Forum Disciples, Disciples 3
Najlepsze forum poświęcone rewelacyjnej serii gry Disciples

Biblioteka - Rozdział II: Szpony Północy

Vozu - 2010-06-06, 12:45
Temat postu: Rozdział II: Szpony Północy
Mimo lata, zimno Północnych Krain sprawiło niemiłą niespodziankę ekspedycji, która w pełnym składzie czekała właśnie przed bramami Torgu na sprawdzenie ich tożsamości i wpuszczenie do tego osiedla.
Właściwie, to nie była ona w pełnym składzie; w czasie jednego z postojów brata Azraela nękać poczęło tajemnicze schorzenie. Męki jakich doświadczał wskazywały na jad lub inną toksyczną substancję, co potwierdził także Roze, jako osoba obeznana w temacie trucizn. Mimo jego usilnych starań, dowódca, tak wyprawy jak i oddziałów volirae, skonał po kilku dniach, nie zaznawszy ulgi w swym cierpieniu. Kierując się specjalnymi dyrektywami Oficjum, wysłannik inkwizytorów poprowadził wojska Kościoła jako ich dowódca.
W mijanym punkcie zaopatrzenia wojskowego, wyznaczonego jako miejsce krótkiego postoju w celu wypoczęcia i uzupełnienia zapasów, nastąpiła korekcja planów w związku ze zgonem zakonnika; wszystkie siły volirae miały zostać odwołane z ekspedycji, lider ludzi, Lucious zatrzymany w celu otrzymania niezbędnych wskazówek związanych z jego obecnym, ostatecznie jakże naturalnym, przejęciem dowodzenia oraz przezbrojenia oddziałów.
Sidhe natomiast podążyli dalej, do miejsca przeznaczenia; w czasie nieobecności człowieka musieli rozeznać się w sytuacji, jak również dogadać się z nowym członkiem armii w skład której wchodzili. Wedle słów inkwizycyjnego adiutanta, był to dość specyficzny człowiek, jednak zapamiętały w boju i, z powodu właśnie swej "specyfiki", przydatny w zadaniu. Nie sprecyzowano jednak, jak to rozumieć.

Wracając jednak do teraźniejszości, było po prostu zimno. A sidhe czekali przed bramą miasta Torg na rzeczonego oryginała.

Reyned - 2010-06-06, 14:32

Arblith, Arux
- Co sądzisz o obecnej sytuacji?
- Spokojnie Aurelio, ma ona swoje plusy i minusy.
- Chętnie sprawdzę, jakie ujrzałeś?
- Skoro mamy dowódcę ludzi po swojej stronie, będziemy mieli w pewnym stopniu większy wpływ na rozwój ogólny i główne dowództwo wyprawy, jednocześnie jednak, sami nie jesteśmy dowódcami, więc w razie błędu nikt nie ściągnie na nas problemów z oficjum. Problem pojawi się tylko, jeżeli Lucius patrząc teraz prosto z góry uzna, że jesteśmy słabi…
- Czemu miałby tak zrobić? Z tego co wiem, oddałeś mu szacunek nie ujawniając słabości…
- Ona – Arblith skinął głową w kierunku Eiri – Ponoć miała nieco przesadne wyrzuty sumienia
- To ma być powód?
- Minimalny. Ale już jakiś się pojawił, grosz do grosza…
- hmm….Chyba faktycznie coś dojrzałeś, gdy spuściłam cię z oka. Ale koniec tematu, bo jeszcze nas usłyszy ktoś z jej ludzi. No i nowe ludzkie ścierwo, jak myślisz, z czego będzie ten dywanik?
- Z czegoś „specyficznego” więc jego raczej nie powiesisz nad kominkiem
- Pff, twoje żarty są denne…
- Spokojnie ma damo, nie chciałem panny urazić…
- DAMO!? PANNO!? JA CI DAM!
- AA, za co? – Arblith zaczął masować poczerwieniały policzek. – Dobra już dobra, po prostu czekaj na tego całego człowieka.

Fergard - 2010-06-06, 15:24

Postawny konny w bogatym rynsztunku wyszedł Zimnym na spotkanie. Zbrojny w złowrogo wyglądającą lancę o srebrnych zdobieniach kłusował ku nim, co jakiś czas mamrocząc coś na temat nieposłuszeństwa koni z Północy. Faktycznie jego wierzchowiec nie był posłuszny: Gdyby nie jego postawa, można by pomyśleć, że jeździec spił się i jechał zygzakiem celowo.
Kiedy się zbliżył, zarówno Eiria, jak i Arux mogli mu się uważniej przyjrzeć. Mężczyzna był muskularnym olbrzymem, obdarzonym bujnym zarostem na twarzy. Uporządkowana broda miała ciemnomarchewkowy kolor, takoż krótko ścięte włosy. Człowiek mierzył sidhe bystrym spojrzeniem czarnych oczu. Na sobie miał ćwiekowaną skórznię, długie nogawice i buty sporo za kostkę podbite żelazem. Okryty był szarą watowaną kurtą, na rękach zaś miał skórzane rękawice. Mężczyzna zeskoczył z konia, zahaczył jednak o strzemię i wraz z akompaniamentem pogardliwych spojrzeń sidhe wyrżnął w śnieg. Szybko jednak podniósł się na nogi, otrzepał ze śniegu, zamamrotał coś o koninie, po czym zmierzył ponownie swoich nowych sojuszników.

- Arblith Arux oraz Eiria Hidegencroi, jak mniemam? - Zapytał oficjalnie, spoglądając na dowódców sidhe. - Sir William De La Pole, zastępca naszego dowódcy Albrechta Kaisera. Upraszam o wybaczenie, niestety Pan Kaiser chwilowo jest niedysponowany. Mieliśmy kłopoty z tubylcami, więc teraz nasze oddziały udzielają się przy przygotowaniu ewentualnej obrony. Żywe trupy, paskudne cholerstwo: Ani struć ani zakłuć. Tymczasem jednak zapraszam do miasta, panie i panowie najemnicy. Ogrzejcie się, odpocznijcie, dajcie nieco wytchnienia nogom... - Szeroko zakrojonym gestem wskazał na bramę miasta, po czym nie wsiadając już na swego niepokornego wierzchowca zaczął prowadzić w stronę tego "specyficznego" człowieka, który miał wesprzeć ich oddziały.
"Muszę poinformować Skeltera, że dzisiejszy obiad będzie obfitszy niż zwykle...", pomyślał, mierząc cierpkim wzrokiem zadowolonego z siebie rumaka.

Reyned - 2010-06-06, 15:48

Arblith, Arux

- Zwykły?
- Jak cholera.
- Dobrze, że to tylko zastępca… - gapili się na Wiliama wielkimi oczyma, spodziewali się czegoś specyficznego, a nie najzwyklejszego człowieka na ziemi, szczęściem, to tylko komitet powitalny.
- Przepraszam – zahaczył Wiliama Arblith podchodząc do niego – moje nazwisko to nie Arux a Aueranu. Arux to drugie imię, proszę korzystać z tego, które łatwiej panu wymówić – poprawił go nieco. Ludzie często mylili jego drugie imię z nazwiskiem, czasami potrafiło to w miarę irytować. No ale nic, machnął ręką na oddziały i zaczęli się wszyscy zbierać za De La Pol’em. Wszystko było w gruncie rzeczy dobre, gdyby nie to, że słowo ‘sir’ rozbrzmiewało w uszach Arblitha raz po raz, nie widział do tej pory szlachcica w wojskach najemnych, a zdawało się to być zwiastunem czegoś nietypowego, jakim typem oddziałów będą te osobniki? Czy może jednak jego informacje były błędne? Człowiek z oddziałów oficjalnych wojsk jest swojego rodzaju ważnym kluczem, i trzeba dać mu jakąś szansę, jednak zwykłemu najemnikowi można było pluć w twarz przy każdej okazji. Miał też taką nadzieję, że owe oddziały będą najemne, Lucious się sprawdził, ale szanse na to że ktoś jeszcze z tej rasy będzie się do czegoś nadawał, są minimalne.

Fergard - 2010-06-06, 21:39

Póki co jeszcze Sir William

- Moja pomyłka. Skrzydlaci mają tendencję do traktowania nas jak śmieci, więc takie drobiazgi jak przekręcanie czyjegoś imienia to dla nich betka, a tak mieliśmy was zapisanych w oficjalnym liście od Oficjum - Stwierdził "Najzwyklejszy człowiek pod słońcem" przepraszającym tonem, prowadząc konia. - Z tego, co jednak słyszałem i wśród nich się nie układa. Skrzydlak otruł skrzydlaka, świat faktycznie stacza się coraz bardziej... A, i nie ma potrzeby tytułować mnie panem. Nie cierpię tego oficjalnego "sir", ale dopóki nie przeszliśmy na "ty" taka wersja jest wymagana. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego arystokratycznego bełkotu... - De La Pole skinął na jakiegoś wyrostka w niedźwiedziej skórze. - Zaprowadź zwierzaka do Skeltera, on będzie wiedział, co z nim zrobić - Mruknął, wskazując na nieświadomego swojego losu wierzchowca. Chłopak zasalutował, po czym zabrał parskającego zwierzaka ze sobą.
- Niestety, tutejsze tereny nie są bezpieczne i nie mówię tu tylko o dzikich zwierzach bądź daemo. Miasto na północ od nas padło i niestety nie wiemy, kto się za tym kryje. Torg jest w miarę dobrze broniony, ale też nie wytrzyma długo, chyba że macie mocne plecy. Tymczasem muszę was zostawić i dokonać przeglądu kawalerii. Helter! - Ryknął potężnie. Dosłownie znikąd pojawił się kolejny człowiek, nieco bardziej specyficzny niż William. Był on albinosem, mężczyzną o skórze niczym mleko, białych jak śnieg włosach przykrywających jego twarz w połowie i czerwonym oczach. Na sobie miał rozchełstaną szarą koszulę, czarne spodnie ze srebrnymi pasami pośrodku każdej nogawki spięte skórzanym pasem z klamrą przypominającą demoniczny łeb oraz takież buty. Na ramionach nosił czarny żakiet ze srebrnymi gwiazdami w miejscach barków. W dwóch pochwach umiejscowionych na biodrach znajdowały się dwa ostrza. Osobnik poza tym przygryzał w ustach coś, co przypominało kawałek kory napchany jakąś rośliną i ogrzewał się za sprawą długiego płaszcza z grubej skóry.
- Panie i panowie sidhe, adiutant i prawa ręka Pana Kaisera, Helter Skelter - De La Pole przedstawił Zimnym albinosa. - Ja tymczasem muszę dokonać przeglądu kawalerii, tak więc... Do następnego spotkania - Śpiesznym krokiem rudowłosy olbrzym oddalił się, zostawiając oddziały sidhe, Aruxa i Eirię wraz z Helterem, mierzącym zimnych znudzonym spojrzeniem.
- Więc Ser William znalazł sobie kozła ofiarnego, by odwalić robotę za niego? - Mruknął bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. - Cóż, nieważne. Skoro jesteście tu nowi, wypadałoby zapoznać się z Szefem. Proszę za mną, jeśli łaska.

Vogel - 2010-06-07, 20:37
Temat postu: Lucious the Lalye
Nagłe wyciszenie stukotu kopyt o bruk wyrwało go ze snu. Długi marsz, choroba Azraela oraz seria spotkań w obozie nie dały mu chwili wytchnienia przez co teraz przysypiał przy kołysaniu na końskim grzbiecie. Do trzeźwości szybko przywrócił go wybijający po kości szpilki mróz.
Przez chwile chciał wypatrywał drobnej twarzy, która zawsze w mgnieniu oka go uspokajała wspierała w tak trudnych chwilach jak ta, szybko jednak wróciło do niego to co zrobił. Nigdy nie widział jej tak wściekłej i zrozpaczonej w jednej chwili, przez chwile myślał, że gdy tylko się odwróci Yaskra pośle mu strzałę miedzy łopatki, gdy opuścił obóz zaczął martwic się o nią. Nie podobał mu się wyraz jej twarzy gdy rozmawiała z jednym z przedstawicieli oficjum, nie podobało mu się to jak na nią patrzył a zwłaszcza to, że widział go już kilka razy w pobliżu pośredników jego ojca gdy wykupywali go z więzienia.

- Napijesz się panie, smakuje okropnie ale rozgrzewa niczym stos inkwizycji.
Rycerz wyciągnął w stronę dowódcy skórzany bukłak, który ten przyjął i podziękował skinieniem.
****
Gorazd poprawił pas, nie zdążył się jeszcze przyzwyczaić do noszenia uwieszonego przy nim oręża więc często nosił miecz w dłoni jak wcześniej robił z włócznią. Nie żałował odrzuconego awansu i zmiany formacji, nie rozumiał jednak powodów, które go do tego zmusiły oraz.
- Jesteś głupcem wiesz ?
Odwrócił się, nie rozpoznał od razu zmienionego przez mróz głosu należącego do dowódcy, który pojawił się nagle za jego plecami prowadząc konia za uzdę.
- Trzymaj.
Były włócznik i niedoszły oficer narzucił na siebie podarowane futro.
- Mogłeś odejść razem z wojskiem, dostałbyś ciepła posadkę pilnowania jakiegoś miasteczka gdzie szczypał byś młódki a pił stare wino - Uśmiechnął się, po raz pierwszy od kilku dni - A jeśli o to chodzi trzymaj - Wyciągnął otrzymany niedawno bukłak - Straszne świństwo ale pozwoli nam dotrwać do wieczora gdy powinniśmy już dotrzeć do Torg.
- Co myślisz o zatruciu Azraela?
- Tylko tyle, że lepiej by kolejną misje udało nam się w pełni wykonać.

Reyned - 2010-06-11, 14:50

Arblith, Arux

No, trochę lepiej, przynajmniej kolor skóry ma ładny. – pomyślał Arblith, oglądając postać wydającą się być w reszcie przedstawicielem ludzi zdatnych do czegokolwiek według jego schematów.
Spojrzał na Aurelię, nie miał jej dużo do powiedzenia
- Ulokuj gdzieś wojska, a ja zajmę się resztą.
Jego dowódczyni tylko przytaknęła i gdzieś odeszła. On sam zaś skinął głową w stronę
- Prowadź.

Fergard - 2010-06-11, 20:06

Helter

- Tędy - Oznajmił albinos, wskazując sidhe niewysoki, wręcz przysadzisty, aczkolwiek niezwykle szeroki budynek wzniesiony z cegieł. Z kominów unosił się ciężki dym, wskazujący ewidentnie na intensywne gotowanie. Skelter skinął na dwóch barczystych strażników pilnujących wejścia. Zbrojni w halabardy rozstąpili się, łypiąc nieprzyjemnym wzrokiem na przechodzących sidhe.
- Odkąd zaatakowała nas grupka wrogo nastawionych sidhe i zabiła naszego kucharza, większość naszych ludzi krzywi się na widok jakiegokolwiek Zimnego. Mają w sumie powody: Mój brat jest fatalnym kucharzem, a nie ma nikogo, kto chciałby jeszcze babrać się w mięsie. Cholera, w tym parszywym miejscu nie urośnie nawet trawa! - Objaśnił Skelter, ewidentnie ignorując fakt, że dookoła pyszniły się okazałe drzewa iglaste. - Jak teraz jeszcze usłyszał, że zjedzie się do nas wasz oddział, kompletnie ześwirował i zaczął eksperymentować z potrawami. Mam nadzieję, że nie będzie nietaktem, jeżeli zapytam o tradycyjną kuchnię sidhe? Ostatecznie, mamy was podobno wesprzeć, a napchani tym diablim farszem będziemy mogli co najwyżej padać i umierać... No, ale rozgadałem się niepotrzebnie, jesteśmy na miejscu - Helter Skelter wskazał ręką masywne dębowe drzwi pilnowane przez kolejnych dwóch wojowników, przypominających nieco swą aparycją goryle. Tamci pilnujący drzwi przy nich byli wręcz karłowaci. Albinos skinął na nich ręką, ale - o dziwo - nie rozstąpili się, tylko zagrodzili drogę nadchodzącym oddziałom Aruxa.
- Pan Kaiser chce widzieć jedynie dowódcę sprzymierzonych wojsk oraz jego najbliższych współpracowników - Oznajmił wyższy strażnik. - Oddziały Zimnych mają przejść do wyznaczonego dla nich placu, gdzie otrzymają zakwaterowanie. - Dodał oficjalnie. Helter zaczął mamrotać coś o durnych regułach, ale ostatecznie zwrócił się do Aruxa:
- Mam nadzieję, że nie będzie to kłopot, jeżeli poproszę Pana... Właśnie, jak Pana zwą właściwie? W każdym razie, nie będzie kłopotem, jeżeli poproszę o oddelegowanie waszych oddziałów?

Vogel - 2010-06-11, 20:17
Temat postu: Lucious the Lalye
Nagle panującą wokół ciszę przerwał stukot kopyt, które w końcu trafiły na bruk zdradzający bliskość osady. Lucious zdjął hełm uważnie przyglądając się zewnętrznej stronie miasta oceniając jej ewentualne walory obronne. Po minięciu bramy niemal natychmiast zeskoczył z konia i zrzucił z siebie zbędny już pancerz pozostawiając jedynie płaszcz z wilczego futra.
- Gorazd, Arbert do mnie - Rozkaz odbił się echem od zabudowań, obaj wezwani stawili się natychmiast . Stary niedawny włócznik i młody rycerz pochodzący z ubogiej szlachty. Lucious wpierw odezwał się do młodzika - Zorientuj się kto tu zarządza i dowiedz się czy przewidziano jakieś noclegi dla oficerów wojsk papieskich. Dopilnuj też by konie wprowadzono do stajni i otrzymały obrok.
- Jeśli nie ma tu takich lub są zajęte :?:
- Widziałem tu innych rycerzy sądząc po rynsztunku też z jazdy, należą zapewne do posiłków jakie nam przydzielono więc jeśli będzie potrzeba wyprowadzicie ze stajni ich a wprowadźcie nasze.
- Zrozumiałem panie .
Młodzieniec ukłonił się i zaczął oddalać odczytując przydział pracy jako zapowiedz przyszłego awansu.
- Arbert - Szlachcic zatrzymał się i odwrócił - gdyby ktoś o mnie pytał przekaz by czekano na moje wezwanie. - Rycerz ponownie się ukłonił i oddalił wykrzykując rozkazy możliwie głośno aby jego przełożony wiedział, iż powierzył to zadanie odpowiedniej osobie.
Gdy tylko młodzik się odsunął Goraz przyjął mniej oficjalną pozę i nie czekając na dowódcę sam rozpoczął rozmowę.
- Masz jakieś plany względem niego bo mi się wydaje ze on już się widzi generałem w Twojej armii.
- Nagle zamarzyła Ci się kariera oficera :?:
- Jeśli wraz z tym dostanę konia który będzie targał to całe żelastwo - Podobnie jak przełożony odrzucił noszony pancerz - to mogę nawet oddać dusze za te znaczki.
- Lepiej nie mów tego przy naszym nowym narybku, nie wiemy z jakiej gliny ulepiony.
Po czym obaj ruszyli wgłąb miasteczka uważnie przyglądając się budynkom w poszukiwaniu karczmy.

Vozu - 2010-06-11, 20:41

Samo miasto nie było zbyt duże, nie wyglądało też na bogate, jednak na pewno miało swoją wartość; wyraźnie mówiły o tym solidne, kamienne umocnienia, wokół głównej części miasta i budynki z tegoż samego materiału i w tej samej okolicy. Drewno było materiałem charakterystycznym już dla peryferyjnych jedynie okolic. Trudno powiedzieć, czym się tutaj trudniono - osiedle było opustoszałe, skrzydlaci prawdopodobnie zorganizowali ewakuację cywilów. W sumie to byłoby logiczne, volirae nie byli skorzy do skazywania ludności na śmierć. Chociaż zazwyczaj tyczyło się to tylko ich pobratymców.
Na szczęście dla Luciousa, karczma chodziła na pełnych obrotach, co było do przewidzenia, zważywszy na to, jak nabity żołnierzami był teraz Torg. Karczma rozbrzmiewała pokrzykiwaniami, hurgotem kufli suwanych po drewnianych stołach, wojskowymi przyśpiewkami, cokolwiek zbereźnymi i masą innych, tawernianych odgłosów.
Co się zaś tyczyło Arberta, to nie załatwił zbyt wiele; władze miasta oddały zarząd najemnikowi który miał wesprzeć armię Luciousa, tj. Kaiserowi. To on obecnie decydował, chociaż winien teraz oddać dowodzenie wodzowi sił przysłanych przez inkwizycję. Niemniej jednak, wszystko należało ustalić bezpośrednio z nim. Zarządca miasta był teraz tylko doradcą, znającym dobrze wroga i jego zwyczaje, jak i okolicę. Był dla obcych skarbnicą wiedzy o Północy.

Reyned - 2010-06-11, 20:59

Arblith Arux

Odwrócił się powoli i spojrzał na niewielką ilość jednostek za nim, nikt pewnie nic nie wyczytałby z tej twarzy, jednakże, owe jednostki szybko zaczęły biec do Aurelii. Zorientowali się zapewne, że przegapili polecenie od dowódczymi, właściwie mówił przy niej wyraźnie, że to ona ma ulokować gdzieś wojska, gdy on będzie się zapoznawał z nowymi współpracownikami. Spojrzał na Albinosa, i uśmiechnął się lekko, choć wyraźnie. Pytanie, dlaczego?
- Arblit Aureanu, jeżeli zbyt ciężkie do wymowy, wystarczy Arux, to drugie imię. A nasza kuchnia to wyłącznie mięso, po prostu, mamy nieco inne uzębienie. – Poprawił płaszcz. Mimo iż byli na totalnym mrozie, nie zmienił się zbytnio jego ubiór, racja, może teraz paradował w płaszczu, w którym kłaniał się przed Luciusem, ale głównie dla tego, że był ciepły. Oprócz tego miał na sobie to samo skórzane ubranie do walki, i szal na szyi.
- Wejdę sam.
Im prędzej będą mieli to za sobą tym lepiej, specjalnie nie pozwalał Aurelii pójść z nim, gdyby doszło do kłótni pierwszego dnia, ciężko byłoby się za klimatyzować w obozie i podjąć współpracę. Dowód tego miał w ostatniej bitwie, która, po części właśnie z takiego powodu, skończyła się wręcz tragicznie. Mawia się co prawda, że nie ma złego, bez czegoś dobrego, i tu też była mała racja, Arblith kochał śnieg, zmiana lokacji na oddaloną od frontu (więc na swój sposób bezpieczniejszą) oraz za razem, z tak przyjemnym klimatem, bardzo mu się podobała.

Fergard - 2010-06-11, 23:17

Helter

Albinos odetchnął z wyraźną ulgą.
- Nawet nie wiesz, ilu dzielnych żołnierzy właśnie uratowałeś, panie Arux - Stwierdził na wpół żartobliwie, nakazując strażnikom rozstąpienie się. Tym razem wielkie sylwetki odsunęły się, otwierając drzwi do gabinetu burmistrza miasta, w którym teraz urzędował Kaiser. Sylwetka sidhe zniknęła za drzwiami. Helter obserwował odchodzącego Aruxa, po czym nagle skrzywił się okropnie. Zapach spalonej koniny zdążył już rozejść się po całym budynku. "Trzeba poinformować Skeltera, że nie musi już kreować tych swoich "Dziczyzn w sosie szlachetnym"...", pomyślał, mimowolnie się uśmiechając i podążając ku kuchni.

Albrecht Kaiser

Za biurkiem siedział kolejny, niższy od Heltera albinos. Mężczyzna miał długie włosy zawiązane w kucyk, parodniowy zarost na bladej twarzy, czerwone oczy i obecnie wertował najnowsze dokumenty, jakie przysłało mu Oficjum. Wg nich dowodzenie w Torgu miał przejąć niejaki Lucious the Layle jako głównodowodzący sił papieskich.
"Skrzydlaci. Pieprzeni hipokryci...", pomyślał z pewną irytacją, biorąc śliwkę ze srebrnej patery. Nie przepadał szczególnie za owocami, ale świetnie powstrzymywały narastający głód, zaś od kiedy Skelter Helter przejął kuchnię jako swoją "twierdzę", Albrecht zaczął omijać znakomitą większość potraw albinosa(A więc i znakomitą większość dziennych racji) szerokim łukiem. Teraz dowódca najemniczych oddziałów wysłanych przez Oficjum celem wspomożenia krucjaty przeciw - w opinii Kaisera, którą zachował dla siebie - Bogu ducha winnych daemo czekał, aż zapozna się go z dowódcami wojsk sidhe, które pełniły rolę wsparcia w oddziałach papieskich.
Kaiser nie miał nic przeciw sidhe, może jedynie to, że ich mięso było raczej żylaste i mało apetyczne. Z pewną niecierpliwością oczekiwał Zimnych, jednakże gdy do jego gabinetu wszedł tylko jeden, Albrecht zdziwił się. William mówił o dwóch dowódcach...

- Arbilith Arux Aureanu, zgadza się? - Zapytał powoli, zerkając na Zimnego znad dokumentów. - Powiadomiono mnie, że będzie Panu towarzyszyć drugi dowódca, niejaka Eiria Hidegencroi... Ale gdzie moje maniery. Albrecht Kaiser, dowódca oddziału wsparcia dla wojsk papieskich - Albinos wyciągnął rękę w stronę sidhe, czekając na odpowiedź.

Reyned - 2010-06-12, 01:18

Arblith Arux

Nie zrozumiał zbytnio żartu Heltera, więc go po prostu zignorował. Gdy wszedł do środka i zobaczył drugiego Albinosa nieco się zdziwił, z tego, co wiedział, mało ludzi wyglądało w ten sposób, no, ale przynajmniej ich skóra miała ładny kolor.
Odruchowo na widok Albrechta przeczesał ręką z tyłu włosy, zdążył już zapomnieć, że je ściął przy ostatnim ‘ognisku’, no ale teraz były bardziej praktyczne.
Samych słów nowego współpracownika wysłuchał spokojnie i raczej z pokojowym nastawieniem, jednak gdy spojrzał na wyciągniętą dłoń, podał swoją jakby mu kazali kamień przełknąć „jeszcze go nie znasz…” myślał.
- Eiria zboczyła z trasy, dołączy do nas później, myślę że nie zdąży przed przyjściem głównodowodzącego. – Tu miał na myśli Luciusa. Sam zaś powód zmiany trasy go nie obchodził, a szczerze mówiąc, nawet go nie znał. – Powiedzmy że załatwia swoje własne interesy. – Rozejrzał się spokojnie po pomieszczeniu, po czym spytał wprost, nie chcąc zbędnie wydłużać wstępów.
- Od jak dawna tutaj stacjonujecie, z kim i z jakimi skutkami walczycie, oraz jakiej pomocy oczekujecie od Sidhe? Nawet, gdy The Layle tutaj przyjdzie, znasz lepiej teren i sytuację, więc jak na razie to ty jesteś tutaj dowódcą.

Vogel - 2010-06-12, 09:45

W karczmie było duszno i głośno i jak podejrzewali przed wejściem wszystkie stoły były zajęte. Ignorując ciekawskie lub zaczepne spojrzenia żołnierzy przedarli się do centralnej części karczmy i stanęli przy największym stole. Gdy tylko się zatrzymali w ich stronę poleciało kilka wyzwisk usprawiedliwionych tym, iż nowo przybyli zasłonili biesiadującym widok na córkę karczmarza. Lucious wolał nie komentować tego, że w rzeczywistości był to lekko zniewieściały chłopak wiedział jednak, że żołnierz w pochodzie...
W końcu stało się to na co czekali, jeden z siedzących rycerzy wstał z postanowieniem własnoręcznego przeszkody. Był potężny i sporo wyższy od Luciousa na tyle by ten patrząc na wprost widział tylko pulsujące jabłko adama.

- A was panocku nie nauczyli manier, bo jak nie to ja chętnie wbije wam do łba moją Zulejka - Mówiąc to uniósł do góry swój korbacz co zaowocowało serią pijackich wiwatów.
The Lalye nadal nie podnosił wzroku skupiając wzrok na pulsującej krtani i czekał. Nie trwało to długo już po chwili usłyszał odrzucane krzesła zapewne ktoś chciał go złapać od tyłu by umożliwić bezkarne pobicie. Nie dając nikomu czasu na reakcję szybkim ciosem pieści, wciąż ubranej w pancerną rękawice uderzył w jabłko adama olbrzyma, który niemal natychmiast padł na podłogę wydając z siebie dziwne dźwięki.
Ten atak powstrzymał ludzi zza jego pleców jednak reszta biesiadników centralnego stołu natychmiast chwyciła za miecze, nie zdążyli ich jednak dobyć. Równo z ciałem na podłodze na stole wylądowały trzy listy z dużą i widoczną pieczęcią papieską, a jedną z podstawowych zasad najemników jest by nie dyskutować, nikt nawet nie myśli o walce, z tym kto płaci. Wszyscy bez słowa odeszli od stołu i zabierając towarzysza opuścili tawernę, wraz z nimi wyszło tez wielu którzy podżegali do bójki.
Lucious usiadł u szczytu stołu wskazując Gorazdowi miejsce po swej prawicy po czym wyciągnął papier i zaczął pisać. Pachołek wraz z gospodarzem nad wyraz szybkom uwinęli się ze sprzątnięciem stołu po czym obaj stanęli obok czekając na polecenia, wiedzieli ze z takimi ludźmi trzeba się obchodzić bardzo ostrożnie.

- Gospodarzu - the Lalye wstał gdy tylko skończył pisać - dajcie nam tu garniec jakiegoś dobrego piwa, tylko żadnych chrzczonych szczyn - Karczmarz przełknął ślinę podanie cienkusza takim ludziom nawet nie przychodziło mu do głowy - i jakąś ciepłą strawę bo strudzeni podróżą jesteśmy i chcemy się ogrzać. Ty zaś - Pachołek wyprostował się jak struna - weźmiesz ten list i pobiegniesz to moich wojsk, poznasz ich bo różnią się nieco od tych co tu do tej pory stacjonowali, i dasz to Arbertowi.
Chłopiec ukłonił się i wybiegł z budynku, karczmarz natomiast zdążył już przynieść dzban grzanego piwa które rozlewając się w żołądku pozwalało zapomnieć trudy podróży, na jedzenie jednak trzeba było poczekać.
- Gospodarzu wstawcie tez na ruszt jakieś mięsiwa będziemy mieli gości się w nim lubujących - Karczmarz wydał szybkie polecenia w kuchni i ponownie wrócił do stołu, czuł ze z nim jeszcze przybysz nie skończył. - Powiedz mi co to za wojska i co wiesz o ich dowódcy, tylko nie lżyj jeśli chcesz nadal prowadzić tu interesy.
*****
Arbert jak tylko otrzymał list zabrał się za wypełnianie poleceń. Ponownie odwiedził zarządce miasta i nakazał udać mu się do karczmy na spotkanie z nowym zwierzchnikiem. Następnie udał się do obozujących Sidhe tu jeszcze raz dokładnie przeczytał instrukcję zawierała ona bowiem dość sporo punktów o ewentualnych konsekwencjach gdy coś skrewi. Kierując się instrukcjami żołnierzy odnalazł ich dowódczynię, dowiedział się także o tym iż drugi oficer jest w tej chwili na spotkaniu. Rycerz na wszelki wypadek zdecydował się na odczytanie wiadomości bojąc postawić na własną pamięć.
- Jaśnie wielmożna pani - Czytał donośnym i poważnym głosem, poprzedzając to głębokim ukłonem - Aurelia Endrue Aureanu righte Terrie Verrend proszona jest o przybycie na naradę grona dowódczego wojsk stacjonujących w Torg. Spotkanie to odbędzie się w miejscowej tawernie i połączone zostanie z ucztą regenerującą siły. Pan Lucious the Lalye prosi aby udała się tam Pani niezwłocznie albowiem chce wyjaśnić pewne kwestie, które nie muszą trafiać do uszu osób trzecich.
Rycerz ukłonił się i pozostał w tej pozycji oczekując odpowiedzi i dopiero ja poznając oddalił się mając nadzieje iż poselstwo się udało. Kolejnym etapem było odnalezienie drugiego oficera zimnych oraz kadry dowódczej nowo przydzielonych wojsk najemnych.

Vozu - 2010-06-12, 10:48

Gospodarz rozłożył ręce i mówił lekko drżącym ze zdenerwowania głosem - Panie, nie wiem ja wiele, ale żebym skisł, jeżeli nie są to poczwary w ludzkiej skórze. Widziałem ja tego, który nimi dowodzi w pełnym rynsztunku i, powiadam panu, ktoś kto w boju używa jakichś podejrzanych szponów, szkaradnych niczym o potwory jakowejś, nie może być człowiekiem zacnym. Toć żądza krwi z tego na człowieka patrzy!
Westchnął głośno i, być może, trochę na pokaz, po czym, z wielkim przejęciem, kontynuował zawodzenie:
-A jakichż on parszywców ze sobą wodzi! Jedne te piechocińce jeszcze zdają się być normalne, a reszta! On tu z sobą czarnoksiężników sprowadził, trupią magią się parających! A ten jego oficyjer, co to rycerstwo prowadzi, to też typ podejrzany... gdzie w nim krew szlachetna i honor, jeżeli włócznie swą jadami nasącza? Sam żem słyszał, jak skarżył się, że trucizny na nic są przeciw trupim zastępom, z którymi przyjdzie im walczyć!

Fergard - 2010-06-12, 13:52

Albrecht

- Dużo pytań, jak na pierwsze spotkanie. Ale po kolei... - Kaiser podniósł się z krzesła. Nie był specjalnie wysoki czy umięśniony, ale w jego czerwonych oczach coś się kryło. Coś nieprzyjemnego...
- Siedzimy tutaj może z tydzień, półtora tygodnia. Oficjum kazało nam tu czekać na wasze przybycie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że może dziesięć mil stąd znajduje się kolejna osada, mniejsza i nie tak wartościowa w oczach Skrzydlatych jak Torg. Volirae, zbawcy, szlachetni paladyni i szuje pierwszego sortu za jednym zamachem - Albinos uśmiechnął się gorzko. - Szczęśliwie, tamto miasto, choć padło, nie zostało zrównane z ziemią. Zwiadowcy stwierdzili, że wygląda to na małą okupację. Dziwna sprawa... I tu dochodzimy do tego, kto z nami walczy. Nieumarli, żywe trupy, zwij Pan to jak chcesz. Skrzyżowaliśmy z nimi ostrza tylko kilka razy, póki co omijają to miasto szerokim łukiem. Nie jestem pewien, z czego to może wynikać, ale jest duże prawdopodobieństwo, że po prostu przerzucają siły do okupowanego przez nich miasta. Poza tym, ich agresywność wzrosła znacznie, wg tego, co opowiadał nam zarządca miasta, który teraz oddał mi chwilowo dowodzenie. W kwestii zwyczajów żywych trupów oraz ewentualnej geografii proszę zwracać się do niego.
- Czego zaś wymagamy? - Albrecht zamyślił się na moment. - Z pewnością pomocy. Oficjum ewidentnie lubi leczyć, nie zapobiegać i przez to otrzymaliśmy za zadanie odbić tamtą mieścinę, póki trupy nie zrównały jej jeszcze z ziemią. Nasze oddziały niestety są stosunkowo małe. Wasz talent do szermierki jest powszechnie znany, więc z wami u boku będziemy zdolni do kontrataku. A, i jeszcze jedno: Ten cały The Layle... Kto to właściwie jest? Jeżeli ma zastąpić mnie na stanowisku głównodowodzącego, niestety będę musiał go rozczarować: Oficjum poinformowało mnie o absencji waszego poprzedniego głównodowodzącego... - Albrecht znacznie zaakcentował słowo "absencji". - Oraz tym, że pojawi się człowiek, który zastąpi mnie na stanowisku tymczasowego dowódcy. Dobrze przynajmniej, że nie któryś z tych ptaszków - hipokrytów... A tymczasem nie chcę już Panu więcej zajmować czasu, muszę dokonać przeglądu wojsk. Jeżeli nie ma Pan nic przeciw... - Kaiser założył na lewą rękę stalową rękawicę zakończoną długimi szponami i zatknął za pas skórzanych spodni menażkę. - Proszę obejść Torg, zapoznać się z planem miasta, bo być może będziemy musieli się tu bronić, jeżeli truposze ośmielą się nas zaatakować. - Albinos skinął Aruxowi głową, po czym wyszedł z gabinetu.

William De La Pole

- Zwrot! - Ryknął rudowłosy brodacz, obserwując swój oddział. Opancerzeni w różnorakie, czasem już zaśniedziałe pancerze wojownicy mierzyli ponurym wzrokiem kukły. Opuścili lance i zaczęli wyczekiwać na komendę rzuconą przez ich dowódcę. - Szarża! - Krzyknął. Ponad stukilogramowe masy ludzi i koni zaczęły się rozpędzać. Tutaj jednak miejsca na widowiskową szarżę było zwyczajnie zbyt mało i w rezultacie tylko kilkanaście kukieł zostało wywróconych, podczas gdy reszta utrzymała się na "nogach". - Dobra, na razie wystarczy. Zróbcie sobie przerwę - Oznajmił Wiliam, odchodząc z pola treningowego. Wtedy właśnie natknął się na Arberta, poszukującego dowódców z oddziału Albrechta. William zirytował się niemiłosiernie. "O, patrzcie galanta...", pomyślał wściekły. "Za paniami gania, schludny jak spod igły wychodzi, a tutaj ludziska ledwo dyszą po tych treningach... Zaraz przywrócimy go do porządku", dodał, zmierzając ku wysłannikowi Luciousa szparkim krokiem. Dopiero gdy się zbliżył zorientował się, że ten chłopak nie jest z jego oddziału. "Bogowie, brońcie, by jakiś bandyta zabił któregoś z moich chłopców i przywłaszczył sobie jego dobra...", pomyślał zaniepokojony. Postanowił zagadać do młodziana:
- Nie widziałem Cię tu wcześniej, chłopcze. Jesteś samotnym podróżnikiem czy też może chciałeś zaciągnąć się do naszej kompanii?[/b]

Vogel - 2010-06-12, 14:35

- W porządku dziękuję a teraz odejdź i przypilnuj by w kuchni wszystko szło jak należy bo gości dziś będziesz miał zacnych.
Karczmarz ukłonił się i odszedł możliwie najszybciej. Gorazd tym czasem napełnił ponownie kufle po czym zwrócił się do dowódcy.
- Czy to było konieczne, to z tym drabem :?: Mogłeś przecież od razu pokazać pieczecie.
- Widzisz nie chodziło tyle o stolik co o pokazanie kto tu rozdaje karty, teraz będą pokorniejsi. Poza tym nie można tolerować picia na służbie. - Obaj wybuchnęli śmiechem, po chwili jednak poważniejąc. - Z trupami jeszcze nie walczyłem i nie bardzo wiem czego się spodziewać, mam nadzieję, że ten zarządca dotrze tu lada moment podobnie jak reszta.
********
Arbert spojrzał na postawnego rycerza, któremu by spojrzeć w twarz musiał patrzeć niemal pionowo w górę.
- Jestem posłańcem pana Luciousa the Lalye dowódcy wojsk papieskich północy, mam wiadomość do pana Albrechta Kaisera.

Reyned - 2010-06-12, 15:21

Arblith, Arux

Nieumarli? Chodzące trupy!? Nekromanci mieli to do siebie, że tak jak sidhe byli neutralni i dbali o własne interesy, inną sprawą były ich metody, to co robią z martwymi jest niegodne, wręcz wstrętne. Gdy ktoś umrze, powinien zostać spalony, ewentualnie pochowany, gdy mówimy o terenach takich jak te. Ale nie miał zbytniej ochoty o tym dyskutować. Nie mniej jednak, nawet nie mógł, rozmówca odszedł, nawet nie czekając na odpowiedzi do pytań, które zadał. W takim wypadku mógł ich właściwie nie zadawać.
Gdy sam doszedł na plac, spostrzegł zniknięcie swojej dowódczymi.
- Gdzie Aurelia?
- Poszła na spotkanie z dowódcą ludzi
Zaklął słysząc odpowiedź
- Jedna brzytwa do mnie, druga pilnować oddziałów.
Byle znaleźć tą zaplutą karczmę.

Aurelia
Słysząc wiadomość wydała rozkaz utrzymania pozycji wszystkim wojskom, po czym udała się do karczmy, nie zabrało jej to długo, wzięła pierwszego przechodnia na ulicy, i ‘grzecznie’ poprosiła o wskazanie drogi, z ‘zmęczenia’ podpierając się o miecz.
Do samej karczmy weszła jak zwykle, uniesiona, lecz bez twarzy.
- Wzywałeś, człeku? Będę reprezentowała brata, bo chwilowo był zajęty, potem może dołączy, bądź najwyżej, przekażę mu informację.

Fergard - 2010-06-12, 22:12

William

Rudowłosy olbrzym zmieszał się lekko, słysząc tą zaskakującą odpowiedź. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że nie oberwie mu się od Albrechta bądź Oficjum.
- Och... W takim razie... Przepraszam za obcesowe zachowanie. Taka stereotypowa szorstkość ze mnie wyziera. No nic. Co do pana Kaisera... O, właśnie tu zmierza! - Istotnie, w stronę De La Pole'a i Arberta zmierzał albinos w szarych ubraniach, ze stalową rękawicą zakończoną ostrymi szponami na lewej ręce oraz włosami zawiązanymi w kucyk. Szedł powoli, z rękoma założonymi do tyłu. Widząc swojego oficera dywagującego z młodym rycerzem, przyśpieszył kroku, po czym dostrzegł niewielkie oznaczenia identyfikujące Arberta jako żołnierza wojsk papieskich. Rudowłosemu brodaczowi zdawało się, że Kaiser uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie.
- To ja Pana zostawię. Z tego, co słyszałem zbierają się wszyscy dowódcy i oficerowie w miejscowej tawernie, tak? No, nieważne... - Unikając kontaktu wzrokowego z Albrechtem Sir William ruszył w stronę rozbrzmiewającej w znakomitej większości męskimi głosami karczmie. Tymczasem albinos zmierzył wzrokiem nieco wyższego od siebie młodzieńca. "Nie może być dużo starszy ode mnie", pomyślał, dokładnie przyglądając się posturze Arberta. Silny, wyprostowany, bogato uposażony: Typowy wojak Sojuszu Skrzydlatych i ludzi.
- Sądząc po insygniach pytał Pan mojego oficera o miejsce, w którym przebywam. Oto więc jestem - Albrecht skinął Arbertowi głową. - Albrecht Kaiser, dowódca wojsk najemniczych stacjonujących w Torgu. Jak mniemam, pański dowódca ma do mnie jakąś sprawę do omówienia...

Helter

[i]Tymczasem "prawa ręka Albrechta Kaisera" przeszukiwała spustoszoną kuchnię, w której zazwyczaj rezydowali kuchmistrze burmistrza Torgu, a obecnie rozbijał się Skelter Helter, określany przez samego Heltera jako "Największa porażka w historii kucharzenia". Było w tym coś z prawdy: Skelter eksperymentował bardzo często i w rezultacie w oddziałach prawie zawsze panowało nieprzyjemne poruszenie, gdy jedli w terenie z prowizorki. Teraz jednak był on potrzebny jako zaufany Albrechta, bowiem wraz z Helterem stanowili oni tzw. zespół rąk ich dowódcy: Helter służył jako prawa ręka, Skelter - jako lewa.
Po krótkich poszukiwaniach Helter odnalazł trzeciego albinosa w ich kompanii, przygniecionego nawałą garnków i różnorakich składników.

- Piernicz te kotły i zacznij ćwiczyć refleks - Zaczął mamrotać, odgrzebując mamroczącego i półprzytomnego Skeltera. - Cholera, takiego brata mieć to chyba przekleństwo.
Po kolejnej minucie odgrzebywania nieszczęsnej fajtłapy Helter złapał brata pod ramię i razem ruszyli do wyjścia. Zatrzymał ich jeden z piechociarzy z ich oddziału.
- Panowie Skelter i Helter, oczekuje się was w karczmie jako zaufanych Pana Kaisera. Do przedyskutowania są sprawy dotyczące dalszych posunięć w sprawie żywych trupów.
- Już tam idziemy - Odparł Helter Skelter, podtrzymując powoli wybudzającego się Skeltera Heltera.

Vogel - 2010-06-13, 10:15
Temat postu: Lucious the Lalye
Arbert zawahał się przed chwila nigdy nie widział człowieka o takim wyglądzie, a może on wcale nie był człowiekiem :?:
- W imieniu pana Luciousa the Lalye proszę pana o udanie się na zebranie kadry dowódczej wojsk Torg, które odbędzie się w miejscowej tawernie. Pańscy oficerowie już się tam zapewne udają.
Młodzieniec ukłonił się oczekując odpowiedzi potem oddalił w poszukiwaniu ostatniego z oficerów. Gdy zwiadowcy sidhe powiadomili go o tym, iż Arux udał się już na miejsce spotkania i on sie tam skierował.
******
Karczma była już pusta albowiem na czas spotkania Lucious nakazał jej opróżnienie co udało się po interwencji kilku jego mieczników obecnie pilnujących wejścia. Także Gorazd na czas rozmowy tej dwójki udał się do kuchni przy okazji sprawdzić przygotowania strawy.
Gdy tylko oficer zimnych przekroczyła próg Lucious wstał i czekał aż podejdzie do niego.

- Witam panią, raczy pani usiąść przy stole. Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać jestem Lucious the Lalye przedstawiciel wojsk papieskich i obecny zwierzchnik tej wyprawy - Ukłonił się i zaczekał na odwzajemnienie - Niezmiernie Cieszy mnie przyjecie mojego zaproszenia a także to iż korzystając z nieobecności pani brata możemy wyjaśnić pewną kwestię. - Z jego głosu zniknęła cała nakazywana przez etykietę uprzejmość - Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy byliśmy równi rangą lecz w twoim spojrzeniu widziałem uczucie wyższości i nienawiści, teraz kiedy podlegasz moim rozkazom to się nie zmieniło. Zapewne wiesz o tytule jaki nadał mi Twój brat chce wiec wiedzieć czy to coś znaczy i czy potrafisz przełknąć dumę i podporządkować się mojemu zwierzchnictwu :?:

Reyned - 2010-06-13, 16:15

Aurelia

Na powitanie skinęła głową
- Aurelia Aureanu. – Po tych słowach wysłuchała spokojnie słów Luciusa, nie usiadła jednak na razie, wolała moment przeczekać.
- Urok państwa bez kraju – powiedziała z lekkim uśmiechem, gra czy szczerość? Mimo wszystko słowa miały swoją kontynuację – zacznijmy od tego, że również noszę ten tytuł, a skończmy na tym, że obecnie nie jest on nic warty dla nas obydwu. Nawet, jeżeli Aureanu początkowo wywodzili się z północy, obecnie nasza rodzina tutaj nie sięga, zapewne nikt nawet o naszym rodzie nie słyszał, to tak, jakbyśmy byli samozwańcami. Szlachcic ludzki to przecież nie szlachcic papieski, prawda? – Raczyła usiąść. – Nie bierz tego do siebie, ale gardzę tobą i każdym innym człowiekiem, nie jestem tu od słuchania twoich rozkazów, może stanowię oddział najemny, lecz wciąż, podlegam swojemu bratu, nie tobie. Nawet, jeżeli na jedno wychodzi, wątpię aby był w stanie złamać twój rozkaz…

Fergard - 2010-06-13, 19:17

Albrecht

Kaiser zapatrzył się na odchodzącego Arberta, po czym niezwłocznie udał się za nim. W zasadzie nie bardzo wiedział, gdzie znajduje się karczma w tym mieście, przesiadywał bowiem głównie w ratuszu, gdzie z niemałym trudem przetrawiał preparowane przez Skeltera potrawy. Inną rzeczą był fakt, że tylko brat Heltera potrafił na tyle dobrze spreparować ludzkie bądź demoniczne mięso, by osoba trzecia nie poznała się na tym i nie wszczęła rabanu. Z założonymi za plecami rękoma podążył za młodym rycerzem.

William i Bracia

Rudowłosy olbrzym z ponurą, poważną twarzą przekroczył drzwi tawerny, za nim zaś wtoczyli się Helter i Skelter. Ten ostatni zdążył po drodze doprowadzić się do porządku i teraz nie wyglądał już, jakby dosłownie przed chwilą wytoczył się spod stosu garnków.
Skelter był mniej więcej podobnego wzrostu, co jego brat. Na sobie miał szary bezrękawnik w pasy, czarne skórzane spodnie nabijane metalowymi ćwiekami po bokach i wysokie buty, również czarne, na dłoniach zaś krótkie skórzane rękawiczki. Na barkach miał długi czarny tatuaż przedstawiający jakąś jaszczurowatą kreaturę, która posiadała dwie głowy. Za pas od spodni miał wetknięte coś, co przypominało nieco podłużną rurę z wydrążoną weń dziurą. Dziwaczny walec okalał pierścień złożony z podobnych, aczkolwiek mniejszych rur. Jedną z dziwniejszych rzeczy była fryzura Skeltera, przypominająca nieco jakąś wypaczoną i białą wersję jeża, przykrywającą jedno oko zupełnie jak u jego brata. Jednym słowem, przeciętny wieśniak wziąłby go za czarnoksiężnika lub świra.
Teraz ten tercet wkroczył do karczmy akurat w momencie, gdy Aurelia kończyła przedstawiać Luciousowi swoje stanowisko.

- Proszono nas, byśmy stawili się w tawernie jako oficerowie Pana Albrechta Kaisera - Oznajmił oficjalnie, kłaniając się lekko. Cichym warknięciem nakazał rodzeństwu albinosów uczynić to samo, co zarówno Helter, jak i Skelter przyjęli z pewną niechęcią. - Sir William De La Pole, zastępca Pana Kaisera, dowódca oddziału ciężkiej kawalerii - Brodacz zasalutował, po czym wskazał na albinosów. - Helter Skelter i Skelter Helter, zwani przez naszych żołnierzy "Prawą i lewą ręką" Pana Kaisera - Albinos w rozchełstanej koszuli zwrócił uwagę na Aurelię, błyskając swoimi czerwonymi oczyma figlarnie, po czym wypiął się jak struna i zasalutował mocno przerysowanym gestem. Z kolei "szpiczastowłosy" albinos z dużym trudem - zupełnie jakby musiał udźwignąć nieludzki ciężar - uniósł dwa palce do czoła, po czym podejrzanie szybko je stamtąd zabrał. - Pan Kaiser powinien pojawić się dosłownie za chwilę... - Oznajmił William tym samym oficjalnym tonem, oczekując na jakąś reakcję mężczyzny, który zapewne był głównodowodzącym wojsk papieskich. Postawny rudzielec zauważył Aurelię. "Hmm... A gdzie jej przyjaciel?", zastanowił się.

Vogel - 2010-06-15, 17:32
Temat postu: Lucious the Lalye
Już miał zadać kolejne pytanie gdy do izby weszła trójka oficerów z nowych oddziałów najemnych. Kampania to była dość dziwna i poza La Polem przypominała raczej wynik zapędów jakiegoś demona i rozwiązłej wieśniaczki, czyżby to były wskazówki co do zasłyszanej niezwykłości ich dowódcy.
- Dziękuje za odpowiedź lecz to niestety nie ostatnie z moich pytań.
Słowa te wypowiedział niemal szeptem, tak by nie dotarły do uszu nowo przybyłych.
- Witam panów jestem Vogel the Lalye i od chwili przyjazdu pełnię funkcję głównodowodzącego wojsk tu stacjonujących tym samym i waszym. - Mówiąc ostatnie słowa rzucił także spojrzenie w stronę Aurelii. - Oto pani Aurelia Aureanu oficer wojsk sidhe z resztą oraz mój zaufany Gorazd - Wskazał na starszego mężczyznę, który obecnie podszedł do stołu i zajął miejsce po jego przeciwnej stronie względem Luciousa.
Zapraszam panów do stołu - wskazał miejsca po swojej lewej sadzając ich naprzeciw Aurelii - Zechce pani usiąść, nie wypada pierwszym nam tego uczynić gdy dama stoi. - Głos całkowicie się zmienił, był ciepły gościnny i szczery co sugerowało jasno, iż nie mógł być prawdziwy.
Gospodarz zaczął się nerwowo kręcić co sugerowało iż strawa jest już niemal gotowa, a on nie wiedział czy już są wszyscy zaproszeni czy tez powinien jeszcze zaczekać. W końcu osobiście przyniósł spory dzban grzanego piwa oraz kubki dla nowo przybyłych.
- Strawa gotowa panie mam podawać czy trzymać w cieple? - Po usłyszeniu iż czekają na jeszcze na resztę gości zamierzał odejść lecz wpierw zbliżył się do Aurelii i ukłonił się - Czy waćpanna życzy sobie może wina :?:
Niemal wszyscy byli już obecni, Lucious miał także nadzieje na to iż nie zawiedzie go także zarządca miasta, od którego spodziewał się dowiedzieć najwięcej o tej nowej misji.

Reyned - 2010-06-15, 17:49

Atblirh, Arux

Aurelia siadając spojrzała na karczmarza
- Oczywiście, lecz pamiętaj, nie znoszę sztucznych i przesadnie delikatnych win, nie waż się wnieść tutaj innego niż Czer-
- BIAŁE! – Doszedł nagły krzyk a drzwi otworzyły się ponownie, wyszedł z nich oczywiście Arblith, z wrednym uśmiechem spoglądając na Aurelię. – Przecież wiesz, że czerwone ledwo mi przez gardło przechodzi. Poprosimy więc, po butelce zarówno czerwonego jak i białego, żołnierze nie powinni za wiele pić, więc dla obecnych wystarczy do podziału, gdy piwo już wyjdzie. – Mówiąc to podszedł do krzesła Aureli i spojrzał na nią z góry – nie można cię nawet samej zostawić, ma delikatna damo?
Spojrzenie, jakiego dostąpił od siostry, mogło sprawdzić wrażenie, że Lucius był jej największym przyjacielem względem Arblitha. On sam zaś wyprostował się i skinął głową w stronę Luciusa, usuwając jakikolwiek wyraz z swojej twarzy, było to raczej w geście powitania.
- Wybacz spóźnienie, ale zbłądziłem w mieście, mam nadzieję, że nic mnie nie ominęło? - spojrzał również na ludzi z tutejszego miasta – Z panami już się dzisiaj poznałem, witam ponownie - Mówiąc to usiadł po lewej stronie Aureli.

Fergard - 2010-06-15, 19:38

W zasadzie wszyscy

Helter z uśmieszkiem usiadł dokładnie naprzeciwko Aurelii, co jakiś czas błyskając oczyma, zaś William z pewnym namaszczeniem pozwolił sobie wlać kubek piwa. Jedyny Skelter chyba rozumiał, że sytuacja zmieniła się znacząco i będzie ona mogła wpłynąć na ich(Zwłaszcza jego i Heltera) sytuację, pokręcił więc głową z niedowierzaniem. Szpiczastowłosy albinos odmruknął do Aruxa coś w rodzaju "Miło poznać". "Widziałem gdzieś tego gościa?", zdziwił się, wpatrując się w wejście.
Drzwi finalnie rozstąpiły się, ukazując Albrechta. Dowodzący tym burdelem albinos odsunął drzwiczki szponiastą rękawicą, zapewne przez nieuwagę. Kaiser przekroczył próg, całą swą postawą wyrażając chłodną uprzejmość do pozostałych. Dostrzegł Arbilitha, Aurelię oraz Luciousa i towarzyszącego mu mężczyznę.

- Moje najwyższe uszanowanie - Oznajmił Kaiser, składając wyszukany ukłon i jednocześnie kątem oka lustrując reakcje zebranych. - Proszono mnie, bym pojawił się tutaj, w tym jakże... interesującym miejscu, więc jestem, niczym anioł na wezwanie Stworzyciela. Albrecht Kaiser, główny dowodzący oddziałami najemnymi przysłanymi z Oficjum. Zapewne już Państwo o mnie słyszeliście... - Kaiser rzucił nieprzychylne spojrzenie karczmarzowi. - Hm... Z tego, co wiem, brakuje wśród Państwa jednego dowódcy, niejakiej Eirii Hidegencroi... Chyba że ta młoda dama jest tą właśnie utalentowaną sidhe, która wyróżniła się w pierwszym starciu waszych oddziałów z daemo - Albrecht szybko ocenił Aurelię. "Arystokratyczna figurka, zadarty nosek... Hmph. A Helter jeszcze robi do niej maślane oczy, zupełnie jakby wpatrzył się w obrazek...", pomyślał zafrasowany. Zwrócił się do Luciousa:
- Pan jest tym De Layle, o którym miałem okazję usłyszeć? Z tego, czego dowiedziałem się od mości Aureanu ma Pan odegrać ważną rolę w najbliższych działaniach zwrotnych przeciw nieumarłym...

Vozu - 2010-06-16, 09:13

Drzwi do karczmy otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie zarządca miasta; był to stosunkowo młody niebianin, wyglądał na nieco po trzydziestce, jednakże miał siwe włosy i pióra na skrzydłach, co wskazywało na to, że jest to jego naturalne "ubarwienie". Ciepłe ubranie które na sobie nosił nie zdawało się mieć nic wspólnego z elegancją, najwyraźniej tutejsi stawiali głównie na praktyczność. Wyglądał na rozgorączkowanego.
-Przepraszam za spóźnienie, ale kiedy tu szedłem...-nerwowo przełknął ślinę-oni przysłali poselstwo!

Vogel - 2010-06-16, 10:19
Temat postu: Lucious the Lalye
- Witaj i zajmij miejsce wśród swych oficerów. Widzę, iż zostałeś dobrze poinformowany odnośnie naszego stanu, faktycznie Eiria, nasza jak powiedziałeś wyróżniała się - Na jego twarzy przez moment zagościł grymas, świadczący o tym jak widzi ten jej sukces - jeszcze nie dotarła lecz jest to tylko kwestia czasu - Ton jego głosu był spokojny i chyba nikt nie mógł wątpić iż jest pewien tego co mówi. W momencie gdy do izby wszedł ostatni z gości Lucious dał znać karczmarzowi i stół niemal natychmiast zapełniły potrawy. - Może zanim zaczniemy załatwimy podstawowe formalności - Zza kurtki wyjął pismo z papieska pieczęcią - Zapewne posiadasz już własny egzemplarz, ro rozkaz przejęcia przeze mnie dowództwa nad miastem i wojskami w nim stacjonującymi. Dziś wraz z oficerami spędzimy noc w tej karczmie proszę jednak by do jutra przygotowano nam godniejsze kwatery.
Zapachy potraw goszczących na stole odpędzały jednak myśli o dalszej rozmowie służbowej. Tym samym Lucious podniósł kufel i wznosząc toast za zdrowie Papieża zaprosił wszystkich do posiłku. Niestety gdy tylko odkroił sobie smakowity fragment pieczeni do sali wpadł zdyszany zarządca, a tuż za nim Arbert.
- Zapraszam panowie - Mina młodego oficera i zarządcy wyrażały wielkie zdziwienie, gdy dowódca miast odnieść się do wiadomości zaprosił ich do stołu. - Zajmijcie proszę swe miejsca i częstujcie strawą bo to może być ostatnia okazja do posilenia się w spokoju.
Sam także skupił się jedynie na na lezącym przed nim mięsiwie i glinianym kuflu z piwem. Gdy dopił jego zawartość wezwał do siebie karczmarza i zapytał go coś po cichu tak by nikt go nie słyszał po czym wstał od stołu.
- Aruxie panie Kaiser, zarządco - Dopiero teraz uświadomił sobie, iż nie zna godności niebianina. - chodźcie za mną, reszta oficerów niech nie przerywa posiłku i nie opuszcza sali.
Jego głos był spokojny i łagodny jednocześnie jasno określał, iż ta pozorna prośba była rozkazem, którego nie dało się zignorować nie ponosząc konsekwencji. Lucious wskazał dowódcom sąsiednią znacznie mniejsza izbę pozbawiona okien z jednym tylko pustym stołem i kilkoma krzesłami. Zarządcy natomiast kazał przyprowadzić do nich wraże poselstwo.

Vozu - 2010-06-16, 10:38

Niebianin wybiegł z pomieszczenia, po jakimś czasie wracając w towarzystwie młodej dziewczyny, zapewne nekromantki lub adeptki czarnej magii, jak można się było domyślać po ciemnej szacie, do której kręgi te mają swoistą słabość. Trzeba jej było przyznać, że była urodziwa, mimo pogardliwego spojrzenia którym obrzuciła zarówno osoby które pozostały w głównej izbie, jak i przyjmujących ją jako posła. Zimna pewność siebie zdawała się wyzierać z jej bladych lic.

Ci, których Lucious nie zawezwał do drugiego pokoju miast móc cieszyć się urodą przysłanej dziewczyny, mogli obserwować przez okno wielkiego ghula, którego to zostawiła przed karczmą. Potwór był obrzydliwą, wielką jak dwa drwale poczwarą z kaprawą, zupełnie nieludzką mordą, siecią szwów na skórze i wieloma plamami zgnilizny na powierzchni ciała. Dodatkowo mógł się pochwalić słusznej wielkości szponami. Smród zdeformowanej istoty dało się czuć mimo zamkniętych drzwi i okien.

Reyned - 2010-06-16, 13:37

Arblith i Aurelia

Arblith po prostu chciał i miał zamiar pójść za wezwaniem, Luciusa, niestety, musiał również dać odpowiedź na jedno pytanie
- Dokąd?
- Za potrzebą… - nie było to wyszukane wytłumaczenie, ale po co w ogóle miał się tłumaczyć? Najzwyczajniej poszedł na wezwanie.
Początkowo młoda sidhe była poirytowana zalotnym człowiekiem, miała wyraźne rozkazy iż ma być delikatna, więc nie mogła powiedzieć mu nic wprost. Na szczęście ghul uroczo pomógł jej w tej sprawie. Gdy jedząc spokojnie mięso poczuła zapach, który to rozbiegł się po Sali, spojrzała na człowieka zna przeciwka, na zalotne spojrzenie odpowiadając przez oskarżenie, iż to od niego wydobywa się owy przykry zapach. Miała nadzieję, że Helter da jej spokój przynajmniej na razie.

Fergard - 2010-06-16, 21:35

Albrecht

Albinos pozwolił sobie na poczęstowanie się kawałkiem mięsa z pieczeni, po czym z pewnym zadowoleniem stwierdził, że smakuje całkiem nieźle, niezgorzej od jeszcze ciepłego truchła rębacza daemo. Z pewnością uciąłby sobie jeszcze kawałek, niestety nagłe wtargnięcie Volirae przerwało możliwość delektowania się sutym posiłkiem. Kaiser puścił dokument okazany przez Luciousa mimo uszu. Dopóki mu płacą i dopóki ma kontrolę nad swoimi oddziałami, nie będzie narzekać. Zarządzanie całym miastem i tak było dla niego mocno wyczerpujące: Nie miał nawet czasu, by się ogolić.
Z niewielką irytacją podniósł się od stołu na prośbę(Bądź może polecenie) De Layle'a, po czym udał się do pomieszczenia za Aruxem. "Jeżeli tak wygląda nasz przeciwnik, to będą to łatwo zarobione pieniądze...", pomyślał, wymownym wzrokiem mierząc usiłującą wyglądać groźnie nekromantkę i uśmiechając się lekko.


Pozostali

Helter również poczuł "zapach" roznoszący się po pomieszczeniu, co Skelter(Również go czujący) postanowił wykorzystać jako kartę przetargową. Widząc gigantycznego bydlaka za oknem tylko się uśmiechnął, po czym zaczął mówić z wyrzutem:
- Oj, bracie... Jeżeli już usiłujesz rozbudzić niewieście serce swoją osobą, zadbaj przynajmniej o podstawy higieny... - Flirtujący albinos zauważył oskarżające spojrzenie Aurelii i zmieszał się niepomiernie.
- Kiedy to nie ja! - Odparł wzburzony Helter, ale wzrok sidhe oraz Skeltera wprowadziły go w jeszcze większą konsternację. Szczęśliwie nie podjął się misji rozejrzenia się celem zlokalizowania źródła smrodu, tylko gwałtownie zmarkotniał i pokładł uszy po sobie. Skelter i William wymienili porozumiewawcze uśmiechy, po czym szpiczastowłosy albinos zwrócił uwagę na Aurelię. "Sprytna bestyjka. Nadarzyła się okazja, to pozbyła się adoratora jednym posunięciem...", pomyślał z pewną dozą podziwu, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Vogel - 2010-06-17, 07:43

Lucious przyglądał się posłance, była piękna, idealnie w jego typie i gdyby nie te okoliczności... Opamiętał i odegnał napływ kuszących wizji. Jej spojrzenie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia, ba w porównaniu z tym jakim częstuje go Aurelia można by je nawet wziąć za ciepłe i przyjazne.
- Jestem Lucious the Lalye obecny zarządca miasta i głównodowodzący stacjonujących w nim wojsk, z czym przybywasz i kogo reprezentujesz pośle :?:

Vozu - 2010-06-17, 09:08

Najwyraźniej dziewczyna czekała, aż zostanie zapytana. Spojrzała nawet nieco przychylniej na Luciousa.
-Mój mistrz, Lan-Duul, przysyła mnie do was, panowie, z wiadomością. "Wiem ja rzeczy, których słudzy Inkwizycji nie podejrzewają" powiada pan. "Nakłoń ich do spotkania, gdyż może tak być, że zmienią swe poglądy, gdy odsłonię przed nimi pewne sekrety"-słowa swego mistrza adeptka cytowała z pełnym, nieomal religijnym namaszczeniem-To wszystko, co mi przekazano. Jeżeli się panowie godzicie, porozmawiamy o warunkach. A jeśli nie jest waszą wolą spotkać się z mistrzem - odejdę bez zwłoki.

Vogel - 2010-06-17, 10:50

- Rozmowa jest zawsze lepszym rozwiązaniem niż walka. Podjąć decyzji nie mogę od razu, po wysłuchaniu warunków bowiem mogą okazać się nie do spełnienia a ja cenie wartość mego słowa i nie chce by ona ucierpiała. - Mówił spokojnie, patrząc cały czas w oczy nekromantki (Jaki mają kolor) - Kontynuuj zatem a gdy poznamy wymagania Twego mistrza otrzymasz odpowiedź.
Vozu - 2010-06-17, 11:12

Lucious
Oczy nekromantki są lodowato błękitne, co w połączeniu z bladą cerą i blond włosami daje kombinację typową dla typu urody właściwego ludziom z Północy.


-Mistrz pragnie jedynie porozmawiać. Przy obustronnym poręczeniu, że w czasie spotkania nie dojdzie zdradzieckich ataków ani napadów. Oraz zawieszenia broni na dobę od końca rozmów, jeżeli nie doprowadzą one do niczego.-powiedziała chłodno-Ze swojej strony wysuwał propozycję spotkania się w jego nowej posiadłości.-tutaj nie można było nie zrozumieć, że mowa jest po prostu o osiedlu które niedawno padło pod naporem nieumarłych wojsk-Nie wiem, o czym będzie tam mowa, dlatego nie mogę panu tego powiedzieć.

Vogel - 2010-06-17, 11:27

- Z zawieszeniem broni nie będzie problemu wszak odkąd tu jestem nie skrzyżowaliśmy jeszcze oręża także co do zamachów i o to możesz być spokojna nie jest to uznawana przeze mnie metoda walki. - Zbliżył się do posłanki - Co do miejsca jednak muszę się naradzić z mymi oficerami dlatego jeśli pozwolisz - Minął ja i otworzył drzwi do sali - chcemy chwilę pozostać sami. - Jego głos był uprzejmy i szczery, prosząc o opuszczenie pomieszczenia skłonił głowę czego o ile dobrze pamiętał wymagała etykieta. - Poczęstuj się winem karczmarz da Ci wszystkiego czego sobie zażyczysz.
Po opuszczeniu sali przez posłankę zwrócił się do stojącego w rogu niebianina.
- Zarządco, jak właściwie się zwiecie :?: - Tytułowanie niebianina funkcja którą teraz on sam sprawował, nie była właściwa - Opowiedz mi co to za osada, którą zajmują. Jak jest duża i czy posiada jakieś punkty obronne, poza tym chce wiedzieć wszystko o tym Lan-Duul. Wy natomiast - Teraz jego wzrok przeniósł się do swych oficerów. - powiedzcie mi co sądzicie o tym spotkaniu :?:

Vozu - 2010-06-17, 11:47

Wysłanniczka doskonale zrozumiała potrzebę narady - bez słowa wyszła, a gdy znalazła się już w poprzedniej sali, zajmowanej przez resztę oficerów, po prostu oparła się o jedną ze ścian i czekała niewzruszenie na odpowiedź.

W tym samym czasie, swą relację zdawał niebianin, któremu teraz, tytularnie już jedynie, przysługiwało miano zarządcy miasta:

-Na imię mi Ester, panie. Osiedle, które wpadło w ręce nieumarłych to Ruuk, nieduże, ale dośc bogate miasteczko. Dużo tam handlowano, wielu możnych się tam osiedlało, więc niebawem sfinansowali kamienne mury. Wstyd powiedzieć, ale Torg, mimo bycia ważnym punktem obronnym, nie może się poszczycić w pełni kamiennymi fortyfikacjami, które tamci mają. Czy raczej mieli-ostatnie słowa rzucił rozdrażniony-bo nie podejrzewam, żeby jeszcze żyli. Mają tylko kamienne fortyfikacje i kilka wież, żadnych znaczących punktów obronnych. Pewnie dla tego właśnie tak padli.
Ester zastanawiał się chwilę, po czym podjął:
-Nie znam imienia Lan-Duul, nie wiem, kim on jest. Nekromanci są dla nas tajemnicą, wstyd powiedzieć, ale ostatniego widziałem jednego z nich dwadzieścia lat temu - jeden z wysłanników Inkwizycji wytropił i zaprowadził na stos czarnoksiężnika, który mamił młodzież obietnicami poznania ciemnej sztuki. Nawet to, że poszczególnymi grupami władają najbardziej doświadczeni z nich, tworzący coś, co nazywają konsylium, wiemy tylko z przesłuchań na tych nielicznych, których złapano. Zawsze, kiedy na nas wyruszali, wysyłali potwory wyglądające jak koszmarne ghule; to one dowodziły i w jakiś sposób utrzymywały resztę potworów w jednym kawałku.

Vogel - 2010-06-17, 12:08
Temat postu: Lucious the Lalye
- Musieli się bronić, uciekać czy nikt nie zdołał przedrzeć się tutaj podać informacji o ilości atakujących wojsk :?: - W jego głosie pojawiły się nuty gniewu - Albrechcie byłeś tu możesz mi cos powiedzieć o ich siłach :?:
****
Siedzący przy stole mieli teraz możliwość dokładniejszego przyjrzenia się nekromantce. Gorazd potraktował ją jedynie przelotnym chłodnym spojrzeniem po czym wrócił do kolejnego kawałka pieczeni i świeżo napełnionego piwem kubka. Zapach stęchlizny wpadający przez okno zdawał się mu w niczym nie przeszkadzać co w sumie nie dziwiło u szeregowego żołnierza piechoty, niewątpliwie w przeszłości często jadającego w gorszych warunkach. Inaczej sprawa miała się u Arberta, który pozostał jedynie przy winie tracąc zupełnie apetyt. Także jego reakcja na urodę posłanki była inna, młodzieniec nie mógł oderwać od niej wzroku.

Reyned - 2010-06-17, 15:23

Arblith Arux

- Co nam da informacja o armii gdy mówimy o Nieumarłych? Jeżeli miasto zaatakowała setka, a druga była w mieście, to i tak będziemy walczyli z około dwustoma przeciwnikami, nie znając obu liczb nie powinniśmy szacować szans, tylko od razu się szykować najlepiej jak potrafimy – stwierdził. Lecz jego wzrok był ciągle nieobecny. Sekrety Volirae? Przecież tego właśnie potrzebuje… - jeżeli będzie trzeba, udam się tam nawet sam. – odparł w końcu – przepraszam na chwilę. – Po tych słowach udał się z powrotem do nekromantki.
W pomieszczeniu jadalnym rozejrzał się uważnie a po tym spytał półszeptem nekromantkę
- Czy twój ‘mistrz’ może coś wiedzieć o potrzebie zakładników u niebian? Oraz ile wojsk możemy wprowadzić, aby poczuć się bezpiecznie w trakcie rozmów? Pomoże to w podjęciu decyzji…

Vozu - 2010-06-17, 15:33

Ester spojrzał na Luciousa jak na wariata;
-Pan chyba nie walczył nigdy z nieumarłymi. Jeżeli już otoczą miasto, to albo się ich wybije, albo się zginie. Nikt nie uciekł, nie ma szans się przedrzeć przez taką nawałę... gdy atakuje z zaskoczenia. A tego natarcia nikt się nie spodziewał.

Dziewczyna wbiła w Auruxa wzrok wyrażający czyste oburzenie:
-Kiedy mój mistrz mówi, że wykluczone są podstępy i walki, to znaczy, że mówi prawdę; możecie przyjść sami albo z całym wojskiem, a i tak wam włos z głowy nie spadnie-po chwili, znacznie już spokojniej, dorzuciła-Nie wiem, o czym on wie. Ale z niczym błahym błahym by mnie do was nie posłał.

Vogel - 2010-06-17, 15:40
Temat postu: Lucious the Lalye
Lucious zignorował wypowiedź zarządcy i ruszył tuz za nim i jak podejrzewał zastał go u boku posła nie tracąc czasu stanął między nimi.
- Przekaz swemu panu, że przyjmujemy jego warunki - Jego głos był spokojny i tylko Ci stojący tuż obok mogli wyczuć gniew jaki maskował - Niech przyśle ludzi jutro o świcie teraz bowiem mamy inne nie mniej istotne sprawunki. - Ukłonił się nisko w geście pożegnalnym. - Ty Aruxie wracaj do izby mam Ci coś do powiedzenia. - Stanął w drzwiach i gestem wyprosił niebianina z pomieszczenia, kolejnym zaprosił sidhe do środka.

Vozu - 2010-06-17, 16:01

Posłanniczka, otrzymawszy odpowiedź, wyszła z karczmy. Z ulicy można było usłyszeć już tylko jej wołanie na ghula oraz obrzydliwe dźwięki wydawane przez tegoż stwora w odpowiedzi. I głośny łomot jaki wywoływał niezdarnym biegiem.
Reyned - 2010-06-17, 16:15

Arblith Arux

Westchnął, po czym wszedł za Luciusem do izby
- Cóż się dzieje że tasuje rozmówcami niczym talią kart? Założę się, że każdy zastanawia się już, co się dzieje – wzruszył ramionami – tak więc?

Aurelia

Siedziała przy stole dosyć długo, aby posiłek zdążył ją znudzić. Nie było zupełnie nic do zrobienia, lecz wyczekiwanie zawsze było najgorszym, co ją spotykało, niezależnie czego się podejmowała. Zrezygnowana wstała i rzekła tylko do zebranych
- będę przed karczmą. – po tych słowach wyszła, usiadła gdzieś niedaleko karczmy. Z kieszeni wyjęła jakąś szmatę, i zaczęła polerować nią broń.

Fergard - 2010-06-17, 17:53

Albrecht

- Kiedy ostatni raz walczyliśmy z truposzami, dominowały kościotrupy... Ale widzę, że moje informacje nie będą już potrzebne... - Mruknął Kaiser, z niezadowoleniem oglądając Luciousa. "Nie dał mi nawet dojść do głosu. Bez chwili zwłoki zgodził się na żądania tych kościolubów... Ester ma rację: To wariat", stwierdził po chwili. "Z drugiej strony, tylko wariaci są coś warci...", dodał, uśmiechając się lekko. Wyszedł z pomieszczenia akurat wtedy, gdy Lucious zapraszał Aruxa do środka na rozmowę. Kaiser zwrócił się do Estera:
- Panie zarządco, jesteście w stanie zorganizować jakieś pospolite ruszenie na wypadek ataku? Nie chcę nikogo krytykować, ale to, co się wydarzyło, nie może skończyć się dobrze... Bo rozumiem, że nie podzielacie stanowiska Pana De Layle?

William i Skelter

Rudowłosy olbrzym położył rękę na ramieniu tęsknie wypatrującego przez okno Arberta.
- Synu, daj spokój. Niezależnie od tego, jak piękna ona jest, to wciąż nasz wróg - Stwierdził, zaś Skelter Helter tylko przytaknął mu skwapliwie, po czym nałożył sobie kawałek pieczeni, z pewnym zadowoleniem obserwując swego markotnego brata.

Vozu - 2010-06-17, 17:58

-Nie mnie się wypowiadać, panie Kaiser-stwierdził Ester-nigdy żeśmy z nimi nie rozmawiali, bo też były tylko polowania Inkwizycji i ich najazdy. Ale o obronę martwić się można. Miasto nie wystawi w razie największej nawet potrzeby ani dobrych oddziałów, ani oficerów. Ot, tyle, żeby kupić dzień, może dwa dni życia...
Vogel - 2010-06-17, 18:27

Lucious zawrócił także miecznika po czym zamknął drzwi i stanął tak by nikt nie mógł wyjść nim on sam na to nie pozwoli.
- Po pierwsze chyba się nie zrozumieliśmy, poprosiłem was o opinię bo siedzimy w tym razem i liczę się z waszymi opiniami. Traktuje was poważnie - Spojrzał na Aruxa - i oczekuje tego samego względem siebie, jestem dowódca a przed wyższego stopniem się nie wychodzi, nie opuszcza się narady nim ta nie zostanie zakończona. Po drugie każda informacja jest dla mnie istotna zwłaszcza gdy udziela jej ktoś Twojej profesji Albrechcie. - Jego głos był już zupełnie spokojny - Czy jednak z Twojej wypowiedzi mam wnioskować iż nie zgadzasz się na to spotkanie, nie ukrywam bowiem, że Twoja obecność na nim byłaby jak najbardziej wskazana.

Reyned - 2010-06-17, 18:45

Arblith Arux

- Spokojnie, miałem tylko jedno personalne pytanie, jak miałem ją spytać, jeżeli zaraz wyprosiłeś posła z izby? Ale jeżeli chcesz wiedzieć, to pytałem się tylko o dostęp wojsk i czy wie coś konkretnie o informacjach, jakie oferuje nam jej mistrz. Co za różnica czy spytam ją na osobności i za minutkę wrócę wam przekazać, czy może poczekam do końca narady? – Również mówił spokojnie, bez większego pośpiechu - Wiesz pewnie, że dla Sidhe najważniejsza jest rasa, szczególnie rodzina, następnie honor, a potem własne interesy. Zgodnie z tą drugą wartością, nie rozumiem, dlaczego mi nie ufasz.

Vogel - 2010-06-17, 19:03

Spojrzał zdziwiony na sidhe i roześmiał się, trwało to jednak tylko chwile po której na twarzy jak i w głosie wróciła powaga.
- Znam Twój lekceważący stosunek do ludzi. Czego Ty oczekiwałeś po wypytywaniu jej ? W najlepszym wypadku nie powiedziała nic w najgorszym skłamała by wprowadzić w błąd. Nie doceniasz ludzi Aruxie a to może Cie kiedyś zgubić. - Zamilkł na chwilę - Co do zaufania to darze Cie dużym licząc na tym iż go nie zawiedziesz, by tego dowieść jutro obejmiesz dowództwo nad garnizonem miasta. Przekaż swej siostrze by była gotowa o świcie wyruszy ze mną na poselstwo. - Zwrócił się do miecznika. - A jak jest Twoja decyzja? Jeśli sam nie pojedziesz daj mi dowódce nekromantów on najlepiej oceni sytuację. Te rozmowy dadzą nam czas, który być może pozwoli tu dotrzeć reszcie sił zawierającej magów, a oni bardzo by się nam przydali.

Reyned - 2010-06-17, 19:38

Arblith, Arux

Nie mogę poprzeć tej decyzji – odparł – muszę tam być, z nią lub sam. Nawet, jeżeli przy takiej stawce będzie grała jak trzeba, wolałbym mieć ją na oku….Właściwie nie mam zbytniego zamiaru tu zostawać w trakcie dyskusji – zamyślił się na chwilę, Aurelia zrobiłaby podczas spotkania, co trzeba...Ale nie wiadomo, jaki byłby jego koniec, jeżeli dowiedziałaby się dość dużo o Volirae, przesiadywanie z tą grupą będzie dla nas zbędne, lecz ją, nie łączą z tą grupą żadne honorowe przysięgi…a ja nie mogę zatrzymać rodaka…idealne, ale nie powinienem być wtenczas w garnizonie – żądam swojej obecności na spotkaniu, zostaw w mieście, kogo chcesz, byle nie mnie. – Tu się na chwilę uśmiechnął – i wręcz przeciwnie, to ty powinieneś pomyśleć poza pudełkiem. Zapytałem ją „czy twój mistrz wie coś powodzie wojny”, gdyby skłamała, chciałaby dać mi powód przyjścia, powiedziałaby coś w stylu „oczywiście, lecz wszystkiego dowiecie się na miejscu” zamiast tego jednak, rzekła: „Nie wiem, o czym on wie.” W takim wypadku, dała nam nieświadomie informacje, że zajście nie ma za główne zadanie zasadzki, toteż nie powinniśmy się tego zbytnio obawiać… - tu zrobił efektowną pauzę – i tu właśnie zaczynam niedoceniać ludzi. Wątpię aby dobrała odpowiedź w ten sposób celowo.

Fergard - 2010-06-17, 21:04

Albrecht

Albinos nie zdążył wyrazić swojej opinii odnośnie stanu pospolitego ruszenia, bowiem Lucious zdecydowanym gestem wskazał mu komnatkę, w której podejmowali posła. Przez chwilę wysłuchał dyskusji toczącej się między Aruxem i De Laylem, po czym zapytany o zdanie odparł:
- Skoro już zdecydowaliśmy, że udajemy się z poselstwem, zapewne udam się z Wami i - jeżeli nie będzie to dla Was kłopotem - wezmę ze sobą Skeltera. Tymczasem Helter na czele piechoty, Sir William ze swoją kawalerią oraz nekromanci mogą zostać tu w charakterze garnizonu. Zarządca poinformował mnie, że w razie ataku mogą bronić się przez jeden, dwa dni, więc gdyby zaatakowano Torg powinniśmy móc zdążyć z odsieczą. W ten sposób Arbilith oraz Aurelia mogą udać się w jednym poselstwie... - Albrecht zamyślił się, zastanawiając się nad tym, co powiedział przed chwilą sidhe. "Rodzina, honor, własne interesy... Cóż, stara niepisana zasada mówi, że kompania złożona z jednakowych żołnierzy walczy gorzej od zbiorowiska różnych osobowości...", pomyślał.

Vogel - 2010-06-17, 21:20
Temat postu: Lucious the Lalye
Lucious odszedł od drzwi i oparł się o stół, taka prosta zdawałoby się sprawa a tak się skomplikowała.
- Nie ma możliwości aby oboje oficerów Sidhe pojechało z poselstwem wątpię bowiem by ich żołnierze podporządkowali się komuś innemu. Moi ludzie są zdyscyplinowani jednak stosunek Aurelii do ludzi będzie miał negatywny wpływ na morale tym samym ich posłuszeństwo wobec wydawanych przez nią rozkazów. - Spojrzał na oficera zimnych - Dla tego właśnie Ciebie wybrałem na dowódcę garnizonu, Gorazd Cie szanuje za Twoją postawę a za nim pójdą miecznicy i konni.
- Układ układem jednak gdy ten - Na chwile zawiesił głos próbując sobie przypomnieć imię - Lan-Duul będzie miał wszystkich nas w garści może uznać za korzystniejsze ich zignorowanie i pojmanie nas, co było drugim z powodów pozostawienia Cie w mieście. - Wstał i zrobił dwa kroki w stronę drzwi ustawiając się plecami do obu rozmówców - Jeden z was musi pozostać i objąć komendę nad wojskiem.

Reyned - 2010-06-18, 06:15

Arblith Arux

- Wyśmiać cię czy sobie darować? – Zamyślił się – daruje sobie, niedawno jadłem to nie zdrowe, czkawki można dostać – poprawił nieco płaszcz i podszedł do Luciusa – Aurelia jest jak dziecko, dumna i zadziorna dba tylko o siebie, lecz gdy dojdzie do potrzeby, jestem pewien, że uniży się nawet przed tobą, poczekaj tylko, aż dojdzie do bitwy. Oczywiście nie zdziw się, jeżeli po samej bitwie jej przejdzie, ale na to nic nie poradzimy. No i sam Grozard, on przecież mógłby zostać na miejscu, ludzie za nim pójdą bez obaw, a Eiria niedługo przybędzie, wtedy również zasili garnizon. Do następnego miasta na pewno nie będziemy szli więcej jak dzień, a Albrecht chce zostawić jednego z swoich na obronie miasta. – Mówił to jak najbardziej spokojnie, nie wyrażając emocji.

Vogel - 2010-06-18, 09:26

- Duma, pycha jestem niema pewien iż ona ma o Tobie takie samo zdanie. Nie chodzi o posłuch dla mnie lecz oficera równego jej ranga i będącego człowiekiem, wątpię by była bardziej pokorna niż Ty wobec mnie. Co będzie gdy i ona pokieruje się własną ambicją i zaatakuje sama zbyt wcześnie lub zbyt późno okazując swą niezależność. Tylko nie zaczynaj - Gestem nakazał milczenie - mi tu wywodów o tym jak to nie rozumiem waszej rasy, jesteście istnym wrzodem na tyłku który mnie kiedyś wykończy i tez nigdy się nie dowiem dla czego mnie on boli. - Mówiąc to nie mógł powstrzymać uśmiechu - Gdyby tu była Eiria miałbym przynajmniej jednego kompetentnego oficera w postaci jej opiekunki.
Podszedł do drzwi i otworzył je po czym stojąc w progu odwrócił się do stojących w izbie dowódców.
- Bądźcie gotowi do wymarszu jutro o świcie, wtedy tez wyznaczę oficera, od którego w razie potrzeby zależeć będą nasze tyłki. Aruxie masz całą noc na przygotowanie Aurelii do zwierzchnictwa ludzi bo jej go nie powierzę dopóki nie będę miał pewności, że potrafi przemóc swoje poglądy. Albrechcie jutro o świcie wraz ze Skelterem i końmi czekajcie pod bramą. Gdy się zbierzemy ruszymy niezależnie od tego czy nasza znajoma już będzie czekała, ale do samej osady wjedziemy tylko z nią lub innymi wysłannikami nieumarłych. A teraz jesteście wolni.
Odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia z tawerny przywołując swoich podkomendnych dziwnie zgaszonego Arberta i lekko zataczającego się Gorazda nadal ściskającego kufel.

Reyned - 2010-06-18, 09:57

Arblith i Aurelia

Milcząc patrzył jak Lucius odchodzi, był nieco zdziwiony.
„Jestem wrzodem na tyłku, który cię wykończy, jednak jednocześnie darzysz mnie szerokim zaufaniem? Chyba nieco się nie zrozumieliśmy, zdecydowanie Aurelia byłaby bardziej posłuszna staremu i doświadczonemu w boju człowiekowi, niż Ja, marnemu generałowi, który twierdzi, że jak ktoś się przed nim kłania to jest jego kukłą, jak wnioskuję po tej wypowiedzi.” – Myślał, – „Kiedy zauważysz wreszcie, że jest pewna granica między rasą a osobowością, bo z tego co wiem, o rasie powiedziałem ci dosyć, abyś wiedział, że z tą rozmową nie miała ona powiązań. Żal mi mnie samego, że zhańbiłem się w ten sposób, aby usłyszeć, że kobieta, która doprowadziła do porażki większości twoich wojsk jest lepsza w walce od Aurelii, jeżeli jej nie widziałeś nawet w boju.” – Z tymi przemyśleniami wyszedł przed karczmę, aby zamienić parę słów z Aurelią, jednak najpierw oddalili się nieco od budynku, aby nikt ich nie usłyszał
- Luciusowi przeszło – zaczął Arblith – błagałem go o wybaczenie i chciałem zacząć go szanować i się z nim liczyć, ale jeżeli traktuje mnie jak wrzód na dupie, to widać, że jest jak cała reszta typowych ludzi podległych Volirae. Nie mam zamiaru skończyć jak dziadek.
- Mówił to na poważnie?
- Nie znam się może na ludziach, ale uśmiechał się, więc najprędzej powiem, że jeszcze mnie wyśmiał – odparł wzruszając ramionami.
- Jakie jest zadanie?
- Tutejszy nekromanta Du-Lann, czy jakoś tak, chce się z nami spotkać w sprawie ujawnienia kilku sekretów Volirae
- To może być interesujące, w czym problem? – Spytała
- Lucius nas rozdziela, jedna osoba ma zostać, i to najlepiej Ja. Bo jak sądzi, gdybyś została w mieście jako obrońca to morale by pod.upadły*
- Jakich on oczekuje morali jeżeli nie ufa własnej armii? Z drugiej strony pytanie:, jeżeli twierdzi, że podupadną morale, bo nie będę posłuszna w mieście, to nie boi się, że w przypadku zasadzki będzie dla mnie mało warty i uratuje się sama?
- To zdradza że celowo chce nas rozdzielić, w końcu inaczej pod tym argumentem obydwoje zostalibyśmy w mieście. Pojedziesz na to spotkanie, a w razie zmiany planów, prześlesz do mnie posła.
- Zrozumiałam, ale co, jeżeli Lucius ślepo stwierdzi, że każde słowo przeciw inkwizycji jest kłamstwem?
- Zrobisz, co uważasz, w końcu ciebie nie wiążą żadne przysięgi wobec niego, ja żałuje, że tak wcześnie dokonałem obietnic wobec niego, myślałem, że mnie uszanuje, albo ewentualnie skończy jak marionetka, jednak ten stwierdził, że jest znacznie wyżej nad nami. Władza mami go jak poprzedniego aniołka, który nami dowodził.
Po tych słowach wrócili do karczmy, na wejściu Arblith od razu poinformował Luciusa
- Jest jak chcesz, Aurelia idzie z tobą, ja zostaję broniąc miasta. Zanudzę się, ale trudno – dodał, po czym usiadł do stołu. Arblith wreszcie miał okazję coś zjeść, nawet, jeżeli nieco już z niego zniknęło…

----------------
*- cenzura forum....

Vogel - 2010-06-18, 18:11

- Dziękuje za zrozumienie.
Ukłonił się i wyszedł, nie miał złudzeń rozejm miedzy nimi chwiał się. Żaden nie był w stanie w pełni zrozumieć drugiego przez co wybuchały miedzy nimi spięcia duszone w zarodku ale mogące w końcu wybuchnąć wielkim płomieniem.
- Arbert jutro przed świtem czekaj u bramy z moim koniem i jednym dla lady Aurelii, weź tez dziesięciu ludzi dla obstawy. Wszyscy mają być trzeźwi, nie chce nikogo kto by nie mógł w razie potrzeby w pełni skupić się na walce. Gorazd - Widząc pijanego wojownika darował sobie wydawanie mu rozkazu - Arbert zostaw tego pijaka w stajni nie zasłużył sobie na lepszą gościnę.
Lucious skierował się do dobudowanej części tawerny, znacznie młodszej od reszty, gdzie mieściły się pokoje. Mimo zaskakująco wygodnego łóżka nie zmrużył oka, nie mógł odeprzeć wrażenia, iż przeprosiny Aruxa i dzisiejsze zachowanie to tylko część jakiegoś planu. Planu, w którym jego sojusznicy jeszcze nie zdecydowali, będzie narzędziem czy przeszkodą.
- Znów muszę pilnować pleców

Fergard - 2010-06-19, 10:34

Albrecht

- Zrozumiałem. - Odparł lakonicznie albinos, kłaniając się i wychodząc z sali. "Nie układa się między nimi. To nie wróży najlepiej. Ostatnią rzeczą, jakiej nam teraz trzeba jest sprzeczka między głównodowodzącym a jego zaufanym...", pomyślał, wzdychając. Skinął na Skeltera:
- Szykuj tą swoją Śnieżynkę. Jutro wyjeżdżamy z poselstwem. A, i jeszcze jedno: Przypilnuj Heltera, by nie schlał się na noc. Będzie mi tu potrzebny trzeźwy. - Młodszy z rodzeństwa albinosów zasalutował, po czym odciągnął swojego brata od dzbana z piwem.
"Szykuje się ciężki dzień...", pomyślał Albrecht, zmierzając ku swojej izbie w ratuszu.

Reyned - 2010-06-19, 10:49

Arblith i Aurelia

Spoglądając, na Aurelię, Arblith postanowił zadać jeszcze jedno pytanie
- Tak więc postanowione, tylko prośba moja taka, abyś nie była dla ludzi zbyt ofensywna, tak długo, jak nie będą cię chcieli odciąć od informacji.
- Ludzie to urodzeni zdrajcy, lecz nekromanta również do nich należy, więc nie zdziw się, jeżeli wrócę z informacjami bez poparcia wśród dowodów. – Odparła wstając od krzesła – Karczmarzu, znajdź nam jakieś dwa wolne pokoje.

Jedynym pytaniem tej nocy było, co ten nekromanta wie, na temat inkwizycji?

Vogel - 2010-06-19, 13:08
Temat postu: Lucious the Lalye, Arbert
Do świtu pozostało już tylko około godziny a Lucious nadal nie zdołał zasnąć opuścił wiec sypialnie i tułał się po okrytych mrokiem ulicach miasta. Mimo obiecanego zawieszenia broni do i na czas spotkania wystawiono wzmocnione posterunki strażnicze. Miecznicy rozbili namioty na nieużywanym teraz rynku i spali z bronią pod ręką, nikt jeszcze nie walczył z umarłymi wielu nie pojmowało jak to w ogóle możliwe.
- Umarli powinni leżeć w grobach.
Głos zza jego pleców wyrwał go z zamyślenia. Lucious musiał go minąć nie zauważając choć młodzieniec stał tuż obok paleniska.
- Ten kto jest za to odpowiedzialny nie zasługuje na to by stąpać po ziemi.
- Masz racje Arbrcie - Zbliżył się do młodzika szczotkującego swego konia - Liczę, że dziś dowiemy się jaki to ma cel wątpię jednak by rozmowy pozwoliły uniknąć walki.
- Po co więc tam jedziemy, w samo serce tego zepsucia - Młodzieniec cały czas nerwowo szczotkował konia, był przerażony choć starał się to ukryć a Lucious udawał, że to mu się udaje.
- Czy można zaufać komuś kto oszukuje nawet śmierć?
- Nie można - Złapał i zatrzymał rękę Arberta - Ale musimy to zrobić, bo wbrew pozorom jest to obecnie najlepsze wyjście jakie możemy wybrać. Przyprowadź mojego konia, mamy trochę czasu do świtu a ja muszę odświeżyć umysł, wywiać z niego kilka gnębiących mnie myśli.
Rycerz przyprowadził czarnego rumaka którego sierść pięknie lśniła przy świetle paleniska, niczym demoniczne koszmary z gobelinów posiadłości, do której już nie wolno mu było wejść.
The Lalye dosiadł konia i galopem ruszył przez w pospiechu otwierane wrota, początkowo miał ruszyć w stronę okupowanej osady w końcu jednak wybrał, ta którą przybyli.

Może ona tam będzie.

Vozu - 2010-06-20, 17:53

Punktualnie o świcie pod bramami Torg pojawiła się eskorta, której nadejście zaanonsował chrobot pancerzy i głośne uderzenia o ziemię.
Nie była to jednak liczna grupa. Składała się na nią znana już w mieście dziewczyna, która to przyniosła poprzedniego dnia informację oficerom, oraz grupa sześciu szkieletowych rycerzy na, również kościanych, wierzchowcach, przypominających wielkie ptaki. Sama nekromantka w charakterze wierzchowca używała swego wielkiego ghula, przewiązanego liną, za którą mogła się trzymać, nogi opierając na plecach stwora.
Cała grupa zatrzymała się bez słowa przed miastem i czekała wśród powiewów chłodnego, północnego wiatru na tych, których odstawić miała do opanowanego przez nieumarłych miasta.

Vogel - 2010-06-21, 09:31

Wrota miasta otworzyły się i pojawił się w nich młodzieniec, jeden z tych którzy ucztowali wczoraj w karczmie, ubrany w pełna zbroję prowadzący konia za uzdę.
- Witaj pani - Ukłonił się nisko, znacznie niżej niż nakazywała etykieta, zrobił to jednak po to by ukryć wyraz twarzy wykrzywiony odorem umarłych. - jestem Arbert z Kyen polecono mi Cie powitać gdyż poselstwo Jeszcze się nie zebrało. Jeśli pani sobie życzy może ogrzać się przy palenisku, eskorta jednak jak i - przez chwile szukał właściwego słowa - wierzchowiec musiałyby zostać na zewnątrz.
Za brama pojawili se kolejni zbrojni w pełnym rynsztunku, razem z młodzieńcem było teraz dziesięciu.
- Pan the Lalye nakazał i nam dołączyć w poczet eskorty, ludzie tu nie są wam przychylni a nie chciałby abyś pani ucierpiała.
Dalsza rozmowę przerwał dźwięk kopyt uderzających o bruk, od strony lasu galopem zbliżał się dowódca garnizonu. Lucious zwolnił a po grzecznościowym ukłonie wobec posłanki podjechał do Arberta podając mu sakiewkę i szeptając coś do ucha. Młodzieniec natychmiast pobiegł do reszty eskorty i podzielił się zawartością, która okazała się maść rozsmarowywana pod nosem. Po krótkiej inspekcji Lucious wrócił do wrażego poselstwa.
- Pozostali stawią się tu lada moment i będziemy mogli wyruszyć. Czy mogę Cie zapytać o imię i funkcję, przyjdzie nam razem podróżować a wtedy zawsze lepiej wiedzieć z kim ma się do czynienia.

Vozu - 2010-06-21, 12:47

-Przykro mi, ale nie odpowiem na to pytanie-odparła zapytana-mam pana i pańskich towarzyszy jedynie odprowadzić na spotkanie z mistrzem, na tym moja rola się kończy.
Ghul coś mlasnął, ale dziewczyna uciszyła go mocniejszym zaparciem się w jego plecy.
-Nie jest to daleko, dotrzemy na długo przed południem.

Fergard - 2010-06-21, 19:15

Albrecht i Skelter

Stukot kopyt na kamienistym podłożu pokrytym warstwą śniegu dobiegł zebranych. Zza rogu wychynęli Kaiser oraz towarzyszący mu Skelter, obaj konno.
Dowódca miał na sobie, prócz szarej tuniki, takiż spodni i wysokich butów skórznię robiącą zapewne za pancerz, skórzaną rękawiczkę na prawej dłoni i pancerną rękawicę zakończoną szponami na lewej oraz gruby płaszcz z niedźwiedziej skóry, mający zapewne ogrzewać. Przez plecy przewieszony miał sporych rozmiarów ząbkowany miecz.
Jego towarzysz z kolei miał na sobie szary bezrękawnik w pasy, czarne spodnie nabijane srebrnymi ćwiekami po bokach, czarne wojskowe buty oraz skórzane rękawiczki. Zdawał się być całkowicie niewrażliwy na zimno poranka. Za pasem trzymał ten dziwaczny przedmiot, co wczoraj, zaś u jego boku wisiało coś przypominającego wyglądem złamany miecz. Broń ta miała poprzedzielane pasami ostrze i przypominała bardziej prastary artefakt niż porządny oręż.

- A więc jesteśmy o czasie... - Mruknął Albrecht do Skeltera. - Źli, napędzani gotówką najemnicy mogli stawić się punktualnie, ale sidhe już nie mogli...
- Marudzisz, bo musiałeś wstać o takiej barbarzyńskiej porze - Drugi z albinosów pozwolił sobie na lekki uśmiech. - Oraz może dlatego, że - wbrew twoim zaleceniom - pertraktujemy z nekromantami. Węszę hipokryzję.
- Będziesz się mnie czepiał dlatego, że masz rację czy dlatego, że wiesz o swojej nietykalności?
- Dlaczego miałbym robić to dla własnych korzyści?
- Ponieważ jesteś bezlitosnym mordercą w owczej skórze.
- Być może. Nie możesz mi jednak odmówić tego stoicyzmu i spokoju, który powstrzymuje mnie od ukręcenia łba tobie bądź komuś innemu?
- Rozmówimy się później, cwaniaku... - Albrecht przetarł swój parodniowy zarost z pewnym znużeniem, po czym zmierzył ponurym wzrokiem poselstwo nekromantów. Szóstka kościanych wojowników wyglądała na swego rodzaju nieumarłą elitę, oddziały, z jakimi do tej pory Albrecht się nie spotkał. "Czy to był dobry pomysł jechać tylko ze Skelterem?", pomyślał z niepokojem. Szybko jednak odrzucił słabostki i chłodnym spojrzeniem zmierzył nekromantkę. Z obstawą u boku była z pewnością silniejsza niż wcześniej, ale to wciąż był człowiek. A każdy człowiek - odnosząc się do zapewnień "Krwiopijcy" - smakuje tak samo.
Kaiser pozdrowił Luciousa i Arberta
:
- Witajcie, panowie rycerze. Panna Aurelia jeszcze nie pojawiła się wśród nas?

Reyned - 2010-06-22, 09:41

- Wybaczcie spóźnienie – dobiegło z tyłu głosem Aurelii, która właśnie podchodziła konno do zebranych bez większego pośpiechu, należy przyznać, że coś często sidhe pojawiają się ostatni.
Oprócz niej, obok szła dwójka zwiadowców, w ich ubiorze zaszła jednak mała różnica. Ich twarze jak zwykle zasłaniały kaptury, lecz oprócz tego, mieli na sobie coś w rodzaju masek z papieru. Były w nich wnęki na oczy, aby widzieli dobrze. Jedna z masek miała znak C drugi zaś X, nic innego nie cechowało tej dwójki ponad innych zwiadowców.
Aurelia przemówiła
- Tak, więc jak jesteśmy wszyscy to możemy ruszać panno…? – Spojrzała na nekromantkę – zresztą, nie ważne, wątpię abyś była trzymana przez mistrza zbyt długo, nie znam się na nekromantach, ale kto wie? Może jesteś bezimiennym niewolnikiem, bądź też wyprowadzisz nas na tereny bezpieczne w tej bitwie, lub do ewentualnej zasadzki i przedstawisz się jako Lan-Duul? – Wypowiedź była w dużej mierze negatywna, a postawa Aureli zdradzała wyraźnie, że panna nekromantka nie dostaje żadnych forów na tle innych ludzi, i jest dla Aurelii takim samym śmieciem jak Lucius. Pytanie brzmi: kiedy powinien się jej noga, i nie doceni przeciwnika?

Arblith

Młody sidhe już z samego rana postanowił zabrać się za powierzone mu zadanie. Fakt, nie wstałby tak wcześnie, gdyby przypadkiem nie obudziła go Aurelia zabierając ze sobą zwiadowców. Wygląda na to że myślała zbyt prosto, wzięła dwóch z nich, w razie potrzeby obu wyśle z wiadomością, jednego z błędną drugiego z poprawną, oczywiście wabikiem ma być ten, z fałszywą wiadomością. To brzmiało zbyt prosto, aby było skuteczne, nie rozumiał co prawda po co te maski…nieważne.
Zapukał do drzwi domu burmistrza, mało go obchodziło czy ten teraz śpi, Arblith potrzebował mapy miasta, chce się wszystkim zająć, potem jeszcze przedyskutuje plany z tym staruszkiem, o ile będzie mówił coś z sensem, teoretycznie powinien być mądrzejszy od Luciusa.

Vozu - 2010-06-22, 11:27

Nekromantka i jej eskorta bez słowa odwróciły się w kierunku docelowego miasta i ruszyli, wpierw powoli, później rozwijając znaczną prędkość. jazda na ghulu którą prezentowała dziewczyna wydawała się umniejszać trudność konnej do poziomu spacerku: wyskakujący w powietrze i ciężko opadający na glebę stwór rzucałby "jeźdźcem" na wszystkie strony poruszając się szybciej niż standardowe wierzchowce. Rzucałby, bo wysłanniczka, znać wprawiona w tej sztuce, zdawała się nawet nie drgać.

***

Arbilithowi otworzył w pełni już przyodziany Ester - najwyraźniej nie spał już od jakiegoś czasu.

-O, witam pana... czyżbym był panu potrzebny do czegoś?

Vogel - 2010-06-22, 13:21
Temat postu: Lucious the Lalye
Odpowiedź nekromantki powstrzymała go od zadawania kolejnych pytań. Nie lubił takich ludzi, zbyt wielu ich spotkał. Fanatycy oddani ślepo sprawie wykonujący polecenia tylko w formie jaką im zlecono nie pozwalając sobie na żaden dodatkowy ruch lub idioci nic nie znaczące i jeszcze mniej wiedzące pionki próbujące uchodzić za kogoś wręcz przeciwnego, niestety oba typy były równie niebezpieczne. Lucious zastanawiał się jeszcze nad jedna możliwością, wszak miał odczynienia z nekromantami nieznanej mocy, czy ona może być zwykła kukłą, świeżym truchłem poruszanym niewidzialnymi nićmi niczym teatralne pajacyki.
Nie było jednak sensu się nad tym zastanawiać, skoro bardzo możliwe, iż wkrótce wszystko się wyjaśni. Przywitał się z Albrechtem i Skelterem nie proponował im jednak zapachowego olejku, już poprzedniego dnia zauważył że ten rodzaj odoru im zbytnio nie przeszkadzał. Inaczej z Aurelią gdy ta się pojawiła wyjechał jej na spotkanie i ukłonił się w geście powitalnym jednocześnie proponując jej odrobinę specyfiku. Nie pytał o zwiadowców, co prawda zabieranie dodatkowych nieuzgodnionych ludzi uważał za zbędne to postanowił sprawę przemilczeć by nie wszczynać kolejnej sprzeczki rasowej.
Będąc w komplecie ruszyli za dziewczyną Lucious zrównał się z Albrechtem, Arbert natomiast jechał w pierwszej dwójce rycerzy ustawionych na końcu kolumny. Dodatkowo dwóch rycerzy jechało w pewnym oddaleniu po obu stronach poselstwa obserwując horyzont i możliwie najdokładniej wykonując wydany im wcześniej rozkaz.

Obserwujcie i zapamiętujcie wszystko co spotkamy po drodze. Ukształtowanie terenu, zabudowania, napotkane wojska i wszystko inne, nie ma dla was rzeczy nieistotnych, te wskaże dopiero ja po wysłuchaniu raportu.

Vozu - 2010-06-22, 15:49

Krajobraz był monotonny; wielka, pokryta śniegiem równina, na której z rzadka tylko można było dopatrzeć się pojedynczych badyli uschłych drzew czy wystających kamieni. Na horyzoncie majaczyły lasy, a już na krótko po wyruszeniu mogliście wypatrywać celu swej wędrówki.
wasza przewodniczka nie nawiązywała rozmowy, skupiona na jeździe, lub czymś innym - faktem jest, że zdawała się być obecna jedynie ciałem.

Po kilku godzinach jazdy dotarliście wreszcie do Ruuk; istotnie była to mniejsza osada niż Torg, jednak z dobrymi, kamiennymi fortyfikacjami. I całą bandą nieumarłych pod murami. Kręciły się tam niesamowite wręcz ilości zombi, ghuli i stworzeń podobnych do tych ostatnich, ale od nich większych. Nie zwróciły na was większej uwagi, a że brama czekała otwarta, natychmiast wjechaliście do środka.
Na ulicach i placach stacjonowały kościane sługi nekromantów, w większości zastygłe niczym posągi. Szybko przemieszczając się główną ulicą miasta nie można było wiele zauważyć, jednak rycerze których Lucious wybrał do obserwacji mogli stwierdzić dwie rzeczy: po pierwsze byli tu też ludzie, jednak trzymali się na uboczu. Po drugie, zdawało się, że są to mieszkańcy Ruuk.
Nekromantka zatrzymała się na głównym placu, przed sporym, podobnym do dworku budynkiem, który najpewniej pełnił rolę siedziby zarządcy.

-Tutaj musicie zostawić wszystkie osoby których ranga jest nieistotna-zwróciła się dziewczyna do Luciousa-na spotkanie z mistrzem powinni się stawić jedynie ważni oficerowie.

Vogel - 2010-06-22, 16:33

Skinął głową na znak, że rozumie po czym zsiadł z konia i podszedł do Skeltera.
- Wygląda na to, że będziesz musiał tu zostać ale może i lepiej bo mam dla Ciebie zadanie. - Poczekał aż oficer zejdzie z konia po czym najciszej jak mógł wydał polecenia. - Nie wyróżniasz się zbytnio wśród ludu północy wiec nie powinni Cie tu niepokoić. Wygląda na to, że pozostali tu wciąż żywi mieszkańcy spróbuj z którymś porozmawiać i dowiedzieć się czegoś o naszym przeciwniku.

Reyned - 2010-06-22, 17:11

Aurelia
Maść jaką dostała od Luciusa była niezwykle przydatna, a ona sama wyraźnie była wdzięczna za podarunek. Teraz jednak zaistniał drobny problem. Wpierw przemówiła do nekromantki
- nie wiemy co jest wewnątrz, jednak mamy wchodzić niczym z przewiązanymi oczyma? – Było to raczej pytanie retoryczne.
Zwiadowca z znakiem ‘x’ złapał konia Aurelii za uzdę, i został na miejscu, jakkolwiek ten drugi, po prostu poszedł za nią. Po drodze przeszli obok Luciusa, i wtedy szeptem objaśniła mu sprawę – kto jak kto, ale zwiadowca musi iść dla bezpieczeństwa, nie wziąłeś w końcu ani jednego szpiega aby o ewentualnej zasadzce powiadomić pozostałych, bowiem wątpię w szanse wyrąbania sobie drogi wyjścia stąd. – podeszła spokojnie do wejścia z swoim towarzyszem.

Arblith
- Tak, niewielkiej, co prawda, ale jednak. – odparł – potrzebuję mapy miasta, najlepiej podkreśl na niej stan budynków, i wytycz twoim zdaniem strategiczne miejsca, potem jeszcze sam ją przejrzę i ustawię wojska, bezsensem jest trzymać wszystkich na placu, o ile opłaca się kogokolwiek.

Fergard - 2010-06-22, 17:37

Albrecht i Skelter

- Dopóki Pan Kaiser nie wyda takiego rozkazu, nie mogę wypełnić pańskiego polecenia, Panie De Layle - Oznajmił sztucznie Skelter, zwracając wzrok ku Albrechtowi. Dowódca najemników skinął głową, ściągając przy okazji płaszcz i dając go swojemu przybocznemu.
- Czy wygląda jak człowiek z Północy to kwestia dyskusyjna, ale z niedźwiedziem na plecach nie będzie rzucać się w oczy - Objaśnił Luciousowi. - Tak się zastanawiam, co zamierza Pan zrobić z Arbertem? Zostawić go tutaj czy wykombinować coś innego? W końcu postawny rycerz zwraca na siebie sporo uwagi, a zdjęcie takiej zbroi zapewne nieco zajmuje...

Vogel - 2010-06-22, 19:44
Temat postu: Lucious the Lalye, Arbert
Wysłuchał Aurelii i przytaknął, nie zamierzał się dziś mieszać w konflikty, ciekawiło go tylko w jaki sposób go przedstawi wszak poproszono tylko oficerów.
- Arbert i rycerze zostają w siodłach, w razie potrzeby uciekną z miasta by powiadomić Aruxa, choć nie wydaje mi się by było to konieczne. - Skinął głową w stronę młodego Rycerza po czym on gestem wskazał drogę którą wjechali do miasta. Natychmiast po tym we wskazanym kierunku ruszyło dwóch z rycerzy. - Ci poczekają poza murami, na wszelki wypadek. A wracając do sprawy czy koniecznie obaj jesteście tam potrzebni, informacje tu zdobyte mogą okazać się bardzo cenne.

Elendu - 2010-07-15, 18:14

Przedzierała się ze swoimi wojskami przez śnieg, wyraźnie niezadowolona. Niby powinna się cieszyć, wydarzenia potoczyły się przecież po jej myśli, a jednak coś ją nurtowało. Miała ochotę popędzić konia, choć oznaczałoby to zamęczenie biednego zwierzęcia.
- Czemu to musi tyle trwać? - Zapytała Christine, jadącą u jej boku. Poruszyła się niespokojnie, poprawiając tym samym pochwę z nową bronią, wiszącą jej przy biodrze.
- I tak szybko się uwinęli. Ciesz się, że nie wymagali ode mnie powrotu do siedziby rodu, a przecież mogli. - Eiria westchnęła niecierpliwie, za co została obdarowana surowym spojrzeniem swojej opiekunki.
Tuż przed przyjazdem do miasta dogonił ich posłaniec z wiadomością o śmierci Karsinga Emerta Acelertelem, ojca Christine i dotychczasowej głowy rodu. Christine, jako najstarsza i najbardziej poważana córka, przejmowała przywództwo.

- Wiem. Nigdy wcześniej nie widziałam polowej wersji tej uroczystości, cieszę się, że nie musiałaś wracać. Jednego tylko nie rozumiem. Skoro jesteś teraz głową rodu, masz wyższą pozycję niż ja. Dlaczego nadal chcesz mi towarzyszyć jako podwładna?
- Złożyłam ślub, tak jak i mój ojciec tyle lat temu, wspierać was i służyć wszelką możliwą pomocą. Kim bym była, gdybym odmówiła ci jej teraz?
- Zaciągnięty dług spłaciliście już dawno, nie jesteś nam nic winna!
- W takim razie przyjmij po prostu, że chcę. Zresztą, nie mogłabym zostawić cię samej w tym śniegu, kto wie, jakimi głupstwami byś splamiła imię swojego rodu - Choć słowa paliły, jedno spojrzenie na twarz doradczyni wystarczyło, żeby zrozumieć, że były żartem, zawierającym jedynie ziarenko prawdy.
Jakaś zmiana w powietrzu wokół nich kazała jej rozejrzeć się dookoła. Zgodnie z jej przewidywaniami, dojeżdżali właśnie do bram Torgu. Odetchnęła zadowolona, mając nadzieję na krótki odpoczynek po szaleńczej podróży przez noc, dzięki której prawie udało im się dogonić resztę dowódców. Krótkie spojrzenie na poruszenie przy bramach rozwiało natychmiast jej dobry humor.

- Nie powinni być tak poruszeni, prawda? - Spytała, spoglądając na również nieco zaskoczoną Christine. Podjechała do pierwszego-lepszego żołnierza przy bramie, próbując zorientować się w sytuacji.
***
Nowy koń niósł jak wicher, silny, wypoczęty i przyzwyczajony do chłodu. Jechała sama, choć wiedziała, że to nierozsądne. Nie miała problemu ze znalezieniem drogi. Ślady przed nią były jeszcze świeże, nie rozmyte przez wszechobecny wicher. Czując chłodne powiewy wtuliła się w kołnierz płaszcza i po raz kolejny poczuła wdzięczność do Christine. Posłańcy jej rodu, oprócz wiadomości i przedmiotów niezbędnych w skróconej ceremonii, przywieźli co nieco i dla niej. Pośród lekkich pancerzy dla jej brzytew i ciepłych, lekkich płaszczy chroniących ich wszystkich przed wiatrem, wyróżniało się pojedyncza szabla, ozdobiona wzdłuż ostrza tajemniczymi znakami, jarzącymi się delikatnym fioletowym światłem. Magiczna broń, przekazywana od wieków w jej rodzie, trafiła wreszcie w jej ręce. Wjechała przez bramę, widząc już plecy ostatniego z rycerzy. Na plac zajechała, gdy zsiadali z koni, i wryła swojego wierzchowca parę kroków od Luciousa. Zeskoczyła i skłoniła lekko głowę, nieco zdyszana jazdą, ale z twarzą idealnie spokojną.
- Witam. Przepraszam, że tak późno, mam nadzieję że dostaliście informację co do przyczyn mojej nieobecności? - Widząc wyraz twarzy dowódcy ludzi zaklęła w myślach. Wiedziała, że nie powinna ufać temu dzieciakowi, którego z konieczności posłała. Miała nadzieję że znajdzie się gdzieś, cały i zdrowy. - Dowiedziałam się, że wyruszyliście na rozmowę, pomyślałam, że zapewne chcielibyście, żebym była przy niej obecna. Christine została w mieście, jeśli taki jest twój rozkaz, dołączę do niej i żołnierzy - Choć mówiła pewnie, nie czuła się tak. Nie wiedziała, czy powinna była tu przyjeżdżać, na dobrą sprawę nie miała pojęcia o ich sytuacji, miała jednak nadzieję, że dobrze oceniła. Christine nie próbowała jej zatrzymywać, choć może po prostu widziała, że jakakolwiek próba zatrzymania przy jej obecnym humorze nie miała sensu...

Vogel - 2010-07-23, 09:51

Nagłe pojawienie się kolejnego oficera oderwało go od rozmowy. Jej widok ucieszył go i jednocześnie nasunął masę pytań z zadania których musiał jednak zrezygnować. Jedna rzecz go także martwiła, skoro sama wjechała do tego miasta umarłych to znaczy że poprzednia bitwa niczego jej nie nauczyła a jej lekkomyślność znów może kogoś sporo kosztować.
- Witaj Eiria, skoro tu jesteś powinnaś udać się na spotkanie. Niestety w tej chwili nie mamy czasu na prezentacje zapoznasz się z nowymi oficerami po spotkaniu. - Podchodzi do Albrechta - Jaka jest Twoja decyzja :?:

Fergard - 2010-07-30, 19:36

Albrecht

Z rozmyślań wyrwał Go głos Luciousa.
- Tak, tak... Skelter spróbuje zebrać nieco informacji. - Mruknął, wciąż nieco zamyślony. Skinął głową na swojego oficera, poklepując go po ramieniu. Młodszy z braci albinosów tylko uśmiechnął się kwaśno, po czym korzystając z chwili zamieszania spowodowanego ich przybyciem ruszył swoją drogą, wtapiając się gdzieś w tłumek ludzi.
- Może to nieodpowiedni moment, by pytać... Ale kim właściwie jest ta sidhe? - Zapytał swojego przełożonego. Wiedział co prawda, że oprócz Aruxa będzie wśród ich oddziałów jeszcze jedna dowódczyni z rasy Zimnych(Aurelia bowiem dowódczynią raczej nie była, jakkolwiek by się nie prezentowała), ale wolał wiedzieć, z kim będzie mieć do czynienia...

Elendu - 2010-09-02, 13:56

Szybkim spojrzeniem objęła towarzyszy, uważnie kontrolując wyraz twarzy. Kultura wymagała, aby to mężczyźni jako pierwsi się przedstawili, przekonała się jednak nie raz, że przedstawicielom ludzkiej rasy nie rzadko brakuje podstawowych manier. Podeszła szybko do tego, który wyglądał na przywódcę obcych jej ludzi i skłoniła głowę w geście przyjaznym, ale nie uległym - Eiria Hidegencroi, dowódca kobiecej części wojsk Sidhe - Spojrzała wyczekująco, oczekując wzajemności
Vogel - 2010-09-11, 10:10

- Starczy tych uprzejmości - Spojrzał po wszystkich zebranych - Na wymianę grzeczności będzie dość czasu w drodze powrotnej. Przybyliśmy tu z konkretna misją i nie ma się co ociągać.
Odwrócił się w stronę nekromantki.
- Prowadź nas do swego mistrza.

Vozu - 2010-09-11, 10:52

Kobieta skinęła głową i wprowadziła was do dworku, z obszernego holu kierując się na schody, a następnie do pomieszczenia przywodzącego na myśl niewielki, gustownie umeblowany i ciemny salonik, dodatkowo udekorowany skórami dzikich zwierząt. W jednym z ustawionych nieopodal kominka foteli siedział już nekromanta o którym tyle słyszeliście.
Postać wstała by was powitać, co dało okazję nie tylko do przyjrzenia się jego ciemnej wprawdzie, lecz wyjściowej prawdopodobnie szacie, która prezentowała się znacznie lepiej niż jej nosiciel. Nekromanta był całkowicie łysy, jego skóra zaś pociemniała, sucha i pomarszczona, przywodząc na myśl wyschniętego trupa, czemu przeczył brak jakichkolwiek oznak skurczenia się tkanek wewnętrznych.
Lan-Duul wykonał niedbały gest w stronę dziewczyny, z której momentalnie opadło, widoczne już w dniu poselstwa, napięcie i wymuszoność postawy. Zachwiała się, lecz odzyskawszy równowagę pospiesznie wyszła. W czasie gdy adeptka doświadczała tych sensacji, na czole nekromanty otworzyło się, niewidoczne wcześniej z racji półmroku, trzecie oko, patrzące żywo i martwo zarazem, tak jak pozostałe dwa.

-Cieszę się, że stawiliście się państwo na me zaproszenie - rzekł głosem zdającym się być dziwną mieszanką starczego skrzeku i układnej mowy młodego posiadacza ziemskiego, po czym wskazał wam porozstawiane w okolicy ognia fotele, wszystkie przodem do tego na którym spoczywał gdy weszliście do pomieszczenia.

Fergard - 2010-09-11, 12:59

Albrecht oderwał się od rozmyślań i jakby nieprzytomnym wzrokiem zmierzył ową Sidhe. Zauważył, że zapomniał się przedstawić, ale Lucious miał rację: Na uprzejmości przyjdzie czas później. Albinos ruszył posłusznie za głównodowodzącym.
Dworek według jego opinii nie był niczym szczególnym, z kolei jego właściciel mógł się do takiej kategorii zaliczyć. "Trzecie oko...? Ciekawe...", pomyślał Kaiser, czekając, aż Lucious i Eiria usiądą.

Reyned - 2010-09-11, 17:22

Aurelia, ???
Nie da się ukryć, sidhe była wysoce zadowolona gdy Lucius nie wyraził sprzeciwu podczas gdy ciągnęła swojego zamaskowanego sidhe w stroju zwiadowcy za sobą.
Nie było również dla niej zaskoczeniem, gdy okazało się, że młoda wysłanniczka nekromanty nie musi być żywa…a jego oczy…trochę jakby trójkąt.
Zamiast siąść najpierw podeszła dwa kroki w przód, z nią również ruszył zwiadowca wyciągając małą książkę i pióro, atrament miał w kieszeni.

Aurelia pochyliła się w półukłonie, i rzekła – Aurelia Aureanu, żeńska głowa rodziny Aureanu, a to – wskazała na zwiadowcę – Arblith Aureanu, główna głowa rodu i jego kronikarz. – ‘Zwiadowca’ ukłonił się dwornie, jakby miał to we krwi bardziej od innych sidhe, następnie dwójka skierowała się na fotele.

Arblith, Arux(?)
Po uzyskaniu mapy od burmistrza miasta zniknął na chwilę wbiegając do swojego namiotu, nie było go przez jakiś czas. Wyszedł jednak po około pół godziny, i do razu ruszył w stronę namiotu jedynego dowódcy ludzi w tym mieście.
Jakkolwiek trzeba wyznać że sidhe tym razem poruszał się nieco mniej dumnie, a twarz miała jeszcze mniej wyrazu niż zwykła, jednak co mogą zobaczyć oczy starca?
Gdy zjawił się w namiocie rzekł od razu.
- Tego miasta być może będziemy musieli bronić, czy chcesz asystować mi w ustaleniach taktycznego rozkładu wojsk?

Vogel - 2010-09-11, 21:38

Rozejrzał się po sali była raczej typowa dla ludów nieodsadzających się w tak dzikich regionach, prawdopodobnie obecny władca jeszcze nie zdążył dostosować go do własnych upodobań lub wcale tak bardzo się nie różnił od żyjących wedle praw światłości. Nie przegapił też reakcji nekromantki, czy to możliwe iż by ła tylko kukiełka na posyłki swego pana :?:
Zachowanie oficerów nie zaskoczyło go jedynie wobec bary Sidhe skierował pełne gniewu spojrzenie i podniósł nieznacznie głos.
- Aruxie nie ważne jaki jest twój stosunek do dowódcy czy rozmówcy maska na twarzy jest wielkim nietaktem. - Poczekał na zdjęcie zasłony i przyjrzał się twarzy po czym już w pełni spokojny zwrócił się do lidera "wrogiego" obozu - Lan-Duulu, wybacz że tak bezpośrednio jednak nie podano nam właściwej formy zwrotu. zwę się Lucious the Lalye dowódca kontyngentu wojsk strzegących Torg, a to moi oficerowierowie. - Wskazał po pozostałych zgromadzonych. - Pozwolisz, że pozostanę stojąc ostatnio zbyt wiele czasu spędziłem w siodle. - Po czym ustawił się tuż za fotelami zajętymi przez podwładnych.
*******
- Sithe.
- A dupa bo didhe - Krzyknął Gorazd.
- A tam i jedno i drugie psu z pod ogona wylazło - Po czym kawalerzysta wybuchł śmiechem wraz z towarzyszem. Gorazd poznał go tuż po wyjeździe dowódców z miasta. Byli w mniej więcej tym samym wieku i obaj nie jedną bitwę już widzieli, z każdym kuflem samogonu było ich więcej i większymi zasługami się odznaczali.
- Dyskusje przerwało wejście dość już niewyraźnego sidhe.

Elendu - 2010-09-12, 10:05

Powstrzymała gniewne prychnięcie, gdy Lucious tak obcesowo wtargnął w rozmowę, rozumiała jednak jego pobudki. To ona była zmęczona i drażliwa, nie mogła pozwolić, żeby jej osobiste życie odbiło się na relacji z dowódcą. Spokojnie poszła za nim i ukradkiem rozejrzała się po sali, do której weszli. Zawahała się, widząc że pozostali nie kwapią się do zajęcia miejsc. Po chwili namysłu uznała jednak, że postawa stojąca wyraża w zbyt dużym stopniu brak zaufania do rozmówcy, co byłoby nietaktem. Ukłoniła się, przedstawiła krótko i zajęła miejsce z boku, mając po prawej stronie za plecami dowódcę. Nieco zaskoczyło ją przedstawienie Aurelii, nie dała jednak tego po sobie poznać. Miała nadzieję że ostatni dowódca usiądzie z dala od niej, nie znała go i nie wiedziała na ile może mu ufać. Wiedziała, że gospodarzowi nie może ufać. Wolała nie mieć obok siebie wątpliwego sprzymierzeńca gdyby doszło do jakiejkolwiek scysji.
Vozu - 2010-09-12, 15:13

- Proszę się nie krępować etykietą ponad potrzebę, panie the Layle. Przysługuje mi kilka zbytecznych i nudnych, dla osób spoza Konsylium, tytułów nadanych przez starszyznę nekromancką, ale nie ma to większego znaczenia. -odparł Lan-Duul, gdy poznał już tożsamość wszystkich gości i odpowiedział im skinieniem głowy - Mam nadzieję, że podróż nie była uciążliwa, nie licząc oczywiście tego, jak długo musieli państwo przebywać w siodle? - dodał grzecznościowo raczej niż ze szczerzej ciekawości, w przeciwieństwie do pytania kolejnego, które zdawało się wynikać ze szczerego zainteresowania - Laura nie była chyba kłopotliwym towarzyszem?
Vogel - 2010-09-12, 16:08

- Laura :?: Mogłaby być nieco bardziej rozmowna ale towarzystwo cieszyło nie męczyło - Uśmiechnął się i przyjrzał twarzy nekromanty ciekaw czy dostrzeże jakieś emocje - Niedawno przybyliśmy w te strony, niestety służba nie lubi spoczynku i gania po świecie. - Spojrzał nekromancie w oczy - Ale skoro etykietę odkładamy na bok to i sztuczne uprzejmości pomińmy. W jakim celu nas wezwałeś nekromanto :?:
Vozu - 2010-09-12, 16:47

- Najwyraźniej nałożyłem zbyt restrykcyjne ograniczenia swobody, hm... - czarnoksiężnik odwrócił wzrok w kierunku ognia i po dłuższej chwili zamyślenia przemówił znienacka - Nie lubię wojny. Odrywa mnie od moich studiów. Poza tym, wy sobie możecie myśleć, że nekromancja jest łatwą sztuką, ale nie macie pojęcia jak ciężko jest utrzymać w całości całą armię. Żal też ile pracy się marnuje...
Chrząknął
- Zastanawiałem się jakie są szanse nakłonienia was do zmiany stron. Albo przynajmniej porzucenia obecnej i oddalenia się stąd. To by wszystko ułatwiło, a zdajecie się nie być typowymi pachołkami inkwizycji. Zwłaszcza dziwi mnie obecność tego truchłojada...

Fergard - 2010-09-12, 21:41

Albrecht

Na twarzy albinosa ukształtował się nieprzyjemny grymas. Bardzo, ale to bardzo nie podobał mu się kierunek, w stronę którego szła ta konwersacja. Właśnie dlatego nie miał zamiaru tu jechać. Właśnie dlatego nie chciał pertraktować z nekromantami.
Po raz kolejny los spłatał mu nieprzyjemnego, być może później zgubnego dla niego w skutkach figla. Kaiser pozwolił sobie usiąść w przygotowanym dla niego fotelu, tuż obok nieznanej mu jeszcze dowódczyni oddziałów Zimnych. Cóż, zawsze pozostawała nadzieja, że Lucious puści ową informację o jego diecie mimo uszu. Może... Na jego twarzy wystąpiła jedna kropla potu.

Reyned - 2010-09-13, 07:36

Aurelia, ???
Twarz zwiadowcy bez maski wyglądała jak twarz Aruxa.
Jednakże znów, większość sidhe jest do siebie łudząco podobna, więc nie był to obraz pewny.

Aurelia na słowa nekromanty zareagowała uśmiechem, tego właśnie się spodziewała, jak pewnie każdy z tutaj obecnych…no może poza kobiecie z drugich oddziałów, w końcu nie wiedziała po co w ogóle przyjechali do tej ‘podbitej’ mieściny
- To zależy – odparła – nie ucieknę to pewne. Ale nikt nie mówi nic o zmianie stron. – zastanowiła się chwilę – Jedyna przysięga jaką jestem związana to obietnica pomocy w boju Volirae, jednak oni…nieco przestali mi się podobać. – wstała powoli i podeszła dwa kroki do przodu, pan ‘zwiadowca’ wszystkie słowa zapisywał. – Wiesz po co aniołkom jeńcy, prawda? Odpowiadaj.

Arblith (?)
Arux przystanął bez wyrazu naprzeciw Grozarda, i odparł.
- Jesteś prawdą ręką the Layle i znasz się na predyspozycjach ludzkich oddziałów, więc łaskawie zamiast gadać o byle czym może podałbyś mi swoje propozycje co do rozlokowania wojsk? Nie chcę potem słuchać zarzutów w razie porażki że rozstawiłem wojska wedle własnego widzimisię i celowo skrzywdziłem ludzi. – Słowa te nie posiadały brzmienia – jestem pewien tylko jednego, nie opłaca się mieszać naszych oddziałów aby nie weszły w konflikt, już nie raz doświadczyliśmy jak nadmierna powaga gryzie się z przesadną ignorancją. - Otworzył mapę i pokazał ją Grozardowi – w mieście powinny znajdować się dwie bramy, ta, którą tu wjechaliśmy, oraz ta, którą atakowali nieumarli. Skoro jednak przemieścili wojska obie strony są zagrożone.

Vogel - 2010-09-13, 11:38

Gorazd

Gorazd odszedł od mapy i zanurzył głowę w wiadrze z zimna wodą by nieco otrzeźwić umysł. Następnie wrócił do rozmówcy i z dość dziwnym grymasem przyglądał mu się przez chwilę po czym ponownie pochylił się nad mapą.
- Nie mamy łuczników więc jedyne co możemy zrobić to obsadzić mury lekka piechotą by odparła ewentualne próby wtargnięcia na nie. Co do bram to jeśli nie chcesz mieszać wojsk to pod jedną ustawimy ciężką jazdę zdolną do robienia szybkich wypadów za mury a pod drugą jakąś grupę uderzeniową zimnych. - Odszedł od mapy i zaczął ubierać zbroje - Magowie powinni wspierać formacje obstawiające bramy. Wojska podległe Luciousowi wedle rozkazu podporządkują się Tobie podobnie powinno być z resztą ludzkich sił w mojej opinii przede wszystkim powinieneś udać się do tej szlachcianki sidhe i z nią ustalić łańcuch dowodzenia, w razie potrzeby lepiej byśmy działali jednomyślnie. - Poprawił miecz i tarcze. - Przygotuje oddziały i będę czekał na polecenia - Ukłonił się i wyszedł wraz z towarzyszącym mu wcześniej rycerzem.

*** *** *** *** *** *** *** *** ***

Lucious the Lalye

Propozycja nekromanty jak i oświadczenie Aurelii nie były dla niego zaskoczeniem, spodziewał się tego od momentu ujrzenia jej zamaskowanych towarzyszy dlatego też nie da się sprowokować. Zdziwiła go za to wypowiedź Lan-Duula odnośnie Albrehta i jego reakcja, był pewny, że zapytany o to czarnoksiężnik nie omieszka wyjaśnienia tego jednak nie było sensu okazywać przed wrogiem tego jak mało wiedzą sami o sobie. I właśnie tu ponownie wszystko rujnują sidhe pytaniem Aurelii, które dawało przeciwnikowi do rąk argumenty w dyskusji, sugerując tajemnice i brak zaufania miedzy nimi a dowództwem zarządzającym misją. Z drugiej jednak strony mogła to być tylko kolejna z ich dyplomatycznych gierek, których nigdy nie cechowała delikatność.
- Z tego co mi wiadomo nekromanci przeważnie są stronami neutralnymi czasem trudniąc się najemnictwem, zatem jaką stronę masz na myśli proponując nam jej zmianę :?:

*** *** *** *** *** *** *** *** ***

Arbert

Wraz z dwójka rycerzy rozglądali się po wiosce starając się zebrać nieco informacji o stacjonujących tam wojskach i umocnieniach jej strzegących. Zastanawiał się też jak idzie albinosowi zbieranie informacji wśród pozostałych przy życiu mieszkańców.

Vozu - 2010-09-13, 12:08

Przez twarz Lan-Duula przebiegł krótki grymas irytacji.
-Wprawdzie rozmawiamy tutaj na wolnej stopie, jednak gospodarzowi należy się chyba nieco szacunku, prawda, panienko?
Co się zaś tyczy pańskiego pytania, panie the Layle, mam na myśli naszą stronę, czy też moją stronę, zależy jak na to patrzeć. Obecnie Konsylium współpracuje z demonami, a co za tym idzie także z Cesarstwem. Przybysze zgodzili się przekazać nam kilka niezwykle istotnych sekretów, w zamian za co wspieramy ich zbrojnie.

Arbert
W mieście najprawdopodobniej znajdowali się tylko szkieletowi nieumarli, nie tylko standardowa piechota czy oddziały wyposażone w łuki, ale też kilka grup jeźdźców którzy eskortowali was aż tutaj. Umocnień, poza dosyć solidnymi murami, większych nie ma, ilość jednak nieumarłych, zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę resztę smrodliwego tałatajstwa która stacjonuje poza murami, zdaje się być wystarczająca do stawiania długotrwałego oporu, albo wręcz przyjęcia pierwszego impetu a następnie wyprowadzenia kontrataku.

Reyned - 2010-09-13, 13:07

Aurelia, ???
- Pff. – Wyraziła swoje oburzenie bez zwłoki – mówi mi to człowiek, który wysłał do nas najbardziej obrzydliwy komitet powitalny, jaki w życiu miałam okazję widzieć, zdobiony zapachem stęchlizny? Mówię jasno, jeżeli chcesz od nas współpracy, pokaż, że masz ku niej argumenty. Nie ma mowy abyśmy mogli złamać przysięgę wobec Volirae tak długo jak nie mamy dowodów ich fałszu. – Usiadła z powrotem na swoim miejscu krzyżując ręce i zakładając nogę na nogę. Nie chciała odstąpić, no i nie dało się nie zauważyć, że rozmówcę traktuje jak człowieka.
Był to właśnie powód dla którego Arux chciał być osobą która przyjdzie tutaj zamiast niej, nie zrobił tego jednak, inaczej zareagowałby już dawno. Obecny tutaj sidhe zdawał się faktycznie tylko spisywać wiadomość.


Arblith (?)
Dowódca sidhe szybko rozmieścił swoich żołnierzy pod bramą wjazdową do miasta, zaś każdemu człowiekowi kazał pilnować bramy, przez którą wyjechał zespół dyplomatyczny.
Nie wydał jednak poleceń wojskom Eiri, nie interesowało go najwyraźniej, co zrobią wojska żeńskich oddziałów sidhe. Jak wszedł do swojego namiotu, tak już zdawał się nie chcieć wyjść.

Fergard - 2010-09-13, 16:24

Albrecht

- Szanowna pani Aurelio... - Zaczął Albrecht, siląc się na pojednawczy ton. - Zachowajmy choć odrobinę uprzejmości. Ostatecznie, nasza podróż tutaj przebiegła bez zakłóceń i, pomijając ewentualne uszkodzenia naszych narządów powonienia, możemy być za to wdzięczni właśnie owym nieumarłym - "Którzy z pewnością poucinaliby już nam łby, gdyby nie zaproszenie tego starucha...", dodał w myślach, zwracając nieprzychylne spojrzenie w stronę Lan-Duula. Nie miał pojęcia, skąd ów nekromanta tyle wiedział. Albo czytał mu w myślach albo miał jakiegoś informatora w niezajętym jeszcze mieście. Z drugiej strony, perspektywa dołączenia do sojuszu daemo i natudea wydawała się być kusząca, szczególnie, kiedy zniknął ów upierdliwy volirae, który wcześniej zawiadywał całym tym burdelem... Trzeba jednak było mieć na uwadze, że jeżeli dołączy do nekromantów, najprawdopodobniej zostanie rzucony jako pierwszy w charakterze mięsa armatniego... A przeciw połączonym oddziałom Luciousa, Aruxa i Eirii mógłby mieć kłopoty nawet z ujściem cało. "Szybciej, Skelter, do ciężkiej cholery...", pomyślał. Postanowił zagrać na czas.
- Jakie korzyści miałyby wynikać z ewentualnego dołączenia do daemo? - Zapytał ostrożnie, uważnie obserwując Lan-Duula.

Skelter

W tak zwanym międzyczasie młodszy z braci albinosów podążał jedną ze ścieżek, starając się natrafić na jakąś większą grupkę ludzi. Zmrużył oczy, omijając kilka szkieletów.
- Muszą przecież gdzieś być... - Mruknął sam do siebie, przyśpieszając kroku.

Vozu - 2010-09-13, 16:46

Nekromanta zetknął dłonie czubkami palców, Aurelia zdawała się go poniekąd rozbawiać.
- Najbardziej fałszywe istoty na tym świecie, a tropią fałsz - chrząknął - Po prostu chcecie mieć wymówkę, nic więcej, nie ma sensu udawać.
Co się zaś tyczy pańskiego pytania, panie Kaiser, rachunek potencjalnych zysków nie jest oczywisty. Po stronie daemo stoi Cesarstwo, część nekromantów, słyszałem o przyłączających się ludach południa. Może nie mają tak wielkich funduszy jak papiści, jednak w obecnej sytuacji możliwe będzie wzniecenie wojennej pożogi z trzech stron świata, co zdaje się być dość atrakcyjne. Dosłownie w każdej chwili może się oczywiście stać coś, co zmieni wszystko, jednak od pewnego czasu szala przechyla się na korzyść strony którą reprezentuję.
Jakie jeszcze korzyści... widzieli państwo ich w walce?

Skelter
Znalezienie ludzi było trudne do czasu, gdy rozglądał się za nimi przed sobą, baczniejsze zwrócenie uwagi na boczne alejki przyniosło jednak rezultaty - jedna z uliczek prowadziła w głąb miasta, do zamkniętego, wydzielonego żywym getta, gdzie było ich pełno.
I raczej nie patrzyli na kogoś wolno chodzącego zbyt ufnie...

Vogel - 2010-09-13, 17:31

Gorazd

Rozejrzał zie na pole przed miastem a potem zwrócił wzrok w kierunku siedzimy żeńskich oddziałów, przeklinając w myślach swe niskie pochodzenie. Nie podobała mu się treść listu jaki otrzymał od Luciousa, nie podobało mu się zachowanie Aruxa potwierdzającym jego zawartość. W razie ewentualnej obrony lub ataku na odsiecz porozumienie wszystkich wojsk jest niezbędne tym czasem Sidhe zdawali się tym w ogóle nie przejmować.

*** *** *** *** *** *** *** *** ***

Lucious the Lalye

Albreht uspokaja sytuację zaprzeczając wszystkiemu co o nim słyszałem, a może boi się iż nekromanta w gniewie wyrzuci i to co zaczął o nim już mówić :?: To spotkanie stawało się coraz ciekawsze także początkowa irytacja tonem Aurelii już minęła w końcu takim zachowaniem zapewni sukces planu, którego podwalinami był rozkaz zatrzymania Aruxa w mieście. Dziwny był tylko jego spokój i milczenie zupełnie do niego niepodobne.
- Panie Lan-Duul chyba zbyt często przekonujesz ludzi do swych racji magią umysłu. Mówienie najemnikom walczącym dla złota, iż reprezentujesz stronę, uboższą w ten kruszec masz małe szanse na ich pozyskanie. Mniejsza jednak o nas, powiedz mi, jaki los czeka mieszkańców Torg i tutejszych ocalałych, gdy przyjmiemy jedna z Twych hojnych propozycji?
Spojrzał po zebranych i zatrzymał wzrok a Eirii. jako jedyna nie zabrała jeszcze głosu, czyżby zamierzała się podporządkować pozostałym bez względu na to która stronę wybiorą :?:

*** *** *** *** *** *** *** *** ***

Arbert

Młody rycerz miał już dość oglądania poruszających się szkieletów, a myśl o tym iż śmierć w walce może go wepchnąć w ich szeregi.
- Poszukajmy żywych w tym padole, jeśli nie chcemy na drogę powrotna pożyczać od nich tych ptaków musimy napoić konie.
Wydał polecenie do towarzyszy po czym zaczęli się oglądać za żywymi członkami obsady wioski.

Fergard - 2010-09-13, 18:19

Skelter

Albinos zmrużył oczy, po czym przyśpieszył kroku, zmierzając w stronę bocznej uliczki. Położył lewą dłoń na owym walcowatym przedmiocie w taki sposób, że będzie mógł go szybko dobyć. Podążył w stronę małej, klasycznie wręcz niebezpiecznej uliczki, poszukując żywych.

Reyned - 2010-09-13, 18:21

Aurelia, ???
spojrzała ironicznie na nekromantę
- Skoro jesteś taki odkrywczy może mi ją dostarczysz? Jakkolwiek wcześniejsze obietnice nie zaczęły być dla mnie cierniem w bucie, tak nie mogę go wyjąć z własnego widzimisię, i dobrze o tym wiesz. Umowa wojskowa nie posiadała wypowiedzenia, a nawet gdybym sfabrykowała je z trzeciej ręki, potrwa to miesiącami, zwłaszcza że wiadomość musi przyjść z odludzia…
Aurelia zmarszczyła brwi, jakby chciała coś dodać, jednak ‘Arblith’ złapał ją za ramię, jakby prosił aby się uspokoiła, posłuchała bez chwili zwłoki.

Arblith (?)
Po pewnej chwili z namiotu Aruxa wyszedł sidhe z mokrą twarzą i standardowym ubiorem szermierza, odszedł on na chwilę, pierwej kazał zostawić bramę do miasta wpół otwartą, potem zaś przyprowadził wierzchowca Arblith jak najbliżej jego namiotu, tylko po to aby usiąść w pobliżu niczym na straży, zarówno wierzchowca jak i zamkniętego namiotu.

Vozu - 2010-09-13, 18:35

- Ci ludzie to tylko zakładnicy - powiedział nekromanta niedbale - nie nadają się do przemiany w nieumarłych, chyba, że składanych z różnych fragmentów, co w obecnej sytuacji nie wchodzi w grę. Po prostu ich tu zostawimy. Wszy... nie, nie wszystkich. Kilku tłustych, pewnych siebie mieszczuchów, z kabzą zapewne równie wielką co oni sami, sprawiało na tyle dużo kłopotów, że musiałem się ich jakoś pozbyć. Ghule akurat były głodne.
Zamilkł, może zdając sobie sprawę z niestosowności tego co powiedział, a może testując rozmówców...

Skelter
Oj, żywych to on znalazł tyle, co szczurów na okrętach bywa. Jak szczury się też tłoczyli, biedniejsi na ulicy, pod oknami i schodami, bogatszych tyle było widać co z okien wyglądali. Podziały społeczne jak widać nawet w obliczu nadejścia samej śmierci nie nikną.
Nie trzeba chyba dodawać, że poza kilkoma wrogimi lub bojaźliwymi spojrzeniami, nikt z biedoty nie zachęcił do rozmowy?

Elendu - 2010-09-13, 21:38

Siedziała w milczeniu, obserwując przebieg rozmowy. Przez chwilę przez jej twarz przebiegł wyraz niechęci w odpowiedzi na wystąpienie Aurelii, zaraz jednak się skarciła. Nawet zachowanie, które odbiegało od wszystkiego, co jej wpajano o honorze, nawet tak dziwny i nielogiczny, przynajmniej pozornie, pokaz emocji nie powinien przeszkadzać rasowej solidarności. Uspokoiła więc własne odczucia i wygładziła twarz. Nie znała do końca sytuacji, więc jedynie słuchała. Wyczuła napięcie sąsiada, niech piekło przeklnie jej pecha, przy wspomnieniu o trupojadzie, zostawiła to jednak do rozważenia na później. Teraz ważne było jak najdokładniejsze poznanie sytuacji, obserwowała więc uważnie twarz nekromanty i sojuszników. Na myśl ghulach zjadających kupców wzdrygnęła się w duchu, rozluźniła nieco kontrolę i zaczęła nieco wolniej przesuwać wzrokiem po innych. Z zewnątrz musiało to sprawiać wrażenie, jakby była zmęczona, półprzytomna, niegroźna. Wolała, żeby przeciwnik jej nie doceniał, niż przeceniał. Łatwo wtedy o błąd, a cóż jest łatwiejszego niż kilka drobnych sztuczek?

Christine
Rozłożyła się z namiotem we wskazanej jej części miasta, po czym rozlokowała żołnierzy. Skoro nikt nie wydał jej poleceń, uznała że widocznie dają jej czas na odpoczynek, innego wyjścia nie widziała. Pozwoliła spocząć wszystkim żołnierzom, oprócz kilku najmocniejszych, pozostawionych na wszelki wypadek na straży, po czym ruszyła na obchód miasta. Miała zamiar jak najdokładniej poznać jego układ.

Vogel - 2010-09-14, 15:52

Lucious the Lalye

Jednak zareagował, szkoda ton wypowiedzi wyraźnie sugerował sukces planu Luciousa. Powrócił wzrokiem do nekromanty.
- Zatem nie proponujesz nic poza zmiana strony na jak ją określiłeś zdobywającą przewagę. A jeśli Ci odmówimy co wtedy zrobisz, lub skoro nie interesują Cie tutejsi ludzie a region jest raczej ubogo to może Ty wraz z wojskiem opuścicie to miejsce dzięki czemu wszyscy umkniemy tak niewygodnej dla obu stron konfrontacji :?:

Fergard - 2010-09-14, 18:19

Helter i Sir William

Adiutant Albrechta ponurym wzrokiem zmierzył swoją kawalerię, po czym ponownie dał rozkaz zaszarżowania na kukły. I tym razem wynik nie wyglądał obiecująco.
Ambicją Sir Williama było opracowanie i udoskonalenie sztuki tzw. szarży z truchtu. Widział formacje, które nawet niezbyt rozpędzone potrafiły zaprowadzić sporych rozmiarów spustoszenie wśród szeregów wroga. Z drugiej strony, trzeba było zachować kompromis pomiędzy szybkością a opancerzeniem, tworząc coś na kształt eksperymentalnej jednostki, kawalerzysty idealnego... Tuż obok De La Pole'a pojawił się starszy z rodzeństwa albinosów, Helter Skelter. Był ewidentnie zaspany.

- Wiesz, że zrywanie człowieka z łóżka o tak wczesnej porze jest niczym innym jak daleko zapędzonym barbarzyństwem? - Zapytał, ziewając. Sir William posłał mu przeciągłe spojrzenie.
- Jest już po dwunastej - Odpowiedział, po czym nagle zmarkotniał z nieznanego powodu. Helter wzruszył ramionami, ten olbrzym miał tendencję do podobnych zachowań. - Piechota gotowa? - Zapytał, odzyskując energię.
- Picuś glancuś na ostatni guzik.
- Świetnie. Idź poszukaj Aruxa lub Estera i zapytaj o ewentualną pomoc przy wznoszeniu fortyfikacji. Możesz przy okazji znaleźć mi nekromantów? Trzeba ich będzie rozstawić w strategicznych miejscach.
- Zrobi się - Albinos zasalutował, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł w poszukiwaniu sidhe bądź volirae.

Skelter
Młodszy z rodzeństwa albinosów ostrożnie zmierzył wzrokiem wpatrujących się w niego ludzi, po czym zdecydował się na zdecydowanie zbyt mało najemniczy chwyt.
- Bez obaw, przybywam w pokoju - - Oznajmił, unosząc ręce w geście pojednania, pokazując przy okazji, że nic w nich nie ma. - Jestem reprezentantem papistów i przy odrobinie dobrych chęci z obu stron jesteśmy w stanie ocalić was przed ewentualną śmiercią... - Dodał nieco ciszej. Wiedział, jak niektórzy bogacze reagują na wieść o nadchodzącej śmierci, ale nie miał innych opcji. - Jednakże, żeby was uratować, potrzebujemy informacji... Waszych informacji.

Vozu - 2010-09-14, 18:28

Lan-Duul uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Dostaniecie dobę na przygotowanie się do konfrontacji. Jesteście po stronie papieża, jestem zobligowany do usunięcia każdej przeszkody na drodze do zwycięstwa w jakikolwiek sposób.
Moje osobiste odczucia nie grają tu żadnej roli - grymas na jego twarzy stał się nieomal przepraszający - To co dostaniemy jest zbyt cenne by w rachubę wchodziło pogwałcenie umowy.

Skelter
Po jego wypowiedzi zapanowała dłuższa cisza. W końcu spośród grupki biedoty podniósł się, zdecydowanie odpychający z wyglądu, mężczyzna i zapytał opryskliwe:
- Co chceta wiedzieć?

Fergard - 2010-09-14, 19:21

Albrecht

Na twarzy albinosa pojawił się oczywisty wyraz niepokoju.
- Czy szanowny Pan zechce nam przypomnieć korzyści, jakie płyną z dołączenia do was? - Zapytał bez namysłu, obalając tezę Luciousa odnośnie napędzanych gotówką najemników(Wciąż co prawda pozostawali sidhe, ale...).

Skelter

- Kilka podstawowych rzeczy. Skąd przybył ten cały Lan-Duul, czy w jego szeregach są jacyś inni ludzie prócz jego akolitki, czy można na oko ocenić liczebność truposzy, czy ktoś niebędący człowiekiem mu akompaniuje, czy w szeregach są jacyś inni nekromanci, no i ilu was tutaj jest... - Wyliczył albinos, zaginając kolejne palce urękawicznionej dłoni. Pozostawało mu mieć nadzieję, że ten mężczyzna będzie znał odpowiedzi przynajmniej na część tych pytań.

Vozu - 2010-09-14, 19:38

- Staniecie po stronie która obecnie dysponuje bardziej zróżnicowanymi siłami, jest w pełni zdolna stworzyć kilka frontów, zaopatrywanych z różnych, niezależnych jedno od drugiego źródeł, a przy tym nie jest zarządzana przez fanatyków religijnych.
I unikniecie walki z moimi siłami... - dodał cierpko.

Skelter
Obdartus parsknął.
- Widać, żeście nietutejszy. Nekromansery mają komnaty podziemne dalej na północ, stamtąd to wypełzło - wyjaśnił dziwnie zaciągając końcówki wyrazów - Nie widział żem żadnego nieludzia, ale w takiej kupie truchła trudno zobaczyć. Stary i tak nigdy nie polegał na żywych, słyszeli my o nim sporo.
Mężczyzna zrobił pauzę, najwyraźniej by zastanowić się nad odpowiedziami w których powinny pojawić się jakieś wartości liczbowe.
- Nas tu jest ze trzy ćwierci tego co było, resztę zeżarły truposze jak miasto zdobywały. Nie wiem ile było. A trupa będzie więcej niż w takiej mieścinie zwykle żyje, bo ten, stary jest... jak ci mondrzy na nich mówią? - spytał pozostałych z nędzarskiej, ale nikt nie podpowiedział - Noo... leszym lordem, czy jak im tam...

Vogel - 2010-09-14, 19:44

Lucious the Lalye

Pytanie Albrechta go zaskoczyło, czyżby człowiek obcujący na co dzień z nekromantami bał się konfrontacji z nimi, a może boi się o lojalność we własnych szeregach :?:
- Więc ta propozycja to właściwie ultimatum, zdradzisz mi choć fragment tajemnicy, co takiego mogą ofiarować nekromantą demony czego nie mogli by dostać od papiestwa :?: I druga kwestia powiedziałeś, że ludzie nie są Ci do niczego potrzebni dlaczego wiec ich nie wypuścisz :?: Zakładnicy mają sens tylko gdy przedstawiać wartość dla przeciwnika ja dla nich nie zaryzykuje ataku i nie zawaham się po nich przejechać gdybyś użył ich jako tarcz. Może więc skoro obaj nie lubimy bezsensownego przelewu krwi pozwolisz im opuścić wieś :?:

Elendu - 2010-09-14, 19:48

Pokręciła lekko głową, jakby z niedowierzaniem. - Czyli jedyny argument, jakim dysponujesz, to przewaga na wielu frontach? Przewagi się zmieniają, sojusze bywają zawodne, sprzymierzeńcy niestali. Więc twoje słowa, zamiast konkretnej oferty, stanowią po prostu prośbę o pokój. Oczekujesz od nas zerwania umów, które wiążą nas ze skrzydlatymi, zaryzykowania własną reputacją i honorem, jako żołnierzy lub najemników, strasząc nas nadchodzącą walką. My także nie pragniemy rozlewu krwi, nikt nie pragnie, ale proszę nie znieważaj nas uważając za tchórzy, co na pierwszy znak niebezpieczeństwa uciekają. - Nie miała zamiaru zajmować głosu, ale oferta nekromanty zakrawała w jej oczach na kpinę, a tego, zmęczona po podróży i wysiłku podjętym, żeby w ogóle być obecną na rozmowie, nie mogła tak łatwo przyjąć. Mimo to głos pozostał łagodny i jakby zmęczony, był to prosty, pozbawiony większych emocji przekaz.
Vozu - 2010-09-15, 07:53

Nekromanta wyglądał jak gdyby wybuchnąć miał śmiechem, w porę się jednak opanował.
- To całkiem awangardowe, planować atak na hordę nieumarłych zamiast czekać na nich wśród umocnień, panie the Layle. Ludzie tu zostaną, kiedy opuszczę miasto mogą znowu pozajmować swoje nory, na razie tu stacjonuję zgodnie z planem. Zdobyłem je by na was zaczekać - dorzucił, po czym zwrócił się do Eirii - Przepraszam, jeżeli cię uraziłem, panienko, chciałem przedstawić sytuację jasno, korzyści wymierne już podałem, niewymierne, jakie stanowić może część, zakulisowych wręcz, informacji, pominąłem, gdyż jedyne do czego się jak na razie nam przydały to do prowadzenia teoretycznych rozważań.
Bynajmniej nie uważam państwa za tchórzy, szczególnie po napomknieniu pana the Layle o waszym ataku na mnie - uśmiechnął się dość dziwnie - To naprawdę paradne, musicie mieć sporą fantazję, nie to co ci których zazwyczaj miałem okazję pokonywać...

Reyned - 2010-09-15, 09:37

Aurelia razem z swoim 'pisarzem' wyraźnie się uśmiechnęła na odpowiedź Eirii, również odpowiedź nekromanty zaczęła wreszcie brzmieć jak zaproszenie do rozmowy.
- W naszym mieście stacjonuje mnóstwo Sidhe, i przecież o tym wiesz. Przekonaj ludzi, a stracisz ich tak szybko jak zyskałeś, a przynajmniej w pewnej 'bladej' części, coś takiego jak przewaga liczb na pewno nie jest argumentem za który można wykupić honor. Sidhe są neutralni w boju tak długo, aż ktoś namówi nas na walkę dla swojej sprawy, jednak, jak sam już wspomniałeś...Informacje zza kulis...Od jakiegoś czasu podejrzewam ich istnienie, jeżeli ukażesz że Volirae faktycznie nie są lojalni wobec innych ras, nie jest to bowiem sprawa wyłącznie sidhe, możesz liczyć na wsparcie tak długo, jak chcesz ich zgnieść. - uśmiechnęła się w dwulicowy sposób.

Szermierz
strażnik namiotu Aruxa gdy tylko spostrzegł poruszającego się członka oddziałów Albrehta szybko go do siebie zawołał.
- Hej! Wybacz jeżeli nie doszła cię informacja, ale ludzie mają zakaz zbliżania się do bramy w tej części miasta, zwłaszcza ci z oddziałów Luciusa. Proszono mnie abym takie osoby kierował do drugiej części miasta, w oddziałach Eirii są nawet magowie, więc obrona tutaj nie będzie stanowiła problemów...chcemy uniknął rasowego nieporozumienia... - zerknął kontem oka w stronę namiotu - pan Arblith jest zajęty...

//wybaczcie no, z innego kompa stacjonuję.

Vogel - 2010-09-15, 10:32

- Cieszy mnie twe rozbawienie bo to rozwiało kilka mrocznych tez jakie słyszałem o waszej profesji. Nie mniej jednak jest to nieuzasadnione albowiem wynika ze złej interpretacji mojej wypowiedzi. Chodziło mi o to, że niezależnie co z nimi zrobisz nie zaryzykuję ataku na tą osadę.
Rozsiadł się wygodnie na fotelu i spojrzał po zebranych zatrzymując wzrok na Aurelii. Czyżby wiedziała coś o czym on nie ma pojęcia :?: W zasadzie nie zdziwiłoby go to wcale.
- Niestety ale chyba nie unikniemy konfrontacji choć obaj zdajemy się być jej niechętni. - Ponownie przemówił do nekromanty przenosząc nań wzrok. - Wasza przewaga sił jest imponująca w teorii jednak ilość się nie liczy. A niestety ale poza straszeniem nas nie zaoferowałeś niczego co przebiłoby mój głodowy żołd. Zapytam więc w imieniu wszystkich - Jego głos spoważniał - jaką kartą zagrasz przeciw stryczkowi za zdradę :?:

Vozu - 2010-09-15, 10:51

- Ah, wybacz, trudno się skupić na kilku rzeczach na raz - mruknął - Co się zaś tyczy zdrady, a raczej tego, jak można was uchronić od jej konsekwencji... Powiem tak: jesteście jednymi z bardzo wielu najemników, nietrudno sprawić by uznano was za martwych a wasze dokumenta zniknęły z archiwów...
Vogel - 2010-09-15, 10:57

- Tak moi towarzysze to najemnicy, ja jednak należę do regularnej armii papieskiej i mojej śmierci nie będzie wcale tak łatwo sfingować, uwierz mi coś o tym wiem. Poza tym nie boję się kary za zdradę bo zginąć mogę na stryszku, w bitwie przeciw lub po Twojej stronie mi to za jedno. Pytam czym zrównoważysz piękno zdrajcy jakim obarczę swe nazwisko, co samo w sobie jest nieco kuszące - W tym momencie na jego twarzy pojawił się uśmiech na wspomnienie o ojcu, samo w sobie niezbyt przyjemne.
Vozu - 2010-09-15, 11:05

Nekromanta wstał, z widocznymi oznakami zdenerwowania, podszedł do jednej ze ścian, nerwowo się obrócił i spojrzał na was.
- Mogę wam powiedzieć o co w tym wszystkim naprawdę chodzi, co jest daleko ważniejsze niż jakieś wasze "piętna zdrajcy"... Ale musicie przyrzec, że nie powiecie nikomu, że zdradziłem ten sekret, to zbyt ważne.

Vogel - 2010-09-15, 11:08

Wykonał gest nakazujący milczenie
- Powiesz nam to przed podjęciem decyzji :?: Jeśli bowiem mamy się opierać na samej obietnicy równie dobrze mogłeś nawet o tym nie wspominać.
Lucious był spokojny, taka irytacja u rozmówcy wydawała się dobrym znakiem.

Vozu - 2010-09-15, 11:14

Lan-Duul parsknął.
- Oczywiście, że teraz. W obu przypadkach macie identycznie zerowe prawo żeby to wiedzieć, ale to jak przejmujecie się honorem kiedy stawka jest znacznie wyższa niż się spodziewacie... przeklęta niewiedza.

Vogel - 2010-09-15, 11:20

- Zatem wysłuchamy Cię choć brak nam godności do takiego zaszczytu - Nawet nie starał ukrywać ironii, niestety nekromanta uderzył w czuła nutę - Być może słowa, które tu padną powstrzymają rozlew krwi.
Fergard - 2010-09-15, 17:14

Skelter

"Ok, mogło być gorzej...", pomyślał albinos, zastanawiając się nad jeszcze jakimś pytaniem. Po krótkiej chwili doszedł do wniosku, że to chyba wszystko.
- No dobra... Wasze informacje z pewnością pomogą nam w jakimś stopniu... - Skelter niedbałym ruchem rzucił złotą monetę owemu pomocnemu obdartusowi. - Za fatygę, dobry człowieku. I jeszcze jedna sprawa: Prosiłbym, byście nie zdradzali nikomu szczegółów tej rozmowy, bo być może uniemożliwi nam to odratowanie miasta i was... Niech was bogowie mają w opiece - Ukłoniwszy się lekko, albinos wycofał się.

Helter

Starszy z albinosów wzruszył ramionami, po czym odszedł w stronę bramy ludzi. Nie żeby przeszkadzała mu taka informacja: Mógł ponownie walnąć się do góry brzuchem na kupie słomy gdzieś w stajni. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że De La Pole nie zlokalizuje beztroskiego albinosa.

Albrecht

Kaiser nie był jakimś tam tchórzem, który boi się własnego cienia. Jednakże ten człowiek, który zaprosił ich do - chwilowo - swojego miasta mógłby poprowadzić pochód żywych trupów prosto na Torg i wyrżnąć ich wszystkich w pień. Z jego sylwetki biła charyzma i czysta moc. Mimo to zaczął się denerwować.
Albrecht z pewnym podziwem uznał, że Lucious równie dobrze mógłby być wielkopańskim arystokratą, wygadanym ambasadorem i zwiewnym niczym wiatr dyplomatą. Mimo to wybrał twarde, żołnierskie i z grubsza bardziej niebezpieczne życie. Ale jakie to miało znaczenie? Albrecht postanowił podjąć decyzję. Gdyby mógł, dołączyłby do nekromantów i być może ugrałby więcej niż na służbie u Skrzydlaków. Mimo to postanowił zaczekać. Jeżeli Lan - Duul użyje jakiegoś sensownego argumentu, być może przekona Sidhe(Którzy wyglądali na lekko już zdezorientowanych zaistniałymi rozmowami) oraz Luciousa... Z drugiej strony, Albrecht dawno nie miał okazji do urwania sobie kawałka uda jakiegoś papisty...
Skinął głową na znak, że akceptuje te warunki. To mogło być ciekawe.

Vozu - 2010-09-16, 09:11

Nekromanta usiadł na powrót w swoim fotelu.
- Oczywiście nie wiecie, czemu demony się pojawiły, mam rację? Zapewne mam. Pochodzą z innego świata, w którym obecnie dzieje się to, co nazwać można końcem świata, zdecydowali się więc na ucieczkę, którą umożliwia stopień w jakim poznali magię zakrzywiającą czasoprzestrzeń. Pojawił się tylko jeden problem... połączenie jest trwałe, co oznacza... - tu pozwolił sobie na wymowną pauzę.
- Jesteśmy następni w kolejce.

Fergard - 2010-09-16, 19:10

Albrecht

"Czy ja właśnie usłyszałem, że za jakiś czas nastąpi koniec świata, jaki znamy?", zapytał sam siebie Albrecht, jakby nie do końca pewny, czy może zaufać nekromancie. Przecież to brzmiało jak totalne wariactwo! Koniec świata? Deszcze ognia, potopy, trzęsienia ziemi? A on mówi o tym tak spokojnie, jakby rozmawiał o pogodzie.
- Mam rozumieć, że to zwyczajny dowcip lub sztuczka mająca na celu obniżenie naszego morale? - Zapytał powoli, w jego oczach pojawił się niepokój. - Prawda?

Elendu - 2010-09-16, 21:11

- A więc nastąpi koniec świata. W jaki sposób ma nas to przekonać do zmiany stron. To daemo sprowadzili to na nas, być może niechcący, ale jednak. Nie mogą, jak sam powiedziałeś, nic na to poradzić. Jaki sens ma więc walka po ich stronie? Bo mogą otworzyć kolejny portal? I co dalej? Zniszczyć wszystkie światy? Czy masz jeszcze jakieś informacje, czy to tym miałeś się z nami podzielić? - Spytała spokojnie. Jakoś nie ruszał jej koniec świata. W tej chwili była najemnikiem, mogła zginąć w pierwszej lepszej walce, nie czekając na koniec świata.
Reyned - 2010-09-17, 07:05

- Z drugiej strony, kto prędzej dojdzie do tego jak go zamknąć? Jego stwórca, czy ktoś kto twierdzi że likwidacja wygasłej przyczyny usunie skutek? Jeżeli uwierzymy w ten bezsens to nie będzie miało najmniejszej różnicy czy walczymy po jednej czy po drugiej stronie, a nawet, czy walczymy w ogóle. - zastanowiła się przez chwilę - I dla tego chciałeś abyśmy po prostu odeszli, bez walki? - zaśmiała się lekko. Gdy mówi się o tym, że świat ma się skończyć nic nie ma sensu, i można robić byle co. Ale z drugiej strony, nie bardzo chciało się jej wierzyć w prawdziwość słów nekromanty.
Vozu - 2010-09-17, 10:55

- Ma pan rozumieć, panie Kaiser, że jeżeli demony zostaną wybite to nasze szanse spadają mniej-więcej do zera. Wprawdzie mamy zakulisowe informacje, wedle których papiestwo prowadzi własne badania nad tym problemem, ale nie da się powiedzieć czy to prawda i jak daleko w tym zaszli...
Nekromanta wzruszył ramionami, na poły beztrosko.
- Dalsza ucieczka to jedyna metoda przetrwania tego kataklizmu, panno Hidegencroi. Mamy oczywiście kilka teorii...

Vogel - 2010-09-17, 12:33

Do tej pory milczał czekając na jakieś konkretne informacje od nekromanty niestety nie zanosiło się na to by jakieś podał.
- Zatem mamy uwierzyć że demony, dla których jedyną szansą na ocalenie było uciec z własnego świata na inny skazując go na podobny los, to nasza jedyna szansa :?: Jak mamy uwierzyć, że te istoty uczynią tu coś czego nie potrafiły zrobić u siebie, a do tego przekonuje nas o tym człowiek upatrujący wielkości w bezczeszczeniu zwłok. - Przerwał na chwilę spoglądając na pozostałych - Jak dla mnie bardziej interesująca jest Twoja wzmianka o pracach prowadzonych przez papistów. Czy to wszystko co masz nam do powiedzenia, czy tylko przedłużasz wstęp starając się nas kupić jak najmniejszym kosztem :?:

Vozu - 2010-09-17, 18:17

Lan-Duul splótł ręce palcami.
-W zasadzie to wszystko. Nie należę do osób które starają się uzyskiwać piorunujący efekt za pomocą sztuczek takich jak przedłużanie i nieudzielanie informacji przez dłuższy czas.

Vogel - 2010-09-19, 18:41
Temat postu: To, że mnie nie ma nie znaczy, iż wy możecie sie obijać :P
Lucious the Lalye


- Pozwól jednak, że zapytam o jeszcze jedna rzecz nim ogłosimy decyzję, ile czasu zostało temu światu :?:

*** *** *** *** *** *** *** ***

???


Jeździec obserwował miasto już od godziny. Wyglądało na to że wojska w nim są podzielone i bronią innych jego części, zastanawiał się którędy powinien wejść. Był ciekaw sił zimnych jakimi dysponuje Lucious jednak nie uniknąłby pytań, których ludzie nie ośmielą się zadać. Ostatecznie skierował konia w kierunku ludzi i został dość szybko zatrzymany.
- Stój - Z zarośli obok drogi wyskoczyło trzech mieczników, a jeździec podejrzewał że co najmniej jeden nadal się tam czai w razie potrzeby - Zdejmij kaptur i mów czego tu szukasz, miasto jest zamknięte.
W wyobraźni widział go już na szafocie, ale będzie jeszcze okazja pomyślał, pożałujesz kmiocie tego. Podniósł jedna rękę druga powoli włożył pod płaszcz i wyciągnął list z pieczęcią, która na pierwszy rzut oka nic żołnierzom nie mówiła, i gdy już strażnik miał to wygarnąć dostrzegł niewielki papieski znak umieszczony w herbowej tarczy, jaki miały tylko wysokie rody.
- Wybacz panie ale każdego pytamy, naszego dowódcy nie ma komenda jest przy wodzy najemnych w drugiej części miasta.
- A kto wam bezpośrednio przewodzi - Tak psie znacznie lepiej, ale nie zapomnę - gdzie oficer :?:
Rycerz spuścił głowę i lekko drżąco odpowiedział.
- Oficer pojechał z panem obecnie komenderuje Gorazd ale on chłop jak my..
Czegoś takiego należało się spodziewać po Luciousie, jego prawdziwa natura wychodzi coraz bardziej, a przecież proponował by nie dać dojrzeć temu robakowi.
- Zaprowadź mnie do namiotu Luciousa i przyprowadź tego Gorazda, powiedz że lepiej dla niego bym nie musiał czekać.
Prowadzony przez miecznika wjechał do miasta, lecz gdy pokazano mu namiot tylko pogonił przewodnika po czym ruszył w kierunku formacji zimnych zatrzymując się dopiero przy granicy ich obszaru miasta.

*** *** *** *** *** *** *** ***

Arbert


Młody rycerz objeżdżał miasto w poszukiwaniu nekromantów, a właściwie jednej adeptki tej mrocznej sztuki.

Vozu - 2010-09-20, 08:41

Nekromanta obdarzył Luciousa spojrzeniem w którym przeważało niedowierzanie, ale można też było doszukać się pewnego niepokoju.
- Sęk w tym, że nie wiemy. Nie mamy dość informacji żeby ustalić od czego jest zależne tempo zagłady.
Po chwili namysłu dodał:
- Może stulecie. Może dekada. Może rok. A może tydzień...

Arbert
Ani nekromantki która pełniła funkcje posła, ani żadnej innej żywej istoty związanej z nieumarłymi młodzik nie był w stanie wypatrzeć. Niemniej jednak w okolicach budynku w którym dowódcy mieli spotkać się z czarnoksiężnikiem szeregi nieumarłej straży gęstniały, nie dopuszczając absolutnie nikogo niepowołanego do budynków w tej okolicy. Być może gdzieś tam właśnie była.

Reyned - 2010-09-20, 14:14

Aurelia

Aurelia cały czas była bardziej zamyślona po chwili jednak stwierdziła
- Wymieniłeś swoje atuty…obaliłeś co nam powiedziałeś, wystawiając inne. – Przetarła lekko podbródek dobierając słowa do kontynuacji – przy takim zagrożeniu, wielkość wojsk czy funduszy nie gra żadnej roli. Co innego gdy pytamy o rodzaj sprzymierzeńców…Volirae mogą prowadzić badania nad usunięciem portalu, będą robić co potrafią a jak im się nie uda zginą…zaś Daemo mogą próbować, uciec do innego świata gdy skończy im się czas w tym, ale prędzej czy później zamkną za sobą furtkę, ile światów by nie ucierpiało, któryś będzie ostatnim. Paradoks królika i żółwia obalono już dawno. Dałeś nam powód, a zarazem dwa zestawy atutów, niezależnie od tego czy przed chwilą kłamałeś, i tak znajdziemy coś dla siebie… - przeniosła wzrok na Luciusa – W moim guście możesz już wybierać, obie decyzje mnie usatysfakcjonują…tak samo honorowe jest trzymanie słabnącej przysięgi jak podążanie za wyższą racją ku wyższym celom…przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Straż Sidhe.
Gdy na terenie bramy zimnych pojawił się nieznany człowiek wszystkie spojrzenia były kierowane w jego stronę, a bronie jakby w połowie powylatywały z pochew. Jednakże po pewnym czasie to drobne zamieszanie ucichło, jakby człowiek ten nie był traktowany na tyle negatywnie, zaczęto pilnować tylko aby nie zbliżał się do namiotu bez wyraźnej groźby w postawie oddziałów.

Vogel - 2010-09-20, 15:06

Lucious the Lalye

Skinął głową.
- Czy pozostali też zdają całość sprawy na mnie, czy też ktoś ma własną i jednostronną opinią na propozycję nekromantów :?:

*** *** *** *** *** *** *** ***

???

Nerwowa reakcja na przybysza nie została niezauważona. Zakapturzona twarz rozjaśnił szeroki uśmiech okazujący rzędy ostrych kłów. Nie ma zgody, nie ma zaufania to wygląda jeszcze lepiej niż przewidywaliśmy. Następnie zwrócił konia w kierunku namiotu Luciousa oby ten śmieć już na niego czekał.

*** *** *** *** *** *** *** ***

Arbert

Po nieudanym poszukiwaniu zwołał żołnierzy i ustawił ich przed wejściem, w którym zniknęli dowódcy. Nadal nie powrócił albinos co trochę go niepokoiło, być może będzie trzeba go poszukać.

Elendu - 2010-09-20, 20:18

Wzruszeniem ramionami i postawą wyraźnie dała do zrozumienia, że dostosuje się do każdej decyzji. Nie miało dla niej wielkiego znaczenia dla kogo walczy. Póki co liczył się honor rodziny, no i zarobione dla nich pieniądze. Nawet jeśli rodzina to stetryczałe dziadki siedzące na czele rodu tylko dzięki tradycji. Ale nie jej było o tym decydować, i może dobrze. Nie chciała podejmować ważnych decyzji, nie teraz, bez kąpieli i snu po tak długiej podróży, żeby dogonić swoich.
Fergard - 2010-09-20, 20:38

Albrecht

- Ja mam jedno ostatnie pytanie... - Rzucił albinos, mierząc wzrokiem Luciousa od którego na dobrą sprawę zależał teraz ich dalszy byt. - Gdybyśmy przystali na Twoją propozycję, rozumiem, że ludność Torgu i Ruuk pozostałaby w nienaruszonym stanie?
"Mam tylko nadzieję, że nie muszę zdobywać dla niego dodatkowych argumentów na dołączenie do nekromantów...", pomyślał, niespokojnie poruszając się na krześle.

Vozu - 2010-09-21, 08:30

- Myślałem, że to jasne - odparł nekromanta - Jeżeli będę dążył do pokonania was, to ludność mnie nie obchodzi.... chyba, że wejdzie w drogę. Wystarczy, że ich dobrze schowacie, a nie będzie im groziło żadne niebezpieczeństwo.
Fergard - 2010-09-21, 20:22

- Nie mam więcej pytań... - Oznajmił jakby z żalem albinos Albrecht konkretniej, sadowiąc się wygodnie na krześle. Skinął głową Luciousowi na znak, że również dostosuje się do jego decyzji.
Vogel - 2010-09-23, 18:19

Gorazd

Gdy wszedł do namiotu przybysz popijał wino zachowując się przy tym tak jakby namiot należał do niego. Obcy ignorował jego obecność najwyraźniej rozbawiony jego reakcją, stary miecznik nie spodziewał się reprezentanta rodu the Lalye będącego sithe.

*** *** *** *** *** *** *** ***

Lucious the Lalye

Milczał przez dłuższą chwilę wodząc wzrokiem po swoich podkomendnych. Ilu z nich rzeczywiście w całości polega na moim osadzie, a ilu po prostu założyło, że wybiorę jak oni. Na koniec utkwił wzrok w nekromancie i przez chwile trwał w bezruchu.
- Obaj zgadzamy się, że uniknięcie walki byłoby najlepszym wyjściem. Sądząc po dotychczasowym zachowaniu wobec mnie uznaję, że wszystko mówiłeś zgodnie z prawda, a przynajmniej takk jak to przedstawiono Tobie. - Kolejna pauza, cho9ć decyzje podjął już w momencie gdy złożono propozycje to jakoś trudno było mu ją wypowiedzieć. - Niestety jak sam wspomniałeś to demony doprowadziły tu widmo zagłady za co powinno się im odpłacić podobną monetą. Nie mamy pewności co do ich i waszych intencji, jakoś nie wierzę by w razie nieutworzenia portalu do kolejnego świata dopuszczono do niego papistów czy mniej istotnych popleczników. - Spojrzał po twarzach oficerów, starając się odczytać kto rzeczywiście go popiera, a kto liczył na inny wynik negocjacji. - Jak sam wspomniałeś obie strony prowadzą badania nad rozwiązaniem problemu a to zwiększa szanse sukcesu. Jeśli Twoje informacje o waszej przewadze sił są prawdziwe to tym bardziej nie możemy przystać na zaproponowane warunki ryzykując przeważenie szali i zniszczenie jednego z potencjalnych, źródeł ratunku

Elendu - 2010-09-25, 19:16

Spojrzała na dowódcę, skłaniając delikatnie głowę, przyjmując jego decyzję. Podniosła się z siedzenia i skinęła lekko głową nekromancie. - Wygląda na to, że w obecnej sytuacji można było się spodziewać tej decyzji. Mimo to przykro mi na myśl, że musisz zostać naszym przeciwnikiem. Proszę, pamiętaj że nie tylko my możemy tu podejmować decyzje. Jeśli zdecydujesz się walczyć, podejmiemy wyzwanie, jeśli jednak w ciągu tego dnia zdecydujesz na pakt, sądzę że nasz dowódca nie będzie miał nic przeciwko wznowieniu rozmów. - Widać było, że postawa nekromanty jednak wywołała jej szacunek. Mimo to, uważała decyzję Luciousa za właściwą, choć i inną by zaakceptowała. Nie chciała z nim walczyć, lecz zmuszona nie zawaha się wznieść ostrza. Uśmiechnęła się lekko na myśl o powrocie do wygód obozu.
Vozu - 2010-09-25, 19:59

Nekromanta spojrzał wymownie na Eirię, rozkładając przy tym bezradnie ręce.
-Niestety, mam związane ręce. Nie mogę wam pozwolić odejść do papistów żywym, nie póki ja i funkcjonuję. I nie mogę odejść stąd tylko dlatego, że wolałbym uniknąć walk.
Po raz drugi już w czasie tego spotkania zapatrzył się w ogień, przerywając błądzenie po własnych myślach tylko po to, by rzec:
-Życzycie sobie by was odprowadzono, czy sami znajdziecie drogę powrotną? Jak obiecałem, do jutrzejszego południa jesteście całkowicie bezpieczni. A teraz wybaczcie, ale chciałbym zostać sam...

Vogel - 2010-09-26, 11:44

- Nie trzeba, ufamy Ci iż nic nam nie grozi ze strony Twych wojsk tym samym nasza eskorta w zupełności wystarczy. - Ukłonił się wedle etykiety, po czym zwrócił się do towarzyszy. - Czas wracać jeszcze dziś musimy przeprowadzić naradę.
Elendu - 2010-09-26, 16:27

Skrzywiła się lekko słysząc o naradzie, ale mogła się tego spodziewać. Ukłoniła się lekko na pożegnanie i skierowała do drzwi, oglądając się na pozostałych dowódców. Nie wypadało, żeby wychodziła pierwsza, ale też chciała jak najszybciej wrócić do obozu.
Reyned - 2010-09-26, 17:27

Wstała bez słowa, obrót wydarzeń miał dla Aurelii zarówno negatywne jak i pozytywne skutki. Co prawda plan na odebranie Arblithowi panowania spełzł na niczym, a przygotowania mu ucieczki gdyby okazało się że Volirae są od teraz wrogami było zbędne, o tyle wiedzą więcej o tym kim jest wróg, oraz jak zakończyć tą walkę - obie strony muszą istnieć, tak długo, aż jedna zamknie portale, po której stronie by nie walczyli, jeśli nie chcą własnej zguby, powinni pomóc utrzymać równowagę.
Skierowała dumne i powolne kroki do wyjścia, nie miała nic do powiedzenia nekromancie, który zginie najprędzej dnia jutrzejszego, ani dowódcy, którego wybór i tak nie miał w tym momencie znaczenia, co ma nadejść to nadejdzie.
Zaraz za nią wstał jej kronikarz, który wyrwał z księgi ostatnią stronę, aby przetrzeć policzki, najwyraźniej brudne od błękitnego atramentu.

Vogel - 2010-09-29, 17:59

Lucious the Lalye


Podszedł do drzwi lecz nie wyszedł a poczekał aż wpierw zrobią to pozostali. Gdy oficerowie opuścili pomieszczenie i zniknęli w korytarzu zwrócił się ponownie do nekromanty.
- Jeśli przegramy nie wcielaj mych ludzi w szeregi nieumarłych - odwrócił się w stronę drzwi - najemników jest dość byś nawet wzrósł w silę.
Po czym opuścił komnatę zamykając za sobą drzwi, nie czekał na odpowiedź.

Gorazd, ???


- Podobno to Ty masz posłuch wojska choć nie widzę insygni oficera - Gorazd nie odpowiadał wiedział, że sithe tego nie chce - Nie jesteś też szlachcicem, śmierdzisz gównem w którym od pokoleń żyje twój ród. Ale już niedługo, wkrótce to się skończy.

Fergard - 2010-09-29, 20:56

Albrecht

A więc jednak Lucious nie był aż tak mądry, za jakiego go uważał. Albinos westchnął, po czym ukłonił się i opuścił pomieszczenie.
"Być może stoję przed największym wyzwaniem, jakie mnie do tej pory spotkało...", pomyślał. "To kara. Kara za profanację zwłok... Za mój dziwny nawyk ścierwojada..."
Oczy Albrechta rozbłysły, na jego twarzy pojawił się niezdrowy uśmiech. "Ale uwielbiam to!", dodał w myślach, śmiejąc się bezgłośnie. Skelter już na nich czekał, tuż przed bramą wjazdową.

Elendu - 2010-09-30, 08:37

Eiria wyszła z pomieszczenia zamyślona, nie odzywała się też idąc w stronę miejsca, gdzie czekały ich konie. Wychodząc na światło rozejrzała się po twarzach, szukając emocji związanych z wyborem, komu opowiedzenie się po stronie papistów było w smak, a komu nie pasowała. Szczególnie zwróciła uwagę na obcego człowieka, nie potrafiła jednak rozszyfrować jego dziwnej mimiki.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group