągnął w stronę dowódcy grubą kopertę, przy której zwisało siedem pieczęci.
-Składam na twoje ręce, panie, rozkazy samych Świętych Inkwizytorów, namiestników Krucjaty z łaski i namaszczenia jego Świątobliwości.

Wisz - 2010-03-19, 23:00

W końcu - pomyślał odbierając rozkazy od posłańca. Wiedział jednak, że niecierpliwość jest grzechem w oczach Stworzyciela powstrzymał chęć natychmiastowego rozerwania pieczęci. Rozejrzał się po reszcie zgromadzonych dowódcach i zaczął zrywać pieczęcie, powoli jedną do drugiej. Gdy był przy szóstej, zwrócił się do posłańca. - Jak się nazywasz młodzieńcze? Chce wiedzieć, komu mamy być wdzięczni za te rozkazy, których wszyscy wypatrujemy.
Vozu - 2010-03-20, 09:42

-Roze, panie--odparł posłaniec-Za rozkazy jednak wdzięczność winniście nie mi, ale łasce Stworzyciela, która pozwoliła mi przebyć drogę bezpiecznie i złożyć je w wasze ręce.
Wisz - 2010-03-20, 22:07

Usatysfakcjonowany odpowiedzią posłańca zerwał ostatnią pieczęć i zaczął czytać rozkazy.
Vozu - 2010-03-21, 19:26

    Bracie Azraelu,
    ufamy, że nie ubliży Ci brak oficjalnych formuł w tym piśmie. Siły Twe zostają skierowane do walki z niejakim opóźnieniem, jako iż konieczna nam w działaniach jest rozwaga.
    Oto więc wraz ze swymi podwładnymi udać się macie w kierunku północnym; wysłannicy nasi donoszą, że pomioty piekielne zebrały się tamże i oczekują na wsparcie od wężowych, aby rzeką Floe ruszyć w kierunku Cesarstwa. W waszych zatem rękach leży rozbicie ich sił.
    Na mocy edyktu Jego Świątobliwości, brać należy do niewoli tyle pomiotów, ile tylko będzie to możliwe; Święte Oficjum odbierać ich będzie i transportować.
    Co się zaś tyczy posłańca, który słowo nasze Ci przyniósł, to zostać ma on z twym wojskiem. Jest naszymi oczami i ustami, widzimy, co on widzi i głos nasz jego ustami rozbrzmiewa. Zapewnijże mu bezpieczeństwo i bacz zawsze na jego słowa, które wolę naszą ogłaszają.
    Niech błogosławieństwo naszego Pana będzie Tobie i Twym podwładnym w tej drodze i na polu słusznej walki.
    Amen.

Wisz - 2010-03-22, 14:07

- Mam dobra wiadomość dla was - rozejrzał się po dowódcach znajdujących się w namiocie. - W końcu wyruszamy. Mamy wyruszyć na północ, by rozbić oddziały demonów, które kierują się w stronę Cesarstwa, by tam przegrupować swe siły i uzyskać wsparcie od Pełzających i ich suczej Cesarzowej. Święte Oficjum żąda także od nas, byśmy złapali jak najwięcej żywych demonów, w liście jednak nie jest wyjaśnione w jakim celu. Jednak rozkaz jest rozkazem, więc przekażcie to swym podwładnym. Jutro z samego rana wyruszamy, więc dopilnujcie, by wasze oddziały były gotowe. Trzeba również wysłać zwiadowców, gdyż w tych lasach może ukrywać się wróg - mówiąc to pokazał na swe ranne skrzydło - a nie chce, byśmy wpadli w zasadzkę na nieznanym terenie. Ktoś ma jakieś pytania?
Reyned - 2010-03-22, 18:06

Pierwsze, co zrobił po wysłuchaniu rozkazów to wstał i z ukłonem przedstawił swe imię po raz kolejny w tak niewielkiej odległości czasu, było to nieco irytujące, ale nie będzie już musiał robić tego ponownie, przed innymi dowodzącymi
- Arblith, Arux z rodu Aureanu, drugi syn, zwany ringte Sneachta – gdy się wyprostował spojrzał jeszcze to na człowieka
– wystarczy Arux, jeżeli masz problem z wymówieniem innej części mego miana, z tego co wiem nawet niektórzy z was nie potrafią powiedzieć „sidhe” przez „d” korzystając z „t” w jego miejscu. – Nie było w tym głosie irytacji, nawet, mimo iż łatwo było go zinterpretować jako słowo zawierające docinek bądź z grubsza negatywne stwierdzenie, brzmiało ono neutralnie, nie pozwalając zdefiniować całkiem pewno intencji wypowiadającego. Być może był to pokaz zdolności aktorskich, a innym mógł się to wydać przyjacielski gest z wczesnym doinformowaniem, aby ułatwić dialog
– Otóż mam do zadania podstawowe pytania, czy mamy gdzieś tutaj mapę? Należy sprawdzić rodzaj terenu, jaki będziemy mięli przed sobą, oraz ustalić szeregi, skład i zbiórkę oddziałów z dowódcami. To w gruncie rzeczy logiczne, nikt nie spakuje się w toboły tylko po to, aby po prostu pójść na walkę, a przynajmniej nie w tym obozie, zdążyłem już zaobserwować, iż nie mamy pod ręką niedouczonych istot, co ułatwia tylko sprawę. Tak, więc? Pani i panowie?

Elendu - 2010-03-22, 22:05

Przyjrzała się dokładniej skrzydlatemu, który był ich dowódcą, a którego ostatnimi czasy nie miała okazji poznać. Zrobiła to dyskretnie, pozornie ignorując przedstawienie swojego rodaka, nie do niej wszak było skierowane. Kiedy zadawał pytanie, przechyliła lekko głowę, najwyraźniej nasłuchując i rozważając, choć na jej twarzy żadna emocja się nie odbiła. Christine dobrze ją jednak wyszkoliła. Gdy tylko myśl o jej doradczyni pojawiła się w głowie młodej Sidhe, za jej plecami pojawiła się Saphire Vedette, zajmując to miejsce tak naturalnie, jakby yła tam od zawsze. Jej podopieczna uśmiechnęła się przelotnie, dając do zrozumienia, że zauważyła i cieszy się z jej obecności.
- Eiria Hidegencroi - Przedstawiła się, kłaniając się lekko, ale z szacunkiem, gdy tylko jej rodak skończył przemowę. - A do pytań mojego rodaka, chciałabym dodać również swoje, niejako z nimi związane. A mianowicie, czy przyjmujemy formację wymarszową, a jeśli tak to jaką. Czy planujemy uderzyć czołem, czy też spróbujemy odciąć przeciwnikom możliwość ucieczki, rozciągając w ten sposób front? Rozumiem że liczby ani rodzaju wrogich wojsk nie znamy? Czy wiemy o jakichś naturalnych przeszkodach terenu, które dałyby nam lepszą pozycję taktyczną? I czy wyruszamy wszyscy, czy zostawiamy część wojsk do obrony obozu? - Poruszyła te kwestie nie po to, żeby uzyskać odpowiedzi. To byloby trudne w danym momencie. Chciała jedynie wskazać, co jej zdaniem trzeba rozważyć, zanim wojsko wypuści się do walki. Nie znała umiejętności nowego dowódcy, na swoich nie mogła jeszcze polegać, miała jednak nadzieję włożyć w tą misję tyle swojej wiedzy i instynktu, ile może. A może i wynieść z niej jeszcze więcej?

Vogel - 2010-03-22, 22:44

Skinął głową w stronę przedstawiającego się oficera, którego uwaga nie zrobiła na nim zbytniego wrażenia na co tamten zapewne liczył. Tak szablonowe zachowanie było wręcz nudnie podobne do ludzkiej szlachty i nie robiło wrażenia co innego młoda oficer której nie potrafił rozgryźć.
- Bracie moi ludzie będą lada moment gotowi mogę ruszyć w przeciągu godziny choć wątpię by Ci, którzy Cie zaatakowali wciąż byli w okolicy.

Wisz - 2010-03-23, 13:58

- Nie, nie mamy żadnych map terenu, co jak pewnie wiecie jest dla nas wielkim problemem. Dlatego właśnie będziemy musieli liczyć na naszych zwiadowców. Również nic nie wiemy o naszych przeciwniku, prócz tego, gdzie powinien się znajdować. Dlatego będziemy musieli mieć się na baczność. Wyruszamy wszyscy, gdyż obóz nasz można bez przeszkód przenieść. Nie przewiduje, byśmy przyjmowali jakoś specjalną formację do wymarszu, choć będę nalegał, byśmy się nie rozpraszali. A co Twojego pytania panno Eiria (jak to się odmienia :-P ), to na chwilę obecną nie jestem w stanie udzielić na nie odpowiedzi, wszystko zależy od poczynań wroga. Jeśli nie ma więcej pytań, proponuje, byśmy udali się na spoczynek gdyż rano ruszamy, zaś ja sam muszę zająć się jeszcze swoim skrzydłem.
Vozu - 2010-03-23, 14:50

-Z całym szacunkiem, bracie Azraelu...-zaczął Roze wyciągając skądś pergamin, który po rozwinięciu okazał się być mapą terenów najbliższych-zostałem zaopatrzony w tę mapę z polecenia Oficjum, można jej użyć w tym wypadku, jak sądzę...

Zgodnie z mapą wasz obóz znajdował się na wzniesieniu położonym bardzo blisko lasu, dość pokaźnych rozmiarów zresztą. Las ów rozciągał się wzdłuż brzegów Floe, najkrótsza droga do niej wiodła prosto przezeń, jednak wyglądało na to, że da się też go obejść, przedostając się przez przerzedzenie w pewnej odległości na zachód od obozowiska.

Elendu - 2010-03-23, 19:46

Rozłożyła mapę na stole, przygniatając jeden z brzegów sztyletem, drugi przytrzymując ręką, i zaczęła badać mapę. - Czy wiemy, choćby orientacyjnie, którędy może przechodzić przeciwnik? - Przejrzała mapę, starając się zapamiętać rozkład terenu i poszukując szczegółowych informacji, zapamiętując przebieg rzeki i szukając brodów na niej, nagłych wzniesień lub obniżeń terenu, oznaczeń nietypowych elementów krajobrazu. Zastanowiła się, jak wygląda ziemia wokół obozu. Czy podczas rozmowy z dowódcą ludzi zauważyła, żeby ziemia była grząska lub wilgotna? Kiedy ostatnio padało, czy może być taka w lasach?
Vozu - 2010-03-25, 20:56

Posłaniec potrząsnął głową.
-Sęk w tym, że nie będzie przechodził. Mają się zbierać przy rzece, prawdopodobnie docierając do niej skrajem lasu, a stamtąd chcą ich zabrać wężowi. Nie wiemy, jak daleko są w przygotowaniach, możliwe, że lada dzień wyruszą.
Z mapy wynika, że najbliższy teren jest całkowicie równinny, jedynym wyjątkiem jest wzgórze na którym rozbity jest wasz obóz; nie ma też żadnych specyficznych elementów terenu, jedynie coś w rodzaju niewielkiego cypla, fragmentu mocniej wysuniętego w głąb rzeki lądu, mogło zwrócić uwagę. Przy okazji było oznaczone niewielkim krzyżykiem.

Eiria
Z tego co pamiętasz, ziemia była daleka o bycia mokrą i grząską; nie była wyschnięta, ale po jej stanie jasno widać, że nie padało tu od kilku dobrych dni.

Vogel - 2010-03-25, 21:05

Spoglądam na słońce, jak daleko jeszcze do zmierzchu :?:
Do zebranych podchodzi Yaskra wykonując kilka gestów do swego dowódcy. Po czym ten znów skupił się na mapie

- Co to za krzyżyk na mapie :?:

Vozu - 2010-03-27, 12:03

Lucious
Słońce powoli zbliża się ku zachodowi, zanim się ściemni miną jeszcze prawdopodobnie około dwie godziny.


-Inkwizytorzy podejrzewają, że tam właśnie mogą się zbierać pomioty do ewakuacji-objaśnił Roze.

Vogel - 2010-03-27, 14:02

- Wojsko jest wypoczęte gnuśnieje od siedzenia tu. Możemy wyruszyć i dość tam ukryci przez noc. Jeśli dotrzemy przed nimi urządzimy zasadzkę jeśli już tam będą zaskoczenie i tak będzie po naszej stronie.
Spojrzał po zebranych dowódcach i zatrzymał wzrok na Aruxie z rodu Aureanu.

Elendu - 2010-03-27, 14:20

Przyglądała się mapie, przygryzając lekko wargę, niezadowolona z braku jakichś bardziej użytecznych elementów krajobrazu. - Możemy podejść wprost, przyciskając ich do rzeki, ale wtedy ryzykujemy bardziej zacięty opór i możliwość ucieczki, jeśli pojawią się natudae. Możemy pójść wzdłuż rzeki i odciąć ich od niej, wtedy zagrożeniem jest pojawienie się drugiego frontu ze strony natudae i ucieczka daemo do lasu. Trzecia opcja to połączenie tych dwóch, atak od rzeki i wprost, ale wtedy rozciągamy front, znowu wystawiając się na ryzyko, i tą opcję chyba bym odrzuciła. Co do wymarszu teraz, nie wiem czy to dobry pomysł. Żołnierze są gotowi, ale wymarsz po ciemku w nieznany teren, z nieznanymi przeciwnikami w pobliżu, może nie być zbyt dobrym pomysłem - Zmarszczyła czoło, jakby lekko zmartwiona albo zamyślona. - Oczywiście wszystko to przy założeniu, że już tam są.
Vogel - 2010-03-27, 14:31

- Rana Azazela świadczy o tym, iż wróg już się gromadzi i czas nas nagli. Im wcześniej wyruszymy tym większe szanse, że zaatakujemy te diabelskie pomioty nim otrzymają wsparcie rybowatych co da nam większe szanse.
Elendu - 2010-03-27, 14:39

- Świadczy też o tym, że zna teren, jest czujny i zapewne dobrze ukryty.
Vogel - 2010-03-27, 14:54

Wyprostował się i uśmiechnął do oficer, nie spodziewał się po tej młódce takiego opanowania i trzeźwego myślenia była zupełnie inna niż porywcza Yaskra i on sam.
- Demony najprawdopodobniej zapadły w lasach i zwiad z powietrza nawet w dzień na niewiele się zda o czym już się przekonali - mówiąc to wskazał opatrywane skrzydło kapłana - Marsz tam zajmie nam wiele godzin jeśli wyruszymy o świcie stracimy czas, który moglibyśmy przeznaczyć na bitwę a jeśli ta się przeciągnie to trudniej nam po ciemku będzie brać jeńców, dlatego uważam, że najlepiej ruszyć nocą i zaatakować o świcie biorąc jak najwięcej jeńców i wycofać się zanim przybędą Natudea.

Reyned - 2010-03-27, 16:46

Arblith postanowił wreszcie zabrać wzrok spoglądając na mapę
– Natundae to stworzenia zrodzone w wodzie, lecz nie poruszają się jak my, bardziej jak węże, w lesie będą mogły walczyć w miarę sprawnie, lecz poza nim, o ile nie dostaną się do wody, stanowią bardzo prosty cel. – Zamyślił się na chwilę – zaś Daemo…o ile przyjmiemy, że posiadają ekwipunek w stylu żywych maszyn wojennych nie będą w stanie z nich skorzystać, co ułatwiłoby ich pojmanie. Są to również postacie masywne, tak więc las nieco ograniczy ich ruchy. Nie wiem o nich aż tak wiele, ale nie zadziwię się jeżeli atak w nocy nie zrobi im zbyt wielkiej różnicy. W mojej opinii rzeki powinniśmy jak najbardziej unikać, to dla nas najbardziej przegrana pozycja…gdyby nie rana naszego głównego dowódcy… - spojrzał na Azraela – Czy masz w swoich oddziałach kogoś, kto mógłby poprowadzić oddziały szybowników, nad lasem do rzeki, gdy już unieszkodliwimy w nocy większość łuczników Daemo? Bądź, co bądź, walka w lesie dla twoich wojsk jest całkowicie niemożliwa. – Spojrzał po wszystkich, czekając na ich dalsze opinie, nawet jeżeli im się śpieszy, wolał poczekać aż ktoś wpadnie na jak najlepszą strategię, taką, którą zatwierdzi Azrael, i będą mogli przystąpić do realizacji. Sam nie był w stanie jednoznacznie wymyślić czegoś, czego byłby pewien. Miał w głowie zbytni chaos.

Wisz - 2010-03-29, 15:25

- Najgorsze jest to, że nie wiemy, jak daleko są Wodni. Ich nagłe pojawienie może nam popsuć szyki, na co nie możemy sobie pozwolić. Kapłan opatrujący jego skrzydło właśnie wypowiadał ostatnie zaklęcia leczące. Azrael wstał i podszedł do mapy. - Marsz w nocy przez nieznany teren to ogromne ryzyko. Jednak nie mamy czasu niestety na wątpliwości. Będziemy musieli zaryzykować życie nasze oraz naszych żołnierzy dla sprawy. Podzielimy się na dwie armię, na nas Volirae i na resztę. Nam, Niebianom, dotarcie do celu zajmie bez porównania mniej czasu, zaś noc będzie nam dostateczną osłoną. Zresztą będziemy lecieć na tyle wysoko, by być poza zasięgiem strzał i wzroku. Zaś nad drugą grupą obejmie komendę pan Lucious. Udacie się brzegiem rzeki, tak powinno być szybciej. Gdy już wszyscy dotrzemy na miejsce, zaatakujemy z dwóch stron: my od rzeki z powietrza, wy zaś z lądu, dzięki czemu Daemo zostaną otoczeni i bez drogi ucieczki. Mam tylko nadzieję, że Wodni nie zdążą połączyć sił z demonami. Jeśli chodzi o obóz, bierzemy tylko najpotrzebniejsze rzeczy, by niepotrzebnie się nie obciążać. Gdy skończył mówić, nie czekając na pytając, wyszedł z obozu, by osobiście wydać rozkazy do szykowania się do wylotu swoim wojskom.
Reyned - 2010-03-29, 18:54

Miał ochotę splunąć, jednak się powstrzymał. Rozumiał sens podziału ale…c z ł o w i e k za głównego dowódcę!? Ta istota? Arux nie był i nie miał zamiaru dowodzić tej grupie, ale skoro on nie był w stanie, wciąż mięli w zespole drugiego Sidhe! Nie miał pojęcia jak ten chodzący pióropusz mógł tego samego dnia popełnić dwie śmiertelne pomyłki w ciągu kilku godzin! Nie dość, że zdradził pozycję obozu i przedziurawił sobie skrzydło na wylot to jeszcze wybrał człowieka na głównego dowódcę trójarmii, „pożal się stwórco nad swoim bytem, ponieważ to jest właśnie powód, dlaczego cię nie wyznaję” tak właśnie pomyślał gdy Azrael zniknął mu już z wzroku. Sam zaś spojrzał jeszcze na człowieka, było to wymowne, chłodne spojrzenie spod lekko przymkniętych powiek, osoba która miała chociaż odrobiny rozumu, tak więc zapewne i on, zrozumiała przekaz tego wzroku bez problemu ‘to osąd’ nie mogły one znaczyć nic więcej. Sens był prosty, Lucious dostał swoją szansę, jeżeli uda mu się poprowadzić ich tak, aby zwyciężyli, może zyskać szacunek, jeżeli zaś popełni srogą pomyłkę Arblith zapewne bez wahania odłączy swoje oddziały, albo może nawet i wycofa się.
Odszedł do obozu swoich oddziałów.

Zaraz po jego powrocie oczy wszystkich żołnierzy z jego oddziałów spojrzały na niego, jednak najpierw zignorował ich. Poszedł do swojego namiotu i zabrał obydwa rapiery, zapiął je z tyłu pasa, tak iż się skrzyżowały opadając na dół. Wrócił do żołnierzy i rzekł do nich – Czas się ruszyć z tego miejsca. Niedługo pierwszy wymarsz, słuchajcie się mnie a także oficera ludzi Luciousa, czekajcie też na sygnał – Wyjął obie bronie i skrzyżował je na chwilę nad głową, po czym je schował. – Będzie on oznaczał, iż macie się słuchać w y ł ą c z n i e moich poleceń. Ustawiać się na zbiórkę, kontrola stanu i wyposażenia, szybko proszę, nie mamy chwili do stracenia – Przygotowywania wojska rozpoczęły się.

Vogel - 2010-03-31, 14:49

-Wyruszamy za godzinę z czym się nie wyrobicie zostawcie i tak będziemy musieli tu wrócić z więźniami. - Kończąc mówić obserwował odchodzącego Aruxa - Yaskra wszyscy ludzie maja być gotowi w pół godziny wymarszu przekaż że jak od któregoś wyczuje alkohol zostawię go tu w dybach nawet jeśli mielibyśmy wracać inną drogą.
Młoda oficer zasalutowała i pobiegła do ludzkiej części obozu.
- A pani - Spojrzał na jedyną pozostałą członkinię narady - oficer Eiria jest w stanie zaakceptować zwierzchnictwo tak marnej istoty jaką są ludzie :?:

Elendu - 2010-03-31, 22:52

Zmrużyła lekko oczy, jakby również oceniając, jednak cała mowa ciała przemawiała za żartobliwym charakterem tego wzroku - A czy mam jakiś wybór? - Zapytała, odwracając się i kierując do wyjścia, przy klapie namiotu odwróciła się jednak - Powodzenia - powiedziała niemal samym ruchem warg, po czym uśmiechnęła się, mrugnęła i wyszła. Choć nie miała nic przeciwko oficerowi ludzi, szczerze martwiła się całą tą misją. Nie wiedziała, czy będzie nadawał się na dowódcę, ale z drugiej strony, które z nich się nadaje? Nie przekonają się, dopóki nie spróbują. Skierowała się w stronę swoich wojsk, słysząc kroki Christine za plecami. Wiedziała, że gdyby nie wymarsz, najemniczka zrobiłaby jej wykład na temat błędów taktycznych i społecznych, jakie popełniła, ale nie miały czasu teraz się tym zajmować. Gdy doszły do swojej części obozu, wysłała Szafirową Gwiazdę do czujek, informując je o wymarszu, sama zaś zadbała o resztę oddziałów, nadzorując pakowanie i formowanie kolumny. Nie miała zamiaru zostać w tyle za pozostałymi oddziałami.
Vozu - 2010-04-01, 08:34

-Powodzenie może się okazać bardzo potrzebne-powiedział milczący do tej pory Aneon-sytuacja może być groźna, a wasze doświadczenie nie jest wielkie...
Luciousie, mam do ciebie prośbę.-rzekł zwracając się bezpośrednio do dowódcy ludzi-Nie pozwól, żeby niechęć do tamtego sidhe decydowała o twoich czynach. Nawet jeżeli wina za taki stan rzeczy leży po jego stronie.

Vogel - 2010-04-01, 14:48

- Nie czuje niechęci - Spojrzał na stojącego przed nim starcia - ale spokój, zawsze lepiej iść do bitwy gdy zna się jej finał niezależnie jaki.
Zabrał ze stołu mapę i skierował się do wyjścia z namiotu gdzie zatrzymał się i odwrócił.
- Jeśli nie rozszarpie mnie demon mogę liczyć na cios w plecy od sojusznika - tym, razem mina była całkowicie poważna.


****

- Koniec z okradaniem papieskiego skarbca - przesunął spojrzeniem po zaskoczonych twarzach żołnierzy - bo czy któryś z was uważa iż zasłużył na do tej pory pobierany żołd :?: - Nikt nie ważył się odpowiedzieć jedni ze strachu inni bo wiedzieli iż dowódca jej nie oczekuje - Dziś ruszamy w bój i jutro o świcie jeśli Bóg pozwoli zmierzymy się z wrogiem który od was różni się tylko tym że jest brzydszy i bardziej śmierdzący, a przynajmniej od części z was. - Na wielu twarzach pojawił się uśmiech szybko gaszony spojrzeniem dowódcy lub młodej oficer. - Kiedy na was patrzę nie mogę się nadziwić czemu was tu przysłano. Nie jesteście niczym innym jak banda złodziei morderców i gwałcicieli :!: - Krzyk dowódcy roznosił się po obozie zatrzymując co poniektórych wojowników innych frakcji. - To na was powinno się wysłać taką wyprawę bo te czarty przy was wyglądają bardziej na ministrantów niż grożące światu zło.
Vogel zatrzymał się stojąc tak by wszyscy wyraźnie go widzieli i podniósł głos jeszcze bardziej niż poprzednio.
- Ale potem domyśliłem się o co chodzi. Jutro w walce zginie wielu z was i w ten sposób świat stanie się lepszym miejscem - Wyciągnął miecz i podniósł w górę - Lepszym bo zostanie więcej uciech dla tych, którzy przeżyją :!: Przez krew po złoto i chwałę :!:
- Przez krew po złoto i chwałę :!: - odpowiedzieli krzykiem żołnierze.
- Yaskra - Młoda oficer podeszła do dowódcy i zasalutowała - Weź swoich ludzi i rozejrzyj się w lesie może znajdziesz jakąś ścieżkę, która pozwoliła by na szybki przemarsz. Masz mało czasu za godzinę macie być z z powrotem. Ja muszę odszukać Azazela

Elendu - 2010-04-01, 21:39

Pilnowała przygotowań do powrotu Christine, po czym zostawiła ją z wojskami, sama zaś ruszyła do namiotu dowódców. Musiała się dowiedzieć, za ile i w jakiej formacji ruszają, a nie widziała, żeby w tym obozie działała rozwinięta sieć posłańców. Chcesz coś zrobić, zrób to sam. Rozejrzała się w pobliżu, a nie widząc nikogo, kto mógłby jej cokolwiek powiedzieć, usiadła na ławce, sprawdzając po raz enty swoje wyposażenie
Wisz - 2010-04-03, 20:59

- Nadszedł czas, by pokazać, że jesteśmy prawdziwymi dziećmi Stworzyciela - rzekł, przechodząc wzdłuż swoich oddziałów. - Już wkrótce okaże się, kto jest godny, a kto nie używać tego tytułu. Jutro o tej porze będzie już zapewne po bitwie. Czyli jak pewnie się już domyślacie, w końcu wyruszamy. Macie godzinę na zabranie najpotrzebniejszych rzeczy i załatwienie swoich ewentualnych spraw. Mam nadzieję, że wszyscy się wyrobią, nie chciał bym nikogo do porządku przywoływać - mówiąc to, spojrzał w stronę Raziela i jego oddziału. Gest był na tyle wymowny, że wszyscy zrozumieli, o co chodzi Azraelowi. - Tak więc, że pozwolę sobie zażartować, czas start, macie godzinę. Gdy skończył mówić, zawrócił do swojego obozu. Miał zamiar wziąć kąpiel, jak i oddać się modlitwie, by oczyścić się zarówno fizycznie, jak i duchowo. - Nikogo nie wpuszczać bez mojego pozwolenia - powiedział do strażników pilnujących jego obozu.
Vogel - 2010-04-07, 16:48

Szukając dowódcy niebian ponownie wybrał się do namioty dowództwa gdzie zastał tylko młoda oficer Sidhe.
Witam panienkę - Ukłonił się nisko - Zostało tak niewiele czasu na odpoczynek czy nie ma lepszego miejsca na spędzenie tych ostatnich minut spokoju :?:

Elendu - 2010-04-07, 16:53

Odpoczynek w tej chwili nie byłby zbyt dobrym pomysłem, osłabiłby koncentrację - Odpowiedziała, uśmiechając się szeroko, najwidoczniej zadowolona, że nie musi sterczeć sama przed namiotem. - A chciałabym się dowiedzieć coś więcej na temat tego, którędy i jak mamy iść. Chyba że pan może mi powiedzieć coś więcej?
Vogel - 2010-04-07, 17:03

- Na koncentracje będzie dość czasu w drodze nie będzie go za to na odpoczynek czy rozrywkę. - Uśmiechnął się wiedział ze ten argument jest najmniej trafny jeśli chodzi o Sidhe. - Wolałbym omówić dalsze posunięcia gdy będziemy w komplecie i po powrocie moich łuczników z miejmy nadzieję korzystnymi informacjami.
Elendu - 2010-04-07, 17:06

Czasu na odpoczynek i rozrywkę mieliśmy aż nadto przez cały ten czas, kiedy czekaliśmy na rozkazy - Stwierdziła - Nie mogę się doczekać odrobiny ruchu - pogładziła pieszczotliwym gestem pochwę, z której wystawała jedynie rękojeść jej broni. - Poza tym cieszę się, że nasi przeciwnicy nie latają. Na tym wzgórzu czuję się nieco jak kaczka wystawiona do ostrzału. Jesteśmy całkiem odsłonięci, cieszę się że to sie zaraz zmieni.
Vozu - 2010-04-09, 19:00

Powoli, wspierając się na swej lasce, zbliżył się do was Aneon.
-O, tak, miejsce jest dość odsłonięte, ale to, bądź co bądź, nasze ziemie... Zająłem się organizacją taborów, kiedy ruszycie do walki, obozowisko zostanie zwinięte i wyruszy pod moim nadzorem w waszą stronę... z opóźnieniem kilku godzin oczywiście.

Vogel - 2010-04-12, 10:09

Do rozmawiających podeszła wyraźnie zdenerwowana Yaskra i wyszeptała coś swemu dowódcy do ucha po czym powróciła do oddziału.
- Wybaczcie ale muszę was opuścić i udać się do brata Azraela.
Ukłonił się nisko i szybko ruszył do prywatnego namiotu dowódcy skrzydlatych gdzie próbował zatrzymać go strażnik, którego ze względu na lekką budowę niebian bez problemu zepchnął z drogi.
- Bracie Azraelu mamy problem

Wisz - 2010-04-12, 11:30

Był właśnie w trakcie kąpieli, gdy do jego obozu wtargnął Lucious.
- Jaki problem? - spytał za parawanu, zaś w jego głosie było słychać gniew. Bezczelne wtargnięcie dowódcy ludzi i przerwanie mu kąpieli mocno go zdenerwowało, jednak już po chwili opanował swe uczucie i powiedział już spokojniejszym tonem.
- Daj mi chwilę, Luciousie the Lalye. Szybko się osuszył i nałożył swój habit
- Więc co to za problem? -spytał wychodząc za parawanu.

Vogel - 2010-04-12, 12:10

- Wybacz wtargnięcie - Przeprosił widząc wzburzenie niebianina, choć nie r54ozumiał powodów.
- Tuz pod naszym obozem las jest zryty śladami wojsk, demony siedziały pod naszym nosem cały czas i zapewne wiedzą, że szykujemy wymarsz, nici z zaskoczenia. Powinniśmy wyruszyć natychmiast i przynajmniej cześć drogi pokonać równiną by zaoszczędzić czas, jeśli Ci zwiadowcy poruszają się lasem może uda się ich wyprzedzić.

Wisz - 2010-04-12, 13:23

- Są sprytniejsi niż podejrzewaliśmy i to oni nas zaskoczyli, niedobrze. Pomyślał o karze i hańbie, jaka może go spotkać za to, że armia pod jego komendą dała się tak podejść. Nie napawało to optymizmem, z drugiej zaś strony stanowiło doskonałą motywację do podjęcia zdecydowanych działań - W każdym razie, musimy zrobić wszystko, by wyłapać ich zwiad. Mają nad nami tą przewagę, że już prawie zapadła noc, co nie będzie nam ułatwiało ich znalezienia. Zaczął krążyć w kółko, patrząc cały czas w ziemię. Jego sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Najmniejszy błąd lub nawet brak szczęścia mógł zaważyć na jego życiu. Wiedział, ze to próba, która ma wykazać, czy jest godnym wyznawcą Stworzyciela. - Zbierz Luciousie jak najszybciej swoje wojska, wyruszamy za 15 minut. Dalej będziemy podzieleni na dwie podarmie. Moje oddziały będą lecieć od rzeki i spróbujemy odciąć dostęp do głównego zgromadzenia demonów. Wy zaś ruszycie w pościg za nimi.
Vogel - 2010-04-12, 20:41

Równie szybko jak wtargnął tak wybiegł z namiotu, ponownie potrącając strażnika, skierował się natychmiast do namiotu dowodzenia gdzie zostawił młoda oficer. Niestety do tej pory nie pojawił się drugi z dowódców Sidhe stała tam natomiast milcząca Yaskra.
- Yaskra masz w oddziale myśliwych :?: - Przytaknęła głową - Wracaj z nimi do lasu i znajdźcie kierunek w którym ruszyli, reszta ma być gotowa do wymarszu. Eiria niech wasze wojska formują szyk do wymarszu i jak najszybciej wróć tu z drugim oficerem -widząc, że na usta cisną się jej pytania od razu jej przerwał - Nie ma czasu, proszę spełnij ma prośbę a wydam konkretne rozkazy i odpowiem na wszelkie pytania.
Nie dając szans na jakąkolwiek odpowiedź wszedł do namiotu po mape terenu i zaczął se jej przyglądać.

Elendu - 2010-04-12, 22:19

Spojrzała zdziwiona na dowódcę ludzi, ale nie protestowała. Pospieszyła do swoich oddziałów - Szykujcie się, wymarsz lada moment. Christine, przejmij proszę dowodzenie, dopilnuj tworzenia formacji marszowej. Wrócę jak tylko będę mogła. - Nie dała swojej doradczyni czasu na odpowiedź, poczekała tylko na skinienie głową, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę części obozu należącej do drugiego Sidhe. Nie biegła, ale poruszała się na tyle szybko, na ile mogła, zachowując pozory spokoju. Mimo to w mgnieniu oka dotarła na miejsce i skierowała się do namiotu, który kojarzyła jako kwaterę. Miała nadzieję znaleźć tam oficera albo jakiekolwiek informacje dotyczące miejsca jego pobytu.
Reyned - 2010-04-13, 07:19

Namiot niestety był pusty, oprócz sterty notatek nie było w nim właściwie nic sensownego. Arblith jednak spostrzegł z niewielkiej odległości Christine i sam do niej podszedł.
- Czy coś się stało? – Spytał. Spojrzał jeszcze raz za siebie, każdy żołnierz stał prosto i w równej odległości od drugiego, błękitne szaty z herbem rodowym Andreau bardzo majestatycznie do nich pasowały. Jedyne pytanie, to czy będą w stanie wojować jak należy.

Vogel - 2010-04-13, 13:11

Vogel stał przy stole milcząco przyglądając się mapie. Z zamyślenia wyrwały go zbliżające się kroki Yaskry, która wręczyła mu ręcznie spisany raport zwiadu.
- Nasi ludzie już gotowi :?: - Skinęła głową - Dobrze się spisałaś maleńka - Grymas złości jaki pokazał się na jej twarzy rozweselił go na chwilę odrywając od niepokojących wieści - usiądź sobie i poczekaj ze mną na resztę. - Rozejrzał się nerwowo po - Cholera nie zdziwię się jeśli ten Sidhe specjalnie się ociąga by pokazać co o mnie myśli.

Elendu - 2010-04-13, 19:14

- Jesteśmy wzywani, dowódca ludzi chce przekazać nam rozkazy jak najszybciej. Wymarsz najszybciej jak się da. Zdaje się dotarły jakieś złe wieści, Lucious wydawał się zdenerwowany. - Przekazała Eiria szybko, po czym ruszyła w stronę namiotu człowieka, oglądając się przez ramię, czy drugi Sidhe za nią idzie. Uśmiechnęła się na widok jego wojsk, miała nadzieję że jej żołnierze pod opieką Christiny sprawują się równie dobrze.
Reyned - 2010-04-13, 19:32

Gdy dowódczymi Sidhe zaczęła iść odwrócił się jeszcze na moment. Wszyscy patrzyli na niego chłodno, lecz dumnie. A sęk tkwił w papierowych kartach z tyłu kołnierza każdego z nich. Jeżeli ktokolwiek przed wymarszem zmieni przesadnie swoją pozycję ta ulegnie uszkodzeniu, a wiedzą, że to zdenerwuje dowódcę. Z drugiej strony każdy z nich czekał świetlanego końca walki.
Odwrócił się i ruszył za Eirią.
Gdy tylko doszli do namiotu dowódcy wszedł do niego bez pardonu, po czym stanął na baczność, nie krzyczał, lecz wymówił w pełni poważnie:
- Proszę o wybaczenie spóźnienia, nie wiedziałem o przyśpieszaniu działania. – Patrzył prosto na Luciusa, jego wzrok był zimny, a twarz zdradzała wiele, jakby go nie ukarać pewnie przyjąłby to spokojnie. Z drugiej strony nie to było ważne w tej postawie, to była szczera postawa, jak najbardziej nie świadczyła o złośliwości.

Vogel - 2010-04-13, 20:05

- Witajcie i cieszy mnie tak szybkie przybycie - Spojrzał na oficera Sithe, który najbardziej go zaskoczył. - Niestety nasze plany muszą ulec zmianie, utraciliśmy element zaskoczenia i teraz szybkość może być naszym jedynym atutem. Koniec z liczeniem na element zaskoczenia i ostrożność jeżeli chcemy wypełnić misję musimy zaryzykować. - Zignorował niezadowolenia jakie się malowało na twarzach Sidhe. - Wróg podprowadził zwiadowców pod nasz obóz, już niedługo będzie wiedział kiedy i w jakiej liczbie ruszymy chyba, że zdołamy temu przeszkodzić.
Ponownie pochylił się nad mapą
- Całość wojsk Sidhe ruszy natychmiast równiną by jak najwięcej czasu zaoszczędzić, - Wskazał na mapie fragment lasu znajdujący się mniej więcej w 3/4 dystansu od od posterunków demonów. - W tym miejscu wejdziecie w las i rozciągnięcie się by jak to tylko możliwie zablokować drogę wrogiego zwiadu, nie przepościć nikogo człowieka, sidhe czy demona. - wypowiadając rozkaz akcent położył na pierwszą podaną opcję. - Wiedzą, że mamy silnych skrzydlatych wątpię więc by zaryzykowali odwrót otwartą przestrzenią dzięki czemu powinno nam się udać ich odciąć. - Wyprostował się i spojrzał na oboje oficerów. - Nad ta częścią zadania obejmie dowództwo Arblith Arux. Ja tym czasem razem z wojskiem ruszymy ich śladem przez las a Niebianie wspierając z powietrza przejmą pieczę nad rzeką. Czy ktoś ma jakieś obiekcje :?:

Reyned - 2010-04-13, 20:17

Wysłuchał całego rozkazu, po czym skrzyżował ręce na piersi i odparł:
- jeżeli chcesz abym zablokował drogę jakiemuś sidhe, jestem pewien że mówisz aby zrobił to z samym sobą? Bo bardziej logicznej do wykonania opcji nie widzę. – Po tych słowach spojrzał na Eirię:
- Proszę abyś przez równinę trzymała się w miarę niedalekiej odległości, nawet, jeżeli nasze jednostki są szybkie, nie obchodzi mnie fakt dowodzenia, próbuj być w stanie przekazywać mi swoje ewentualne obiekcje. – Przeniósł wzrok z powrotem na człowieka, – Jaka będzie rola twoich oddziałów? Ruszycie prostym tropem za zwiadowcami Daemo? Co planujesz, posiadasz w miarę duże znaczenie z racji defensywy twoich oddziałów.

Vogel - 2010-04-13, 20:26

- Znam i szanuje wasze zwyczaje, jeśli zwiadowcami są Sidhe po prostu macie uniemożliwić im dotarcie do głównych sił, podobnie z każdą inna rasą z której sami możemy wyciągnąć informacje. Ja i moi ludzie ruszymy ich śladem i dopilnujemy by nie wymknęli się bokiem lub zawrócili, jeśli jest dość wcześnie złapiemy ich w kleszcze. - Spojrzał na oficera. - Arux jesteś starszy i bardziej opanowany dlatego powierzam Ci dowodzenie, w zamian liczę na to, że w razie konieczności przedłożysz obowiązek nad tradycje.
Reyned - 2010-04-13, 20:35

Spojrzał mu chłodno w twarz – nigdy nie obrócę się przeciw swojemu. Ta „tradycja” kreuje między nami więź, mimo iż nie mamy nawet kraju. Ta „tradycja” sprawiła, że każdy trzymający się jej Sidhe, jest teraz szlachcicem w zamieszkiwanym przez siebie mieście. Ta „tradycja” sprawiła, iż mimo lat nie omamiliśmy się przez religię Volirae, ani żadnej innej rasy. Ta „tradycja” jest autorem wielkiej bazy informacji, jaką dzierżymy rasowo między sobą. A ci, którzy tej „tradycji” nie przestrzegają, kończą jako niewolnicy. – Odparł prosto i chłodno, za każdym nie licząc ostatniego razu kładąc twardy akcent na słowo „tradycja” – jednakże możesz liczyć, iż zrobię, co w mojej mocy przed każdym zwiadowcą, który z mojej rasy wywodzić się nie będzie. Mogę oczywiście spróbować ich przekupić na naszą stronę, czy w nieznaczny sposób przeanalizować, ale ręki pierwszy nie podniosę. – Westchnął lekko – Nie mam nic do dodania.
Vogel - 2010-04-13, 20:40

- Ta tradycja może pozbawić nas wszystkich głów. - Spojrzał prosto w oczy oficera. - Nie kolor skóry a osiągnięcia czynią chyba Sidhe skąd wiesz, ze Ci których spotkasz nie będą zdrajcami ściganymi waszym prawem. Nie każe Ci ich zabijać ale zatrzymać, jeśli tego nie potrafisz może źle wybrałem dowódce.
Reyned - 2010-04-13, 21:00

Więc zmień go! – Odparł patrząc prosto w oczy Luciusa – Ale jeżeli nowy zaatakuje innego sidhę, ja pozbawię go głowy. – Wstał ciągle niewzruszony z rękami skrzyżowanymi na piersi. – Gdybyś schwytał sidhe do niewoli i kazał mi go zabić, poderżnąłbym gardło albo tobie albo sobie. Gdy każesz mi złapać sidhe, aby uniemożliwić mu przemarsz, masz moje słowo, zrobię tak wiele, jak wiele będę wstanie uzyskać bez przemocy i wszczynania z nimi potyczki. Kolor skóry czyni ciebie jasnoskórym a mnie błękitnoskórym, nic więcej. Osiągnięcia czynią każdego z nas, kim innym. Ale rasę, otrzymujemy przy urodzeniu – rzekł dumnie, po czym spojrzał na adwersarza pod nieco innym kątem i dodał jakby z politowaniem – rozumiem, że miałeś pecha i urodziłeś się akurat człowiekiem, ale jeżeli osiągniesz coś więcej, możesz stać się człowiekiem wyjątkowym. W tym momencie ja jestem Arblith, Arux andre Aureanu ringte Sneachta, sidhe. Tak ty jesteś Lucious the Lalye, człowiek. Nie mniej nie więcej.
Vogel - 2010-04-13, 22:19

- Nie obchodzi mnie kto tam będzie macie go zatrzymać i nikogo nie zabić, informacje są dla nas zbyt cenne. Jeśli to będzie Sithe to i oni was nie zaatakuje utrzymujcie więc pata do czasu przybycia moich wojsk, jeśli ktoś inny to brać do niewoli nie zabijać jeśli was nie zmuszą a teraz do wojsk i rozpocząć wymarsz.
Ton jakim to wypowiedział nie zostawiał już miejsca na pytania.

Reyned - 2010-04-14, 07:12

Zrozumiał ten ton, zerknął ostatni raz na mapę i opuścił namiot, po drodze zagadując do Eiri
- Będę czekał z oddziałami przed wyjściem z obozu, zbierz swoje i jak najprędzej do mnie dołącz, wymarsz rozpoczynamy od razu. Obiekcje przyjmę w drodze. – po tych słowach wrócił do swoich oddziałów.
Wszyscy stali tak jak ich zostawił, ten drobny pokaz wytrwałości z pewnością budził podziw. Zaklęsnął dwukrotnie w dłonie, po czym ustawił wszystko w odpowiednim szeregu, sam szedł na czele, tuż za nim zwiadowcy, a sprawę ochraniali od tyłu szermierze, z racji, iż byli najwolniejszym oddziałem. Będą blokować drogę całkiem niedaleko obozu przeciwnika, ruch ten był nieco nierozważny, ale jeżeli przypilnują całości sprawy, być może uda im się zablokować oddział przeciwnika nawet wcześniej. Na razie ważne, aby dotrzeć do punktu w ¾ odległości między lasem a posterunkiem Daemo. Poprawił pas i sprawdził czy obie bronie trzymają się jak powinny, dwa rapiery, jeden ostrzem jego ojca, drugi wykuty dla niego samego. Czas użyć ich w boju.

Elendu - 2010-04-16, 11:32

Pospieszyła do swoich wojsk i krótko rozmówiła się z Christiną. Nie podobało jej się rozdzielanie oddziałów, ale rozumiała wymóg szybkości. Nie minęło dużo czasu, zanim dotarła do wyjścia, Christine dobrze ustawiła żołnierzy. Gdy tylko zobaczyła Aruxa, dołączyła do niego z kilkoma najlepszymi brzytwami jako ochrona czoła - Jestem gotowa, ruszamy? Gdzie mam ustawić swoje wojska, panie dowódco? - Choć w zdaniu tym było słychać nutkę śmiechu, nie było to szyderstwo, a raczej radość z przerwania bezczynności i duma z własnych oddziałów. - Proponowałabym trzymać brzytwy dość blisko, mistyków zaś dać przed szermierzy. Zwiadowcy idą z podobną prędkością jak my, nie lepiej byłoby wysłać ich nieco przed nami? Mają więcej doświadczenia w wypatrywaniu niebezpieczeństwa, mogą uchronić nas od zasadzki, która godziłaby w dowództwo armii i spowolniła tempo. - Szybko podzieliła się swoimi przemyśleniami na temat formacji, mając nadzieję, że tego od niej oczekuje. Wiedziała, że niektórzy dowódcy wolą iść na czele armii, ale uważała że czasem lepiej z tego przywileju zrezygnować. Trwanie przy nim może osłabić armię, a do tego dowodzi braku zaufania do własnych wojsk. A jak można pociągnąć za sobą ludzi, jeśli się w nich nie wierzy?
Reyned - 2010-04-16, 12:40

Arblith zaczął nieco przyglądać się jednostką chcąc zbadać ich potencjał i statystki, nie było to dokładnie możliwe gołym okiem, lecz gdy skończył osąd rzekł:
- Mistycy poruszają się z prędkością szermierzy, dlatego powinni stać z nimi w tej samej linii, Ja ustanę na lewym skrzydle, obok będzie oddział zwiadowców, następnie ty. Za tobą szermierze a po lewej od nich stronie, oddział Mistyków. – Powiedział, patrząc jednak na jednostki a nie na rozmówczynię, dopiero po tym przeniósł wzrok na Eirię, – co sądzisz o tym układzie?

A – Arux z brzytwami
E – Erie z brzytwami
C – mistycy z Christine
Z – zwiadowcy
S – Szermierze
[] – puste pole

[]SE
[]CZ
[][]A

Wisz - 2010-04-16, 17:12

Po skończonej modlitwie wyszedł z namiotu do wojsk, które już czekały w szeregu. Na ich czele stał Aneon - Wojska są gotowe do wylotu, bracie Azraelu - powiedział stary niebianin. - Dobrze, i tak straciliśmy już zbyt dużo czasu. Azrael zwrócił się do swych oddziałów - Jak zapewne wiecie, przez długi okres czasu byliśmy obserwowani przez zwiad Daemo. Czyli z elementu zaskoczenia, na który liczyliśmy, nici. Teraz musimy działać szybko. Naszym zadaniem będzie zablokowanie drogi i uniemożliwienie tym ścierwom połączenia się z głównymi siłami. Jak zapewne wiecie, zgodnie z zaleceniami Świętego Oficjum mamy wziąć tylu jeńców, ilu damy radę. Jednak ze względu na naszą obecną sytuację, czuję się zwolniony z tych wytycznych. Najważniejsze jest odcięcie im drogi ucieczki. Osobiście uważam, że pojmanie jednego czy dwóch w zupełności starczy. Teraz zaś udamy się brzegiem rzeki, dzięki czemu powinniśmy zaoszczędzić sporo czasu. Szybownicy oraz strzelcy będą osłaniać kapłanów. W czasie jego przemówienia do stojącego z tyłu Aneonona podszedł Roze. Gdy tylko Azrael skończył mówić, odwrócić się w ich kierunku i podszedł do nich. - Mam nadzieję, że będziecie mi towarzyszyć w czasie przelotu?
Vozu - 2010-04-16, 17:30

-Tylko Roze, bracie-odrzekł Aneon-posiada pewne specjalne talenta, które przydadzą się wam w walce. Ja natomiast przygotuję obóz do zwinięcia się i wyruszę z nim niedługo po was - gdy dotrzemy na miejsce, będzie można niezwłocznie opatrzyć rannych i zapewnić im odpoczynek. Niech wam Stwórca dopomoże...-zakończył niebianin szykując się do odejścia.

    Roze
    Roze jest nie tylko wysłannikiem Inkwizycji, ale także jednym z jej skrytobójców. Jego ingerencja w bitwę polega na ukrywaniu się w szeregach dowolnego oddziału volirae i wykonywaniu na początku potyczki z wrogim oddziałem pojedynczego ataku (traktowane jako broń ręczna) z zasadą Trucizna.
    Roze nie walczy bezpośrednio, zatem jego obecność nie zwiększa ilości stworzeń w walce.
    Postać tę należy dołączyć do jednego z oddziałów volirae aby mogła działać; musi to być uczynione przed bitwą.

Elendu - 2010-04-16, 18:29

- W tym ustawieniu narażasz się na atak zarówno od czoła, jak i z boku i z tyłu. Nasze wojska ograniczą pole widzenia zwiadowców, a więc uczynią ich niemal bezużytecznymi. Proponuję, żebyśmy szli obok siebie, zwiadowcy rozdzieleni na dwie grupy osłaniali boki, a mistycy i szermierze zamykali pochód. W razie walki oddziały zwiadowców mogą się szybko połączyć, a daje nam to większe szanse wykrycia zasadzki.- Podniosła głowę, dotąd opuszczoną w zamyśleniu - Co o tym sądzisz? Wybierz jedną z możliwości i ruszajmy, nie możemy sobie pozwolić na stanie tu bez końca.

[]Z[]
C[]E
S[]A
[]Z[]

Reyned - 2010-04-16, 19:42

Po krótkim namyśle przytaknął jej
- Zdecydowanie twoja propozycja będzie lepsza, nie wziąłem pod uwagę podzielenia oddziałów. Możemy ruszać. – Stwierdził, po czym podszedł do oddziałów i przekazał informacje o formacji autorstwa Eiri. Gdy skończył podszedł jeszcze do damskiego dowódcy – Mam tylko jedną prośbę. Chodziły małe plotki, iż oscylujesz na granicy posłuszeństwa zasadą, a samym sobą. Jakkolwiek plotki nie były wiarygodne, niech cię nic nie pokusi, aby zaatakować cudy oddział sidhe, tak jak sobie tego Lucius wymarzył. Ruszajmy.

Zatwierdzony układ:
[]Z[]
C[]E
S[]A
[]Z[]

Elendu - 2010-04-16, 19:47

Ruszyła posłusznie, pilnując utrzymania formacji przez swój oddział - Przykro mi, że masz tak niską ocenę mojej wierności zasadom. - Powiedziała z lekką irytacją, zaraz jednak się rozpogodziła - Łatwo z nimi rozmawiać, można się ciekawych rzeczy dowiedzieć. Ale Sidhe to Sidhe, nie będę rezygnować ze wszystkiego co moje dla człowieka czy skrzydlatego - Wzruszyła ramionami i szła przed siebie, nie patrząc na dowódcę, ale trzymając się o pół kroku z tyłu. Jakieś zasady jednak muszą być
Wisz - 2010-04-16, 22:40

- Zasmucasz mnie tą decyzją Aneononie, ale cóż mogę zrobić. My musimy już wyruszać. Zaczął przemawiać podniesionym głosem do oddziałów. - W czasie lotu przyjmujemy wspomniany już szyk. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne. Ku chwale Stworzyciela! Po tym okrzyku wzbił się w powietrze, za nim zaś ruszyły jego oddziały.

[]strzelcy
kapłani szybownicy

Vogel - 2010-04-19, 18:40

Wrócił do swoich oddziałów, wszyscy stali równym szykiem a na ich twarzach malowała się gotowość do walki i poświecenie, cieszyło go to nawet pomimo tego iż wiedział ze to tylko pokaz młokosów nie znających czym jest wojna. Yaskra stała równo z łucznikami tym razem nie występując wraz z głównodowodzącym. Vogel założył hełm i wyciągnął miecz kilkukrotnie uderzając nim o tarczę.
- Nadszedł czas by pokazać do czego zdolni są ludzie, ruszamy.
Całość wojsk skierowała się w stronę lasu miecznicy, łucznicy a na końcu pikinierzy.

***
- Bracie Aneon - młody włócznik ukłonił się po czym przystąpił do raportu. - Jako że dowódca Vogel nie zdarzył spotkać się przed wymarszem z bratem Azazelem rozkazał by przekazać, że zwiadowcami mogli być ludzie dla tego jeśli możesz podeślij mu tą informację ja zaś zastąpię wojownika który ruszy z tym zadaniem.

Vozu - 2010-04-19, 19:48

Aneon skinął tylko głową i poszedł wystosować odpowiednie polecenia. Wkrótce jeden z niebian zajmujących się taborem wyruszył z wiadomością, a włócznik został wprowadzony w swoje tymczasowe obowiązki.
Starcie miało się wkrótce rozpocząć i starzec czuł pewien niepokój...

Reyned - 2010-04-29, 14:07

Oddziały Sidhe
Cała droga była dosyć cicha, dotarli na miejsce spotkania z oddziałami nie zobaczywszy nawet wroga, a co najwyżej kilku śladów obecności czegokolwiek w tym lesie. Były to nieco niespokojne wróżby, „czyżby cisza przed burzom?” To pytanie pojawiało się w myślach młodego Arblitha ilekroć rozglądał się po polu walki. Nie wiedział, co w tym momencie krąży w umyśle młodej dowodzącej podległego jej oddziału, ale nie było to ważne, skoro nie opuszczało jej myśli. Pewnym było, iż muszą przygotować się do ataku na obóz w sposób otwarty, a na dodatek, wróg będzie znał ich liczebność i skład armii. Z zniecierpliwieniem oczekiwał na przybycie dowódcy ludzi, zdecydowanie zbyt ciężki pancerz za bardzo spowalniał oddział.

Vogel - 2010-04-29, 22:22

- I co jest dalej? - Był już zmęczony bezskuteczna pogonią i stracił już nadzieję na przechwycenie wrogiego zwiadu.
- Jesteśmy już niemal na miejscu spotkania z Sidhe zwiad musiał ich wyprzedzić.
- Albo podali sobie ręce i minęli w przyjaźni.
Starszy włócznik na spoważniał i plunął z pogardą po czym kontynuował.
- Yaskra ruszyła na zwiad a my możemy opuścić las i dołączyć do Zimnych przynajmniej przez chwile damy odpocząć noga na równym trakcie.
Włócznik dołączył do swego oddziału po czym zmieniono kierunek marszu. Równy grunt i pierwsze promienie poranka przegnały zmęczeni i wzmocniły żołnierskiego ducha. Po krótkim marszu dotarli do zgrupowanych wojsk Sidhe gdzie przy oficerach stała Yaskra.
Nie tracąc czasu na powitania szybkimi ruchami rąk przekazała raport, Lucious zastanawiał się czemu w takich sytuacjach nie wysyła, któregoś ze swoich podkomendnych, czyżby nie ufała wspierającym nas najemnikom? Zastanawiał się tez jak oni to odbierają sam pewnie dostawał by na ich miejscu szału.

- Nasz plan nie wypalił ale to niczego nie zmienia, wypełnimy zadanie niezależnie od okoliczności. Już niedaleko zaczyna się polana gdzie obozują demony, niestety mgła nie pozwala na określenie ich rozstawienia dla tego musimy zabezpieczyć wszystkie strony. Arux wraz ze swymi oddziałami zapadnij w las i obstaw obszar od tego miejsca po rzekę, ja z resztą wojsk obstawimy wschodnia stronę, sygnałem do walki będzie atak ludzkich formacji. - Zwinął mapę i spojrzał po oficerach - Wymarsz :!:

Reyned - 2010-04-30, 07:12

Co prawda miał już zamiar wysyłać zwiadowcę w stronę oddziałów ludzi, zawsze istniała możliwość, że jakimś cudem te pancerniki dorwały ich pierwsze. Skoro jednak się spotkali, Sidhe spokojnie wysłuchał rozkazów dawanych mu przez Luciusa, następnie stanął na baczność, a po dwóch sekundach już zbierał swoje oddziały. Plan rozstawienia wyglądał na pozytywny, jednak nie znają liczebności wroga, a on zna ich. To na pewno dosyć problematyczny rozwój wydarzeń, Arblith cały czas pytał się w myślach „jak sobie poradzi?” Ogarnęła go niezmierna ciekawość na temat tego prostego ścierwa…znaczy, człowieka.
Elendu - 2010-04-30, 08:24

Szybko przesunęła swoje oddziały zgodnie z zaleceniami dowódcy. Nie podobała jej się ta mgla, nie podobała jej się niewiedza, ale jednocześnie była szczęśliwa. Atmosfera podniecenia, strachu i właśnie tej dziwnej euforii dodawały jej energii. Ostatni raz wszystko sprawdziła, czy broń jest na miejscu, czy wysuwa się z pochwy wystarczająco szybko, czy oddział jest ustawiony w odpowiedni sposób i w jakiej są formie. - No dziewczyny, czas zarobić na siebie. Pokażemy tym samcom, że nie tylko oni potrafią zabijać, i na pewno nie robią tego z takim wdziękiem! Czas zatańczyć - Uśmiechnęła się wilczo, patrząc w stronę, z której spodziewała się przeciwników
Vozu - 2010-04-30, 19:41

http://img413.imageshack....80/96227982.jpg

    Bitwa I
    Kolejność tur: Azrael, Arbilith, Eiria, wrogie sidhe, wrogie daemo, Lucious
    Cel: pokonanie wszystkich jednostek wroga
    Uwaga: Azrael nie wydał dyspozycji Rozemu, zatem losowo został on przypisany na tę bitwę do Szybowników


Arbilith
Z nieukrywanym szelestem z lasu, za twoimi plecami wychynęły dwie grupy sidhe. Zabójcy i szermierze, jak dało się poznać po ich rynsztunku.
-Pozdrowienia, bracie.-rzekł na powitanie stojący na przedzie zabójców zamaskowany przedstawiciel twojego gatunku-Cóż was sprowadza tutaj, w tak pokaźniej liczbie i gotowych boju?-powiedział dziwnym, kojarzącym się zarówno z szeptem jak i sykiem węża głosem.

Wszyscy
Mgła uniosła się na tyle, że mogliście teraz ocenić liczbę i rozstawienie wrogów. Szykowała się bitwa.

Wisz - 2010-05-07, 14:42

link do mapy: http://hyy.pl/images/37ruch_Wisza.jpg
link do pobrania mapy dla następnej osoby: http://www.sendspace.pl/f...519a90d19460546

W oddali było widać zarysy jakichś sporych zabudowań. Volirae domyślali się, że to obóz demonów. W czasie lotu nie mieli jednak żadnego kontaktu z wrogiem i przelot zajął im mniej czasu, niż planowali. W tej sytuacji, korzystając z osłony nocy, postanowili odpocząć przed bitwą, tym bardziej, że podejrzewali, iż najemnicy znajdują się jeszcze daleko. Zaś już na pierwszy rzut oka było widać, że w obozie znajdują się spore siły wroga i atak, nawet mimo efektu zaskoczenia będzie okupiony śmiercią wielu Niebian. Azrael dla pewności rozesłał kilku szybowników na zwiad, by poznać zarówno dokładniejszy układ obozu wroga, jak i dowiedzieć się o postępach najemników. Po tym wraz z resztą kapłanów zaczęli modlitwę do Stworzyciela o powodzenie w bitwie.

.........................................................
Po upływie prawie godziny z medytacji wyrwał go jeden ze zwiadowców. Klęknął przed nim i zaczął meldować.
- Bracie Azraelu. Chce poinformować, że nasi sojusznicy dotarli już na skraj lasu. Zaś nasz wróg nie zdaje sobie najwyraźniej sprawy z naszej obecności. Widać jego zwiadowcy nie zdołali dotrzeć do obozu lub też próbują nasz oszukać. Nie można ufać tym demonicznych ścierwom. Melduje również, że zwiadowca nie dostrzegł żadnych śladów, by demony odzyskały wsparcie od wężowatych.
Azrael właśnie skończył modły i zwrócił się do szybownika.
- Coś jeszcze?
- Nie, to na chwilę obecną wszystko.
- Dobrze więc, ogłoś wszystkim, że mają formować szyk bojowy. Uderzymy od jeziora, być może element zaskoczenia będzie nas sprzyjał. A teraz ruszaj.
Patrząc na odchodzącego zwiadowce kapłan miał nadzieję, że nic nie zatrzyma najemników i że dołączą oni niezwłocznie do bitwy. - Wszystko w rękach Pana -mruknął sam do siebie, rozpościerając skrzydła.

Już po chwili oddziały niebian wznosiły się w powietrzy, by zająć swe pozycje.

Reyned - 2010-05-07, 15:28

link do mapy: http://hyy.pl/images/37ruch_Wisza.jpg
link do pobrania mapy dla następnej osoby: http://www.sendspace.pl/f...519a90d19460546

Ukłonił się z gracją, po czym spojrzał w bok, pokazał otwartą dłoń w stronę dalszych drzew, aby oddziały wiedziały, iż na razie mają czekać.
- Biznes bracie – odparł – póki ci Daemo żyją są sporo warci, a ród Aureanu musi uzyskać honor, jaki stracił za nazwy senachta, jeżeli wiedziałbyś o czym mówię – odrzekł, po czym spytał – jakie twoje sprawy tutaj? Wybacz, że mówię prosto, ale nie mam zbyt wiele czasu, trzeba wiedzieć, czy możemy współpracować, czy też, powinniśmy się minąć. – Tak teraz prezentowała się sytuacja, zaraz po ataku ludzi muszą ruszać, jeżeli sidhe nie będą nadawali się do współpracy, będą musieli od razu się rozstać, aby kontynuować atak. Mało go obchodziło, co będą robić na polu bitwy, teraz on sam miał inne zamiary.

----rozkazy----
Wszystkie wojska - czekać

Vogel - 2010-05-07, 17:40

- I jak to wygląda :?: - Starszy z włóczników jeden z niewielu o wyglądzie twarzy zdradzającej zdolność do myślenia od rozpoczęcia marszu stał się swego rodzaju głosem Luciousa w swoim oddziale i pilnował bezwzględnego przestrzegania rozkazów. Oprócz dowódcy z zarośli wyłoniła się oficer łuczników, jak zwykle milcząca stanęła obok żołnierza.
- Gorazd myślałem, że ty jesteś brzydki ale przy nich to tyś piękny jak panienka z ballady - Obaj zaśmiali się z marnego dowcipu - Nie jest zbyt dobrze Oddziały Sidhe pod komendą drugiego są ustawione zbyt daleko i mogą utracić nieco na zaskoczeniu, choć i to może obrócić się na naszą korzyść.
- Jakie rozkazy panie :?:
Dowódca ludzi swoim zwyczajem usiadł na trawie i zaczął ogryzać źdźbło trawy.
- Yaskra daj tu tego Twojego pachołka - Po niema niewidocznym geście oficer tuż obok pojawił się młody, może czternastoletni chłopak.
- Cholera gówniarz jeszcze by chciał piersi matki ssać a go na wojnę wysłali - Młody jakby chcąc zaprzeczyć tym słowa wyprostował się i zrobił najbardziej poważna minę na jaką było go stać - Słuchaj młody bo to ważne byś przekazał rozkazy dokładnie. Jak najszybciej udaj się do wojsk Sidhe i odnajdź dowodzącą nimi oficer. Przekaz jej, że to ona rozpocznie atak i celem jest wywołanie zamieci której punktem centralnym ma być ognisko we wrogim obozie, Brzytwy maja stać i zaatakować dopiero po nas, a teraz pędź i niech Cie bogowie bronią przed poplątaniem czegokolwiek.
Młodzieniec natychmiast pobiegł w wyznaczonym kierunku.
- Gorazd i Yaskra do swoich oddziałów w naszych planach nic się nie zmieniło.

Elendu - 2010-05-07, 20:21

Młoda oficer stała ze swoją doradczynią i obserwowała uważnie pole przyszłej walki - Ciekawe, jaką taktykę wybierze nasz dowódca, mam nadzieję że nie popełni błędu - Powiedziała cicho, Christine tylko skinęła głową. Nagle odwróciła się, a Eiria poszła w jej ślady. W ich kierunku, ledwo łapiąc oddech, szedł chłopak w barwach Luciousa, prowadzony przez dwie brzytwy. - O co chodzi? - Młoda Sidhe uśmiechnęła się zachęcająco, dając znak swoim żołnierzom, że wszystko w porządku. Rozumiała, że chłopak ledwo dyszy, ale musiała otrzymać wiadomość jak najszybciej. - Atakujecie... pierwsi... - Słowa wypowiadane były z trudem, przerywane spazmatyczną walką o powietrze - Śnieżyca... na ognisko. Brzytwy czekają... pójdą po ludziach. - Skończył przekazywać, zanim w pełni odzyskał oddech. Eiria skinęła głową na znak, że w pełni zrozumiała, po czym odesłała chłopaka z potwierdzeniem odbioru. - A więc zaczynamy - Mruknęła, dając znak Christine, która natychmiast zajęła się tworzeniem czaru przy pomocy swoich mistyczek.
W skrócie - wykonuje rozkaz, mistyczki rzucają mróz na ognisko, brzytwy przeczekują swoją kolejkę, ruszają po wojskach Voga. Brak zmian na mapie poza odrobiną śniegu :P

Vozu - 2010-05-08, 21:39

JPG: http://hyy.pl/images/65B1.jpg
XCF: http://www.sendspace.pl/f...b74d45d82982fa2

Arbilith
Dowódca zabójców zmrużył ślepia.
-Odsuń się chłopcze, z dala od bitwy. Jeżeli spróbujecie cokolwiek zrobić tym przybyszom z innego świata, będę zmuszony interweniować-wysyczał.

Wszyscy
Daemo natychmiast po tym, jak pojawił się śnieg błyskawicznie ustawili się w formacji bojowej, gotowi do odparcia możliwego ataku. Nie mieli najmniejszej intencji pozostawania na obszarze objętym działaniem zaklęcia.

Ruchy
Sidhe czekają, Daemo zużyły turę na zajęcie innych pozycji.

Vogel - 2010-05-09, 14:36

JPG: http://img15.imageshack.us/img15/8215/sesjap.jpg
XCF: Nie dam bo jakieś błędy przy zapisywaniu mam.

Po zbliżeniu się do skraju lasu nie było już odwrotu, ostatnie rozkazy zostały wydane i pozostało tylko ruszyć do walki licząc na to iż sojusznicy nie zawiodą pokładanego w nich zaufania. Lucious wyciągnął miecz a zaraz po nim gest ten powtórzyła reszta oddziału czemu wtórowały bojowe okrzyki dodające otuchy podczas szarży.
***
Okrzyki pola walki przerwały rozmowę dowódców Sidhe i dały znać i czas na podjecie decyzji o kolejnym ruchu właśnie upłynął.
W momencie gdy okrzyki bojowe ludzi zmieszały się ze szczękiem oręży przed ich oblicze wbiegł posłaniec i padł na kolano.

- Panie Lucious przesyła rozkazy, macie ruszyć do ataku i pomóc jego oddziałowi zniszczyć najbliższych mu rębaczy demonów.
Posłaniec wstał i zamarł widząc to co przegapił spiesząc z wiadomością. Oddziały zimnych były znacznie liczniejsze a dowodzącego nimi widział pierwszy raz. Zdrada? Pytanie wybuchło w jego głowie i sparaliżowało.

Rozkazy: Miecznicy atakują rębaczy, Włócznicy robią za osłonę a Łucznicy czekają

Vozu - 2010-05-09, 15:00

Wojownicy Luciousa z prawdziwą furią wbili się w oddział demonów, zadając mu zdecydowane straty . Sam dowódca ludzi błyskawicznie pozbawił życia dziesiętnika demonów, przez co pozostałe pomioty wpadły w panikę. Najemnicy wykorzystali tę słabość by przypieczętować swoje zwycięstwo.

    Miecznicy w szarży zabijają 3 Rębaczy. Lucious zabija dowódcę wrogiego oddziału.
    W dodatkowej turze miecznicy pokonują pozostałych.

    Rebacze I: -200 Morale (800/1000)
    Miecznicy: idealne zwycięstwo, +20 do strat (nowe straty: 220)

Elendu - 2010-05-09, 15:37

Obraz: http://img96.imageshack.us/img96/3411/10247426.jpg
Plik: http://www.sendspace.pl/f...40f067399d27c7c

Pora na nas - Mruknęła młoda Sidhe pod nosem, słysząc początek symfonii bitwy. - Dziewczyny, ruszamy nasze zgrabne tyłeczki, nie możemy pozwolić panom obyć się bez tak ostrych lasek! - Zaśmiała się, wyciągając szablę i wskazując pole bitwy, na co brzytwy odpowiedziały okrzykiem. Miała nadzieję że starczy im zapału do końca bitwy.
Rozkaz - zmiana pozycji brzytew

Reyned - 2010-05-09, 17:51

Obecny wygląd pola walki: http://img697.imageshack....67/78322704.jpg
Plik dla następnej osoby: http://www.sendspace.pl/f...9fc8f05ff67cded

Spojrzał szybko na przybyłego posłańca, nie mieli czasu na tę rozmowę.
- Śmiesz mi grozić? – Spytał się spokojnie przybyłego sidhe – mało mnie interesują twoje zamiary, miast syczeć na mnie, pozostaw rękę na swoich sprawach, w które ja się mieszać nie będę – rzekł, po czym machną ręką w stronę przeciwległych drzew. Następnie wyjął swoje bronie, i ruszył naprzeciwko w bój. „Czas zatańczyć krwawy taniec”.

----rozkazy----
Oddział Arblitha – atak oddziału rębaczy
Oddział Szermierzy – towarzystwo oddziałowi dowódcy w unii
Oddział Zwiadowców – towarzystwo oddziałowi dowódcy w unii

Vozu - 2010-05-09, 18:44

JPG: http://hyy.pl/images/35B1.jpg
XCF: http://www.sendspace.pl/f...5ba604f86d7836f

Arbilith wraz ze swymi brzytwami zaatakował demony, dzięki doskonałemu kunsztowi miecza unikając najmniejszego nawet zadrapania i bez trudu pokonując wysłane naprzeciw niemu siły. Demony ze swoją toporną bronią i żałosnym z punktu widzenia Sidhe przeszkoleniem nie miały szans.

    Brzytwy w turze szarży zabijają dwóch rębaczy.
    Wszystkie ataki rębaczy chybiają.
    W ataku ginie dowódca daemo i jeden rębacz.
    Ostatni demon chyba atakiem.
    Brzytwy zabijają wroga.

    Rebacze II -300 morale (700/1000)
    Brzytwy +15 do strat (315)


Niespodziewanie, a tyłach formacji młodego sidhe pojawił się zabójca spotkany tuż przed walką wraz ze swoimi podwładnymi, przypuszczając zdradziecki atak na brzytwy Arbilitha, jednak broń strzelecka na niewiele się zdała. Do walki ruszyli sprzymierzeni z napastnikiem szermierze, którzy z wielkim trudem i przewagą liczebną pokonują Aurenau`a.

    Zabójcy wystrzeliwują salwę w brzytwy, jednak bez większego efektu. Ostrzał zostaje ponowiony w momencie przejścia do regularnej walki. Jeden z zatrutych bełtów przynosi śmierć żołnierzowi Arbilitha.
    Brzytwy pokonują wroga w jednym ruchu.

    Zabójcy -315 morale (685/1000)
    Brzytwy +15 do strat (330)

    Szermierze szarżują i ku zaskoczeniu brzytew pokonują dwie z nich.
    Arbilith zabija szermierza. Unika następnych ataków.
    Jego ofiarą zostaje następny sidhe, jednak zostaje ranny w zmasowanym ataku i musi się wycofać.

    Brzytwy -200 morale (1300 /1500)
    Szermierze wroga +10 do strat (210)

Wisz - 2010-05-09, 20:28

Obecny wygląd pola walki: http://pl.tinypic.com/r/2ufppfl/5
Plik: http://www.sendspace.pl/f...fb87c01fc345ae5

Volirae ze swoich pozycji dostrzegli, że najemnicy rozpoczęli już atak.
- Najemnicy już zaatakowali, teraz czas na nas. Atakujemy w równiej linii. Ku chwale Stworzyciela i Papieża!
Oddziały niebian szybko przelatywały nad wodą, zbliżając się do wrogich oddziałów. Azrael zobaczył, że z tyłu znajduje się oddział rzygarzy, który ze swej pozycji mógł dogodnie wspierać swoich ostrzeliwując oddziały najemników.
- Otoczyć go. Pamiętajcie, że w miarę możliwości powinniśmy schwytać tylu jeńców, ilu się da.
Podczas gdy reszta wojska osaczała rzygacza, kapłani na czele z dowódcą rozpoczęli walkę.
............................................
Oddział kapłanów – atak oddziału rzygaczy
Oddział szybowników – towarzystwo oddziałowi dowódcy w unii
Oddział strzelców – towarzystwo oddziałowi dowódcy w unii

Vozu - 2010-05-09, 20:53

Duże i pokraczne demony mimo swej niezręczności stawiały pewien opór, ratując się pancerzem i zabijając kapłanów tak swymi jadowitymi plwocinami, jak i rozrywając paszczękami. Ostatecznie jednak musiały ulec.

    W szarży kapłani położyli natychmiast 3 rzygaczy, jeden padł z ręki Azraela.
    Pozostałe trzy monstra trucizną zabiły jednego z kapłanów.
    Kolejne dwa rzygacze padły pod magicznymi razami - Azrael zabił jednego.
    Pozostały rzygacz zabija kapłana.
    Ostanie potwór pada od magii.

    Rzygacze I -200 morale (800/1000)
    Kapłani +10 straty (210)

Reyned - 2010-05-10, 07:10

Obecny wygląd pola walki: http://img219.imageshack....25/38583960.jpg
Plik: http://www.sendspace.pl/f...678e4b2c00c8fd1

Atak na pobratymca wśród Sidhe był traktowany jako najbardziej haniebny występek wśród wszystkich od wieków. Karą, jaka za to przysługiwała była niewola, oddanie dzieci do wychowanie innym rodziną, oraz niewolnictwo dla każdego z rodziny do kuzynostwa włącznie. Jednakże te kary nie obejmowały sidhe cały czas, i nawet jeżeli zmniejszyły ilość incydentów, tak też sidhe wciąż mają w sobie tą blokadę przed atakiem na kogoś z swojej rasy, podobnie jak jest z ludźmi przed ich pierwszym zabójstwem.
Złość, jaka ogarnęła Arblitha i cały jego oddział była ciężka do opisania, każdy jeden spoglądał na nich teraz z brakiem szacunku dużo przewyższającym niechęć do Luciusa. Jedno było pewne – nie spoczną, póki nie poślą ich do grobu.
Cały oddział rzucił się w ataku na swoich agresorów, wciąż jednak w dźwiękach bitwy dało się słyszeć krzyki dowódcy z rodu lodu i ognia, odłamu synów Aure
- TY HANIEBNE ŚCIERWO!! IMIĘ, NAZWISKO, RÓD!! ODPOWIADAJ ZANIM ZMIOTĘ CIĘ W PYŁ!! – Krzyki te można było zapewne równie wyraźnie w polu bitwy, co po drugiej stronie obozu, ciężko jednak powiedzieć, aby wśród morderczych i potwornie szybkich wymachów broni, Arblith jakkolwiek kontrolował samego siebie, większość sidhe na jego miejscu, zapewne zareagowałaby tak samo.

---Rozkazy---
Oddział Arblitha – Atak na „haniebne ścierwa”
Oddział Szermierzy – towarzystwo w unii
Oddział Zwiadowców – towarzystwo w unii

Vozu - 2010-05-10, 08:10

Broniąc się i unikając wyprowadzanych z furią ataków, zabójca, nie tracąc rezonu, a nawet przybierając drwiący ton odpowiedział:
-Arkhan Bratobójca, do usług. Wielka szkoda, że mam was tylko opóźniać...
Furia z jaką brzytwy rozniosły szeregi jego zabójców wskazywała jednak na to, że wiele poza opóźnianiem zrobić nie mógł. Szermierze którzy mu towarzyszyli spisywali się znacznie lepiej, jednak nie podołali walce z dobrze wyszkolonymi zabójcami.

    Brzytwy od razu, w szarży, pokonują wszystkich zabójców.

    Zabójcy -330 morale (355/1000)
    Brzytwy: idealne zwycięstwo +30 straty (360); odzyskane morale: 130 (1430 /1500)

    Zwiadowcy w szarży zabijają 3 szermierzy wroga, w tym dowódcę. W turze paniki pokonują czwartego. Szermierze nie zabijają nikogo.
    Zwiadowcy pokonują kolejnego wroga. Ostatni szermierz walczy bez efektu.
    Ostatni wróg pada.

    Szermierze -200 morale (800/1000)
    Zwiadowcy +10 strat (210)

Elendu - 2010-05-11, 20:00

Obraz:http://img404.imageshack....70/19464863.jpg
plik: http://www.sendspace.pl/f...a37bfb8281debb0

Widząc zdradę Sidhe krzyknęła zaskoczona, zaraz jednak skupiła się na walce. Nie mogła wiele zrobić z tymi ścierwami, musiała za to zająć się daemo, jeśli chcieli kogokolwiek schwytać. Skierowała swoje brzytwy do najbliższego wroga, atakując go i licząc na wsparcie dowódcy ludzi.
------
Mistycy - zmiana pozycji
Brzytwy - atak na rębaczy z Luciousem w unionie

Vozu - 2010-05-12, 11:09

JPG (ruch sidhe): http://hyy.pl/images/52B1.jpg
JPG (ruch daemo): http://hyy.pl/images/14B1.jpg
XCF: http://www.sendspace.pl/f...fb0a69f2535982c

"Dziewczęta" Eiri, mimo niewątpliwej przewagi pod względem kunsztu szermierczego nie pokonały demonów zbyt szybko. Stwory z innego świata stawiały zaciekły opór, broniąc swych żyć niczym lwy.

    Brzytwy zabijają dwóch daemo, którzy wykonują kontratak, jednak jedyny zagrożony sidhe zostaje uratowany przez ochronę.
    Ginie jeden daemo, pozostali walczą bez efektu.
    Brzytwy wykańczają wroga.

    Rebacze I -300 morale (500)
    Brzytwy Eiri +15 strat (315)


Arkhan ze swymi zabójcami błyskawicznie przemieszczał się po polu bitwy, pozycję zmienili też jego szermierze. Zanosiło się na paskudny atak.
I tak też się stało: uzyskując wsparcie od demonów, zdradziecki sidhe wraz ze swymi "podopiecznymi" ruszyli na zwiadowcze oddziały Arbilitha, jednak zdruzgotani wcześniejszymi porażkami nie podołali zadaniu.

    Wsparcie artyleryjskie: Rzygacze bombardują zwiadowców jadowitymi plwocinami, jednak bez efektu. Od zatrutych bełtów wrogich sidhe ginie jednak dwóch.
    Kolejny strzał zabija jeszcze jednego z nich. W odwecie zwiadowcy zabijają jednego wroga.
    Atak zabójców jest niecelny, tracą kolejnego żołnierza.
    Po kolejnym nieudanym ostrzale zostają pokonani.

    Zabójcy -200 morale (155)
    Zwiadowcy +10 straty (220)


W chwilę po urządzonej przez siebie masakrze, najwyższy rangą żniwiarz pokierował operacjami sił daemo, organizując się w ścisłą formację i rozpoczynając natarcie na Azraela.
Po ciężkiej walce dowódca daemo stanął naprzeciw niebianina i rozpoczął się morderczy pojedynek magii i siły. Zdawało się, że demon jest skazany na porażkę, jednak zbierając w sobie dosłownie nadprzyrodzoną siłę, zdołał przełamać obronę kapłana, przebić jego pancerz, a nawet skruszyć boską ochronę. Ranny Azrael zmuszony był do wycofania się, a demony ruszyły z bitewną werwą na pozostałych.
W tym samym czasie doszło do konfrontacji zabójców i strzelców. Niezorganizowane i nieprzywykłe do standardowej walki jednostki niebian zostały pokonane przez zimna precyzję najemnych morderców Arkhana nie stawiając jakiegokolwiek liczącego się oporu.
Z bojowym rykiem, świadczącym o głodzie krwi żniwiarze rzucili się na szybowników Azraela. Kolejna prezentacja dzikiej furii nie obyła się bez zmasakrowanych zwłok niebian, bezbronnych wobec wielkiej siły demonów. Dowódca piekielnego zastępu napawał się widokiem wycofujących się ze strachem wrogów.
-Gloria Luciferi!-wrzasnął ze zwałów trupów na których stał. Okrzyk szybko podchwycili jego podwładni, niebawem słychać go było doskonale z każdego miejsca na polu bitwy.

    Wsparcie artyleryjskie: ginie jeden kapłan, drugi osłonił się magią. Chwilę później w ich szeregi wpadają żniwiarze, roznosząc kolejnych dwóch podwładnych Azraela. W odwecie duchowni zabijają dwóch kosiarzy.
    Dzięki magii kapłani odparli kolejny atak żniwiarzy i za sprawą Azraela zabili kolejnego z nich.
    Demony pozbawiły życia kolejnych dwóch kapłanów, na placu boju pozostał tylko Azrael; zabija jednego daemo.
    W szamotaninie dbrat Azrael zabił ostatniego szeregowca żniwiarzy.
    Tura bez zadanych ran.
    Azrael odnosi ranę w walce z dowódcą wroga i zmuszony jest się wycofać.

    Kapłani -315 morale (800)
    Żniwiarze +15 strat (315)

    Wsparcie artyleryjskie: pociski rzygaczy zabijają jednego strzelca. Zabójcy poprawiają ten wynik, wyprawiając kolejnych dwóch na tamten świat. Strzelcy bez efektu.
    Ginie strzelec. Niebianie chybiają.
    Kolejny strzelec pada; volirae pudłuje.
    Ginie ostatni strzelec.

    Strzelcy -200 morale (900)
    Zabójcy +10 straty (210) +5 morale (160)

    Wsparcie artyleryjskie: kanonada zatrutych pocisków została zahamowana przez magiczną ochronę szybowników. Żniwiarze zabijają pięciu (!) szybowników. Atak ostatniego szybownika daemo przyjął na pancerz.
    Szybownicy pokonani!

    Szybownicy -330 morale (785)
    Żniwiarze +15 strat (330)

Vogel - 2010-05-12, 20:37

XCF: http://www.sendspace.pl/f...9e5837bcbf5f1d1
Rycerze wbili się w szeregi demonów siekąc bez pamięci i zadając straszliwe straty przeciwnikowi. Upojeni krwią w swym szale niewiele różnili się od przeciwnika a może nawet przewyższali ich grozą.
- Stać !!! - Chwile trwało gdy komenda dotarła do żołnierzy - Ustawić szyk i nie rozpraszać się !!!
Szereg mieczników ponownie zwarł się gotowy do natarcia gdy w już zmęczonego wroga uderzyły Brzytwy z oddziału Sidhe zadając kolejne dotkliwe straty. Z całego pola bitwy dochodziły dźwięki zwiastujące zwycięstwo napełniając serca ludzi odwaga i motywując do walki.
Szczęście nie trwało jednak długo a widok nieznanych oddziałów Sidhe szarżujących na sojuszników zszokował wszystkich, może poza Gorazdem na, którego twarzy pojawił się uśmiech. Wkrótce i z nad brzegu rzeki zaczęły docierać niepojące odgłosy.

- Żołnierze - Lucious wysunął się z szeregu - to co do tej pory zrobiliśmy nie dało nam prawa nawet do kufla piwa na koszt skrzydlatych braci, czas pokazać na co nas stać :!:
Zaraz za dowódca bez zbędnych komend ruszyły wszystkie oddziały.

Rozkazy: Miecznicy i Włócznicy atakują w unionie na Rebaczy
Łucznicy czekają

Vozu - 2010-05-13, 09:55

    Wsparcie artyleryjskie: rzygacze ostrzeliwują mieczników, ale bez efektu. Miecznicy w szarży zabijają dowódcę rębaczy i 4 zwykłych wojowników, w dodatkowej turze wykańczają ostatniego.

    Rębacze I -220 morale (280)
    Miecznicy: idealne zwycięstwo +20 strat (240)

    Włócznicy zabijają w szarży 3 rzygaczy. Jeden człowiek ponosi śmierć.
    Piechota chybia wszystkimi atakami, rzygacze zabijają jednego wroga.
    Ginie jeden demon, pozostałe dwa walczą bez efektu.
    Włócznicy zabijają ostatnich wrogów.

    Rzygacze II -200 morale (800)
    Włócznicy +10 straty (210)

Wisz - 2010-05-18, 17:25

Obraz: http://hyy.pl/images/83Ruch_Wisza.jpg
Plik: http://www.sendspace.pl/f...d6db61eaf149270

Atak Żniwiarzy i otrzymane straty wprowadziły zamęt w szeregi Niebian.
- Sami nie damy rady z tymi demonami, nie doceniliśmy ich - myślał Azrael próbując podnieść się z ziemi po druzgocącym ciosie wroga. - Jeśli nawet nasza Wiara nie starczy do zwycięstwa, musimy śladem przeklętych posłużyć się brutalna siła.
W między czasie ziemia stawała się coraz bardziej pokryta zwłokami kolejnych Volirae, poległymi w walce z okrutnymi Żniwiarzami. Słychać było krzyki rannych. Niebianie, widząc porażkę swego przywódcy, zaczęli wątpić w zwycięstwo. Nie wiedząc, co dalej, utrzymywali dalej swoje pozycje, przechodząc do obrony. Przed pójściem w rozsypkę armię skrzydlatych uratowała postawa kapłanów i ich wiara w Sprawę. Ci, którzy przeżyli atak i nie byli zajęci walką, próbowali opatrywać rannych pobratymców. Mimo okoliczności, próbowali również podnieść na duchu pozostałych walczących. Hymny i psalmy ku chwale Stworzyciela i Papieża oraz modlitwy mieszały się z jękami umierających oraz bluźnierczymi pieśniami demonów.
...............................................
Azrael z powodu krwawienia tracił przytomność. Był przenoszony przez dwóch kapłanów jak najdalej od miejsca walk. Był zły, że najemnicy pozostawili ich praktycznie samym sobie.

- Wezwijcie jak najszybciej kilku zwiadowców. Chce wiedzieć, co się dzieje na polu bitwy i co jest z tymi przeklętymi najemnikami!
..............................................
Zwiadowcy wrócili już po niecałych 15 minut.
- Bracie Azraelu, siły Arblitha są związane walką z innymi sidhe, oddziały Luciousa dopiero włączają się bitwy, podobnie jak wojska Eirii.
- Na Jedynego, co oni sobie bezczelni myślą! - bitwa nie szła po jego myśli. - Za cóż Inkwizycja mnie pokarała, przydzielając mi tych najemników. Czyż nasza rasa jest tak słaba, że nie umiemy obronić Jedynej Wiary bez pomocy jakiś band żołdaków... Sytuacja zaczynała go przerastać. Po chwili namysłu odezwał się do swoich żołnierzy. - Sami nie damy rady tym Żniwiarzom. To robota dla Brzytew. Roześlijcie rozkazy do najemnych dowódców, by skupić się na Żniwiarzach. Póki żyje choć jeden z tych przeklętych stworów, przewaga będzie po stronie wroga, zaś my poniesiemy jeszcze większe straty. A teraz już lećcie! Opierając się o swój kostur, który właśnie przyniósł mu jeden z jego towarzyszy. Nie był w stanie latać. - Czy jest tu brat Michał? Michała znał z zakonu, gdzie razem pobierali nauki. Byli w tym samym wieku. Brat Michał zawsze odznaczał się lepszymi umiejętności bojowymi, jak i taktycznymi niż Azrael. Jednak był przy tym skory do nieposłuszeństwa, co dyskredytowało go jako dowódcę w oczach przełożonych. Można powiedzieć, że ogólnie zamykało mu to karierę w zakonie, gdzie wymagano absolutnego oddania Wierze, jak i przełożonym. - Jestem Azraelu, czego ode mnie żądasz. Przed dowódcą stanął zawezwany Michał. Cała jego szata była ubrudzona krwią i błotem. Jednak nawet mimo tego nie odbierało to mu urody. Blond włosy opadały mu do ramion, zaś w oczach mimo bitwy było widać radosny błysk. W czasie szkolenia miał największe powodzenie u młodych kapłanek, jak też lepsze względy u kapłanek ich uczących, co bardzo mu pochlebiało. Azrael często się zastanawiał, czemu Michał wcale znajduje się w zakonie, do którego wcale nie pasował. On twierdził, że tak chcieli jego rodzice. - Michale, przejmujesz dowództwo nad oddziałem kapłanów, gdyż ja nie jestem w stanie pełnić na chwilę obecną swych obowiązków. Niech szybownicy wesprą sidhe w walce przeciw ich pobratymcom. Następnie zaś wracajcie, przekonamy się, jak będzie wyglądać sytuacja. Ja tu zostanę i odpocznę trochę. Lećcie już.
- Tak też się stanie Azraelu. W drogę!

..............................................................
Strzelcy pozostają na miejscach.
Szybownicy atakują zabójców.
Kapłani zmieniają pozycję i leczą szybowników.

Vozu - 2010-05-18, 17:52

    Szybownicy +50 morale (835)

    Szybownicy pikują na zabójców, dwóch sidhe ginie. Spanikowany zabójca pudłuje.
    Niebianie wykańczają ostatniego zabójcę.

    Zabójcy - 200 morale (0). Oddział przestaje istnieć!
    Szybownicy +10 strat (210), +55 morale (890)


Osłabieni wieloma starciami sidhe nie byli żadnym wyzwaniem dla szybowników, którzy spadli na nich z nieba jak drapieżne ptaki; po krótkim czasie, wszyscy zdradzieccy pobratymcy Eirii i Auruxa leżeli martwi na ziemi.

Reyned - 2010-05-18, 18:45

Obecny obraz pola bitwy: http://img33.imageshack.us/img33/7664/ruchreya.jpg
XCF: http://www.sendspace.pl/f...dbd770a7ec48246

- Co to ma być do cholery!? – Wrzasnął widząc szybowników wymazujących z świata żywych JEGO przeciwników, z którymi ON miał porachunki. Bardziej go znieważyć nie mogli, czyżby uważali, że nie jest w stanie załatwić swoich rasowych problemów!? I to jeszcze wysyłając zranione oddziały, mające szanse polec przy ewentualnej kontrze ze strony żniwiarzy!? Maił ochotę polecieć na nich z bronią, jednak doprowadził go do porządku jedna z jego brzytew
- opanuje się, lordzie Arblithenta’chccetsur, później kwestię zniewagi się omówi, skieruj swój szał na właściwy cel.
Arblith zacisnął zęby, jednak odparł
- Przydomek tak chwalebny, jest zbyt wysoki jak dla mnie. Gdy ślepe istoty o skrzydłach są w stanie mną wzgardzić, a znienawidzeni przez ród Aureanu ludzie wydawać polecenia, czuję się jak ostatni śmieć. Choć racja, najlogiczniejszą obecnie sytuacją jest skupienie się na wykonaniu złożonego uderzenia w kilka oddziałów, teraz, gdy pękają w szwach i tak nie uciekną przed przybyciem posiłków, a my, mamy zdobyć tylko jeńców. Najszybszego zwiadowcę do mnie! – Krzyknął. A migiem przybiegł do niego najmniej wyczerpany z zakapturzonych. – Przenieś wiadomość dowódcy wojsk Volirae: Na razie wybaczam im ich czyny, nie mniej oczekuję wyjaśnień po bitwie, a na razie daję im godność wykończenia ostatniego zdradzieckiego oddziału szermierzy, sam zaś dołączam do wojsk ludzi, niechaj wszyscy unikają oddziału żniwiarzy tak długo, jak walka z nimi jest zbędna, mimo tego, że na wodzie są osłabieni, sami możemy zawsze zamknąć ich wśród śniegów. Potem znajdź nas i dołącz! Biegiem! – Odwrócił się i sam zaczął przegrupowywać oddziały w innym kierunku – wszyscy za mną!
Gdy w końcu dotarli do zajętych walką oddziałów Luciusa sam Arblith odnalazł dowódcę ludzi.
- Spróbujcie przebić się do oddziałów artylerii żygaczy i osłabić ich siłę, lecz staraj się zachować tą drogę zamkniętą, aby oddziały żniwiarzy miał przeszkodę do przejścia w naszą stronę przez teren inny od pochłoniętego magiczną zimą. Czas to powoli skończyć, jeżeli masz inny plan do obecnej sytuacji lepiej wyraź go szybko. – Odparł, a w jego oczach wciąż tkwił obłęd, nawet, jeżeli przygasał dzięki słowom od brzytwy oraz widoku martwego ciała zdrajcy rasowego, wciąż, jedynym czego pragnął, było zabicie wszystkiego co może umrzeć dzisiejszego dnia. Ruszył prosto na oddziały wroga, z pomocą ludziom w potyczce.

Vozu - 2010-05-19, 10:08

    Rzygacze bombardują oddział Arbilitha, jednak bez efektu. Brzytwy wpadają w szeregi demonów wyrzynając połowę. Kontratak demonów powoduje śmierć jednego z sidhe.
    Brzytwy zabijają kolejne dwa demony. Kontratak rębaczy - bez efektu.
    Sidhe zabijają ostatniego wroga i wygrywają walkę.

    Rębacze I -360 morale (0) Oddział pokonany!
    Brzytwy +15 strat (375), +70 morale (1500)

    Miecznicy Luciousa szarżują na rzygaczy, giną trzy potwory. Jeden z ludzi ginie od toksyn.
    Ludzie Luciousa wykańczają demony.

    Rzygacze II -240 morale (560)
    Miecznicy +10 strat (250)

Elendu - 2010-05-19, 22:20

Obraz: http://img534.imageshack.us/img534/2492/elendu.jpg
Plik: http://www.sendspace.pl/f...0dc6a791eef4a8c
Młoda Sidhe rozejrzała się po polu walki i zaklęła. Mogła zrobic tylko jeden ruch. Każdy inny wybór oznaczał wystawienie całości wojsk na niebezpieczeństwo. Krótki rozkaz atakowania żniwiarzy zignorowała z prostej przyczyny, nie miała jak się do nich przebić przez artylerzystów. - No dziewczyny, teraz może być gorąco. Ruszajcie się, bo Daemo nam zgotują najdroższy rosołek w historii. Skrzydlatych już zaczęli skubać - Wiedziała, że może być problem. Jednostki skrzydlatych nie radziły sobie ze żniwiarzami, a im ciężko będzie zranić przeciwnika tak krótką bronią białą. Nie mogła jednak pokazać po sobie strachu czy zwątpienia, zbyt wiele było na szali. W duchu cieszyła się ze swojego pozornie beztroskiego podejścia na codzień. Nikomu nie przeszłoby przez myśl, że potrafi grać.

---
Christine obserwowała ze zmarszczonymi brwiami swoją podopieczną - Po co ona się tam pcha? żeby sobie palców nie przycięła - Zamruczała pod nosem. - Drogie panie, czas zmienić pozycje. Proszę za mną - Chciała w razie potrzeby być w stanie wesprzeć młodą Sidhe swoją mocą.
---
Rozkazy - Brzytwy zmiana pozycji i atak na rzygaczy po lewej ze wsparciem Luciousa
- Mistycy - zmiana pozycji

Vozu - 2010-05-20, 14:10

    W szarży Eiria ze swymi "dziewczętami" zabija dwa rzygacze. W kontrataku potwory zabijają jedną sidhe.
    Pada kolejny demon, jego pobratymcy mszczą się zabijając kolejną wojowniczkę. Na placu boju pozostaje Eiria.
    Dowodząca sidhe składa swoim ciosem demona i z gracją unika ciosów tych stworzeń.
    Miecz Eirii odbiera życie następnemu rzygaczowi, a po krótkiej utarczce - ostatniemu.

    Rzygacze I -315 morale (485)
    Brzytwy +15 strat (330)

    Miecznicy z Luciousem na czele atakują skąpanych w krwi żniwiarzy, jednak krótka broń uniemożliwiała efektywną walkę; jedynie Lucious zabił jednego demona. Kosy wrogów odebrały życie trzem ludziom.
    Ludzie nie zadają żadnych strat, daemo zabijają dwóch z nich. Pozostaje Lucious.
    Dowódca najemników pudłuje, jednak odpiera ataki demonów.
    Kolejne chybienie człowieka wystawia go na atak dowódcy demonów, który dotkliwie go rani i zmusza do wycofania się.

    Miecznicy -330 morale (670)
    Żniwiarze +15 strat (345)

    Eiria szarżuje na rębaczy, z miejsca zabijając dwóch z nich i dowódcę, resztę wykańczając gdy wpadli w panikę.

    Rębacze II -330 (370)
    Brzytwy: idealnie zwycięstwo, +30 strat (360)

    Eiria atakuje żniwiarzy, jednak i w tym wypadku długość demonicznych kos pozwala uniknąć ich użytkownikom szkód. Daemo zaszlachtowały dwie brzytwy asystujące Eirii.
    Młoda sidhe zabija jednego z kosiarzy i unika ich kontrataków.
    Atak dowodzącej sidhe został odparty, a ona sama silnie zraniona i zmuszona do odwrotu.

    Brzytwy -345 morale (1155)
    Żniwiarze +15 strat (360)


Jakkolwiek ofensywa prowadzona przez Eirię i Luciousa zadała ciężkie straty rębaczom i rzygaczom wroga, to oni sami też nie pozostali nietknięci.
Dzikie wrzaski i radosne okrzyki skąpanych we krwi Żniwiarzy nie pozwalały zapomnieć o ich obecnej supremacji na polu bitwy. Mimo gigantycznej przewagi liczebnej i różnorodności oddziałów, jakie armia Azraela przeciwstawiła tej grupie, oni nadal pozostawali niepokonani.
I szykowali kolejny krwawy wypad.

W międzyczasie z pola walki cichaczem umknęli szermierze sidhe.

JPG: http://hyy.pl/images/53B1.jpg
XCF: http://www.sendspace.pl/f...932089258a144f9

Po przegrupowaniu się stało się jasnym, że Żniwiarze mają zamiar, przy wsparciu jadowitych pocisków Rzygaczy, rzucić się w sam wir walki i urządzić jatkę, jakiej jeszcze nie widzieliście.
I tak też się stało, jak prawdziwe stworzenia z piekieł, żniwiarze bez oznak zmęczenia czy problemów przerąbali się przez pół waszej armii, miażdżąc, mordując i pławiąc się w krwi. Zdawało się, że ogarnęła ich dzika furia i żadna siła, ludzka czy boska, nie może ich zatrzymać.
Radosne okrzyki zwycięstwa, ryki, tańce na ciałach zwyciężonych, kąpanie się we krwi - tak celebrowali swe sukcesy, a wam pozostawało tylko patrzeć na ich demonstrację siły.

    Atak żniwiarzy na brzytwy Auruxa, podwójne wsparcie artyleryjskie: bez efektu. Szarżujący kosiarze także nie zadali żadnych strat. Brzytwy zabijają demona.
    Ginie brzytwa, kontratak pozostałych jest nieefektywny.
    Tura bez efektu.
    Ginie brzytwa, Aurux zostaje sam ale odnosi sukcesów w walce.
    Arbilith zostaje ciężko ranny, jego oddział przegrywa walkę.

    Brzytwy -360 morale (1140)
    Żniwiarze +15 strat (375)

    Atak żniwiarzy na Luciousa, podwójne wsparcie artyleryjskie: ginie jeden miecznik. Żniwiarze szarżują, wymordowując podkomendnych człowieka, zostaje on w walce sam, zabija jednego demona.
    Żniwiarze pokonują Luciousa.

    Miecznicy - 375 morale (295)
    Żniwiarze +15 strat (390)

    Atak żniwiarzy na łuczników, podwójne wsparcie artyleryjskie: ginie jeden człowiek. Kosiarze szarżują zabijając trzech ludzi. Łucznicy zabijają jednego demona.
    Daemo wymordowują łuczników, Yaskra się wycofuje.

    Łucznicy - 390 morale (610)
    Żniwiarze +15 strat (405)

    Atak żniwiarzy na szermierzy, podwójne wsparcie artyleryjskie: ginie trzech sidhe. Szarża demonów, wściekłymi atakami wykańczają wszystkich pozostałych wojowników.

    Szermierze -405 morale
    Żniwiarze: idealne zwycięstwo, +40 strat (445)

    Szarża kosiarzy na zwiadowców, podwójne wsparcie artyleryjskie: giną dwaj zwiadowcy. Daemo szarżują, wymordowują zwiadowców.

    Zwiadowcy -445 morale (555)
    Żniwiarze: idealne zwycięstwo, +40 strat (485)

Vogel - 2010-05-20, 15:47

JPG: http://img413.imageshack....78/47140739.jpg
XCF: http://www.sendspace.pl/f...127b53d826fcf56
Dowódca wojsk Sidhe nie dał mu nawet czasu na odpowiedź i ruszył do ataku doprowadzając do wściekłości dowódce ludzi, który musiał teraz ruszyć do walki rezygnując z wcześniej przygotowanego planu. na szczęście ofensywa była udana i niemal bez strat udało się odepchnąć siły nieprzyjaciela. Wyciągając swój miecz z ciała Rzygacza podjął decyzje o rozmówieniu się z Auruxem tym razem nie przejmując się etykietą, niestety i na to nie dano mu szans. Kolejna szarża Sidhe, tym razem znacznie bardziej lekkomyślna ponownie wciągnęła go w wir walki. Skuteczny atak Brzytew odsłonił słaby punkt planu wrzucając główny oddział ludzi prosto na Żniwiarzy gdzie pomimo męstwa nieodpowiednio uzbrojony oddział poniósł dotkliwe straty. Nie mając wyboru musiał wycofać swe oddziały. Nim zdążyli się przegrupować usłyszeli krzyk przerażenia i nim zdążyli zlokalizować źródło sami zaczęli krzyczeć i umierać pod orężem Żniwiarzy wykorzystującymi Źle ustawione wojska Sidhe.
- Do mnie - Trzymając zakrwawione ramię zaczął zwoływać swych żołnierzy, z przerażeniem oceniając jak niewielu ich zostało - Przeklęci Sidhe wykończa nas szybciej niż demony.
Upadł na kolana szukając w myślach nadziei próbując zagłuszyć to czego nie chciał słyszeć, to czego bał się bardziej niż śmierci, łucznicy wplatali się w walkę a właściwie dokonano na nich rzezi. Prze z moment nie docierało do niego nic, niebyt jaki go otoczył stał się jego jedynym pragnieniem, łudził się że umarł a wszystko w okół już go nie dotyczy i nie ma znaczenia. Tym boleśniejszy był powrót to rzeczywistości.
- Luciousu the Lalye dowódco wojsk ludzi brat Azazel żąda wyjaśnień czemu zwlekacie z bitwą i nakazuje...
Głos, który go obudził należał do niebianina, wojownika który go pouczał, a który sadząc po czystości stroju sam jeszcze nie dobył oręża. Nim posłaniec dokończył swą wiadomość Lucious wstał i złapał go za poły munduru po czym wymierzył cios pięścią.
- Jak śmiesz przychodzić do mnie i w towarzystwie moich ludzi głosić te herezje - ostatnie słowo wyraźnie zabolało skrzydlatego, może nawet bardziej niż cios - Spójrz na mnie i moich ludzi, krew która przelaliśmy skrzepła na naszych ciałach ledwo pozwalając nas teraz odróżnić od przeciwników. Nie ma wśród nas jednego który by nie zadał i otrzymał rany a teraz spójrz na siebie, na swój czysty mundur, na nietknięty oręż i odpowiedz mi który z nas się ociąga :?: - Posłaniec zdążył już wstać i zamierzał odpowiedzieć, jednak dowódca ludzi nie zamierzał jeszcze oddać mu głosu - Gdzie są wasze wojska - Czemu Żniwiarze przez was otoczeni tak lekko przedarli się na nasze tyły :?: - Kiedy wykrzyczał to poczuł się lepiej i spokojniej, na tyle na ile pozwalała obecna sytuacja. - A teraz odejdź powiedz że podejmiemy walkę ze Żniwiarzami w mojej opinii jednak czas zacząć rozważać wycofanie wojsk. - Odwrócił się od posłańca nie dając mu nic powiedzieć, gdy ten jednak nie dawał za wygraną pochwyciło go dwóch mieczników i pod groźba pobicia zmusili do powrotu. - Wygląda na to że dadzą nam chwile wytchnienia.
Faktycznie wśród demonów zapanowała radość, choć ponieśli tak dotkliwe straty zaczęli wierzyć w wielkość swego dowódcy i zwycięstwo.
Lucious tym czasem podążył w kierunku oddziału łuczników, z każdym krokiem słabnąc i tracąc motywacje, jeżeli coś jej się stało...
Poczuł czyjś dotyk na ramieniu, nawet nie zauważył kiedy podeszła była cała lecz wyraz twarzy ujawniał rany znacznie dotkliwsze niż te jakie można zadać ciału.
- Wycofaj się - Wypowiedział niemal bezgłośnie - Zabierz pojmanych i wycofaj się w niczym mi tu się nie przydasz. - Yaskra energicznie zaprzeczyła głową, spodziewał się tego i przygotował się. Stojąc tak blisko nie miała szans zrobić uniku, zdołała jedynie uchwycić krótki błysk kastetu nim zapanowała ciemność. Kilku łuczników widząc sytuacje podbiegło i zamarło nie wiedząc co się dzieje.
- Zabierzcie ją i pilnujcie od tej chwili do czasu mojego powrotu odbieram jej status dowódcy. A teraz wszyscy zabierzcie rannych i jeńców i jak najszybciej macie się wycofać do obozu i nie macie prawa tu wracać.
Wielu było oburzonych wielu odczuło ulgę nikt jednak się nie odezwał powoli wykonując rozkaz.


******************
Miecznicy atakują Rzygaczy
Łucznicy wycofują się z walki
Włócznicy zmiana pozycji

Vozu - 2010-05-20, 16:44

    Lucious szarżuje na Rzygaczy, zabija czterech. Kontratak demonów - bez efektu.
    Ludzie dobijają resztę wrogów, Rzygacze zostają pokonani.

    Rzygacze II - 210 morale (310)
    Miecznicy +10 strat (260), +60 morale (355)


Wojownicy Luciousa podreperowali nieco swojego ducha dzięki zwycięstwie z Rzygaczami, ale dalsze okazywanie męstwa nie było im dane.
Siedzący na zwałach trupów lider kosiarzy obrzucił pole bitwy wzrokiem, ziewnął i przemówił:
-Jesteście nudne, maleństwa. To wszystko nie było nawet trochę zabawne.... ale miło, że zmarnowaliście z nami nieco czasu, reszta się na pewno ucieszyła.
Rozbił wyjętą skądś czerwoną kulę na zwłokach ludzi które robiły mu za siedzisko. Momentalnie wszystkie ciała ogarnęły płomienie, izolując od was demony.
-Lepiej, żebyście nam więcej nie wchodzili pod kosy-wstał, przeciągając się jak po drzemceNo, ludzie, zbieramy się. Gloria Luciferi!
Kiedy demony odpowiedziały tymi samymi słowami na okrzyk swego dowódcy, płomienie buchnęły aż pod samo niebo. W kilka chwil później, gdy opadły, jedynym znakiem niedawnej obecności demonów były kupy zwęglonych, zmasakrowanych ciał.

    Bilans pierwszej bitwy:

    Zniszczonych oddziałów 2 (jeden dowodzący): 50x3=150 złota
    Straconych oddziałów 0: -0 złota
    Procent zwycięstw: Eiria 75% (3/4); Lucious 50% (4/7); Azrael 40% (2/5); Arbilith 60% (6/10)
    Jeńcy: 200 daemo
    Zrealizowane cele strategiczne i dodatkowe: brak

    Wypłata:

    Eiria: 0,75*150 + 50 (najwyższy procent zwycięstw) = 163 złota
    Lucious 150*4/7 = 85 złota
    Azrael 150*0,4 = 60 złota
    Arbilith 150*0,6 + 50 (najwięcej stoczonych walk) = 140 złota

Reyned - 2010-05-20, 17:00

Syknął chowając rapiery do pochew. To koniec, a on się jeszcze nie wyładował. Z drugiej strony, danie się ponieść emocją, było potworną wadą. Na szczęście ochłaniał w zdatnym tempie.
- Oddziały, przegrupować się! – Jak szybko i sprawnie oddziały ustawiały się, niestety było to nie najlepsze ułożenie. Zdrowi wchodzili na przody zasłaniając najbardziej rannych.
- Najbardziej zdatni do walki pilnować jeńców! Reszta pomóc wszystkim rannym, jakich znajdziecie!
Należało się szybko zorganizować i odejść z tego miejsca. Za razem jednak okazuje się, że posiadali błędne informacje. Daemo mieli czekać na pomoc stworów wodnych…chyba, że napadli nie ten posterunek, zaś jakąś zmyłkę mającą nas opóźnić!? Nie mógł pogodzić tej misji.

Wisz - 2010-05-20, 17:23

Zniknięcie demonów wzbudziły u Azraela mieszane uczucia. Z jednej strony był wściekły, zarówno z powodu, że wróg uciekł, jak też z tego, że ta bitwa miała tylko odwrócić ich uwagę od innych, być może ważniejszych działań wroga. Z drugiej jednak strony poczuł swego rodzaju ulgę, że to już koniec, gdyż pokonanie żniwiarzy wydawało się niemożliwe. Zaczął rozglądać się po polu bitwy. Ciała zabitych tworzyły swego rodzaju mozaikę, po układzie której można było poznać, gdzie walczyły dane oddziały. W tym czasie podeszli do niego dowódcy poszczególnych jednostek niebian.
- Wróg uciekł, Azraelu - przed innych Volirae wystąpił Michał. Reszta zerkała za jego pleców, nie będąc pewnymi reakcji kapłana na ucieczkę wroga.
- Tak, wiem. Okazaliśmy się niegodni. Nie dość, że daliśmy im uciec, to ci żniwiarze jeszcze nas upokorzyli. Nie zdziwię, się, jeśli za to spotka nas kara od Inkwizycji. Zresztą... Zasłużyliśmy na nią.
- A co mieliśmy zrobić! - wykrzyknął tymczasowy dowódca kapłanów. Mieliśmy za mało wojska, by móc sprostać temu przeciwnikowi. Jeśli inkwizytorzy są tacy mądrzy, to nie sami staną do walki!
- Nie bluźnij Michale - przerwał mu Azrael, wiedząc, że jego towarzysz może w gniewie wykrzyczeć rzeczy, za które będzie musiał ponieść konsekwencje. Całej sytuacji z boku przyglądał się z ukrywaną obojętnością Roze. - Wina leży przede wszystkim w nas samych. Zaś do Inkwizycji należą inne zadania niż bezpośrednia walka z wrogiem. A teraz się opanuj. Musimy przeczesać pole bitwy w poszukiwaniu rannych i dodatkowych jeńców. Udaje się do swojego oddziału. Michale, chciałbym, byś mi towarzysz.
.......................................................
- Widzisz, są rzeczy, o których nie wiesz przyjacielu. Bo skąd zresztą masz wiedzieć, że w naszych szeregach jest wysłannik Inkwizycji? -spojrzał na Michała. - Obawiam się, że Twój wybuch nie zostanie nieodnotowany.
- Kto jest tym szpiegiem?
- Nie szpiegiem, tylko wysłannikiem - poprawił go Azrael. Tą informacje zostawię dla siebie, będzie Cię to motywowało do większej pracy nad sobą.
........................................................
- Bracia, bitwa dobiegła końca, czas, byśmy rozpoczęli swą posługę. Azrael przemawiał do tych kapłanów, którzy przeżyli i mieli siły jeszcze stać. - Pamiętajcie, przede wszystkim leczymy naszych, dopiero potem, jeśli będziecie mieli siły, możecie pomóc najemnikom. A teraz do dzieła.

Elendu - 2010-05-20, 17:23

Opóściła broń, zdezorientowana. Zwiali? Ot tak? Kiedy przez nieporozumienia dowódców mogli wszyscy poginąć? Rozejrzała się po swoich oddziałach. Nie było źle, kilkoro rannych, powinni łatwo się wylizać. Mieli szczęście, w przeciwieństwie do jednostek innych dowódców. Za jej plecami rozległy się kroki. Ucieszyła się, widząc Christine. - Chodź - Powiedziała do niej spokojnie doradczyni, po czym odprowadziła poza zasięg słuchu żołnierzy - Ty idiotko - Zaczęła zimnym, pozornie spokojnym głosem - Wiesz coś ty zrobiła? Widziałaś w ogóle do czego doprowadził twój lekkomyślny atak? Mogliśmy to wygrać, ale nie! Ty i nasz rodak wszystko zaprzepaściliście swoją lekkomyślnością. Obserwuj! Zastanów się!
- Przynajmniej próbowałam walczyć, nie to co niektórzy - mruknęła naburmuszona
- I tą swoją próbą odsłoniłaś całkowicie dowódcę ludzi. Bardzo mądrze. gdybyś zaatakowała drugi oddział, wystawiłabyć przeciwnika na widelcu, zamiast serwować danie ze sprzymierzeńców. - Strofowana dowódczyni zwiesiła głowę, walcząc z gniewem, wstydem i poczuciem winy - Co ty robisz? Głowa w górę, wzrok przed siebie. Chcesz jeszcze bardziej zniechęcić swoich podwładnych? Nie masz się dołować, ale uczyć! Wyciągnij wnioski z tego co się dzisiaj stało i zastosuj na przyszłość. Acha, i roześlij zdrowe dziewczyny do pomocy, moje już mają pełne ręce roboty. I uśmiech na twarz. Niech wszyscy wierzą, że wszystko idzie zgodnie z planem. Najgłupsi może się nabiorą - Uśmiechnęła się ironicznie, patrząc na rannych, zdezorientowanych i zmęczonych żołnierzy różnych ras. Zdrowe brzytwy, na rozkaz dowódczyni, dołączyły do kordonu pilnującego więźniów. Mistycy krążyli po polu bitwy, udzielając pomocy tym, którzy tego potrzebowali

Vogel - 2010-05-20, 17:25

- NIEEE!!!!!! - Krzyk przerwał ciszę która zapadła po zniknięciu demonów. Przywódca ludzi rozejrzał się po polu bitwy patrząc na zbezczeszczone ciała swych żołnierzy, był gotów ślepo rzucić się w pogoń gdyby była taka możliwość wiedział jednak iż nie ma na to szans.
- Gorazd :!: - Stary włócznik po chwili pojawił się przy dowódcy - Ranni niech udadzą się do skrzydlatych kapłanów po leczeni Ci którzy maja dość sił niech zaczną zbierać poległych nie możemy ich tak zostawić nie zasłużyli na to.
- Racz wybaczyć panie alt Ty także powinieneś udać się do medyków.
- Nic mi nie jest - Schował do pochwy miecz na którym jego własna krew, spływająca z ramienia, pokrywa warstwą tą należąca do demonów. - Są tu pilniej potrzebujący pomocy.
- Panie...
- Gorazd wydałem już rozkazy odejdź je wykonać.
Włócznik ukłonił się niechętnie opuszczając dowódce.

Reyned - 2010-05-20, 17:46

Oglądając jak wszyscy się zbierali, powoli rozmyślał nad tym, jak poszły ich działania. W pewnym momencie stwierdził, że ochłonął już w pełni, a napięcie opadło, z swojego niebezpiecznie wysokiego poziomu.
Najpierw postanowił pójść do dowodzącej drugich oddziałów sidhe. Gdy tylko się zbliżył, kiwną głową w jej stronę. Po czym przemówił
- Nie wiem czy już wiesz, ale oddziały bratobójców zostały dobite, gdy przegrywały walkę z moimi oddziałami przez oddziały Volirae. Byłaś daleko od wroga, staraj się nie zdradzić, że wiedziałaś iż ich obecność ma miejsce, oraz nie wahaj się od kontry, gdyby zaczepił cię jakiś skrzydlaty. Łamią nam honor przez naginanie wartości, pozwól że ja pierwszy porozmawiam z dowódcą jako osoba która najbardziej została urażona. Przekażę ci wynik rozmowy i zrobisz co uważasz. Wybacz, ale muszę już iść siostro. – skinął ponownie głową i odszedł w stronę dowódcy Volirae

***

Gdy dowódca Sidhe odszedł jeden z szermierzy w barwach Arblitha podszedł do Eiri
- Wybacz, panno. Czy jest miejsce w twoich oddziałach…znaczy…Może i Aureanu są jednym z głównych rodów na terenach z których się wywodzą ale…Nie rozumiem dlaczego Arblith w pełni przestrzegał rozkazów od ludzi, no i…Ogólnie to bezsensowne, popełnił masę błędów wpadając w furię gdy Volirae tak bardzo nami wzgardzili, patrząc po tym jak Aureanu zostali poszkodowani przez ludzi, na tyle nimi gardzą, że na rodzinę zbyt pilnującą swego honoru, na pewno nie będzie w stanie nawet przeprosić słowem Luciusa, co oznacza że niedługo nasze oddziały zostaną stąd wypisane, a żołd mamy tu najlepszy…no i nie chce aby potem traktowano mnie, jako żołnierza głupca który nie wie kiedy skończyć wojnę… - szermierz był zdecydowanie zakłopotany, po chwili skinął głową mówiąc – nieważne, proszę o wybaczenie – po czym wręcz odbiegł.

***

W końcu Arblith doszedł do Azraela.
- Chcę otrzymać wyjaśnienia w sprawie czynu twoich oddziałów, dlaczego dobito przegrywające z nami oddziały bratobójców? Rozumiesz chyba, że nie mogę zostawić tej sprawy w milczeniu, a potem może nie być więcej okazji, na stoczenie tej rozmowy – stał prosto, a jego twarz, nie wyrażała najmniejszych uczuć.

Elendu - 2010-05-20, 18:04

Słowa Arblitha zaskoczyły ją. Nie wiedziała co dokładnie stało się z zdradzieckimi Sidhe, nie miało to jednak dla niej znaczenia tak długo, jak długo poniosili karę. Wiedziała, skąd wynikało takie a nie inne zachowanie jej rodaka, martwił ją jednak potencjalny jego efekt. Nie życzyła mu źle, nie chciała, żeby stracił tak intratne zajęcie i w konsekwencji okrył się hańba większą niż niezabicie zdrajcy.
Jej zaskoczenie zostalo pogłębione przybyciem samotnego żołnierza. gdy mówił, przez myśl przebiegały jej rozmaite myśli, wiedziała jednak dwie rzeczy. Że nie może przyjąć biedaka i że musi porozmawiać poważnie z męskim dowódcą Sidhe.
Czemu nie mogła go przyjąć? Bo byłaby to zdrada wobec rodaka, pchnięcie w plecy. Mogłoby sprowokować pozostałe jego wojska do zmiany dowódcy, a to by go jeszcze bardziej pognębiło. Drugi powód był bardziej prozaiczny. W oddziale miała same dziewczyny, przyzwyczajone do kobiecego towarzystwa. Wprowadzenie do oddziału mężczyzn podczas misji mogło mieć fatalny wpływ na morale, moralność lub jedno i drugie. Trzeci powód mignął jej tylko przez chwilę, jednak szybko odgoniła tę myśl. A co jeśli mężczyzna jest szpiegiem, mającym wybadać jej reakcję? Nie chciała doprowadzać do konfliktu. A już na pewno musiała przekazać Aureanu, żeby zwrócił większą uwagę na podkomendnych. Rozejrzała się, zastanawiając, gdzie byłaby najbardziej potrzebna. Po chwili wahania ruszyła w kieruku, w którym spodziewała się znaleźć przywódcę ludzi. W myślach przygotowała się na krytykę, musiała jednak wcześniej czy później stanąć z nim twarzą w twarz, a wolała teraz, póki był osłabiony walką, choć pewnie czas zagłuszyłby część jego emocji.

Vogel - 2010-05-20, 18:28

Stał przed rosnącym stosem ciał, w większości rozczłonkowanych, zmasakrowanych nie do rozpoznania. Nie czuł już gniewu zobojętniał na sytuację, osłabiony pozwolił się w końcu patrzeć odmówił jednak odpoczynku, do czasu ukończenia pochówku choć zdawał sobie sprawę, iż potrwa to zapewne jeszcze cały kolejny dzień czego on nie jest w stanie wytrzymać. Nagle poczuł szarpniecie i silny ból w szczęce, Yaskra usiadła na piersi dowódcy i ponownie zamierzyła się uzbrojoną w kastet pięścią. Łzy spływające z jej oczu kapały mu na twarz gdyby mogła mówić zapewne zrugałaby go najplugawiej jak potrafiła.
- Rozwiązuje Twój oddział - Kolejny cios spadł na jego twarz tym razem znacznie słabszy, desperacji - Wracasz do domu.
Yaskra zerwała się i pobiegła w stronę lasu mijając łuczników którzy powrócili usłyszawszy o zakończeniu walk przybyli pomóc. Lucious nie był w stanie sam wstać więc dwóch żołnierzy chwytając go pod pachy zaciągnęło go pod pobliskie drzewo zapewniające cień i widok na powstający kurhan.

Wisz - 2010-05-20, 19:07

Próbował ogarnąć sytuację i zaprowadzić porządek w szeregach po bitwie. Dzięki karności Volirae nie było to dużym problemem. Ciała poległych niebian były układane na stosy, wokół których zaczęto układać drewno. Ścierwa demonów układano na oddzielnej gromadzie. Pochwytani jeńcy byli pilnowani przez strzelców. Słońce zaczynało świecić coraz bardziej. - Poślijcie po dowódcę szybowników - nakazał jednemu z kapłanów.
.............................................
- Czego żądasz, bracie Azraelu?
- Wyślij kilku swoich najsprawniejszych ludzi do naszego obozu. Niech przekażą informację o tym, co się stało, jak też obecnej sytuacji.
.............................................
Stał przed nim Arblith. Domagał się wyjaśnień. To samo w sobie było dla Azraela zabawną sytuacją.
- A kim Ty jesteś, najemniku, by domagać się ode mnie, przedstawiciela Inkwizycji, jakichkolwiek wyjaśnień? Mimo, iż nie spędził dużo czasu z Sidhe (i miał nadzieję, że to się nie zmieni), to już mu przeszkadzał ten ich zimny wyraz twarzy, pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Zimni. Dużo bardziej pasowałoby do nich określenie obślizgli.
- Wydałem rozkaz, który był najwłaściwszy w danym momencie. Bo w czasie, gdy wy bawiliście się ze swymi pobratymcami - spojrzał ze złością na Arblitha - my musieliśmy odpierać ataki demonów, ponosząc przy tym duże straty. Nie zapominać, kto Ci płaci. A jeśli już ktoś ma prawo wymagać wyjaśnień, to ja. Czemu nie dostosowaliście się do wydanego rozkazu?

Reyned - 2010-05-20, 19:28

- Tamci Sidhe byli najemnikami wroga, zaliczali się do jego wojsk. Poza tym, podporządkowałeś mnie pod dowódcę ludzi, a jego rozkazem było rozpoczęcie walki od pozycji w lesie, nie dostałem żadnych późniejszych poleceń. – Odparł, po czym spytał – a co powoduje, iż uważasz się za wyżej postawionego ode mnie? Płacą na obu frontach, a same pieniądze są dla mnie wynagrodzeniem, co najmniej trzeciorzędnym, więc nie jest to stosowny argument. Póki prowadzimy dyskusję, mam nadzieję, że nie będziesz się zbędnie wywyższał. – Taki był fakt. Żaden z nich nie był postawiony wyżej od drugiego, lecz wciąż, Arblith został potwornie urażony. Właściwie nie on sam. – Przełożę to na przykład, który zrozumiesz:
Przyjmijmy, że komuś z twoich Volirae Daemon opanował rozum, nie wiesz o tym, jednak on obraża Ciebie, Twoją rodzinę, Znajomych, Żołnierzy, Oraz Boga. Czy gdybyś walczył z nim, a ktoś inny od ciebie, na dodatek nie z twojej rasy, wymierzył mu ostateczny cios tuż przed tobą, po czym zaczął się unosić gardząc twą dumą, przyjąłbyś to z radością? Żądamy tylko dwóch rzeczy: Informacji, kto wydał rozkaz, oraz dlaczego. A chcę wyłącznie jednej: Przeprosin od osoby, która to zrobiła, jeżeli jej powód nie będzie dla niej wystarczającym wytłumaczeniem. – stał wciąż tak samo, może nie na baczność, lecz wciąż wzniośle. Mówił spokojnie, oraz głosem, który raczej nie był głośny, ale również nie specjalnie cichy.
Urokiem tej postawy było to, iż uczą się jej wszyscy Sidhe, gdy tylko zrozumieją jakie ideały ma ich rasa, dzięki czemu nabędą swą dumę i godność.
- Chciałbym jeszcze zaznaczyć, iż nie tylko ja jestem urażony. Sidhe z moich oddziałów, którzy brali udział w walce mogą zacząć wami gardzić, a jeżeli się okaże, że dowódca drugiego oddziału wojsk sidhe wiedział o tych wydarzeniach, również może się domagać uhonorowania, bądź rozpocząć konflikt za to, iż nie dopełniłem z waszej winy obowiązku. Twoje wojska czeka długi i monotonny postój, jak przed tą walką, jeżeli zajdzie potrzeba wymiany oddziałów z tymi z innych frontów. Jeżeli nie chcemy, aby cała wojna przeszła nam koło nosa, starajmy się przynajmniej pokojowo współistnieć, lub omijać bez przesadnych wojen.

Elendu - 2010-05-20, 19:40

Widząc płonący stos i wpatrującego się weń oficera, zatrzymała się. Stała w pewnej odległości, nieco ukryta w cieniu. Jej wojska nie mogły jej tutaj widzieć, nie musiała więc udawać. Pochyliła głowę w milczącej modlitwie za zmarłych, jej oczy zalśniły, jednak nie wypłynęła z nich ani kropla. Nie płacz, nie okazuj emocji, bądź zimna. Nie było to łatwe, nie, kiedy wiedziała, że nie musieli ginąć, że jej lekkomyślność do tego doprowadziła. I nie ona na tym ucierpiała. Była jednak dowódcą Sidhe, kiedy stos zaczął przygasać, wślad za wzlatującym dymem i z jej duszy uniósł się ciężar poczucia winy, zostawiając tylko cichą determinację. To się nie powtórzy. Zrobi wszystko, żeby nie popełnić więcej tego typu błędu. Podniosła twarz, przyozdobioną idealną maską Sidhe, nieprzeniknioną dla nikogo spoza ludu.
***

Młoda Sidhe podeszła do dowódcy ludzi, ignorując jego wojska, i z wahaniem położyła mu rękę na ramieniu, nie patrząc na niego, ale na przygasający stos. W jej postawie coś się zmieniło. Była wyprostowana, jakby nieporuszona tą tragedią, ale jednocześnie poważna i jakby zamyślona. Nie powiedziała ani słowa, czekając najpierw na reakcję Luciousa. Ręka paliła ją od dotyku, nie przywykła do wyrażania emocji w taki sposób, nie cofnęła jej jednak.

Vogel - 2010-05-22, 10:59

Nie zareagował, nie wiedział jak. Klęska jakiej doznał była w dużej mierze jej winą a mimo to nie chciał a może nie potrafił jej nienawidzić. Była tez inna przyczyna, nastroje panujące wśród ludzi nie były najlepsze, widok naskakującego dowódcy na oficera najemników mógłby wywołać zamieszki i zwiększyć niepotrzebnie ilość ofiar.
- Panie - Gorazd ukłonił się po czym spojrzał na Eiri wkładając w to tyle nienawiści ile było możliwe. - Nie rozumiem czemu odsyłasz Yaskrę, może w tej bitwie jej łucznicy nie mogli nam pomóc ale to dobry oficer i ma poważanie wśród ludzi.
- Pomóż mi wstać - Włócznik chwycił wyciągniętą dłoń i pomógł wstać oficerowi, po czym odwrócił się do Eiri i spojrzał jej prosto w oczy - Yaskra jest młoda, porywcza i nierozważna. Armia to nie miejsce dla smarkul pragnących akceptacji tatusia, są zbyt niebezpieczne dla siebie a zwłaszcza dla innych.

Elendu - 2010-05-22, 11:41

W mimice i postawie młodej Sidhe nic się nie zmieniło, choć słowa zraniły ją równie mocno jak stal. Skłoniła lekko głowę, nie w geście poddania, ale w prostym potwierdzeniu że przyjęła i zrozumiała przekaz zawarty w tych słowach. - Każdy kiedyś jest młody, każdy kiedyś się uczy. Najważniejsznie, żeby nauka nie poszła na marne. Co się stało, to się nie odstanie. - Powiedziała spokojnie. Spojrzała w oczy Gorazda, zmuszając go do odwrócenia wzroku. - Każdy błąd opłacony jest cierpieniem, każda lekcja jest trudna. Zwłaszcza, jeśli za czyjś błąd cierpią inni - Powiedziała na tyle cicho, żeby tylko najbliżej stojący mogli usłyszeć. - Wiem, że słowa nie znaczą wiele, ale przynajmniej jeden z winnych przyznaje się do błędu i błaga o jego wybaczenie. Zrobi wszystko, żeby sytuacja się nie powtórzyła - Pod koniec jej głos jeszcze bardziej ścichł, w oczach coś zalśniło wilgocią, szybko jednak zniknęło. Nie czekając na odpowiedź odwróciła się i odeszła, nadal pozornie nie poruszona, jakby jedynie przekazała wiadomość.
Wisz - 2010-05-23, 18:43

- Więc jeśli nie zależy Ci na pieniądzach, to na czym? Posiadanie innych motywów u najemnika wydało się Azraelowi co najmniej dziwne. - Co do Twojej potrzeby równości. Widzisz, mi sytuacja wydaje się prosta i klarowna. Jestem tu osobą reprezentującą interesy Inkwizycji, która to prowadzi tą krucjatę, jak i wypłaca Ci i Twoim ludziom złoto. Ty zaś jesteś tylko jednym z najemnych dowódców. Wymagam od Ciebie jedynie byś wykonywał rozkazy i nie sprawiał problemów, to chyba nie jest zbyt dużo? Zaś na czas bitwy podlegałeś panu Luciousowi, ponieważ moje oddziały były daleko, zaś Lucious również należy do sił papieskich, co stawia go w szeregu za mną, chyba, że moi przełożeni postanowią inaczej. Zresztą osobiście rozesłałem swoich ludzi z rozkazami, widać posłaniec padł przed przekazaniem rozkazów. Postanowił, że od teraz będzie wysyłał co najmniej dwóch posłańców, by uniknąć takich niezręcznych sytuacji. Jeśli zaś chodzi chodzi o twe pytania odnośnie zemsty i zdrajcy. Osobiście satysfakcjonowała by mnie myśl, że ktoś taki nie żyje. A kto go zabił, gdzie i jak, byłoby dla mnie co najmniej mało istotne. Zresztą w czasie bitwy nie ma czasu na tego typu rozterki, co Tobie jako bardziej ode mnie doświadczonemu dowódcy powinno być wiadome. Do Azraela podszedł jeden z kapłanów chcący zdać raport z działań po bitwie. - Jak widzisz, wzywają mnie ważniejsze sprawy niż czcze pogaduszki. Mam nadzieję, że odpowiedziałem już na wszystkie twe pytania. Zresztą przewiduje spotkanie dowódców, jak tylko każdy z nas doprowadzi się do porządku.
Reyned - 2010-05-23, 19:13

Arblith, Arux andre Aureanu ringte Sneachta

W pewnym momencie Arblith po prostu zaczął się śmiać.
- Myślisz, że co robię na posterunku z dala od frontu, na którym ciężej jest zginąć? Jak tu trafiłem? Bo chciałem. Ciebie po prostu przydzielili, bo oni tak chcieli. Czujesz różnicę? – Spytał powoli – ma tu swoje sprawy, a z inkwizycją mojej rodzinie układało się na tyle dobrze, że nie martwiłem się zbytnio o jej zdanie. Rozumiem też o twoje dowodzenie, ale jedno musisz zrozumieć – cały czas lekko się uśmiechał – nasze obyczaje i wartości. To właśnie wedle nich większość z nas się obraziła, i jeżeli w przyszłości inne wojska mojej rasy, zaatakują któryś z moich oddziałów, mam jedną prośbę: przegrupuj oddziały i uderz gdzie indziej. W przeciwnym wypadku módl się aby z twojej ręki nie padł cios decydujący. – Przeczesał ręką włosy – nie martw się, uspokoję chłopaków, pewnie nie wiedzieli, że wy również nie mieliście z takimi jak my wcześniej znajomości.
Z tyłu zaczynało dobiegać wołanie imienia Arblitha, więc ten ukłonił się tylko lekko
- mnie też wołają, porozmawiamy później, jak już wydostaniemy się z tego żałobnego miejsca.
Po tym zdaniu zaczął wracać do oddziałów. Zdecydowanie Azrael poprawił mu teraz humor. Chociaż z drugiej strony to będzie irytujące, zarazem skrzydlaci jak i ludzie nie znali ich obyczajów, toteż, będzie ich trzeba w całości wyedukować i przymknąć oko na parę błędów. Co prawda nie wiedział, co z posłusznością Volirae, skoro ich dowódca jest tak wzniosły, może zacząć twierdzić że obyczaje sidhe mało go obchodzą?
Arblith stanął na moment i pomasował z tyłu kark. Jeżeli dojdzie do pojedynku między nim a skrzydlatym, na pewno go stąd przeniosą, na inną rękę jest fakt, że jego siostra zapowiedziała przybycie, a jej metody są na tyle radykalne, że jak spuści ją z oczu, to w tej brygadzie zabraknie kandydatów do stanowisk dowódców. Brzuch rozbolał go od tej myśli, już widzi jak jego siostra policzkuje każdego człowieka, który będzie na tyle śmiały aby odezwać się do członka rodziny Aureanu, już widzi jak pluje na święte księgi Volirae gdy ci zapominają bądź nigdy nie słyszeli o jakiejś z zasad Sidhe, już żałuje jak by wyglądało udzielanie reprymendy Eiri za jej nierozważny atak na chordę wroga…Oraz jak kończy się jego żywot za to, że chociaż jeden z Daemo nie skończył w niewoli, mimo iż według niej, zapewne cały obóz powinni mieć w garści. To by było bolesne…ale przecież mówili iż szanse na znalezienie nowego obozu będą niewielkie, z racji jego przemieszczania się…

W pewnym momencie doszedł do swojego sługi, ten wręczył mu plik zapisanych kart. Przejrzał je po kolei
- Bałem się że będzie więcej – odetchnął z ulgą – chociaż najbliższa noc miła nie będzie…zaraz – wyjął z pliku jedną z kart – jeden z trojaków rodu Yatsiganii zmarł w pierwszej bitwie? Oby nie odebrali tego zbyt boleśnie, są zbyt ważni, jeżeli chodzi o pozyskiwanie dodatkowej broni dla oddziałów… - przejrzał je do reszty, po czym schował za swoją skórzaną szatą. – Gdzie ciała?

Gdy doszli na miejsce, zatrzymał się chwilę w ciszy, po czym machnął ręką. Cały stos zapłoną od razu, a on stał i wpatrywał się szklistymi oczami. Najważniejsze, aby nie uronić ani łzy…w innym wypadku, dusza może się obrazić, za to, że uważamy ją godną pożałowania…
- Daj mi swój sztylet. – Powiedział do zabójcy który wciąż był z nim. Następnie ową bronią odciął sobie ‘ogon’ z włosów i wrzucił go do ognia. – Wiem, to stary zwyczaj – rzekł lekko się uśmiechając, po czym oddał sztylet, – Ale niektóre, dają wyraźną ulgę – był to jeden z naprawdę starych zwyczajów, dowódcy spalali jakąś z ich należności, w grupowym grobie ofair z ich armii. – Poza tym, i tak nie domyłbym ich z tej krwi. – Patrzył w ogień i gwiazdy. – co z tobą zrobić…Luciousie the Layle?

//ostatnia akcja tłumaczy dlaczego na portrecie-chibi Arblith ma krótkie włosy, i takie one już zostaną.
Jestem gotowy do przejścia timeskipu do obozu przed następną misją

Wisz - 2010-05-24, 09:55

Azrael

"- Nie martw się, uspokoję chłopaków." Tych najemników sidhe trzeba sprowadzić na ziemie, bo chyba zapomnieli kto tu słucha rozkazów - pomyślał. Ale chwilowo nie to było jego największym problemem. - Roze, pozwól na chwilę. Wysłannik Inkwizycji akurat "przypadkiem spacerował wokół Azraela w czasie rozmowy.
- Tak, bracie Azraelu, stało się coś?
- Nie, nic, mam tylko nadzieję, że jeśli będziesz zdawał raport Inkwizycji, nie zapomnisz wpomnieć o tym, że z jednej strony muszę walczyć z wrogiem i wykonywał rozkazy Oficjum, zaś z drugiej muszę użerać się z sidhowskimi najemnikami we własnych szeregach.
- Przekaże to, co widziałem i słyszałem, nic poza tym.
- Mam nadzieję, Roze, mam nadzieje. Teraz wybacz, chce wziąć udział w obrzędzie za poległych braci w wierze. Trzeba oddać cześć poległym.
- Rozumiem, bracie Azraelu.
.................................
Też już mogę kończyć.

Vozu - 2010-05-24, 15:33

Długo po obrzędach pogrzebowych, znacznie później, niż przyjechały tabory, przybyli wysłannicy Inkwizycji. Oficjum znane było ze swej tendencji do niespodziewanego pojawiania się w różnych miejscach, sprawnego załatwiania swych spraw i ponownego znikania w czeluściach portali.
Tak było i tym razem: dumna gwardia Inkwizycji wychynęła z magicznych wrót, akompaniowana przez tłum najemnych dozorców, burych i pospolitych przy świetlanej dostojności członków Oficjum, którzy pilnowali porządku przy przejmowaniu jeńców.
Nadzorujący wszystko inkwizytor w oficjalnych, niebojowych szatach przykazał oficerom dopilnowanie porządku, sam zaś udał się do Azraela, przed którym zjawił się z wyrazem twarzy, jakiej nie powstydziliby się aniołowie słusznego gniewu.

Vogel - 2010-05-25, 08:55

Trudno było zmyć z siebie taka warstwę skrzepłej krwi mając do dyspozycji jedyne zimna wodę z rzeki.
- Nadal uważam, że to błąd ją odsyłać - Stosunek Gorazda do dowódcy uległ sporej przemianie z początkowo uniżonego sługi stał się pewnym siebie wojownikiem wyrażającym i potrafiącym bronic własnego zdania, idealny kandydat na oficera.
- Nawet jeśli dzięki temu Ty awansujesz? - Lucious uważnie obserwował twarz rozmówcy, ta jednak nie drgnęła, nie pojawił się nawet znikomy błysk w oku. Gorazdowi nie zależało na statusie co także podnosiło jego wartość. - Słuchaj - Dowódca ludzi zdjął już zbroję oddając ją dwóm młodzikom w celu wyczyszczenia, co pomimo ich starań nie było łatwą rzeczą. - Yaskra jest ochotniczka powołaną przeze mnie i ja ja mogę ze służby zwolnić, to nie jest jej wojna jej miejsce.
- A czyje jest? - Zapadła cisza, włócznik zastanawiał się co sam powinien zrobić ze swoją tuniką, nie dysponował zapasową a wizja spędzenia nocy nago lub w mokrym ubraniu wcale co nie cieszyła.
- Gorazd rozkazy są gotowe Yaskra wraca, zgarnia żołd i jest wolna dla Ciebie natomiast przygotowałem już nominację oficerską, a za te głowy które straciłeś w bitwie awans to tylko formalność. - Poprawił ubranie, pozbawione insygniów, które nosił przed wyruszeniem do boju. Poklepał i kieszenie i znalazł to czego szukał sakiewkę z silnie aromatycznym ziołem szczyptę którego wziął do ust. - No teraz jestem gotów na spotkanie z jaśnie oświeconymi.
Skierował się w stronę obecnego obozu skrzydlatych.

Wisz - 2010-05-25, 13:09

Azrael

Zauważył idącego w jego stronę Inkwizytora. Zarówno po jego wyrazie twarzy, jak też gwałtownych ruchach można było się spodziewać, że Azraela czeka kolejna już dziś niemiła wymiana zdań. Tyle problemów i przeszkód stanęło ostatnio na drodze młodego kapłana.
- Ale mimo to nie poddać się, Stworzycielu i nigdy się nie złamię - powiedział cicho sam do siebie. Inkwizytor był już na wyciągnięcie ręki.

Vozu - 2010-05-25, 13:48

-Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo zawiodłeś Oficjum i Jego Świątobliwość-powiedział z gorzkim wyrzutem, gdy już podszedł do kapłana. Inkwizytor wyglądał na typowego oficjalistę, zadzierającego nosa i patrzącego na wszystkich z góry, jednak nie można było niczego być pewnym: w Inkwizycji często takie osoby pamiętały doskonale naprawdę okrutne boje.
-Nie zatrzymałeś sił morskich od zabrania stąd tych plugawych demonów, nawet nie widziałeś jednego natudea! Wystawiając mizerne siły, nad którymi trzymałeś przewagę liczby, wyszkolenia i karności, zdołali cię zatrzymać i uciec; nie podołałeś nawet przetrzebieniu tych odwracających uwagę sił, też ci uciekli! A z raportu który otrzymałem jasno wynika, że cały ciężar bitwy leżał na barkach najemników.
Inkwizytor wziął głęboki oddech i zmierzył Azraela wzrokiem.
-Aby przenosić góry, trzeba najpierw podnosić kamienie. Jak chcesz służyć sprawie, jeżeli nie podołałeś nawet z drobiną piasku?

Wisz - 2010-05-25, 14:52

Azrael

- Cały ciężar bitwy leżał na barkach najemników - powtórzył i uśmiechnął się posępnie, stojąc przy tym na baczność. - Jeśli to na tych zdradliwych i nic nie wartych heretyckich najemnikach spoczął ciężar bitwy, to czemu moje oddziały poniosły największe straty i jako jedyne starały się wykonać rozkaz pojmania jak największej liczby wrogów? Czemu to ja, nie zaś inni dowódcy odniosłem rany i ledwo uszedłem z życiem, stawiając czoła oddziałowi żniwiarzy, który reszta omijała w obawie o straty i porażkę? Ja tu, zamiast zajmować się dowodzeniem, muszę tracić czas na śmiesznych rozmowach o obyczajach sidhe, zaś każdemu z pozostałych dowódców wydaje się, że to on i jego oddziały są najważniejsze, ośmielając się ignorować moje rozkazy oraz groził moim posłańcom. Zaatakowaliśmy miejsce, które było oznaczone na mapie. Zaś na to, że jakiś idiota źle je umiejscowił i główne siły wroga były gdzieś indziej, to już nie mam wpływu. A wróg nie wystawił żadnych marnych sił, tylko wojsko niewiele liczniejsze i nieustępujące walecznością oraz umiejętnościami naszym i z którego pokonaniem nasze połączone siły miały problem, zaś jeszcze dodatkowo siły najemnika Arblitha zostały wciągnięte w zasadzkę. W obecnych okolicznościach sam fakt, że nasze oddziały nie poszły w rozsypkę można zaliczać jako pewien sukces. Mówił coraz szybciej i głośniej, zaś dłonie zaciskały się coraz mocniej na kosturze. Azrael wiedział, że wina za obecną sytuację głównie leży po jego stronie jako dowódcy, lecz komentarze Inkwizytora doprowadziły go do wściekłości. W tej chwili wyraz jego twarzy nie różnił się wiele od twarzy wysłannika Oficjum. "Ciężar bitwy leżał na barkach najemników". To nawet na miano kpiny nie zasługiwało. Był ciekaw, czy to Roze sporządził ten raport, czy może ktoś inny. Obiecał sobie, że dojdzie tego i "podziękuje" tej osobie osobiście. Teraz już widział, że był zbyt miękki wobec podległych mu wojsk. Ale więcej błędów nie zamierzał popełnić.

Reyned - 2010-05-25, 15:29

Sidhe również zdołały rozbić sobie mały posterunek. Obecnie Arblith miał już całe problemy za sobą, kilka bandaży go nie ominęło, lecz nie było to aż tak poważne jak wydawało się podczas bitwy, zwłaszcza przy uzdrowicielach Volirae, którzy mimo wszystko chyba leczyli już ludzi z każdego odłamu sił dowodzenia.
Wpatrując się, co jakiś czas na skrzynie w której leżał teraz skórzany płaszcz bojowy (nazwijmy go tak, bo z kolczugi, obłożony był lekko wyłącznie wewnątrz) a co jakiś czas na stół, wypełniał mnóstwo papierów listami, każdy list zwijał potem w rulon, związywał sznurem, a sznur pieczętował, tylko po to aby za sam sznur włożyć kartę z imieniem i nazwiskiem, a potem odłożyć na listę.
Ciężko było oznajmić kto będzie miał bardziej żmudną robotę, Arblith, wybierając tych martwych, do rodzin których, chciał wysłać nie tylko samą kartę, ale i list, czy może sidhe który z racji najmniejszych osiągów w walce, będzie musiał je wszystkie dostarczyć.
Moment ten przerwało jednak wejście do namiotu sidhe w stroju zwiadowcy.
- Zauważony zbliżające się jednostki sidhe w stronę obozu
- Znowuż tamci bratobójcy!? – Spytał
- Nie. Wraz z kompanią podróżną, składającą się z woźnicy i strażnika, jedzie do nas Lejdy Aurelia Endrue Andreanu ri-
- Stój! Do wieczora nam nie starczy czasu, gdybyś chciał wyrecytować każdy jej przydomek, jakiego się nabawiła. Będzie miała swoją okazję, aby wybrać te, którymi chce się pochwalić wśród innych. – Odparł wstając z miejsca. – Z drugiej strony to nie za przyjemna sytuacja. – „Muszę to załatwić nim ona się wtrąci, potem mogę nie mieć prawa głosu, bądź też całość niemiłosiernie się odwlecze, a myślenie i tak sprowadza się do jednego.” Podszedł do skrzyni, wziął najpierw rapiery z skrzyni, jego własny, zdobiony symbolami lodu, oraz odziedziczony po ojcu, pełen znaków wiatru, na całej klindze. Jeżeli tak to wygląda, to właściwie mógł ich nie ściągać.
- Idź po dowódcę ludzi, Luciusa the Layle, i powiedz, że będę czekał na wzniesieniu koło wiatraka, na pewno widział to miejsce w trakcie walki, a jak nie, to go tam zaprowadź. Niech weźmie kilku wybranych ludzi, zwłaszcza dowódców oddziałów, najlepiej każdego jednego, bez wyjątków, ruchy! – Zwiadowca skinął tylko głową i wybiegł. Arblith teraz otworzył skrzynię, nie wziął z niej ani zbroi ani małego płaszczyka od niej, ale wielki zdobny płaszcz, który miał służyć jako odświętny element ubioru podczas jego posiedzenia w wojsku, nie jest w końcu kobietą, aby nosić nie wiadomo ile ubrań. Zarzucił płaszcz na barki, lekko przy tym zmiatając pył z podłogi, po czym wyszedł z namiotu nie zapinając go nawet.
- Sirvid, Edgar, Gilbert, Yannald, Earl, Clavie, do mnie. – Kilka osób na te hasła przyszło do swojego dowódcy, byli to, sumując tak jak ich wymieniał: obie brzytwy, trzech szermierzy, i jeden zwiadowca. Były to osoby, które najlepiej wykazały się podczas poprzedniej bitwy w jego oddziałach. – Biorę was na świadków. – Ruszyli w stronę tartaku.

Tym czasem, w lesie podczas drogi do obozowiska oddziałów.
- Panno, konie powoli się męczą…
- Milcz idioto, odpoczną jak dojedziemy, był tu zwiadowca, więc obóz jest niedaleko. – Kobieta krzyczała donośnie, na swojego woźnice. Choć z drugiej strony, zmieniła nieco zdanie. – Albo zatrzymaj to, pójdę już dalej sama, złoto dostałeś z góry, mój ochroniarz zostaje z tobą, potem niech się uda do posiadłości. – Odrzekła opuszczając miejsce posiedzenia. Przerzuciła tobół z racjami, które jej pozostały przez plecy, i ruszyła do obozu.

Vozu - 2010-05-25, 15:40

Inkwizytor z kamiennym spokojem patrzył na gotującego się Azraela. Szczere oburzenie młodego kapłana nie robiło na nim większego wrażenia.
-Nowe dyrektywy dla ciebie zdają się być odpowiednie do nastroju-powiedział zgryźliwie-Jestem pewien, że na dalekiej północy, z dala od frontu, ostygniesz, a przy okazji nie wpłyniesz negatywnie na działania frontowe, które już dostatecznie skomplikowałeś*...

    *Wskutek długiej historii zmagań w regionach północnych, terytoria tamtejsze zostały podporządkowane Państwu Kościelnemu, jednak istniało okresowe zagrożenie ze strony konsyliów nekromanckich. Ziemie te są na tyle daleko od obecnych regionów zapalnych, że nie ma logicznego powodu by przypuszczać, iż ktokolwiek z nowych wrogów się tam pojawi.

Wisz - 2010-05-25, 16:34

Azrael

Regiony północne. Te wytyczne naprawdę ostudziły go. Równie dobrze mógłby zostać zdegradowany do roli zwykłego żołnierza. Ale szczerze powiedziawszy, spodziewał się surowszej kary. W każdym bądź razie jego wzburzenie zaczęło się ulatniać, zaś Azrael począł myśleć o cieplejszym habicie.
- Inkwizytorze, mam prośbę. Jako, że ta porażka jest wyłącznie moją winą według raportu, zaś ci "dzielni" najemnicy praktycznie sami toczyli bitwę i pewnie tylko dzięki nim ja i moje oddziały jeszcze żyjemy, proszę ich nie karać i nie wysyłać ich razem ze mną winnym na to wygnanie. Swoimi umiejętnościami na pewno lepiej przysłużą się na froncie walki z demonami.

Vozu - 2010-05-25, 16:52

Wysoko postawiony niebianin wyglądał, jakby miał wybuchnąć śmiechem po usłyszeniu absurdalnego żartu.
-Nie sil się na żarty. Wszyscy skrewiliście, więc wszyscy zostajecie wysłani na północ. Może zasłużycie sobie na powrót na front. O ile przeżyjecie. Czarnoksiężnicy nigdy nie ruszali się w lecie...
Wychodził już , zostawił tylko sakwę ze złotem i rzucił na odchodnym:
-Należność za jeńców, do podziału wedle twego uznania. Uprzątnijcie pobojowisko i przygotujcie się do wymarszu, jutro. Roze doprowadzi was do najbliższej wojskowej bazy zaopatrzeniowej. A potem na północ, tym razem nic nie zepsujcie.
W kilkanaście minut później, w okolicy nie było już ani jednego przedstawiciela inkwizycji.
Poza Roze`m.

Vogel - 2010-05-25, 17:26

Lucious the Lalye



Widząc zbliżającego się zimnego barwach Aruxa przyśpieszył kroku, nie miał ochoty na rozmowę z oficerem tym bardziej przez pośredników. Zwiadowca go jednak dogonił i stanął na drodze.
- Pan Arblith, Arux andre...
Zająknął się gdy dowódca ludzi ignorując go ominął nawet nie spoglądając. Ponownie ruszył za nim tym razem jednak zrównał się krokiem Pan Arblith, Arux andre Aureanu ringte Sneachta każe przekazać iż czeka na wzniesieniu koło wiatraka i prosi się o stawienie w asyście zaufanych oficerów.
Lucious zatrzymał się i spojrzał na zwiadowcę jakby go dopiero zauważył.
- Przekaż tą wiadomość przewodzącemu moim Włócznikom Gorazdowi on będzie wiedział co zrobić. Swemu panu tym czasem przekaż, iż stawię się na wzgórzu gdy tylko zakończę rozmowę z Bratem Azraelem.
Po czym ruszył w stronę namiotu skrzydlatych nie czekając na odpowiedź.
****
Uważnie przyjrzał się poselstwu inkwizycji oddalającemu się od namiotu, nikogo jednak nie rozpoznał co w sumie dla siebie uznał za dobrą wróżbę.
****
- Witaj Bracie Azazelu w ten smuty dzień - Mina dowódcy skrzydlatych mówiła sporo o tym co przed chwilą go spotkało i co myśli o swoim rozmówcy - Racz wybaczyć to jak potraktowałem Twego posłańca jednak zjawił się w najmniej odpowiednim momencie. W każdym razie bitwa przegrana a ja nie mam stryczka na szyi więc mają co do nas inne plany, niekoniecznie lepsze.

Reyned - 2010-05-25, 17:44

Arblith, Arux

- ahh…idioto, on już mnie zna… - spojrzał znudzonym wzrokiem na posłańca, który wrócił z nowiną, że każdy kto miał dostać wiadomość, już ją otrzymał, oraz z informacją od Luciusa. – no nic, poczekamy. A ty zachowuj się na przyszłość normalnie, zrozumiesz, gdy sam otrzymasz tytuł, to strasznie nuży…* - Wracaj do obozu, popilnujesz aby wszystko było jak należy, a jeżeli moja siostra pojawi się nim zakończymy sprawy, kryj wszystko jak trzeba.
Żołnierz przytakną, po czym odmaszerował do obozu. Arblith żałował teraz, że pozwolił sobie na po prostu zawołanie tu Luciusa, gdyby wcześniej kazał mu się tu udać na konkretną godzinę, dając uprzednio jakiś zapas czasu, nie czekałby teraz nieokreślenie jak długo, w obecnym bowiem przypadku, jak długo by człowiek na siebie czekać nie kazał, Arblith nie ma nic do powiedzenia, bo z własnej winy czekać musi.

Tymczasem

Zwiadowcy Arblitha, którzy pilnowali obecnie obozowiska stanęli na baczności widząc kobietę sidhe, uważaną za najznamienitszą pośród głów rodu Andreau, i jakoby nazywaną, ‘głową nad głową’, co oznaczało, iż mimo to Arblith dostał w spadku rapier swego ojca, jako dowód, iż panowanie nad rodem spoczywa teraz na nim, to ze strachu przed Aurelią, wszyscy słuchali jej na równi z nim, a czasami nawet, słuchali jej zamiast jego.
Gdy kobieta-ogień ominęła ich jednak bez słowa, cała trójka odetchnęła z ulgą.


*- Sidhe posiadają wiele różnorodnych tytułów nadawanych przez głowy rodów innym, z racji jednak że ich kolekcjonowanie jak najbardziej poszerza sferę wpływów, zwykle zdradza się je tylko podczas poznania, a potem, mówi po imieniu.

Wisz - 2010-05-25, 18:27

- Witam panie Lalye. Kolejna osoba, która miała do niego sprawę. Choć przynajmniej Lucious umiał się zachować i znał swoje miejsce w obecnej hierarchi, w odróżnieniu od butnych sidhe. Mimo to zaczynał tęsknić za swoją samotnią w klasztorze, za dniami, kiedy nikt mu nie przeszkadzał w medytacji. Teraz musiał się jednak przyzwyczaić do swojej nowej roli.
- Jeśli chodzi o mojego posłańca mam nadzieję, że podobna sytuacja już nie będzie miała miejsca. A co do naszych dalszych poczynań, mam nadzieję, że pan i pańskie oddziały macie na stanie jakieś ciepłe ubrania. Za karę, że tu zawiedliśmy, zostajemy oddelegowani do służby w regionach północnych, byśmy już nie szkodzili naszym w wojnie przeciw demonom i niewiernym. Odbiegając od tematu, pozwolicie, że zadam wam pytanie? Ostatnie zdanie wypowiedział zauważalnie ciszej w porównaniu z poprzednim tonem.

Vogel - 2010-05-25, 18:54

Lucious the Lalye



Odruchowo spojrzał w kierunku wyjścia po czym zbliżył się o dwa kroki do rozmówcy.
- Pytajcie, w razie potrzeby możesz bracie liczyć na pełnie dyskrecji.
***
-Gdzież jest ta dziewucha.
Gorazd przeszukał już całość obozu i teraz zapuścił się w las licząc na to, że nie oddaliła się zbyt daleko. Na szczęście już po chwili usłyszał tępe odgłosy zdradzające jej obecność.
Strzała za strzałą wbijały się w pień przytulone do siebie żadna nie była dalej niż na grubość palca od poprzedniczki.

- Panno Yaskro jesteś potrzebna w obozie - Zignorowała go puszczając kolejną strzałę ta jednak wylądowała nieco dalej od poprzednich. - Luciosa czeka przeprawa z drugim i chyba nie obejdzie się bez krwi - Kolejna strzała poszybowała, o ile Gorazd zakładał że poprzednie trafiały w wyimaginowaną pierś celu tak ta trafiła znacznie niżej. - Potrzebuje świadków przyprowadź jeszcze któregoś ze swoich zaufanych spotkamy się na wzgórzu przy wiatraku.
Skinęła głową po czym zaczęła wyciągać z pnia strzały po obejrzeniu chowając je do kołczana, wbitą najniżej zostawiła.

Wisz - 2010-05-25, 19:00

- W co wierzycie, panie Layle? Obserwował człowieka dokładnie, by wychwycić każdy grymas czy też gest wskazujący, że Lucious może nie odpowiadać szczerze.
Vogel - 2010-05-25, 19:27

Lucious the Lalye


- Chcesz mnie nawracać Bracie Azraelu, pytasz o to czy wyznaje Prawą Wiarę :?: Uznaję zwierzchnictwo papieża i popieram jego poczynania na świecie. Jeśli chodzi o wiarę w to czego nie mogę dotknąć skupiam się na bardziej przyziemnych duchach przyjaźń, honor i zaufanie. - Spojrzał w oczy kapłana - Niestety gdy chodzi o naszych sojuszników nie jest z tym łatwo.

Wisz - 2010-05-25, 19:36

Azrael

Widać było, że odpowiedzieć Luciousa go choć w części satysfakcjonuje. Jak na człowieka, wydawał się oddany Wierze.
- Naszych sojuszników? A to my mamy jakiś sojuszników? Przecież nawet część Twej rasy odwróciła się od Prawdziwej Wiary, a gdzie tu mówić o reszcie niewiernych. Bo chyba nie chodziło Ci o sidhańskich najemników? Mówiąc to parsknął śmiechem.

Vogel - 2010-05-25, 19:46

Lucious the Lalye


I na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Gdy nie wystawiają naszych na śmierć potrafią być użyteczni, poza tym jesteśmy na nich skazani. Co do mojej rasy, to ich wola gdzie pragną swe dusze posłać i w razie potrzeby bez oporu pomogę im się przeprawić na drugą stronę.

Reyned - 2010-05-25, 20:09

Arblith, Arux

- Może…?
- Nie, schowaj to i to tak, aby nikt nie widział, wiwaty potem. W końcu nic nam nie mówi że do nich dojdzie…choć powinno. – Odparł do swego szermierza. – Choć widzę że się radujesz. A mimo to nie powinieneś, jeden cię widział, nie odwalaj takich kretynizmów, co byś robił jako jedyny facet w wojskach Eirii? Wyglądałbyś jak kretyn, a skończył jak zboczeniec…
- Rozumiem, proszę o wybaczenie.
- Stój twardo, prędzej czy później nadejdą.

Tymczasem w obozie

Kobieta stanęła naprzeciwko bram obozu i pokazała pewien zwój, migiem zawołano po jednego z żołnierzy sidhe, i zaprowadzono ją pod jego przewodnictwem do namiotu dowódcy Volirae, Azraela, nie słysząc żadnych głosów z środka, chyba że to wianie stanowiły szepty, weszła do namiotu.
Stała teraz przed Luciusem i Azraelem, wysoka, o błękitnej skórze jaśniejszej od skóry Arblitha, białych pustych oczach o dumnym błysku, jej włosy o kolorze ciemnego fiolety były ogromnie długie, sięgały bowiem aż do jej pasa...Tego ostatniego. Maiła bowiem założone na siebie cztery pasy skórzane, za którymi wisał w pochwie miecz, nadający się równie do walki, co do pracy na wycince dębów. Sama panna miała na sobie skórzany pancerz, przypominający nieco ten Arblitha, różnicą był brak metalowych elementów. W dziw wprawiało też groteskowe obuwie, były to bowiem buty na obcasie, wykonane z metalu, lub podobnego stopu, zapinane pasami o złotych klamrach.
Kobieta ukłoniła się jak mężczyzna, mimo iż powinna dygnąć jak normalna kobieta, zwłaszcza dlatego, że jej ponad przeciętne kształty były ciężkie do ukrycia, gdy tłów znajdował się w pionie.
- Aurelia Endrue Aureanu righte Terrie Verrend* – przedstawiła się, po czym wyprostowała. – Jako iż przychodzę do tego obozu, nie chcąc siać paniki w obozie powinnam wytłumaczyć swoją obecność dowódcy obozu, proszę mnie wołać, gdy panowie skończą rozmowę. Będę czekała nieopodal. – Mimo iż powiedziała „panowie” patrzyła wyłącznie na Azraela, a sam Lucius bez problemu mógł odczuć od niej chłód. Zaraz po tym tajemnicza kobieta wyszła, i poczęła czekać w takiej odległości, że była widoczna z punktu dwójki tylko jej sylwetka, toteż rozmowie nie przeszkodzi.
Oprócz tego, w niewielkiej odległości, stał sidhe, który doręczył wcześniej wiadomość, miał teraz następną. Za żadną cenę nie może się wydać spotkanie Luciusa z Arblithem, jeżeli do tego dojdzie, Aurelia może im wejść w paradę, a to skończy się na pewno śmiercią jednej ze stron, dalszym skutkiem byłoby oznaczenie najemników jako zdrajców…nie można dopuścić do śmierci czegoś innego, oprócz honoru.

*- Aurelia, trzecia córka Aure, zwana wyższą ponad rasę. (jej przedstawicieli z otoczenia z którego się wywodzi)

Wisz - 2010-05-25, 20:12

- Nasi sidhe nie rozumieją po prostu, że to oni są najemnikami i mają wykonywać nasze rozkazy, a nie na odwrót. Zresztą nie wiem kto był na tyle głupi, by przyjmować przedstawicieli tej rasy na żołd. Może i umieją walczyć, ale wyobraża sobie pan, że jeden z ich dowódców przybył do mnie żądając przeprosin za to, że moi szybownicy wybili jeden z oddziały tych drugich sidhe? Że niby tym sposobem uraziłem ich honor. Bo w czasie bitwy nie ma ważniejszych spraw niż ich honor. W każdym bądź razie wolę mieć ich przed niż za sobą, by przypadkiem nie dostać mieczem w plecy, gdybym znów ich "zhańbił. A teraz pan wybaczy, ale chciałbym zostać sam, by przemyśleć dzisiejszy dzień i ogarnąć jakoś to wszystko.
Vogel - 2010-05-25, 20:30

Słonił głowę rzucając jawne spojrzenie za sakwę ze złotem leżąca na stole po czym opuścił namiot, zatrzymując się przy nowo przybyłej Sidhe.
- Pani Brat Azrael jest wolny. - W odpowiedzi na jej zimne spojrzenie posłał jej ciepły uśmiech.
****
Na wzgórzu wszyscy już czekali. Gorazd wraz z jednym swoim pomocnikiem, Yaskra z najstarszym myśliwym oraz dwóch mieczników wymieniali się pełnymi nienawiści spojrzeniami ze świtą Aruxa. O ile wszyscy najwymowniejsze spojrzenia posyłali stronie przeciwnej tak jego uderzył wzrok młodej oficer powodujący ból w kilku wrażliwych miejscach.
- Przekazano mi, iż chcesz się ze mną widzieć więc jestem. - Na twarzy zamalował się grymas bólu, rana na ramieniu domagała się nowej porcji znieczulenia - Poznałem Twoją siostrę i muszę przyznać iż choć zna mnie znacznie krócej niż Ty darzy mnie chyba większą nienawiścią.

Reyned - 2010-05-25, 20:54

Arblith, Arux

- Nie mogę wpłynąć na to uczucie, niestety ale z nią będziesz prowadził prywatną bitwę. Choć…zawsze możesz prosić o pomoc. – Uniósł w górę rękę, a wszystkie oddziały otoczyły go półokręgiem, po bokach miał brzytwy, a za sobą naprzemiennie jednostki szermierzy i zwiadowców, odległość między nimi wynosiła kilka kroków. Owi sidhe zaprezentowali swą dumę w miarę wyraźnie, Szermierze wbili miecze w ziemie i oparli na nie obie dłonie, zwiadowcy zakryli się płaszczami do reszty, choć mieli ściągnięte kaptury, a brzytwy krzyżując ręce na piersi obserwowali…wzrok każdego sidhe spoczywał właśnie na Arblithu, nie interesowali się oni ludźmi i wszyscy znowu mieli swój poważny wyraz twarzy. Ten właśnie wyraz i te podobne postawy sprawiały, iż byli oni szarży i pokrywali się w tle, ciężko było zawiesić wzrok na tak pustym zgrupowaniu, oni byli tacy sami, bez wyrazu, niczym posągi wykute w skale z lodu. Arblith obniżył rękę, i poprawił pelerynę.
- Jak się spodziewasz nie przywołałem cię tutaj z błahych pobudek, wysłuchaj mnie.
Powolnymi krokami podszedł wyjmując jedną z broni, zatrzymał się na odległości trzech kroków.
- O to miecz mego dziadka i znak mego rodu, korona w formie błyskawicy, - zdobienia na broni były nietypowe, wykonane z starannością, i faktycznie, przypominały błyskawice. Arblith wbił to ostrze w ziemi obok siebie, po czym wyciągnął drugą z broni, tym razem tą, której używał podczas walki w ostatniej bitwie, zdobioną niczym drobina śniegu
- To zaś, wykute w metalu żądło lodu jest moim symbolem i ostrzem mej dumy i honoru, i ono właśnie ma zbierać plamy, jakie spadną na mój ród, za mego panowania. – Wbił je po drugiej stronie w porównaniu z pierwszym. Następnie obejrzał się po twarzy każdego z obecnych, a jego twarz wciąż, nie mówiła o niczym.
- Dwa symbole: mój ród i mój honor, poplecznicy którzy walcząc pod moim sztandarem właśnie z powodu tego honoru, który powierzył mi mój ród. Ty, człowiek i twoi najbardziej zaufani pobratymcy, przedstawiciele rasy która doprowadziła do rozłamu mej rodziny, wbijając zdradzieckie ostrze w nasze plecy, za czasów świetności. Zatem co i dlaczego sprowadziło cię w to miejsce? Odpowiesz na to pytanie sam…
Arblith opadł na jedno kolano i schylił głowę ku ziemi. Donośnie mówiąc.
- Ja, Arblith Arux, głowa rodu synów i córek Aure, błagam cię o wybaczenie mej pomyłki wobec oceny twojej osoby, oraz zachowania jakiego z powodu tej błędnej oceny dokonałem. Jeżeli wciąż raczysz mnie słuchać, błagam również o amnezję za błędy przedstawicielki mej rasy, Eirii, za bezmyślny atak, do którego by nie doszło, gdybym nie zmienił strony oblężenia. Takoż mówiąc na mój ród i honor w obramowaniu, oczekuję twej odpowiedzi.

Tymczasem w obozie

Kobieta sidhe wróciła do namiotu Azraela, ukłoniła się ponownie, po czym przemówiła
- Witaj. Człowiek który stąd wychodził powiedział że skończyliście. – Jakkolwiek w słowie ‘człowiek’ znajdowało się mnóstwo pogardy. Wyciągnęła zapieczętowany dokument i wyciągnęła dłoń z nim w stronę Azraela – nie ma potrzeby abym przedstawiała się ponownie. Ten dokument został wypisany przez święte oficjum, tłumaczy że pochodzę z rodziny Aureanu i jestem tutaj, jako członkini oddziałów Arblitha, jako osoba mu podległa. Wysłucham pytań, a jeżeli nie ma żadnych, z chęcią udam się do obozu mego brata rodu.

Wisz - 2010-05-25, 21:57

Spojrzał w górę zamglonymi oczami. - Panie, czemu karzesz mnie kolejnym sidhe, czym sobie zasłużyłem na to? - pomyślał. Niestety, nie otrzymał żadnej odpowiedzi na swe pytanie. Przeniósł więc wzrok na kobietę. Przyglądał jej się chwilę w milczeniu, zastanawiając się, jak można walczyć w takim stroju. Sidhe pewnie jeszcze nie raz go zaskoczą swymi zwyczajami. Przyjął dokument, otwierając go i tylko pobieżnie przelatując wzrokiem po piśmie.
- Nie, pani Aurelio, nie mam żadnych pytań. Sprawy personalne wojsk pani brata nie leżą w zakresie moich obowiązków. Może pani się udać do waszego obozu.
Odwrócił się, szukając wolnego krzesła, by wreszcie usiąść.

Elendu - 2010-05-26, 09:53

Po powrocie z bitwy i rozdysponowaniu żołnierzy, zarówno tych, co mają pełnić wartę jak i tych, co mogą udać się na spoczynek, poszła do swojego namiotu. W środku zastała już Christine, która najwyraźniej wróciła z pola walki wcześniej. Na stole spoczywała mapka, na której widok młoda Sidhe jęknęła. Chciała jedynie odpocząć, nie miała ochotę na powtórkę lekcji taktyki, którą najwyraźniej miała jej zafundować jej doradczyni.
- Ty mi tu nie jęcz, mogłaś się tego spodziewać. Szybko, przebierz się, nie musisz siedzieć w zakrwawionych ciuchach, i chodź tutaj. - Eiria, nie mając wielkiego wyboru, szybko opłukała się w wodzie, którą ktoś przemyslnie przyniósł jej do namiotu, i zmieniła zakrwawione ubranie na wygodną tunikę, miękkie nogawice z wytłaczanymi na dole symbolami, dyktowanymi tradycją rodu, oraz krótki płaszczyk, zasłaniający podobnie zdobiony pas, przy którym powiesiła swoją nieodłączną szablę. Wszystko utrzymane było w kolorystyce czerni i srebra, różniło się nieco od zwykle dość kolorowych strojów, ale lepiej pasowało do jej nastroju.
- Jestem gotowa - Powiedziała zrezygnowana, siadając na przeciwko i szykując się na ponowne przeżycie tej bitwy w różnych wariantach i możliwościach, z uwzględnieniem różnych czynników.
***

- Co to za zamieszanie? - Spytała Eiria, widząc poruszenie w obozie.Nie bacząc na sprzeciwy Gwiazdy wstała od nie wiadomo której wersji bitwy i wyszła na zewnątrz. - Co się dzieje? - Spytała pierwszą lepsą Sidhe, jaką spotkała.
- Coś się dzieje w namiocie dowódcy, najpierw przyszła delegacja skrzydlatych, byli wyraźnie niezadowoleni. Potem ludzki i pierzasty dowódca rozmawiali o czymś, tak, żeby nikt nie słyszał. Teraz jest tam jakaś Sidhe, której w życiu nie widziałam, pani.
- Dziękuję - Powiedziała, zainteresowana. Ruszyła w stronę namiotu, zawahała się jednak, nie chcąc wchodzić w niewłaściwym momencie rozmowy. Stanęła poza zasięgiem słuchu, bedąc jednak widoczna dla każdego, kto opuści namiot i obserwując uważnie otoczenie.

Wisz - 2010-05-26, 13:12

Azrael
Gdy był już sam, otworzył sakwę ze złotem i zaczął liczyć, będąc ciekawym, na ile Inkwizytorzy wycenili pojmanych niewolników.

Vozu - 2010-05-26, 13:17

W sakwie znajdowało się równo sto sztuk złota.
Vogel - 2010-05-26, 13:34

To była ostatnia rzecz jakiej spodziewał się po dowódcy Sidhe, gotował się raczej do pojedynku miedzy nimi i pogrzebania szans na prawdziwą współpracę. Przyjrzał się towarzyszącym mu adiutantom lecz ich twarze nie wyrażały nic, zastanawiał się czy są równie zaskoczeni a może nawet wściekli widząc swego dowódce na kolanach.
- Wstań Aruxie bo nie mam pozycji ani zasług na takie honory. Mam nadzieję, że nasze spory zakończą się tu pod tym wiatrakiem i nie będą więcej dzielić naszych wojsk ku uciesze wrogów. - Wyciągnął dłoń w stronę dowódcy Sidhe. - Zatem pokój między nami :?:

Wisz - 2010-05-26, 13:37

Azrael
100 sztuk złota. Spodziewał się mniej. Zawiązał sakwę oraz schował ją, po czym wyszedł prze namiot. Odezwał się do strażników.
- Przekażcie naszym posłańcom, że mają się udać do pozostałych dowódców wojsk, tak ludzkich, jak i najemnych. Niech im przekażą, że chce się z nimi spotkać w celu podsumowania bitwy oraz załatwieniu naszych spraw finansowych.
Wrócił do namiotu, zastanawiając się, jak przebiegnie rozmowa o podziela złota.

Reyned - 2010-05-26, 13:56

Arblith wstał i uścisnął dłoń Luciusa, nie prowadził już zbędnej gry, najzwyczajniej uśmiechał się.
- I na dziś, i na wieki – odparł. – Słyszałeś kiedyś o zwanych „wyższymi ponad rasę”? Jak widziałeś moją siostrę, to musiałeś. Jako głowa rodziny mam prawo nadać ci dowolny tytuł, i właśnie tym chcę cię uhonorować, godny zaufania człek nad ludzi, możesz się spodziewać że w moich stronach, bardzo ułatwi ci to życie. – Wybrani świadkowie Arblitha odetchnęli z ulgą. Widać było, że oni nie chcieli tu oglądać żadnej bitwy. Jeden z zwiadowców podszedł i wyjął zza płaszcza butelkę wina. Przekazał ją Arblithowi, który następnie zaproponował jej zawartość Luciusowi – oblewamy?

Tymczasem w obozie

Aurelia niezmiernie ucieszyła się na niedbałość dowódcy, szybko zabrała dokument i wyszła z namiotu. O tyle o ile dokument był oryginalny, o tyle jego zawartość mówiła jasno, że może ona tutaj przebywać tylko jako osoba ‘w gości’ i jeżeli któryś z dowódców jej nie zatrzyma, miała opuścić ten teren w ciągu jednego dnia. Nie była pewna, co sądzić o takim ‘dowódcy’.
Zauważyła kobietę sidhe, która była w barwach innych niż biel Arblitha, wyróżniała się, więc podeszła do niej.
- Czy możesz mnie zaprowadzić do namiotu dowódcy męskich oddziałów sidhe? – Spytała krzyżując ręce na piersi.

Elendu - 2010-05-26, 22:22

Eiria uśmiechnęła się lekko, choć podejście kobiety nie spodobalo jej się, nie była dziewczyną na posługi. Zanim zdąrzyła odpowiedzieć, podszedł do niej jeden z posłańców.
- Pani, brat Azrael prosi panią i pozostałych dowódców do siebie.
- Dziękuję. Czy mógłbyś przekazać tę informację Christine, dowódcy mistyków? Jest w moim namiocie. - Przez chwilę patrzyła za odbiegającym posłańcem, po czym wróciła wzrokiem do rozmówczyni - Jak pani widzi, nie mogę teraz pani towarzyszyć. Proszę się nie krępować i spytać którejkolwiek z moich podkomendnych, na pewno wskażą drogę. Mam nadzieję że nie będzie niegrzeczne spytać, co łączy panią z Arblith Aruxem? - Uśmiechnęła się, tym razem przyjaźnie, pomyłki się zdarzają.

Vogel - 2010-05-28, 19:14

Lucious the Lalye


-Czuj si zaszczycony tym honorem i z dumą będę go nosił.
Na widok butelki w oku wojownika pojawił się błysk alkohol był jedną z trzech rzeczy których odmawiał tylko wyjątkowych sytuacjach. Ta niestety taka była, od strony obozu skrzydlatych w ich stronę zmierzał posłaniec.
- Niestety będziemy chyba zmuszeni odłożyć świętowanie - Skinieniem głowy wskazał zbliżającego się niebianina.
- Brat Azazel wzywa oficerów wszystkich wojsk do jak najszybszego stawienia się w jego namiocie. - Ukłonił się w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Zapewne podzieli się z nami dobra nowiną zasłyszaną od inkwizycji - Spojrzał na dowódcę i sidhe - Także idziesz czy jednaj najpierw spotkasz się z siostrą :?:

Reyned - 2010-05-28, 19:29

Arblith, Arux

Arblith przełknął głośno ślinę, po czym oddał butelkę zwiadowcy.
- Zdecydowanie im później odnowię tą więź rodzinną, tym lepiej dla mnie. – Stwierdził. – Chodźmy do Azraela, może nie lubię tej jego nieuzasadnionej dumy, ale to lepsze, niż spotkanie śmierci we własnej osobie. Widziałeś jej broń? Pomyśl, że na treningach pojedynkowała się ze mną za jej pomocą, bo twierdziła że „te patyczki” nie nadają się do walki. – Gdy to powiedział zaczął się kierować w stronę obozu.

Tymczasem w obozie

- W takim razie wybacz – odparła. – a jeżeli chodzi o Arblitha… Ta miękka nie potrafiąca zachować godnej postaci, godna pożałowania lalka bez własnego poczucia honoru i dumy to mój brat. – Odeszła na bok i wzięła pierwszą lepszą osobę, szybko znikając za horyzontem.

I wracamy do jednego z bohaterów głównych

Arblith jako pierwszy wszedł do namiotu Azraela, skinął głową na powitanie i spytał
- Wzywałeś, Azraelu?

Wisz - 2010-05-28, 19:41

Azrael
- Owszem. Chce omówić ostatnie formalności związane z naszą misją, by móc spokojnie ruszyć dalej. Jednak zaczekamy, aż wszyscy się zbiorą.

Vogel - 2010-05-28, 19:43

Zaraz za nim do namiotu wkroczył Lucious zerkając na stół, z którego mieszek zdążył już zniknąć. Chwile wcześniej zauważył Eirię odprowadzającą wzrokiem siostrę Aruxa, postanowił jednak na nią nie czekać.
Wchodząc do namiotu skinął tylko głowa nie było potrzeby ponownego witania się skoro zaledwie pół godziny temu opuścił namiot kapłana.

- Ostatni z dowódców dołączy lada moment, moi oficerowie tym czasem finalizują przygotowania do wymarszu.

Elendu - 2010-05-28, 19:47

Patrzyła przez chwilę za odchodzącą Sidhe, nieco zdziwiona, nieco rozbawiona. Coś czuła, że z tą osobą w obozie zrobi się weselej, choć trzeba będzie choć trochę zaznaczyć swoją pozycję. Nie miała ochoty zostać stłamszona przez przedstawiciela rodu, o którym nawet nie słyszała. Nawet jeśli tym przedstawicielem była siostra głowy, albo raczej nieoficjalna głowa rodu, sądząc po zachowaniu. Ruch w wejściu do namiotu zwrócił jej uwagę, pośpieszyła więc, żeby pojawić się w namiocie zaraz za pozostałymi dowódcami. Ukłoniła się delikatnie postaci postawionej na czele wojsk, do których należała, po czym stanęła z boku, oczekując. Ledwie klapa namiotu zdążyła opaść, podniosła się pod ręką Christine, która bez słowa stanęła w cieniu za swoją podopieczną.
Wisz - 2010-05-28, 20:12

Azrael
- Więc są już wszyscy. Dobrze. Chce z wami porozmawiać o złocie, które dostaliśmy od Oficjum za pojmanych jeńców. Położył sakwę ze złotem na stole przed sobą w taki sposób, by było widać część zawartości.
- Ogólnie przekazali nam równo 100 złota. Jeśli ktoś mi nie ufa, zapraszam do ponownego przeliczenia przy wszystkich. Jako, że w czasie przejmowania jeńców byłem zajęty rozmową z wysłannikiem Inkwizycji, także nie mogłem być obecny przy wymianie. Również żaden z moich ludzi nie był obecny przy tym. Zaś złoto podzielimy według zasług. Moje oddziały złapały ponad 200 wrogów. Pytanie do was, ilu wam udało się pojmać Deamo? Kończąc mówić, rozejrzał się po wszystkich zgromadzonych.

Reyned - 2010-05-28, 20:25

Arblith, Arux

- Nonsensem jest bawienie się w cyferki – odparł – nie zmieni to przecież faktu, jaki był wynik ostateczny: Eiria pojmała najwięcej, kolejne były starania moich oddziałów, zaraz po nich są zasługi Ludzi, a na końcu twoje oddziały, które niestety przybyły późnawo na bitwę i miały ograniczone pole do popisu. – Westchnął nieco – Z kolei jednak dzielenie premii na podstawie zasług nawet, jeżeli jest najuczciwsze, w naszym wypadku nieco niekorzystne. Proponuję, aby Niebianie i Ludzie rozdysponowali premię między siebie po 50monet. Dzięki temu fundusze przed następną bitwą będą w miarę równe dla wszystkich. – Spojrzał na nich w oczekiwaniu na odpowiedź.

*- sukces w bitwie na podstawie wielkości wynagrodzenia głównego.

Elendu - 2010-05-28, 20:25

Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc przechwałki skrzydlatego. Wiedziała ilu było jeńców, jej dziewczyny zabezpieczały ich rozbrajanie razem z innymi, nie była jednak w stanie powiedzieć, ilu dokładnie było jej zasługą. - Ty, panie, jesteś dowódcą, twoje oddziały obserwowały walkę z góry. Ufam że wiesz, kto na co zasłużył. Nie liczyłam pojmanych jeńców i nie mam zamiaru chwalić się. Wierzę, że tak oświecony dowódca, stąpający w łasce Boga, nie będzie próbował wykorzystać sytuacji na swoją korzyść. - Wszystko powiedziała spokojnie, w jej głosie brzmiał szacunek należny dowódcy, lecz zachowała dumną postawę, nie ujmującą niczego z jej honoru, bez śladu płaszczenia się. Nie zależało jej na pieniądzach, nie zasużyła na dodatkową zapłatę w tej bitwie, a miała możliwość sprawdzenia wiarygodności i pazerności skrzydlatego.
Vogel - 2010-05-30, 13:47

Rozejrzał się po pozostałych, Arux po raz drugi go dziś zadziwił w końcu jeśli najemnik odmawia złota to jaki jest cel jego obecności :?:
- Propozycja, która przez chwila padła mi bardzo pasuje zwłaszcza, że żołd nie pozwoli mi nawet na uzupełnienia braków w oddziałach, dlatego popieram ten pomysł.

Wisz - 2010-05-30, 17:21

Azrael
Słuchaj pozostałych dowódców przypomniał sobie o czymś.
- Wybaczcie mi, przez to wszystko, co dziś się wydarzyło, pomyliły mi się liczby. Jeńców było ogólnie 200. Zaś dokładnej liczby złapanych przeze mnie sam jeszcze nie znam i wątpię, bym poznał kiedyś. Było mu głupio z powodu tego błędu, ale najważniejsze, że już go naprawił. Zmęczeni i zajmowanie się tyloma sprawami dawało mu się we znaki.
- Co do waszej propozycji. Volirae nie wezmą więcej niż zasłużyli, gdyż nasza Wiara zabrania nam chciwości oraz przyjmowania niezasłużonej zapłaty. Uważam, że słusznym będzie w obecnej sytuacji, jeśli podzielimy złoto równo między nas.Powiedziawszy to, zaczął dzielić złoto na cztery kupki po 25 sztuk. -Ja biorę swoje 25, co wy ze swoim zrobicie, to już wasza sprawa.

Reyned - 2010-05-30, 18:37

Arblith, Arux

Podrapał się w tył głowy. I za to właśnie nie lubił wiary skrzydlatych, miała wiele niedorzecznych elementów. Podniósł swoje monety, wyliczył dziesięć i wrzucił w kupkę dowódcy Volirae
- W prezencie.
Następnie wyliczył kolejne dziesięć, i wrzucił do gromadki z złotem Luciusa.
- Po znajomości, tylko nie wydaj na głupoty.
Pozostałe pięć monet podrzucił w górę i złapał ponownie
- a za to przy następnej okazji sobie na piwo pójdę.
Śmiejąc się do siebie opuścił namiot w kierunku własnego.
- Wybaczcie, ale mam coś do załatwienia, i muszę przygotować jednostki do wymarszu, jak jest coś jeszcze do obgadania to przyślijcie mi posłańca z relacjami, jak czegoś nie zrobię, to ten obóz zaraz wyparuje.

Gdy wszedł do namiotu, jakby inaczej, zobaczył swoją siostrę z plikiem kard, na których były imiona martwych.
- Ile ty chciałeś listów na wysyłać? – Usłyszał w powitaniu, chwilowo postanowił nic nie mówić, patrzył tylko na karty, które leciały na kupki, lewa, lewa, prawa, lewa, lewa, lewa… koniec… zrzuciła karty po lewej na ziemię. – Tylko te trzy się opłaca jeszcze opisać.
- Później o tym pomyślimy. Pozwól że w ogóle cię powitam i spytam o cel wizyty?
- Jak się dowiedziałam że schrzaniłeś pierwszą potyczkę, przybyłam jak szybko mogłam, jak się jeszcze z ludźmi zaczniesz bratać to już w ogóle nasz honor na psy zjedzie.
W tym momencie do namiotu wpadł jeden z Sidhe podległych Arblithowi i rzekł:
- Skoro już przeprosił pan dowódcę ludzi rozumiem, że możemy wchodzić na ich tereny obozu? W końcu są teraz niemal nam równi!
- To dotyczy tylko Luciusa, a teraz wyjdź stąd i do jutra chce papiery o twoim wypowiedzeniu z oddziałów. – Odparł Arblith w odpowiedzi, przerażony sidhe wręcz wybiegł, a sam Arux spojrzał na siostrę, migiem poczuł uderzenie w policzek.
- Że co zrobiłeś!? – Usłyszał w pytaniu
- Ja jestem tutaj głową rodu, a ty doprowadź się do porządku, bo inaczej odeślę cię do twojego męża.
- phew – oburzyła się, łącząc ręce na ramionach, i przyglądając mu się uważnie – chcesz się ze mną o to miano pojedynkować? Myślę, że już do tego dorosłeś.
- Nie mów mi że właśnie po to przybyłaś
- Nie zamierzałam, ale jest to chyba potrzebne.
- Słuchaj, układam już ten obóz tak, aby móc z nimi dobrze współpracować. Eiria, dowodząca żeńskimi oddziałami sidhe dała plamy, a człowiek walczył jak trzeba, zwróciłem mu honor, i mam sprzymierzeńca. Volirae są strasznie dumni, ale to jak trzech na jednego, zaakceptują nasze zasady albo będą kombinować na boku. Eiria wydaje się nieco nietypowa, ale to sidhe, więc jest po prostu jednym z nas.
- No…nie najgorzej to sobie wymyśliłeś. Ale jednak coś mi się nie podoba.
- Dlatego chcę abyś tu została, dam ci prawa głowy rodu na polu bitwy, twój mąż zajmie się resztą.
Aurelia nieco się zdziwiła, ale przytaknęła – w takim wypadku, zgadzam się.
- Gdy jako pierwsi dojdziemy do celu, ustaniemy na laurach. Sekrety Daemo spoczną w naszych rękach.
- Żywa rzecz, co? – Spytała, bardziej jakby chciała westchnąć. – ale mam jeszcze inną informację.
- słucham? – Dziwnie nagle poczuł, że atmosfera spoważniała.
- Ludzie, którzy zdradzili Aurona, naszego dziadka…nie zrobili tego z własnych pobudek…
- Że co!?
- To było na zleceniu Volirae, owa święta inkwizycja twierdziła że nasz ojciec zbyt wgłębił się w sprawę celu zbierania jeńców wojennych…
- Lecz wciąż nie wiemy co wtedy odkrył…jakby nie spojrzeć, sam byłem dzieckiem, uratował mnie jeden z strażników, donosząc do ciebie, a ty ze mną uciekłaś, do innego zamku rodu. I tak wszyscy myślą że zdrada miała miejsce na otwartej przestrzeni…
- I właśnie tego powinniśmy się dowiedzieć, jak poznamy przyczynę śmierci naszego ojca, odkryjemy sposób na otrzymanie klucza, którym wybierzemy potrzebne informacje niczym pióra z skrzydła.
- Muszę ci powiedzieć o czymś jeszcze – przerwał jej Arblith – mam mały plan. Połączę obie gałęzie rodu, skłóconą i sprzymierzoną z ludźmi.
- Zaraz…? – Zaśmiała się – ród Arblithen? Żarty sobie stroisz!?
- Pomyśl jak by wyglądały nasze możliwości, mając wszystko pod ręką
Aurelia nagle spoważniała – dobrze, ale najpierw musisz mnie do tego przekonać.
- Chodźmy do lasu koło obozów, tam powiesz mi więcej o tym, co odkryłaś. – Arblith wyszedł z namiotu – Gilbert! Zostań w moim namiocie i gdyby przyszedł posłaniec przekażesz mi od niego wiadomość, będę w lesie, tam gdzie znalazłeś jagódki….

Elendu - 2010-05-31, 18:56

Spojrzała na swoją kupkę, po czym popchnęła ją w stronę dowódcy ludzi. Przynajmniej tyle mogła zrobić, może to pomoże mu uzdrowić tych żołnierzy, których zraniła jej głupota. Przez chwilę spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się przepraszająco, mając nadzieję że zrozumie i nie odbierze tego jako obelgę, po czym skinęła głową i ruszyła do wyjścia, zatrzymała się jednak w wejściu. - Czy wiadomo coś o naszych dalszych krokach? Czy wysłannicy oficjum przekazali jakieś rozkazy, które by nas dotyczyły? Mamy tu nadal czekać czy czeka nas wymarsz? - Pytanie miało charakter stricte praktyczny, wolała wiedzieć na co nastawić swoich żołnierzy
Vogel - 2010-05-31, 19:02

- Przygotuj ludzi na daleki wymarsz, niech zaopatrzą się w ciepłe mundury. - Zebrał monety ze stołu wypełniając nimi swoja sakwę. - I dziękuję.
Spojrzał na niebianina i ukłonił się
- Idę i ja przygotować ludzi.

Vozu - 2010-06-02, 10:02

Świt dnia następnego przywitał promieniami słońca opustoszałe pobojowisko, miejsce, które świadkiem było bitwy równie znaczącej, co okrutnej. Tak świat jak i ci dowódcy, którzy starli się tu z przybyszami poznali już, do czego zdolne są demoniczne istoty; ziemia spłynęła krwią, a ciała nieprzygotowanych na takie starcie żołnierzy zaścielił ziemię.
Teraz trudno byłoby poznać, co widział ten kawałek świata. Był spokojny i takim miał pozostać. Do czasu, gdy znów przekształcony zostanie w plac boju. Wojska przymierza, które opuściły to miejsce, kierując się tam, gdzie potrzebowały ich umysły najwyższych wodzów, graczy decydujących o losach wojny.
Z płomiennej furii daemo, do przenikliwego chłodu północy. I tylko po to, by znów zetrzeć się z wrogiem.

Koniec rozdziału pierwszego


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group